Mali mężczyzni/Rozdział piąty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mali mężczyzni |
Wydawca | Ferdynand Hösick |
Data wyd. | 1877 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Zofia Grabowska |
Tytuł orygin. | Little men |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
„Co ci to, Stokrotko?“
„Chłopcy nie chcą, żebym się z nimi bawiła.“
„Dla czego?“
„Mówią, że dziewczynka nie może grać w piłkę.“
„Może, kiedym ja dawniéj grywała!“ odrzekła pani Bhaer śmiejąc się na wspomnienie swych młodocianych psot.
„Ja wiem że umiałabym, bom grywała dawniéj z Adasiem, i szło nam wybornie; ale teraz wzbrania mi tego, żeby się chłopcy nie wyśmiewali!“ powiedziała Stokrotka, zasmucona nielitościwém sercem brata.
„Kto wié czy nie ma słuszności, moja droga? Gdyby was było tylko dwoje, toby uszło; ale grać z dwunastu chłopakami, wcale niestosowném dla ciebie. Obmyślę ci za to inną, ładną grę.“
„Już mi się tak znudziło bawić się saméj,“ żałośnie odrzekła Stokrotka.
„Pobawię się z tobą późniéj, ale teraz muszę przygotować różne rzeczy, bo się wybieram do miasta. Zabiorę cię z sobą, więc zobaczysz Mamę, a nawet będziesz mogła zostać u niéj.“
„Chętnie pojadę zobaczyć Mamę i maleńką Józię, alebym wolała wrócić z ciocią, bo Adaś tęskniłby, i zresztą mnie tu jest dobrze.“
„Nie mogłabyś żyć bez swego Adasia, prawda?“ rzekła ciotka, i znać było, że doskonale pojmuje to przywiązanie do jedynego braciszka.
„Ma się rozumiéć; jesteśmy bliźniętami, więc się kochamy bardziéj, niż inni ludzie,“ odparła Stokrotka z rozjaśnioną twarzyczką, gdyż zdawało jéj się, że niéma większego zaszczytu, jak być od bliźniąt.
„Cóż ty będziesz robiła ze swoją osóbką, podczas gdy ja krzątać się będę?“ spytała pani Bhaer, spiesznie przerzucając starą bieliznę w garderobie.
„Nie wiem; lalki tak mi się już znudziły! chciałabym żeby mi ciocia wynalazła inną zabawkę,“ odrzekła Stokrotka, bujając machinalnie drzwiami.
„Obmyślę nowiuteńką, ale mi to zajmie dosyć czasu, więc idź teraz zobaczyć, co Azya przyniosła na śniadanie,“ rzekła pani Bhaer w nadziei, że to zatrudni chwilowo przynajmniéj, tę małą zawadę.
„Dobrze, chciałabym tam posiedziéć, jeżeli się nie będzie gniewać.“ Odpowiedziała dziewczynka i zwolna podążyła do kuchni, gdzie murzynka Azya panowała samowładnie. W pięć minut, wróciła z kawałkiem rozrobionego ciasta wrączce i z pomączonym noskiem.
„Ach ciociu! czy mogę robić imbiérowe i rozmaite inne ciastka? Azya się nie gniéwa i nie wzbrania mi, a toby takie zabawne było! pozwól ciociu!“ szczebiotała Stokrotka jednym tchem.
„I owszem idź, rób co ci się podoba, i siedź póki zechcesz,“ odparła pani Ludwika z wielkiém zadowoleniem, gdyż nieraz trudniéj było zabawić tę jedną panienkę, niż wszystkich dwunastu chłopców. Stokrotka pobiegła i podczas gdy się krzątała w kuchni, pani Bhaer suszyła sobie głowę nad jaką nową zabawką. Nagle, błysnęła jéj widać pożądana myśl, bo uśmiechnąwszy się do siebie, zamknęła garderobę i spiesznie wyszła, mówiąc: zrobię to, jeżeli się tylko da.“
Coby to było, nikt się tego dnia nie dowiedział; ale cioci Ludce tak błyszczały oczy, gdy oznajmiła Stokrotce, że obmyśliła nową zabawką i zamierza ją kupić, że przejęta ciekawością, zarzucała ją pytaniami całą drogę do miasta, nieotrzymując jednak dokładnych odpowiedzi. Została w domu, żeby się nacieszyć matką i maleńką Józią, a ciocia Ludka wybrała się do sklepów i wróciła tak obładowana jakiemiś dziwacznemi paczkami, że Stokrotka, zdjęta jeszcze większą ciekawością, chciała czémprędzéj jechać do Plumfield, żeby się przekonać, co się w nich znajduje. Cioci nie było jednak pilno, i bawiła długo w Mamy pokoju, a siedząc na podłodze z niemowlęciem na kolanach, rozśmieszała ją opowiadaniem różnych figli swych chłopców.
Stokrotka nie mogła pojąć kiedy ciocia wyjawiła tajemnicę przed jéj Mamą, która jednak widocznie ją wiedziała, bo zawiązując kapelusz córeczce, pocałowała jéj różową twarzyczkę, i rzekła: „bądź grzeczną moja Stokrotko i naucz się nowéj i pożytecznéj zabawki którą ciocia kupiła dla ciebie. Bardzo jest zajmująca, i tylko przez wielką dobroć będzie się ciocia nią bawić z tobą, gdyż jéj sama nie lubi.“
Po tych słowach, obie panie serdecznie się roześmiały, wzmagając tém jeszcze bardziéj ciekawość Stokrotki. — Gdy konie ruszyły, w tyle koryolkii zabrzęczało coś głośno.
