Rękopis znaleziony w Saragossie/Dzień siedmnasty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Potocki
Tytuł Rękopis znaleziony w Saragossie
Redaktor Jan Nepomucen Bobrowicz
Wydawca Księgarnia Zagraniczna (Librairie étrangère)
Data wyd. 1847
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Edmund Chojecki
Tytuł orygin. Manuscrit trouvé à Saragosse
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rękopis znaleziony w Saragossie, dzień 17. Nagranie LibriVox w wykonaniu Niny Brown.
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
DZIEŃ SIEDMNASTY.

Spostrzegłszy że wszyscy zbierali się do jaskini, poszedłem złączyć się z towarzystwem. Pośpieszono czemprędzej ze śniadaniem i Rebeka pierwsza zapytała naczelnika, co się dalej stało z Maryą de Torres. Pandesowna nie dał się długo prosić i zaczął w te słowa:

DALSZY CIĄG HISTORYI MARYI DE TORRES.

Wypłakawszy się długo na łóżku Elwiry, odeszłam do mego pokoju, bezwątpienia zmartwienie moje byłoby mniej dotkliwem, gdybym mogła była kogo się poradzić; ale niechciałam objawiać wstydu moich dzieci, sama zaś umierałam ze zgryzoty, uważając się za jedyną przyczynę wszystkiego złego. Przez dwa dni ciągle nie mogłam zatamować łez; trzeciego dnia ujrzałam zbliżające się do nas mnóstwo koni i mułów; oznajmiono mi korregidora z Segowji. Urzędnik ten po pierwszem przywitaniu, uwiadomił mnie: że hrabia de Penna-Velez, grand hiszpański i wicekról Mexyku przysłał mu list z rozkazem śpiesznego mi go doręczenia; szacunek zaś jaki miał dla tego dygnitarza, był przyczyną dla której postanowił osobiście przywieść mi jego pismo. Podziękowałam mu jak się należało i otworzyłam list następującej treści:
«Pani!
Trzynaście lat mniej dwoma miesięcami dziś właśnie upływa jak miałem zaszczyt oświadczenia Pani, że nigdy nie będę miał innej żony prócz Elwiry de Norugna, która przyszła na świat na ośm miesięcy przed napisaniem tego listu w Ameryce. Szacunek jaki miałem w ówczas dla jej osoby powiększał się wraz z jej wdziękami. Miałem zamiar pośpieszenia do Villaca i rzucenia się do jej nóg, ale najwyższe rozkazy JKMości, poleciły mi zatrzymać się o pięćdziesiąt mil odległości od Madrytu. Teraz więc nie pozostaje mi jak z niecierpliwością oczekiwać waszego przybycia na drodze z Segowji do Biskai.»

Wierny sługa
Don Sanszo hrabia de Penna-Velez.
Pomimo całego zmartwienia, niemogłam wstrzymać się od uśmiechu czytając ten list pełen poszanowania od wicekróla. Korregidor przytem wręczył mi kiesę w której znajdowała się summa złożona przed laty u bankiera. Następnie pożegnał się ze mną, poszedł na obiad do alkada i wyjechał do Segowji. Co do mnie, przez ten czas stałam niewzruszona jak posąg, z listem w jednej a kiesą w drugiej ręce. Jeszcze nie ochłonęłam była z podziwienia, gdy wszedł alkad, oznajmiając mi że odprowadził korregidora do granicy posiadłości Villaca i że był gotów na moje rozkazy ażeby mi zamówić muły, mulników, przewodników, siodła, żywności, jednem słowem wszystko czego potrzeba było do podróży.

