Dzieła Wiliama Szekspira/Objaśnienia/Juliusz Cezar
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Juliusz Cezar |
Pochodzenie | Dzieła Wiliama Szekspira Tom II: Objaśnienia |
Wydawca | Księgarnia Polska |
Data wyd. | 1897 |
Druk | Piller i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Wszystkie obj. do tomu II Wszystkie objaśnienia Cały tom II Cały zbiór: Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI |
Indeks stron |
Z tragedyi rzymskich jest „Juliusz Cezar“ najstarszą; wymieniają ją jako nowość teatralną w 1601 r. Czas jej powstania przypada więc na schyłek 16. albo początek 17. wieku. Rzecz dzieje się pod koniec Rzeczypospolitej rzymskiej, od roku 45. przed Chrystusem, do bitwy pod Filippi tj. 42. p. Chr. Osnowa tragedyi zbudowana w całości i w najdrobniejszych szczegółach na wspomnianem dziele Plutarcha, który w żywotach Juliusza Cezara, Brutusa i Antoniusza, dzieje ówczesne tak mniej więcej przedstawia:
Panowanie Cezara dało się w oznaki Rzymianom. Tryumf, który śmiał odprawić po zwycięstwie Rzymian, obraził wszystkich, i odtąd zaczęło i w przyjaciołach jego słabnąć ku niemu przywiązanie. Bojaźń wymuszała pochlebstwa, nakazy senatu i ludu brzmiały pochwałami zwycięzcy.
Wszystkie te jednak wymuszone względy zwiększały nienawiść przeciw temu, któremu nie dostawało do zupełnego jedynowładztwa tylko tytułu monarchy. Chcieli mu go nadać pochlebcy i on tego pragnął, ale że rzecz była trudna i wielce niebezpieczna, ostrożnie sobie w tej sprawie postępował.
Przyszedł nakoniec czas, gdy miał paść ofiarą swej nienasyconej dumy. Zdało mu się, iż przezwycięży niechęć powszechną i oswoi Rzymian z cezaryzmem. Zrazu, jak się już rzekło, nieznacznie objawiał tę chęć swoją, która jaśniej się potem wydała przez podłych wykonawców jego woli.
Że się ten pierwszy krok nie udał, nie przestali oni pracować nad spełnieniem tego dzieła. Jakoż w czasie obrzędów, zwanych Luperkalia, gdzie czciciele leśnego bożyszcza obiegali nago ulice i przysionki, Antoniusz włożył Cezarowi na głowę koronę z laurowym wieńcem, na co lud zgromadzony słabym się tylko ozwał okrzykiem. Co spostrzegłszy Cezar, zrzucił koronę z głowy, a natychmiast odezwały się całego ludu radosne okrzyki, których znieść nie mogąc wyszedł ze zgromadzenia.
Jawne te dążenia Cezara ku cesarstwu, stały się nakoniec przyczyną sprzysiężenia na jego życie. Ukochany przezeń Brutus z Kasyuszem byli na czele spisku, złożonego z najznakomitszych obywateli. Przestrzegany wielokrotnie o niebezpieczeństwie życia, rzekł: „Lepiej umrzeć, niż obawiać się śmierci“. Zaskoczyła go ona dnia 15. marca w senacie, gdzie obskoczony od sprzysiężonych, puginałam i skłóty, dokonał życia, mając pięćdziesiąt sześć lat.
Dzieje tego sprzysiężenia opisuje Plutarch szczegółowo w życiu Brutusa. Marek Brutus pochodził ze starożytnego rodu, w prostej linii od tego Brutusa, który wypędzając króla, zaszczepił pierwiastki wolności w Rzymie. Dobre wychowanie udoskonaliło te przymioty, które mu szczęśliwe nadało przyrodzenie. Różnił się od innych tem, iż nie będąc skorym w działaniu, pilnie wprzód rozważał, co miał czynić, ale gdy raz rzecz przedsięwziął, z nieprzełamaną statecznością dążył do jej uskutecznienia.
