Boska komedja (Dante, 1909)/Raj/Pieśń XXXIII
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Boska komedja III. Raj |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1909 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Porębowicz |
Tytuł orygin. | Divina Commedia |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
PIEŚŃ XXXIII.[1]
1 »Dziewico Matko, Córo swego syna[2],Korna a w takiej u aniołów cenie, 4 Ty uzacniłaś ludzkie przyrodzenieTak, że Stworzyciel zszedłszy z majestatu 7 W twem łonie miłość zapłonęła światu,A nią rozgrzany i wiecznym pokojem 10 Tyś nam jest światła południowym zdrojem,Ty śmiertelnikom na porze spiekoty 13 Pani, tej jesteś mocy i szczodroty,Że kto chcąc łaski, do cię nie ucieka, 16 A tak jest wielka twoja dla człowiekaKtóry cię wzywa, uczynność i dbałość, 19 W tobie jest zbożność i w tobie wspaniałość,W tobie dobroci poryw miłosierny, 22 Ten, co od świata najgłębszej cysternyDotąd, gdzie oczom widne rzeczy wieczne, 25 O siły oto błaga dostateczne,Aby mógł zrzucić kryjącą zasłonę 28 Żądzą zjawienia mniej dla siebie płonęNiźli dla niego: błagam, niech cię wzruszą 31 Mgły doczesności niech się w nim rozprószą,— To mu u Boga sprawi twa wymowa — 34 Jeszcze cię o to proszę, o Królowa,Za której wolą idzie czyn w pokłonie, 37 Stłum namiętności ludzkie w jego łonie;Patrz, Beatrycze śród świętego wiana 40 Jej drogie oczy, ulubieńce Pana,Utkwione w mówcę zaraz znać mi dały, 43 I znów je zwraca do wieczystej Chwały,— Ani się może pomieścić w rozumie, 46 A ja w tej chwili już pewny, że tu mięCel ostateczny mych tęsknot nie minie, 49 Bernard uśmiechnie się do mnie i skinie,Bym patrzał w górę; lecz mię już nie wspiera 52 Bowiem źrenica otwarta i szczeraCoraz się w szczytnem świetle prawdy piększy 55 Od owej chwili mój wid stał się większyNiż ludzka mowa potrafi mu sprostać 58 Jak temu, co śniąc widzi cudną postać,Wrażenie miłe trwa, choć sen uciecze, 61 Tak mnie: z pamięci mej już nadczłowieczePierzchają mary, a jeszcze mi rzadki 64 Słońce odkształca tak śniegowe płatki,Tak podmuch wiatru rozpraszał kłąb liści, 67 O szczytne światło, błyszczące gwiaździściejPonad pojęcie; wspieraj mię w zamiarze, 70 Niechże obficie zaczerpnę w twym żarze:Jeśli choć jedna iskra zeń odpryśnie, 73 Jeśli choć nieco z moich marzeń wyśnięI zdołam oddać szukanymi tony, 76 Tak w owej chwili byłem porażonyŻywym promieniem, iżby mię oślepił 79 Tu pomnę owszem, iż się mi pokrzepiłI zahartował wzrok tak doskonale, 82 O hojna Łasko, przez którą zuchwaleKu nieśmiertelnej zbliżam się potędze 85 W jej łonie widzę wszystkich bytów przędzę:Kochanie wiąże jednolitym splotem 88 Treść i przejawy rzeczy z ich przymiotem,Złożone razem w takie pełne dziwo, 91 Uniwersalnych praw wieczne ogniwo[6]Musiałem widzieć, bo wspomnienie zjawy 94 Zbladła, jak blednie dziś pamięć wyprawyZ przed wielu wieków, gdy pierwszego razu 97 Nieporuszony stałem, bez wyrazu,A myśl skupiona i w jeden punkt wbita 100 Skoro to światło raz duszy zaświta,To niepodobna, gdy się z niem zespoli, 103 Bowiem