„Co tam jest?“ zapytała Stokrotka, natężając słuch.
„Nowa zabawka,“ odrzekła poważnie ciocia Ludka.
„Z czego się ona składa?“
„Z żelaza, blachy, drzewa, miedzi, cukru, soli, węgli, i tysiąca innych rzeczy.“
„To dziwne; a jaką ma barwę?“
„Rozmaite.“
„Czy duża?“
„Częścią duża, częścią mała.“
„Czy widziałam już co podobnego?
„Nieraz, ale było — to mniéj ładne.“
„Cóż to być może? Nie mogę już dłużéj czekać! Ach kiedyż zobaczę!“ wołała Stokrotka, podskakując z niecierpliwości.
„Jutro rano, po lekcyach.“
„Czy to będzie także dla chłopców?“
„Nie, tylko dla ciebie i dla Beci; chłopcy będą jednak lubili widzièć to, i przyjmować pewien udział; ale przypuszczanie ich do téj zabawy, zależéć będzie od twéj woli.“
„Jeżeli Adaś zechce, to się z nim podzielę.“
„Bądź pewna że wszyscy zechcą, a szczególniéj téż Nadziany,“ rzekła pani Bhaer, i ze śmiejącemi się oczami poklepała jakąś dziwaczną i dużą paczkę, którą trzymała na kolanach.
„Niechże i ja się dotknę, choćby jeden raz!“ zawołała błagalnie Stokrotka.“
„Ani razu; zgadłabyś co to jest, i cała przyjemność obróciłaby się w niwecz.“
Stokrotka żałośnie westchnęła, lecz po chwili uśmiech rozjaśnił jéj twarzyczkę, gdyż przez maleńki otwór w papiérze, zobaczyła coś błyszczącego.
„Jakże ja mogę czekać tak długo! czy się to w żaden sposób nie da zrobić, żebym zobaczyła dzisiaj?“
„O nie; trzeba tę rzecz urządzić i poustawiać różne przedmioty. Zresztą, obiecałam wujowi Teodorkowi, że ci nie pokażę tego, aż będzie w należytym porządku.“
„Kiedy wuj o tém wié, to musi być coś wspaniałego!“ zawołała Stokrotka klaszcząc w rączki, bo ten śliczny wujaszek był tak dobry, jakby jaka chrzestna matka z czarodziéjskiéj bajki i zawsze obmyślał wesołe niespodzianki, ładne dary i komiczne zabawy.
„Tak, wuj Teodorek kupował to zemną i takeśmy się ubawili w sklepie, dobiérając różne przedmioty! Ponieważ chciał, żeby wszystko było piękne i duże, mój planik przybrał wspaniałą postać, przy jego pomocy. Musisz go serdecznie ucałować, jak przyjedzie, bo to najlepszy wujaszek jaki istniał kiedykolwiek, i kupował K...... o małom się nie wygadała!“ krzyknęła pani Bhaer niekończąc tego zajmującego wyrazu; poczém zaczęła przeglądać rachunki, jak gdyby z obawy, żeby niepowiedziéć więcéj, niż potrzeba. Stokrotka załamała rączki z cierpliwém poddaniem się i cichutko siedziała rozmyślając nad tém, jakiéj zabawki nazwa, może się zaczynać od litery: K?
Zajechawszy przed dom, śledziła każdą paczkę wynoszoną z karyolki; jedna zwłaszcza, duża i ciężka, którą Franz prosto zabrał do swego pokoju, napełniła ją zdumieniem i ciekawością. Coś bardzo tajemniczego działo się popołudniu, bo Franz kuł młotem, Azya biegała z góry na dół, ciotka krzątała się, przenosząc różne rzeczy pod fartuszkiem, podczas kiedy mały Theodorek, jedyny z dzieci którego tam przypuszczano, gdyż nie umiał jeszcze wyraźnie mówić, — szczebiotał, śmiał się i usiłował powiedziéć, że widział coś „piętnedo.“ To wszystko pozbawiało niemal przytomności Stokrotkę, a zgorączkowanie jéj udzieliło się nawet chłopcom, którzy zamęczali matkę Bhaer narzucaniem swéj pomocy; ale im odpowiadała własnemi słowy ich do Stokrotki:
„Dziewczęta nie mogą się bawić z chłopcami. To cacko jest dla Stokrotki, dla Beci i dla mnie, — a was wcale nie potrzebujemy.“
Musiała więc nareszcie ustąpić młoda kawalerya z pokorą, i prosiła Stokrotkę do zabawy w konie, w kręgle, w piłkę, w co tylko zechce, — a to z tak nagłą serdecznością, z takiém ugrzecznieniem, że się jéj niewinna duszyczka wydziwić nie mogła.
Dzięki téj uprzejmości, przetrwała jako tako popołudnie, wcześnie poszła spać, a nazajutrz rano odrabiała lekcye tak skwapliwie, że wuj Fritz byłby chciał, żeby jéj codzień wymyślano jaką nową zabawkę. Cała gromadka doznała silnego wrażenia, gdy o jedenastéj godzinie, Stokrotka została uwolnioną: bo wszyscy wiedzieli, że teraz otrzyma tę nową i tajemniczą zabawkę.
