Przygody czterech kobiet i jednej papugi/Tom V/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody czterech kobiet i jednej papugi |
Wydawca | Alexander Matuszewski |
Data wyd. | 1849 |
Druk | Jan Jaworski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Aventures de quatre femmes et d’un perroquet |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Impresario nic w nocy nie spał.
Ledwie wstał, to jest o siódmej zrana, zaszedł do Tristana, myśląc że go może znajdzie w jego pokoju.
Była to nadzieja niepodobna do ziszczenia ależ i takich nadziei potrzeba w wielkich nieszczęściach.
Pokój był pusty.
Zszedł do siebie, co minuta patrzył na zegar żeby się doczekał godziny, w którejby mógł przedstawić się żonie Tristana.
Tristan, także wsiał i zapytał się czy Leę mógłby widzieć, ale Rozeta odpowiedziała, że jéj pani nie była widzialną dla nikogo, i ten wyraz nikogo wymówiła ze znaczącym przyciskiem.
Może już była dziesiąta godzina, kiedy służący impresario wszedł do niego mówiąc:
— Panie, jest tu jakaś pani, która chce się widzieć z panem.
— Czy znasz ją?
— Nieznam panie.
— Czy powiedziała ci swoje nazwisko?
— Nie chciała mi go powiedzieć.
— Czy młoda?
— Tak jest panie.
— Czy piękna?
— Tak jest panie, o ile sądzić można przez zasłonę, która jéj całą twarz okrywa.
— I cóż ci powiedziała?
— ZŻ ma z panem do pomówienia o bardzo ważnych rzeczach.
— Poproś jéj.
Młoda kobieta, zasłonięta, jak to służący oznajmił, weszła, ubrana najwytworniéj ale i najskromniéj jak tylko być może, w ubraniu ranném, weszła do gabinetu impresaria, który się porwał z miejsca, skłonił się podał fotel.
Piękna odwiedzająca usiadła i zaczekała chwilę, jakby dla ochłonięcia ze wzruszenia. Mały człowieczek usiadł także i przemówił:
— Pani! czemuż winien jestem te zaszczytne jéj odwiedziny?
— Czy jesteśmy sami? panie, zapytała młoda kobieta.
— Sami.
— Pewnym pan jesteś tego?
— Najpewniejszy.
— Bo to o czém mam panu powiedzieć, pan jeden tylko wiedzieć możesz.
— A więc to jakieś zwierzenie się?
— Więcéj jak zwierzenie. jest to spowiedź.
— Słucham pani.
— Byłam wczoraj w tetrze na przedstawieniu Otella.
— Ah pani! byłaś świadkiem nieszczęścia które się zdarzyło.
— Przychodzę dzisiaj dowiedzieć się, czy oznajmienie uczynione publiczności jest prawdziwe?
— Jakie oznajmienie? zapytał impresario, zapomniawszy już tego szczegółu.
— Że tenor postradał zmysły.
— Czy panią to bardzo obchodzi?
— Nad wyraz mocno obchodzi, powiedz mi pan prawdę a wdzięczność moja dla niego będzie nieskończona.
— Ah! no! więc tedy powiem pani że oznajmienie było fałszywe.
— I jakaż to przyczyna takiego przypadku?
— Przyczyna szczególna bardzo; ten młody człowiek śpiewający, przez najdziwniejsze okoliczności został oddalony od swojéj żony która myślała że on nie żyje; postrzegł ją w loży wczoraj i ten widok tak go zmięszał, że uciekł ze sceny.
— I cóż się z nim stało?
— Nic niewiem.
— Jakże pan możesz o tych szczegółach wiedzieć.
— On sam mi to powiedział, kiedym mu wzbraniał porzucać kulisy i lecieć na salę w któréj chciał koniecznie z żoną się zobaczyć.
— W istocie to ciekawe bardzo, i nie powrócił do siebie?
— Oszem wrócił, ale ociekł pierwéj nimeśmy przyszli po niego.
— I żadnego niema o nim śladu?
— Żadnego.
— Czy nie miał w Medjolanie jakiego przyjaciela u którego się może przechowywa?
— Nie, miał tylko kochankę, nasza, pierwszą śpiewaczkę.
— Ah! miał kochankę! powtórzyła młoda kobieta z pewnym rodzajem wzruszenia.
