<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł La San Felice
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1896
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La San Felice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


Kilka kart z historji.

Chociaż nie mamy zamiaru być historykami tej wojny, zmuszeni jesteśmy postępować za królem Ferdynandem, przynajmniej w jego tryumfalnym pochodzie do Rzymu, i zebrać najważniejsze zdarzenia tegoż pochodu.
Armja króla Sycylijskiego od miesiąca już obozowała; była ona podzielona na trzy korpusy: 22.000 stało w San Germano, 16.000 w Abryzzach, 8.000 na płaszczyznach Sessa, nie rachując 6,000 ludzi w Gaecie gotowych do wymarszu, jako tylna straż przy posunięciu się naprzód trzech wymienionych korpusów i 8,000 gotowych do wylądowania w Liworno pod rozkazami generała Nazelli. Pierwszy korpus był pod osobistem dowództwem króla, drugi generała Micherona, trzeci generała Damas.
Mack jak to powiedzieliśmy, prowadził pierwszy korpus.
A więc 52,000 ludzi nie rachując oddziału Nazellego, postępowało przeciw generałowi Championnet i jego 9 lub 10,000 ludzi.
Po przepędzeniu trzech albo czterech dni w obozie San Germano, podczas których królowa i Emma Lyonna, ubrane jak dwie amazonki, dosiadłszy rzutkich koni, aby dać sposobność podziwiania swej zręczności, zrobiły przegląd pierwszego korpusu armii wszelkiemi możliwemi środkami, pięknemi słówkami, uśmiechami wdzięcznemi do oficerów, podwójną płacą i rozdaniem wina żołnierzom, podniecały ich zapał. Rozstaną się z nadziejami zwycięztwa i podczas kiedy królowa, Emma Lyonna, sir Williams Hamilton, Horacy Nelson, ambasadorowie i baroni zaproszeni na te uroczystości wojenne, powracali do Cazerte, tego samego dnia o tej samej godzinie w trzech różnych punktach wojsko ruszyło w pochód.
Widzieliśmy rozkazy generała Macdonald, wydane w imieniu generała Championnet tego samego dnia, kiedyśmy wprowadzili czytelników naszych do pałacu Corsini i gdzie byli obecnymi przybyciu ambasadora francuzkiego i hrabiego de Ruvo. Rozkazy te były, przypominamy sobie, aby za zbliżeniem się Neapolitańczyków wszystkie place i pozycje opuścić. Nie powinno więc zadziwiać, że przed najściem króla Ferdynanda cała armja francuzka cofnęła się.
Generał Micherone tworzący z 10,000 żołnierzy prawe skrzydło, przeszedł Trento, posunął przed sobą mały oddział francuzki d’Ascolego i drogą Emiliańską skierował się do Porto Ferma; generał Damas tworzący skrzydło lewe, poszedł drogą Apenińską; król zaś prowadząc środek, pojechał z San Germano i jak postanowił Mack w swoim planie wojennym szedł na Rzym drogą Seperano i Frosinone.
Oddział króla przybył do Seperano około dziewiątej rano i tam w domu syndyka król zatrzymał się na śniadanie. Po śniadaniu generał Mack, którego król od wyjazdu z San Germano przypuścił do swego stołu, prosił o pozwolenie przyzwania swego adjutanta majora Riescaek.
Był to młody Austrjak od 26-28 lat mieć mogący, wykształcony, mówiący po francuzku jak swoim rodowitym językiem i bardzo dystyngowany. Na wezwanie generała stawił się natychmiast.
Młody oficer naprzód oddał głęboki ukłon królowi, potem generałowi i oczekiwał na rozkazy.
— Najjaśniejszy Panie, powiedział Mack, jest pomiędzy zwyczajami wojennemi, a nadewszystko pomiędzy ludźmi grzecznymi, iż uprzedza się nieprzyjaciela zanim go napadnie; sądzę, że powinienem uprzedzić generała republikańskiego, żeśmy przeszli granicę.
— Mówisz, że taki zwyczaj wojenny? zapytał król.