Dużo oczu śledziło ją, gdy schodziła na dół; Adasia zaś ogarnęło takie roztargnienie, że gdy Franz zapytał: „gdzie jest pustynia Sahara?“ żałośnie odrzekł: „w dziecinnym pokoju,“ i cała klasa wybuchnęła śmiechem.
„Ciociu, skończyłam już wszystkie lekcye, i ani chwili dłużéj nie mogę czekać!“ zawołała Stokrotka, wpadając do pokoju pani Bhaer.
„Wszystko już gotowe, możesz wejść,“ odrzekła ciotka, i wziąwszy Teodorka pod jednę pachę, a koszyk z robotą pod drugę, spiesznie zaprowadziła ją na górę.
„Nic nie widzę!“ rzekła Stokrotka oglądając się dokoła, gdy się otworzyły drzwi od dziecinnego pokoju.
„A słyszysz co?“ spytała ciocia Ludka, przytrzymując za sukienkę Teodorka, który się wyrywał w jednę stronę pokoju.
Jakiś dziwny szczęk i jakby syczenie w kotle, wychodziły z poza firanki zawieszonéj przed głęboko wywystającém oknem; Stokrotka odsunęła ją więc, wydała radosne „ach!“ a potém stała, z rozkoszném zdumieniem przypatrując się... czemu? jak się wam zdaje?“
Pod oknem umieszczoną była duża podstawa na któréj, z jednéj strony wisiało i stało, mnóstwo różnych garnuszków, rynek, patelni i rądelków, z drugiéj mały serwis porcelanowy do obiadu i herbaty, w środku zaś był piec do gotowania; ale nie blaszany, bo na nic by się nie zdał — tylko z prawdziwego żelaza, i dosyć duży, aby wyprawiać uczty dla licznego grona zgłodniałych lalek. Najlepsze ze wszystkiego było to, że się palił rzeczywisty ogień, że istotna para wychodziła z dziobka od maszynki do herbaty, i że przykrywka aż odskakiwała w górę, tak się gotowała woda. W miejscu jednéj szyby szklannéj, wprawiono blaszaną, z otworem na mały kominek, i prawdziwy dym wychodził na dwór tak naturalnie, że przyjemnie było patrzéć. Skrzynka z drzewem, i szaflik z węglami stały na boku, w górze wisiały ściéreczka, szczotka i miotełka; koszyczek do miasta stał na stoliczku, służącym zazwyczaj Stokrotce do zabawy, a na poręczy jéj krzesełka, wisiał biały fartuszek, i śliczny czépeczek. Słońce zaglądało ciekawie, jak gdyby je bawił ten widok, piecyk szumiał aż miło, kociołek wypuszczał parę, nowe blaszane naczynia błyszczały na ścianach, ładny serwis porcelanowy stał szeregiem: jedném słowem, była to tak ładna kuchenka, jakiéj tylko mogło dziecko zapragnąć.
Po pierwszym wykrzyku, Stokrotka stała cichutko, ale oczki jéj, żywo przenosząc się z jednego przedmiotu na drugi, błyszczały coraz bardziéj; a gdy nareszcie spoczęły na uradowanéj twarzy cioci Ludki, uścisnęła ją, mówiąc:
„Ach ciociu, jakaż to wspaniała zabawka! czy naprawdę będę mogła gotować w tym ślicznym piecyku, wydawać obiady, bale, i palić prawdziwy ogień? Jakże mi się to wszystko podoba! Co cioci nasunęło tę myśl.“
„Twoja chętka do robienia ciasteczek, z Azyą,“ odrzekła pani Bhaer, przytrzymując Stokrotkę, tak podskakującą, jak gdyby miała frunąć w górę. „Wiedziałam że ci Azya nie pozwoli gospodarować często w kuchni — i to byłoby nawet niebezpieczném przy dużym ogniu — więcem sobie postanowiła wyszukać małą kuchenkę i nauczyć cię gotowania, żeby ta zabawka była połączoną z pożytkiem. Przeglądałam pilnie sklepy, ale wszystkie duże sztuki były drogie, i sądziłam już że mi wypadnie wyrzec się téj przyjemności, kiedym spotkała wuja Teodorka. Dowiedziawszy się czego szukam, obiecał swą pomoc, i nie dał pokoju, pókim nie nabyła największéj ze wszystkich kuchenek. Łajałam go za to, ale śmiał się i prześladował obiadem, którym ugotowała na jego przyjęcie, gdyśmy oboje byli bardzo jeszcze młodzi. Nareszcie, gdy poprosił, bym nietylko ciebie, ale i Becię uczyła gotować — uległam i poszliśmy razem po różne smaczne rzeczy do moich „wykładów kuchennych,“ jak się wyraził.“
„To najładniejsza, najśliczniejsza kuchenka w świecie, i będę wolała uczyć się gotowania, niżeli innych lekcyi. — Czy będę mogła robić torciki, ciasteczka, i makaroniki?“ wołała Stokrotka tańcząc w koło pokoju, z nową patelnią w jednéj rączce, i z obcężkami w drugiéj.
„Wszystko nastąpi we właściwym czasie; ale ponieważ ta zabawka ma służyć do pożytku, więc ci muszę mówić, co i jak masz robić. Będziemy się zaopatrywać w wiktuały, i nauczysz się gotować, na małą skalę. Nazwę cię Salusią, bo niby-to będziesz nowo przybyłą służącą,“ dodała pani Ludwika, poczém wzięła się do roboty, Teodorek zaś siedział na ziemi z paluszkiem w buzi, i z takiém zajęciem wpatrywał się w kuchenkę, jak gdyby to był żyjący przedmiot.“
„Ach! jakże to będzie miło! Od czego mam zacząć?“ zapytała Salusia, z tak uradowaną twarzyczką i gorliwą minką, że ciocia Ludka zapragnęła, że by wszystkie nowe kucharki były choć o połowę tak ładne i miłe.
