Iliada (Popiel)/Pieśń XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Iliada |
Wydawca | nakładem tłómacza |
Data wyd. | 1880 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Paweł Popiel |
Tytuł orygin. | Ἰλιάς |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
Wstała, by nieśmiertelnym zwiastować światło i ludziom;
Zews niezgodę wypuścił do szybkich okrętów Achajskich
Srogą, wojenne godła potężnéj dłoni dzierżącą.
W środku będącą, by módz na obie się strony odzywać,
Albo w stronę Ajaxa namiotów, Telamonidesa,
Albo Achilla, gdyż oni okręty gładkie na krańcach
Przymocowali, rachując na męztwo i dłoni potęgę.
Głośno; każdego z Achajów ogromną siłą natchnęła
W sercu, żeby się bić i bezustannie potykać.
[Im zaprawdę się wojna wydała słodszą, niżeli
Powrót w obszernych okrętach do lubéj ziemi ojczystéj].
Sam zaś przywdział na siebie od miedzi zbroję świecącą.
Koło goleni nasamprzód pasuje szyny stalowe,
Piękne, gwoździkami srebrnemi na kostce zdobione.
Zaś następnie i pancerz do piersi przystosowuje,
Z Kypru albowiem usłyszał o wieści, dlaczego Achaje
Zamierzali w okrętach popłynąć wyprawą do Troji.
W takim go celu darował, królowi chcąc się przysłużyć.
Dziesięć pasów się na nim ciągnęło ze stali niebieskiéj,
Smoki niebieskie od niego stérczały wysoko pod szyję,
Z każdéj strony po troje, do tęczy podobne, co Kronid
W chmurze usadził na znak dla ludzi mową mówiących.
Szablę na ramię zarzucił; w takowéj złote guziki,
Srebrna, gwoździkami srebrnemi zdobiona misternie.
Chwyta za tarczę kunsztowną, co męża całego okrywa,
Piękną, wiło się na niéj miedzianych kół dziesięcioro,
Wewnątrz atoli się mieści cynowych guzów dwadzieścia,
Wreszcie straszliwe Gorgony oblicze się wiło dokoła,
Z groźném wejrzeniem, a przy niéj mieściły się Bojaźń i Trwoga.
Pas do wieszania był srebrny, a na nim wyobrażony
Smok drgający ze stali, mający trzy głowy, co w różne
Hełm z guzami czteroma nałożył na głowę, zdobiony
Końskim ogonem, a buńczuk powiewał groźnie z wierzchołka.
Chwycił za dwoje oszczepów potężnych z okuciem miedzianém,
Ostrych, a blask od miedzi wysoko do nieba się wzbijał;
W celu uczczenia książęcia Mykeny złotem obfitéj.
Swemu woźnicy następnie wydaje każden rozkazy,
Żeby w porządku rumaki ustawić tuż koło rowu;
Sami zaś pieszo walczący pod bronią i w pełnym rynsztunku
Uprzedziwszy o wiele konnicę, nad rowem się kupią,
Konni zaś tuż po za niemi ruszyli. Pobudził złowrogą
Wrzawę Kronides, a z góry wypuścił rosę kroplami
Krwi zaprawioną z eteru, dlatego że wtedy zamierzał,
Z boku drugiego Trojanie na miejscu wyniosłém równiny,
Koło wielkiego Hektora i Polydamanta bez skazy,
Oraz Eneja się łączą, którego jak boga szanują.
Z niemi trzech Antenorydów, Polybos i boski Agenor,
Hektor pomiędzy pierwszemi podnosił tarczę gładziutką.
Równie jak między chmurami zabłyśnie gwiazda złowroga,
Jasno świecąca, i znowu zatapia się w czarnych obłokach;
Takoż i Hektor co chwila pomiędzy pierwszemi się zjawia,
Świecił jak błyskawica Diosa co trzęsie egidą.
Równie jak w polu żniwiarze naprzeciw siebie stojący,
Kładą w pokosy, na łanach człowieka w błogim dostatku,
Złotą pszenicę lub jęczmień, a garście gęste padają;
Biją się z żadnéj strony nie myśląc o podłéj ucieczce.
[Liczbą w potyczce się głowy równały, lecz oni jak wilki
Żrą się. Niezgoda jękami brzemienna widokiem się cieszy;
Ona jedyna z bogów, towarzyszyła walczącym,
W swoich pałacach siedzieli, na miejscu gdzie każden domostwo
Pięknie miał wybudowane w szczelinach obszernych Olimpu.
Wszyscy gniewali się srodze na ciemno chmurnego Kronidę,
Że Trojanom użyczyć wojennej sławy zamierzał.
Zdala od innych osobno się rozsiadł w dumie radośnéj,
Spoglądając na miasto Trojańskie i łodzie Achajów,
Na łyskanie się miedzi, zabitych i zabijających].
Póki stawało poranka i święty dzionek się zwiększał,
W porze zaś kiedy rąbiący dębinę jedzenie gotuje,
W lasu głębokich parowach, bo ręce już dosyć pomęczył
Drzewa wzniosłe spuszczając, a praca mu w duszy się przykrzy,
Zaś błogiego pokarmu pragnienie go w duszy dotyka;
Nawoływając po hufcach na druhów. Ze wszystkich Atrydes
Pierwszy nacierał i chwycił Bianora pasterza narodów,
Jego, następnie zaś druha Ojleja co końmi harcuje.
Tenże z powózki skoczywszy naprzeciw niego się stawił;
W czoło, przyłbica miedziana nie powstrzymała oszczepu,
Któren przeszywszy takową i kości do mózgu się dostał,
Cały się mózg rozprysnął, i tak wojownika pokonał.
Zatém ich tam Agamemnon zostawił książe narodów,
Daléj pędząc Izona i Antyfona rozbraja,
Dwóch Priamowych synów, bękarta i prawowitego,
W jednéj powózce będących; nieprawy końmi kierował,
Z boku zaś walczył Antyfos przesławny; ich kiedyś Achilles
W czasie gdy owce pasali, pojmawszy, lecz puścił za wykup.
