Pionierowie nad źródłami Suskehanny/Tom II/XIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor James Fenimore Cooper
Tytuł Pionierowie nad źródłami Suskehanny
Wydawca Gubrynowicz i Schmidt
Data wyd. 1885
Druk K. Piller
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XIX.
Weź Seliktarze wodza twego miecz dobyty,

Doboszu, twoje hasło przyrzeka bój krwawy.
Góry, co nas widzicie, obnażcie swe szczyty,

Zwyciężym lub nie wrócim nigdy z pola sławy.
Lord Byron, Pieśń Albańska.

Deszcz padający prawie bez przerwy przez resztę dnia, zupełnie wstrzymał szerzenie się płomieni, można jednak było widzieć szczątki ognia następnej nocy migające w rozmaitych częściach góry w miejscach, gdzie niszczący żywioł znajdował więcej podniety. Nazajutrz na przestrzeni wielu mil, drzewa okryte były szczerniałą korą i jeszcze się dymiły. Nie zostało w lesie ani drzew leżących ani chróstów; sosny jednak i dęby wzbijały się jeszcze w wyższe przedziały powietrza wspaniałemi wierzchołki, a pomiędzy innemi drzewy niektóre zachowały nawet pozór życia i wegetacyi. Wieść stugębna upowszechniała sto rozmaitych wiadomości o cudownym sposobie, jakim Elżbieta została ocalona; powszechnie mniemano, iż stary Mohegan zginął w pożarze. Tłumaczenie to wydawało się podobniejszem jeszcze do prawdy, gdy się dowiedziano, iż Jotham Riddel znaleziony został w jamie przez siebie wykopanej w stanie uduszenia i tak okropnie opalony, iż żadnej nie zostawiał nadziei życia.
W czasie nocy pierwszej po pożarze, fałszerze monety osądzeni i skazani, korzystając z przykładu Nattego i Beniamina, także potrafili się wymknąć, a wypadek ten powiększył powszechne zamięszanie. Doolite i Jotham mówili o pieczarze dostrzeżonej na górze Widzenia, przypuszczano, więc że ona służyć mogła za miejsce przytułku dla tych złoczyńców, i o niczem więcej nie mówiono, jak tylko o schwytaniu ludzi, którzy się stać mogli niebezpiecznymi dla publicznej spokojności.
Kiedy tak umysły wszystkich znajdowały się w pewnym rodzaju wzburzenia, inna wieść, której nikt nie znał źródła, która się jednak z taką rozszerzała bystrością, jak poprzedzającego dnia pożar, obwiniała Edwarda i Nattego, iż dobrowolnie wzniecili ogień. Prawdziwą zaś jego przyczyną, jak się później dowiedziano, była nierostropność jednego z tych, co ścigali w lesie Nattego i Beniamina, po ucieczce ich z więzienia. Człowiek ten rzucił w chrósty głownię sosnową niezgaszoną, która zrazu powolny podsycając ogień przez godzin kilka, stała się w końcu przyczyną straszliwego pożaru, któregośmy opisali okropne skutki. Jakkolwiekbądź jednak dało się słyszeć w miasteczku powszechne oburzenie przeciw mniemanym winowajcom. Ryszard nie był na to głuchym i postanowił jąć się siły dla schwytania zbiegów.
O południu udał się szeryf do oberży pod Śmiałym Dragonem i zalecił Hollisterowi kapitanowi lekkiej piechoty Templtonu powołać natychmiast do broni oddział ochotników, którym dowodził. Bęben dawał hasło do zbierania się po wszystkich ulicach miasteczka i dwudziestu pięciu do trzydziestu młodzieńców powoli zgromadziło się około swego wodza. Skoro się wojsko ściągnęło, p. Jones uwiadomił o celu podejmowanej wyprawy, i z tego powodu powiedział mowę, porównać się mogącą z tą, jaką Scypion miał do swych żołnierzy przed bitwą z Annibalem. Na nieszczęście nie znalazł się w Templtonie żaden Tytus Liwiusz, któryby tę mowę podał do potomności, a ztąd nie możemy jej przedstawić podziwieniu naszych czytelników.
