<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Litwa za Witolda
Podtytuł Opowiadanie historyczne
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze
Data wyd. 1850
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
1408.

Witold z Rusi, gdzie się łowami zabawiał, wysłał glejt, zapraszając W. Mistrza na zjazd z Królem do Kowna, dla porozumienia się o niektóre trudności od Polski, Zakonowi zarzucane. W licznym poczcie Starszyzny swéj, Rycerzy, Komandorów, dworu, wielki Mistrz zjechał na miejsce d. 6 Stycznia. Za nim szły dwieście koni orszaku i sto pięćdziesiąt sań z zapasem żywności. Król i Witold w świetnych pocztach ze swéj strony stawili się także; — przybył za niemi Mistrz Inflantski w orszaku Komandorów. Zgromadzenie było liczne, przyjęcie świetne.
Zaczęto od układów o granice Polski od Zakonu; w początku skłaniał się W. Mistrz ustąpić, coby nie było staremi aktami objętém, używaniem dawném zabezpieczoném, a znakami granicznemi uprawnione w posiadaniu Zakonu; lecz gdy przyszło mówić o Zantok i Drezdenek, nadzwyczaj trudnym się okazał.
Witold był w przykrém położeniu, gdyż obrany za pośrednika, nie wiedział co począć; nareszcie oświadczył otwarcie, że prawa Polski do Drezdenka słuszniejszemi się mu zdawały od tych, które rościł Zakon.
W. Mistrz nie zgadzając się na to, obrażony zerwał układy. Przez resztę czasu napróżno starano się cóś ułożyć jeszcze; a chociaż rozjeżdżano się nic nie uczyniwszy, pożegnano się grzecznie, i Król nawet Mistrza Inflantskiego łaskawie bardzo odprawił.
Sąd Witolda ściągnął wszakże podejrzenia na niego; wszędzie chciano widzieć knowania i zdrady, i widziano je téż; długo w nienawistnym sobie pokoju przez przeszłego Mistrza utrzymywany Zakon, rwał się do wojny, od któréj nowy naczelnik nie myślał go odstręczać.
Witold widząc już niechęć ku sobie, śpiesznie zażądał posiłków z Polski, które mu Jagiełło podesłał. Na wieść o przybywających Polakach wstrzęsły się Prussy i chwyciły do broni. Komandor Nieszawski dał o tém znać W. Mistrzowi, nakazano uzbrojenia, rozesłano polecenia gotowości do wojny, lękać się nawet zdawał Zakon wtargnienia Króla polskiego w granice swoje. Granice i puszcze osadzone ludźmi, słowem postrach i żądza boju razem opanowały Krzyżaków; W. Komandor pod niebytność Mistrza kraj cały na stopie wojennéj postawił.
Tymczasem nic jeszcze tak blizkiego nie zwiastowało wybuchu; na papierze tylko posyłano skargi o zbiegów z Dobrzyńskiéj ziemi, w Prusiech przetrzymywanych i t. p. Król zajął niektóre włości pod Drezdenkiem; pokój wszakże z Litwą przez to zerwany nie był. Witold utrzymywał go jeszcze, chociaż ani już Zakonowi, ani Zakon jemu nie ufał. W takim stanie rzeczy najdrobniejsze zadarcia wyrastały na ważne spory, grożąc wojną; spoziérano na się wzajemnie szukając tylko powodu do zerwania wiążących jeszcze umów.
Niewiele pomyślniejszy był wewnętrzny stan kraju, który rządami Witoldowemi, zbyt może srogiemi, uciśniony, znowu skłaniał się do rozpadnienia z ciężko spojonéj całości. Tak Alexander Algimuntowicz uszedł do Moskwy, X. Twerski odstąpił przymierza, XX. Smoleńscy stali się otwartemi nieprzyjaciołmi Litwy, Psków także; nareszcie nigdy nieukołysany Swidrygiełło, uszedł znowu do Moskwy, rzucając spalone zamki Brański i Starodubowski. Powodem do tego było, że znając go dobrze Witold sposobiący się do wojny, nie chciał za sobą zostawić nieprzyjaciela, któryby w domu knuł spiski; myślał więc wziąć go i uwięzić. Uwiadomiony o tém wcześnie Swidrygiełło, uszedł do W. X. Bazylego z Biskupem Czernichowskim Izaakiem, Alexandrem i Patrycym XX. Zwinigrodzkiemi, Teodorem Alexandrowiczem Putywelskim, Urustaj’em Mińskim, Bojarami z Nowogrodu Siewierskiego, Brańska, Starodubia, Lubuska i Rosławla. Przyjął łaskawie ten niespodziany posiłek W. X. Bazyli, i Swidrygiełłę z tytułem W. X. Litewskiego osadził na Perejasławiu, Jurjewie, Wołoce, Rżewie, pół-Kołomnéj i Włodzimierzu nad Klazmą. Posiłki te i zdrady dawały nadzieje łatwego zawojowania Litwy, zawładania Rusią zachodnią, strącenia z tronu Witolda.
