Niedola Nibelungów (tłum. German)/XVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Tytuł Niedola Nibelungów
Wydawca Wilhelm Zuckerkandl
Data wyd. 1908
Druk Wilhelm Zuckerkandl
Miejsce wyd. Złoczów
Tłumacz Ludomił German
Tytuł orygin. Nibelunge Not
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XVI.
Jak Zygfryda zabito.

       916 Gunter z Hagenem razem, dwaj rycerze śmiali,
Podstępnie w kniei łowy owe urządzali;
Z oszczepem się puszczali na dziki i tury
I niedźwiedzie. Czyż śmielej puści się mąż który?

       917 Zygfryd świetnie wystąpił, jadąc na te łowy.
Wieźli z sobą do lasu dość spiży gotowej.
Tam przy zimnej krynicy życie stracił zdradą, —
Stało się to za możnej Brunehildy radą.

       918 Poszedł Zygfryd odważny do komnaty żony
A świetny strój myśliwski już był wyłożony
Dlań i dla towarzyszy, (bo się wybrać miano
Za Ren). Tam zastał żonę strapioną, stroskaną.

       919 Całował ją serdecznie w usta na rozstanie:
„Daj Boże, bym cię ujrzał, luba, w zdrowym stanie
„I sam stanął przed tobą zdrów! Przy twej rodzinie
„Bawże się tu wesoło, — ja odjeżdżam ninie.“

       920 Pomyślała, iż było niepotrzebnem wyznać
Hagenowi rzecz tajną, (nie śmiała się przyznać) —
Jęła szlochać, że kiedy światło dnia ujrzała,
— Bez miary Zygfrydowa małżonka płakała.

       921 I do męża, tak rzekła: „Nie jedź dziś na łowy
„Do kniei! Oto w nocy miałam sen takowy,
„Iż dwa odyńce ciebie ścigały przez błonie, —
„Kwiaty zakwitły krwawo, — dla tego łzy ronię.

       922 „Drżę na myśl, iż cię jaka spotkać może zdrada,
„Może ktoś obrażony słowem się zasiada,

„Jeden z tych, co boleśnie zaszkodzić ma władzę.
„Zostań w domu, mój mężu, serdecznie ci radzę!“

       923 Lecz on rzekł: „Toć powrócę rychło, moja droga,
„A nie wiem, w kim na dworze miałbym tutaj wroga.
„Z twej rodziny mnie każdy chętny i przychylny,
„Jako słuszna, bom wierny był dla nich i pilny“.

       924 — „Strach mnie srogi przenika, mój Zygfrydzie miły,
„Miałam sen, że nad tobą dwie się zawaliły
„Góry, iżem cię widzieć nie mogła nieboga.
„Gdy pojedziesz, żal dla mnie zostanie i trwoga“.

       925 Lecz on objął ramiony czule piękną postać
Żony i pocałunkiem żegnał; nie chciał zostać,
Odszedł wnet i niebawem wybrał się na łowy.
— Niestety, już do domu nie powrócił zdrowy.

       926 Odjechali, a wkrótce dla miłej zabawy
Weszli głęboko w lasy. Niejeden zuch żwawy
Jechał w łowczym orszaku za królem Gunterem,
W domu zostali jeno Gernot z Giselherem.

       927 A z nim się jeszcze z domu wybrała drużyna,
Wyprawiono na koniach i chleba i wina
Dostatek, mięsa, ryby, wszelakich zapasów.
Słusznie się tak król możny wyprawia do lasów.

       928 Rozłożyli się łowcy pod zielonym lasem,
Kędy zwierz zwykł wychodzić, strwożony hałasem,
Na szerokiej równinie; i Zygfryd się stawił,
Wnet ktoś pobiegł do króla, by mu to objawił.

       929 Zaraz na stanowiskach łowcę z każdej strony
Stanęli, — wtedy pyta siłą swą wsławiony

Zygfryd: „Dzielni rycerze, któryż będzie taki,
„Co nam w kniei pokaże, kędy zwierza szlaki?“

       930 A Hagen rzekł: „Rozdzielmy się i swoim dworem
„Każdy niech w las się puści, jakim zechce torem.
„Wnet poznam ja i pozna pan mój miłościwy,
„Który tu między nami najlepszy myśliwy.

