La San Felice/Tom IV/VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł La San Felice
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1896
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La San Felice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


Piłat Poncki.

Spostrzegłszy króla, Ferrari usunął podtrzymujących go ludzi i jak gdyby sama obecność pana sił mu dodawała, postąpił trzy kroki naprzód i podczas kiedy dwaj ludzie oddalili się, zamykając drzwi za sobą, wyjął z kieszeni prawą ręką depeszę, podał ją królowi, lewą zaś rękę po wojskowemu przyłożył do czoła.
— Dobrze! za całą odpowiedź powiedział król, biorąc depeszę, oto mój niedołęga pozwolił się z konia zrzucić.
— Najjaśniejszy Panie, odrzekł Ferrari, Wasza Królewska Mość wie, że nie ma ani jednego konia w stajniach królewskich, zdolnego mnie z siodła wysadzić; to mój koń a nie ja upadłem, a kiedy koń upada, Najjaśniejszy Panie, gdyby jeździec był królem nawet, musi upaść także.
— I gdzież ci się to przydarzyło? zapytał Ferdynand.
— Na dziedzińcu zamku Cazerte, Najjaśniejszy Panie.
— A ty co u djabła robiłeś na dziedzińcu zamku Cazerte?
— Poczthalter w Capui powiedział mi, że król był w zamku.
— Prawda, byłem tam, odburknął król, ale o siódmej wieczorem opuściłem Cazerte.
— Najjaśniejszy Panie, powiedział kardynał, widząc że Ferrari blednie i chwieje się, jeżeli Wasza Królewska Mość chce rozpytywać dalej, niech raczy pozwolić usiąść temu człowiekowi, gdyż inaczej zemdleje.
— Dobrze, powiedział Ferdynand. Siadaj bydlę!
Kardynał żywo przysunął fotel. Czas już było to uczynić; kilka chwil dłużej, a Ferrari byłby upadł na podłogę, teraz upadł na krzesło.
Kiedy kardynał skończył, król patrząc z zadziwieniem, ile trudu zadaje sobie dla jego kurjera, wziął go na stronę i powiedział:
— Słyszałeś kardynale, w Cazerte?
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Akurat w Cazerte! powtórzył król. Potem do Ferrarego: — I jakże się to stało? zapytał.
— Był wieczór u Królowej, Najjaśniejszy Panie, odrzekł kurjer. Podwórze było zapchane powozami, za krótko ściągnąłem konia, upadł, a ja o słup rozciąłem sobie głowę.
— Hm! mruknął król. I na wszystkie strony obracał list, jak gdyby wahając się go otworzyć. — I ten list, powiedział, to od cesarza?
— Otrzymałem go o dwie godziny później, niż się spodziewałem, bo cesarz był w Schönbrun.
— Zobaczysz więc, co pisze mój siostrzeniec; pójdź kardynale!
— Pozwól Najjaśniejszy Panie, abym dał szklankę wody temu człowiekowi i flaszeczkę z trzeźwiącemi solami, chyba że Wasza Królewska Mość pozwoli mu oddalić się, w takim razie zawołam ludzi, którzyby go odprowadzili.
— Nie, nie! Eminencjo; pojmujesz, że mam go jeszcze o coś zapytywać.
W tej chwili usłyszano drapanie do drzwi gabinetu, prowadzących do sypialni króla i za drzwiami skomlenie. Był to Jowisz, który poznawszy Ferrarego, był więcej niespokojny o swego przyjaciela, aniżeli Ferdynand o swego sługę i pragnął wejść. Ferrari poznał także Jowisza i mimowolnie wyciągnął rękę ku drzwiom.
— Będziesz ty cicho bydlę! zawołał Ferdynand, uderzając nogą.
Ferrari opuścił rękę.
— Najjaśniejszy Panie, powiedział Ruffo, czyż nie pozwolisz, aby dwaj przyjaciele, pożegnawszy się przy odjeździe, powitali się za powrotem?
I myśląc że Jowisz zastąpi kurjerowi wodę i sole, skorzystał z chwili, kiedy król był zajęty rozpieczętowaniem i czytaniem depeszy; drzwi od sypialni Jowiszowi otworzył.
Pies, jak gdyby odgadując, że łaskę tę zawdzięcza roztargnieniu swego pana, wsunął się, czołgając, obszedł jak najdalej króla Ferdynanda, stanął za krzesłem Ferrarego i umieścił pieszczotliwie głowę między udem i ręką swego ojca karmiciela.
— Kardynale, powiedział król, kochany kardynale!
— Jestem, Najjaśniejszy panie.
— Czytajże!
Podczas, kiedy kardynał czytał list, król zapytał kurjera:
— Czy cesarz sam pisał ten list?
— Niewiem Najjaśniejszy Panie, ale sam mi go oddał.
— I ponieważ sam ci go oddał, nikt więc tego listu nie widział?
— Mogę na to przysiądz, Najjaśniejszy Panie.
— I nie opuścił cię ani na chwilę?
— Był w mojej kieszeni, kiedy zemdlałem, skoro przyszedłem do siebie, tam go znalazłem.
— Więc ty zemdlałeś?
— To nie moja wina, najjaśniejszy Panie, upadek był zbyt gwałtowny.
— I cóż z tobą zrobiono, kiedy zemdlałeś?
— Zaniesiono mnie do apteki.
— Któż taki?
— Pan Ryszard.
— Kto to jest pan Ryszard? nie znam go.
— Sekretarz pana Actona.
— Kto cię opatrywał?
— Doktor z Santa-Marja.
— I nikt więcej?
— Tylko jego i pana Ryszarda widziałem, Najjaśniejszy Panie.
Ruffo zbliżył się do króla.
— Wasza Królewska Mość czytał? zapytał.
— Rozumie się! a ty?
— Ja także.
— Cóż na to mówisz?
— Mówię, Najjaśniejszy Panie, że list jest formalny. Zdaje się, że wiadomości jakie cesarz otrzymał z Rzymu, są takie same jak nasze. Cesarz mówi, żeby Wasza Królewska Mość wziął na siebie armję generała Championnet, on zaś zajmie się wojskiem generała Juberta.
— Tak i uważaj: dodaje on, że skoro tylko będę w Rzymie, on natychmiast przejdzie granicę z 140 tysięcy ludzi.
— Zdanie jest stanowcze.
— Sama osnowa listu, mówił podejrzliwie Ferdynand, nie jest pisana ręką cesarza.
— Nie, ale pozdrowienie i podpis tylko; może Jego Cesarska Mość, był pewien swego sekretarza i mógł mu powierzyć tę tajemnicę.
Król wziął list z rąk kardynała i znów go oglądał.
— Czy Wasza Królewska Mość pozwoli mi zobaczyć pieczęć?
— O co do pieczęci, nic jej nie można zarzucić, odrazu poznałem głowę Marka-Antonjusza.
— Wasza Królewska Mość, chce powiedzieć Marka Aureljusza.
— Marek Antonjusz, Marek Aureljusz, czyż to nie wszystko jedno?
— Nie zupełnie, Najjaśniejszy Panie, odpowiedział uśmiechając się Ruffo, ale teraz nie o to chodzi; adres jest pisany ręką cesarza, podpis także i Wasza Królewska Mość nie może żądać więcej. Czy Najjaśniejszy Pan ma o co zapytywać swego kurjera?
— Nie, niech idzie kazać się opatrzyć.
I odwrócił się od niego.
— Otóż to są ludzie, dla których dają się zabijać, mruknął Ruffo, idąc do dzwonka.
Na dźwięk jego wszedł kamerdyner.
— Zawołaj ludzi, którzy przyprowadzili Ferrarego, powiedział kardynał.

