La San Felice/Tom I/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | La San Felice |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1896 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La San Felice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W krótkim i niedokładnym portrecie Emmy Lyona, jaki próbowaliśmy skreślić, wzmiankowaliśmy już o dziwnej przeszłości tej kobiety; i w samej rzeczy nie wielu kobiet życie mogło się poszczycić tylu nadzwyczajnościami co jej. Nigdy przeszłość nie była tak zarazem ciemna i olśniewająca; nigdy nie wiedziała ani prawdziwych swoich lat, ani miejsca urodzenia; najdalej jak mogła zasięgnąć pamięcią widziała siebie dzieckiem trzy lub czteroletniem, ubranem w płócienną sukienkę, idącą boso drogą górzystą, wśród mgły i deszczu północnego kraju, trzymając się małą zziębniętą ręką za sukienkę matki, biednej wieśniaczki, która brała ją na plecy gdy była bardzo zmęczona, lub gdy trzeba było przechodzić strumień przerzynający drogę.
Pamiętała że w tej podróży była głodną i spragnioną. Pamiętała jeszcze, iż przechodząc przez miasto, matka jej zatrzymywała się przed drzwiami bogatych domów, albo przed sklepem piekarza i tam głosem błagalnym, prosiła jałmużny, której często odmawiano, albo chleba który jej dawano zawsze.
Wieczorem dziecię i matka zatrzymywały się przy jakim opuszczonym folwarku i prosiły o gościnność; dawano im ją bądź to w stodole, bądź w oborze; noce w które pozwalano dwóm biednym podróżnym spać w oborze, były dla nich świątecznemi; dziecię rozgrzewało się prędko pod ciepłem tchnieniem zwierząt, a rano, prawie zawsze przed udaniem się w dalszą drogę, dostawało albo od dzierżawczyni, albo od sługi przychodzącej doić krowy, szklankę ciepłego i pieniącego się mleka.
Nakoniec matka i córka dostały się do małego miasta Flint, celu swej podróży; tam urodziła się matka Emmy i John Lyons jej ojciec. Ten ostatni szukając roboty, opuścił hrabstwo Flint i udał się do hrabstwa Chester, lecz robota nie była korzystną. John Lyons umarł młody i biedny, a jego wdowa, wracała do rodzinnej ziemi zobaczyć czy ziemia ta będzie dla niej matką czy macochą.
W wspomnieniach dalszych w trzy lata, Emma widziała siebie na pochyłości zielonego i kwiecistego wzgórza, pasającą u dzierżawczyni okolicy w której jej matka służyła, stadko baranów, i najchętniej przesiadującą u czystego źródła, w którem z radością przeglądała się, ustrojona kwiatami polnemi jakich pełno rosło na łąkach.
Dwa lub trzy lat później, kiedy dobiegała dziesiątego roku, coś szczęśliwego stało się w rodzinie Hrabia Halifax, który w przystępie jednego z arystokratycznych kaprysów znalazł matkę Emmy piękną, przysłał małą sumę pieniężną, jakiej część przeznaczona była na jej utrzymanie, a druga na kształcenie dziecka i Emma pamiętała że ją zaprowadzono na pensję młodych panien, których mundur składał słomiany kapelusz, niebieska suknia i czerwony fartuszek.
Dwa lata już zostawała na tej pensji, nauczyła się tam czytać i pisać, nabyła początków muzyki i rysunków, sztuk w których dzięki swojej cudownej organizacji, znaczne czyniła postępy, kiedy pewnego poranku matka po nią się zgłosiła. Hrabia d’Halifax umarł zapomniawszy o obydwóch kobietach w testamencie. Emma nie mogła dłużej pozostać na pensji, bo ta nie była opłaconą; ex-pensjonarka musiała wejść jako bona do dzieci w dom niejakiego Tomasza Hawarden, któremu córka umarła młodo wdową, zostawiając troje dzieci sierotami.
Pewnego dnia prowadząc dzieci na spacer nad brzeg zatoki, spotkała ludzi którzy wywarli stanowczy wpływ na jej życie. Słynna zalotnica londyńska Miss Arabella i znakomity malarz, obecny jej kochanek, zatrzymali się w okolicy, pierwszy dla zrobienia szkicu wieśniaczki z księztwa Walili, a druga by patrzeć jak będzie ten szkic malował.