Nie radzono się Marmaduku względem tej wyprawy, nie słyszał nawet o niej mówiących, w tej chwili bowiem zamkął się w swym gabinecie z panem Van der School. Hiram Doolitle, na którego twarzy malowały się wszystkie kolory tęczy, stanowił jedyną zwierzchność sędziowską, co się połączywszy z Ryszardem, miała w tem udział.
Druga była godzina, kiedy wojsko podzielone na sześć pocztów od czterech do pięciu ludzi, mając na czele Ryszarda i Doolitla, ruszyło w drogę. Kapitan Hollister z głową podniesioną pod kątem czterdziestu pięciu stopni, mając na niej mały kapelusz składany i trzymając w ręku ogromnej wielkości dragońską szablę, od której stalowa pochwa ciągnęła się za nim z hałasem prawdziwie wojennym, postępował na czele swego wojska. Nie bez trudności zdołał on wymódz na swych żołnierzach, iżby każdy z nich zwracał głowę w tę samą stronę; ztem wszystkiem w dobrym porządku wąski most przebyto i zaczęto wstępować na górę, a żadna nie zaszła zmiana w rozkładzie sił, wyjąwszy tylko, iż Ryszard i Doolitle, snadź zmordowani śpiesznem na przodzie dążeniem, zwolnili nieznacznie kroku, i nakoniec znaleźli się w tylnej straży.
Nim zdążono na miejsce położone naprzeciw pieczary, co było celem wyprawy, kapitan Hollister, jako dowódzca baczny, wysłał przodem kilku z przedniej straży na podjazdy i obejrzenie, którzy wróciwszy donieśli, iż zbiegi dalecy od tego, by się mieli poddać, lub w tył się cofnąć, jak oczekiwano, zdawali się mieć wiadomość o projekcie attaku, lub go przewidzieli i poczynili straszne przygotowania do obrony. Wiadomość ta zrządziła istotną zmianę w zamysłach naczelników i w fizyognomii żołnierzy, którzy patrzyli jedni na drugich z wyrazem zamyślenia się i pomięszania. Ryszard i Hiram oddalili się do pewnej odległości, by złożyć niejako radę wojenną. W tej krytycznej chwili spotkali Billego Kirby, który ze swym toporem na ramieniu, szedł na przodzie zaprzęgu wołów, jak Hollister na czele swego wojska. Wydawał się być zdziwionym ujrzawszy tak znaczną silę wojenną, rozwijającą się na górze, lecz szeryf chcąc korzystać z posiłku, jaki mu przypadek nadarzał, natychmiast go do wojska przyłączył. Billy przez wielkie uszanowanie dla p. Jonesa, nie śmiał najmniejszego czynić oporu, i wkrótce uchwalono, iż on winien był objawić oblężonym warunki poddania się, przed użyciem siły dla zmuszenia do tego.
Wojska rozdzieliły się wówczas na dwa oddziały: jeden pod dowództwem kapitana postępował ku pieczarze od strony lewej, kiedy drugi pod rozkazami jego porucznika, miał to dopełnić ze strony prawej. Ryszard i doktor Todd, którego jak rozumiano usługi mogły być użyteczne w tej okoliczności, obeszli lasem i wkrótce się ukazali na płaszczyźnie skały nad głowami swych nieprzyjaciół, lecz od nich nie widzeni. Hiram za przyzwoitszą osądził rzecz, pozostać z oddziałem wojska, postępował on za Kirbym do pewnej od fortyfikacyi odległości i napotkawszy drzewo niepomiernego obwodu, uczynił zeń wał dla siebie. Ochotnicy lekkiej piechoty Templtońskiej nie mniej się okazali sprawnymi, każdy z nich znalazł sposób postawić się bądźto za wielkiem drzewem, bądź za wystającym odłomkiem skały, by się zawarować od nieprzyjaciela, tak, iż oblężeni nikogo nie mogli dostrzedz, oprócz kapitana Hollistera z jednej i Billego Kirby z drugiej strony.