Z Kasyuszem łączyła go ścisła przyjaźń. Kasyusz, człowiek gorący, porywczy, który może bardziej osobiście nie lubił Cezara, niż się brzydził tyranią, zapalał Brutusa i popychał do czynu. Powszechnie też o nich mawiano: Brutus nienawidzi tyranii, Kasyusz tyrana.
Ten ostatni, żarliwy swobody obrońca, widząc jak przemoc Cezara niszczyła rzeczpospolitę, odwodził Brutusa od poufałości z nim, zohydzał mu nieprawe jego postępki.
Powtarzane te namowy odniosły nieznacznie skutek, tak że niebawem spostrzegł sam Cezar stygnącą ku sobie przyjaźń ukochanego Brutusa. Z niezmiernym żalem odczuł tę odmianę, i lubo ufał jego cnocie, nie mógł raz powziętego podejrzenia, przezwyciężyć.
Przyłączyły się do namów Kasyusza prośby i nawoływania, iżby Brutus nie próżno to nazwisko nosząc, stał się, na wzór przodka, Rzymu wybawicielem. Nie raz znajdował podrzucone przed sobą kartki z napisem: „Spisz Brutusie!“, a przechodząc koło posągu zbawcy Rzymu, ujrzał napis. „O gdybyś żył teraz!“ Nie było dnia, w którymby nie odbierał listów pobudzających do naśladowania przykładu przodka, te zaś listy i kartki mnożyły się tem bardziej, im jawniej znać było, iż Cezar zmierza do jedynowładztwa.
Kasyusz porozumiewał się tymczasem z przyjaciółmi w sprawie spisku na Cezara, wszyscy mu obiecali pomóc, byle tylko stanął na czele Brutus, któryby sławą swą i przytomnością, przydał powagi słuszności dziełu. Inaczej nie mieliby na nie dosyć odwagi a po wykonaniu zamysłu, nie uniknęliby podejrzenia lub kary.
Każdyby sobie pomyślał, gdyby to był czyn szlachetny, nie wyłączyłby się od niego Brutus. Przekonany o tem Kasyusz poszedł do Brutusa. Czy będziesz pierwszego — zapytał go — w senacie? Bo tego dnia jak słyszałem, chcą przyjaciele ogłosić Cezara królem. Nie będę — rzekł, Brutus. Na to Kasyusz: Nie będziesz? a gdy nas powołają? — Milczeć wtedy nie będę i sprzeciwię się, choćby mi, przyszło umrzeć na ołtarzu wolności.
Ośmielony taką odpowiedzią, odezwał się Kasyusz w te słowa: Brutusie! winieneś spłacić dług Rzymowi przez przodków zaciągnięty, musisz zgładzić tyrana. Wszyscy gotowi położyć za ciebie życie.
Kończąc te słowa, uścisnął go po przyjacielsku. Rozeszli się potem do swoich. Z przyjaciół Pompejusza był na ten czas w Rzymie Qu. Ligarius. Ten bardziej ważący w sercu zemstę niż niebezpieczeństwo, które mu groziło, śmiertelnie Cezara nienawidził, a do Brutusa szczerze się przywiązał. Odwiedził go Brutus chorego, i na wstępie zaraz odezwał się do niego: W jakimże to czasie chorujesz? — Na te słowa porywa się Ligaryusz, opiera na łóżku i podając rękę Brutusowi rzecze: Ale jeżeli ty co godnego siebie zamierzasz, ja zdrów jestem. — I zaczęli wyrozumiewać, którym ze swych znajomych można zaufać, między innymi ukryli swoje zamiary przed Cyceronem, bo się obawiali, żeby ten mąż, z natury niezbyt odważny, którego już sam wiek nastrajał do większej ostrożności, nie stępił ich odwagi i nie ostudził zapału.
Wielu dowiedziawszy się, że Brutus stoi na czele spisku, chętnie się przyłączyło. Rzecz uwagi godna, że sprzysiężeni nie związali się żadną przysięgą, żadnymi obrzędem ani ofiarami, a przecież z niczem się nie wydali. Brutus znał wielkość niebezpieczeństwa, nie pokazywał wprawdzie publicznie żadnej po sobie niespokojności, nikt nie dostrzegł w nim najmniejszego pomięszania, ale u siebie w domu, zwłaszcza w nocy, był jakby nie swój. Przebudzał się często, zrywał się, zatapiał w myślach, wystawiając sobie wszystkie trudności i niebezpieczeństwa.
