Nieprawy syn de Mauleon/Zakończenie

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Nieprawy syn de Mauleon
Data wyd. 1849
Druk J. Tomaszewski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Karol Adolf de Sestier
Tytuł orygin. Bastard z Mauléon
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ZAKOŃCZENIE.

Waleczny rycerz z pięścią żelazną, omylił się naznaczając ośm dni czasu na opowiedzenie swoich nieszczęść i wypadków, prawda, że on był z tych, którzy opowiadają prędko, przytém mówił treściwie i malowniczo do swoich pojętnych i czułych słuchaczy.
Trzeba było widzieć jak każde wzruszenie, które wyjawiał w swojém opowiadaniu prostém i energiczném, wzniecało wyraziste i odpowiednie ruchy w słuchaczach.
Jan Froisard z oczami już iskrzącemi, już to zwilżonemi, pożerał każde słówko, możnaby powiedziéć, że wyobrażał sobie kraje, obrazy, nieba, czyny, a najmniejsze wrażenie odbijało się w jego pojętném wejrzeniu.
Pan Espaing słysząc opis bitw drżał, jak g<l)by słyszał trąbki hiszpańskie, lub maurytańskie rogi.
Tylko germek opowiadającego rycerza w najciemniejszym kącie izby, siedział samotny, milczący i nieporuszony.
Z głową spuszczoną na piersi, śledzi! szereg wspomnień ubarwionych rozkoszném opowiadaniem swego pana, zrywał się czasem gdy rycerz przytaczał jeden z swoich świetnych czynów, może obawiał się przypomnienia jego dawnych cierpień.
Tak przewlekło się jedenaście godzin długiéj nocy, albo raczéj uleciało jak iskry płomienia w kominie ogrzewającym pokój, jak dym lamp i świec jarzących, wijący się po nad głowami słuchaczy.
Przy końcu historyi, serce ich cierpiało a łza zabłysła w oku.
Głos rycerza Mauléon’a widocznie był drżący, urywał zdania, i starał się ukryć wewnętrzne wzruszenie.
Musaron spoglądał na niego łagodnie i melancholicznie, a potém, z poufałością cechującą przyjaciela raczéj jak sługę, wsparł się na jego ramieniu i rzekł:
— Już, już panie, dosyć, dosyć.
— Oh! ten popiół jeszcze nie ostygł, wybąknął rycerz, sparzyć się można poruszając go!
Dwie wielkie łzy pokazały się na licach Jana Froisard, łzy współczucia i politowania, lecz jakiś zły duch co czepia się zawsze aby zniweczyć najlepsze zamiary kronikarzy i romansistów, pomięszał radość, słysząc jak pięknie opowiadał bohater wypadku.
Kiedy historja była skończoną, słońce już oświeciło dach gościnny i zielonawe gaje.
Jan Froisard mógł widzieć naówczas postać rycerza, która rzeczywiście godna była uwagi badacza charakterów ludzkich.
Myśli, albo raczéj smutek, wyryły ślad swój na szlachetném czole. Od oka do skroni przeciągało się pasmo zmarszczek, jakby nici przeznaczonych do gwałtownego zaniknięcia powiek przy skonaniu.
Wzrok nieprawego syna wyrażał tylko, iż nie żąda pochwał ani pociechy od swoich słuchaczy.
— Czuła historja! rzekł Froissard, śliczne malowidło! wielka cnota!
— W grobie już panie, w grobie, odpowiedział rycerz, wszystko to już umarło. Nie saméj tylko donny Aissy opłakuję, wszystkie moje miłostki i przyjaźnie; czyż nie razem z nią zagrzebały się i znikły? Kiedy on, rzekł rycerz, wskazując, czułém wejrzeniem giermka opartego na poręczy krzesła, kiedy on, który niestety! jest starszy odemnie, zamknie swoje oczy, nikogo nie będę miał na ziemi, i Bóg mi świadkiem, nikogo już więcéj nie pokocham. Tak Janie Froissard, długie doświadczenie krótkiego czasu, zniszczyło serce moje.