       931 „Podzielim między siebie i ludzi i sfory,
„I puścim się do kniei rozmaitymi tory,
„Kto się najlepiej sprawi, weźmie dank niemały“.
Niebawem się myśliwskie grona rozjechały,

       932 A Zygfryd rzekł: „Na łowy cóż po całej sforze?
„Wystarczy ogar jeden, co mi wskazać może
„Tropy zwierza i dobrze powiedzie po kniei,
„Boć i tak osiągniemy cel naszej nadziei.“

       933 Wziął stary jeden łowczy z sobą psa dobrego
I za godzinkę małą zawiódł pana swego
Do ostępu, gdzie zwierza dość, — ruszy się jaki,
Wnet go łowców zwyczajem ubiją junaki.

       934 Co jeno pies wystraszył, zaraz ubił żwawy
Zygfryd, którym się szczycą ojczyste Żuławy,
Gnał jego rumak, że mu nie mógł ujść zwierz wszelki,
Więc w tych łowach on witeź dank pozyskał wielki.

       935 Dzielnym był i odważnym siłacz każdej pory!
Pierwszym zwierzem, co spotkał, był warchlak już spory;
Powalił go cios jeden dobrze wymierzony.
Aliści lew mu zaszedł drogę rozjuszony.

       936 Gdy tego pies wystraszył, Zygfryd się doń składa
Z łuku i ostrą strzałą cios srogi mu zada.

Podskoczył lew po strzale trzy razy, padł potem —
A orszak dzięki składał za trafny strzał grotem.

       937 Padł z jego ręki jeszcze bawół, łoś rogaty,
Cztery żubry, olbrzymi jeleń rosochaty,
Rumak niósł go tak chyżo, iż nic ujść nie zdoła
Więc jelenie i łanie padały do koła.

       938 Wytropił ogar dzika olbrzymiego w lesie,
Uciekał zwierz, a rumak Zygfryda już niesie,
Bo mistrz łowców tej pięknej zdobyczy nie rzucił.
Wściekły odyniec wprost się ku niemu obrócił.

       939 Krymhildy mąż powalił dzika jednem cięciem, —
Nikt by się nie uporał tak snadnie z zwierzęciem.
Gdy padł, odprowadzono ogara na smyczy,
A łowcy przyglądali się świetnej zdobyczy.

       940 Rzekli: „Jeśli bez ujmy jakiej być to może,
„Toć nam zostaw, cny panie, coś zwierzyny w borze,
„Bo inaczej dziś góry wypróżnisz i knieje“.
Na te słowa on rycerz dziarski się rozśmieje.

       941 Tymczasem się w około gwar rozległ donośny,
Krzyk ludzi, psów szczekanie i hałas tak głośny,
Iż echem brzmiały bory i górskie manowce,
Bo sfor dwadzieścia cztery rozpuścili łowcę.

       942 Padło zwierzyny dosyć tego dnia; każdemu
Chciało się, by pierwszeństwo w łowach przyznać jemu,
Lecz napróżno kto siły w tych zabiegach trawił,
Kiedy się siłacz Zygfryd przy ognisku stawił.

       943 Kończyć się miały łowy, więc co kto pozyska
I ubije, to wreszcie znosi od ogniska,

Skóry, futra, zwierzynę poznosili radzi
I mięsa w bród do kuchni dla króla czeladzi.

       944 Wtedy król kazał łowcom ogłosić do koła.
Iż nadszedł czas przekąski, więc ich głośno woła
Głos rogu — tak wzywano mężów do ogniska,
Dano znać, że król czeka u obozowiska.

       945 Z Zygfryda towarzyszy rzekł jeden: „Ot, panie,
„Słyszę róg; umówione to dla nas wezwanie,
„By wracać. Niech dźwięk rogu odpowiedź zaniesie!“
Więc poczęto myśliwych strębywać po lesie.

       946 Zygfryd rzecze: „Wracajmy, i ja trąbkę słyszę!“
Poniósł go rumak przodem, za nim towarzysze,
Zerwał się zwierz przed nimi, strwożony hałasem,
Dziki niedźwiedź, a Zygfryd rzekł łowcom tymczasem:

       947 „Wyprawię figla waszej łowieckiej drużynie,
„Spuśćcie psa, ot, niedźwiedzia zoczyłem tu ninie,
„Niechże i on pojedzie z nami do ogniska,
„Chyba że wprzódy umknie i wolność pozyska“.

       948 Spuszczono psa, a niedźwiedź umyka po lesie,
Zygfryd w czwał za nim, myślał, że go koń poniesie
Równo z zwierzem, lecz nagle wjechał między kłody
Powalone, a niedźwiedź mógł mu ujść bez szkody.

       949 Więc skoczył Zygfryd z konia i raźno poskoczył
Za niedźwiedziem, co sobie bezpiecznie już kroczył,
Bo widział, że go kłody wstrzymały. Dogonił
Zwierza i związał silnie, choć się niedźwiedź bronił.