~ O! dziękuję Waszej Eminencji, osłabienie już minęło, mogę pójść sam do siebie.
I w istocie Ferrari powstał, skłonił się królowi i szedł ku drzwiom, a za nim Jowisz.
— Do nogi Jowisz! krzyknął król.
Jowisz stanął, w połowie tylko będąc posłusznym i patrzył za Ferrarim, dopóki mu nie zniknął z oczu, potem ze skomleniem poszedł się położyć pod stołem króla.
— A ty głupcze co tu robisz? zapytał król kamerdynera, stojącego w progu.
— Najjaśniejszy Panie, odrzekł ten ze drżeniem. Jego Ekscelencja Sir Williams Hamilton, ambasador Anglii, czy Wasza Królewska Mość raczy go przyjąć?
— Rozumie się I wiesz, że go zawsze przyjmuję.
Kamerdyner wyszedł.
— Czy mam się oddalić Najjaśniejszy Panie? zapytał kardynał.
— Nie, przeciwnie, zostań Eminencjo, uroczystość z jaką żądają odemnie posłuchania, wskazuje, że wiadomości jakich mi mają udzielić, są urzędowe i prawdopodobnie będę zadowolony, mogąc się ciebie poradzić.
Drzwi się znów otworzyły.
— Jego Ekscelencja ambasador Angliji.
— Zitto! powiedział król, pokazując kardynałowi list cesarza i chowając go do kieszeni.
— Najjaśniejszy Panie, zalecenie jest zbyteczne.
Sir Williams Hamilton wszedł. Ukłonił się królowi, potem kardynałowi. — Miło mi powitać cię, sir Williams, powiedział król, tem przyjemniej, iż sądziłem, że jesteś w Cazerte.
— I byłem tam, Najjaśniejszy Panie, ale królowa mnie i lady Hamilton, raczyła odwieźć swoim powozem.
— A królowa powróciła?
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— I dawno powróciłeś?
— W tej chwili i mam wiadomość do udzielenia Waszej Królewskiej Mości.
Król mrugając, znacząco patrzył na Ruffa.
— Tajemną? zapytał.
— To zależy Najjaśniejszy Panie... odpowiedział sir Williams.
— Domyślam się, że wiadomość ta dotyczy wojny?
— Tak właśnie, Najjaśniejszy Panie.
— W takim razie możesz mówić przy Jego Eminencji, właśnie o tem rozbawialiśmy, kiedy ciebie oznajmiono.
Kardynał i sir Williams zamienili ukłon, zawsze tak robili, gdy nie mogli inaczej.
— A więc Najjaśniejszy Panie, ciągnął dalej sir Williams, jego łaskawość lord Nelson przepędził wczorajszy wieczór w Cazerte, a odjeżdżając zostawił do mnie i do lady Hamilton list, który sądzę, powinienem zakomunikować Waszej Królewskiej Mości.
— List jest pisany po angielsku?
— Lord Nelson nie mówi innym językiem, ale jeżeli Wasza Królewska Mość sobie życzy, będę miał zaszczyt przetłumaczenia go na język włoski.
— Czytaj, sir Williamsie, słuchamy cię.
I w istocie, aby usprawiedliwić użycie liczby mnogiej, dał znak kardynałowi Ruffo, aby słuchał także.
Oto treść listu, który sir Williams z angielskiego na włoski przetłomaczył dla króla, a który my znowu tłomaczymy dla naszych czytelników.