Dzieci prowadzone przez Emmę zbliżyły się ciekawie i wspięły na palce, by zobaczyć co robił malarz. Emma poszła za niemi; malarz odwróciwszy się, ujrzał ją i wydał okrzyk zdziwienia. Emma miała lat trzynaście, malarz nigdy podobnie pięknego dziewczęcia nie widział.
Zapytał kto jest i czem się zajmuje. Początkowa edukacja dobrze przez Emmę przyjęta postawiła ją w możności odpowiedzieć z pewną elegancją na te pytania. Dowiedział się ile zarabia pilnując dzieci pana Hawarden; odpowiedziała że oprócz ubrania, dostawała dziesięć szylingów miesięcznie.
— Przyjdź do Londynu — rzekł jej malarz, — a dam ci pięć gwinei za każdym razem gdy mi pozwolisz z siebie szkicować.
I podał jej bilet na którym te słowa były wypisane: Edward Romney, Cavendish square, 8. — Miss Arabella, jednocześnie, wyjęła mały woreczek zawierający kilka sztuk złota i podała go jej.
Młoda dziewczyna zaczerwieniła się, przyjęła bilet, włożyła go za stanik, lecz instynktownie odepchnęła woreczek.
I kiedy miss Arabella nastawała, mówiąc że pieniądze te zdadzą się jej na drogę do Londynu:
— Dziękuję pani — odpowiedziała Emma — jeżeli pójdę do Londynu, będę miała na drogę dość małych oszczędności jakiem już zebrała i jakie zrobię jeszcze.
— Czy na swoich dziesięciu szylingach co miesiąc? — zapytała miss Arabella śmiejąc się.
— Tak pani — skromnie odpowiedziała dziewczynka. Na tem się skończyło.
W kilka miesięcy później, syn pana Hawarden, M James Hawarden, sławny chirurg z Londynu, przyjechał odwiedzić ojca; on również uderzony został pięknością Emmy i przez cały czas pobytu w miasteczku Flint, był dla niej dobrym i przyjacielskim; tylko nie namawiał ją wcale jak Romney, aby udała się do Londynu.
Po trzech tygodniach pobytu u ojca, odjechał, zostawiając dwie gwinee dla małej bony dzieci, w nagrodę starań jakiemi otaczała jego siostrzeńców. Emma przyjęła je bez wstrętu.
Miała przyjaciółkę imieniem Fanny Strong, a ta miała brata który się nazywał Ryszard.
Emma nigdy się nie dopytywała czem się zajmuje jej przyjaciółka, chociaż była lepiej ubraną niż na to pozwalało jej położenie. Myślała że zawdzięczą swoją tualetę korzyściom przemytniczym brata, uchodzącego za kontrabandzistę.
Pewnego dnia Emma — miała ona wtenczas lat czternaście — zatrzymała się przed sklepem luster, żeby się przejrzeć w dużem zwierciadle, służącym za zegar w sklepie. Nagle uczuła się dotkniętą w ramię.
Była to jej przyjaciółka Fanny Strong.
— Co tu robisz? — zapytała ją.
Emma zaczerwieniła się i nic nie odpowiedziała. Mówiąc prawdę powinnaby wyznać:
— Przeglądałam się i znalazłam się piękną.
Ale Fanny Strong nie potrzebowała odpowiedzi ażeby wiedzieć co się dzieje w sercu Emmy.
— Ah! — powiedziała wzdychając — gdybym ja była tak ładną jak ty, niedługo siedziałabym w tem obrzydłem mieście.
— Gdzież byś poszła? — zapytała Emma.
— Poszłabym do Londynu. Wszyscy mówią że przy ładnej twarzy, robi się majątek w Londynie. Idź tam, a jak będziesz miljonerką, weźmiesz mnie za swoją pokojówkę.
— Czy chcesz żebyśmy tam razem poszły? — zapytała Emma Lyona.
— Chętnie; ale cóż zrobić? nie mam sześciu pensów nawet i nie sądzę by Dick był bogatszym odemnie.
— Ja — rzekła Emma mam blisko cztery gwinee.
— To więcej niż nam potrzeba dla ciebie, dla mnie i Dicka — zawołała Emma.
I podróż została postanowioną.
W następny poniedziałek, nic nie mówiąc nikomu, trzej zbiegi wzięli w Chester dyliżans Londyński.
Przybywszy do miejsca gdzie zatrzymał się dyliżans z Chester, Emma podzieliła się pozostałemi 22 szylingami z Fanny Strong.