— Ale Bogu dzięki, przerwał Musaron usiłując podnieść swój glos stłumiony wzruszeniem, i nadać mu brzmienie i wesołość, Bogu dzięki, jestem jak najzdrowszy, mam silne ramie, oko pewne, ciskani strzałę tak daleko jak przedtém, i konna jazda bynajmniej mnie nie utrudza.
— Rycerzu, przerwał Froisard, pozwolisz więc aby moje nieudolne pióro, opisało piękne czyny i rozrzewniające nieszczęścia o których dowiedziałem się z ust twoich? wielki mi zaszczyt uczynisz, ale niemniéj słodką i przykrą radością napoisz serce moje.
Mauléon ukłonił się.
— Na Boga, dobry rycerzu, mówił daléj Froissard, nie trać nadziei, jeszcze jesteś młody, przystojny, możesz wszystko pozyskać, jako szlachetny i dobrze wychowany człowiek, a przyjaciół nigdy nie braknie zacnym jak ty ludziom.
Rycerz kiwnął głową z powątpiewaniem, Musaron tak ruszył ramionami, że poruszenia tego byłby mu z pewnością pozazdrościł stoiccny Epictet albo powątpiewający zawsze Pyrron.
— Kiedy człowiek odznaczył się w wojsku walecznością — mówił daléj Froissard, a na radach książęcych mądrém słowem, kto jest dzielném ramieniem co mężnie włada, i głową obfitą w dobre pomysły, ten nabywa wziętości, a przy dworze dostają się i łaski. Ty panie de Mauléon masz przed sobą dwa dwory, co się ubiegając zaszczyt nadania ci bogactw i godności, któryż z nich: Francuzki czy hiszpański otrzyma pierwszeństwo? czy pan przekładasz hrabstwo na półwyspie nad baronostwo w rodzinnym kraju.
— Panie Froissard, odparł Mauléon spokojnie, lecz i z głębokiém westchnieniem; wielka żałoba okryła Francję dnia trzynastego lipca tysiąc trzysta ośmdziesiątego roku; gdyż tego dnia jedna dusza przeniosła się do przybytku Najwyższego, a była to dusza najszlachetniejsza i najwspanialsza, jaka kiedykolwiek ukazała się w świecie.... Niestety! Janie Froissard, ta dusza dotknęła mojéj piersi, gdyż na klęczkach, trzymałem w moich objęciach głowę walecznego Konetabla, jego to głowa zastygła na wojem łonie.
— Niestety! rzekł Froissard.
— Niestety! powtórzył Espaing, czyniąc pobożnie znak krzyża w chwili, kiedy Musaron mrużył powieki, aby nie rozczulić się zbytecznie tém przypomnieniem.
— Tak panie, wtenczas Konetabl Bertrand Duguesclin umarł w Castelneuf de Baudon, umarł! on, co zdawał się być bożkiem wojny.... kiedy wojsko zostało bez wodza, uczułem iż im sił zabraknie, wiele mego życia poświęciłem dla niego, i przyłączyłem uczucia mego serca do jego uczuć.
— Rycerzu, miałeś pan jeszcze dobrego króla Karola Mądrego...
— Opłakałem już jednocześnie śmierć i zgon Konetabla, od tych dwóch ciosów nie powstanę więcéj. „Zawiesiłem miecz i tarczę na ścianach mego małego domku, dziedzictwie mojego stryja, zagrzebałem w niém cztery lata boleści i wspomnień.
„Tymczasem nowe panowanie odrodziło Francję, widziałem niekiedy przechodzących wesoło rycerzy, słyszałem i nowe śpiewki manestrelów...[1].
Oh! panie, jakąż boleść zadawali sercu memu owi poeci, którzy przechodząc przez Pireneje, śpiewali na smutną nutę; te wiérsze hiszpańskie z ballady dla Blanki de Bourbon, i don Fryderyka wielkiego mistrza ułożonéj:

El rey no me ha contando,

Con las virgines, mi roz;

Castilla, di que te hize.