— Mój Boże pani! może źle robię że ci to wszystko objawiam, aleś mnie pani prosiła żebym ci prawdę mówił.
— Mów pan daléj, bardzo cię oto proszę!
— No! otóż pani! śpiewaczka go nie widziała.
— A jednakże kocha ją?
— Tak jest, ale na nieszczęście, widać że nie dość ją kochał.
— Co pan chcesz przez to powiedzieć?
— To chcę powiedzieć że gdyby ją był bardzo kochał, byłby żony zapomniał, nie byłby się jéj widokiem tak zmięszał, nie byłby ze sceny ociekł i mnie tém niszczył.
— Mój Boże przebacz mi pan że ci te wszystkie zadaję pytania, ale późniéj dowiesz się pan jaką te wiadomości cenę mają dla kogoś, a natenczas pewna jestem że mi przebaczysz. Racz więc pan powiedzieć mi jeszcze czy wiesz dla jakich okoliczności oddalił się od żony?
— Chciał się zabić, i istotnie strzelił do siebie, ale ranił się tylko i uratowano go, oto jest rzecz cała.
— Przez kogo był uratowany?
— Przez kobietę.
— A potém?
— A potém ta kobieta przywiozła go z sobą do Włoch.
— Lecz dla czegóż, jeżeli kochał swojo żonę nie wrócił zaraz do niej? zapytała nieznajoma z nowém wzruszeniem.
— Tego właśnie nie śmiem powiedzieć pani.
— Dla czego?
— Gdyż rozgłoszenie jego przygody, mogłoby najokropniejsze skutki sprowadzić na Tristana, i że jeżeli go wynajdą wołałbym aby go wsadzili do teatru aniżeli do więzienia.
— Przysięgam panu że skoro tylko ztąd wyjdę tak postąpię jakbym o niczém nie słyszała, albo o wszystkim zapomniała.
— Więc powiem pani, oto zabił człowieka.
— Co pan mówisz!
— Zupełnie mimowolnie, to prawda; ów człowiek widział że Tristan do siebie mierzył, chciał mu pistolet wyrwać z ręki i przeszkodzić samobójstwu, pistolet w ręku Tristana wystrzelił i nieszczęśliwy wybawca zabitym został, Tristan przyszedłszy do siebie, pojął że popełnił mimowolny występek i bojąc się aby nie został za trzymanym, więzionym a może i straconym, porzucił na zawsze Francyą.
— Wszystko to bardzo szczególne wymówiła odwiedzająca młoda kobieta, a pan jakim sposobem poznałeś go?
Impresario wtedy opowiedział jej całą historyą nad wielkiem jeziorem.
— A więc panu wszystko winien?
— Tak jest pani, pojmujesz pani jaką mi krzywdę wczoraj zrobił.
— Pojmuję panie, będziemy się starały tę krzywdę wynagrodzić.
Impresario uśmiechnął się z miną wątpiącą.
— Teraz odezwała się nieznajoma, ufność za ufność, przysługa za przysługę; powiedziałeś mi pan takie rzeczy, którychbym się nigdy bez pomocy pana nie dowiedziała, i od wczorajszego dnia z jednego zadziwienia wpadam w drugie; teraz, mam panu powiedzieć kto ja jestem i prosić go o nową przysługę.
— Mów pani.
— Jestem siostrą żony Tristana.
— Pani?
— Tak jest panie.
— I siostra pani nie widziała wczoraj u siebie swego męża?
— Nie panie.
— Ani dzisiaj rano?
— Także nie widziała. Czy Tristan wiedział gdzie mieszka?
— Wiedział.
— Jakim sposobem tego się dowiedział?
— Przez papugę którą siostra pani ma w oknie i która właśnie śpiewała znajomą mu piosneczkę w chwili, kiedy koło domu w którym żona jego mieszka przechodził.
— Zgaduję, ale siostra moja nie tylko nie widziała męża swego, ale nawet nie chce go widzieć.
— Tego nie rozumiem wcale.
— Zaraz pan zrozumiesz, moja siostra wysłała że Tristan na prawdę umarł już od ośmnastu miesięcy, codzień modląc się na jego grobie.
— Jak to na jego grobie?
— Tak jest panie.
— Chciej mi to pani wytłumaczyć?