Kilkakrotne odkazywania się wzajemne teraz miały już wybuchnąć wojną, która groźną być obiecywała.
Błahy był pozór, którego Witold użył do zerwania przymierza w Wiazmie zawartego i wypowiedzenia wojny. Zagrabienie i odarcie litewskich Siewruków (Siewierzan?) na granicach Moskiewskich, którym odebrano dwa bobry, kadź miodu, dwie siekiery i troje sukień niedaleko Putywla, o co próżno szukali sprawiedliwości i wynagrodzenia; stało się groźnego uzbrojenia powodem pozornym. Ludzie ci przybywszy do Wilna skarżyli się o gwałt i szkody.
Chwycono się błahéj przyczyny, choć pomoc Tatar, litewskie zbiegi do Moskwy, stare teścia z zięciem na Rusi współzawodnictwo, prócz tego aż nadto wystarczały do wojny. Ze strony Witolda przyjęcie Swidrygiełły dostateczném już było; cieszył się tym zbiegiem W. X. Moskiewski, nie znając jeszcze jak dalece zawodne były wielkie obietnice Swidrygiełły, którym już Krzyżacy wierzyć przestali. Zdrajca Swidrygiełło wraz z Edygą zwyciężcą Witolda u Worskli, wspomagali X. Bazylego.
Tymczasem litewskie wojska nie dając się uprzedzić, zbiérały pod wodzą Rombowda u Smoleńska. Siewierszczyzna, którą podburzyć obiecywał Swidrygiełło, była spokojną. Tatarzy nie przychodzili; a litewskie siły z tysiącem pancernych kopijników od Władysława Jagiełły, jedną chorągwią Krzyżacką i Żmudzią posiłkową pod dowództwem Moniwida, Iwana Borejkowicza Chodkowicza, Olelka X. Słuckiego i Zbigniewa z Brzezia, ciągnęły w pole. Witold na czele dobranéj Litwy d. 25 Czerwca wyszedł z Wilna, ciągnąc wprost do Smoleńska, zkąd połączywszy wszystkie swe siły, szedł na spotkanie W. X. Bazylego, postępującego ku niemu ze Swidrygiełłą.
Ostatni mający liczne związki na Rusi i w Litwie, ludzi swych posyłał, starań dokładał, rachując bardzo na niechęć, jaką wzbudzało srogie często obejście się Witolda z poddanemi; wmówił był nawet z lekkością sobie zwyczajną, W. X. Bazylemu, że wojska Witoldowe zdradzą go i ku nim przejdą, że miasta poddawać się im dobrowolnie będą, kraje całe podnosić. Lecz wszystko to było lekkomyślną obietnicą i złudzeniem; odzyskanie nawet Nowogrodu Siewierskiego, zajęcie części Rusi od Litwy, trudniejsze już okazywało się nad wszelkie spodziewanie.
Po raz trzeci spotkały się Ruś i Litwa u rzeki Ugry, i znowu do boju nie przyszło, ale do przymierza tylko i układów nowych.
Rzeka Ugra, nad którą stanęły obozy, gdzie nowe przymierze zawiérano, granice państw litewskich od Moskwy stanowić miała. Kozielsk, Peremyśl, Lubuck oddane W. Xięciu Moskwy; Odojew został przy Litwie. Swidrygiełło, o którego wydanie dopominał się Witold, wyłączony został z przymierza, jednakże wstydził się W. X. Bazyli oddać go w ręce bratu.
