<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Bratobójca
Wydawca Józef Unger
Data wyd. 1897
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Caïn
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LIX.

Robert kończył się ubierać.
— Mój przyjacielu — zapytała go Aurelia — czy możesz mi użyczyć kilku chwil? Będę ci wdzięczną.
Oddawna już pani Verniere nie mówiła do męża tak uprzejmie.
— Interesa moje są na dobrej drodze — pomyślał.
Potem odpowiedział:
— Jestem całkiem do rozporządzenia twego, moja droga Aurelio... Ale powiedz mi przedewszystkiem, czyś wypoczęła już?.. Czyś dobrze spała?
— Nie zamknęłam oczu przez całą noc.
— Dlaczego?.. Czyś była cierpiącą?
— Cierpiącą, nie. Byłam tylko zajęta myślami.
— Co do naszej synowicy?
— Tak, i z powodu syna mego, o czem chcę z tobą pomówić.
Robert był zbyt jasnowidzący, ażeby nie zrozumieć natychmiast, że będzie między nimi mowa zaraz o propozycyi, uczynionej w przeddzień przez Daniela Savanne.
Ale postanowił zaczekać, aż sama Aurelia zacznie mówić w tym przedmiocie!
Oczekiwanie jego było krótkie.
— Czyś się namyślił, mój przyjacielu — podjęła pani Verniere — nad projektem, o którym pan Savanne mówił z nami wczoraj.
— O projekcie odbudowania fabryki i prowadzenia dalej interesów mego biednego brata?
— Tak.
— Myślałem, jako o projekcie nęcącym, ale nie mogącym być urzeczywistnionym.
— Dlaczego?
— Dla bardzo prostej przyczyny, ponieważ wszystko to zależy od pieniędzy, a ja nic nie jestem w stanie na to poradzić.
— A gdybym ja na to poradziła? — Położenie byłoby inne.. Czy doprawdy byłabyś gotowa?..
— To zależy od ciebie...
— Odemnie?
Tak, bo, przed rozpoczęciem wykonywania projektu, chciałabym się dowiedzieć, czy projekt ten wydaje ci się dobrym, nie ryzykownym, tak, że dla interesu tego można włożyć poważny kapitał... słowem, chciałabym usłyszeć zdanie szczere człowieka tak fachowego, jak ty...
— Moje zdanie jest bardzo szczere... Gdyby firma Verniere prowadziła dalej interesa bez naszej pomocy prócz niezbędnej na odbudowanie fabryki, kontrakty, zawarte przez mego biednego brata z ministeryum wojny i marynarki, utrzymałyby swą moc... Te kontrakty, oraz roboty dla przemysłu paryskiego dałyby niezawodnie zyski znaczne.,. Gdybym stanął na czele odbudowanej fabryki, w ciągu trzech lat podwoiłbym wartość włożonych kapitałów.
— Jesteś tego pewien?
— O! najzupełniej.
— Zatem sądzisz, że dla Filipa byłaby zapewniona przyszłość... i to przyszłość świetna? Robert spojrzał na żonę ze zdziwieniem.
— Czy chcesz, ażeby Filip kierował przedsiębiorstwem! — zawołał. — W jego wieku byłoby to niebezpieczne, chociaż ma charakter prawy, duże wiadomości i wybitne zdolności.
— Nie myślę, bynajmniej oddawać w jego ręce steru interesów, ale przydać ci go do pomocy, jeżeli obejmiesz kierunek.
— O! jego pomoc byłaby wielce cenną!
— Więc byś nie wahał się wziąć go za wspólnika?
— Nie, bo nikt go tak dobrze ocenić nie potrafi, jak ja...
— A więc, mój przyjacielu, występuję z propozycyą?..
— Zgóry jest przyjętą.
— Poczekaj, aż ją usłyszysz. Między tobą, synem moim i córką zrujnowaną brata twego, zawiązaną zostanie urzędownie współka. Do ciebie wyłącznie należeć będzie kierunek... Zyski dzielone będą na trzy równe części. Czy ci się to wydaje słusznem?
— Tak.
— Zatem się zgadzasz?
— Bez najmniejszego wahania, zapewniam cię.
— Wszystko więc jak najlepiej. Oddaję do twego rozporządzenia sumę sześćset tysięcy franków.