Wojsko szeryfa było podówczas na przeciw pieczary i mogło widzieć poczynione przygotowania do obrony. Mały okop znajdujący się przed jej otworem, otoczony był ze wszech stron wałem zrobionym z pniów i gałęzi; za tem oszańcowaniem można było widzieć Beniamina z jednej i Nattego z drugiej strony, a to obwarowanie tem mniej lekce ważonem być mogło, iż nie inaczej jak tylko po urwistej spadzistości przystępować doń należało, kiedy nadto deszcz wczorajszy i padający przez całą noc przeszłą, uczynił grunt wielce ślizkim.
Ani słowa jeszcze nie powiedziano z którejkolwiekbądź strony, lecz skoro szeryf z wysokości skały dał znak Billemu Kirby, drwal ruszył natychmiast na przód tak spokojnie i z taką, obojętną postawą, jak gdyby tylko mu polecono iść na zwalenie sosny.
Jak tylko przyszedł o sto kroków od okopu, długa i straszliwa fuzya Nattego ukazała się ponad przedpierśniem i stary strzelec zawołał w tymże samym czasie:
— Oddal się, Kirby, oddal. Nikomu nie chcę szkodzić, lecz jeżeli ktokolwiek z was o krok się jeden zbliży, krew między nami rozlana być musi. Niech Bóg odpuści temu, kto da do tego powód, lecz ostrzegam o tem, co ujrzeć możecie.
Można było miarkować z miny Nattego, iż mówił do prawdy, lecz że się nieskończenie wzdrygał nastawać na życie bliźniego.
— Powoli, powoli Natty — odpowiedział drwal nie przestając posuwać się z tąż zimną krwią — nie czyń nic złego i wysłuchaj co ci mówię. Co do mnie, nie mam żadnego w tej sprawie interesu i nie wiele się troszczę, lecz szeryf i p. Doolitle, którzy są oto tam ukryci poza tym wielkim wiązem, polecili mi skłonić cię do poddania się prawu. O to tylko i idzie.
— Widzę żmiję — zawołał Natty — postrzegam jego odzież, i jeśli tylko wysunie tyle ciała, ile potrzeba dla wsadzenia weń kuli, których trzydzieści idzie na funt, nauczę go mnie znać. Lecz tobie, Kirby, nie chcę nic zrobić złego, oddaliszże się więc? Wiedzieć bowiem winieneś, iż łatwiej w ciebie trafić, niż w gołębia w locie.
Kirby był wówczas tylko o piętnaście kroków od Nattego, i stanąwszy za wielką sosną odpowiedział:
— Wielkiej dokażesz sztuki, Natty, jeśli potrafisz przeszyć człowieka przez podobne drzewo, ale wiesz, że toporem mogę najwięcej w dziesięć minut zwalić je na twe barki.
— Wiem — odparł Natty — iż możesz zwalić drzewo gdzie zechcesz, lecz wiem także, iż nie możesz go podciąć nie wystawiwszy ręki lub ramienia, a w takim przypadku uprzedam cię, iż wypadnie krew zatamować lub kości nastawić. Jeżeli tak koniecznie chcą wejść do tej pieczary, dobrze, niech tylko zaczekają, dwie godziny, a natenczas niech wchodzi komu się podoba, lecz aż do tego czasu nikt w niej nie postawi nogi. Już się w niej znajduje ciało martwe, jest drugie, o którem ledwie że można powiedzieć, iż przy życiu, jeśli się ktokolwiek posunie, wielu będzie zabitych, tak wewnątrz, jak zewnątrz.
— Nic nie może być lepszego — zawołał drwal, zupełnie się odkrywając — nic nie ma lepszego! Jakżeż więc panowie! żąda on tylko, byście zaczekali dwie godziny, i ma w tem słuszność. Człowiek może się zastanowić, iż źle robi, gdy mu dadzą dosyć czasu, lecz gdy go posuniesz do ostateczności, stanie się on zawziętym jak wół zhukany, im więcej go bijesz, tem się bardziej miota.
Wyobrażenia Kirbego o niepodległości, bynajmniej się nie zgadzały z niecierpliwością Ryszarda, pałającego żądzą przeniknienia tajemnic tej pieczary, w której jak był przekonany, zajmowano się topieniem kruszczów, i głos jego zagrzmiał z wysokości skały:
— Kapitanie Hollister — zawołał — wzywam ciebie do dania mi siły zbrojnej dla wykonania prawa. Natty Bumpo, rozkazuję ci poddać się bez oporu. Ciebie zaś Benjaminie Pengillan ogłaszam więźniem, na skutek tego rozkazu aresztowania powinieneś udać się za mną do więzienia powiatowego.
