Kapitan Paweł/Tom II/VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kapitan Paweł |
Wydawca | S. Orgelbrand |
Data wyd. | 1842 |
Druk | Drukarnia J. Wróblewskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | A. F. |
Tytuł orygin. | Le Capitaine Paul |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
OSTATNIE dwa wypadki, przy których Małgorzata była obecną, wykryły jéj tajemnicę matki. Paweł mimo całych udręczeń jakich doznał, nie zapomniał wyzwania uczynionego baronowi de Lectoure; a sądząc że mu z trudnością przyjdzie wynaleźć go, posłał Waltera do zamku dla ułożenia warunków pojedynku. Porucznik Walter zastał Emanuela u Lectoura, który spostrzegłszy, wchodzącego oficera marynarki pozostawił obudwu samych dla swobodniejszego rozmówienia się, Walter miał polecenie przystać na wszystkie warunki; nakoniec postanowili, iż pojedynek odbędzie się tego samego dnia o czwartéj z południa, nad brzegiem morza, między Port-Louis a zamkiem d’Auray. Co do broni, mieli przynieść z sobą szpady i pistolety, a Lectourowi, jako obrażonemu, służyło prawo wyboru.
Margrabina zaś zawstydzona swym postępkiem przed własnym synem, przez chwilę pozostała nieruchoma; nakoniec odsłoniwszy zasłonę, wolnym krokiem wyszła z chaty niepostrzegłszy Małgorzaty; przebyła zwierzyniec i weszła do zamku, do téj saméj sali, gdzie podpisywano kontrakt. Usiadła przed stołem z głową opartą na ręku, z wzrokiem wlepionym w papier, na którym ona i Lectoure podpisali się, a margrabia do połowy. Przepędziła całą noc tworząc nowe zamiary; dzień zastał ją w tem zamyśleniu: ani pomyślała jednak udać się na spoczynek. Postanowiła o ile możności jak najśpieszniéj oddalić Emanuela i Małgorzatę, gdyż to przed niemi najwięcéj ukryć chciała, że Paweł był jej synem, i to co teraz między ostatnim a nią zajść mogło.
O siódméj z rana, kroki odchodzącego Waltera, obudziły margrabinę z tego zadumania, — zadzwoniła; służący wszedł.
— Powiedz pannie Małgorzacie, że czekam na nią w salonie. — Służący odszedł; margrabina wpadła na nowo w zamyślenie; po chwili mały szelest dał się słyszyć, obróciła się i ujrzała Małgorzatę, która z uszanowaniem wyciągnęła rękę, jakby prosząc o rękę matki dla, ucałowania. Margrabina pozostała nieruchoma; Małgorzata opuściła rękę i w milczeniu stała.
— Zbliż się!... rzekła margrabina, dla czego jesteś tak blada i drżąca?
— Pani!
— Mów!...
— Śmierć ojca! tak prędka... niespodziana!... nakoniec wiele cierpiałam!....
— Tak; wy młode drzewka uginacie się pod wichrem, stary dąb zdoła tylko burzę wytrzymać: Małgorzato! i ja wiele cierpiałam! patrz!... jednak jestem spokojną i stałą?...
— Nie każdy matko urodził się z tak mocnym charakterem i taką duszą...
— Dla tegoteż żądam od ciebie tylko posłuszeństwa; margrabia już nie żyje! Emanuel jest teraz głową rodziny, a zatem natychmiast wyjedziesz z nim do Rennes.
— Po co!
— Dla tego, że kaplica zamku d’Auray jest zbyt ciasną, aby razem pomieścić ślub córki i zwłoki ojca.
— Matko!... to byłoby występkiem!... odbywać zarazem dwa tak sprzeczne obrzędy!...
— Nie! — najpirwszym obowiązkiem naszym, jest spełnić wolę umierających! Spojrzyj na ten papier!... przypatrz się początkowym literom imienia ojca!..