Wtedy Atreja syn Agamemnon pan wiele możny,
W piersi ponad brodawką ugodził oszczepem jednego;
Mieczem Antyfa zaś uciął nad uchem i zwalił z powózki.
Poznał ich; widział ich bowiem już dawniéj przy szybkich okrętach,
Kiedy ich z Idy sprowadził Achilles w biegu najszybszy.
Równie jak lew chyżonogiej łani młodziutkie koźlątka
Łatwo zgruchotał, chwytając w paszczękę ostremi zębami,
Ona zaś, chociaż przypadkiem znajduję się blizko, nie zdoła
Zbawić ich; samą albowiem ogarnia trwoga okropna;
Szybko się zatém przedziera przez gęste zarośla i lasy,
Spiesznie, potem oblana pod zwierza strasznego napaścią;
Z Trojan, bo również i oni przed Argeiami pierzchali.
On zaś Hippolochosa i w boju dzielnego Peizandra
Antymachosa bitnego chłopaków, któren to głównie
Złota od Alexandra przyjąwszy i dary wspaniałe,
Jego to dzieci oboje pochwycił możny Atrydes,
W jednéj siedzące powózce, rumaki wspólnie trzymali
Szybkie; lecz uszły im z rąk od złota lejce świecące,
Konie skoczyły spłoszone, Atrydes jak lew się naprzeciw
„Daruj nam synu Atreja, to godny wykup odbierzesz;
W Antymachosa domostwie jest wiele skarbów leżących,
Śpiżu i złota i sztucznie wyrabianego żelaza,
Z tego z radością ci ojciec wypłaci wykup ogromny,
W taki to sposób ze łzami błagali wspólnie książęcia,
Słowy słodkiemi lecz głos usłyszeli niemiłosierny:
„Jeśli wy Antymachosa dzielnego synami jesteście,
Któren to kiedyś w naradzie Trojańskiéj chciał Menelaja,
Zabić na miejscu i nazad nie puścić do mężów Achajskich,
Odpokutujcież na teraz szkaradną zbrodnię ojcowską.“
Rzekł i Pezandra przemocą z powózki rzucił na ziemię,
Pchnąwszy go dzidą w piersi, lecz tenże na wznak się przewrócił.
Ręce mu obciął szabli zamachem i głowę z ramienia,
Potém tołubem jak tłuczkiem zakręcił w pośród zamieszki.
Tych pozostawił, a sam gdzie najgęściéj się hufce miotały,
Tamże pospieszył, a za nim i reszta zbrojnych Achajów.
Konni na konnych (nad niemi wysoko się wznosi kurzawa
Z placu, miotana grżmiącym łoskotem kopyt rumaków)
Srogiém wojując żelazem. Zaś Agamemnon potężny
Ciągle mordując naciera, rozkazy Argeiom wydając.
Wszędy go wiatr wirujący roznosi, a gęste zarośla
Wykorzenione padają przez ognia potęgę zmienione;
Takoż pod Agamemnonem Atrydą głowy padały,
Trojan w ucieczce, i wiele rumaków o szyjach wysokich,
Pozbawionych woźniców przytomnych; lecz oni po ziemi
Rozciągnięci leżeli, dla sępów milsi niż kobiet.
Z pośród pocisków Zews wyprowadzi Hektora i kurzu
Z pośród zabójstwa mężów i krwi i wrzawy bojowéj;
Mimo Ilosa mogiły starego Dardanidesa,
Pędzą ci środkiem równiny mijając drzewo figowe,
Dążąc ku miastu, lecz on ustawicznie wołając podąża,
Syn Atreja z rękoma dzielnemi od krwi zbroczonemi.
Tamże się opamiętali i jedni na drugich czekają.
Jeszcze zaś w pośród równiny pierżchali do krówek podobni,
Które wystraszył lew, co wpadł na podój wieczorny,
Wszystkie; lecz zguba okropna dla jednéj się sztuki pojawia;
Najprzód, potem zaś krew i jelita wszystkie pochłania;
Tak Agamemnon Atrydes przemożny gonił za niemi;
Wciąż ostatniego w szeregu mordując; lecz oni pierżchali.
[Wielu padało na twarz, lub w tył zlatywało z powózek
Kiedy atoli myśleli do miasta i muru stromego
Szybko się dostać, natenczas rodziciel bogów i ludzi
Zasiadł sobie na szczytach Idy we źródła obfitéj,
Z nieba zeszedłszy, a gromy pioruna trzymał oburącz.
„Ruszaj mi szybka Irydo i wieść Hektorowi tę zanieś.
Póki uważa, iż pasterz narodów król Agamemnon,
Walczy pomiędzy pierwszemi i mężów szeregi rozbija,
Póty niech w tył ustępuje, a wojsku innemu nakaże
Kiedy zaś pchnięty ów dzidą, lub strzałą będzie trafiony,
Wtedy niech skoczy na wóz, a ja mu siły użyczę,
Żeby zabijać aż dójdzie do statków zdobionych wiosłami,
Póki nie zajdzie słońce i święte ciemności zapadną“.
Lecz ze szczytów Idajskich do świętéj Iliony się spuszcza.
Syna Priama dzielnego znajduje, Hektora boskiego,
Stojącego przy koniach i wozie dokładnie zrobionym;
Blizko stanąwszy do niego się szybka Iryda odezwie:
Zews mnię ojciec wysyła, by tobie te słowa powiedzieć.
Żebyś tak długo jak ujrzysz pasterza narodów Atrydę,
Walczącego na przedzie, jak mężów niweczy szeregi;
Pótyś od bitwy się cafał, a wojsku innemu nakazał
Kiedy zaś pchnięty on dzidą, lub strzałą będzie trafiony,
Wtedy byś skoczył na wóz, a siłą obdarzy cię Kronid,
Żeby zabijać, aż dojdzie do łodzi wiosłami zdobionych,
Póki nie zajdzie słońce i święte ciemności zapadną“.
Hektor atoli z powózki z rynsztunkiem skoczył na ziemię;
Trzęsąc ostremi dzidami obchodził wszędy po wojsku,
Napominając do walki i straszną potyczkę zagrzewał.
