<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Litwa za Witolda
Podtytuł Opowiadanie historyczne
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze
Data wyd. 1850
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
1409.

Witold zwrócił oczy ku Żmudzi; wysyłani potajemnie Litwini, to do Ragnedy pod pozorem kupna zboża, to w głąb Żmudzi, sposobiąc do buntu i powstania, wieści umyślne rzucali o bliskiéj wojnie, zagrzewając do zemsty przeciwko Zakonowi.
Wójt musiał wypędzać przybyszów, zakazać wywozu zboża i niektórym z Litwy zagrabił kupione. Witold wkładając winę na Wójta Żmudzi, skarżył się o to Mistrzowi, grając jeszcze do czasu rolę przyjaciela, pókiby od Swidrygiełły i Tatarów około Moskwy plondrujących nie był spokojniejszy. Król polski także w listach do Zakonu okazywał dlań dawne przyjacielskie uczucia. Szpiegi Krzyżaccy tymczasem donosili już o przyborach do wojny, o zamachach Króla na zniszczenie Nieszawy.
Gdy Mistrz gorliwie się zajmuje odbudowaniem i umocnieniem Memla, Żmudzini zebrawszy się kupą zbrojną z włóczniami i tarczami pod dowództwem dwóch Bajorasów, zasiekli się obozem, kładnąc w lasach. Witold jak donoszono Mistrzowi, coraz silniéj starał się ich podburzyć przez wysłańców swoich, obiecując nawet napaść na Ragnedę. Były to tylko pogłoski.
Żmudzini bowiem sami swoim domysłem, z rozpaczy raczéj niż wyrachowania podeszli pod Memel, zabrali trochę koni Komandorowi i pobili ludzi na litewskim brzegu. Przypisano to zaraz Witoldowi i posłano do niego (przed Wielkanocą) z zapytaniem, coby to znaczyło? — Marszałka Zakonu i Komandora Brandeburgskiego. Posłowie ci zdaje się poleconém mieć musieli, aby pożądaną dla Zakonu sprowadzić wojnę.
Stawili się bowiem z wymówkami i groźbami, a Komandor powiedział W. Xięciu, że trzy razy Zakon już zdradził, ale jeśli poważy się czwarty raz tego spróbować, może odpokutować ciężko.
Witold odparł mu z dumą obrażoną i upomniał się o taką mowę u W. Mistrza, wyrzucając mu wyrazy jego posłów. Zachowano jakieś pozory przyjaźni, chociaż Witold czując się dotknięty, nie dawał żadném tłumaczeniem przejednać.
Niewiedząc już jak począć sobie, aby Witolda do otwartego wyzwania zmusić, spytał go W. Mistrz, niby o radę prosząc, coby począć z powstaniami na Żmudzi? Witold odpowiedział: dopóki Zakon mnie słuchał, rad mu nie skąpiłem, gdy teraz niezdaje się dbać o mnie, ja też mu doradzać nie myślę.
Szukano gwałtem powodów do wojny, bo Zakon chciał się już we krwi skąpać; przypisano więc Witoldowi niepotrzebne wmięszanie się w spory Zakonu z Janem X. Mazowieckim o granice; zadano mu, że zakładników ze Żmudzi wybierał tajemnie, gotując się ją zagarnąć, że drogi zawalać kazał i stosunki kraju tego z Prussami utrudniał. Wszystko to cierpiał Witold jeszcze, ale zbroił się i gotował widząc wojnę nieuchronną.
Nareszcie miał być wysłany na Żmudź dowódzca wojsk Witoldowych, Marszałek Rombowd, mianowany z ramienia W. Xięcia Namiestnikiem żmudzkim. Żmudź wzywano tajemnie do powstania, a Witold zniechęcony i przywiedziony do ostateczności, wyrzekł: że nie ścierpi, żeby mu Krzyżacy zabierali ziemię jego. Krzyżacy wiedzieli o wszystkiém: o Rombowdzie, że był wysłany, o wyrazach wyszłych z ust Witolda w chwili zapału. Na zapytanie ich o Rombowda, Witold, jeszcze się niechcąc piérwszy odkryć, odpowiedział Wójtowi Żmudzkiemu, że jeśliby Rombowd co czynił we Żmudzi, przeciwko rozkazom, ukarany zostanie.
