<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł La San Felice
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1896
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La San Felice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


Uczeń Machiavella.

Pronio nie dał na siebie czekać.
Król i kardynał zauważali że czytanie świętej księgi nie zmieniło swobodnych ruchów jakie poprzednio w nim zauważyli. Wszedł, stanął na progu, ukłonił się z szacunkiem królowi, następnie kardynałowi. — Oczekuję rozkazów W. K. Mości, powiedział.
— Rozkazy moje będą łatwe do spełnienia; rozkazuję ci wykonać wszystko to co mi przyrzekłeś.
— Jestem gotów, N. Panie.
— A teraz porozumiejmy się.
Pronio spojrzał na króla, widocznie nie pojmował wyrażenia: porozumiejmy się.
— Zapytuję, jakie są twoje warunki, rzekł król.
— Moje warunki?
— Tak.
— Przecież ja nie podaję żadnych warunków W. K. Mości.
— Zapytuję, jeżeli wolisz, jakiej łaski spodziewasz się odemnie?
— Służyć W. K. Mości a w potrzebie dać się zabić za Niego.
— I to wszystko.
— Wszystko.
— Nie żądasz arcybiskupstwa, biskupstwa, nawet najmniejszego opactwa?
— Jeżeli dobrze będę służył W. K. Mości, gdy wszystko już będzie skończone, Francuzi za granicami królestwa, jeżeli dobrze usłużę W. K. Mości, wynagrodzi mię, jeżeli źle, każę mnie rozstrzelać.
— Co mówisz na tę mowę, kardynale?
— Mówię, że mnie ona nie dziwi N. Panie.
— Dziękuję W. Eminencji, powiedział Pronio kłaniając się.
— A zatem, rzekł król, chodzi już tylko o wydanie dyplomu.
— Jednego dla mnie N. Panie, drugiego dla Fra Diavola, trzeciego dla Mammona.
— Czy jesteś ich mandatarjuszem? zapytał król.
— Nie widziałem się z nimi, N. Panie.
— I nie widziawszy ich, ręczysz za nimi?
— Jak za sobą samym.
— Zredaguj dyplom pana opata, Eminencjo.
Ruffo usiadł przy stole, napisał kilka wierszy i czytał: „Ja Ferdynand de Bourbon, król Obojga-Sycylii i Jerozolimy.
„Oświadczam: Iż mając zupełne zaufanie w wymowie, patrjotyzmie i zdolnościach wojennych opata Pronio, mianuję go: Moim kapitanem w Abruzach i w Terra del Lahore, a w potrzebie i w innych częściach mego królestwa. Zatwierdzam: Wszystko cokolwiek uczyni dla obrony królestwa i przeszkodzenia Francuzom wkroczyć do niego. Upoważniam go do podpisania dwóch podobnych dyplomów dla dwóch osób godnych według jego uznania dopomagać mu w tem szlachetnem przedsięwzięciu i przyrzekam uznać za dowódców ludu, dwóch ludzi przez niego wybranych. Na poparcie czego wydajemy mu niniejszy dyplom.
„W zamku naszym Caserte, dnia 10 Grudnia 1798 roku.“
— Czy tego pan chciałeś? zapytał król Pronia po ukończeniu czytania.
— Tak, N. Panie; tylko zauważyłem że W. K. Mość nie chce brać na siebie odpowiedzialności podpisania dyplomów dwom kapitanom których miałem zaszczyt polecić.
— Nie, ale przyznałem ci prawo ich podpisania; chcę ażeby mieli zobowiązania względem ciebie.
— Dziękuję W. K. Mości, a jeżeli raczy jeszcze u spodu dyplomu położyć podpis i swoją pieczęć, pozostanie mi tylko złożyć pokorne dzięki i oddalić się dla wykonania Jego rozkazów.
Król wziął pióro i podpisał, potem wyjął z biurka pieczeń i przy podpisie wycisnął.
Kardynał zbliżył się do króla i powiedział mu kilka słów po cichu:
— Tak sądzisz? zapytały król.
— Takie jest moje pokorne zdanie, N. Panie.