Oni się czołem zwrócili i przeciw Achajom stanęli;
Wszczyna się walka, stanęli do siebie, a w tém Agamemnon
Pierwszy się rzucił, w zamiarze by w bitwie wszystkich wyprzedzić.
Teraz powiedzcie mi Muzy, co w domach Olimpu mieszkacie,
Któren téż pierwszy naprzeciw Agamemnona się stawił,
Syn Antenora Ifidam dorodny, postaci olbrzymiéj,
Rodził się w Thracyi o skibach szérokich, a w bydło obfitéj.
W domu wychował go Kissej od maluczkiego chłopiątka,
Dziadek po matce, co spłodził Theanę o licu uroczém.
Nadal przy sobie go trzymał i córkę swoją mu oddał;
Prosto z sypialni po ślubie na pozew Achajów podążył,
Z dwanaściorgiem okrętów zagiętych co za nim płynęły.
Równoleżące okręty następnie w Perkocie zostawił,
On to się stawił naprzeciw Agamemnona Atrydy.
Gdy się wzajemnie zbliżyli naprzeciw siebie idący,
Wtedy nie trafił Atrydes i dziryd mu bokiem się zwrócił;
Lecz Ifidam w przepaskę, poniżéj pancerza ugodził,
Giętkiej atoli przepaski nie przebił, bo wprzód mu się ostrze
Dzidy wygięło jak ołów spotkawszy na srebrne okucie.
Dzidę chwyciwszy w dłoń Agamemnon pan wiele możny
Silnie ku sobie pociągnął, jak lew, i z ręki onemu
Tamten padając na miejscu śpiżowym snem się położył,
Biedny, od prawéj małżonki daleko, w obronie swych ziomków,
Nie doczekawszy się nawet jéj dzięków, choć wielce obdarzył.
Najpierw darował sto wołów, a potém tysiące obiecał
Wtedy mu Agamemnon Atrydes rynsztunek zabrawszy,
Odszedł niosąc do tłumów Achajskich bronie ozdobne.
Jego zoczywszy Koon, przesławny między mężami,
Z Antenorydów najstarszy, okrutna żałoba mu oczy,
Stojąc na boku z oszczepem przed boskim Atrydą ukryty,
W środek poniżéj łokcia go w samą rękę ugodził;
Przeszło zupełnie na wylot żelazo dzirydu gładkiego.
Z trwogą się cofnął na chwilę narodów książe Atrydes,
Owszem Koona zaczepił oszczepem od wiatru stwardziałym.
Tamten zaś Ifidamanta braciszka z ojca jednego,
Ciągnie odważnie za nogi i krzyknie na wszystkich najlepszych;
Ciągnącego atoli w zamieszce pod tarczą wypukłą,
Potém nad Ifidamantem stanąwszy mu głowę ucina.
Tak Antenora synowie pod króla Atrydy potęgą
Przeznaczenie spełniwszy do domu zeszli Hadesa.
On atoli następne szeregi mężów przebiega,
Póki mu krew gorąca się z rany się jeszcze sączyła.
Później gdy rana mu zaschła i krew ustała się sączyć,
Ostre boleści przeszyły Agamemmona potęgę.
Równie jak srogie cierpienie kobietę rodzącą przeszywa,
Hery potomstwo co ciężkie boleści porodu przynoszą;
Takoż i ostre boleści się w duszę Atrydy wżerają.
Zrywa się więc do powózki i nakazuje woźnicy
W stronę obszernych okrętów kierować, bo cierpiał na duszy.
„Drodzy, Argejów mężowie i naczelnicy dostojni!
Brońcież mi teraz okrętów po morzu obszerném płynących
Od straszliwej potyczki, bo Zews rządzący mi nie dał
Cały ten dzień z Trojany się bez ustanku potykać“.
W stronę obszernych okrętów, puściły się one ochoczo.
Piana im spływa na piersi, od spodu się błotem zbryzgały,
Utrudzonego Pana od walki daleko unosząc.
Hektor atoli ujrzawszy, iż w tył Agamemmon się cofnął,
„Likijczycy, Trojanie i z blizka walczący Dardani!
Drodzy, mężami bądźcie, i siły okrutnej pamiętni.
Mąż najlepszy się cofnął, a sławy mi wielkiej użyczył
Zews Kronida; lecz wy rumaki sprężyste puszczajcie
Słowy takiemi pobudził odwagę i serce każdemu.
Równie jak czasem psiarnią o zębach świecących, myśliwy
Szczuje po kniejach odyńca dzikiego, lub lwa zajadłego;
Przeciw Achajom tak samo poduszcza Trojan odważnych
Żądny zaś chwały pomiędzy szeregi pierwsze skoczywszy,
W zgiełk największy się rzuca, podobny do wichru górnego,
Któren spadając z impetem czarnemi zamiata bałwany.
Wtedy któregoż pierwszego, a kogóż na końcu rozbroił
Więc nasamprzód Azaja, Opita i Autonosa,
Syna Klitysa Dolopa, Ofeltia i Agelaosa,
Ajzymnosa, Orona i Hipponoosa bitnego.
Onych to wodzów Danajskich pochwycił, atoli następnie
Wirującego Notosa, szeroką zawieją wpadając;
Wielce się fale ogromne miotają, a piana od góry
Pryska przed wiatru podmuchem co wszystko do koła rozwiewa;
Głowy tak samo leciały w narodzie z impetu Hektora.
Może by nawet okrętów Achaje dopadli w ucieczce,
Żeby na syna Tydeja Diomeda nie krzyknął Odyssej:
„Synu Tydeja czyż mamy porzucić mężną potyczkę?
Chodźże tu bliżej mój drogi, stój przy mnie, boć wstydem by było,
W odpowiedzi mu na to Diomed silny odrzecze:
„Pozostanę ja chętnie i będę się trzymał, lecz krótko
Będzie tu naszéj pociechy, albowiem Zews chmurozbiórca,
Prędzej Trojanom niż nam zamyśla użyczyć zwycięztwa“.