Żona Porcya, w tym samym pokoju sypiając, wnosiła stąd, że musi coś wielkiego ważyć i układać. Dzielna ta Rzymianka, biegła w filozofii, do męża przywiązana, nie chciała wprzód wiedzieć jego tajemnicy, pókiby sama sił swoich nie doświadczyła. Zadała więc sobie na próbę głęboką ranę i wśród największych bólów tak mówiła do męża: Jestem córką Katona, ty mię pojąłeś Brutusie nie za towarzyszkę tylko łoża i stołu, ale wszelkiego szczęścia i niedoli. Nie dałeś mi ze swojej strony najmniejszego powodu do żalu. Lecz jakiż bym ja ci mogła dać dowód mego przywiązania, gdybym nie była zdolną uczestnictwa w wielkich twoich zamysłach, które wymagają stałości i tajemnicy. Chciałam się sama o tem przekonać. Już teraz wiem z doświadczenia, że mogę ból wytrzymać. To mówiąc, pokazuje zadaną sobie ranę.
Skoro nadszedł czas na walną radę senatu, przeznaczony na dzień 15. marca, zwany u Rzymian idus, Brutus nikomu nic oprócz żony nie mówiąc, wziął sztylet pod togę, i udał się na rynek. Inni zebrali się u Kasyusza i stamtąd poszli do przysionku Pompeja, gdzie czekali na Cezara, który wkrótce miał przybyć.
Sprzysiężeni zachowywali się z największym spokojem. Były jednak chwile, które mogły zatrwożyć najstalsze umysły i ułożony zamysł pomieszać. Naprzód Cezar długo nie przychodził. Zatrzymywała go żona Kalpurnia, zabraniali wychodzić wieszczbiarze, widząc niepomyślne wróżby. Potem przybliżył się ktoś do Kaski, jednego ze spiskowych, wziął go za rękę i szepnął do ucha: „Próżno taiłeś się przede mną, wiem wszystko“.
Jeden z senatorów, Popilius Lenas, przywitał się z Brutusem i Kasyuszem, i po cichu powiedział im: „Niech wam bogowie zrządzą pomyślny skutek przedsięwzięcia. Ale się spieszcie, bo wasz zamysł nie jest tajemnicą“. Ledwie tych słów dokończył, odszedł natychmiast.
Tymczasem Porcya w największej niespokojności o to, co się stanie z mężem, zasłabła i pod ciężarem śmiertelnej tęsknicy, prawie obłąkana, wybiegała z domu, pytając przechodzących, co się dzieje z Brutusem. Wyprawiała do niego posłańców za posłańcami, aż padła na progu swego domu, bez zmysłów. Rozeszła się pogłoska, że Porcya umarła. Dowiedziawszy się o tem Brutus, zmięszał się bardzo. Ale nie odstąpił swojego zamysłu. Nakoniec pokazała się zdaleka lektyka Cezara. Popilius Lenas, ten sam, który nie dawno przestrzegał Brutusa, przystępuje do Cezara i długo z nim rozmawia. Słuchał go Cezar cierpliwie i z wielką uwagą.
Sprzysiężeni nie mogli tego słyszeć, co Lenas mówił, ale wnosili, że odkrywa cały spisek. Zmięszali się nie mało, a spoglądając na siebie wzajemnie, dawali sobie do zrozumienia, iż nie potrzeba czekać, aż ich porwą. Brutus jednak uważając, poznał Lenasa, że był raczej w roli proszącego niż oskarżyciela. Nic jednak nie rzekł, bo było koło niego wielu do spisku nienależących, ale twarzą wesołą uspokoił Kasyusza.
