Latarnia czarnoxięzka/I/Tom IV/Rozdział VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Latarnia czarnoxięzka
Podtytuł Obrazy naszych czasów
Wydawca S. Orgelbrand
Data wyd. 1843
Druk M. Chmielewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



ROZDZIAŁ VI.
OSTATEK POWIEŚCI.



August powrócił do domu; wiedział on na drodze jeszcze, że Julja żyć przestała, i niespokojny śpieszył pocieszać Stanisława; ale go już nie zastał.
List krótki, kilka słów tylko zawiérający, zostawił z pożegnaniem, donosząc że wyjeżdża za granicę. W nim ani słowa o Natalij —
August pozostał znowu sam jeden w domu, jak dawniéj pędząc życie samotne prawie, ale spokojne. — Nigdy w niém jasnych dni roskosznéj pogody, nigdy strasznych dni burzy — jednostajna mgła jesieni posepnéj.
W pół roku otrzymał list od Stanisława z Berlina, list pełen rozpaczy, ale już wylanéj w słowa i potrzebującéj się wynurzyć, jak gdyby chciała pociechy. — Zawiózł go August do Mazowa i pokazał Natalij. Ona czytała z bijącém sercem, i oddając powiedziała z westchnieniem.
— Zapomniał o nas! —
Pół roku minęło znowu, i drugi list nadszedł z nad brzegów Renu. W nim Staś więcéj się już unosił nad pięknością natury, nad nowym krajem, który raz piérwszy widział, opisywał okolice; — wprawdzie opisy jego, obrazy, myśli, smutne były i czarną nawiedzione barwą, ale znać razem, że człowiek, co je kréślił odżył i oswoił się z życiem. Na końcu listu te słowa —
— Donieś mi o Natalij — August znowu zawiózł list do Mazowa i pokazał jéj te słów kilka nakréślonych drżącą ręką u spodu.
Spłonęła rumieńcem zawsze blada i smutna dziewica, i tak wdzięcznym wzrokiem podziękowała, Augustowi —
— Co mam mu donieść? spytał.
Natalja zawsze śmiała i otwarta, teraz spuściła oczy i nic nie odpowiedziała.
— Mogę napisać że go wszyscy czekamy?
Zamilkła —
— Napiszę, rzekł August, żeś pani milczała, gdy to mówiłem —
— Jak pan chcesz — odpowiedziała.
Następny list, był z Rzymu, w nim Stanisław wyraził całe swe uniesienie na widok gruzów stolicy świata.
— Gdybym był bardzo nieszczęśliwym i bez nadziei, uśmiéchu losu, bez nadziei jutrzenki w przyszłości — tu bym przyszedł, pisał, osiąść na zawsze. Widok tych gruzów największéj potęgi, ogromnego grodu, co trząsł światem, sprawia, że człowiek nieczuje swojego nieszczęścia i małém je widzi na tych ruinach; bo i on sam jak mały tutaj, jak nikczemny! Tyle wieków przeszło tędy i ślady po nich tylko zostały, jak koleje gdy wóz przeleciał po piasku! Cóż my, w obliczu tych wieków i ludów! Tu serce otwiéra się na tyle nieszczęść przeszłych, na tyle zniszczenia, smutku — że o sobie zapomniéć musi! Wszystko mija, miga się i przechodzi, upada, niknie — Tak i uczucia nasze, rzecz którą mniemamy najtrwalszą, a w istocie najzmienniéjsza ze wszystkich — tak i smutki co miały być wiecznemi i żale i — wszystko!
Piękny tutejszy świat, wielki, wspaniały, ale dla serca za mało tego; wszystko to piękne — ale obce, nic nas z tém nie wiąże — O! chciałbym już powrócić na rodzinną ziemię — na niéj tylko jest życie dla nas! — Nieuwierzysz jak tęskno mi pomimo tylu przedmiotów zajmujących, coraz nowych, coby powinny rozerwać i wygnać wspomnienia z myśli. Patrząc na zachodzące słońce, przypominam nasze chmurne malownicze, niebo wieczorne! Zwracam oczy ku wam, dumam o was!
Prawdaż to, że mnie jeszcze nie zapomniano w Mazowie, że Natalja wolna dotąd? że mógłbym powrócić do was? Donieś mi i pisz, do Neapolu. —
August pisał znowu, Staś coraz częstszemi listy mu odpowiadał, ale nagle, ustał i długo bardzo nie doniósł o sobie ni słowa — Napróżno niespokojny wuj posyłał na pocztę, nic z niéj nie przynoszono. Po roku niepewności i strachu, przyszło nareście pismo od Stanisława, datowane z Niemiec. W niém opisywał on swoje przygody podróżne, długą słabość jaką przebywał we Włoszech i kończył temi słowy.