Do lady Hamilton.
Neapol, 3. października 1798 r.

„Kochana pani! Przywiązanie, jakie ty i sir „Williams żywiliście zawsze w sercu dla króla i królowej Obojga-Sycylji, od sześciu lat wyryte jest także i w mojem, a mogę śmiało powiedzieć, że przy każdej zdarzającej się zręczności, a zdarzyły się one często, zawsze objawiałem szczerą sympatję dla tego królestwa. W skutek tego przywiązania kochana pani, nie mogę zostać obojętnym na to, co zaszło i dzieje się w obecnej chwili w królestwie Obojga-Sycylji, ani też na nieszczęście, jakie chociaż nie jestem dyplomatą, a patrzę tylko jasno, widzę grożące temu szlachetnemu krajowi z przyczyny najgorszego rodzaju polityki, to jest polityki umiarkowania.
„W czasie mojej wycieczki do tej krainy, która miała miejsce przeszłego maja, widziałem lud neapolitański jako lud pełen poświęcenia dla swego króla i okropnie nienawidzący Francuzów i ich naczelników. Od czasu mego pobytu w Neapolu nic się „nie zmieniło i każdy Neapolitańczyk od pierwszego do ostatniego, jest gotowym do wojny z Francuzami, którzy jak wiadomo, organizują armję złodziei, aby zrabować to królestwo i obalić monarchję.
„I w istocie, czyż nie zawsze było polityką Francuzów, fałszywym spokojem ukołysać rządy, aby je zniszczyć następnie? I czyż nie jest rzeczą wiadomą, jak to już powiedziałem, że Neapol jest krajem, który przed wszystkiemi pragnę ratować? Wiedząc o tem, ale wiedząc także że Jego Królewska Mość, król Obojga-Sycylji posiada wielką armję gotową jak mnie upewniają, udać się do kraju, który chętnie ją przyjmie i pojmując korzyść przeniesienia wojny gdzieindziej, zamiast oczekiwać jej u siebie, dziwię się, że ta armja od sześciu miesięcy nie jest już w drodze.
„Mam zupełną nadzieję, że przybycie generała Mack, skłoni rząd do korzystania z przyjaznej chwili, zesłanej mu przez Opatrzność. Gdyż jeżeli on nie będzie atakował, ale oczekiwał aby go u siebie atakowano, zamiast przenieść wojnę za granicę państwa, nie potrzeba być prorokiem, aby przepowiedzieć, że państwo będzie zwalczone, a monarchja obalona! Wreszcie jeżeli nieszczęściem, rząd Neapolitański będzie się upierał przy nędznym a niszczącym systemie umiarkowania, zalecam wam moi dobrzy przyjaciele, abyście mieli w pogotowiu wszystkie wasze kosztowności i wasze osoby do odpłynięcia na pierwszą pogłoskę wkroczenia nieprzyjaciela. Moim obowiązkiem jest myśleć i czuwać nad waszem bezpieczeństwem i z przykrością myślę, że będzie to także potrzebnem dla tej dobrej królowej Neapolitańskiej i jej rodziny; ale byłoby najpożądańszem, gdyby słowa wielkiego Williamsa Pitt hrabiego Chatam, znalazły uznanie u ministrów tego kraju.
„Środki najryzykowniejsze bywają zawsze najpewniejszemi.
„Jest to serdeczne życzenie tego, który mianuje się kochana pani Twoim najniższym i najprzywiązańszym wielbicielem i sługą

