Rok ostatni panowania Zygmunta III/Tom 2/1

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Rok ostatni panowania Zygmunta III
Podtytuł Obraz historyczny
Data wyd. 1833
Druk Drukarnia A. Dworca
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom 2
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


1.

Czytelnik biorący tę powieść do ręki, powinien zda mi się, wrożyć sobie, z samego tytułu, że prędzéj nad nią zaśnie, niźli się uśmieje.

W przedpokojach zamkowych, zgromadziły się nazajutrz poufałe dworskie osoby, wszyscy niepewnością miotani, oczekiwali za kaźdem otwarciem podwojów od komnat sypialnych, wiadomości o zdrowiu Króla. Pomimo słabości bowiem i niedołężności Zygmunta jako Króla, wiele osób żałowało go jako człowieka, kochało jak dobrodzieja. Taż słabość charakteru i niedbalstwo w sprawach krajowych, które tak wiele i ludom i jego sławie szkodziły, czyniły go w życiu prywatnym, łatwym i przystępnym a nawet dobroczynnym, gdyż nie umiał opierać się żądaniom cudzym i jednéj tylko szukając spokojności, okupował najczęściéj jéj posiadanie, wielkiemi ofiarami.
— Coż słychać między Ichmościami nowego? zapytał zbliżając się do rozmawiających w przedkomnaciach Denhoffa, Ossolińskiego i Alberta Radziwiłły, Daniłłowicz. Raczcie téż mi co udzielić z wiadomości waszych?
— Chętnie byśmy to uczynili, odpowiedział Ossoliński, lecz sami nic takiego nie wiemy, co by wam warto było udzielić. Żadnéj znaczącéj nie ma odmiany, dziś Król Jegomość ma Nuncijusza Papiezkiego przyjmować. Posłano także po Pana Brożka, za radą Jezuitów, aby z obrótów gwiazd wywróżył nam szczęście lub niepomyślność i odkrył skutki, jakie ta choroba pociągnie za sobą.
— Mądry to człowiek, odezwał się Denhoff, potrząsając głową, drugi w życiu swojém tyle nie przeczytał, ile on napisał. Zna się także niepospolicie na medycynie i prócz wyroku astrologicznego, samą nauką lekarską pomodz może.
— Zapewne — odpowiedział Ks. Albert Radziwiłł, aleć i astrolog z niego nie pospolity!.. On to przepowiedział zamach Piekarskiego na życie Króla i napad Napierskiego na Czorsztyn.[1] — Przynajmniéj, taka była fama. Dziś zaś kiedy dzięki Bogu, Król Jegomość ma się nierównie lepiéj, i bez astrologa miéć możem nadzieję, że go medycy wyleczą, gdyby tylko Pan Stanisław Herka[2], chciał przybyć! — on co tylu już od wyraźnéj śmierci odratował.
— Pan Herka! o znamy go z imienia, rzekł Ossoliński — mówią o nim że cudów dokazuje, i tych tylko ocalić niemoże, którym wiek et mortalitatis humana umierać każą! —
— To nam tu i Pan Herka nie wiele pomoże — rzekł smutnie Denhoff, boć pono Król Jegomość sześćdziesiąt już szósty rok sobie liczy...
— Gorzka to dla nas prawda, przerwał Radziwiłł, która nam nieraz i ostatnią odrobinę nadziei odejmuje. Prócz wieku jeszcze, częste słabości, utrapienia, zgryzoty, niepokoje od własnych poddanych, przyśpieszają koniec jego, tak dla nas smutny.
Gdy to mówił Kareta Nuncijusza stanęła na podwórcu zamkowym, i on sam z liczną assystenciją duchownych, między któremi byli i dwaj Królewice, Biskupi Ferdynand i Albert, wszedł na pokoje i niezwłócznie udał się do Króla. Przyjął go Zygmunt na swoim krześle, okazując przeciw zwykłéj sobie obojętności, wielką radość z jego przybycia, zaczęła się rozmowa, już nie jak zawsze o religijnych sporach i interessach, ale stosowna do położenia Króla, w któréj z ust Posła Papieskiego, brzmiały pociechy jakie tylko religija nastręczać może. Mowa, wejrzenia, postawa, wszystko w przybylcu okazywało wysoki stopień poloru i nauki; z nadzwyczajną uwagą, wpatrywał się on w wybladłe oblicze Zygmunta i jakby w niém co niepomyślnego wyczytał, coraz smutniéjszym się zdawał.