— Sześćset tysięcy franków! — powtórzył Robert, olśniony tą cyfrą.
— Tak, dwieście tysięcy franków dla ciebie, dwieście tysięcy dla Filipa i dwieście tysięcy dla Aliny Verniere.
— Z takim kapitałem — podchwycił bratobójca — i, będąc w sile wieku, czuję się zdolnym postawić przedsiębiorstwo na pierwszorzędnej stopie... Jakbądź wysokie miała stanowisko firma Ryszarda Verniere, to firma Robert Veniere & Comp. nie tylko jej nie zawstydzi, ale ją przewyższy swym blaskiem.
— Ja zaś nie wspomnę nigdy przeszłości, mój przyjacielu — podchwyciła Aurelia po chwili milczenia. — Od dziś, od tej godziny wszystko już zatarte... Zaczynam znów w ciebie wierzyć i mam przekonanie, że odtąd celem twego życia będzie rehabilitacya przeszłości!..
— Dziękuję ci! — odrzekł Robert obłudnie — te poczciwe słowa podwajają moją odwagę i wolę... Zaufanie, jakie mi okazujesz, nie dozna zawodu. Fabryka w Saint-Ouen odrodzi się ze swych popiołów i wkrótce, zaręczam, warta będzie miliony.
— Wtedy ja ci dziękować będę, Robercie, w imieniu syna mego i twojej synowicy, bo również spłacisz dług, względem pamięci twego nieszczęśliwego brata...
— Czy Filip wie o twoich projektach? — zapytał morderca Ryszarda.
— Tak.
— I pochwala je?
— Z całego serca.
— Więc co mamy czynić?
— Najprzód udamy się do pana Savanne, ażeby mu oznajmić, co zostało ułożone. Następnie ja pojadę do Nancy, a ztamtąd do Berlina. Filip pozostanie z tobą.
— Po co ta podróż tak spieszna?
— Krótko ona potrwa, ale jest niezbędną. Przedsiębiorstwo, któremu masz się poświęcić wraz Filipem wymaga pieniędzy uruchomionych... Zaciągnę pożyczkę na me dobra w Niemczech i w Alzacyi-Lotaryngii i dam polecenie, aby je sprzedano... Odtąd mieszkać będziemy we Francyi, i tylko we Francyi, czego pragnęłam od tak dawna.. Z Nancy lub z Berlina przyślę ci pieniądze. Spodziewam się, że moja obecność dłużej nie potrwa nad tydzień... Potrzeba nam domu, mało oddalonego od fabryki w Saint-Ouen... Jeżeli znajdziesz coś odpowiedniego, kup natychmiast... A teraz ubierz się... Ja też to uczynię i pójdziemy do pana Savanne.
I Aurelia opuściła męża.
Ten z dobrą wiarą twierdził, że fabryka w Saint-Ouen, odbudowana, będzie się rozwijała pomyślnie, pod jego kierunkiem i że ta pomyślność przybierze kolosalne rozmiary.
Z wielką też ochotą przyjmował swego pasierba za wspólnika.
Młodzieniec, tak, jak go poznał, stanie się dla niego, o czem nie wątpił, nieoszacowanym współpracownikiem.
Robert doświadczał głębokiej radości, myśląc, że znajdzie się na czele pierwszorzędnego przedsiębiorstwa, że będzie mógł na wielką skalę urzeczywistnić wymarzone wynalazki i rozkazywać armii robotników, stać się człowiekiem poważanym, osobistością wybitną, obracać milionami.
W upojeniu tej radości zapomniał o swej zbrodni.
Nagle jednak powróciła mu pamięć.
Klaudyusz Grivot! Jego wspólnik. Ten wspólnik upomni się o swoją część... Trzeba będzie policzyć się z nim.
Ha! to da mu jego część: dwieście dwadzieścia pięć tysięcy franków, i wszystko się skończy.
Pozostanie mu jeszcze przeszło pięćset pięćdziesiąt tysięcy franków, licząc w to trzysta tysięcy franków z depozytu Gabryela Savanne, o którym Klaudyusz nie wiedział.
Majstra zatrudni w fabryce, da mu nawet piękne stanowisko, tak, ażeby go jeszcze mieć pod ręką, w razie gdyby zaszły jakie zawikłania.