Król obrócił się do Pronia.
— Kardynał utrzymuje, powiedział, że lepiej jak ktokolwiek pan opat...
— N. Panie, przerwał kłaniając się Pronio, przepraszam W. K. Mość, ale od pięciu minut mam zaszczyt być kapitanem ochotników W. K. Mości.
— Wybacz kochany kapitanie, powiedział król śmiejąc się, zapomniałem, a raczej przypomniałem sobie widząc róg brewiarza wystający z twojej kieszeni.
Pronio wyjął z kieszeni i podał królowi książkę która zwróciła jego uwagę. Król otworzył i przeczytał na pierwszej stronicy; Książę, przez Machiavella.
— Co to jest? zapytał król, nie znając ani dzieła, ani autora.
— N. Panie, odrzekł Pronio, to jest brewiarz królów.
— Czy znasz tę książkę? zapytał Ferdynand Ruffa.
— Umiem ją na pamięć.
— Hm! mruknął król. Oprócz nabożeństwa do Najśw. Panny nigdy nic na pamięć nie umiałem, a i tego od czasu jak mnie nauczył San Nicandro, zdąje się że trochę zapomniałem. Miwiłem ci więc kapitanie, ponieważ już jesteś kapitanem, że kardynał utrzymuje i w tej chwili mówił mi to po cichu, iż ty lepiej jak ktokolwiek umiałbyś napisać odezwę do ludu dwóch prowincji, gdzie masz objąć dowództwo.
— J. Eminencja udzieliła dobrej rady N. Panie.
— Więc jesteś jego zdania?
— Najzupełniej.
— Siadaj więc i pisz.
— Czy mam przemawiać w imieniu W. K. Mości, czy w mojem? zapytał Pronio.
— W imieniu króla, w imieniu króla, pospieszył z odpowiedzią Ruffo.
— Pisz więc w imieniu króla ponieważ tak chce kardynał, powiedział Ferdynand.
Pronio ukłonił się królowi, dziękując nietylko za pozwolenie pisania w imieniu swego monarchy, ale jeszcze za pozwolenie siedzenia w jego obecności i nie namyślając się długo, bez wykreślania, napisał jednym ciągiem:
„Podczas gdy przebywam w stolicy świata chrześciańskiego, zajęty przywróceniem kościoła, Francuzi dla których wszystko uczyniłem aby utrzymać pokój, grożą wkroczeniem do Abruzzów. Zamierzam więc, pomimo grożącego mi niebezpieczeństwa, przebić się przez ich szeregi aby powrócić do mej zagrożonej stolicy; ale skoro już będę w Neapolu, wyjdę z licznem wojskiem spotkać ich i wytępić. Nim to jednak nastąpi, niech lud chwyta za oręż, niech biegnie na pomoc religii, niech broni swego króla, a raczej ojca, gotowego poświęcić swoje żywcie aby zachować swym poddanym ich ołtarze, mai listki, cześć ich żon i ich własną wolność. Ktokolwiek nie stanie pod sztandarem świętej wojny, będzie uważany za zdrajcę ojczyzny; ktokolwiek go opuści, należąc poprzednio do jego szeregów, będzie karanym jak buntownik, jako nieprzyjaciel kościoła i państwa.

„Rzym 7 Grudnia 1798 r.“

Pronio podał królowi swoją proklamację do przeczytania. Potem król podając ją kardynałowi:
— Nie bardzo rozumiem, Eminencjo, powiedział.
Ruffo zaczął czytać Pronio którego nie wiele obchodził wyraz twarzy króla podczas czytania, przeciwnie z całą bacznością śledził wrażenia na twarzy kardynała. Dwa lub trzy razy podczas czytania, kardynał spojrzał na Pronia i za każdym razem widział wzrok jego w twarz swoją utkwiony.
— Nie zawiodłem się na panu, rzekł kardynał skończywszy czytanie. Jesteś zręcznym człowiekiem!... Potem odwracając się do króla. N. Panie, ciągnął dalej, nikt w calem królestwie, zaręczam, nie napisałby tak zręcznej proklamacji i W. K. Mość może ją śmiało podpisać.