— Co się dzieję w Mazowie? Natalja musiała już zapomniéć tego, któremu tak nielitościwie zakrwawiła serce, on nie zapomniał o niéj, ale widzi teraz chłodno rozważając, że miała słuszność odpychając go — Mybyśmy z sobą nie byli szczęśliwi nigdy, mnie innéj potrzeba kochanki, jéj innego męża.
Długo August ten list chował, ale nareście prawie przypadkiem pokazał go Natalij. Przeczytała i odpowiedziała dumnie, zarumieniwszy się — Pan Stanisław ma słuszność, nie bylibyśmy z sobą szczęśliwi!




W rok potém, przed gankiem domu Augusta, stał powóz, którego tłumoki pokazywały, że z dalekiéj przywiózł podróży niespodziéwanych zapewne gości. —
W salonie żywo rozmawiał Stanisław, August i piękna, młoda, żywa, cudziemskich rysów twarzy kobiéta. Młoda, wysmukła, biała z niebieskiemi oczyma, blond włosami, które w puklach spadały z obu stron jéj twarzy; miała wyraz dobroci i łagodności w spójrzeniu, w uśmiéchu, w mowie, swobodna jak dobrze wychowana kobiéta, rozmawiała po francuzku z trochą akcentu, ale wielką wprawą. Staś siedział przy niéj i patrzał to na nią, to na Augusta, jakby badał co o niéj myśli, jakby się chwalił przed nim.
A August; jak zawsze zimny, ale wesół i grzeczny, przyjmował żonę Stasia, z niejakiém zaambarassowaniem, które czujemy — spotykając się z osobami nieznajomemi, nie wiedząc jeszcze, czy je kochać mamy, czy nie? Przysłuchiwał się bacznie każdemu jéj słowu, badał wyraz jéj twarzy, niespokojnie czekał końca, gdy zaczynała co mówić, jakby się lękał czegoś —
W kilka godzin jednak i dobry August rozweselił się swobodniejszym stał i serdeczniéjszym dla gości; myśl tylko jedna truła mu przyjemność widzenia Stanisława — Wiedział że w Mazowie zawsze jeszcze rachowano na niego i spodziéwano że swobodny powróci; wiedział że Natalja kocha go jeszcze —
— Wiész, rzekł do Stasia — po cichu — Natalja jeszcze myśli o tobie —
— Niewiedzą o mojém ożenieniu?
— Nieśmiałem im pokazywać twoich listów — Ile razy tam jestem, dopytują się o ciebie, dowiadują kiedy powrócisz?
Staś się zamyślał —
— Stało się rzekł, niechciała mnie, odepchnęła, a nadto mam dumy, abym prosił, nawet o miłość kobiéty.
Nazajutrz i dni następnych, August ocenił lepiéj młodą cudzoziemkę. Była to jedna z tych istot prawdziwie kobiécéj natury, łagodnych, anielskich, bez żółci w sercu, bez gniéwu, urodzonych na osłodę życia, drugim, na poświęcenia bez końca. Prosta naiwna, otwarta, łączyła znajlepszém wychowaniem wieśniaczą szczérość. Nic w niéj niebyło udanego, zmyślonego, pokazywanego tylko dla oka, wszystko szło z duszy. —
Stanisław kochał ją nie tą piérwszą miłością, jaką uczuł dla Julij, miłością burzliwą, ognistą, namiętną, niepohamowaną, a krótkotrwałą, nie tą miłością exaltowaną, idealną, poetyczną, jaką go natchnęła Natalja, ale przywiązaniem czułém, spokojném, i trwalszém, bo spokojném, opartém na poznaniu jéj charakteru, na ocenieniu jéj pięknéj duszy. Miał dla niéj uszanowanie jakie mamy dla niewinności dziécięcia, miłość ojca i kochanka razem, otaczał ją przywiązaniem, uprzedzał jéj żądania, jéj myśli —
August patrząc na nich, nieraz pomyślał — O — jakże szczęśliwi! — Czemuż i ja nie szukałem takiego szczęścia! Ale ze zwykłym sobie przestrachem dodawał — Alboż on nie drży w sercu, że ją utracić może? alboż ta miłość nie ostygnie, alboż nie staną się obojętni sobie, może naprzykrzeni? — O lepiéj mi bez szczęścia i bez strachu!
Jednego wieczora Czerwcowego, siedzieli wszyscy na ganku i spoglądali na piękną okolicę. Matylda powiadała że ona jéj przypomina Szląsk, Stanisław opisywał jeszcze niewidziane piękne strony Wołynia naszego, August zamyślony palił cygaro i słuchał téj rozmowy. W lipowéj ulicy pokazał się powóz sześciokonny, i wszyscy ciekawie spójrzeli, odgadując, ktoby to mógł jechać?
