Boska komedja (Dante, 1909)/Czyściec/Pieśń IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Dante Alighieri
Tytuł Boska komedja
II. Czyściec
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1909
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Porębowicz
Tytuł orygin. Divina Commedia
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PIEŚŃ IV.

Gdy moc rozkoszy albo moc boleści

Jednę z władz naszej istoty pochłonie,
Duch nasz w niej jednej tak się cały streści,

Że innej władzy nie da postać w łonie:

Przeciw błędowi to wiedz, co orzeka,
Że w nas nad jedną druga dusza płonie[1].

Gdy się więc na co skłoni zmysł człowieka,

To duszę w takie zapatrzenie wtrąca,
Iż nie spostrzega jak jej czas ucieka.


10 
Bo insza jest w niej moc spostrzegająca,

A insza, która źródłem jest pojęciu:
Tamta spętana, ta wolno chodząca. —

13 
Tegom ja doznał w mojem duchowzięciu:

Gdym zmysły topił w urodnej istocie,
Słońce dobiegło stopni pięćdziesięciu[2],

16 
A myśmy zaszli, gdzie w głosów jednocie

Wołała do nas owa święta trzoda:
»Tutaj odpowiedź jest waszej tęsknocie«.

19 
Szersze częstokroć wrotka od ogroda

Rosochatymi cierniami przepina
Kmieć w porze, kiedy dojrzewa jagoda,

22 
Niżeli była ta ciasna szczelina[3],

Którędy z Wodzem wszedłem samowtóry,
Skoro nas duchów odeszła drużyna.

25 
Wejść na Sanleo, zejść z nolijskiej góry

I Bismantowy[4] można dojść grzebienia:
Lecz tu potrzeba chyba lecieć pióry,

28 
Chcę rzec: na skrzydłach pożądnych pragnienia

I być wiedziony takim drogoskazem,
Co krzepi mocy i rozprasza cienia.

31 
Szliśmy więc naskróś rozłupanym głazem

Tak, że nam z obu stron uciskał boki:
Rak i nóg było trzeba użyć razem.

34 
Gdyśmy wpełznęli na krawędź opoki

I na odkrytą natrafili ścianę,
»Gdzież teraz«, pytam, »obrócimy kroki?«

37 
»W górę wprost pnij się przez bramy złupane;

Krok od mych śladów niech się nie odrywa,
Aż przewodnika biegłego dostanę«.


40 
Szczytu źrenica nie dobiegła żywa

I stromszy[5] był stok tej kamiennej bryły,
Niż na promieniu kwadrantu cięciwa.

43 
Zgnębiony byłem, mówiąc: »Ojcze miły!

Obróć się ku mnie i spójrz, jak się nużę;
Stań, lub do reszty opuszczą mię siły«.

46 
»Synu mój!« odparł, »podźwignij się druże!«

I ukazywał kamień w kształcie proga,
Skąd ścieżka wężem wiła się po górze.

49 
Tak dzielna była jego słów ostroga,

Żem lazł na raczkach w górę pracowicie,
Aż na tę krętą perć trafiła noga.

52 
Tameśmy oba siedli na granicie

Twarzą zwróceni na wschód, bo przyjemnie
Poglądać człeku na trudów przebycie.

55 
Naprzód spojrzałem na doliny ciemnie,

Potem w wóz słońca; dziwno mi się zdało,
Że z lewej strony blask uderzał we mnie[6].

58 
Kiedy Wódz ujrzał twarz mą osłupiałą

I wzrok snujący się po słońca szlaku,
Co między nami, a północą stało,

61 
Rzekł: »Gdyby Kastor i Polluks w orszaku

Znajdowali się onego Zwierciadła,
Co w dwu półsferach chodzi po Zodjaku,

64 
Bliżej-by jeszcze Niedźwiedzicy kładła

Wstęga Zwierzyńca płomienną obrożę,
Chyba-by ze swej kolei wypadła[7].