Gdy senatorowie wchodzili do sali, spiskowi otoczyli Cezara, jakby mając z nim co mówić. Kasyusz spojrzał na posąg Pompejusza, właśnie jak gdyby go wzywał na pomoc. Skoro Cezar usiadł na swojem miejscu, obstąpili go spiskowi. Najbliżej do niego przystąpił Tulius Cimber, prosząc za bratem, aby go Cezar odwołał z wygnania. Pomagali mu inni w tej prośbie, dotykając się Cezara twarzy i sukni. Chciał się uchylić od natrętnych próśb. Ale widząc, że nie odstępują, obruszył się i zamierzał ich od siebie odepchnąć. Wtedy Kaska pchnął go z tyłu sztyletem.
Stan duszy Brutusa był gwałtowny. Miłość ojczyzny nagliła go ku jej wybawieniu, na zgubę Cezara, który go nad wszystkich innych najbardziej poważał i kochał. Przemogła nakoniec niepohamowana żarliwość i mąż cnotliwy odważył się na zabójstwo swojego dobroczyńcy, dobył sztyletu, który wśród senatu w owym pamiętnym dniu 15. marca pozbawił Cezara życia. Wieść niesie, iż Cezar widząc go w liczbie zabójców, zawołał: „I ty Brutusie!“ i zasłoniwszy oczy, wyzionął ducha.
Po zabiciu Cezara, chciał natychmiast Brutus obwieścić przytomnym powody tego czynu i wzbudzić w senatorach zapał ratowania ojczyzny. Ale okropność widoku nie dała mu do tego sposobności. Porwali się z miejsc senatorowie i opuścili gmach, w którym byli zgromadzeni. Lud przestraszony ze wszech stron tłoczył się, uciekał, zostali więc sami wspólnicy spisku. Zgodzono się na to, żeby Antoniusza pozbawić życia, ale Brutus sprzeciwił się, przekładając towarzyszom, iż zabójstwo to zmniejszy znaczenie ich dzieła.
Szli zatem wszyscy z zakrwawionemi jeszcze rękami do Kapitolu, i okazując ludowi krwią zbroczone miecze, pobudzali go do odzyskania wolności. Wznoszono ze wszech stron radosne okrzyki, a gdy się lud licznie zgromadził, zabrał głos Brutus, opowiadając, z jakich przyczyn ukarano Cezara. Po skończonej mowie dały się zewsząd słyszeć głosy uwielbienia takiego czynu.
Ośmieleni tem sprzymierzeńcy udali się na rynek, ale już nie takimi jak w Kapitolu okrzykami przyjęci. Zamiast pochwał, usłyszeli narzekania i pogróżki, te zaś tak się poczynały coraz bardziej wzmagać, iż musieli się nazad wrócić do Kapitolu.
Nie długo potem ogłosił Antoniusz ostatnią wolę Cezara, którą lud do dziedzictwa powołał. A gdy właśnie wówczas zwłoki zmarłego niesiono, zabrał głos, i, wielbiąc Cezara, pokazał ludowi odzież jego puginałami skłótą, czem tak rozrzewnił wszystkich, iż złorzecząc zabójcom rzucili się na ich domy, i byliby ich pozbawili życia i mienia, gdyby się nie ratowali prędką ucieczką z Rzymu.
Miejsce ich schronienia było Ancyum, tam oczekiwali na sposobną chwilę, w którejby mogli do Rzymu powrócić.
Brutus złączywszy siły swoje w Azyi z Kasyuszem, stanął na czele wojska. W tem położeniu naradzali się. wspólnie, co mieli począć. Żądał Brutus od Kasyusza, aby mu pożyczył skarbów, które był zebrał w Syryi, ponieważ pieniądze swoje wyłożył na budowę i uzbrojenie okrętów. Lubo sprzeciwiali się tej pożyczce przyjaciele, Kasyusz dał trzecią część swojego mienia na cel publiczny, ale z Brutusem się poróżnił.