„Przedewszystkiém ubierz się w czépeczek i w fartuszek. Trochę staroświecka ze mnie gospodyni, więc lubię, żeby kucharka była bardzo schludną.“
Salusia ukryła loczki pod czépeczkiem, i fartuszek przypasała bez szemrania, chociaż zazwyczaj buntowała się przeciw bawetowi.
„Teraz, możesz wszystko poustawiać porządnie, i umyć nową porcelanę. Stary serwis także należy oczyścić, bo dawna służąca miała zwyczaj zostawiać go w smutnym stanie, po gościach.“
Chociaż ciocia Ludka powiedziała to z wielką powagą, roześmiała się Salusia, wiedząc, że ona sama jest ową niedbałą dziewczyną. Potém zawinęła rękawy i z rozkoszném uczuciem zaczęła się krzątać koło kuchni, unosząc się od czasu do czasu, to nad „miluchnym wałeczkiem do ciasta,“ to nad „ślicznym szafliczkiem do zmywania naczyń,“ to nad „zgrabniutką pieprzniczką.“
„Teraz moja Salusiu, weź koszyk i pójdź na targ; oto masz spis, czego mi potrzeba do obiadu,“ rzekła pani Ludwika, oddając jéj kawałek papieru, gdy naczynia zostały uporządkowane.
„A gdzie jest targ?“ zapytała Stokrotka, któréj ta nowa zabawka wydawała się coraz bardziéj zajmującą.
„U Azyi.“
W całéj klasie doznano powtórnego wrażenia, gdy Salusia, pokazawszy się w nowym stroju, szepnęła do Adasia: „To przewyborna zabawka!“
Starą Azyę bardzo to wszystko bawiło, i roześmiała się wesoło, gdy dziewczynka wpadła do pokoju w czépku przekrzywionym na bakier i z koszyczkiem w ręce, trzepoczącym przykrywką, jak by kastanietami.
„Moja pani, ciocia Ludka, żąda tych oto rzeczy: i muszę je dostać,“ rzekła Stokrotka z powagą.
„Pokaż kochanko, co tam napisane. Dwa funty mięsa, kartofle, groch, jabłka, chléb i masło. Mięsa jeszcze nie przyniesiono: jak je dostawią, to ci przyszlę na górę, a reszta jest tu, pod ręką.“
Zapakowała więc Azya jeden kartofel, jedno jabłko, trochę grochu, po kawałku masła i ciasta, i zaleciła Salusi, żeby się pilnowała, bo chłopiec od rzeźnika umié czasami figle płatać.
„Któż to jest?“ spytała Stokrotka, w nadziei że to będzie Adaś.
„Zobaczysz,“ odrzekła zwięźle Azya; Salusia zaś odeszła, śpiewając sobie:
[1]„Mabel, grzeczna dziewczyna,
Mabel, dziewczynka mała,
Miała butelkę wina,
I smaczne ciastka miała.“
„Teraz włóż do spiżarni to wszystko, prócz jabłka,“ rzekła pani Ludwika, skoro kucharka wróciła do domu.“
Pod środkową półką w kuchence, stała szafka; otworzywszy drzwiczki, doznała Stokrotka nowego zachwytu: jedna połowa była widocznie przeznaczoną na piwnicę, bo nagromadzono w niéj drzewo, węgle, i łuczywa; w drugiéj, stało pełno słoików, pudełek, i różnych zabawnych naczyń do mąki, cukru, soli i wszelkich domowych zapasów. Były téż i konfitury, piernik w blaszaném pudełeczku, sok porzéczkowy we flaszeczce od wody kolońskiéj, i herbata w skrzynce; ale największe bogactwo stanowiły dwie miseczki mleka i warząchew do zebrania śmietanki. Stokrotka klasnęła w rączki na ten widok, i chciała natychmiast wziąć się do roboty, lecz ciocia Ludka powiedziała:
„Jeszcze nie teraz; będziesz potrzebowała śmietanki do torciku przekładanego jabłkiem, który się poda na obiad, więc niech się ustoi do tego czasu.“
„Będzie torcik!“ zawołała Stokrotka, niedowierzając prawie, aby ją taka radość czekała.
„Jeżeli piecyk okaże się dobrym, to będą dwa torciki: jeden z jabłkiem, drugi z poziomkami,“ rzekła pani Ludwika.
„Więc cóż mam teraz robić?“ zapytała Salusia, niecierpliwie wyglądając chwili, kiedy rozpocznie robotę.
„Zamknij niższe drzwiczki u pieca, żeby się rozgrzał, potém umyj rączki, i wydobądź mąkę, cukier, sól i cynamon. Zobacz téż, czy stolniczka jest czysta, i obierz jabłko, bo je włożysz do środka.“
Stokrotka zebrała te wszystkie rzeczy, a ile przy tém narobiła szczęku i brzęku, łatwo się domyśléć, kiedy tak młodą była jeszcze ta kuchareczka.