Krzyżacy zwłoki te w wypowiedzeniu wojny, przypisywali chęci zyskania na czasie, dla dokonania przygotowań wojennych w Polsce, gdzie zbierano pieniądze, ludzi sciągano i o drobne tylko nieznaczące rzeczy, żalono się przed W. Mistrzem, aby przeciągnąć wybuch, ażby się do niego usposobiono. Tymczasem zawarł Jagiełło przymierze z X. Pomorskim, zwoływał ludzi swoich w wojsku Króla Węgierskiego służących i t. d.
W połowie Czerwca, Król z silnym wojsk oddziałem wyciągnął do W. Polski, zagrażając ztamtąd granicom Zakonu, a Witold uspokojony ze Swidrygiełłą, gotów był także do działania.
Na Żmudzi wszystko już wrzało gotowością do powstania; jarzmem niemieckim uciśniony lud, skłaniał się znowu ku Witoldowi i Litwie. — Spisek knowany wybuchnął naprzód w Rosieńskiém i rozszerzył się piorunem, tajemném zapewnieniem o pomocy litewskiéj podżegany. Posłowie W. Xięcia mieli nawet wieść roznosić po kraju, że Witold jak skoro zboża dójrzeją, pójdzie na czele Żmudzi do Królewca, Niemców przepędzi ogniem i mieczem, aż do morza, i potopi ich wszystkich w sinych wodach Bałtyku.
Rombowd, którego Stryjkowski zowie jednym z dwunastu Marszałków Witolda (naśladowanie 12 parów), stał już we dwa tysiące ludzi na granicy żmudzkiéj, gotów posiłkować powstańców, gdyby wojsko Zakonu na ziemię ich wtargnęło, lub Król wojnę rozpoczął z Zakonem; gdyż Witold także nie chciał być piérwszym, i czekał wyzwania. Tymczasem z jego ramienia urzędnicy obejmowali powoli powiaty, i widocznie rozporządzali się w kraju; powstanie rosło co chwila, a na czele jego stał wysłaniec Witolda, który niém miał kierować. Gdy już w okolicach Angerburga kupy zbrojne pokazywać się zaczęły, a okrzyki wojny dały słyszeć w Rastenburgskiém, Zakon dokoła stał nieprzyjacielem oblężony, W. Mistrz postanowił wysłać poselstwo do Króla polskiego.
Komandorowie Starogrodzki i Toruński znaleźli Króla w Obornikach, i przekładali mu zdradę Witoldową i nowe odpadnienie Żmudzi. W. Mistrz mówili, mieczem i siłą dopominać się jéj postanawia, i kraj cały odzyskać. Zapytywali wreszcie Króla, czy Żmudzi lub temu co jéj powstania był przyczyną, pomagać zechce przeciwko Zakonowi? Żądali odpowiedzi stanowczéj, aby Zakon stosowne mógł środki przedsięwziąść.
Król zaś przedstawił im, że rzecz jest zbyt ważna i wielka, aby ją bez Rady Stanów, mógł rozstrzygnąć; i nieinaczéj jak na zjezdzie w Strążycy na Ś. Alexy (d. 17 Lipca) rozwiązaną zostanie.
Posłowie oświadczyli wyjeżdżając, że Rada Stanów nie powinna mieć za złe Zakonowi, jeśli o wojnie przeciwko Królowi polskiemu pomyśli. — W Stężycy Panowie polscy silnie nalegali na Króla, aby Polski dla Litwy nie narażał, przeciwiąc się wojnie, przedstawując, że lepiéj jest oddać Żmudź pustą niż ludne prowincje Polski na zniszczenie wystawiać. Król wszakże stał przy swojém i przemógł, że się na posiłkowanie Litwy zgodzić musiano.
Zakon zbroił się i szukał sprzymierzeńców: uczyniona umowa z X. Stolpeńskim o posiłki przeciwko Polsce. XX. Szczeciński i Wolgest już przez Króla dla opanowania Drezdenka pociągnieni, Zakonowi służyć nie mogli. Oczekiwano żołdaków z Niemiec, a siły jakie były w gotowości rozdzielił W. Mistrz po granicach od Polski. Marszałek z ludem prowincji nadbałtyckich poszli nad Mazowsze, gdyż ztamtąd Rządzca Johannisburga kazał się spodziewać napadu; Komandor Ragnedy z pobliższémi zbierał siły przeciw Żmudzi. Tu w skutek głodu, panowały choroby, które tak osłabiły załogi, że nie było z czém w pole wyciągnąć. Posłano dla wzmocnienia wycieńczonych, zaciągać ludzi w Misnji i Turyngji, Brunswickiém, Luneburgskiém, i w X. Szczecińskiém, starając się choć dwanaście włóczni pozyskać, a razem Xiążąt i Panów o odpadnieniu Żmudzi i wojnie zawiadomić, wzywając na krucjatę.