— Tak to panie? i to wszystko nie zmusiło cię wrócił na dwór hiszpański, do króla Henryka, który tak chwalebnie panował, i kochał cię tak bardzo?
— Mości kronikarzu, były chwile, w których rozogniona wyobraźnia marzyła tylko o Hiszpanii, ze wszystkich moich przeszłych wypadków zachowałem dość głębokie i dość smutne wspomnienie, abym mógł przypisywać je następstwom marzenia. Prawdziwie, zdaje mi się, iż życie moje przerwał sen długi, i bez Musarona który czasami mawiał mi: „Tak panie, tak, widzieliśmy to wszystko co opiewają ci ludzie” bez Musarona powtarzam, uwierzyłbym w czary....
„Co noc marzyłem o Hiszpanii, widziałem Toledo i Montiel; jaskinię przed którą umarł Hafiz, gdzie przyszedł spocząć Caverléj; widziałem Burgos i przepychy dworu, Sorję! Sorję! ze wszystkiemi rozkoszami miłości... Chęci i wstręt. strawiły życie moje; było to odrętwienie, był to rodzaj gorączki.
„Pewnego dnia odgłosy trąb słyszeć się dały, były to wojska Ludwika de Bourbon, udającego się do Hiszpanii na dwór króla Henryka, który obawiając się być zwyciężonym w wojnie z Portugalją, żądał pomocy od Francyi.
„Książe de Bourbon słyszał mówiących o pewnym rycerzu, który wojował w Hiszpanii, i znał wiele tajemnic téj wyprawy. Widziałem przybywających do mnie rycerzy i paziów, którzy zapełnili mój mały dziedziniec, i bardzo zdziwili służbę moją.
„Ja stałem w oknie i zaledwie miałem czas zejść i przytrzymać strzemię księciu, naówczas tenże dopytywał mnie z wielką uprzejmością o moją ranę i przygody, chciał aby mu opowiedziéć śmierć don Pedra, moją potyczkę z Maurem, lecz zataiłem przed nim to wszystko, co się odnosiło do donny Aissy.
„Uniesiony zapałem książę, usilnie prosił mnie aby mu towarzyszyć, byłem wówczas miotany temi niespokojnościami, kiedy życie snem mi się wydawało, i wówczas to chciałem wiedzieć, i padałem żądzą ujrzenia. Odgłos trąb wprowadził mnie w upojenie, a Musaron tu obecny, pokazywał mi chciwe oczy, i już trzymał swój łuk w ręku.
„— Jedzmy! Mauléonie, jedzmy, rzekł mi Ludwik de Bourbon.
„— Zgoda mój książę, odpowiedziałem. Spodziewam się, że i król hiszpański ucieszy się gdy mnie zobaczy.
„Pojechaliśmy że tak powiem, prawie weseli, zbliżałem się do téj ziemi która piła krew moją i mojéj ukochanéj... Oh! moi panowie, piękne to wspomnienie, bo wielu ludzi raz tylko umieją żyć na świecie, z wielką trudnością zaczynają inni dni swoje, które już utracili.
„W piętnaście dni po odjeździe byliśmy w Burgos, w piętnaście następnych, w Segowii z dworem....
„Zobaczyłem króla Henryka, który chociaż już znacznie się podstarzał, był jeszcze czerstwy i majestatyczny. Nie wiedziałem jak sobie tłumaczyć tajemny wstręt, który mnie oddalał od niego, odpychał od niego co go tak kochałem wówczas, kiedy młodość pełna słodkiéj ufności; przedstawiała go moim oczom szlachetnym i nieszczęśliwym, albo raczej doskonałym. Wynalazłszy go, spostrzegłem na jego twarzy skrytość i okrucieństwo.
— „Niestety! rzekłem sobie, tak to więc korona zmienia postać i duszę.
„Nie korona to zmieniła Henryka, ale raczéj mój wzrok umiał spostrzedz te zmiany pod zasłoną korony!