Fanny Strong i brat jej mieli adres oberży, gdzie mieszkali przemytnicy; leżała w głębi małej ulicy Villiers, przytykając z jednej strony do Tamizy z drugiej do Strand. Emma pozostawiła Dicka i Fanny szukających mieszkania; wsiadła do powozu i kazała się zawieść na Cavendish square, N. 8.
Edwarda Romney nie było; nie wiedziano gdzie pojechał, ani kiedy powróci; sądzono że był we Francji i wcale się go niespodziewane przed upływem dwóch miesięcy.
Emma została ogłuszona tą wiadomością. Przypadek tak naturalny nieobecności pana Rommey, nie przyszedł jej nawet do głowy. Światło zabłysło w jej umyśle, pomyślała o M. James Hawarden, sławnym chirurgu który opuszczając dom swego ojca, pozostawił łaskawie dwie gwinee, za które odbyli większą część drogi.
Nie dał jej wprawdzie swego adresu, ale dwa czy trzy razy odnosiła ona listy na pocztę, pisane do jego żony. Mieszkał: Leicester square N. 4.
Znów usiadła do powozu, kazała jechać na Leicester square. Drżąc zastukała do jego drzwi. Doktór był w domu.
Przyjął ją tak jak się tego spodziewała; powiedziała mu wszystko i ulitował się nad nią, obiecał zająć się nią, a tymczasem, przyjął ją pod swój dach, przypuścił do swego stołu, i dał za towarzyszkę pani Hawarden.
Pewnego poranku, oznajmił młodej dziewczynie, że znalazł dla niej miejsce w jednym z pierwszych magazynów biżuterji Londyńskich; ale w wilją dnia w którym Emma miała iść do tego magazynu, chcąc jej zrobić przyjemność zaprowadził ją do teatru.
Kortyna podnosząc się przed nią w teatrze Drury-Lane, ukazała jej świat nieznany; cały wieczór był dla niej jednym zachwytem. Grano Romeo i Julja, to marzenie miłości nie mające podobnego sobie w żadnym języku Wróciła szalona, olśniona, upojona, przepędziła noc nie zasnąwszy na chwilę, próbując przypomnieć sobie niektóre ustępy z dwóch cudownych scen na balkonie.
Nazajutrz poszła do swego magazynu ale przed udaniem się tam, zapytała M. Hawarden gdzie mogłaby nabyć sztukę przedstawianą wczoraj. Doktór poszedł do biblioteki, wyjął z niej Shakspeara i dał go jej w komplecie.
W trzy dni, umiała rolę Juliety na pamięć; marzyła tylko jakimby sposobem wejść do teatru i upoić się po raz drugi słodką trucizną, sączącą się z czarodziejskiego związku miłości i poezji; pragnęła za jakąbądź cenę wejść do tego zaczarowanego świata zaledwie ujrzanego — kiedy okazały ekwipaż zatrzymał się przed drzwiami sklepu. Wysiadła z niego kobieta i weszła krokiem śmiałym jakiego użycza bogactwo. Emma krzyknęła ze zdziwienia, gdyż poznała miss Arabellę.
Miss Arabella poznała ją także; nie mówiła nic, kupiła za siedmset czy ośmset funtów szterlingów biżuterji, i prosiła kupca żeby jej te sprawunki odesłał przez nową pannę z magazynu, oznaczając godzinę w której wraca do siebie.
Tą nową panną w magazynie była Emma.
O oznaczonej godzinie, wsadzono ją do powozu z pudełkami i posłano do hotelu miss Arabelli.
Piękna zalotnica czekała na nią; jej powodzenie było u szczytu, była kochanką zaledwie siedmnastoletniego panującego księcia.
Kazała Emmie wszystko sobie opowiedzieć, potem zapytała czy czekając powrotu Romneya, nie wołałaby zostać u niej dla rozweselenia w godzinach nudy, niż wracać do magazynu. Emma zapytała tylko o jedno, to jest czy będzie mogła bywać w teatrze. Miss Arabella odpowiedziała, że jeżeli tylko sama nie pojedzie do teatru, loża jej będzie na usługi Emmy.
Następnie posłała zapłacić kosztowności i kazała powiedzieć że zatrzymuje Emmę. Jubiler którego miss Arabella była jedną z najlepszych kundmanek, wcale się na nią o to nie gniewał.
Przez jaki szczególny kaprys modna kurtyzantka powzięła zamiar trzymania tej pięknej istoty przy sobie? Nieprzyjaciele miss Arabelli — a powodzenie wielu jej przyczyniło — dali tej fantazji wyjaśnienie, któremu Phryne angielska, przemieniona w Sapho, nie starała się nawet zaprzeczyć.