Ani też w tém co dziwnego było, że stolicy Apostolskiéj posłaniec, smucił się widząc ku grobowi nachylającego się Króla, gdyż Zygmunt był jednym z najposłuszniéjszych i najpodanniéjszych jéj Monarchów. Przerażała całe duchowieństwo, sama myśl jego zgonu, który zmieniając całkiem ich położenie, wydarł by im przewagę jaką mieli i z przewodzących na uciśnionych mógł zamienić. Niewielkie były ich nadzieje na Władysławie, który miał silną partiję za sobą; bo ten zrodzony i wychowany w rozwiązłości, nie lubił Księży, Jezuitów i całéj ćmy ich zwolenników, uganiał się za wesołą młodzieżą, przepychem i kobiétami.
Nuncijusz siedząc blisko godzinę rozmawiał, już to z Ks. Marquat, już z innymi otaczającemi ich osobami, bo Król ledwie słów kilka się odezwał, zdając się być osłabionym i do rozmowy niesposobnym. Po tym przeciągu czasu, odbywszy zwykłe pożegnalne ceremonije, oddalił się Nuncijusz i zaledwie nogę za prog komnaty królewskiéj przełożył; roskazał jednemu z Dworzan, aby do niego królewskich zawołał Doktorów, oznajmując, iż ma im rzecz wielkiéj wagi przełożyć. W moment zebrali się poważnych min mędrce, między którymi znajdowali się także, tylko co przybyli, oczekiwani pan Brożek i Herka. Wszyscy z oznakami uszanowania otoczyli milczącego dotąd Nuncijusza, a on po chwili odezwał się z miną surową, w języku łacińskim.
— Mości Panowie, upewnialiście mnie i sam wprzódy gruntując się na słowach waszych mniemałem, że Król nie jest wcale w nagłém i natarczywém niebezpieczeństwie, że prędki i dobry ratunek, do pierwszego stanu zdrowia, przyprowadzić go może. Dziś zaś, z niemałém podziwieniem i smutkiem, w ciągu bytności mojéj, uważnie i pilnie przypatrując się twarzy Jego, dostrzegłem takie znaki, które mi, objawiają, iż bez skutecznéj, eo instante pomocy, nie długo pożyć może.
— I iakież to są znaki, zapytał niecierpliwy Oelhaf kłaniając się do ziemi niech je Świątobliwość Wasza, wymienić raczy, ażebyśmy je medycznie rozważyli i rozebrali — gdyż — z przeproszeniem, rychło czasem sądzić nie wypada — a — bez obrazy Świątobliwości Waszéj, my Medycy niceśmy tam tak strasznego nie widzieli.
— Ja o tém sądzić nie umiem, bom jeszcze nie widział, odezwał się tylko co przybyły pan Herka, lecz w razie niczém nie odwróconego niebespieczeństwa, radziłbym dać użyć Królowi Jegomości ostatni kawałeczek, cudownéj mojéj Mumij, któréj mi już bardzo mało pozostało; a wiedzą wszyscy, jakie są jéj skutki.
— Poważamy zdanie jego i leki — odparł Oelhaf, z wyraźném uszanowaniem, którego przyczyną być musiała, sława pana Herki głośna po całym kraju, ale pozwolicie by ten ratunek został już chyba w ostatnim razie użytym, teraz pospolitszych sprobujem sposobów. — Wasza zaś Świątobliwość, czy nie raczy, o tych znakach, nieco obszerniéj nam opowiedziéć?
— Dosyć, rzekł Nuncijusz, żem uważał w twarzy jego, alarmującą bladość, odrętwiałość, plamy i inne złowrożbne znaki, Waszmość wiedząc teraz na któréj karcie, szukać słabości, spójrzcie na to okiem swéj sztuki.. Bądźcie zdrowi, waszéj pieczołowitości polecam, zdrowie Pana i Króla naszego, nasze nadzieje i sławę waszą.
— Teraz zaś, raczcie Panowie, — przerwał kłaniając się w koło Oelhaf, pójść ze mną do Króla Jegomości i sprawdzić bytność tych znaków, o których Jego Świątobliwość mówiła.
To powiedziawszy i prowadząc naprzód Herkę i Brożka, postąpił ku pokojowi Króla, otworzył drzwi i wszyscy weszli do sypialnéj komnaty.
Król blady, wynędzniony i słaby, prawie bez ruchu, z zamkniętymi oczyma leżał na łóżku, firanki były zasłonione do połowy, a Panna Meyer z Biblią w ręku siedziała w głowach i powolnym głosem czytała psalmy pokutne, które Król powtarzał. Na odgłos wchodzących osób z ciężkością podniosł Król powieki i zapytał, kogo Oelhaf prowadził.
Pan Brożek i Herka skłonili się nisko, wymawiając swe imiona, a Panna Urszula, dała im znak, aby się ku łożu zbliżyli.
— Wieleśmy o Waszmości Panie Herka słyszeli, rzekł Król z cicha do zbliżającego się Medyka olbrzymiéj postawy i pełnéj wyrazu twarzy, mam nadzieję, że za waszą pomocą odzyskać będę mógł, jeśli jeszcze taka Wola Boża, trochę zdrowia, abym się udał z ciałem najulubieńszéj żony mojéj do Krakowa.