— W każdym innym razie, mości Jonesie — odpowiedział intendent wyjmując fajkę z gęby, albowiem palił sobie spokojnie podczas całej tej sceny — w każdym innym razie pod jednym żaglem płynąłbym z wami aż na koniec świata, jeśli jest takie miejsce, co być nie może, ponieważ świat okrągły. Tedy widzisz mości Hollister, ty co całe swe życie przepędziłeś na ziemi, może i nie wiesz, że świat....
— Poddaj się! — wrzasnął weteran głosem tak straszliwym, iż całe wojsko jego wstecz się cofnęło — poddaj się Benjaminie Pengillanie, albo nie spodziewaj się żadnego pardonu.
— Do djabła mi twój pardon — odpowiedział Beniamin wstając z pnia, na którym siedział, spojrzawszy wyraziście na falkonet zabrany przez oblężonych podczas nocy, na którym z jego strony zależała obrona warowni. — Mniemasz więc mości Hollisterze, kapitanie Hollister, jeśli chcesz, ponieważ wątpię, abyś znał choć jedno nazwanie liny, oprócz tylko może powroza, który posłuży do powieszenia ciebie, mniemasz więc powiadam tobie, co tak głośno krzyczysz, jak gdybyś był na wielkim maszcie okrętu pierwszego rzędu i jak gdybyś mówił do głuchego, stojącego na pokładzie, mniemaszże więc powiadam ci raz jeszcze, iż macie prawdziwe moje nazwisko na waszym szmacie pergaminu? Nie, nie, dobry żeglarz nie puszcza się na te morza, nie mając więcej nad jedną banderę, która by mu usłużyła w potrzebie. Jeśli chcecie aresztować Pengillana, szukajcie tego uczciwego człowieka, na ziemi którego zarzuciłem pierwszą kotwicę w świecie. Szlachcic to jest, a nikt tego powiedzieć nie może ani o jednym członku familii Beniamina Stubbs.
— Przyszlij mi rozkaz — zawołał Hiram z poza swojego drzewa — a położę w nim inaczej rzeczony.
— Połóż tam osła p. Doolitle, a to twoje nazwisko — odparł intendent opatrując falkonet i zapalając na nowo fajkę.
— Daję wam tylko chwilę do poddania się — zawołał Ryszard — Beniaminie, tegoż się winienem był spodziewać po twej wdzięczności?
— P. Jonesie rzekł Natty, który się lękał wpływu szeryfa na swego towarzysza — chociaż rożek przyniesiony przez miss Bessy wyleciał na powietrze, uprzedzam was jednak, iż w tej pieczarze dosyć jest jeszcze prochu, aby wysadzić na powietrze skałę, na której stoicie. Podłożę ogień, jeśli mię nie zostawicie w pokoju.
— Mniemam, iż z poniżeniem mej godności byłoby dłużej się umawiać z rokoszanami — rzekł Ryszard do doktora — i obaj śpiesznie opuścili skałę, co Hollister wziął za hasło do boju.
— Natrzeć bagnetem — zawołał weteran — naprzód, marsz! Hasła tego należało oczekiwać, a jednak zmięszało ono nieco oblężonych. Hollister wdzierał się na górę, jak gdyby szedł do szturmu nie przestając krzyczeć: — Naprzód naprzód! nikomu nie przepuszczać jeśli się nie poddadzą! — Tym sposobem przyszedł pod palissadę, za którą był Beniamin, i zadał mu z dołu w górę cięcie szablą tak silnie wymierzone, iż zniósłby mu głowę, gdyby na szczęście ostrze nie zatrzymało się o część końcową falkoneta. Okoliczność ta podwójnie okazała się szczęśliwą, gdyż Beniamin w tej krytycznej chwili przyłożył swą fajkę do zapału, kiedy tymczasem cięcie szablą weterana zmieniło kierunek falkoneta, który Beniamin wierny swym prawidłom marynarki wycelował bardzo nizko, z czego wypadło, iż pięć lub sześć tuzinów małych kul wyleciało na powietrze, prawię w linii prostopadłej. Fizyka uczy, iż powietrze atmosferyczne nie jest tak ciężkie, by mogło utrzymać ołów, skutkiem więc tego było, iż funt lub dwa tego metalu, w kształcie małych kul, opisawszy elipsę spadło na głowy żołnierzy zdaleka postępujących za swym dowódzcą. Deszcz ten i huk mu towarzyszący, sprawiły między nimi poruszenie na wstecz i nie więcej jak w przeciągu minuty, szczęśliwy skutek napadu ze strony lewej zależał już tylko od bohaterskich działań generała.