Natenczas nieznajoma opowiedziała staremu wszystko jak było; jak jéj siostra uratowaną została przez starego doktora, jak tenże nieznając Tristana upomniał się o ciało jego w składzie umarłych, i jak przypadkiem, widać ze pochowali kogoś innego w mniemaniu że to Tristan.
— Ah! rozumiem, odrzekł impresario; więc płacząc ciągle na jego grobie, przyszło do tego że się uspokoiła, potem pocieszyła, gdy w tém wczoraj ujrzała go żyjącego.
— Zupełnie tak jak pan mówisz, to tylko wtem wszystkiém szczęśliwie wypada, że on ze swojej strony także się pociesza.
— Wreszcie, pani tutaj przyszłaś, dla dowiedzenia się gdzie jest Tristan?
— Przeciwnie panie, z prośbą przyszłam abyś go pan jak tylko możesz najdłużéj mógł zatrzymać, żeby dać czas siostrze mojéj do wyjazdu.
— To znów nie rozumiem dla czego?
— Moja siostra została wyratowaną, przez doktora o którym mówiłam.
— Przez cały ciąg jéj długiéj choroby, była pielęgnowaną i usługiwaną przez siostrzenicę tego doktora, przez najsłodsze i najmilsze stworzenie jakie na tym święcie spotkać można było. Gdy siostra moja ozdrowiała, ta młoda osoba błagała ją aby przy niéj zamieszkała. Po utracie Tristana i w epoce gdzie mnie nie było w Paryżu, pokochała moja siostra tę miłą istotę, przyjęła jéj ofiarę z serca pochodzącą, która ją wyrywała z opuszczenia । samotności, i została przy niéj; wkrótce siostrzenica znów zachorowała, moja siostra nawzajem najtroskliwsze miała o niéj staranie. Lecz pomimo nauki i wiadomości swego wuja który się liczy do pierwszych w Paryżu lekarzy, nie mógł jéj uratować i umarła. Pojmiesz pan rozpacz starca po zgonie siostrzenicy tak przez niego ukochanéj. Powiedział natenczas Ludwice że to tylko mogłoby go pocieszyć, gdyby ona przy nim pozostała, i że zlałby na nią całą miłość ojcowską którą miał dla swojéj krewnéj. Ona odpowiedziała mu jak powinna była odpowiedzieć: że nie może pozostać w jego domu, że młoda osoba umierając zerwała związek jaki ją w jego domu trzymał, że tak jak ona obca, nie mogłaby wynaleść przyzwoitéj przed światem wymówki, gdyby pobyt swój w jego domu przedłużała To wszystko mu przedstawiając, płakała bardzo; gdyż starzec był dla niéj nadzwyczaj dobrym, kochała go jak ojca. Wtedy wziął jéj obydwie ręce w swoje i odezwał się:
— Moje dziecię, jestem stary, nie będę żył długo, ty tylko jesteś wstanie uszczęśliwić duszę która ma tylko kilka lat przepędzić na téj ziemi; chcesz że zostać moją żoną? moją żoną z uśmiechem powtórzył, jak się jest zwyczajnie żoną kiedy w twoim wieku poślubia się człowieka tak jak ja starego, moją żoną co do nazwy, moją córką co do serca?
— Biedny starzec drżąc cały i ze łzami w oczach czekał, co mu na to Ludwika odpowie.
— Ludwika przyjęła oświadczenie starca. Nie było to nawet z jéj strony poświęceniem, gdyż powiadam panu że go kochała jak ojca, i nie pojmowała świętszego obowiązku, ani innego uczucia nad tę aby otoczyć szczczęściem ostatnie lata poczciwego człowieka, szczęściem które ona tylko zlać na niego mogła: teraz jest jego żoną, jego tylko jedyną myślą i przedmiotem życia. Pojmujesz więc pan że nie może widzieć się z Tristanem i że gdyby go znalazła, lub spotkała się z nim, mąż jéj umarłby z boleści.
— To sprawiedliwa rzecz, odrzekł impresario, przechodząc. z jednego w drugie zadziwienie.
