Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom VI/Gniew/Rozdział XXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Siedem grzechów głównych |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Sept pêchés capitaux |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom VI Cały tekst |
Gdy Onezym, w towarzystwie Segoffina i Zuzanny wszedł do salonu, w którym oczekiwała go Sabina, znalazł ją bardzo smutną, bladą, poważną i prawie uroczystą; jej słabość zmuszała ją do pozostania na kanapie, gdzie nawpół leżąc spoczywała.
— Panie Onezymie — rzekła do młodzieńca — chciej pan usiąść, i ty, moja dobra Zuzanno, i ty także, Segoffinie.
Aktorzy tej sceny usiedli w milczeniu i pogrążeni w głębokim smutku.
— Zanim rozpoczniemy tę rozmowę — mówiła dalej Sabina z gorzkim uśmiechem — powinnam was przedewszystkiem uprzedzić, że bardzo się odmieniłam. Owe trwogi mimowolne, częstokroć dziecinne, które mnie poprzednio napadały, ustały teraz, nie doznaję ich wcale. Okropna rzeczywistość uleczyła mnie zupełnie. Przy niej, wszystkie przerażające mary, które od dzieciństwa niepokoiły mą wyobraźnię, rozproszyły się. Oznajmiam wam to, moi przyjaciele dlatego, ażebyście mnie wcale nie oszczędzali, ażebyście mi wyznali, albo raczej, potwierdzili całą prawdę, chociażby ona była najokropniejszą. Teraz mam siły i odwagę usłyszeć wszystko. Jeszcze tylko jedno słowo, zaklinam cię, Zuzanno, i ciebie także Segoffinie, w imię waszego tylokrotnie doświadczonego przywiązania do mnie i do mojej rodziny, abyście otwarcie odpowiadali, na moje pytania; przyrzekacie mi to?
— Przyrzekam ci, moje dziecię — rzekła Zuzanna.
— Przyrzekam pannie Sabinie — dodał Segoffin.
Tu nastąpiła chwila milczenia. Ochmistrzyni, stary sługa, a szczególniej Onezym byli zdumieni temi uroczystemi słowy i śmiałością Sabiny; wszystko im zapowiadało, że jakiekolwiek obierze postanowienie wskutek tej rozmowy, postanowienie to będzie niezmienne. Nareszcie dziewica odezwała się dalej:
— Zuzanno, byłaś świadkiem mego urodzenia, przez poświęcenie twoje i troskliwość byłaś przyjaciółką mojej matki, w imię więc tej przyjaźni, zaklinam cię, ażebyś mi powiedziała, czy wspomnienia moich lat dziecinnych mnie nie mylą; czy mój ojciec przed dwunastu laty, w podobnymże ubiorze, w jakim go widziałam onegdaj nie był powodem śmierci mej matki?
— Niestety! panno Sabino.
— W imię świętej i błogosławionej pamięci mej matki, Zuzanno, wyznaj mi prawdę.
— Prawda jest, moje dziecię — odpowiedziała ochmistrzyni drżącym głosem — prawda, że po gwałtownej scenie, jaka zaszła pomiędzy panią a panem, ona umarła, lecz...
— Dosyć, moja kochana Zuzanno — rzekła Sabina, przerywając ochmistrzyni, i przecierając ręką rozpalone czoło, poczem umilkła na chwilę.
Było to smutne milczenie... które nikt nie śmiał przerwać.. Dziewica mówiła dalej.
— Segoffinie, byłeś sługą, poczciwym, zacnym sługą mego dziadka, ojciec mój przy tobie się urodził, zawsze i w każdej okoliczności ślepo poświęcałeś się dla niego, czy to prawda, że mój ojciec, zamiast oddawać się handlowi, jak zawsze mówił, był korsarzem i odbywał swoje wyprawy pod nazwiskiem kapitana Kamienne-serce?
— Tak jest, panno Sabino, prawda — odpowiedział Segoffin, tłumiąc głębokie westchnienie.
— Panie Onezymie, winnam sobie samej... winnam panu oznajmić teraz moje postanowienie. W szczęśliwszych czasach mieliśmy zamiar połączenia się węzłem małżeńskim, lecz po tem wszystkiem, co zaszło, po tem, co panu wiadomo i o czem się pan dowiadujesz, spodziewam się, że pana nie zadziwię oznajmiając mu, że moje życie nie może już być życiem tego świata.
— Wielki Boże! co pani mówi — zawołał Onezym.