Powrót z wyprawy téj był ciężki. Naprzód posiłki Żmudzkie wielce Witoldowi niechętne, a niezwykłe do dalekich wypraw, wraz z niewiele chętniejszemi Krzyżakami odciągnęły nazad, nim jeszcze pokój zawarty został; potém wojska idąc nową drogą przez kraj opustoszony wiele ucierpiały z powodu głodu i napadów cząstkowych od Swidrygiełły i Tatarów. Konie w wielkiéj liczbie zdychały z głodu, wozy dla złéj drogi i braku koni zostawały po drodze: grzęzawica, wezbrane rzeki i rozlane błota, utrudniały ten pochód, który zewsząd opasywała ćma Tatarska.
Po odjezdzie Witolda, który przodem pośpieszył, jak niektórzy chcą, z powodu jakichś tam miłostek, dla których pilno mu wracać było; — wojsko, którego każdy oddział chciał co najpiérwéj ciągnąć, wpadło w zamięszanie i nieporządek, wywijając się manowcami, chociaż bliższemi, ale wśród pustych stepów, gdzie osad prawie nie było. Wodzów słuchać nie chciano, bezład wkradł się w szyki zbrojne. To było powodem, pisze Wapowski, że kiedy na miejscach błotnistych, od ustawicznych deszczów jeszcze bardziéj rozmiękłych, wojsko się sparło bezładnie, pasując z sobą kto kogo wyprzedzi, największa część z końmi i wozami, na których była żywność, w bagniskach zagrzęzła; — jezdni, potraciwszy konie, przeszli na pieszych. Wnet i głód dojmować zaczął, tak dalece, że połowa podobno ludu z nędzy poginęła. Nadto Tatarzy, którzy Moskwie na pomoc przybyli, a których W. X. Bazyli, skończywszy wojnę, odprawił, niepokoili odwrót najazdami, żołnierzy picujących zabijali i wojsku Witoldowemu rozejść się różnemi gościńcami nie dozwolili. Wreszcie na znużone tylu niewczasami całą siłą uderzyli. Że zaś szyki wojska Witoldowego już po większéj części piechota składała, jazda Tatarska, z małą w ludziach stratą, bardzo jéj szkodziła, dopóki po wstępnych utarczkach, wręcz walczyć nie poczęto, bo Litwa wzięła górę i znaczną liczbę Tatarów nad Dnieprem wyciąwszy, już spokojniejszy odwrót miała. Polacy, którzy w tém wojsku walczyli, pozbywszy koni i ciężarów, wrócili na początku zimy do Króla Władysława, w Niepołomicach bawiącego (d. 11 Listopada), który po Królewsku nagrodził im poniesione straty.
W Rusi tymczasem oręż, który miał być użyty na Witolda, obrócił się przeciwko samemu X. Bazylemu. Tatarzy pod dowództwem Edygi wzmogłszy się w siły, w środku państw jego pustoszyli, dawnych dopominając haraczów. Swidrygiełło przed niemi uszedł z Włodzimierza nad Klazmą z kupą zbrojną tułając się nad Dniestrem podobno.
Zbliżało się grożące już zerwanie pokoju Polski i Litwy z Zakonem; traktowano jeszcze, ale nadaremnie. Wojnie na Rusi radzi byli Krzyżacy, gdyż ona Polskę zostawiała samą pozbawioną pomocy Litwy, a przez to łatwiejszą do ugody. Zawsze nieufny Zakon, w przymierzu nad Ugrą zawartém, widział jakiś zamach na Inflanty uknowany. W zapytaniach Witolda, który powróciwszy z nad Ugry chciał wiedzieć, czy Prusacy będą posiłkować Mistrza Inflantskiego w wojnie ze Pskowem, widziano także jakieś zdradliwe zamysły; upatrywano je wszędzie i szukano powodu do zerwania. Zakon coraz silniejszy chciał wojny; widział, że Żmudź nie łatwo teraz oderwać będzie Witoldowi, który ją zniechęcił; trzymał w rękach, czego pożądał, wojna dać mu mogła nowe zdobycze. Spodziewając się wojny wzmocniono zamki nadgraniczne, w Tylży, Friedbergu; kończono Dubishajn na Żmudzi. Stosunki i spory z Polską do naszéj historji nie należą, wspomnimy je tylko o ile wpłynęły na losy Litwy, lub Witold w nich uczęstniczył.