Nadeszła też do Malborga odpowiedź królewska, którą w Lipcu przywieźli, Arcybiskup Gnieznieński Mikołaj Kurowski, Mikołaj z Michałowa Sandomiérski, Janusz z Tuliskowa Kaliski, Wincenty z Granowa Nabielski, Kasztelanowie, wprost ze zjazdu Stężyckiego posłani. Ci żalili się naprzód o zdradziecko zabrane w przeszłym roku szkuty z Kujawskiém zbożem; na co W. Mistrz odpowiedział, że nie zboże ale oręż wieziono dla zbuntowanéj Żmudzi, o który dopominać się nie mają prawa. (Zboże było w istocie bronią, gdyż Żmudź, jak wyżéj widzieliśmy, głodem chciano zmusić do poddania). Na zapytanie, czy Król będzie pomagał Witoldowi, gdy mu Zakon wojnę wypowie, Arcybiskup odpowiedział: że Witold jest Jagielle blisko-pokrewnym, trzyma W. Xięstwo darem od Korony polskiéj, opuścić go więc Król nie może, owszem wspomagać będzie całą siłą w każdéj potrzebie. Jeśliby zaś Zakon chciał ugody, Król ofiaruje pośrednictwo swoje dla odzyskania utraconego, i nagrodzenia szkód poniesionych.
Tak do ostatka gotując się do wojny, Jagiełło obawiał się i starał uniknąć, Zakon pragnął jéj i szukał. — Na wyrazy Arcybiskupa o zgodzie, W. Mistrz odparł:
— Nie chcę jéj, sam sobie zrobię sprawiedliwość i uderzę na Litwę.
— Strzeżcie się tego — rzekł Arcybiskup, jeśli wyciągniecie na Litwę, Król do Pruss wnijdzie.
— Dzięki za jasną i otwartą obietnicę — odpowiedział Ulrych, lepiéj więc za głowę ujmę od razu, niżeli za ciało; wolę zamieszkanych i ludnych niż pustych i dzikich szukać krajów.
Na tych groźbach poselstwo skończyło traktowanie. Posłowie wyjechali zaraz z Malborga, a Mistrz postanowił obrócić się na Króla polskiego. Wyszły rozkazy, aby osadzić mocno granice od Mazowsza, gdyż wiedziano, że od sześciu tygodni Witold trzymał silny oddział Tatarów, mających na piérwsze jego skinienie do Pruss wtargnąć, a Xże Jan Mazowiecki czekał także rozkazu tylko, by uderzyć na Zakon. W puszczach już nawet napadano i rozbijano poddanych krzyżackich.
W połowie Sierpnia siły Zakonu w pogotowiu do wojny były na granicach, gotując się wtargnąć do Polski. Szóstego Sierpnia jeszcze W. Mistrz wysłał Jagielle z Marienburga uroczyste wypowiedzenie pokoju, wykładając w niém powody zerwania przymierza. (Marienb. Dienst. vor Laurent. 1409). W dziesięć dni potém, gdy potrafiono od Polski odciągnąć dla Zakonu, wahających się dotąd XX. Swantibora Szczecińskiego i Bogusława Stolpeńskiego, a Biskup Chełmiński, lud zbrojny od siebie nadesłał, wpadł Marszałek z W. Mistrzem w granice ziemi Dobrzyńskiéj. Tu niewielki zastał opór. Miasto Dobrzyń naprzód zaskoczone, zdobyte, osada wybita, dowódzca nawet Jakób Płomieński ścięty, a gród spalony.
Ztąd poszli Krzyżacy na Rypin, Lipniki i Bobrowniki, które się zdawały gotować do silnéj obrony, lecz niespodzianie, dnia czwartego po oblężeniu poddały. Pod Bobrownikami ukazał się Arcybiskup Gnieznieński przybyły w poselstwie od Króla, jeszcze żądającego pokoju.