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— A zatem uprzedzaj generale, uprzedzaj.
— Zresztą dowiedziawszy się, że idziemy z tak przemagającemi siłami, może nam ustąpi swego miejsca.
— A, rzekł król, byłoby to bardzo pięknie z jego strony.
— Więc Wasza Królewska Mość pozwala?
— Spodziewam się, że pozwalam.
Jenerał Mack odwrócił krzesło, oparł się łokciem na stole i powiedział:
— Majorze Ulrych siadaj i pisz.
Major wziął pióro.
— Pisz, ciągnął dalej Mack, jak umiesz najpiękniej, bo może być, że generał republikański, do którego ten list adresujemy, nie umie czytać bardzo biegle; panowie ci nie są w ogóle zbyt biegli, ciągnął dalej Mack, śmiejąc się z swego dowcipu, a nie chcę, w razie gdyby się uparł zostać, żeby mógł powiedzieć, że mnie nie zrozumiał.
— Jeżeli to do generała Championnet ten list piszemy, powiedział młody człowiek, Wasza Ekscellencja nie powinna się niczego podobnego obawiać. Słyszałem, że jest on jednym z najwykształceńszych ludzi w armii francuzkiej, jednakże jestem gotów wykonać rozkazy Waszej Ekscellencji.
— I zrobisz najlepiej, odparł Mack cokolwiek urażony uwagą młodzieńca i dając mu rozkazujący znak głową.
Major przygotowywał się do pisania.
— Czy Wasza Królewska Mość pozwala mi samemu zredagować? zapytał generał Mack króla.
— Owszem, owszem, odrzekł król, bo gdybym sam napisał do twego obywatela generała, pomimo całej jego uczoności, trudnoby mu było zrozumieć.
— Pisz pan, powiedział Mack.
I podyktował list, a raczej ultimatum, nie zachowane nam przez żadną historję, a który kopjujemy z listu pisanego do Królowej; jest to wzór impertynencji i pychy:
„Panie Generale! Zawiadamiam pana, że armja Sycylijska, którą mam zaszczyt dowodzić pod osobistemi rozkazami Króla, przebyła granicę, aby wejść w posiadanie Państwa Rzymskiego zbuntowanego i przywłaszczonego od pokoju w Campo-Formio. Bunt i przywłaszczenie będą uznane przez Jego Królewską Mość Sycylijską i jego dostojnego sprzymierzeńca Cesarza i Króla; żądam więc aby niezwłocznie usunięto wojska republikańskie, znajdujące się w Państwie Rzymskiem i innych zajmowanych przez nie punktach. Generałowie dowodzący kolumnami wojsk Jego Królewskiej Mości Sycylijskiej, mają stanowczy rozkaz nie rozpoczynać kroków nieprzyjacielskich tam, gdzie podług mego zalecenia usunie się armja francuzka, ale użyć siły w razie jej oporu.
„Nakoniec uprzedzam cię, Obywatelu Generale, że ustąpienie wojsk francuzkich na terrytorjum Wielkiego Księztwa Toskańskiego, uważać będę jak rozpoczęcie kroków nieprzyjacielskich. Oczekuję natychmiastowej twojej odpowiedzi i proszę o odesłanie mi majora Reiscach, którego posyłam do ciebie, w cztery godziny po odebraniu mego listu. Odpowiedź powinna być stanowcza i zwięzła. Co do rozkazu opuszczenia Państwa Rzymskiego i nieustępowania do W. K. Toskańskiego, odpowiedź przecząca, będzie uważana jako wypowiedzenie przez was wojny, a Jego Królewska Mość Król Sycylii, będzie umiał zbrojnie poprzeć słuszne wymagania jakie w jego imieniu objawiam.
„Mam zaszczyt itd.“
— Już napisałem, powiedział młody oficer.
— Czy Król nie ma nic do zarzucenia, zapytał Mack Ferdynanda.
— Czy to pan podpisujesz?
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— A zatem! I król dokończył zdania poruszeniem ramion, co miało znaczyć:
— Rób, jak uważasz.