67 
Chcesz-li zrozumieć, jak to dziać się może,

Wyobraź sobie ów Sion padolny
Wyszykowany ku niniejszej górze


70 
Tak, że horyzont posiadają wspólny

W różnych półsferach; więc tor, gdzie swe konie
Źle poprowadził Faëton swawolny

73 
W jednym kierunku bieży po tej stronie,

A zaś, (rachubą już rozwiążesz własną),
W odwrotnym po tej, co ma szczyt w Sionie«[8].

76 
»Zaiste«, rzekłem, »nigdy-m ja tak jasno

Nie widział, ni tak w pewność był bogatym
Tam, gdziem już mniemał, że mi oczy gasną.

79 
Sródkole kręgu najwyższego zatem,

Które mędrcowie równikiem nazwali,
Iż między zimą toczy się a latem,

82 
Tu ku północy wybiega nie dalej,

Niż tam u Żydów na drugiej półsferze
Ku południowi, co się wiecznie pali.

85 
A teraz proszę, byś mi wyznał szczerze:

Daleko-ż tak iść? Stok, co nas prowadzi,
Strzela wysoko, że okiem nie zmierzę«.

88 
A on: »Tę górę takie prawo ładzi,

Że zrazu przykro po jej wysoczyźnie,
Ale im wyżej, tem się idzie gładziej[9].

91 
Kiedy wybiegniesz w takie sfery wyżnie,

Iż czuć przestaniesz, że cię droga nuży
I będziesz jak łódź, co się z prądem śliźnie,

94 
Natenczas koniec ujrzysz swej podróży;

Tam odpoczynek znajdą twoje trudy:
A to wiedz pewnie i nie pytaj dłużej«.

97 
Taką zachętą pokrzepił mej nudy,

A wtem głos jakiś tuż blizko zawoła:
»Może ci będzie trzeba usieść wprzódy!«


100 
Na dźwięk tej mowy zwracaliśmy czoła

I w lewo biegli oczyma do skały,
Cośmy jej przedtem nie spostrzegli zgoła.

103 
Podejdziem bliżej. Osoby tam stały[10]

W cień zasunięte, co padał od ściany,
Jako zwykł stawać człowiek opieszały.

106 
Jeden duch jakby trudem pokonany

U kolan wiązał swoich ramion sploty,
A lica ukrył pomiędzy kolany.

109 
Więc ja do Mistrza: »O panie mój złoty,

Spojrzyj na tego, co siedzi w nieruchu,
Jakby był bratem rodnym bezochoty«.

112 
Ocknął się, głos nasz przyjąwszy do słuchu

I siedząc, okiem z podełba w nas godził,
Poczem rzekł: »Idź sam, gdyś dzielny, mój zuchu![11]«

115 
Poznałem wtedy, kto był; ni przeszkodził

Dech przyspieszony z ciężkiego zmęczenia,
Żem zatem zwolna ku niemu podchodził.

118 
A kiedym podszedł, głowę od niechcenia

Podniósł i mruknął: »Widziałeś słoneczny
Wóz podchodzący z lewego ramienia?«

121 
Te skąpe słowa i ten giest stateczny

Chwyciwszy, usta rozwarłem w uśmiechu.
»Belacqua!« rzekłem, »jużeś ty bezpieczny!

124 
Lecz czemu siedzisz tu w takim nieśpiechu?

Czy przewodnika czekasz? czyli może
Znów jesteś w dawnym zanurzony grzechu?«

127 
»Bracie, i cóż mi w górę iść pomoże,

Gdy zacząć nie da czyścowej katusze
Ptak[12], co u bramy pełni straży boże?


130 
Tylekroć słońca obrót widzieć muszę

Po za tą furtą, ilem żył na świecie,
Żem się ociągał w szczerej westchnąć skrusze.

133 
Chyba, że tam mię modlitwą wesprzecie,

Jeśli z serc w łasce żyjących wynika,
Bo inna w niebie nic nie waży przecie«.