„Horacy Nelson.“

— Czy to już wszystko? spytał król.
— Najjaśniejszy Panie, odpowiedział sir Williams jest jeszcze postscriptum.
— Słuchamy postscriptum... chyba że...
I zrobił poruszenie, mające widocznie oznaczać: chyba że postscriptum jest tylko dla samej lady Hamilton pisane. To też sir Wiliams wziął napowrót list i pospiesznie czytał:
„Upraszam Waszej Łaskawości uważać ten list jako dowód poważania mego dla sir Williamsa Hamilton, do którego piszę z całym przynależnym mu szacunkiem, jako na admirała angielskiego, pragnącego dowieść wierności swemu monarsze, robiąc wszystko, co jest w jego możności dla króla Obojga Sycylji i ich panujących“.
— Czy teraz to już wszystko? spytał król.
— Tak, Najjaśniejszy Panie!
— Ten list wart zastanowienia, powiedział król.
— Zawiera on rady prawdziwego przyjaciela, Najjaśniejszy Panie!
— Sądzę, że lord Nelson przyrzekł być więcej jak naszym przyjacielem, kochany sir Williamsie, przyrzekł być naszym sprzymierzeńcem.
— I dopełni swej obietnicy. Dokąd lord Nelson i jego flota będą na morzu Sycylijskiem. Wasza Królewska Mość nie potrzebuje się obawiać, aby jego brzegi zostały zaniepokojone przybyciem jakiegokolwiek statku francuzkiego, ale Najjaśniejszy Panie za sześć tygodni lub dwa miesiące, zostanie on gdzieindziej przeznaczonym i dlatego to, nienależałoby tracić czasu.
— Doprawdy możnaby sądzić, że się zmówili, powiedział król po cichu do kardynała.
— I gdyby się byli zmówili, odpowiedział tak samo kardynał, byłoby to tem lepiej.
— Powiedz mi swoje szczere zdanie o tej wojnie, kardynale.
— Sądzę Najjaśniejszy Panie, że jeżeli Cesarz Austrjacki dotrzyma uczynionego przymierza, jeżeli Nelson troskliwie czuwa nad twojemi wybrzeżami, sądzę że w istocie byłoby lepiej atakować i podejść Francuzów, niż być przez nich atakowanym.
— Więc chcesz wojny kardynale?
— Sądzę, że w takich warunkach gorszem jest oczekiwanie.
— Nelson chce wojny? zapytał król Williamsa.
— Radzi ją przynajmniej z zapałem szczerego i niezmiennego poświęcenia.
— Ty chcesz także wojny? spytał król Williamsa.
— Odpowiem jako ambasador angielski, że mówiąc „tak“, wspieram tylko żądania mego pana.
— Kardynale, powiedział król, wskazując na swoją gotowalnię, bądź łaskaw nalać wody na miedzianą miednicę i podać mi ją.
Kardynał był posłuszny, nalał wody i podał królowi. Król zawinął rękawy i umył ręce, trąc je z rodzajem wściekłości.
— Czy widzisz, co ja robię, sir Williamsie? zapytał.
— Widzę, Najjaśniejszy Panie, odrzekł ambasador angielski, ale nie rozumiem.
— Więc ci to wytłómaczę: robię jak Piłat umywam obie ręce.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.