— Wreszcie, powiedział Mack, my ludzie znakomitej rasy i imienia, powinniśmy mówić w ten sposób do tych sans-culotów republikanów. I biorąc pióro z rąk majora podpisał, potem oddając mu je: — Teraz, powiedział, połóż adres.
— Czy pan mi go tak jak i list podyktuje? spytał młody oficer.
— Jakto, więc ty nie umiesz adresu położyć?
— Nie wiem, czy mam napisać Panu Generałowi, czy Obywatelowi Generałowi.
— Napisz Obywatelowi, powiedział Mack, dlaczego tym ludziom dawać inny tytuł, nie taki jaki sami biorą.
Młodzieniec zaadresował, zapieczętował list i podniósł się.
— Teraz panie, powiedział Mack, wsiądziesz na koń i doręczysz jak najspieszniej ten list generałowi francuzkiemu. Jak widziałeś, pozostawiam mu cztery godzin czasu do namysłu. Możesz więc na jego postanowienie cztery godziny czekać, ale ani minuty więcej. My zaś będziemy postępowali dalej; prawdopodobnie złączysz się z nami pomiędzy Anogni i Valmonte.
Młodzieniec ukłonił się generałowi i pojechał dla spełnienia swej misji.
Ja forpocztach francuzkich, spotkanych w Frosinone zatrzymano go; ale kiedy wymienił swoje tytuły generałowi Duhesme, dowodzącemu strażą tylną w tym punkcie, pokazał depesze do generała Championnet, kazał go przepuścić. Przebywszy tę przeszkodę, poseł jechał dalej i nazajutrz około w pół do dziewiątej rano, przybył do Rzymu. Przy bramie San Giovanni robiono mu pewne trudności, ale po obejrzeniu depeszy, oficer francuzki, będący na warcie, zapytał młodego majora, czy znał Rzym, a na jego przeczącą odpowiedź, dał żołnierza, aby go zaprowadził do pałacu generała.
Championnet powracał z przechadzki na okopach a raczej w około sklepów, z swoim adjutantem Thiébault, właśnie tym, którego po Salvacie lubił najwięcej, i z generałem inżynierji Eblé, od dwóch dni przybyłym. Przy drzwiach pałacu Corsini, spotkał czekającego nań wieśniaka; wnosząc z jego ubioru, sądzić można było, że pochodził z dawnej prowincji Samnia.
Generał zsiadł z konia i zbliżył się do niego, bo od pierwszego rzutu oka poznał, że ten człowiek miał jakiś interes. Thiébault chciał zatrzymać generała, bo pamiętał jeszcze o zabójstwach Bassevilla i Dufanta, ale generał odsunął adjutanta i zbliżył się do wieśniaka:
— Zkąd przybywasz? zapytał.
— Z południa.
— Znasz hasło?
— Znam: Neapol i Rzym.
— Poselstwo twoje jest ustne czy piśmienne?
— Piśmienne. I podał mu list. Zawsze od tej samej osoby?
— Niewiem.
— Czy mam dać odpowiedź?
— Nie.
Championnet otworzył list, był pisany przed pięcioma dniami, czytał:
„Coraz jest lepiej; ranny wczoraj po raz pierwszy podniósł się i przeszedł kilka razy przez pokój, oparty na ramieniu swojej siostry miłosierdzia, Za życie jego można ręczyć chyba, żeby popełnił jaką wielką nieroztropności“.
— A! brawo, krzyknął Championnet. I znów czytał dalej:
„Jednego z naszych przytrzymano, niewiadomo kto go zdradził; zdaje się, że go zamknięto w fortecy Saint-Elme, ale jeżeli należy obawiać się o niego samego, o nas możemy być spokojni, jest to chłopieć serca, prędzej pozwoliłby siebie porąbać w kawałki, niżby cośkolwiek powiedział.