— Niech W. K. M., odpowiedział dzwięcznym głosem pan Herka nie myśli teraz o tém, a zda się we wszystkiém na wolą Boga, przeciw któréj działać nie można. O zdrowie naprzód starać się potrzeba, potém o reście pomyśleć będzie należało.
Kiedy to mówiąc do łoża królewskiego przybliżają się Medycy, do komnaty wpada nagle z miną posępną i zafrasowaną Ks. Marquat.
— Cóż tam przynosisz? zapytał chory Jezuitę.
— Złą, złą nowinę Najjaśniéjszy Panie, odpowiedział nieuważny spowiednik nie myśląc jaki skutek na Królu, może tak nagły wykrzyknik uczynić. Złą nowinę. Podobało się Najwyższemu wziąść do chwały swojéj pobożnego i cnotliwego Ks. Walentego Seidel.
— Nie żyje?.. przerwał nagle Król podnosząc się na łóżku, a za nim Panna Urszula. — Jakto? nie żyje?
— Tylko co przed chwilą, skonał na mojém ręku, smutno odpowiedział Jezuita i głowę spuścił z westchnieniem.
Na twarzy chorego Króla ta wiadomość wyryła natychmiast znaki żalu, kilka łez nawet spłynęło po bladém jego licu, a zatrwożeni Medycy, widząc przymykające się jego oczy, niespokojnie spójrzeli po sobie. Najgłębsze milczenie, zwykle po wielkich następujące uderzeniach panowało w komnacie!
Nareście słabym głosem odezwał się Król.
W krótce pójdę i ja za nim i znowu zapłakał.. Osłabienie nastąpiło po wielkiem wstrząśnieniu przez tę wiadomość sprawioném, Król zamilkł, w milczeniu zdawając się rozpaczać i konwulsyine tylko drganie, oddech ciężki i krótki oznajmiały, że żyje jeszcze. Krzątali się niepomału medycy naciérając mu zsiniałe lice póki do przytomności nie przyszedł, a potém naradzać się zaczęli, nad wyborem lekarstwa, jakie by mu dać mieli. Po długiéj sprzeczce zbliżyli się wszyscy ku łożu i Oelhaf niosąc przygotowane lekarstwo mel rosarum rzekł cichym głosem, iż ie wziąść natychmiast należało.
— Widzim to koniecznie potrzebném, dla W. K. M. dodał Herka, a za nim wszyscy lekarze wmawiać zaczęli Królowi, ażeby przyiął podane mu lekarstwa co wszystko chory milczeniem zbywał.
Nakoniec jakby ich naleganiami znudzony odezwał się słabym lecz stałym głosem.
— Oddawna Waszmościom mówiłem — że natura moja nieprzezwyciężony ku temu lekarstwu wstręt czuje — nie przymuszajcie mnie za tem, ażebym sobie tém, sam koniec przyśpieszył...
— Natura — rzekł poważnie filozof Herka, nie zna częstokroć, co jéj być może ku pomocy, a rozum kierować nią powinien.
— Nieprzymuszajcież mnie — przerwał Zygmunt — nieprzymuszajcie, bo czuję, że mi to niepomoże.. Czy u was jedno to tylko jest lekarstwo, lub czyście się zmówili, udręczać mię jeszcze przed skonaniem.
— Uchowaj nas Boże — odpowiedział Herka po chwilce namysłu, trzymając ciągle kubek w ręku i spoziérając jakby się o ich radę pytał, na swoich towarzyszów — uchowaj nas Boże od złych i nieprawnych chęci! Czego tylko uczy nas sztuka doświadczenie i rozum, togo używamy na dobro ludzi. Jakżebyśmy się odważyli K. JMości źle życzyć, lub dla niego źle czynić? Trzeba Najjaśniéjszy Panie naturę na chwilę przezwyciężyć, uczynić jéj gwałt momentalny, aby zniszczyć tym sposobem moc choroby, w czasie kiedy jéj jeszcze zaradzić można.
— Uczynię wszystko co chcecie — rzekł Król znowu powolnie, obracając wzrok omdlały na Panną Urszulę, jakby ją o wstawienie się za sobą prosił — uczynię wszystko — tylko mi tego nie dawajcie, bo mnie zabijecie...
— Ręczę W. K. M. rzekł znowu Herka ręczę, że nie tylko szkodzić nie może — lecz pomodz musi — gdybyśmy nie znali mocy i właśnośoi jego, czyliźbyśmy śmieli narażać W. K. M. na próbę niepewną.
— Wielmożna Pani — dodał po chwili obracając się ku Pannie Urszuli — złącz proźby swoje z naszemi, ażeby Pan nasz nieodrzucał wyzdrowienia swego od ust swoich.