— Gdyby nie powóz nowy i nieznajomy, sądziłbym że to z Mazowa, rzekł August, bo konie bardzo podobne.
Za chwilę, zatrzymała się kareta przed gankiem, wysiadł z niej młody mężczyzna.
— Przejeżdżając tędy, nie mogliśmy nie wstąpić z żoną —
Był to Adolf syn Prezesowéj, a za nim wysiadła — Natalja, Jego żona. Wszedłszy na ganek obejrzała się dopiéro i spostrzegła Stanisława.
Drugim szybkim rzutem oka trafiła, jakby przeczuła jéj bytność, na Matyldę i wolniéj odetchnęła —
— A! Staś! zawołał Adolf — Patrz Nataljo, wszakto Stanisław!
On się ukłonił i prezentował nowo przybyłych żonie. Piérwsze chwile rozmowy, były przykre dla wszystkich, ale powoli nabrali odwagi, któréj im dodała Matylda, niewiedząca o niczém i witająca w nowo przybyłych, znajomych tylko i sąsiadów wuja i męża.
Niepodobna było okazać Natalij, co się w jéj wzburzoném działo sercu, ona dotąd karmiła swoją poetyczną miłość dla Stanisława, i gniéw razem ku niemu; nieprzywykła udawać, grać musiała wesołość i obojętność, rozpytywała go się o podróże, o żonę, o Włochy — Niemcy — o Ren — Trzpiotała się umyślnie, a krew jéj biła do głowy, a serce uderzało żywo, rumieniec coraz czerwieńszy się stawał.
Staś odpowiadał jéj z zimną wesołością, i zupełnie przytomny, bo serce jego już dla niéj nie biło.
— Bardzo szczęśliwe spotkanie, mówił Adolf i miły spędzimy wieczór, Staś musi miéć dużo do opowiadania, nieprawdaż?
I ściskał Stanisława —
— Nieprawdaż, mówił mu, że ci żal być musi Natalij. Ale niémasz żalu do mnie, ja ją od dzieciństwa kochałem — Tyś ją opuścił.
Stanisław scisnął mu rękę,
— Życzę ci szczęścia takiego jak moje, kochany Adolfie, a to dość mówi, że ci niewyrzucam pozyskanego serca Natalij. Tyś wart być szczęśliwy!
Natalja chciała odjechać, ale mąż i August tak ją prosili, że nareście została. Cały wieczór upłynął na żywéj rozmowie, któréj przedmiotem były podróże Stanisława. Natalja udawała wesołość i żywe niémi zajęcie; ale przez nie widać było niepokój i gniéw. Bacznie spoglądała na Matyldę, jakby wybadać chciała co do niéj przywiązało Stanisława. Pytała się w duszy siebie — Co w niéj jest, czegobym ja nie miała? co on w niéj pokochał? czy ona go zrozumié? I dodawała gniewna — O! pożałuje potém, pożałuje że mnie opuścił!
Nie mogła darować Stanisławowi, że tak łatwo, tak prędko, tak dumnie ją porzucił. —
Nazajutrz rano, przed świtem, odjechał Adolf z żoną smutną i użalającą się na ciężki ból głowy. Matylda jak wczoraj swobodna, wesoła, żegnała ją na ganku troskliwie podając jéj kolońską i lewandową wódkę i ciesząc że w podróży to przejdzie! A Natalja nierzuciła okiem nawet ani na nią, ani na Stanisława — i konie poniosły ich daleko, szybko i daleko.
Ale otóż i koniec mojéj powieści. Chcielibyście może wiedziéć cóś więcéj?? Żałuję bardzo że niemogę powiedziéć nic nad to, że August nigdy się nie ożenił i żenić się nie myśli — Natalja wydała jeden tom poezij, dwa powieści i gotuje jak powiadają dramat uczuciowy. Adolf uwielbia żonę, na równi z Heglem i Schellingiem — Stanisław ma dwoje dzieci i żyje tak szczęśliwie z żoną, jak na tym Bożym świecie szczęśliwym być można. Czasem wspomnienie zachmurzy mu czoło, westchnie z cicha, i zamyśli się, ale widok Matyldy, szczebiotanie dziatek, rozpędza chmury z czoła. Prezesowa czyta nieustannie i bez braku; a inni? Jedzą, piją, sejmikują, grają, ogadują się, żenią, rozwodzą, rujnują, bogacą i tam daléj i tam daléj. Spójrzcie do koła siebie, a będziecie wiedzieli, co robi reszta osób mojéj powieści.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.