„Mówią, że król z wojskiem wyjechał wczoraj z San Germano, armja składa się z 52,000 ludzi, z których trzydzieści tysięcy postępuje pod rozkazami króla, 12,000 pod rozkazami Micheroux, 10, 000 pod rozkazami generała Damos, nie licząc ośmiu tysięcy wypływających z Gaety pod dowództwem generała Noselli eskortowanych przez Nelsona i część eskadry angielskiej dla wylądowania w Toskanii. Armia prowadzi z sobą sto armat i we wszystko jest obficie zaopatrzona.

„Wolność, równość, braterstwo^!

Post scriptum: Hasło przyszłe posłańca, będzie Saint-Ange i Saint-Etnie!“
Championnet oczami szukał wieśniaka, ale ten zniknął; wtedy podając list generałowi Eblé i dając znak głową, aby szedł do pałacu:
— Masz Eblé, powiedział, przeczytaj to, jest tam złe i dobre. Potem zwrócił się do swego adjutanta Thiébault: — Najwaźniejszem jest, powiedział, że nasz przyjaciel Salvato Palmieri ma się coraz lepiej, piszący do mnie ręczy za jego życie, a mam podejrzenie, że jest doktorem. Wreszcie zdaje mi się, że są oni tam dobrze uorganizowani, już trzeci list odbieram, każdy przez innego posła, za każdą rażą zmieniają hasło i nie czekają odpowiedzi. Potem odwracając się do generała Eblé: — No cóż ty mówisz na to Eblé? zapytał.
— Mówię, odrzekł tenże, wchodząc do wielkiej sali, gdzie już widzieliśmy generała Championneta rozmawiającego z Macdonaldem o wielkości i upadku Rzymian, mówię, że 52,000 ludzi i sto armat, to ładna cyfra. A wy ile macie armat?
— Dziewięć.
— A ludzi?
— 11,000 do 12,000, i jeszcze Dyrektorjat wybrał właśnie obecną chwilę, aby zażądać odemnie 3, 000 ludzi dla wzmocnienia garnizonu na wyspie Korfu.
— Ależ generale, powiedział Thiebault, sądzę, że w okolicznościach, w jakich obecnie znajdujemy się, o czem nie wie Dyrektorjat, możesz nie usłuchać tego rozkazu.
— Ba! rzekł Championnet. Czy sądzisz Eblé, że w dobrej pozycji ufortyfikowanej przez ciebie dziewięć do dziesięciu tysięcy Francuzów, nie może się oprzeć 52,000 Neapolitańczyków, do tego dowodzonych przez generała barona Mack?
— O generale! powiedział śmiejąc się Eblé, wiem, że dla ciebie nie ma niepodobieństwa; wreszcie Neapolitańczyków znam lepiej od ciebie.
— I gdzież ich dobrze poznałeś? Od pół wieku, z wyjątkiem Tulonu, gdzie nie byłeś, niesłyszano ich strzałów armatnich.
— Kiedy byłem dopiero porucznikiem, jest temu lat dwanaście, wprowadzono mnie do Neapolu z Angurean, który był wówczas sierżantem i panem pułkownikiem de Pommereuil.
— I co u djabła robiliście w Neapolu?
— Przybywaliśmy na rozkaz królowej i sir Johna Actona organizować armję na sposób francuzkiej.
— Niedobrej nowiny udzielasz mi Eblé, jeżeli mam do czynienia z armją organizowaną przez ciebie i Angereau rzecz nie pójdzie tak łatwo jak sądziłem. Mówią, że książę Eugenjusz dowiadując się, że wysyłają armję przeciwko niemu, a niewiedząc kto nią dowodził rzekł: Jeżeli to Villeroy ja go pobiję; jeżeli to Beaufort, będziemy się bili; jeżeli to Catinet, on mnie pobije. Ja mógłbym powiedzieć tak samo.
— O uspokój się w tej mierze. Niewiem jakie nieporozumienie zaszło między panem de Salis a królową, ale faktem jest, że po miesiącu wyrzucono nas za drzwi i zastąpiono instruktorami austrjackiemi.
— Ale mówiłeś, że byliście w Neapolu miesiąc?
— Miesiąc, czy sześć tygodni, niepamiętam dobrze.