„Doprawdy, nie wiem ile czego wziąć na tak małe torciki. Muszę je zrobić na chybi, trafi, a jak mi się udadzą, to sprobujemy więcéj,“ rzekła pani Ludwika trochę zakłopotana, chociaż ją bawiły odrobinki leżące przed nią. „Weź teraz pełną miseczkę mąki, wsyp szczyptę soli, a potém dodaj tyle masła, ile się zmieści. Pamiętaj, że przedewszystkiém trzeba rozciérać suche rzeczy, a potém dodawać płynne: w ten sposób lepiéj się wymięszają.“
„Ja to umiem, bom widziała jak Azya robi. Czy wysmarować blachę masłem? ona zawsze od tego zaczyna,“ powiedziała Stokrotka, z wielkim pośpiechem sypiąc mąkę.
„I owszem wysmaruj. — Zdaje mi się że będzie z ciebie dobra kucharka, bo się zręcznie bierzesz do roboty,“ rzekła ciocia Ludka, dla zachęty.
„Teraz wléj kropelkę wody: tyle tylko żeby zamoczyć; potém nasyp trochę mąki na stolniczkę, zagnieć ją i rozwałkuj, oto w ten sposób: — dobrze. Pomaż ciasto masłem, i zwiń je na nowo. Tylko nie rób zbyt tłustych torcików, żeby się lalki nie pochorowały.“
Stokrotka rozśmieszona tą myślą, hojną rączką rozsmarowała masło, potém zwinęła ciasto, rozwinąwszy je napowrót ślicznym wałeczkiem, włożyła na blachę i przykryła jabłkiem; poczém bardzo starannie, położyła znów kawałek ciasta.
„Zawsze miałam ochotę obkrawać torciki dokoła, ale mi Azya nie pozwalała. Jak to miło robić co się nam podoba!“ rzekła Stokrotka, obrzynając ciasto nożykiem.
Nawet i najlepszéj kucharce niezawsze się wszystko uda; dla tego téż i Salusi przytrafiło się to przykre zdarzenie, że kiedy zbyt szybko przesuwał się nożyk po cieście, talerzyk wymknął się jéj z rączki, i torcik padł na ziemię. Salusia krzyknęła, pani Ludwika roześmiała się, Teodorek zaczął sięgać po zdobycz, i przez chwilę panował wielki zamęt.
„Takem mocno ścisnęła brzegi, że torcik został nienaruszony: ani się rozlał, ani przerwał; — wywiercę tylko otwór, i będzie gotowy,“ rzekła Salusia. Następnie podniosła swój skarb, i jak zwykle dzieci, nieuważając na to, że leżał na ziemi, doprowadzała go do pierwotnego stanu.
„Moja nowa kucharka ma dobry temperament, jak widzę, a to taka miła rzecz!“ powiedziała pani Ludwika. „Otwórz teraz słoik ze smarzonemi truskawkami, napełnij niemi torcik, i połóż na wierzchu kawałek ciasta, tak samo jak Azya robi.“
„Położę literę S na środku, a wkoło dodam zygzaki; to będzie takie zajmujące jak go będę jeść!“ rzekła Salusia strojąc torcik floresami. Teraz wstawię oba w piec! zawołała, gdy ostatnia kuleczka ciasta została ostrożnie ułożoną na czerwoném tle konfitur, i z tryumfalną minką wsunęła je w piecyk.
„Umyj naczynia; dobra kucharka nigdy tego nie odkłada na późniéj. Następnie, obierzesz kartofle i groch.“
„Jest tylko jeden kartofel,“ odpowiedziała Stokrotka ze śmiéchem.
„Przekrój go na czworo, żeby się zmieścił w rądelku i trzymaj te kawałki w zimnéj wodzie, dopóki się ich nie zacznie gotować.“
„Czy mam namoczyć i groch?“
„Ale gdzież tam! Obłuszcz go tylko i pokraj.“
Posłyszawszy w téj chwili drapanie do drzwi, pobiegła Salusia otworzyć, i ukazał się Bukiet, z przykrytym koszyczkiem w pysku.
„Więc to ty jesteś rzeźniczkiem!“ zawołała wesoło, uwalniając go od ładunku. Pies zaczął się oblizywać i skomléć, myśląc widocznie, że to obiad dla niego, gdyż często zanosił w ten sposób jedzenie swemu panu; a doznawszy zawodu, odszedł szczekając gniewnie. W koszyku były dwa maleńkie kawałki mięsa, gruszka pieczona, ciasteczko i papiér z napisem nagrézmolonym przez Azyę: „Śniadanie dla panienki, jeżeli jéj się nie uda gotowanie.“
„Nie potrzebuję jéj szkaradnych gruszek, ani niczego! Uda mi się gotowanie, i przekona się, że będę miała wyborny obiad!“ zawołała Stokrotka z oburzeniem.
„Może nam się to przydać, jak goście przyjdą. Zawsze jest dobrze mieć coś w śpiżarni,“ rzekła ciocia Ludka, nauczona tego własném doświadczeniem, po wielu gospodarskich niepowodzeniach.
„Teodolet chce jeść,“ oznajmił chłopczyna, któremu zdawało się, że jużby czas było coś skosztować. Matka dała mu do uporządkowania swój koszyk od robót, w nadziei że spokojnie posiedzi, póki się nie dokończy obiadu, i na nowo zaczęła gospodarować.