Mistrz bogate dary sypiąc Królowi, Królowéj, Arcy-Biskupowi Gnieźnieńskiemu, Witoldowi i W. X. Annie (któréj dostał się klawikord i ołtarzyk podróżny), usypiał tych, których podejrzewał, lękał się lub spodziewał od nich co zyskać.
Wiedział Ulrych co wymawiano jego bratu i poprzednikowi, zamyślał więc wojnę, ale nie chciał na siebie ściągnąć zarzutu, że sam był jéj powodem. Ztąd ta mięszanina grzeczności i dumy, łagodności i uporu w traktowaniu.
Witold wiedząc, że Zakon trzymał na pogotowiu jako narzędzie do wojny Swidrygiełłę, dopomniał się o to; — odpowiedziano mu, że o nim nic nie wiedzą i dopomagać mu nie myślą wcale. Tak jednak nie było  —; Zakon skrycie znosił się ze zbiegiem.
W. Xięciu powód zdał się dobrym do pomyślenia o wojnie i odebraniu Żmudzi. Zdaje się pozornie rzeczą niepodobną do wiary, żeby na Żmudzi znaleść się jeszcze mieli przyjaźni W. Xięciu, który dwa razy kraj ten w niewolę niemiecką zaprzedał: — a jednak tak było. Zakon już o tajemnych związkach Witolda ze Żmudzinami wiedział, wiedział o wysłańcach Litewskich i Ruskich, co się snuli niedaremnie po kraju. Jakieś kupy zbrojne zjawiły się tu i poczęły aż ku Pskowu pomykać. Nareszcie Witold z Władysławem Jagiełłą zjechali się, wedle Kronik niemieckich, w Nowogródku tajemnie, naradzając o odebraniu Żmudzi i wypowiedzeniu wojny.
Jednéj iskierki brakło tylko, aby pożar tajony długo wybuchnął.
Wedle dawnéj umowy dla zmuszenia Żmudzi do poddania się, postanowiono było przeciąć jéj dowóz żywności, soli i handel z Litwą i Polską całkiem powstrzymać.
Wójt Żmudzki odebrał stosowne rozkazy, co dowodzi, że kraj ten znowu powstawał i opiérać się silniéj poczynał Krzyżakom.
Łajano Litwinów wszędzie, krzywdzono ich na granicach, upatrując w nich to wysłańców Witoldowych, to knujących spiski. Nareszcie z niechęci przeciwko W. Xięciu, o którego zamiarach wiedziano lub wiedzieć chciano, czy przez podejrzenie jakieś, czy dla wywołania wojny z Polską i Litwą, Krzyżacy dwadzieścia łasztów zboża z Kujaw przez Zakonu posiadłości do Litwy od Władysława Jagiełły wysłane, gdyż nieurodzaj i drożyzna była wielka, zachwycili.
Statki te, które prowadzili Zaklika z Międzygórza Kanclerz i Jan z Obichowa Kasztelan Sremski, szły w dół Wisłą do jeziora Warmińskiego, potém w górę rzeki Pregel mimo Królewca przez kanał Taplawski. Przez ten kanał do Dejne i zamku Łaukiszek przybyły, ztąd do Łabiany i Kurońskiéj zatoki, do któréj Niemen wpada. Dopiéro w Ragnedzie, ostatnim zamku Krzyżackim, Mistrz Zakonu spędziwszy stérników polskich, gwałtem wstrzymał statki, pod pozorem, że dla Żmudzi broń wiozły.
Gniew W. Mistrza za jakiś list Witolda, w którym mu wymawiał posiłkowanie Swidrygielle, był także jednym z powodów do tego zuchwałego kroku. Chcąc wojny, wiedząc o rozdrażnieniu Witolda, poddawał do niéj powody. Zabranie statków, wedle dziejopisów polskich, stało się przyczyną wojny; lecz w istocie było tylko pozorem do wybuchu już uknowanego i przygotowanego od wstąpienia na Mistrzowstwo Ulrycha.
Krzyżacy poczęli się uzbrajać i osadzać twierdze swoje.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.