— Tak; lecz pytam cię pani, czy mój ojciec w chwili, gdy to pisał, był panem swej woli.
— Nie wiem! — wiem tylko, że rodzice są na ziemi obrazem Boga dla dzieci. Czyń jak ja chcę!... słuchaj!...
— Pani od trzech dni, stanowczym i mocnym głosem rzekła Małgorzata z łzami w oczach, czołgam się błagając na kolanach: od Emanuela do nędznego Lectoura, od niego do ojca, wszystko napróżno; ty jedna pozostałaś mi matko!... oni byli głuchymi na moje prośby;.. lecz ty!... ty matko! jedna uratować mnie możesz!.. ty lepiéj potrafisz mnie pojąć! Słuchaj pani, gdybym tylko dla dopełnienia twych życzeń, poświęcić miała szczęście, poświęciłabym go; miłość równieżbym poświęciła; lecz tu idzie o szczęście mego syna... Pani! ty jesteś także matką!...
— Jesteś matką!... matką... ale przez co? przez występek!...
— Jestem nią jednakowoż! — a matka występna nie ma kochać swego dziecięcia. Powiedz mi pani, — gdyż lepiéj o tem wiedzieć powinnaś? — Czy Bóg stwarzając człowieka, nie obdarzył go miłością ku dzieciom i rodzicom?...
— Tak; ale ty nigdy nie ujrzysz twego dziecięcia!...
— Ja nie ujrzę mego dziecięcia?... jakim sposobem?.. wszak może kiedy przyjdzie do mnie, dopominać się o swe urodzenie...
Tu wzięła za pióro.
— Jakże czy mam podpisać ten przebrzydły kontrakt?...
— Podpisz! rzekła margrabina.
— A gdyby, mówiła Małgorzata, kładąc pióro; mój mąż dowiedział się, że ja mam dziecię, że splamiłam jego honor; w uniesieniu gniewu, wyzwał swego rywala na śmiertelny pojedynek, bez świadków, i zabił go — a potem dręczony tą okropną myślą, dostał obłąkania!...
— Milcz!.... zawołała margrabina z gniewem, milcz!...
— Chcesz więc, kończyła Małgorzata, coraz bardziéj tracąc uszanowanie winne matce; abym dla zachowania mego i dzieci imienia bez skazy, zamknęła się z obłąkanym; abym się odłączyła od ludzi, uczyniła serce nieczułem na cierpienia; abym przywdziała żałobę, pierwéj nim mój mąż umrze... aby mi włosy zbielały o dwadzieścia lat prędzéj...
— Milcz!... groźnym tonem zawołała margrabina.
— Chcesz, aby tajemnica moja zamkniętą została w grobie, z temi co ją znają, abym chodziła od umierającego do umierającego, nie aby im nieść pociechę, lecz zamknąć usta!.., mamże nawet konającym odmawiać księdza?...
— Przestań! w imie nieba! przestań!..
— A teraz czy mam podpisać?... podpiszę... wtenczas przekleństwo przejdzie na drugie pokolenie!... a winy ojców spadną na dzieci!....
— Ah! czyż niedość jestem ukaraną! zawołała margrabina ze łzami.
— Przebacz matko! zawołała Małgorzata padając na kolana.
— Tak! przebaczyć ci? córko wyrodna!... żądasz przebaczenia?... ty! która powstałaś przeciw matce!...
— Daruj matko! nie wiedziałam co mówię!... straciłam rozum!... jestem obłąkaną!...
— Boże! mówiła margrabina Wznosząc ręce nad córką; słyszałeś jéj słowa!.. nie zapomnisz ich!... lecz w chwili ukarania!... wspomnij, że jéj nieprzeklęłam!...
Potem zwróciła się ku drzwiom Małgorzata chciała ją zatrzymać... margrabina pojrzała na nią wzrokiem tak okropnym, iż puściła jéj suknią i padła zemdlona, — margrabina wyszła.