Zostawiłam alkada jego zatrudnieniom i dzięki jego gorliwości, nazajutrz wybraliśmy się w drogę. Przepędziliśmy noc w Villa-Verde i dziś stanęliśmy tutaj. Jutro przybędziemy do Villa-Reale, gdzie zastaniemy już wicekróla, jak zwykle, pełnego szacunku i poważania. Ale cóż mu powiem nieszczęsna? co on sam powie widząc łzy biednej dziewczyny? Nie chciałam zostawiać mego syna w domu z obawy aby nie wzbudzić podejrzeń, nadto nie mogłam oprzeć się gorącym jego prośbom towarzyszenia nam. Przebrałam go za mulnika i Bóg tylko wie co z tego wyniknie. Drżę a zarazem pragnę aby wszystko się wydało. Z tem wszystkiem, muszę widzieć wicekróla, muszę sama dowiedzieć się co postanowił względem odzyskania puścizny Elwiry. Jeżeli moja synowica nie zasługuje być jego żoną, pragnę aby potrafiła wzbudzić w nim zajęcie i pozyskać jego opiekę. Wszelako z jakiem czołem, ja, w moim wieku, będę śmiała uniewinnić się przed nim z mojej opieszałości? W istocie, gdybym nie była chrześcijanką, przeniosłabym śmierć nad tę chwilę która mnie czeka. —
Na tem zacna Marya de Torres skończyła swoje opowiadanie i pogrążona w boleści zalała się potokiem łez. Ciotka moja dobyła chustki i zaczęła płakać, ja także płakałem, Elwira rozszlochała się do tego stopnia że trzeba było ją rozebrać i zanieść do łóżka. Wypadek ten sprawił że wszyscy udaliśmy się na spoczynek.

DALSZY CIĄG HISTORYI NACZELNIKA CYGANÓW.