— To jest twoje zdanie, Eminencjo, i nie masz nic do zarzucenia?
— Upraszam W. K. Mość aby nie zmieniać ani jednej głoski.
Król wziął pióro. — Widzisz, powiedział, z całem zaufaniem podpisuję.
— Pańskie chrzestne imię? zapytał Ruffo opata, podczas kiedy król podpisywał.
— Józef Pronio J. O. Panie.
— A teraz N. Panie, powiedział Ruffo, ponieważ już trzymasz pióro w ręku, racz dodać pod swoim podpisem:
„Kapitan Pronio jest obowiązany przezemnie i w mojem imieniu rozpowszechnić tę proklamację i czuwać aby wyrażone w niej zamiary zostały wiernie dopełnione.“
— Mogę to dodać? zapytał król.
— Możesz, N. Panie.
Król bez żadnych uwag napisał słowa dyktowane przez kardynała.
— Już skończyłem, powiedział.
— Teraz N. Panie, powiedział Ruffo, podczas gdy pan Pronio zrobi nam kopię tej odezwy, — słyszysz kapitanie, król jest tak zadowolony z twojej proklamacji, że życzy sobie mieć kopię, W. K. Mość raczy podpisać na rzecz kapitana assygnację na 10,000 dukatów.
— J. O. Panie! zawołał Pronio.
— Nie przeszkadzaj mi pan.
— 10,000 dukatów!... Hm, hm, mruknął król.
— N. Panie, błagam W. K. Mość.
— Dobrze, powiedział król. Na Corradino?
— Nie, na dom Andrzeja Backer i spółki; to będzie pewniejsze a przedewszystkiem szybsze.
Król usiadł, przygotował i podpisał assygnacją.
— Oto kopia proklamacji J. K. Mości, powiedział Pronio, podając ją kardynałowi.
— Teraz my z sobą pomówimy, rzekł Ruffo. Widzisz pan jaką ufność król pokłada w tobie. Oto assygnacja na 10,000 dukatów; pójdziesz do drukarni i każesz zrobić tyle tysięcy egzemplarzy, ile ich będzie można odbić w 24 godzinach; pierwsze 10,000 egzemplarzy będą rozlepione dziś jeszcze w Neapolu przed przybyciem króla, jeżeli to być może. Teraz jest południe, potrzebujesz półtorej godziny aby dostać się do Neapolu; to wszystko może być uskutecznione około czwartej godziny. Zabierz dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści tysięcy proklamacji i niech koniecznie przed jutrzejszem wieczorem będzie dziesięć tysięcy rozdanych.
— A z resztą pieniędzmi cóż zrobię, J. O. Panie?
— Kupisz broń, kule i proch.
Pronio przepełniony radością chciał wybiedz z pokoju.
— Jakto, powiedział Ruffo, nie widzisz kapitanie!...
— Co takiego, J. O. Panie?
— Król podaje ci swą rękę do ucałowania.
— ON. Panie! wykrzyknął Pronio, całując rękę królewską, w dniu w którym dam się zabić dla W. K. Mości, jeszcze pozostanę Jego dłużnikiem.
I Pronio wyszedł, gotów w istocie dać się zabić za króla.
Król widocznie z niecierpliwością oczekiwał oddalenia się Pronia; przyjął on udział w tej scenie, nie bardzo rozumiejąc odgrywaną przez się rolę.
— No, powiedział gdy drzwi się zamknęły, prawdopodobnie jeszcze to wina San Nicandra, ale niech mię diabli wezmą, jeżeli rozumiem twoje uniesienie dla tej proklamacji nie mówiącej ani słowa prawdy.
— Eh! N. Panie, właśnie dlatego że nie mówi ani słowa prawdy, że ani W. K. Mość ani ja nie moglibyśmy, więcej nawet, nie śmielibyśmy jej napisać, właśnie dla tego ją podziwiam.
— Więc wytłómacz mi ją, rzekł Ferdynand, niech się przekonam czy warta moje 10,000 dukatów.