Przez dwa miesiące, Emma zostawała u pięknej zalotnicy, czytała wszystkie romanse jakie jej wpadły do ręki, bywała we wszystkich teatrach, a wróciwszy do swego pokoju, powtarzała wszystkie słynne role, naśladowała wszystkie baleta, na których była obecną; co dla innych było wytchnieniem, stawało się dla niej zajęciem ustawicznem; skończyła lat piętnaście, była w całym kwiecie młodości i piękności; postać jej giętka, wdzięczna, poddawała się wszystkim pozom, a naturalnemi poruszeniami dosięgła sztuki najzręczniejszych tancerek. Twarz jej, pomimo ciągłych przemian losu zachowała barwę niepokalanego dzieciństwa, połysk dziewiczej skromności; obdarzona skutkiem wrażliwej flzjonomji doskonałą ruchliwością, stawała się w smutku boleścią, w radości — zachwyceniem. Możnaby powiedzieć, że czystość duszy odbijała się w czystości rysów, tak dobrze że jeden z wielkich poetów naszej epoki, obawiając się oczernić tego zwierciadła boskiego, powiedział, mówiąc o jej pierwszym błędzie: „Upadek jej nie był w występku, lecz w nierozwadze i dobroci“.
Wojna jaką Anglia prowadziła w tym czasie z kolonjami amerykańskiemi, była w najżywszym rozwoju i werbowanie marynarzy odbywało się z całą siłą. Ryszard brat Fanny, został wzięty na okręt pomimo swej woli. Dziewczyna przybiegła błagać o pomoc przyjaciółkę; znajdowała ją tak piękną, że nikt nie będzie mógł oprzeć się jej prożbie; szło o próbę jej wpływu na admirała John Payne.
Emma uczuła budzące się w niej powołanie kusicielki; ubrała się w najpiękniejszą ze swych sukien i poszła z przyjaciółką do admirała: otrzymała o co prosiła: ale admirał też prosił a Emma zapłaciła wolność Dicka, jeżeli nie swoją miłością, to wdzięcznością przynajmniej.
Emma Lyona kochanka admirała Payne, miała własny dom, swoje sługi, swoje konie; ale fortuna ta była blaskiem meteoru: eskadra wyjechała, a Emma widziała okręt zabierający kochanka i niknące na horyzoncie jej sny złote.
Lecz Emma nie była z kobiet zabijających się jak Dydona po niestałym Eneaszu. Jeden z przyjaciół admirała, sir Harry Fatherson bogaty i piękny gentleman, ofiarował się utrzymać Emmę na stanowisku na jakiem ją znalazł. Młoda kobieta już uczyniła pierwszy krok na świetnej drodze występku; przyjęła więc propozycję i przez cały sezon była królową łowów, uroczystości i tańców. Ale, po tym czasie, zapomniana przez drugiego kochanka, upodlona drugą miłością, powoli doszła do takiej nędzy, że źródłem jej utrzymania stał się trotuar Hay-Market. najbrudniejszy ze wszystkich trotuarów dla biednych istot zaczepiających przechodniów.
Szczęściem, nikczemna rajfurka do której się udała aby wejść do zakładu zgorszenia publicznego, uderzona szlachetnem ułożeniem i skromnością swojej nowej pensjonarki, zamiast ją puścić na nierząd jak jej towarzyszki, zaprowadziła ją do pewnego sławnego doktora, bywającego w jej domu.
Był to sławny doktór Graham, rodzaj szarlatana mistycznego i rozpustnego, wygłaszającego młodzieży Londyńskiej zmysłową religię piękności.
Ujrzał Emmę: jego Venus Astarte była znalezioną w rysach tej Venus wstydliwej.
Drogo zapłacił za ten skarb, ale, dla niego skarb ten był nieocenionym; położył ją na łóżku Apollina; przykrył zasłoną przejrzystszą od siatki pod którą Vulkan zatrzymał Venus branką w oczach Olympu, i ogłosił we wszystkich dziennikach że posiada nareszcie wzór jedynej najwyższej piękności, którego dotychczas brakowało do zupełnego tryumfu jego teorji.
Na tę odezwę uczynioną do publiczności i nauki, wszyscy adepci wielkiej religii miłości, szerzącej swoją cześć po świecie całym, przybiegli do gabinetu doktora Graham.