Pchnąwszy go w lewą brodawkę oszczepem, atoli Odyssej
Tegoż władyki woźnicę Meliona bogom równego.
Po tém ich pozostawili, zupełnie do walki nie zdolnych;
Sami zaś w tłumie zamieszkę wszczynają, jak dwoje odyńców,
Trojan tak samo nawrotem mordują; atoli Achaje
Odetchnęli radośnie od strachu przed boskim Hektorem.
Tam pochwycili powózkę i z ludu najlepszych dwóch mężów,
Synów obojga Meropa z Perkoty, co lepiéj nad wszystkich
Ciągnąć na wojnę co ludzi wyniszcza. Lecz oni go wcale
Nie usłuchali, bo Kiery do smutnéj ich wiodły zagłady.
Onych to właśnie Tydejda z oszczepu sławny Diomed
Duszy i życia pozbawił i wydarł piękny rynsztunek;
Walkę na równo roztoczył pomiędzy niemi Kronion,
Z Idy się patrząc, lecz oni zażarcie bitwę prowadzą.
Właśnie téż pchnął Agastrofa oszczepem syn Tydejowy,
Pajonidesa dzielnego po biodrze; nie było zaś przy nim
Trzymał je giermek na stronie, lecz on się pieszo puściwszy,
Walczył pomiędzy pierwszemi dopóki życia nie stracił.
Zoczył to Hektor pomiędzy hufcami odrazu i z krzykiem
Rzucił się na nich, a za nim spieszyły Trojańskie falangi.
Szybko więc rzeknie Odyssie co właśnie czekał w pobliżu:
„Otóż toczy się ku nam ta plaga, Hektor okropny,
Dotrzymywajmy więc placu i tutaj stańmy zaporą“.
Rzekł i zamachem ogromnym wypuścił włócznię donośną,
W sam wierzchołek szyszaka, lecz miedź się od miedzi odbiła,
Pięknej nie drasła skóry, tamtemu wstrzymała przyłbica
Z trojga pokładów, rogata, co był mu Apollon darował.
Szybko się Hektor wycofał daleko i w tłumy się wmięszał;
Wsparł się, a wtedy ciemności dokoła mu oczy zakryły.
W czasie gdy syn Tydejowy pospieszył za rzutem oszczepu,
Nawskróś pierwszych szeregów, gdzie w ziemi takowy był utkwił,
Wtedy Hektor odetchnął i wraz do powózki wskoczywszy,
Nacierając oszczepem odezwie się dzielny Diomed:
„Znowu uciekłeś od śmierci ty psie! zaprawdę już blizko
Złe cię podeszło, lecz teraz cię jeszcze wybawił Apollon;
Pewnie się modlisz do niego gdy w szczęk oszczepów się wdajesz.
Jeśli kiedyś i mnie kto z niebian przyjdzie na pomoc.
Teraz ja wsiądę na innych, którego pochwycić się uda.“
Rzekł i z Pajonidesa dzielnego ściąga rynsztunek.
Alexander atoli Heleny mąż pięknowłoséj,
Wsparty na pomnik, stojący na ręką sypanéj mogile,
Syna Dardana Ilosa, dawnego władyki narodu.
Właśnie gdy ów Agastrofa dzielnego chwytał misiurkę,
Żeby ją ściągać z piersi, a tarczę świecącą z ramienia,
Puścił, a strzała na darmo mu z ręki nie wyleciała;
W prawą go stopę ugodził; na wylot ją strzała przeszywszy
W ziemi utkwiła, a tamten radośnie i głośno się śmiejąc
Wyskakuje z zasadzki; i dumną odzywa się mową:
Ciebie w sam dołek trafiwszy nakoniec odebrał ci życie.
Wtedyby wreszcie Trojanie od klęski tej odetchnęli,
Którzy się ciebie, jak lwa beczące kozy, lękają.“
Nieustraszony mu na to powiada waleczny Diomed:
Żebyś to czołem do czoła na ostro się ze mną spróbował,
Pewnieby siła i liczne pociski cię nie uchroniły;
Teraz coś tylko mi stopę podrasnął daremnie się chełpisz.
Nic o to nie dbam, jak żeby niewiasta lub dzieciak mnie zranił;
Będzie inaczej z mojego pocisku, choć troszkę uchwyci,
Strzała kończysta zaświśnie i szybko do zmarłych go złoży.
Rozdrapane do koła policzki będą małżonki,
Osierocone dziateczki, lecz on krwią ziemię zbroczywszy
Rzekł, a sławny kopijnik Odyssej blisko podchodząc,
Stanął przed niego; a tamten usiadłszy z tyłu kończystą
Strzałę wyciągnął z podeszwy, okrutna go boleść przeszyła.
Wchodzi napowrót w powózkę i nakazuje woźnicy
Został się sam Odyssej kopijnik i przy nim nikogo
Nie pozostało z Argeiów, bo strach był wszystkich ogarnął;
Zakłopotany więc bardzo wyrzecze do duszy wyniosłej:
„Biada mi, cóż ja tu pocznę? wstyd wielki jeśli z obawy
Mnie samego, bo innych Danajów popłoszył Kronion.
Czemuż atoli mi lube to wszystko serce przekłada?
Wiemci ja bowiem, że tchórze najchętniej stronią od walki,
Kto się zaś w bitwie odznacza, to temu wielce należy
W ciągu jak o tem rozważał w umyśle i duszy statecznej,
Wpadły na niego szeregi Trojańskie tarczami sterczące,
Otoczyli do koła i własną zagładę gotują.
Równie jak w koło odyńca myślistwo dziarskie i psiarnia
Ostrząc swe kły bieluteńkie pomiędzy twardemi szczękami;
Zewsząd ku niemu się rzucą, a zębów zgrzytanie się daje
Słyszeć, lecz oni dotrwają na razie, choć grozi postrachem;
Takoż i wtedy nakoło Odyssa boskiego Trojanie
W ramie wysoko ugodził natarłszy ostrym oszczepem;
Później atoli Thoona i Ennomosa rozbroił;
Cherzydamanta następnie, gdy z wozu na niego nacierał,
Dzidą w pobliżu pępka pod tarczę mierząc wypukłą
Tych pozostawił a potem Charopa dzirydem przeszywa,
Hippazydę, co bratem Sokosa był rodu zacnego.