szczęśliwość, cel najwyższy woliTam jest zupełna; co się tam nie wszczyna 106 Ile się nawet z chwil tych przypominaPamięci mojej, słowem nie pochwycę: 109 Nie przeto, by miał kształty wieloliceÓw blask ogromny, w który-m patrzał bacznie, 112 Lecz wzrok mój, który mocy nabrał znacznie,Gdy się tak mienię, w istocie spoistej 115 Oto w głębinach materji przejrzystejŚwiatła, zjawił się rys trojga obręczy, 118 Jeden z drugiego krąg, jak tęcza z tęczyZdał się odbity, a w trzecim pałało 121 Słabą zaiste mową, nieudałąDo moich myśli, te widzenia mącę 124 Zarzewie wieczne, samo w sobie tkwiące,Samo — pojętne, samo — pojmowane, 130 Na owem kole, które z siebie braneZda się promieniem z promienia odbitym, 130 W niem, ale własnym malowany świtemZjawił się twarzy człeczej wizerunek... 133 Jak gieometra wykreśla rysunekNa kwadraturę koła i zestawia 136 Tak mnie zjawienie nowe zastanawia:Podpatrzeć chciałem, jako się sprzymierza 139 Lecz nie wystarczał lot ziemskiego pierza...Wtem grom mię raził; myśl w cudo się grąży, 142 Dalej fantazja moja nie nadąży.— A już wtórzyła pragnieniu i woli 145 Miłość, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy[8].
KONIEC.
Skończyłem w Belalp w Alpach walliskich, w Sierpniu 1905 r., przerobiłem w 1908 r.
|
- ↑ Niebo empirejskie. C. d. Wizja Trójcy św. Zachwycenie.
- ↑ Dziewico Matko, Córo swego Syna: antytezy tchnące barokiem, który jednak nie razi wobec wzniosłości tematu.
- ↑ Żar pragnień w sercu przyciszam. Przedziwny moment ukojenia jeszcze przed dopięciem najwyższej rozkoszy, odmiennie od żądz ziemskich, które nawet nasycone pozostawiają po sobie tęsknotę.
- ↑ sybilskie zagadki. Wyrocznie Sybilli kumejskiej były wypisywane na liściach; wiatr wpadający do groty rozpraszał je i mącił jasne orzeczenia.
- ↑ iżby mię oślepił. Poeta utonął wszystek w blasku bożym, dlatego straciłby wzrok, gdyby się nagle ocknął w innem świetle.
- ↑ W. 85—91. Poeta ogląda stosunek wzajemny zjawisk, które zmysłom wydają się luźnemi, oraz poznaje prawo powszechne, które je wiąże. Poznaje też, czem są: Treść, przymiot, przejawy, substantia, accidens, habitus, — trzy składniki wszelkiego bytu.
- ↑ W. 94—6. Rozkosz ogromna wyniesiona z oglądania Boga nie mogła taką pozostać w pamięci i musiała zbladnąć, jak pamięć owej pierwszej wyprawy, którą oglądało morze.
- ↑ W. 109—45. Poeta pragnąc usymbolizować tajemnicę Trójcy św., przedstawia ją w szeregu mieniących się obrazów, ostrzegając równocześnie przed mniemaniem, jakoby to zjawiska się mieniły: mienił się jego wzrok, który więc naprzód obaczył niby trzy tęcze równego obwodu, ale barwy różnej, jakby odbite jedna z drugiej. A potem w tęczy środkowej, w świetle odbitem zjawił mu się wizerunek twarzy człowieczej, tj. w Słowie bożem ujrzał naturę boską Chrystusa. Na stosunek tych dwu natur i na ich związek wzajemny pragnął znaleźć formułę, jak na kwadraturę koła. Lecz próżno dociekał, gdy wtem został jakgdyby rażony gromem i wybłysło mu najwyższe poznanie. Zaczem pragnienie jego i wola potoczyły się ruchem zgodnym z miłością bożą.