Mistrz zawsze dumny a teraz uzuchwalony, odparł, że Zakon z przyczyny Polski, poniósł dość kosztów, musi więc nagradzając je sobie część kraju zająć; żądał oddania Bobrownik i Złotorji, obiecując potém dopiero pomyśleć o pokoju. Posłowie do takich warunków umocowani nie byli. Poszli więc Krzyżacy pod Złotorję pijani powodzeniem swojém, i założyli obóz pod jéj murami tańcując i biesiadując z wszetecznicami, które im sprowadzono z Torunia. Nic tak okrutnym nie czyni, jak rozpusta; przy zdobyciu też zamku, srogie popełniono okrucieństwa. Bronił on się mężnie przez dni osiem, aż nareszcie wycieńczony zdać musiał. Pastwiono się z niesłychaném barbarzyństwem nad starcami, kobiétami i dziećmi. Wzięci tu w niewolę Dobiesław Oliwieński, Hebermuth i Jan z Góry zakuci zostali i do więzienia rzuceni. Mieczem i ogniem opustoszona ziemia Dobrzyńska prawdziwie Tatarskim obyczajem, oszczędzono tylko dobra Biskupa Płockiego.
We Wrześniu wzięto Bydgoszcz przekupstwem, zniszczono około Drezdenka i wpadano w Mazowsze. Nikt tu nie wyszedł przeciw najezdnikom, tylko X. Mazowiecki wtargnął pod Soldawę, którą spalił i pustoszył pod Rastenburgiem.
Z szałem dzikim napasłszy się wojną, Krzyżacy nagle opamiętali się, że z chrześcianami walkę rozpoczęli i udawali już chęci zgody i pokoju; wysłali dla układów z Arcybiskupem Gnieznieńskim Biskupa Trauenburskiego Bartłomieja. Ale warunki pokoju podawane przez nich, wybor wojny czyniły korzystniejszym.
W. Mistrz z Rheden przysłał następujące punkta: pokój dawny między Polską a Zakonem utrzymany będzie i poprzysiężony na nowo, byleby Król niewiernego Zakonowi Witolda nie wspomagał; co zaś zabrano ziem i grodów, Krzyżacy zatrzymać mają do polubownego rozsądzenia sporów i t. d. Jagiełło pomimo, że naglony od panów Polskich, niechcących ponosić wojny dla Litwy, skłonny był do zawarcia pokoju, nie mógł się zgodzić na tak upokarzające warunki. Odrzucił je, i na zjazd umówiony do Torunia, nie przybył.
Witold w czasie tych zaborów i piérwszych kroków do wojny, stał w gotowości pod Kownem, oczekując rozkazów Króla, i pragnąc też, żeby Zakon piérwszy kroki zaczepne rozpoczął. Teraz nie było już powodu zwlekać, ruszył więc siłą całą na Żmudź, połączył się z powstaniem tamtejszém leżącém pod Friedburgiem, obległ Zamek i głodem a szturmami do poddania go zmusił. Wójt Żmudzki osłabiony chorobą, która załogi w Ragnedzie i Dubishajn dziesiątkowała, zagrożony napadem Witolda, dozwolił Zamek spalić, a sam spiesznie uszedł ze Żmudzi. Cały kraj ten znowu dostał się w ręce Witolda; wpadli Litwini do Nadrawji, zabrali mnóstwo jeńca, i obrócili się na Memel, gdzie wiele znowu ludzi pobito i pobrano. Silniejsza tylko warownia Memel ostała się.
Zewsząd wrzała wojna i Zakon wkrótce się postrzegł, że ją zuchwale i nieopatrznie na kark swój sprowadził. Wojska polskie zbierały się w Wolborzu i Łęczycy; z Wolborza około Ś. Michała posunęły się pod Bydgoszcz, który oblegli. — Krzyżacy już chwycili się do traktatów, wzywając za pośrednika Króla Czeskiego Wacława. Ale warunki podawane zawsze były upokarzające dla Polski; tak, że po długich rokowaniach, wzajemnie wysyłanych posłach i pełnomocnikach, ledwie rozejm zawarto. W tym rozejmie na nieszczęście ani Witold, ani Żmudź zajętą nie była, owszem powiedziano, że Król posiłkować ich, ani się za niemi ujmować nie będzie, nie wspomoże pogan ani jawnie, ani skrycie i od pokoju ich wyłącza. Litwa i jéj sprawy pozostały na stronie. Obie wojujące strony tymczasowie, przy zajętych ziemiach i zamkach, pozostać miały. (Pokój ten zawarty w obozie między Bydgoszczą a Swieciem d. 8 Września 1409 roku, trwać miał do przyszłego Ś. Jana Chrzciciela).