Targnięcie falkonetu obaliło Beniamina, tak, iż leżał rozciągniony na ziemi w stanie osłupienia. Kapitan Hollister w przekonaniu, iż za nim postępuje wojsko jego, korzystał z tego, aby się wedrzeć na wał i jak tylko znalazł się wewnątrz bastyonu, to jest na terasie naprzeciw pieczary, począł wołać wielkim głosem:
— Zwycięztwo! zwycięztwo! zdobyliśmy zewnętrzne warownie!
Wszystko to było zupełnie wojenne; był to przykład jaki waleczny oficer winien był dawać żołnierzom. Lecz ten nieszczęśliwy krzyk właśnie zmienił postać rzeczy. Natty, który miał ciągle oczy zwrócone nieruchomie na drwala i sędziego pokoju, odwrócił się to usłyszawszy, i ujrzał swego towarzysza na ziemi, a Hollistera potrząsającego potężną szablą z miną tryumfu. Pierwszem poruszeniem jego było oprzeć swą fuzya o ramię, i przez chwilę życie weterana wisiało na nici bardzo wątłej. Lecz Natty wstydziłby się dać ognia do tak pewnego celu, strzelając w nieprzyjaciela; wziąwszy przeto za rurę fuzji tak potężnie ugodził kolbą nieco niżej grzbietu mężnego Hollistera, iż ten daleko prędzej musiał przeskoczyć przez palissadę cofając się, niżeli tam wstępując.
Miejsce, gdzie padł kapitan, tak było śliskie i pochyłość tak spadzista, iż nie prędzej zatrzymał się w spadaniu aż u stóp góry, u której małżonka jego przyjęła go w swe objęcia. Mistress Hollister tylko co przybyła z miasteczka ze dwadzieściorgiem dzieci, ciekawych widzieć co się działo na górze, trzymała ona jedną ręką kij zastępujący miejsce trzciny, na drugiem zaś ramieniu miała wielki wór próżny. Pierwszem uczuciem jakiego doznała, było oburzenie.
— Co! sierżancie! — zawołała — tyż to pierzchasz przed nieprzyjaciółmi i jeszcze przed takimi nieprzyjaciółmi? Ja, com tu idąc opowiadała tym dziatkom dzieje oblężenia Yorku i pełen chwały przypadek, przez który ty zostałeś raniony uderzeniem kopyta konia, przybywam tu, by widzieć uciekającego ciebie za pierwszym wystrzałem! Ha! ha! mogę rzucić mój worek. Jeśli będzie zdobycz do zbierania, nie twoja to żona będzie miała do tego prawo. Mówią jednak, że ta pieczara napełniona złotem i srebrem. Niech mi Bóg odpuści, że myślę o takich próżnościach! Lecz mam za sobą powagę Pisma, by utrzymywać, iż po bitwie łupy należą do zwycięzcy.
— Uciekającego! mnie uciekającego! — zawołał weteran. — Lecz gdzież są moi grenadyerowie?
— Straciłże on głowę ze swoimi grenadyerami? — rzekła jego połowica — Czyś zapomniał, żeś tylko nędznym kapitanem milicyi? Ach jeśliby prawdziwy kapitan, kapitan co jest na moim znaku, był tutaj, cale odmiennie rzeczby się skończyła.