— W takim razie jestem spokojny, i pojmuję dla czego Dyrektorjat przysyła cię do mnie, bezwątpienia nie marnowałeś czasu przez ten miesiąc.
— Nie, studiowałem miasto i przystęp do niego.
— Nie śmiem jeszcze powiedzieć, że nam się to przyda, ale kto wie? Tymczasem Thiébault, ciągnął dalej generał, ponieważ za trzy lub cztery dni nieprzyjaciel może być tutaj, tem więcej że nie mam zamiaru przeszkadzać jego pochodowi, rozkaż, aby strzelano na alarm z fortecy św. Anioła i uderzono w bębny i niech garnizon pod dowództwem generała Materna Maurice, zbierze się na placu Peuple.
— Idę generale.
Adjutant wyszedł bez najmniejszej oznaki zdziwienia, z tem biernem posłuszeństwem, charakteryzującem oficerów, mających rozkazywać w przyszłości; ale prawie zaraz powrócił.
— Cóż takiego? spytał Championnet.
— Generale, odrzekł młodzieniec, adjutant generała Mack przybywa z San Germano i pragnie się widzieć z tobą; powiada, że przynosi ważną depeszę.
— Niech wejdzie, powiedział Championnet, niech wejdzie! Nigdy nie należy kazać czekać naszym przyjaciołom, a tem mniej nieprzyjaciołom naszym.
Młodzieniec wszedł; słyszał ostatnie wyrazy generała i z uśmiechem na ustach, kłaniając się dworsko i grzecznie, podczas kiedy Thiébault podawał oficerowi służbowemu trzy rozkazy, dane mu przez generała Championnet:
— Twoi przyjaciele czuli się zawsze dobrze, ale nieprzyjaciołom często bywało bardzo źle bacząc na tę zasadę generale, nie traktuj mnie wię
c jak nieprzyjaciela. Championnet podszedł ku niemu i podając rękę:
— Panie, pod moim dachem nie ma nieprzyjaciół, są tylko moi goście, odparł generał; cieszę się więc z twego przybycia, chociażbyś mi nawet przynosił wojnę.
Młodzieniec znów się ukłonił i oddał głównemu dowódzcy depeszę barona Mack.
— Jeżeli to nie jest wojna, powiedział, to przynajmniej coś do niej bardzo podobnego.
Championnet rozpieczętował list i najlżejszem poruszeniem twarzy nie zdradził wzruszenia. Co do posła, wiedząc co zawierała depesza, ponieważ ją sam pisał, nie aprobując ani jej formy ani treści, niespokojnie spoglądał na generała przechodzącego z jednego wiersza do drugiego. Ukończywszy, Championnet uśmiechnął się i schował depeszę do kieszeni.
— Panie, powiedział do młodego posła, czcigodny generał Mack mówi, że cztery godziny masz ze mną przepędzić, dziękuję mu za to i uprzedzam, że nie daruję ci ani jednej minuty. Wyjął zegarek. — Jest kwadrans na jedenastą, o kwadrans na trzecią będziesz wolny. Thiébault powiedział do wchodzącego adjutanta, każ dać jedno nakrycie więcej, pan raczy z nami podzielić śniadanie.
— Generale, wybełkotał młody oficer zdziwiony, więcej niż zdziwiony bo zaambarasowany grzecznością względem człowieka, przynoszącego list tak niegrzeczny, doprawdy niewiem...
— Jeżeli możesz przyjąć śniadanie biedaków, którym brakuje wszystkiego, opuściwszy stół królewski wspaniale zastawiony, powiedział Championnet śmiejąc się, przyjmij majorze, przyjmij. Nie umiera się, będąc nawet Alcybiadesem samym, dlatego że się przypadkiem jadło czarną polewkę Likurga.
— Generale, odparł adjutant, pozwól mi zatem podwójnie ci podziękować i za zaproszenie w okolicznościach, w jakich to czynisz; może będę podzielał ucztę Spartańczyka, ale tylko Francuz mógł się zdobyć na grzeczność wezwania mnie do niej.
— Generale, powiedział Thiebault wchodząc, śniadanie na stole.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.