Położenie Litwy w skutek tego rozejmu, było najnieszczęśliwsze. Opuszczona wraz ze Żmudzią, zostawiona własnym siłom, rzucona na łup Krzyżakom, zdawała się w największém niebezpieczeństwie. Przecież ani Żmudzi nieodzyskano, ani śmiano Litwy najechać, a W. Mistrz w zaślepieniu i błędzie, pewnym się sądząc, że zwycięży, gdy zechce, zaniechał najlepszéj chwili, czyniąc tylko nowe przymierze ze Swidrygiełłą w Swieciu zawarte (Feria V. proxima post fest. Michaelis 1409). W. Mistrz obowiązał się niém, z nikim pokoju nie włączając do niego Swidrygiełły, nie zawierać; przyrzekając całą siłą dopomagać mu do odzyskania dziedzictwa należnego. Swidrygielle w krajach i miastach krzyżackich pobytu dozwolono. Na piérwszą wieść o wojnie, niespokojny ten burzyciel, natychmiast korzystając z niéj przeszedł na stronę Zakonu i nie bez przyczyny.
Tyle razy zdrajca kraju, wiecznie ze swego wydziału nierad, tułacz, zbieg, sprzymierzeniec nieprzyjacioł, w Rusi podszczuwacz do boju, z Zakonem w ciągłych konszachtach, nie zasługiwał na nowe łaski Jagiełły i Witolda; to też gdy się poddał raz ostatni, wydziału mu nie naznaczono, aby zamków swoich jak Brańska i Starodubia nie spalił uciekając. Wzgardzony od Witolda wisiał przy nim, ale W. Xiąże obchodził się ze stryjecznym bratem, nietając ku niemu wstrętu i pogardy; nigdy go do siebie nie przypuszczał, nigdy nawet do stołu swego nie wezwał. Jak tylko dowiedział się Swidrygiełło o zerwaniu z Krzyżakami, dawne z niemi mając stosunki, zwrócił się ku nim znowu tajemnie i o Ś. Michale traktat w Swieciu zawarłszy, powrócił jeszcze dla swoich knowań do Wilna. Tu gdy zdradę przysposabia (o któréj Witold już wiedział), wzięty i odesłany do Krzemieńca, gdzie w Listopadzie 1409 osadzony został pod strażą.
Zakon widząc, jak opatrznie postąpił sobie Witold, stracił nadzieję przemożenia go zdradą. Tymczasem Zygmunt Korybut wtargnął do Pruss przez Działdów, Tamnawę i Norkitten, gdzie pustoszył bez przeszkody; bo Krzyżacy osłabieni rozesłaniem posiłków na wszystkie strony, pilnowaniem granic, chorobą ludzi, opierać się nie mogli. Witold wcześnie przewidując wojnę zażartą, i chcąc być od innych sąsiadów spokojnym, zawarł z Pskowem i Nowogrodem przymierze nowe. Psków przyjął Namiestnika Jerzego Nosa X. Pińskiego; Nowogrodzianie X. Symona Luty zwanego, Olszańskiego. Z téj strony, nie obawiał się więc przeszkód żadnych.
W Październiku zjechali się w Brześciu Litewskim Król z Witoldem dla narady, o dalszém postępowaniu w wojnie z Zakonem; jeden tylko Mikołaj Trąba Podkanclerzy Koronny, był do niéj przypuszczony. Tu w Brześciu posiłkujący Tatarzy pod wodzą Sułtan-Saladyna z Ordy Kipczackiéj już się znajdowali; budowano mosty, sposobiąc się do przeprawy przez rzeki, opatrywano środki wyżywienia licznego wojska. Z Brześcia udał się Król na Wołyń ku Kamieńcowi, poczém spokojnie z Witoldem i Carzykiem Tatarskim, zabawiał się łowami w Białowieżskiéj puszczy. Ogromną ilość ubitéj, osolonéj zwierzyny przygotowano w beczkach na czas wojenny. Z Białowieży Król wrócił do Polski, Witold do Wilna, dla dalszych rozporządzeń.
Krzyżacy w tym roku jeszcze zawarli traktat pokoju i wzajemnego przymierza z Zygmuntem Królem Węgierskim, który obowiązał się posiłkować ich przeciwko Litwie, Rusi i Polsce nawet. (Bude. an. 1409 VI. in Vigil. S. Thomae Apostol.).



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.