Spieszy dla brata z pomocą Sokos do bogów podobny;
Stanął bliziutko podchodząc i słowy takiemi wybuchnie :
Albo się dzisiaj pochwalisz, jak dwojga Hippaza potomków,
Mężów tej miary zabiłeś i bronie wydarłeś zwycięzko,
Albo też moim oszczepem ugodzon życie postradasz.“
Tak powiedziawszy uderzył po tarczy gładko wykutej.
Również i łuski pancerza roboty misternej przeszyła;
Całą mu skórę na żebrach obdarła; lecz Pallas Athene
Przeszkodziła, by włócznia dostała się w męża jelita.
Poznał Odyssej że pocisk na miejsce śmiertelne nie trafił,
„Człeku nieszczęsny! zaprawdę okropna cię zguba dosięgnie.
Wprawdzie mi przeszkodziłeś do walki przeciwko Trojanom,
Ale ci tu zapowiadam, że śmierć i czarna zagłada
Ciebie w tym dniu oczekują; zwalczony pod moim oszczepem,
Rzekł; a gdy tamten uchodził ażeby ucieczką się chronić,
W plecy mu wepchnął dzidę gdy właśnie w tył się odwracał,
W środek pomiędzy ramiona i piersi mu przeszył na wylot.
Runął z łoskotem, a boski Odyssej dumnie poczyna:
Otóż i śmierci los cię uprzedził goniący, nie uszłeś.
Biada ci, wcale już tobie ni ojciec ni matka dostojna
Oczów po śmierci nie zamknie, lecz owszem ptastwo żarłoczne
Będzie cię szarpać dokoła gęstemi skrzydłami szeleszcząc,
Z temi słowami Sokosa mężnego dzidę potężną
Na wierzch ciała wydobył i z tarczy wypukło rzeźbionéj;
Kiedy wyciągał buchnęła mu krew i cierpiał na duszy.
Wielkoduszni Trojanie gdy krew Odyssa ujrzeli,
Szybko więc w tył się wycofał i na towarzyszów zawołał.
Potém zakrzyknął po trzykroć, co tylko mu piersi starczyło
Wołającego po trzykroć usłyszał waleczny Menelaj.
Szybko się więc do Ajaxa co stał w blizkości odezwie:
Głos od strony Odyssa, w cierpieniu stałego, mnie doszedł,
Taki zupełnie jak żeby odosobnionemu Trojanie
Gwałt zadawali a odwrót odcięli w gorącej potyczce.
Zatem puszczajmy się w tłumy, boć jego należy obronić.
Chociaż jest dzielnym; Danaje by wielce za nim tęsknili“.
Rzekłszy to puścił się naprzód, a za nim dążył mąż boski.
Wkrótce Odyssa znajdują niebianom miłego, a w koło
Parli Trojanie, jak bure w górzystym lesie szakale
Strzałą, z cięciwy ugodził; on wprawdzie mu lotem się wymknął,
Biegnąc dopóki miał jeszcze krew ciepłą i niosły kolana.
Później atoli gdy szybka do reszty zmogła go strzała,
W górach dopadły go bestye krwiożercze i szarpią w kawały
Zabójczego, pierzchnęły szakale a tamten pożéra;
Takoż i wtedy wokoło Odyssa dzielnego, sprytnego,
Mnodzy natarli Trojanie, odważni, atoli bohatér
Wywijając oszczepem od dnia zagłady się bronił.
Stanął tuż przy nim; Trojanie na wszystkie strony pierżchnęli.
Wtedy Odyssa Menelaj waleczny wyrwał od zgrai
Biorąc za rękę aż końmi woźnica blizko podjechał.
Ajas na wojsko trojańskie wpadając pochwycił Dorykla
Potém zakłuwa Lyzandra, Pyraza, nareszcie Pylarta.
Równie jak pełny czasami w równinę strumień wypada
Potokami górskiemi wezbrany i dészczem Diosa,
Wiele on drzew młodocianych, i wiele sosien wyniosłych
Tak dokazywał w równinie natenczas Ajas prześwietny,
Łamiąc rumaków i ludzi szeregi. Jeszcze zaś Hektor
Tego nie wiedzał, bo walczył po lewém skrzydle utarczki,
Koło wybrzeży strumienia Skamandra, gdzie właśnie najwięcej
W miejscu gdzie stali Arejczyk Idomen i Nestor potężny.
Tamże się Hektor uwijał okropnych dzieł dokonując,
Dzidą i sztuką jeżdżenia, i niszczył młodzian falangi;
Boscy Achaje i wtedy nie byliby w tył się cofnęli,
Machaona dzielnego, do bitwy uczynił niezdolnym,
Strzałą o szpicu potrójnym trafiwszy po prawém ramieniu.
Wielce o niego się zlękli Achaje pełni otuchy,
Żeby go nie pochwycono przy zwrocie szali wojennej.
„Synu Neleja Nestorze ozdobo wielka Achajów!
Wsiadaj co żywo na twoją powózkę, przy Tobie Machaon
Siądzie, i konie sprężyste co prędzej nakieruj ku łodziom;
Mąż co świadomy leczenia o wiele ważniejszy od innych,
Rzekł, nie sprzeciwił się temu Gereński Nestor bohatér.
Swojéj powózki dosiada co prędzéj, a z boku Machaon
Siada, potomek Asklepia lekarza bez żadnéj przygany.