— A wreszcie to nie wzruszenie radosne, lecz raczéj zdziwienie było przyczyną że Tristan wczoraj wykrzyknął: „to ona!“’ a potém zbiegł ze sceny. Od czasu jak się rozdzielił z Ludwiką nie troszczył się wcale ani o jéj szczęście ani o jéj życie. Gdyby był szczerze żonę swą kochał, byłby tak bardzo na fałszywe oskarżenie nie zważał, mogąc się łatwo usprawiedliwić, nawet tym listem który był do żony przed śmiercią niby swoją napisał, na ostatek więzienie nie byłoby wieczne a z pewnością byłoby z nim podzielone. Przysięgam panu że ona niema żadnego ciężącego jéj na sercu wyrzutu, teraz czuje się wolną, to jest nie związaną żadną względem Tristana powinnością ani obowiązkiem. Teraz jest żoną dwóch mężów, z których pierwszy od dwóch lat blisko zapomniał jéj i bardzo łatwo się pociesza, jeżeli (jeszcze rzecz wątpliwa) potrzebuje pocieszania; pociesza się mówię ze śpiewaczkami: drugi zaś umarłby gdyby ją utracił. Gdyby słuchała serca swego, możeby Tristanowi przebaczyła; lecz Ludwika zasięga rady od powinności swojéj; a powinność jéj nakazuje uszczęśliwiać człowieka który nie myśli, nie żyje, nie oddycha, tylko chęcią uszczęśliwienia jéj czém tylko może. Otóż to chciałam panu powiedzieć. Teraz pan znasz tajemnicę, któréj spodziewam się, nikt prócz pana i mnie wiedzieć nie będzie. Ja nawzajem dowiedziałam się wszystkiego com powinna była wiedzieć za godzinę wyjadę z Ludwiką; jeżeli kiedykolwiek ujrzysz pan Tristana, opowiesz mu naszą dzisiejszą rozmowę. Mąż Ludwiki jest stary, dodała, jutro może być wdową, gdy będzie wolną i niezależną, może mogłaby to zrobić czego dzisiaj nie może. Od dziś aż do owego czasu, który może nigdy nie nadejdzie, lub prędko przyjść może, Ludwika dla mego jest jakby umarłą, tak jak on był i jest nim jeszcze dla niej. Żegnam pana, w godzinę odbierzesz pan list z uiszczeniem długu Tristana który za niego spłacamy.
— Poczém siostra Ludwiki wstała, pożegnała się i wyszła.
Impresario nie rozumiał co się to wszystko miało znaczyć, gubił się w labiryncie tak rozmaitych okoliczności.
W godzinę po wizycie siostry Ludwiki odebrał list, czyli w kopercie dziesięć tysięcy franków.
Wówczas zrozumiał wszystko.
Napisał do Lei jakie go odwiedziny spotkały, całą swoją rozmowę z nieznajomą i następstwa tej rozmowy.
Po odebraniu tego listu, Lea tak się gwałtownie śmiać zaczęła, że się, Rozeta aż przelękła i weszła do pani swojéj.
Tristan nic nie rozumiał zkąd się wzięła Lei taka wesołość, którą słyszał w niebardzo oddalonym pokoju; a o przyczynę któréj nie śmiał pytać.
— Powiedz niech zaprzęgną, idź do księcia, i oznajmij mu, że czekam na niego aby ze mną na wieś pojechał.
W pół godziny potém, książę w pojeździe czekał na Leę.
— Nie trzeba pewnie nikomu nic mówić? zapytała cicho Rozeta w chwili gdy Lea wychodziła.
— I owszem, oddasz ten list Fabianowi.
— Kiedy pani wróci?
— Jutro może.
I śpiewaczka zeszła, śmiejąc się do rozpuku.
— Co takiego się słało? moja najdroższa, zapytał książę Lei z czego tak bardzo się śmiejesz?
— Z najosobliwszéj z najoryginalniejszéj historyi jaką można wymyśleń a która szczęściem jest prawdziwą.
— Któż jéj bohaterem?
— Nasz tenor.
— Ten wczorajszy? zapytał uśmiechając się książę.
— Tak jest ten sam.
— Opowiedz że mi to wszystko.
— Bardzo chętnie.
I w chwili gdy pojazd ruszył. Lea zaczęła opowiadać historą Tristana opuszczając to co powinna była opuścić.
Rozeta dopełniła zlecenia pani swojéj i także nie mogła się wstrzymać od śmiechu, na widok wyrazu twarzy Tristana, gdy dowiedział się dziwnéj nowiny którą impresario opisał śpiewaczce.
— Pobiegł nie zważając że może być poznanym do domu w którym słyszał papugę; ale mu powiedziano że od godziny ci do których papuga należała, wyjechali pocztą na drogę do Sesto Calende.