Tryumf był zupełny: ani malarstwo, ani rzeźba nie wydały nigdy podobnego arcydzieła; Appelles i Phidias byli zwyciężeni.
Malarze i rzeźbiarze cisnęli się. Romney, wróciwszy do Londynu, przybył za innymi i poznał swoją dziewczynkę z hrabstwa Flint. Malował ją pod wszelkiemi postaciami: Arjadny, Bacchantki, Ledy, Sibylli, Armidy; w bibljotece cesarskiej jest zbiór obrazów przedstawiających czarodziejkę we wszystkich rozkosznych pozach, jakie wymyśliła zmysłowa starożytność.
Wtenczas to, pociągniony ciekawością, młody sir Charles Grenville, ze znakomitej familii tych Warwicków, nazywanych twórcami królów, synowiec sir Williama Hamilton, zobaczył Emmę Lyonę, a olśniony tak doskonałą pięknością zakochał się w niej szalenie. Młody lord czynił Emmie najświetniejsze obietnice; lecz oparła się wszystkim pokusom, utrzymując że związaną jest z doktorem Graham uczuciem wdzięczności i oświadczyła, że teraz opuści kochanka tylko dla męża.
Sir Charles dał słowo honoru że zaślubi Emmę Lyonę jak tylko dojdzie pełnoletności. Tymczasem Emma zezwoliła na porwanie siebie.
Kochankowie żyli, w istocie jak mąż i żona, mieli troje dzieci, które słowem ich ojca miały być uprawnione przez małżeństwo.
Lecz, w czasie tego wspólnego pożycia, skutkiem zmiany ministerstwa, Grenwille utracił urząd przynoszący mu większą część jego dochodów. Szczęściem zdarzyło się to przy końcu trzeciego roku, kiedy Emma dzięki najlepszym profesorom z Londynu, poczyniła znakomite postępy w muzyce i rysunku; oprócz tego wydoskonaliwszy się w swoim rodowitym języku, nauczyła się francuzkiego i włoskiego; deklamowała jak mistress Siddons, i doszła wielkiej doskonałości w sztuce pantomin i pozowania.
Pomimo utraty miejsca Grenwille nie miał odwagi zmniejszyć swoich wydatków; tylko napisał do wuja prosząc go o pieniądze. Każdej prośbie wuj jego natychmiast zadość czynił; lecz nakoniec na ostatnią, sir William Hamilton odpowiedział, że niedługo sam myśli jechać do Londynu i że skorzysta z tej podróży, aby rozważyć interesa synowca.
Słowo rozważyć przeraziło młodych ludzi, pragnęli i obawiali się jednocześnie przybycia sir Williama. Nagle zjawił się przed niemi kiedy nie wiedzieli nawet o jego przyjeździe. Od ośmiu dni był w Londynie.
Tych ośmiu dni użył Hamilton na wywiadywanie się o swoim synowcu, a ci do których się udał po wiadomości, nie omieszkali powiedzieć mu, że przyczyną jego nieporządnego życia i biedy była nierządnica z którą miał troje dzieci.
Emma odeszła do swego pokoju zostawiwszy kochanka z jego wujem; wuj przedstawił mu dwie ostateczności, albo opuścić w tej chwili Emmę Lyonę, albo wyrzec się sukcesji po nim, będącej niestety nadal jego jedynym majątkiem.
Odszedł dając synowcowi trzy dni do namysłu.
Odtąd cała nadzieja młodych ludzi była w Emmie: do niej należało otrzymać przebaczenie sir Wiliama dla swego kochanka, przekonywając ile był wart przebaczenia.
Emma więc zamiast ubrać się odpowiednio swemu nowemu stanowisku, wzięła ubiór swojej młodości, kapelusz słomiany i siermięgę; jej łzy, jej uśmiech, gra fizjonomii, jej pieszczoty i głos, miały dokonać reszty.
Zaprowadzona do sir Williama, Emma upadła mu do nóg; czy to ruchem zręcznie wyrachowanym, czy skutkiem przypadku, wstążki utrzymujące kapelusz rozwiązały się i piękne jej kasztanowate włosy rozsypały po ramionach. Czarodziejka była nie do naśladowania w boleści.
Stary archeolog, dotychczas kochający tylko marmury Ateńskie i posągi wielkiej Grecji, ujrzał po raz pierwszy żyjącą piękność, przewyższającą zimne i blade piękności bogiń Pracitela i Fidjasza.
Miłość, której nie chciał zrozumieć w synowcu, gwałtem wdarła mu się do serca i opanowała go całkiem, nim się jej spróbował obronić.