Konie pogania batogiem, a one puściły się chętnie
Kebrionej tém czasem zuważył popłoch u Trojan;
Stojąc przy boku Hektora i słowa do niego wyrzecze:
„Ucieramy się tutaj Hektorze z tłumami Danajów,
W kresie ostatnim potyczki okropnéj, a inni tém czasem
Zaś Telamończyk Ajax naciera, poznaję go dobrze,
Tarcza mu bowiem szeroka wystaje nad ramię; i my téż
Pędźmy w tę stronę powózkę i konie, gdzie teraz najwięcéj
Konnych i pieszych się tłoczy, złowrogą bójkę prowadząc,
Tak powiedziawszy zacina o pięknych grzywach rumaki
Trzaskającym batogiem, zaś one plagi poczuwszy
Szybko poniosły powózkę pomiędzy Achajów i Trojan,
Miażdżąc trupy i tarcze. Od krwi się osie od spodu
Po nich albowiem od kopyt rumaków krople tryskały,
Oraz od kół obręczy. On pragnął zanurzyć się w tłumy
Mężów, i złamać je w swoim zapędzie; zaprawdę on popłoch
Zgubny Danajom gotuje, i chwili od kopii nie spocznie.
Dzidą i mieczem, bryłami kamieni ogromnych miotając;
Z Telamończykiem Ajaxem jednakże potyczki unikał,
Żeby mu Zews nie wyrzucał że z mężem się lepszym potykał.
Ojciec w niebie rządzący Kronides Ajaxa zatrwożył.
Potém obejrzał się w koło i z trwogą uciekał, jak zwierze,
Często zwracając się w tył i zaledwo kolany ruszając.
Równie jak lwa płowego od szczelnéj bydła zagrody,
Odegnały psy czujne i sielska wieśniaków gromada,
Nocą bez przerwy czuwając; lecz on do ścierwa znęcony
Rzuca się, nic atoli nie wskóra, bo gęste oszczepy
Lecą na niego rzucane nieustraszonemi rękoma,
Oraz palące się szczypy, zaś on choć odważny się boi;
Takoż i wtedy się Ajax potulnie od hufców Trojańskich
Zwrócił, choć wielce niechętnie, bo bał się o łodzie Achajskie.
Równie jak osioł nad polem nie zważał na malców, lecz krokiem
Idzie ospałym, bo liczne już kije o niego złamano;
Okładają kijami, lecz siła ich jeszcze dziecinna,
Wreszcie go z biedą wypędzą jak trawy się nażarł do syta
Takoż i wtedy Ajaxa duższego Telamończyka
Hardzi Trojanie i z dala zwołani sojusznikowie,
Ajax na chwilę czasami o mężnym oporze pomyślał,
Nagle się odwracając i powstrzymywał falangi
Trojan koni poskromców, to znowu poczynał uciekać.
Wszystkim atoli przeszkodził do szybkich się dostać okrętów,
Przystawając, lecz dzidy z potężnych dłoni lecące,
Jedne w ogromnej tarczy utkwiły z impetu silnego,
Wiele padając w pół drogi, nim skórę mu białą drasnęły
Sztorcem na ziemi stanęły, pragnące się ciałem nasycić.
Boski Erypil, i widział że gęste go trapią pociski,
Szybko przy boku mu stanął i gładkim rzuciwszy oszczepem,
Apizaona dosiągnął, Fazyadę wodza narodów,
W samą wątrobę pod piersi i wnet go życia pozbawił;
Gdy Alexander natenczas go ujrzał do bogów podobny
Zdzierającego rynsztunek z Apizaona, łukiem natychmiast
Erypilosa wziął na cel i strzałą go w łytkę ugodził
Prawą, złamała się trzcina i łytkę boleśnie obciąża.
Potém donośnie zakrzyknął Danajom by wszędy go słychać:
„O moi drodzy Argeiów książęta i wodze naczelni!
Stójcie zwracając się czołem, Ajaxa od strasznéj zagłady
Brońcie, bo już ulega pociskom; i nawet nie sądzę,
Koło Ajaxa skupiajcie wielkiego Telamończyka“.
Ranny Erypil ich tak napominał; lecz oni się przy nim
W liczną zebrali gromadę schylając tarcze na ramie,
Z podniesionemi dzidami. Przeciwko nich Ajax wychodzi,
Tak więc oni walczyli na kształt błyszczących płomieni.
Z pośród równiny uniosły Nestora Nelejskie rumaki
Potem oblane, wiozące Machaona wodza narodów.
Jego zobaczył i poznał Achilles boski najszybszy;
Patrząc na straszną robotę i walki zgiełk opłakany.
Szybko do druha swojego Patrokla odezwie się słowem,
Głośno z okrętu wołając, a tamten z namiotu usłyszał;
Wyszedł, jak Ares nieledwie; zaczęła się wtedy mu zguba.
„Czego mnię wołasz Achillu i cóż ci odemnie potrzeba?“
Rzeknie mu na to w odpowiedź Achilles biegiem najszybszy:
„Boski Menojtiadesie mojemu sercu najmilszy!
Sądzę że teraz Achaje do kolan mych składać z prośbami
Idźże Patroldu od bogów lubiany i pytaj Nestora,
Kogo to z mężów rannego prowadzi w zgiełku potyczki.
Z tyłu zupełnie podobnie do Machaona wygląda,
Asklepidy, lecz męża oblicza dostrzedz nie mógłem,
Tak powiedział; Patroklos usłuchał drucha miłego;
Szybko więc ku namiotom i łodziom Achajskim pospieszył.
Tamci atoli stanąwszy u Nelejadesa namiotu,
Sami się zaraz na ziemię obficie rodzącą spuścili,
Z wozu. Oni zaś pot z chitonów obciérać poczęli,
Stojąc do wiatru nad morza wybrzeżem; atoli następnie
Do namiotu wstąpiwszy na miękkich poduszkach zasiedli.
Im Hekameda o pięknych warkoczach napitek wmięszała;
Córkę Arsinoesa o duszy wyniosłéj; Achaje
Byli ją dali starcowi, bo w radzie nad wszystkich celował.
Ona im tedy nasamprzód wygodnie stół przysunęła,
Piękny i gładki z nogami ze stali, a na nim stawiła
Oraz i miód jasnożółty i kaszę z jęczmienia świętego;
Przytém zaś puhar wspaniały, co z domu go przywiózł staruszek,
Gwoździkami złotemi okuty; stérczały po bokach
Cztéry uszka, a dwie gołębice w około każdego,
Inny by ledwo potrafił ten puhar dźwignąć ze stołu,
Kiedy był pełny, lecz Nestor acz stary bez trudu go wznosił.