„Najpierwszą rzeczą jaką w Segowii król pokazał księciu, była żelazna klatka na wieży, w któréj umieszczono synów don Pedra i Maryi Padilli. NieszczęNieszczęśliwi wzrastali bladzi i wygłodniali w ciasnym obrębie krat, zawsze zagrożeni włócznią szyldwacha, zawsze zelżeni dzikim uśmiechem stróża, lub odwiedzającego.
— „Jedno z tych dzieci, podobne było jak wierny obraz do swego nieszczęśliwego ojca, wrażało we mnie spojrzenie, które przeszyło mi serce, jak gdyby dusza don Pedra, przeszła w jego ciało, i wiedząc o wszystkiém, czyniła mi wyrzuty śmierci i nieszczęść jego rodu.
„To dziecię, albo raczéj ten młodzieniec, o niczém jednak nie wiedział i nic znał mnie wcale, przypatrywał mi się bez celu, bez myśli, lecz moje sumienie mówiło o tyle, jak mało mówiło sumienie króla don Henryka.
„Istotnie, Henryk trzymając księcia de Bourbon pod rękę, zaprowadził przed klatkę mówiąc:
— „Patrz, oto dzieci tego, który kazał zabić swoją siostrę, chcesz żeby umarli, ja ich oddam tobie.
„Na co książę opowiedział:
— „Królu, dzieci nie powinni cierpiéć za zbrodnię ojca.
— „Widziałem jak król zmarszczył brwi i kazał zamknąć klatkę.
„Chciałem chętnie ucałować zacnego księcia, a po przechadzce gdy książę chciał mnie przedstawić królowi patrzącemu na mnie z uwagą, odrzekłem:
— „Nie! nie, nie będę umiał z nim mówić.
„Ale król mnie poznał, zbliżył się w obec całego dworu do mnie i powitał po imieniu, co w każdéj innéj okoliczności, doprowadziłoby do łez, z radości i dumy.
— „Rycerzu rzekł, radbym ci dotrzymać obietnicy, przypomnij mi.
— „Nic, wyjąkałem, nic N. Panie.
„Otóż jutro ja sam powiem za ciebie! odrzekł król z przyjemnym uśmiechem, który dał mi zapomnieć okrutnego spojrzenia na więzione dzieci.
„Ale nie czekałem tego jutra, pożegnawszy się z księciem odjechałem natychmiast do Francyi, nie zabawiwszy dłużéj nad kwadrans w Hiszpanii, aby odmówić modły na grobie Aissy blizko zamku Montiel.
„Biedni odjechaliśmy, ja i mój zacny Musaron, biedni téż powróciliśmy, kiedy inni bardzo się zbogacili, przydaj i to także, że z cierpliwością oczekuję śmierci, która powinna mnie złączyć z przyjaciółmi.
„Powróciłem do domu z corocznéj pielgrzymki na grób mego stryja. Jeżeli wam panowie, zdarzy się przejeżdżać tamtędy, będziecie mile przyjęci i uczynicie mi zaszczyt.... Jest to mały zamek, zbudowany z cegieł i krzemienia, ma dwie duże wieże i las nad nim goreje. Każdy wam go wskaże w kraju.”
To powiedziawszy, Agenor de Mauléon skłonił się nizko Janowi Froissard i panu Espaing, zażądał swego konia, wolno i spokojnie ruszył w drogę do swego domu, za nim Musaron, zapłaciwszy wprzód należność.
— Ah! rzekł Espaing patrząc na odjeżdżających, co za piękne sposobności mieli niegdyś ci ludzie! roskoszne czasy! szlachetne serca!...
— Potrzeba mi będzie ośm dni czasu do opisania tego wszystkiego, rzekł sobie Froissard, dobry rycerz miał słuszność... a nawet nie wiem czy potrafię ich napisać, tak dobrze, jak on mi opowiadał?


W jakiś czas późniéj, dwoje dzieci don Pedra i Maryi Padilli, piękni jak ich matka, i dumni jak ojciec; umarli w więzieniu w Segowii. Tymczasem Henryk Transtamare panował szczęśliwie, i zapewni tron swemu potomstwu.

KONIEC.




  1. Monstrel, śpiewak i poeta w wiekach średnich.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: Karol Adolf de Sestier.