— Prosiémy cię wszyscy — rzekła Meyer nachylając się do łóżka — zaklinam cię Panie na imie ś. p. małżenki twojéj..
— Wezmę więc — wezmę — wyrzekł Król usiłując podnieść się z pomocą Doktora — wezmę — ale pamiętajcie co wam mówię, że w tym kubku śmierć połykam.
To mówiąc spełnił lekarstwo ze wstrętem, samemu sobie wyraźny gwałt czyniąc. Spójrzeli po sobie medycy radzi ze zwycięstwa jakie ich sztuka, a przynajmniéj zaufanie w niéj odniosło i oddalili się zalecając największą spokojność, aby lekarstwo tém lepiéj skutkować mogło.
Panna Urszula tym czasem widząc usypiającego powoli Króla, wymknęła się cicho i ostróżnie z pokoju, zostawując na straży u łoża Oelhafa i Wojewodę Denhoffa.
Przebiegła Bawarka, przesunęła się krokiem szybkim, przez liczny szereg komnat, a w głowie jéj snuły się smutne myśli śmierci i czarniéjsze jeszcze myśli zemsty.
— Ostatni raz — mówiła sama w sobie — muszę się nad nim zemścić!. nad Władysławem! nad niegodnym Władysławem.. co tyle kobiét zgubił!!; ach! czémże tchnęły jego listy z obozu! dawniéj! dawno pisane!. muszę się zemścić na nim za zawiedzione piękne nadzieje.. Muszę pójść zaraz, chwili tracić — nie trzeba z chwilą władza uleci i może zemstę na wieki w mojém biédnem sercu zostawić na własne moje męczarnie!
Tak myślała idąc do komnat swoich, lecz z serca jéj inna w téj chwili myśl do głowy zabiegła.
— Chrześcijanka mścićby się miała? Uderzyło ją to silnie i na chwilę zachwiało powziętymi zamysłami, ale rozumowania, których człek zwykle używa, na pokonanie głosu rozumu, przyszły i tu na pomoc.
Jezuicka protektorka, napojona była jezuicką moralnością i po chwilce wewnętrznéj walki sama z sobą, przekonała się, że nie tylko może, ale powinna mścić się; pokrywając zemstę swoją pozorem cudzego dobra.
— Będzież to zemsta? myślała Bawarka — nie — będzie to nauka, usługa, chrześcijański uczynek, odprowadzenie odezłego. — O! gdybym tylko w czas przybyła jeszcze — i wyrwała niewinną ofiarę z rąk uwodziciela! Łudził on i mnie! jego listy! jego listy z obozu jakim że tchnęły zapałem — dziś śmieje się i urąga — ! —
Władysław chce tronu — stara się on — może go dostąpić, pełen jest dumy i grozić zdaje się już władzą, po którą sięga — ale kobiéta nie boi się przemocy, bo słabą, bezbronną, któż by miał przyciskać! — Panie Piotrowski! Piotrowski! powiedz Panu Klińskiemu, aby niezwłócznie przybywał z tym, z kim się widziéć chciałam — kogo tu miał przyprowadzić — tylko ostróżnie! — Tyż to tutaj Księże Florjanie! zawołała zdziwiona i zarumieniona spostrzegłszy wchodzącego nagle Jezuitę.
— Ja — córko moja — patetycznie odpowiedział spowiednik z nieznacznym ukłonem, przyszedłem dowiedziéć się o stanie twego zdrowia i o stanie duszy — Lecz z kimże to tu miał przybyć Pan Kliński? kogo to, tak tajemnie i ostróżnie wprowadzać mają?
Urszula nic na to nieodpowiedziała stojąc pomięszana długo, lecz nakoniec jakby zdobywszy się na męstwo rzekła głosem mocnym i surowym, do którego Jezuita wcale nie był przywykły — Ojcze! chociaż władasz całém sumieniem moim, tego jednak nie widzę ci potrzeby objawiać i nie powiem. Zapewniam tylko, iż w tém niéma nic złego — dodała ciszéj jakby się lękała własnych słów swoich i spuściła oczy.
— Jeśli w tém niéma nic złego, dla czegoż wzbraniasz się córko moja — powiedziéć to, powierzyć temu, komu wszystko złe nawet swoje powierzasz, aby za ciebie prosił Boga, temu kto zna najkrytsze tajniki twéj duszy?
— Mam w tém swoje przyczyny Ojcze — odpowiedziała zimniéj jak zwykle Bawarka — i proszę niebadać mnie o to dłużéj, próżno siebie mordując i mnie dręcząc — Wina dla Ks. Florjana! Piotrowski!.







  1. Hist.
  2. Hist. Osoba.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.