       950 Nie zdołał ugryść, ani pazurem junaka
Szarpnąć, bo go do siodła przypiął i rumaka

Dosiadł. Tak do ogniska wiózł swą zdobycz rzadką,
By towarzyszom sprawić zabawkę tą gratką.

       951 Dumnie zjeżdżał do ognia on, rycerzy chluba.
W górę strzela kopia, potężna i gruba,
Koncerz aż ku ostrodze zwiesił się na toku,
A złoty róg myśliwski miał rycerz u boku.

       952 Nikt się do lasu w lepszej nie wybrał odzieży:
Czarna jedwabna szata na rycerzu leży
I kołpak sobolowy bogato zdobiony,
Zaś na sajdaku lite błyszczą się galony.

       953 Wonną pantery skórę narzucił na barki
Zygfryd, a na ramieniu wisiał mu łuk szparki,
Lecz aby łuk ten napiąć, trzeba się posłużyć
Korbą, on jeden tylko mógł tej broni użyć.

       954 Cały był obleczony w odzież z wydrzej skóry,
Po niej futro bogate od dołu do góry,
A między jasnym włosem błyszczą z każdej strony
Złote druty, bo niemi był strój ozdobiony.

       955 Miał też i Balmung z sobą, broń szeroką, piękną
A tak ostrą, iż hełmy by najtwardsze pękną
Niezawodnie od ciosu, bo klingę ma tęgą.
Więc dumny był myśliwy swą wielką potęgą.

       956 By wszystko opowiedzieć, — miał on naostatek
W kołczanie pięknie zdobnym strzał ostrych dostatek
Z złotą obrączką, z grotem szerokości dłoni,
Zginie wnet, kogo takim pociskiem dogoni.

       957 Tak okazale jechał Zygfryd do stannicy.
Ujrzeli go z daleka Guntera lennicy,

Biegną ku niemu, konia chwytają za wodze
A tam u siodła niedźwiedź wielki, silny srodze.

       958 Gdy Zygfryd wreszcie z konia zesiadł u ogniska,
Zdjął niedźwiedziowi pęta i z łapy i z pyska,
Psiarnia poczęła warczeć, ujadać i szczekać,
Krzyk powstał, niedźwiedź myślał do lasu uciekać.

       959 Ale wrzawą spłoszony zabieżał zwierz srogi
Do kuchni między kotły, a kuchty nuż w nogi!
Przewracały się kotły, głownie rozleciały
A potrawy wyborne w popiół powpadały.

       960 Zerwali się panowie i orszak lenniczy,
Niedźwiedź jął gniewnie mruczeć, król kazał ze smyczy
Pospuszczać całą psiarnię, — wesoły prawdziwie
Byłby dzień, gdyby tak się zakończył szczęśliwie.

       961 Ten łuk porwał, ten dzidę, by powalić zwierza
I puścili się w pogoń, kędy niedźwiedź zmierza,
Lecz nikt nie chciał ugodzić, bo psów było siła, —
Wrzawa się aż o góry pobliskie odbiła.

       962 Niedźwiedź przed psiarni zgrają czmychał, gonił, krążył,
A nikt oprócz Zygfryda dopędzić nie zdążył,
Ten mieczem dopadł wreszcie i ubił go z bliska
I znowu zaniesiono zwierza do ogniska.

       963 Każdy przyznał, iż siłacz z Zygfryda nielada!
Zaproszono do stołu, czekała biesiada
Dla myśliwych na pięknej zastawiona łące;
Podano im potrawy smaczne, woniejące.

       964 Brakło jeno cześników, coby dali wina,
Zresztą lepszej biesiady nie miała drużyna.

Gdyby jeno nie knuli chytrze tajnej zdrady,
To wstydzić się nie było czego tej biesiady.

       965 Więc rzecze dzielny Zygfryd: „Dziwny zwyczaj taki!
„Niosą nam z kuchni różne wyborne przysmaki,
„Lecz wina niema! Na nas pamiętać się godzi,
„Inaczej niech kto inny na łowy wam chodzi.

       966 „By o mnie lepiej dbano, zasłużyłem snadnie!“
A król mu z poza stołu odpowiedział zdradnie:
„Czego tu braknie, będę starał się dołożyć.
„Hagen zawinił, chce nas pragnieniem umorzyć!“

       967 Na to Hagen odrzecze: „Miłościwy panie,
„Jam myślał, że w Spessarcie dzisiaj polowanie,
„I wino tam wysłałem, miejcie to na względzie,
„Dziś się obejdźmy, więcej tego już nie będzie!“

       968 — „A bodaj was —!“, rzekł Zygfryd, „po takiej pogoni
„Trzeba z winem i miodem z siedem jucznych koni.
„Gdy było niemożebnem, to było ognisko
„I ten obóz rozłożyć gdzieś nad Renem blisko“.

