[175]ULICA
ŻOŁNIERZ WALENTY, BRAT MAŁGOSI
FAUST / MEFISTOFELES / MAŁGORZATA
MARTA / MIESZCZANIE
(noc)
(przed domem Małgorzaty)
WALENTY
Gdy się tak w knajpie tęgo piło,
siedziało, grało i gwarzyło,
koledzy, pełni już ochoty
chwalili dziewczyn swoich cnoty.
Przy pełnej flaszy i kielichu
spokojniem patrzył w głośny krąg
i uśmiechałem się pocichu
do tych wiwatujących rąk.
Jeden z drugiego się natrząsa,
ten mówi to, a tamto ów,
a ja podkręcam w górę wąsa
i mówię sobie: gadaj zdrów!
I biorę w garście pełny kielich
i mówię dziarsko, jak to młody,
a któż mej siostrze cnót anielich
nie pozazdrości — jej urody?
— a oni mówią: rację masz!
kto co innego twierdzi: łgarz!
hura! i brzęk i brzęk o szkło —
Zdrowie Małgosi! — toż to szło!!
A teraz — włosy z głowy rwać —
palce ogryzać aż do krwi!
[176]
Gdzież się podziała dziarska brać?
już niema — każden jeno drwi —
tu jakieś słówko podejrzane,
tam szpilkę wbije kto znienacka —
kto może, rozdrapuje ranę
i poszła sława w dym wojacka!
Ej! — gdybym krzyknąć mógł — kłamiecie!
i sam przed sobą rzec: nie wierzę!
rozbiłbym w puch to marne śmiecie —
ejże! leciałyby paździerze!
Ktoś idzie! Zbliża się! Czuj duch!
— nie mylę się — tak! idzie dwóch!
— jeśli to on — Małgosin gach —
nie wróci żywy pod swój dach!
(wchodzą Faust i Mefistofeles)
FAUST
Jak to w zakrystji światło właśnie
oliwnej lampki drżące w dali,
co mży i cichnie, pełga, gaśnie
i choć się znagła żywiej pali,
już w czyhające wsiąka ciemnie,
tak właśnie mroczno we mnie.
MEFISTOFELES
A we mnie jakaś chęć raczej łasząca,
uczucie kota, który po drabinie
na dach wychodzi — patrzy do miesiąca
i znów przez rynnę zwinnie się przewinie;
trochę złodziejstwa w tem i lubieżności,
oraz swoistej, rzekłbym, cnotliwości.
Już się w mych żyłach z krwią przelewa
jutrzejszy łysogórski gon,
noc czarodziejska we mnie śpiewa
melodją nietoperzych błon.
[177]FAUST
Kiedyż się wzniesie skarb ku górze,
który rozbłysnął tam przy murze?
MEFISTOFELES
Ach, będziesz mógł wydobyć sam
kociołek z ziemi stary.
Spojrzałem kiedyś tam:
talary — bite talary!
FAUST
Ni dyjademu, ni pierścienia
dla lubej mojej przystrojenia?
MEFISTOFELES
Widziałem, zanim zapiał kur,
w kociołku pereł suty sznur.
FAUST
To bardzo dobrze — wstyd mi broni
tak bez podarków chodzić do niej.
MEFISTOFELES
Toć nie powinno serca chmurzyć,
można za darmo czasem użyć.
— Lecz teraz — gdy tak gwiazdki mżą
i pięknie niebo stroją
do reszty już odurzę ją
moralną piosnką moją.
(śpiewa — przygrywa na gitarze)
O Kasiu moja, powiedz mi,
co u kochanka szukasz drzwi
godziną tak poranną?
chętnie on Kasiu wpuści cię,
lecz z wypuszczeniem będzie źle,
nie wrócisz Kasiu, panną!
[178]
Więc Kasiu słodka, rozważ to;
Kasia nie słucha, kocha go,
więc: dobrej nocy w łóżku!
Ej, Kasiu, przestrzegałem cię,
stokrotnie pewniej kochać się
z pierścionkiem na paluszku!
WALENTY
(wpada)
Gruchać przyszedłeś szelmo tu?
Patrzcie no gaszka! — drań, sobaka!
Wpierw z instrumentem do djabłów stu!
teraz się wezmę do śpiewaka!
MEFISTOFELES
Gitara pękła — gra skończona!