W takim to im namięszała niewiasta postaci niebiańskiéj,
Wina Priamnejskiego, do tego zaś tarłem miedzianém
Potém do picia zaprasza, gdy przygotowała napitek.
Kiedy wypili do syta, i ciężkie zgasili pragnienie,
Rozmowami się bawią nawzajem do siebie gadając;
Wtedy przy wrotach się zjawił mąż boskiéj postaci Patroklos.
Biorąc za rękę wprowadził i do siadania go znaglił.
Ale starcowi Patroklos odmówił i tak się odezwał:
„Siadać niemogę staruszku zrodzony od bogów, nie skłonisz.
Gniewu się męża obawiam co mnie tu wysłał na zwiadę,
Oraz poznaję że jest to Machaon pasterz narodów.
Z tém do Achillesa słowem powracam poselstwo odbywszy;
Dobrze ci bowiem wiadomo staruszku boski, że tamten
Srogim jest mężem i łacno choć niewinnego winuje.“
„Czegóż Achilles tak bardzo się troszczy o synów Achajskich,
Ilu ich jest ugodzonych strzałami? czyż niewie on dobrze,
Jakie zmartwienie powstało w obozie? albowiem najlepsi
Leżą w okrętach strzałami ranieni i pokaleczeni.
Ugodzonym Odyssej kopijnik, a z nim Agamemnon;
[Ugodzonym tak samo Erypil w łytkę pociskiem]
Tego zaś ostatniego z potyczki wyprowadziłem,
Strzałą ugodzonego z cięciwy. Atoli Achilles
Chceli on czekać aż prędkie okręty przy morskiém wybrzeżu,
Mimo woli Argeiów zapłoną płomieniem od wrogów,
My zaś polegniem rzędami? bo siła moja już nie jest
Taką, jak przedtém bywała przy członkach gibkich i czerstwych.
Jako za bójki, pomiędzy Elejczykami, a nami,
W skutek rabunku wołów, gdym zabił Itymoneja,
Syna Hipeirochosa bitnego co mieszkał w Elidzie,
Szkody méj poszukując. Lecz on w obronie swych bydląt,
Padł jak długi, a chmary wieśniaków ze strachu pierżchnęły.
Zboża wtedy z równiny zabraliśmy kupę ogromną,
Wołów stadeł pięćdziesiąt i tyleż owiec gromadek,
Tyleż trzód wieprzów, i kóz na stepach tabunów pięćdziesiąt;
Wszystkie kobyły, z nich wiele źrebięta miały przy sobie.
Wszystko zapędziliśmy do Nelejskiego Pylosu,
W nocy do miasta przybywszy; ucieszył się Nelej na sercu
Że się gracko udało młodemu, gdy szedłem do boju.
Wszystkich, którym w Elidzie się należała nagroda;
Wtedy gdy zeszli się rajcy Pylosu, obdzielać zaczęli,
Wielom albowiem Epeje zadosyćuczynić musieli,
Boć i my acz nieliczni cierpieli krzywdę w Pylosie.
Kilka lat wprzódy i wtedy polegli co było najlepszych.
Było nas bowiem dwanaście Neleja zacnego potomków;
Jeden ja z nich pozostałem, a inni wszyscy zginęli.
Wtedy to dumnie się wznosząc Epeje miedzią okryci,
Starzec z tych łupów dla siebie owieczek dostatnią gromadę
Trzysta, i stado bydląt wyłączył, a z niemi pastérzów.
Miał bo i on niepomierną w Elidzie szkodę wetować,
Z czwórki rumaków powodu zwycięzkich, pospołem z uprzężą,
Ścigać się; one atoli narodów krół Augeasz
Zabrał i wypchnął woźnicę o konie sturbowanego.
Starzec o słowo takowe i dzieła gniewem przejęty,
Mnóstwo dla siebie wyłączył, a resztę ludowi zostawił
My zaś wszystko skończywszy, w pobliżu miasta ofiary
Poświęciliśmy bogom, lecz tamci trzeciego dnia wszyscy
Nadciągnęli, tak oni, jak mnóstwo koni sprężystych,
Kupą ogromną, a z nimi się dwóch Molionów zbroiło,
Leży daleko na wzgórzu wyniosłym gród Thryoessa,
Koło Alfeja na krańcu Pylosu o brzegach piaszczystych;
One to Miasto poczęli oblegać pragnący je zniszczyć.
Ale gdy całą równinę przebiegli, do nas Athene
W nocy, i wcale nie gnuśny zebrała naród Pylejski,
Owszem do walki gotowy. Co do mnie bronił mi Nelej
Żebym się zbroił do walki i schował moje rumaki;
Mówił albowiem żem jeszcze wojennych dzieł nie świadomy.
Chociaż i pieszo walczyłem, bo w bój mię wiodła Athene.
Płynie tamtędy rzeka Minejos, co w morze się rzuca,
Blizko Areny, tam świętej oczekiwaliśmy jutrzenki
Jazda Pylosu; piechota całemi narody napływa.
Zdążyliśmy w południe do świętej rzeki Alfeja.
Tamże dla Zewsa złożywszy możnego ofiary wspaniałe,
Alfejowi buchaja i byka Pozejdonowi,
Jałowicę z pastwiska dla modrookiej Atheny,
Potem się zaś do spoczynku zabrali każden pod bronią,
Koło wybrzeży strumienia. Lecz wielkoduszni Epeje
Miasto do koła obiegli, pragnący zniszczyć do szczętu.
Pierwej atoli czekała ich straszna robota Aresa.
Rozpoczęliśmy walkę błagając Athenę i Zewsa.
Kiedy zawrzała Pylejów z Epejczykami potyczka,
Pierwszy ja męża chwyciłem i konie sprężyste zabrałem,
Kopijnika Muliona; on zięciem był Augeja,
Która się znała na ziołach wszelakich co rosną na ziemi.