„Wstaw na ogień jarzyny, nakryj stół, a potém rozpal węgle, żeby usmażyć befsteak.“
Jakaż to była przyjemność patrzeć jak kartofle podskakują w garnuszku, zaglądać do grochu czy mięknie, otwiérać co pięć minut piecyk, żeby zobaczyć czy się torcik przyrumienia; a nareszcie skoro się już węgle rozpaliły, włożyć na patelnię dwa kawałki mięsa, i ostrożnie obracać je widelcem. Najwpiérw były gotowe kartofle, i nic dziwnego, bo cały czas stały na wielkim ogniu; pogniotła je małym tłuczkiem, dodała dużo masła, — o soli zapomniała — a potém ułożyła je na czerwonym talérzyku, przygładziła nożykiem, oblała mlékiem i wstawiła w piec, żeby się przyrumieniły.
Tak ją zajęło to wszystko, że zapomniała o torcikach; dopiéro otworzywszy piecyk dla wstawienia kartofli, wydała żałosny okrzyk, bo się na nic przypaliły!
„Ach moje torciki, moje śliczne torciki! już z nich nic nie będzie!“ wołała biédaczka, załamując powalane rączki, na widok zniweczonéj pracy. Torcik z konfiturami przedstawiał szczególnie smutny widok, bo floresy i zygzaki spadały z poczerniałéj galarety, jakby mury i kominy domu nawiedzonego pożarem.
„Ach mój Boże! zapomniałam powiedziéć żebyś je wyjęła z pieca! ze mną zawsze tak bywa!“ rzekła ciocia Ludka ze skruchą. „Nie płacz moja droga, to moja wina, więc jeszcze raz sprobujemy po obiedzie,“ dodała, widząc że Salusi spadła z oka wielka łza, na gorące zgliszcza torcika.
Byłoby więcéj łezek spłynęło, gdyby befsteak nie zasyczał w téj chwili, co tak pochłonęło uwagę kucharki, że wprędce zapomniała o zmarnowanych torcikach.
„Postaw w cieple półmisek z befsteakiem i talérze, aby się grzały; potém przypraw groch masłem, i posyp go odrobiną pieprzu i soli,“ rzekła pani Ludwika, obiecując sobie, że się obiad obejdzie już bez smutnego wypadku.
„Zgrabna pieprzniczka“ ukoiła żal Salusi; obiad został wreszcie podany; sześć lalek zasiadło: po trzy z każdéj strony, — Teodorek zajął ostatnie miejsce, a Salusia główne. Gdy wszystko zostało urządzone, zabawny przedstawiał się widok, bo jedna lalka była w balowém ubraniu, druga w nocnéj koszulce, Jerzy zachował zimowy strój z ponsowéj flaneli, Anabella zaś, miała na sobie tylko własną skórę, a raczéj kozłową. Teodorek, jako ojciec rodziny, zachowywał się bardzo przyzwoicie, z uśmiéchem pochłaniał co mu tylko dano, i wszystko wydało mu się wyśmienitém. Stokrotka czuwała nad całą gromadką, jak męcząca, natarczywa, lecz uprzejma gospodyni — wszakże się widuje takie i przy większych stołach — i robiła honory z tak niewinném zadowoleniem na twarzyczce, jakie się rzadko u kogo napotyka.
Beefsteak bardzo był twardy, więc go nożyki nie mogły krajać; kartofle nie przyrumieniły się dokoła, groch zbił się w masę; ale goście przez grzeczność nie uważali na te drobiazgi, a gospodarz i gospodyni zajadali z apetytem, do pozazdroszczenia. Zebrawszy garnuszek śmietanki, tak się ucieszyła Stokrotka, że jéj to wynagrodziło utratę torcików, a wzgardzone wpierwéj ciastko od Azyi, okazało się szacownym skarbem, gdy je podano na wety.
„Jak żyję, nie jadłam tak wybornego obiadu! czybym nie mogła miéwać téj przyjemności codzień?“ zapytała Stokrotka, oblizując talérze i wyskrobując z nich resztki.
„Możesz codziennie gotować po lekcyach, lecz wolę, żebyś zjadała swoje potrawy o zwyczajnych godzinach, a na śniadanie wystarczy ci kawałek piernika. Dziś uszło to, jak na pierwszy raz, ale trzeba się trzymać porządku. Jeżeli masz ochotę, to po południu będziesz mogła co przyrządzić do herbaty,“ rzekła pani Bhaer, którą bardzo ubawił ten obiad, chociaż nie otrzymała nań zaproszenia.
„Pozwól mi ciociu, zrobić sufleciki z jabłek dla Adasia, bo je bardzo lubi, i tak jest przyjemnie odwracać je i posypywać cukrem!“ zawołała Stokrotka, czule wyciérając żółtą plamkę na przełamanym nosku Anabelli, która nie chciała jeść grochu, z powodu słabości, łatwo dającéj się wytłumaczyć zbyt lekkim strojem.
„Jak poczęstujesz Adasia, to inni będą się także napiérać, a wszystkim nie podołasz.“
„Czy nie mogłabym zaprosić tą razą, samego tylko Adasia na herbatę? Potém, jeżeliby się suflety udały, zrobiłabym więcéj dla reszty chłopców,“ zawołała nagle Stokrotka, uradowana tym pomysłem.
„Doskonały plan! Twe przysmaki będą stanowiły nagrodę dla grzecznych chłopców, a każdy z nich, bez wyjątku, będzie wolał zjeść co dobrego, niż otrzymać inny dowód uznania. Jeżeli mali mężczyzni, podobni są do dużych, to dobra kuchnia wzruszy ich serca i cudownie ułagodzi temperamenta,“ dodała ciocia Ludka żartobliwie, wskazując głową na drzwi, skąd pan Bhaer przyglądał się z przyjemnością maleńkiemu gronu.