Długi synowca, nizkość urodzenia, skandaliczne życie, rozgłos zwycięztw, przedajność pieszczot; wszystko, nawet dzieci miłości, sir William — przyjął wszystko, pod warunkiem że Emma nagrodzi swoją osobą zupełne zapomnienie jego własnej godności.
Emma odniosła tryumf nadspodziewany, ale tą rażą wyraźnie postawiła swoje warunki; tylko obietnica małżeństwa złączyła ją z synowcem; oznajmiła, że nie pojedzie do Neapolu tylko żoną sir Williama Hamilton.
Sir William zgodził się na wszystko.
Piękność Emmy wywarła w Neapolu swój zwykły skutek; nie tylko zadziwiła, ale olśniła.
Lutownik starożytności i mineralog, znakomity ambasador Wielkiej-Brytanii, mleczny brat i przyjaciel Jerzego III. sir Williams przyjmował u siebie najpierwsze towarzystwo stolicy Obojga-Sycylii, składające się z uczonych, polityków i artystów. Kilka dni wystarczyło Emmie, artystce także, aby się dowiedzieć z polityki i sztuki tego co wiedzieć potrzebowała, i wkrótce dla wszystkich uczęszczających na salony sir Williama, wyroki Emmy stały się prawem.
Tryumf jej nie miał się jeszcze zakończyć. Zaledwie ukazała się na dworze, Marja-Karolina ogłosiła ją za swoją serdeczną przyjaciółkę i uczyniła z niej nierozłączną faworytę. Córka Marji-Teresy nietylko ukazywała się publicznie z nierządnicą z Hay-Market, przebiegła ulicę Toledo i promenadę Chiaja tą samą karetą i w takiejż toalecie jak ona, ale po wieczorach użytych na rozglądanie najlubieżniejszych i najjaskrawszych starożytności, kazała powiedzieć sir Williamowi, uszczęśliwionemu z podobnej łaski, że mu dopiero nazajutrz odda przyjaciółkę, bez której nie może się obejść.
Podobna zażyłość wzbudzała nietylko zazdrość, lecz nienawiść; wiedziała Karolina jakie znieważające przypuszczenia krążyły o tej nagłej i zadziwiającej przyjaźni; ale było to jedno z tych serc samowładnych, jedna z tych dusz dzielnych, która z głową wzniesioną, stawia czoło potwarzy a nawet obmowie i ktokolwiek chciał być przez nią dobrze przyjęty musiał dzielić swoje hołdy między Actona jej kochanka i Emmę Lyonę jej faworytę.
Znane są wypadki, 89 r. to jest wzięcie Bastylii i powrót z Versaillu, i 93, to jest śmierć króla Ludwika XVI. i Marji-Antoniny, 96 i 97, to jest zwycięztwa Bonapartego we Włoszech, zwycięztwa które wstrząsnęły trony, które chwilowo przynajmniej zwaliły najstarszy i najbardziej niewzruszony ze wszystkich: tron papiezki.
W pośród tych wypadków tak straszliwych, odbijających się echem na dworze Neapolitańskim, widziano ukazanie się i wzrost Nelsona rycerza dawnych królestw. Jego zwycięztwo pod Abukir wróciło wszystkim nadzieję. To też za jaką bądź cenę, Marja-Karolina, kobieta chciwa bogactw, władzy, panowania, chciała zachować swoją koronę; nic więc dziwnego że wezwawszy na pomoc czaru jaki wywierała na swoją przyjaciółkę, powiedziała do lady Hamilton, tego samego poranku kiedy ją prowadziła Nelsonowi, będącemu główną podporą despotyzmu:
— Trzeba ażeby ten człowiek był naszym, lecz ażeby on był naszym, potrzeba żebyś ty należała do niego.
Czyż bardzo było trudno lady Hamilton uczynić dla swej przyjaciółki Marji-Karoliny względem admirała Horacego Nelson, co Emma Lyona zrobiła dla swojej przyjaciółki Fanny Strong, względem admirała Johna Payne?
Była to zresztą chwalebna nagroda za kalectwo, dla syna biednych pastorów z Bonham Thorpes, człowieka który swoją wielkość winien był własnej odwadze, a sławę swemu tylko geniuszowi; była to chwalebna nagroda za otrzymane rany, widzieć idących na przeciw niego tego króla, tę królową, ten dwór, i nagrodę zwycięztwa, tę czarującą istotę — którą uwielbiał szalenie.