Cóż znowu! nie wierzył w nie!
Nie przypuszczał, ażeby były możebne! Wszystko się urządzi tak, że nawet cień podejrzenia nie dosięgnie go nigdy.
Duma biła mu do głowy.
— Ja także — rzekł do siebie — będę szanowany i poważany, jak był Ryszard, i nawet bardziej jeszcze, gdyż będę bogatszym! Ja także zawieszę na sobie wstążeczkę legii honorowej.
I nędznik dodał z cynicznym uśmiechem:
— Fortuna mężnym sprzyja!
A wyrzuty sumienia?
Nie miał żadnych. Zresztą czyż nie będzie pracował dla wzbogacenia córki brata? Wszystko więc było dobrze, ponieważ wszystko kończyło się dobrze.
Aurelia i syn jej weszli do jego pokoju.
— Dzień dobry, mój młody wspólniku, moje prawe ramię — rzekł wesoło, wyciągając rękę do Filipa.
I młodzieniec uścisnął rękę krwawą bratobójcy.
Była godzina dziesiąta.
— Chodźmy prędko — rzekła pani Verniere.
Pilno jej było mieć wiadomości o Alinie i oznajmić Danielowi Savanne o powziętem postanowieniu, jak również o zapewnieniu sowitego udziału biednemu dziecku, tak okrutnie dotkniętemu nieszczęściem.
Sędzia śledczy natychmiast przyjął swych gości i zwiastował im, że młoda dziewczyna, po nocy spokojnej, miała się dobrze, a nawet lepiej, niż możnaby się spodziewać.
— Czy będziemy się mogli widzieć z panną Aliną? — zapytał Filip niespokojny.
— Zobaczycie ją państwo dziś w wieczór, jeżeli raczycie być u nas na obiedzie — odpowiedział Daniel.
— Z ochotą przyjmujemy — rzekła Aurelia — będę szczęśliwą z ucałowania drogiego dziecka przed moim wyjazdem.
— Pani wyjeżdża? — zawołał pan Savanne.
— Tylko na dwa dni, a Robert wytłomaczy panu cel mej krótkiej podróży.
Robert zabrał głos, a. czytelnicy wiedzą już, co miał powiedzieć.
Daniel słuchał go z głębokiem wzruszeniem i nie mógł powstrzymać łez rozczulenia, kiedy się dowiedział, jaki udział będzie mieć w spółce córka Ryszarda.
Wstał i uścisnął ręce pani Verniere.
— To wielkie, co pani czynisz — rzekł głosem drżącym. — To godne takiego serca jak pani.
Potem, zwracając się do Roberta, dodał:
— Nie trzeba tracić chwili czasu. Jutro niedziela, więc nie pójdę wcale do sądu. Chcę pan, ażebyśmy razem obejrzeli place, na których wznosiła się spalona fabryka? Jednocześnie zapoznam pana z kasyerem i głównym majstrem pańskiego biednego brata... panami: Prieurem i Klaudyuszem Grivot, ludźmi uczciwymi i oddanymi... Oni pana objaśnią, jakie umowy były zawarte przez Ryszarda z rządem i osobami prywatnemi.
— Chciałem pana o to prosić.
— Czy zna pan w Paryżu budowniczego, któremuby pan mógł powierzyć roboty około odbudowy?
— Nie.
— To panu polecę godnego zaufania.
— Będę panu wdzięczny/
— Skoro pani Verniere sprzedać ma swe posiadłości, to zapewne będą państwo mieszkali w Paryżu lub w okolicy.
— Żona moja chce kupić dom w pobliżu Saint-Ouen.
— Znam dom ładny i dogodny do sprzedania w Neuilly, wśród drzew, nad brzegiem Sekwany.
— To byłoby dobrze, gdyby tylko cena była nie wysoka. Ile żądają?
—Nie wiem dokładnie, ale właściciela znam, i warunki jego nie będą wygórowane.
— Obejrzymy ten dom — rzekł Robert.
Pokażę go panu.
Henryk i Matylda przyłączyli się do gości w salonie, a Daniel ich obeznał z powziętymi projektami, którym przyklasnęli gorąco.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.