„Tę ostatnią przymówkę stosowałaś do mnie, złośliwa niewiasto. Przyznaję, że masz w tém słuszność, ale źleby ze mną było, gdybym się był z tobą ożenił, tylko dla zdolności kucharskich,“ odrzekł profesor ze śmiéchem i zaczął podrzucać w górę Teodorka, który daremnie usiłował opowiedziéć w swéj dziecinnéj mowie, że wspaniałą mieli ucztę.
Stokrotka z dumą pokazała kuchnię i obiecała zrobić wujowi tyle sufletów, ile ich tylko zdoła zjeść. Właśnie opowiadała o nowoobmyślanych nagrodach, kiedy chłopcy z Adasiem na czele, wpadli do pokoju, wietrząc jedzenie, jakby gromada zgłodniałych wilków. Lekcye były skończone, obiad jeszcze niegotów, więc woń beefsteaku prosto ich poprowadziła do właściwego miejsca.
Jak świat światem nie było tak dumnéj panny, jak Stokrotka, kiedy pokazywała swe skarby i opowiadała chłopcom, co ma dla nich w zapasie. Niektórzy powątpiewali, żeby można jeść, co ona ugotuje; Nadzianego serce zdobyła jednak od razu, Alfred i Adaś także silnie wierzyli w jéj umiejętność, a inni powiedzieli, że zawyrokują dopiéro po wypróbowaniu, — ale wszyscy podziwiali kuchnię, i z wielkiém zajęciem oglądali piecyk. Adaś chciał zaraz odkupić kociołek do maszyny parowéj, którą budował; Alfred zaś zauważył, że największy rądelek przydałby mu się do topienia ołowiu na kule, śmigownice i tym podobne fraszki.
Stokrotka tak się tém przestraszyła, że pani Ludwika przykazała, aby żaden z chłopców nie dotykał kuchni, ani się nawet do niéj zbliżał, bez pozwolenia właścicielki. Tym sposobem wielce się podniosło znaczenie Stokrotki w oczach paniczów, zwłaszcza, że przekraczający prawo, miał być za karę pozbawiony jéj przysmaków.
Po chwili dzwonek się odezwał i całe grono zeszło na obiad. Wiele było szmeru i wrzawy, bo każdy z biesiadników zamawiał sobie u Stokrotki jaką ulubioną potrawę. Wierząc nieograniczenie w swój piecyk, obiecywała ona wszystko, byleby tylko ciocia Ludka wskazywała, jak się brać do rzeczy.
Panią Bhaer zastraszało to nieco, bo niektóre z żądanych łakoci wychodziły z zakresu jéj umiejętności — jako to: weselny tort, cukier lodowaty, kapuśniak ze śledziami i z wiśniami, ulubiony przysmak, o jaki prosił profesor, przyprowadzając tém żonę do rozpaczy, gdyż niemiecka kuchnia była jéj całkiem nieznaną.
Stokrotka chciała gotować zaraz po obiedzie, ale jéj ciocia zaleciła, żeby umyła wpierwéj naczynia, napełniła wodą kociołek do herbaty i uprała fartuszek. Potém miała się bawić do piątéj, bo wuj Fritz powiedział, że dla młodego mózgu i ciałka, niezdrowo jest uczyć się długo, chociażby nawet gotowania; a ciocia Ludka znowu, z doświadczenia wiedziała, jak prędko nowe cacka tracą powab, jeżeli się ich używa nieroztropnie.
Chłopcy zachowali się ze szczególną grzecznością względem Stokrotki, owego popołudnia. Tomek obiecał jéj pierwsze owoce ze swego ogródka, w którym dotąd rósł tylko chwast; Antoś przyrzekł zaopatrywać ją darmo w drzewo; Nadziany oddawał jéj prawdziwą cześć; Adaś z punktualnością, miłą w takim młodziku, ofiarował się towarzyszyć jéj do dziecinnego pokoju, skoro tylko uderzyła piąta godzina. Nie była to chwila do przyspasabiania całéj biesiady, ale tak usilnie prosił, żeby go wpuściła i przyjęła do usług, że uzyskał przywileje, z jakich goście rzadko korzystają, mianowicie: rozpalił ogień, i pełnił różne rozkazy; przyczém z przejęciem śledził postępy uczty. Pani Ludwika kierowała nimi, krzątając się zarazem w innych pokojach, gdyż właśnie zawieszała firanki w całym domu.
„Poproś Azyę o kubek kwaśnej śmietany, to ciastka będą lekkie, chociaż się nie doda wiele sody, czego nie lubię,“ zaleciła najwpierwéj.
Adaś zbiegł na dół i powrócił strasznie skrzywiony, gdyż skosztował po drodze śmietany, która okazała się tak kwaśną, że stracił zaufanie do tych ciastek.
Aby skorzystać ze sposobności, stojąc na drabinie, miała pani Ludwika krótki wykład o własnościach sody.
Stokrotka nie zwracała uwagi na jéj słowa, ale Adaś słuchał i rozumiał, czego dowiódł zwięzłą lecz jasną odpowiedzią:
„Tak, rozumiem; soda robi z kwaśnych rzeczy słodkie: dajno mi trochę skosztować, Stokrotko.“
„Napełnij ten słoik mąką i dodaj trochę soli,“ mówiła daléj pani Bhaer.