       969 Hagen na to: „Przebaczcie, dzielni wojownicy!
„Wiem ja tu niedaleko o zimnej krynicy
„(Nie bierzcie tego za złe), tam gaśmy pragnienie!“
Niejednemu stąd gorzkie wynikło strapienie.

       970 Zygfrydowi dokucza pragnienie i pali,
Więc nagli, by co rychłej od stołu powstali.
Chciał biedź zaraz pod górę, pić wodę u źródła,
— Radę taką poddała mu zdrada ich podła.

       971 Na wozach powieść mieli zwierzynę do dworu,
Którą Zygfryda ramię spolowało w boru.

Kto widział stos zdobyczy, chwalił łowca snadnie,
Lecz Hagen Zygfrydowi wiarę złamał zdradnie.

       972 Mieli pójść, gdzie nad zdrojem wielka lipa ściele
Cień szeroki, a Hagen rzekł: „Słyszałem wiele,
„Że Zygfryda nie dogna nikt, kiedy się lotem
„Puści; możeby zechciał przekonać nas o tem!“

       973 A na to rzecze witeź żuławski on młody:
„Spróbujcież, kiedy chcecie! Biegajcie w zawody
„Ze mną aż tam do zdroju, a który dobieży
„Pierwszy, niech dank odbierze; jako się należy“.

       974 — „Spróbujemy!“ rzekł Hagen, dzielny w każdej sprawie,
A Zygfryd dodał: „Ja się położę na trawie
„U stóp waszych, biegajcie, nim powstanę z ziemi!“
Gunter słyszał te słowa, radował się niemi.

       975 Jeszcze Zygfryd powiedział: „Na niekorzyść moje
„Poniosę w biegu z sobą caluteńką zbroję,
„Oszczep, tarcz i myśliwską odzież.“ Miecz potężny
Przypasał więc i kołczan ujął młodzian mężny.

       976 Tamci wnet pozrzucali przyodzienie całe,
Iż im jeno na ciele gzła zostały białe,
I jak dzikie pantery polem pobieżeli,
Lecz przy zdroju już pierwej Zygfryda ujrzeli,

       977 Co przed innymi pierwszym był w wszelakiej sprawie.
Odpiął miecz żywo, kołczan położył na trawie,
O lipę oparł oszczep, którym celnie ciska, —
Stał dzielny młodzian, kędy zdrój żywy wytryska.

       978 Pokazał, jaką cnotę nosi w sercu swojem:
Tarczę ciężką z ramienia położył nad zdrojem,

Ale choć pragnął wielce i bieg go też zmęczył,
Czekał na króla. Ten mu szpetnie się odwdzięczył.

       979 Woda była czyściutka, dobra do ochłody, —
Gunter spragniony zaraz schylił się do wody,
Gdy się napił dość, powstał pokrzepion z nad brzegu.
Więc Zygfryd chciał też wody napić się po biegu.

       980 Tu zyskał swojej cnoty plon młodzieniec dzielny.
Hagen miecz mu na stronę uniósł i łuk celny,
Wnet gdzie oszczep stał, biegiem chyżym się przybliża
I na sukni Zygfryda szuka znaku krzyża.

       981 A kiedy rycerz pijąc nad zdrojem zawisnął,
Wbił mu oszczep w to miejsce, aż z rany wytrysnął
Brocząc Hagena suknie, krwawy strumień z serca.
Gdzież kiedy śród rycerzy był taki morderca?

       982 Zbrodzień zostawił oszczep w ranie srogiej tkwiący
I uciekał pospiesznie z miejsca czynu drżący,
Jako nigdy przed wrogiem nie uciekał w polu.
Zygfryd, kiedy po pierwszym przyszedł do się holu,

       983 Zerwał się jak szalony od krynicznej strugi,
W plecach sterczał głęboko wbity oszczep długi,
Witeź szukał, gdzie miecz mu i łuk się zatracił,
Byłby Hagen swą zbrodnię wnet życiem przypłacił.

       984 Lecz ni miecza nie znalazł, ani innej broni
I nic oprócz puklerza nie miał do pogoni,
Chwycił tarcz, na Hagena gwałtownie naciera, —
Nie zdołał ujść pogoni wojownik Guntera.