Kiedy się naprzód posuwał trafiłem go dzidą spiżową;
Padł na murawę, a ja wskoczywszy na jego powózkę
Między pierwszemi stanąłem. Lecz wielkoduszni Epeje,
Męża, dowódcy ich jazdy, co w boju był zawsze najlepszym.
Wtedym się miotał, do burzy o gromach złowieszczych podobny;
Wozów pięćdziesiąt zabrałem, a koło każdego po dwoje
Mężów chwyciło kurzawę zębami pod moim oszczepem.
Żeby nie ojciec ich obu, potężny ziemią trzęsący,
Był ich z potyczki wybawił, okrywszy mgłami gęstemi.
Wtedy to Zews Pylejczykom użyczył męztwa wielkiego;
Gnaliśmy bowiem za niemi tak długo w obszernéj równinie,
Aż pognaliśmy końmi do łanów pszenicznych Buprazia,
Blizko Alejzia, i skały Oleńskiéj, gdzie leży pagórek
Tak nazwany, zkąd wojska napowrót zwróciła Athene.
Ostatniego ubiwszy na placum zostawił, a nasi
Wszyscy zaś z bogów, Zewsa a z mężów Nestora chwalili.
Takim ja byłemci, byłem pomiędzy mężami. Lecz Achill
Sam chce tylko z odwagi korzystać; zaprawdę ja sądzę,
Będzie on później wielce żałował, jak naród przepadnie.
W onym to dniu gdy z Fthyi do Agamemnona cię wysłał,
My zaś będący wewnątrz i ja i boski Odyssej,
Wszystko dokładnie w komnatach słyszeli, jak tobie zalecał.
Myśmy albowiem przybyli do domów Peleja zamożnych,
Wtedyśmy bohaterskiego Menojtia, w domu zastali,
Oraz Achilla i ciebie. Lecz stary Pelej bohatér
Tłuste udźce wołowe zapalił Zewsowi groźnemu,
W ostrokole dziedzińca, i podniósł puhar złocisty,
Wyście się koło wołu krzątali; my właśnie natenczas
W progach podwoi stanęli; zmięszany powstał Achilles,
Biorąc za rękę wprowadził i do siadania nas znaglił,
Wszystko gościnnie przystawił, jak gościom uczynić należy.
Rozpocząłem ja mowę z doradą by poszliście z nami;
Wyście gorąco pragnęli, a tamci was napominali.
Stary Pelej synowi Achillesowi zalecał,
Żeby najlepiéj się sprawiał i zawsze nad innych celował;
,Synu mój, wyższym od ciebie jest urodzeniem Achilles,
Starszym ty jesteś, lecz on o wiele cię siłą przewyższa.
Zatem go słowy mądremi namawiaj i dobrze doradzaj,
Kieruj nim także; zaś on cię usłucha we wszystkiem co słuszne!’
Możesz powiedzieć dzielnemu Achillesowi by słuchał.
Kto wie, może téż jemu za boga pomocą nakłonisz
Duszę namową? a rada przyjaźni bywa skuteczną.
Jeśli zaś w głębi on serca proroctwa pragnie uniknąć,
Niechajże wyśle choć ciebie, a z tobą niech idą szeregi
Myrmidonów, by jakaś nadzieja Danajom zabłysła;
Tobie zaś pięknéj zbroi do bitwy niechaj użyczy,
Żeby Trojanie za niego cię biorąc potyczki złowrogiéj
Mogli odetchnąć; choć krótkie by w bitwie było wytchnienie.
Łacno by niezmęczeni znużonych mężów zdołali
Wrzawą odeprzeć ku miastu od statków i naszych namiotów“.
Tak powiedział i lube mu serce w duszy poruszył;
Kiedy atoli do statków Odyssa boskiego z pośpiechem
Zdążył Patroklos, gdzie ich narada i sąd się odbywał,
W miejscu gdzie ustawione ołtarze były dla bogów,
Tamże w drogę mu zaszedł Erypil syn Ewajmona,
Ustępy wał z potyczki, a pot wilgotny mu spływał
Po ramionach i głowie, i krew się z rany okropnéj
Czarna sączyła, przytomność atoli go nie opuściła.
Jego ujrzawszy się syn Menojtia dzielny zlitował,
„O nieszczęśni Danajów królowie i wodze naczelni!
Tak że to macie z daleka od krewnych i ziemi ojczystéj,
W Troi nasycać biegłe sobaki tłuszczem świecącym!
Teraz atoli mi powiedz Ewrypilosie waleczny,
Czyli już jego dzirytem zwalczeni strawili swe siły“.
Ranny Erypil w odpowiedź mu na to rzeknie te słowa:
„Nigdzie boski Patroklu ratunku dla dzielnych Achajów
Niema, lecz wszyscy polegną na koło ciemnych okrętów.
Leżą w okrętach ranni i pokaleczeni przez dłonie,
Trojan, a tychże przewaga niestety ciągle się zwiększa.
Teraz atoli mnię ratuj prowadząc do statku ciemnego;
Z łytki wyciągnij mi strzałę, i czarną krew mi z takowéj
Drogą, któréj jak mówię cię robić Achilles nauczył,
Jego zaś uczył Chejron z Kentaurów najsprawiedliwszy.
Biegli albowiem lekarze Machaon i Podalerios,
Jeden o ile wiem się ranny położył w namiocie,
Drugi w równinie Trojańskiéj ostrego probuje Aresa“.
Rzeknie mu na to w odpowiedź Menojtia waleczny potomek:
„Gdzież doprowadzą te dzieła? i cóż Erypilu zrobiemy?
Spieszę ja do Achilla strasznego by słowa mu zanieść,
Ale i tak nie opuszczę cię tutaj w tym stanie znękania“.
Rzekł i pod piersi chwyciwszy prowadził pasterza narodów
Do namiotu; podesłał mu skóry wołowe towarzysz,
Tam gdy jego rozłożył, z pod łytki wykroił mu nożem
Wodą mu letnią opłukał i korzeń gorzki przyłożył,
W rękach utarłszy, co ból poskramia, i tenże mu wszystkie
Odjął boleści, przyschnęła mu rana, a krew się wstrzymała.