W Sardach, stołecznem mieście Lidyi, przybył do Brutusa Kasyusz, a że z powyższych przyczyn zaszło miedzy nimi nieporozumienie, wzajemnie wymawiali je sobie. Zamknąwszy się nakoniec w namiocie, dali się uwieść zapalczywości, tak, iż lubo nie kazali nikomu wchodzić do siebie, przerazili wszystkich. Słysząc krzyki, obawiano się, aby ich popędliwość nie przyniosła złych skutków. Odważył, się więc Fawoniusz wnijść do nich i lubo go zrazu źle przyjęli, przerwał jednakże ich rozmowę, tak, że się rozeszli udobruchani. W dalszem obcowaniu uśmierzyły się zupełnie te kłótnie, a odtąd w najściślejszej zostawali przyjaźni.
Kładzie w tem miejscu Plutarch wielokrotnie potem powtarzaną powieść, iż gdy raz w namiocie swoim Brutus spoczywał bezsennie, a lampa dogorywająca, słabą wydawała jasność, spostrzegł zbliżającą się ku niemu postać, która przy łóżku jego, stanęła. Na zapytanie, czem by była, usłyszał odpowiedź: „Jestem geniuszem twoim — zobaczysz mnie jeszcze raz w Filippach“. W nocy poprzedzającej klęskę i śmierć jego, toż samo miał widzenie.
Zbliżał się Antoniusz i Oktawiusz z wojskiem, i rozłożyli swoje obozy. Oktawiusz naprzeciw Brutusa, Antoniusz zaś stawił się przed Kasyuszem. Dolina która ich przedzielała, nazywała się Filippi.
Gdy przyszło do rady wojennej, Kasyusz nie życzył poczynać wstępnym bojem, lecz o ile możności przedłużaniem wojny osłabiać nieprzyjaciół, o wiele liczniejszych, ale pozbawionych zasobów utrzymania wojny. Przeciwnego zdania będąc Brutus, tak mówił: „Gdzie idzie o wolność, nie należy zwlekać. Wojna z istoty swojej jest nieszczęściem, skracać powinniśmy ją więc ile można, a nie przedłużać. Choćby padł na nas los przeciwny, lepiej, iż zakończym chwalebnie życie, niż gdybyśmy mieli zostawać w niepewności i trwodze a lud cierpiał nędzę“.
Nakłonił ku swemu zdaniu Kasyusza i wspólnie czynili przygotowania do bitwy, która miała nastąpić nazajutrz. Spotkawszy potem Mesalę, przyjaciela swego, Kasyusz tak mówił: „Mesalo, biorę cie na świadectwo, iż to mi się właśnie dziś zdarza, co niegdyś Pompejuszowi, iż muszę na los bitwy zdać wolność ojczyzny“.
Gdy już przyszło do boju, Mesala przebiwszy się przez nieprzyjaciół, wpadł w stanowisko Cezara. Widząc to Brutus, przybył mu na pomoc. Pozbawiony prawego skrzydła Kasyusz nie zdołał się oprzeć Antoniuszowi, a nie widząc przybywającego ku pomocy Brutusa, rozumiał, iż prawe skrzydło było zniesione. Broniąc się więc w odwodzie, stanął na miejscu wyniosłem a stamtąd spostrzegłszy posiłki Brutusa, w mniemaniu, iż dążą nowe pułki nieprzyjacielskie, kazał zabić się własnemu niewolnikowi.
Zbliżały się tymczasem z wesołymi okrzykami zwycięskie Brutusa hufce, a widząc już nieżywego Kasyusza, w nieutulonym zostawały żalu. Przybył Brutus i rzewnie płakał nad ostatnim — jak mówił — Rzymianinem.
Lewe skrzydło, nie wytrzymawszy natarczywości napadających pułków Antoniusza, poszło w rozsypkę. Już mniemał Antoniusz, że ma w swoich rękach Brutusa, który byłby wzięty w niewolę, gdyby Lucyliusz, zmyślając jego imię, nie był się poddał dobrowolnie. Oszukani więc żołnierze, przywiedli go zamiast Brutusa, do swego wodza. Brutus zaś uszedłszy z rąk nieprzyjacielskich, gdy już był w miejscu bezpiecznem, padł na miecz, który ostrzem zwrócił do piersi.