       985 A Zydfryd chociaż ranny, walił z taką siłą,
Iż z tarczy się niemało klejnotów wybiło,

Lecąc na wszystkie strony, tarcz poszła w kawały,
Bo krwawej zemsty żądał on witeź wspaniały.

       986 Upadł Hagen na ziemię pod Zygfryda ciosem
Tak silnym, że aż pola zagrzmiały odgłosem,
Gdyby miał miecz, morderca byłby zginął marnie.
Zygfryd wrzał gniewem, straszne bo cierpiał męczarnie.

       987 Zbladł i na nogach dłużej ustać nie miał siły,
Bo moc i dzielność ciała wnet go opuściły,
Kiedy śmiertelna bladość okryła mu lice.
— Nie mało łez wylały stąd piękne dziewice.

       988 Pada rycerz, gdzie kwiaty jaśniały na łące,
Z rany płyną obficie strugi krwi gorące,
Więc gdy nieposkromiony ból mu w sercu wierci.
Łaje tych, co przyczyną byli jego śmierći.

       989 Wołał śmiertelnie ranny: Tchórze, podli tchórze!
„Mógłżem myśleć, że tego u was się dosłużę?
„Byłem wam zawrze wierny, za toż cierpię ninie?
„Wy gotujecie straszną zakałę rodzinie.

       990 „Ród wasz shańbion, shańbione, co się kiedy zrodzi,
„Potomstwo wasze późne, bo tak się nie godzi,
„Mścić na nieprzyjacielu krzywdy ni cierpienia!
„Niegodniście uczciwych rycerzy imienia!“

       991 A już na miejsce zbrodni przybiegło niemało
Rycerzy, niejednego serce zabolało!
Kto cenił cześć rycerską, żałował go szczerze,
Jako zasłużył witeź, dzielny w każdej mierze.

       992 I król burgundzki skargi z innymi wywodzi,
A rycerz na śmierć ranny rzecze: „Czyż się godzi,

„By ten kłamał, kto krzywdę wyrządził ochotnie?
„Daj pokój, bo się hańby doczekasz sromotnie!“

       993 Na to Hagen ponury: „O cóż takie żale?
„Żeśmy troski i cierpień pozbyli się wcale?
„Któż się teraz potędze naszej oprzeć zdoła?
„Cieszę się, żem mu dumę starł nareszcie z czoła!“

       994 — „Chełp-że się!“, rzecze Zygfryd, „łatwo się naśmiewać!
„Gdybym mógł się zbójeckich zasadzek spodziewać
„Po was, żyłbym swobodnie pewnie i bez trwogi!
„Nic mi też nie żal, jeno Krymhildy mej drogiej.

       995 „Niech wam Bóg nie pamięta, iż synek mój mały
„Z waszej winy wyrzutu dozna i zakały
„Kiedyś, że skrytobójcę liczył w swej rodzinie!
„Gdybym mógł, na to tylko narzekałbym ninie.

       996 Jeszcze mówił żałośnie mąż tchnieniem ostatniem:
„Królu szlachetny, jeśli przywiązaniem bratniem
„Chcecie komu usłużyć, pod waszą obronę
„I łaskę wam polecam ukochaną żonę

       997 „Niechaj od was braterskiej doświadczy miłości.
„Polecam ją książęcej waszej uczciwości.
„Mnie długo będzie ojciec, drużyna czekała —
„Nigdy małżonka większej straty nie doznała!“

       998 Na około się kwiaty zbroczyły krwi strugą.
Zygfryd walczył ze śmiercią, lecz walczył nie długo,
Bo go nieubłaganie ranił grot śmiertelny,
Iż nie mógł dłużej mówić bohater on dzielny.

       999 Gdy ujrzeli panowie, iż skonał, więc zwłoki
Położyli na puklerz złocisty, szeroki,

I radzili, jakiego sposobu się chwycą,
Ażeby czyn Hagena został tajemnicą.

       1000 Mówiło wielu: „Otóż stała się nam bieda!
„Ukryjcie wszyscy prawdę, niechaj się nie wyda;
„Mówcie, iż się zapuścił w bory bez drużyny
„A zbójcy go zabili śród leśnej gęstwiny.“

       1001 Ale Hagen z Tronje, rzekł: „Ja go odstawię
„Do domu, a choć dowie się o całej sprawie
„Ta, co Brunhildzie tyle zadała katuszy,
„Nie dbam o to i płacz jej wcale mnie nie wzruszy.“



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: anonimowy i tłumacza: Ludomił German.