Położyłem się i natychmiast zasnąłem. Zaledwie zaczęło świtać gdy uczułem że mnie ktoś ciągnął za ramię. Ocknąłem się i chciałem krzyczeć: «Cicho, nie podnoś głosu — szybko mi odpowiedziano — jestem Lonzeto. Elwira i ja wynaleźliśmy środek który przynajmniej na kilka dni wydźwignie nas z kłopotu. Oto są suknie mojej kuzynki, włóż je na siebie, twoje zaś oddaj Elwirze. Moja matka jest tak dobrą że nam przebaczy. Co zaś do mulników i służących którzy towarzyszyli nam od Villaca, ci nie będą mogli nas zdradzić; odeszli już wszyscy do domów gdyż na ich miejsce wicekról przysłał nowych. Służąca Elwiry podziela nasze zamiary, ubieraj się więc czemprędzej i potem położysz się w łóżku Elwiry ona zaś w twojem.»
Nie miałem nic do zarzucenia zamiarowi Lonzeta, zacząłem się więc ubierać z jak największym pośpiechem. Miałem w ówczas dwunasty rok, byłem dość słuszny na moje lata i suknie czternastoletniej kastylianki wybornie mi przypadały, wiecie bowiem że kobiety w Kastylji, ogólnie nie są tak słuszne jak andaluzki.
Przybrawszy suknie, poszedłem położyć się w łóżko Elwiry i wkrótce usłyszałem jak mówiono jej ciotce, że marszałek wicekróla czeka na nią w gospodnej kuchni która służyła za wspólną wszystkim izbę. Niebawem, zawołano Elwirę; wstałem i poszedłem na jej miejscu. Ciotka jej wzniosła ręce ku niebu i padła na krzesło; ale marszałek wcale tego nie widząc przykląkł na jedno kolano, zapewnił mnie o głębokiem poszanowaniu swego pana i wręczył pudełko z klejnotami. Przyjąłem je nader wdzięcznie i kazałem mu powstać. Wtedy weszli dworzanie i służący z orszaku wicekróla, zaczęli mnie witać i wołać po trzykroć; «Viva la nuestra Vi-regna.» Na te okrzyki wbiegła moja własna ciotka wraz z Elwirą przebraną za chłopca; zaraz na progu dała Maryi de Torres znaki porozumienia i litości które znaczyły, że niebyło co czynić jak tylko poddać się naturalnemu biegowi wypadków.
Marszałek zapytał mnie, kto była ta dama? odpowiedziałam że jestto znajoma moja z Madrytu, udająca się do Burgos w celu umieszczenia swego synowca w kollegium Teatynów. Na te słowa marszałek prosił ją aby raczyła przyjąć lektyki wicekróla. Moja ciotka prosiła o jedną dla swego synowca który, jak utrzymywała, był słabym i zmęczonym podróżą. Marszałek wydał stosowne rozkazy, poczem podał mi swoją rękę w białej rękawiczce i wsadził do lektyki. Otworzyłam pochód i cała karawana zaraz za mną ruszyła z miejsca.
Otóż nagle zostałem przyszłą wicekrólową, z pudełkiem pełnem dyamentów w rękach, niesiony przez dwa białe muły, w złoconej lektyce i z dwoma koniuszymi którzy galopowali przy moich drzwiczkach. W tem tak dziwnem położeniu dla chłopca mego wieku, po raz pierwszy jąłem zastanawiać się nad małżeństwem, rodzajem związku którego dobrze jeszcze nie pojmowałem. Byłem jednak pewny że wicekról nie ożeni się ze mną, nie pozostawało mi więc nic lepszego, jak przeciągać jego złudzenie i dać czas memu przyjacielowi Lonzetowi, wynalezienia jakiego środka któryby raz na zawsze wywiódł go z kłopotu. Mniemałem że oddanie przysługi przyjacielowi, było zawsze szlachetnym uczynkiem. Jednem słowem, postanowiłem o ile możności udawać młodą dziewczynę, i ażeby się do tego wprawić, zagłębiłem się w lektykę, uśmiechając się, spuszczając oczy i strojąc różne kobiece miny. Przypomniałem sobie także, że chodząc powinienem był wystrzegać się stawiania zbyt szerokich kroków, jak w ogóle wszelkich zbyt wolnych poruszeń.
Gdy tak zapuściłem się w te uwagi, nagle gęsty tuman kurzu oznajmił nam zbliżanie się wicekróla. Marszałek prosił abym raczył wysiąść z lektyki i oprzeć się na jego ramieniu. Wicekról zeskoczył z konia, ukląkł na jedno kolano i rzekł: «Racz pani przyjąć wyznanie miłości która zaczęła się z twojem urodzeniem a skończy z moją śmiercią.» Następnie pocałował mnie w rękę i nie czekając odpowiedzi wsadził do lektyki, sam zaś dosiadł konia i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Gdy tak toczył obok moich drzwiczek i rzadko kiedy na mnie spoglądał, miałem czas dowolnego mu się przypatrzenia. Niebył to już ten młodzieniec którego Marya de Torres znajdowała tak pięknym, gdy zabijał byka lub powracał z pługiem w Villaca. Wicekról mógł jeszcze uchodzić za przystojnego męzczyznę, ale płeć jego spalona przez zwrotnikowe skwary, bardziej zbliżała się do czarnej jak do białej.
Obwisłe brwi nadawały jego twarzy tak straszny wyraz, że nawet gdy chciał złagodzić go, rysy mimowolnie łamały mu się w przerażające kształty. Do męzczyzn przemawiał grzmiącym głosem, do kobiet zaś piszczał tak cienko że nie można było powstrzymać się od śmiechu. Gdy zwracał się do swoich ludzi, zdawało się że dawał rozkazy całemu wojsku, do mnie zaś mówił jak gdyby pytał o radę na chwilę przed bitwą.