Kiedy tak rozprawiali małżonkowie, inne wypadki zaszły na górze. Podczas tego kiedy Natty strącił swego nieprzyjaciela z okrętu, jak powiedziałby Beniamin, Kirby, który był o kilka tylko kroków, łatwoby mógł wleźć na wał i silnem swem ramieniem posłać w ślad za weteranem wszystek garnizon oblężonych. Lecz jak się zdawało, nie bardzo chciał należeć do kroków nieprzyjacielskich, gdyż widząc pośpieszne cofanie się Hollistera zawołał:
— Brawo! kapitanie, brawo! Oto co się nazywa lecieć krokiem natarcia! — I wydał głośne okrzyki śmiechu, któremi wszystkie obudził echa w lesie.
Okrzyk tryumfu weterana, za którym prawie bezpośrednio rozlegał się śmiech Kirbego, wzbudziły ciekawość Hirama Doolitla. Chciał on widzieć, jak się daleko posunęła bitwa, i nie mógł tej zaspokoić chęci, jak tylko nieco wychylając czoło z jednej strony poza drzewo służące mu za tarczę, kiedy z drugiej w takim stosunku odkrywała się część dolna jego ciała. Natty, który wrócił znowu do swej groźnej postawy i śledził okiem wszystkie poruszenia nieprzyjaciela, postrzegł, iż przyjazna była chwila do zemsty nad cieślą, lecz z umiarkowaniem jej dokonał, ponieważ poprzestał tylko na tem, iż wymierzył z tej strony, z której rana nie mogła być niebezpieczną. Wystrzał dał się słyszeć, a wierna kula zerwawszy kawał kory wiązu, przeszyła pantalony sędziego pokoju a nawet zadrasnęła skórę.
Nigdy baterya tak prędko nie była odkryta? Doolitle rzucił się przed drzewo, które mu służyło za ochronę, aż — do tej zgubnej chwili ciekawości, do tego czynu niepośledniej odwagi, podług wszelkiego podobieństwa do prawdy spowodowała go pewność, iż Natty nie miał jeszcze dosyć czasu do nabicia nanowo swej fuzyi.
— Goddam! — zawołał wyciągając rękę, a drugą trzymając na części zranionej — nie łatwo się ta sprawa zagodzi! będę ją popierał od sądów niższych aż do apellacyjnych. I obszedłszy wiąz naokoło, znowu się ukrył pod dobroczynną jego osłoną.
Tak wojenne zaklęcie w uściech urzędnika i nieulękniona postawa, z jaką się ukazał przed drzewem, zapaliły męztwo ochotników, którzy o wystrzał oddaleni byli. Razem przeto wydali krzyk potężny i społem wszyscy dali ognia, co innego nie miało skutku nad świst po gałęziach; jednakże ożywieni hukiem ruszyli naprzód do szturmu, kiedy sędzia Templ przybył. Dowiedział się on w miasteczku o wystąpieniu ochotników i celu ich wyprawy i spieszył, aby zapobiedz niepomyślnym wydarzeniom.
— Pokój! milczenie! — zawołał: — do czego te zbrojne tłumy? do czego te wystrzały? Czyliż wykonanie prawnie może się obejść bez przelewu krwi?
Jest to posse comitatus[1] — zawołał Szeryf znajdujący się w niejakiej odległości na wyżynie z doktorem Todd — i ja to...
— Powiedz raczej posse czartów! — odparł sędzia.
— Nie przelewajcie krwi! — ozwał się głos z wysokości skały, o którą się lękał Szeryf, aby nie była wysadzona na powietrze my się poddajemy, możecie wejść do pieczary.
Zadziwienie, rozkaz sędziego, to nagłe ukazanie się, wszystko się przyłożyło do wydania pożądanego skutku. Natty, który znowu nabił fuzyę, usiadł spokojnie na pniu drzewa, oparłszy głowę na rękach, a lekka piechota Templtońska zawieszając attak, oczekiwała w milczeniu wypadku tej sprawy.
Tymczasem Edward, którego tylko co słyszano głos, zeszedł ze skały. Towarzyszył mu major Hartmann, idąc za nim z szybkością zadziwiającą w jego wieku. Przybywszy obaj na taras mniej niż we dwie minuty, weszli razem do pieczary, zostawiając wszystkich widzów w oczekiwaniu.





  1. Pewny gatunek pospolitego ruszenia pod rozporządzeniem urzędu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Fenimore Cooper i tłumacza: anonimowy.