WALENTY
Teraz się po łbach będziem prać!
Ty albo ja, ktoś z nas tu skona!
MEFISTOFELES
(do Fausta)
Doktorze! nie uciekać — stać!
tu do mnie! — już się składa,
mądrze się jeno trzeba brać —
zaczynać! z pochwy szpada!
WALENTY
MEFISTOFELES
WALENTY
[179]MEFISTOFELES
WALENTY
Moc czarcia! Mdleje dłoń!
MEFISTOFELES
(do Fausta)
WALENTY
(pada)
MEFISTOFELES
Wieczny mu sen!
Doktorze, szpadę skłoń!
A teraz w nogi! Trzeba umknąć zaraz,
zanim się zbiegnie ciekawskich czereda:
z policją jeszcze mniejszy jest ambaras,
lecz z klątwą raz-dwa uporać się nie da.
(wychodzą szybko — tłum się zbiera)
MARTA
(w oknie)
MAŁGORZATA
MARTA
(jeszcze w oknie)
Bójka, ratunku! Przybywajcie!
TŁUM
Tu już zabity jeden leży!
[180]MARTA
(wychodzi z domu)
Zbrodniczy popełniono czyn!
MAŁGORZATA
(wychodzi z domu)
TŁUM
MAŁGORZATA
Ratuj mnie Chryste z złej obierzy!
WALENTY
Umieram! — to niedługie słowo!
a krótsza jeszcze zgonu chwilka.
Precz z łzami, z potrząsaniem głową!
Przybliżcie się — chcę rzec słów kilka!
(otaczają go wszyscy)
Małgosiu moja! jeszcześ młoda —
tak jakoś wszystko... wielka szkoda...
tak jakoś zrobiłaś opacznie —
niechże śmiertelna ta nauka przypomni,
powie ci, żeś suka!
A teraz się to gorsze zacznie.
MAŁGORZATA
Bracie! Mój Boże! całyś krwawy...
WALENTY
Nie mieszaj Boga do tej sprawy!
Co stać się miało — już się stało;
źle bardzo się podziało — —
[181]
Najpierw się z jednym — no tak — lubisz —
i drugi przyjdzie — tak — niewiasto —
i trzeci — tuzin przyhołubisz,
aż w łoże całe wpuścisz miasto!
Gdy hańba na ten świat przychodzi
to w tajni, w mroku, w ćmie się rodzi,
rękę się trzyma u jej warg,
by nie zdradziła się przedwcześnie;
tak się ją kryje wciąż obleśnie —
— najchętniej skręcić-by jej kark!
Lecz gdy podrośnie — furda! basta!
w dzień biały idzie środkiem miasta!
a przecież nic nie wypiękniała,
lecz im kaprawsza — bardziej śmiała!
na rynek pcha się i w południe,
gdy gwarno, rojno, strojno, ludnie,
mizdrzy i puszy się obłudnie.
Ja widzę już przedśmiertnym wzrokiem,
jak ty się stajesz hańby łupem,
jak szybkim cię mijają krokiem
bliźni — w ohydzie — jak przed trupem!
Niech jak choroba wstyd cię toczy,
kiedy ci ludzie spojrzą w oczy!
Ścierko! porzucisz ty złotości,
nie będziesz stawać u ołtarza;
w ozdobie szat i zalotności
już do miejskiego wirydarza
nie pójdziesz — nie! Tobie ciemnica,
ukryty w zgniłej ćmie zaułek,
tam niech ci nędza czerni lica,
twem miejscem szpital i przytułek!
Choć Bóg się wzruszy skargi twemi —
ja cię przeklinam tu — na ziemi!
[182]MARTA
Zamiast się modlić tej godziny,
bluźnierstwem jeno zwiększasz winy!
WALENTY
Rajfurko stara! gdybym mógł
zemstę swą wywrzeć na tobie —
sprościłbym grzeszne szlaki dróg
i spokój znalazł w grobie!
MAŁGORZATA
Bracie! mój bracie! straszny kres!
WALENTY
Zaprzestań płakać! szkoda łez!
Odchodzę — idę na boski sąd
z krwawiącą w sercu raną,
przez twoją rękę i twój błąd
na wieki mi zadaną!
Bóg wydał rozkaz, żołnierz słucha,
przyjmij w Twe ręce mego ducha!