Im więcej uwag czyniłem nad wicekrólem tem bardziej byłem niespokojny. Przewidywałem że gdy odkryje płeć moją, zapewne każe oćwiczyć mnie bez miłosierdzia i lękałem się tej chwili jak ognia. Nie potrzebowałem więc udawać bojaźliwego, gdyż w istocie cały drżałem i nieśmiałem na chwilę podnieść oczu.
Przybyliśmy do Valladolid. Marszałek podał mi rękę i zaprowadził do przeznaczonych dla mnie pokojów. Obie ciotki udały się wraz ze mną. Elwira także chciała wejść ale odpędzono ją jako ulicznika. Co zaś do Lonzeta, ten wraz z służbą pozostał w stajni.
Znalazłszy się sam na sam z ciotkami, padłem do ich nóg zaklinając aby mnie nie zdradzały i przedstawiając im srogie kary na jakie ich gadatliwość mogła mnie wystawić. Myśl że mogę być ćwiczony, pogrążyła moją ciotkę w rozpaczy, połączyła więc swoje prośby z mojemi; ale wszystkie te nalegania były niepotrzebne, Marya de Torres, równie jak my przestraszona, myślała tylko o spóźnieniu o ile możności ostatecznego rozwiązania wypadku. Oznajmiono że obiad już był gotów. Wicekról przyjął mnie u drzwi jadalnego pokoju, zaprowadził na moje miejsce i siadając po prawej stronie rzekł: «Pani, dotychczasowe moje inkognito, zawiesza tylko moją wicekrólewską godność ale jej nie znosi. Przebacz mi żalem jeżeli poważam się siadać po prawej stronie, ale tak samo czyni łaskawy monarcha, którego mam zaszczyt przedstawiać, względem najjaśniejszej królowej.» Następnie marszałek usadowił resztę osób wedle ich znaczenia, zachowując pierwsze miejsce dla pani de Torres.
Długo wszyscy jedli w milczeniu, gdy w tem wicekról przerwał je i zwracając się do pani de Torres, rzekł: «Z przykrością widzę że w jednym liście który pani pisałaś do mnie do Ameryki, zdawałaś się powątpiewać o wypełnieniu obietnic uczynionych ci przezemnie przed trzynastą laty i kilką miesiącami.»
«W istocie, Jaśnie Oświecony Panie — odpowiedziała ciotka Elwiry — gdybym była spodziewała się tak niezawodnego wypełnienia obietnicy, starałabym się aby moja synowica mogła stać się godniejszą waszej miłości.»
«Widać że pani jesteś z Europy, gdyż w nowym świecie, wszyscy dobrze wiedzą że ja nie lubię żartować.»
Po tych słowach, rozmowa ustała i nikt więcej się nie odezwał. Gdy obiad się skończył, wicekról odprowadził mnie aż do drzwi moich pokojów, obie ciotki poszły dowiedzieć się co się stało z Elwirą, której nakryto przy marszałkowskim stole, ja zaś zostałem z jej służącą która odtąd przy mnie odbywała służbę. Wiedziała ona że byłem chłopcem, posługiwała mi jednak z gorliwością, chociaż także niesłychanie bała się wicekróla. Dodawaliśmy sobie wzajemnie odwagi i jakoś czas nam ubiegał wesoło.
Ciotki wkrótce powróciły, ponieważ zaś wicekról oznajmił że przez cały dzień nie będzie mnie widział, tajemnie więc wprowadziły Elwirę i Lonzeta. Wtedy wesołość stała się powszechną, śmieliśmy się z całego serca tak że aż wreszcie ciotki zadowolone z chwili wytchnienia, musiały dzielić naszą radość.
Gdy wieczór już dobrze zapadł, usłyszeliśmy dźwięk gitary i spostrzegliśmy zakochanego wicekróla, który zawinięty w ciemny płaszcz, krył się przez pół za sąsiednim domem. Głos jego chociaż nie młodzieńczy, miał jednak wiele powabu, nadto wykształcił się jeszcze pod względem metody, co dowodziło że wicekról i w Ameryce nie zaniedbywał muzyki.
Mała Elwira, znając dobrze zwyczaje niewieściej grzeczności, zdjęła jedną z moich rękawiczek i rzuciła ją na ulicę. Wicekról podniósł ją, pocałował i schował w zanadrze. Ale zaledwie wyświadczyłem mu tę łaskę, gdy zdało mi się że sto rózg więcej na mój rachunek przybędzie, skoro wicekról dowie się jaką ja jestem Elwirą. Uwaga ta tak dalece mnie zasmuciła że myślałem tylko o udaniu się na spoczynek. Elwira i Lonzeto ze łzami pożegnali się ze mną. «Do jutra,» rzekłem. «Być może,» odpowiedział Lonzeto. Następnie położyłem się w tym samym pokoju gdzie stało łóżko mojej nowej ciotki i zasunąwszy firanki, zasnąłem.
Nazajutrz, ciotka moja Dalanosa rozbudziła nas rano mówiąc, że Lonzeto i Elwira uciekli w nocy i że niewiedziano co się z niemi stało. Wiadomość ta gromem raziła biedną Maryę de Torres. Co do mnie myślałem sobie, że niemogłem nic lepszego uczynić jak na miejscu Elwiry zostać wicekrólową Mexyku. —
Gdy naczelnik tak nam swoje przygody rozpowiadał, jeden z jego ludzi przyszedł zdawać mu sprawę z dziennych czynności; wstał więc i prosił o pozwolenie odłożenia dalszego ciągu na dzień następny.
Rebeka z niecierpliwością uczyniła uwagę, że zawsze ktoś nam przerywa w miejscu najbardziej zajmującem, po czem rozmawiano o dość obojętnych rzeczach: kabalista oznajmił że doszły go wieści o Żydzie wiecznym tułaczu który przebył już Bałkan i wkrótce przybędzie do Hiszpanji. Ostatecznie nie wiem co wszyscy przez cały ten dzień porabiali, przechodzę więc do następnego, który był daleko obfitszym w wypadki.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Jan Nepomucen Bobrowicz, Jan Potocki i tłumacza: Edmund Chojecki.