136 
Wódz już odchodził. »Pospiesz! południka«,

Mówił, »już sięga słońce[13] krążąc w toku,
A Noc po skraju morza idąc, tyka

139 
Czarną swą stopą wybrzeży Maroku«.









  1. Że w nas nad jedną druga dusza płonie. Platon przypuszczał w człowieku troistą duszę: wegetatywną, senzytywną i intellektywną. Manichejczycy przypuszczali dwie dusze. Trzy rodzaje dusz platońskich teologowie średniowieczni pojmują jako trzy władze jednej duszy: władzę żywotną, władzę spostrzegania i czucia, władzę pojmowania. Druga z tych władz jest jakby przywiązana do przedmiotów zewnętrznych, bez których nie dałyby się pomyśleć; ostatnia trwa sama przez się. Gdy jedna z władz duszy jest zajęta, cała dusza skupia się w niej i nie dopuszcza innych wrażeń.
  2. Słońce dobiegło stopni pięćdziesięciu. Była w tej chwili 10 godz. rano.
  3. ciasna szczelina. Poeci wchodzą na pierwszy taras (balzo) przez rodzaj korytarza pnącego się ku górze. Nie jest to ciemna jaskinia, ale szczelina (po tatrzańsku »komin«), wyłupana w odstającym cokole góry.
  4. Sanleo, twierdza na górze w prowincji Urbino; Noli, miasto w genueńskiem; Bismantova, góra w księstwie Modeny.
  5. stromszy, tj. wynoszący więcej niż 45°.
  6. że z lewej strony blask uderzał we mnie. Dante siedział zwrócony twarzą ku wschodowi; gdyby się znajdował w naszej sferze północnej, w tym samym miesiącu wiosennym, miałby słońce po prawej ręce: w półsferze południowej położenie słońca było odwrotne. Tak samo dziwili się Arabowie, którzy przybyli na pomoc Pompejuszowi, według Lukana Phars. III. 247 i nast.
  7. Gdyby zwierciadło słoneczne znajdowało się w tej chwili w znaku Bliźniąt, zamiast w znaku Barana, to promienista wstęga Zodjaku musiałaby być zbliżona jeszcze bardziej ku północy, chybaby Zodjak wbrew prawom astronomicznym wypadł ze swej ekliptyki.
  8. Wirgili tłómaczy, dlaczego w Czyścu widzi się słońce bliżej północy, podczas gdy na ziemi bliżej południa. Z jednej strony Syon, z drugiej góra czyścowa znajdują się zarówno po za ekliptyką, jak po za zwrotnikami Raka i Koziorożca, a tylko horyzont mają wspólny, tj. stoją w antypodach. Tor Faetonta, tj. kolej słońca bieży dla nas od lewej ku prawej, podczas gdy dla antypodów od prawej ku lewej. Dante zwrócony ku wschodowi, widzi słońce po stronie lewej i przechylone ku północy.
  9. Im wyżej, tem się idzie gładziej. W wykładzie moralnym oznaczało to, że w miarę ćwiczenia i doskonalenia skrucha i cnota stają się coraz lżejsze i milsze.
  10. Niedbali zajmują pierwszy okręg, będący Przedsionkiem Czyśca i odpowiadający Przedpieklu.
  11. W. 113—4. Leniwy duch zaledwie że podnosi głowę. W oryginale także z lenistwa przemawia monosylabami; Or va’ su tu. Jest nim Belacqua, Florentczyk, fabrykant narzędzi muzycznych, sławny w mieście ze swego lenistwa. Miał być poufałym Dantego, stąd pochodzi żartobliwy ton ich rozmowy.
  12. Ptak. Po raz drugi poeta nazywa Aniołów ptakami. Jest to wspomnienie naiwnej ikonografii średniowiecznej, gdzie Aniołowie istotnie mają postać raczej ptaków, niż istot ludzkich.
  13. południka — już sięga słońce, tj. już jest blizka godzina południowa; w tej samej chwili w Jerozolimie musi być północ, w Marokku zaś zaczyna się noc.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Dante Alighieri i tłumacza: Edward Porębowicz.