„Że téż to sól do wszystkiego potrzebna,“ rzekła Salusia, któréj się sprzykrzyło ciągle otwiérać pudełko od pigułek, gdzie była wsypana.
„Sól, to jak dobry humor: prawie wszystko nabiéra smaku, gdy się jéj dosypie szczyptę, moja Stokrotko,“ odezwał się wuj Fritz, który przyszedł, żeby jéj przybić kilka gwoździ, do zawieszania rądelków.
„Nie zostałeś zaproszony na herbatę, wujaszku, ale ci dam parę ciastek, które nie będą kwaśne,“ rzekła Stokrotka, wyciągając wiosniane usteczka, żeby mu podziękować całusem.
„Fritz, jak mi będziesz przerywał wykład, to ja także wejdę do klasy, gdy będziesz uczyć łaciny. Czyby ci się to podobało?“ zapytała pani Bhaer.
„I bardzo, spróbuj tylko,“ odrzekł, poczém zaczął śpiéwać, chodząc po całym domu, jakby olbrzymi dzięciół.
„Wsyp sody do śmietany, a skoro zakręci się, jak mówi Adaś, wléj ją w mąkę i bij jak będziesz mogła najmocniéj. Rozgrzéj potém patelnię, wysmaruj dobrze masłem i smaż, dopóki nie przyjdę.“
Stokrotka tak hałaśliwie i mocno biła trzepaczką, że śmietana musiała się zapienić. Gdy jéj nalała trochę na patelnię, suflet rosł, jakby czarodziejską laską dotknięty, a Adaś łykał nań ślinkę. Pierwszy spalił się naturalnie, bo zapomniała o maśle, ale po tym wypadku, wszystko się już wiodło, i kuchareczka wyłożyła na talérz sześć ślicznych ciasteczek.
„Zdaje mi się, że wolałbym to jeść z melasem niż z cukrem,“ odezwał się Adaś z fotelu, na którym zasiadł, nakrywszy stół nowym i osobliwym sposobem.
„Poproś Azyę, to ci go da trochę,“ odparła Stokrotka, idąc umyć rączki w łazience.
Przez tę chwilę, kiedy nie było nikogo w dziecinnym pokoju, stała się tam rzecz okropna! Bukiet czuł cały dzień urazę o to, że przyniósłszy bezpiecznie mięso, nie dostał nic w nagrodę: nie był to zły pies, ale miał drobne wady — jak my wszyscy, — i nie zawsze zdołał się oprzéć pokusie. Wsunąwszy się do pokoju właśnie w owéj chwili, poczuł woń ciastek, zobaczył że leżą niestrzeżone na niskim stoliku i nie rozważając następstw, połknął wszystkie sześć, za jednym zamachem. Ponieważ były bardzo gorące i sparzyły go strasznie, szczeknął z zadziwienia. Stokrotka posłyszawszy to, wpadła, ujrzała pusty talérzyk i koniec żółtego ogona, znikający pod łóżkiem. Niemówiąc ani słowa, porwała złodzieja za ogon i szarpnęła nim tak, że aż mu się uszy zatrzęsły, potém zepchnęła go na dół i musiał samotnie spędzić wieczór, w skrzyni od węgli.
Czule pocieszana przez Adasia, ubiła drugi kubek śmietany i usmażyła dwanaście jeszcze lepszych ciastek. Wujowi posłała z nich dwa, i powiedział, że mu nic w świecie tak nie smakowało, a chłopcy zazdrościli Adasiowi, że się tak uraczył.
Była to prawdziwie udana biesiada, bo przykrywka od imbryczka spadła nie więcéj, jak trzy razy; garnuszek z mlékiem tylko raz się przewrócił; ciastka pływały w syropie; grzanki zaś miały ponętny zapach beefsteaku, z powodu, że kuchareczka usmażyła je na téjże saméj patelni. Adaś zapomniawszy o swych filozoficznych poglądach, napychał się, jakby poziomy materyalista; Stokrotka tymczasem obmyślała na przyszłość różne świetne przyjęcia, a lalki spoglądały z uprzejmym uśmiechem.
„A co, drogie dzieci, czyście się dobrze zabawiły?“ zapytała pani Ludwika, wchodząc z Teodorkiem na barkach.
„Bardzo dobrze i wkrótce przyjdę tu znowu,“ odrzekł Adaś z zapałem.
„Boję się, czyś nie jadł za dużo, bo wszystko znikło ze stołu.“
„Wcale nie; spożyłem wprawdzie piętnaście ciastek, ale były bardzo maleńkie,“ odrzekł na swoję obronę.
„Takie były dobre, że mu z pewnością nie zaszkodzą,“ odezwała się Stokrotka, z tak zabawną mieszaniną macierzyńskiéj czułości i dumy gosposi, że ciocia Ludka zdołała się tylko uśmiechnąć i rzekła:
„A więc to dobra zabawka?“
„Mnie się bardzo podoba,“ odparł Adaś, jak gdyby jego pochwała miała starczyć za wszystko.
„Niéma lepszéj na całym świecie!“ zawołała Stokrotka, ściskając szafliczek do zmywania filiżanek — i z tkliwém spojrzeniem dodała: „Chciałabym, żeby wszyscy mieli tak ładne kuchenki.“
Po tych jéj słowach, ciocia Ludka odeszła zadowolona, że się jéj udało tak usłonecznić życie dziewczątka.