W. K. Mość nie byłby w stanie zapłacić jej wartości.
— Ośla głowo! rzekł Ferdynand uderzając się pięścią w czoło.
— Czy W. K Mość zechce przeczytać ją ze mną z tej kopii?
— Dobrze.
Król podał kopię proklamacji kardynałowi.
Buffo czytał:
„Podczas gdy przebywam w stolicy świata chrześciańskiego, zajęty przywróceniem kościoła, Francuzi dla których wszystko zrobiłem aby utrzymać pokój, grożą wkroczeniem do Abruzzów...“
— Wiesz, że dotąd nie podziwiam jeszcze.
— To niesłusznie N. Panie, bo zwróć tylko uwagę na doniosłość tego. Jesteś w Rzymie w chwili kiedy piszesz tę proklamację; siedzisz sobie spokojnie bez innego zamiaru jak tylko przywrócenia świętego kościoła; nie ścinasz drzew wolności, nie chcesz wieszać konsulów, nie pozwalasz ludowi palić żydów albo ich wrzucać do Tybru; znajdujesz się tam w najpewniejszej myśli, tylko w interesach Ojca świętego.
— A! mruknął król, zaczynając pojmować.
— Nie jesteś tam, ciągnął dalej kardynał, aby wojować z rzecząpospolitą, ponieważ uczyniłeś wszelkie ustępstwa Francuzom aby żyć z nimi w pokoju. A więc chociaż wszystko uczyniłeś aby zachować z nimi przyjazne stosunki, oni grozą wkroczeniem do Abruzzów.
— Eh! Eh! pomrukiwał król, pojmując.
— A zatem, ciągnął dalej Ruffo, w oczach wszystkich czytających ten manifest, a będzie go czytał świat cały, z ich to strony a nie z twojej, okazały się złe chęci, zerwanie i zdrada. Pomimo pogróżek ambasadora Garata, W. K. Mość zawierza im jako sprzymierzeńcom których pragnie za jaką bądź cenę zachować. Przybywasz do Rzymu, pełen ufności w ich prawość, a podczas kiedy jesteś w Rzymie, nie domyślasz się niczego, jesteś zupełnie spokojny. Francuzi cię napadają niespodzianie i bija generała Mack. Nic dziwnego przyznasz sam N. Panie, że generał i armia napadnięci niespodziewanie zostają pobici.
— Patrz!... powiedział król rozumiejąc coraz lepiej, na honor to prawda.
— W. K. Mość dodaje:
„Zamierzam więc pomimo grożącego mi niebezpieczeństwa przebić się przez ich szeregi do mej zagrożonej stolicy; ale skoro już będę w Neapolu, wyjdę z licznem wojskiem spotkać ich i wytępić...“
— Widzisz więc N. Panie: pomimo grożącego niebezpieczeństwa W. K. Mość usiłuje przebić się przez ich szeregi aby powrócić do zagrożonej stolicy. Rozumiesz to N. Panie? Nie uciekasz przed Francuzami, ale przebijasz się przez ich szeregi; nie lękasz się niebezpieczeństwa, przeciwnie idziesz na jego spotkanie. I dla czegóż tak śmiało narażasz swoją poświęconą osobę? Aby powrócić, ochronić swoją opieką, bronić swoją stolicę, nakoniec aby wystąpić przeciw wrogowi z liczną armią dla wytępienia go, skoro powrócisz.
— Dosyć, zawołał król, wybuchając śmiechem, dosyć kochany kardynale, zrozumiałem. Masz słuszność Eminencjo. Dzięki tej proklamacji będę uchodził za bohatera. Któż u djabła byłby się tego spodziewał kiedy zamieniałem suknie z d’Ascolim w oberży w Albano. Stanowczo masz słuszność, kochany kardynale i twój Pronio jest genialnym człowiekiem. Co to jednakże znaczy zgłębiać Machiavella! Patrz! Oto zapomniał swojej książki.
— Oh! powiedział Ruffo, możesz ją zachować N. Panie i uczyć się z niej, on już nic więcej z niej się nie nauczy.

KONIEC TOMU PIĄTEGO.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.