— Postanowiłam usunąć się do klasztoru, gdzie pragnę skończyć życie.
Onezym nie wymówił ani jednego słowa, tylko pochylił głowę na piersi i ciężkie łkanie stłumiło jego oddech.
— Panno Sabino... nie... nie... to być nie może — dodała Zuzanna z płaczem — nie... ty się żywcem nie zagrzebiesz...
— Postanowienie moje jest niezmienione — odpowiedziała Sabina pewnym głosem — lecz jeżeli to miejsce mego pobytu nie będzie dla ciebie zbyt smutnem, byłabym szczęśliwa, jeżelibyś mi towarzyszyła.
— Nigdy nie rozłączę się z tobą, moje dziecię ukochane, wiesz o tem dobrze, ale ty nie uczynisz tego, ty nie...
— Zuzanno — odezwała się Sabina, przerywając swej ochmistrzyni — od dwóch dni namyślałam się nad tym postępkiem, i nie widzę żadnego innego środka, powtarzam ci zatem, że postanowienie moje jest niezmienne.
— A ojciec pani? — rzekł Segoffin — czy przed rozłączeniem się z nim na zawsze — i Segoffin powtórzył te wyrazy na zawsze — czy pani zobaczy się z nim przynajmniej raz jeszcze?
Sabina zdawała się ciężką i gwałtowną prowadzić z sobą walkę, poczem odpowiedziała wzruszonym głosem:
— Nie...
— Więc — mówił dalej Segoffin — więc... od dnia dzisiejszego... pani umarłaś... dla niego... on umarł... dla pani?
Zdawało się, że Sabina czyniła gwałtowne jakieś wysilenie mad własną wolą aż nareszcie rzekła:
— Nie prędzej zobaczę mego ojca jak w chwili połączenia się na zawsze z moją matką.
— Ah! pani — zawołał stary sługa w rozpaczy prawie — pani nie będzie tak okrutną!
— Nie, nie jest to okrucieństwem — odpowiedziała dziewica z bolesną rozpaczą — dopełniam tylko powinności dziecięcia; córka powinna zbliżać się do ojca z sercem pełnem miłości i poszanowania, powinien on być dla niej tem, co ona najwięcej kocha, co najwięcej szanuje na świecie; tak było aż dotąd ze mną i z moim ojcem. Myśl ta będzie pociechą mego życia, które zdaleka od niego muszę przepędzać.
— Ah! pani, gdybyś wiedziała o jego boleści.
— Segoffinie — powiedziała Sabina, tłumiąc swoje wzruszenie — to ci tylko powtórzyć mogę, com już oznajmiła Zuzannie; od dwóch dni zastanawiałam się nad tem, co mi wypada uczynić... postanowienie więc moje jest niezmienne.
Ponure milczenie rozpaczy było odpowiedzią na takie oznajmienie Sabiny; przez chwilę słychać tylko było tłumione łkanie śród zebranych osób w pokoju Sabiny.
Nareszcie Segoffin odezwał się pierwszy, mówiąc do córki swego pana:
— Przynajmniej nie odmówisz nam pani przeczytania listu, który pan Cloarek napisał. Jest to ostatnia łaska, której on od pani oczekuje, przewidywał on bowiem aż nadto wstręt, jaki pani czuć będzie dla niego.
— Wstręt! — zawołała Sabina w nadzwyczajnej trwodze; poczem miarkując swoje uniesienie, dodała — nieszczęście... wszystko to zrządziło.
— Zresztą — powiedział stary sługa, wzdychając — zawsze to na jedno wychodzi. Pan Cloarek nie zobaczy już pani nigdy, chciej więc pani wysłuchać przynajmniej listu, który złożyłem panu Onezymowi.
Jest to moim obowiązkiem, Segoffinie, wykonać tę wolę mego ojca. Panie Onezymie, słucham pana.
Młodzieniec odpieczętował kopertę — którą mu doręczył Segoffin; obok listu, który Iwon napisał, do swej córki znajdował się jeszcze bilet następującej treści:
„Proszę cię, mój kochany Onezymie, ażebyś załączony tutaj list przeczytał Sabinie; jest to dowód szacunku i przywiązania, który ci pragnę złożyć.
„Oby to szczere opowiadanie napisane przez ojca w rozpaczy i przeczytane głosem przyjacielskim zdołało przeniknąć do serca mej córki. Twój kochający cię,
Przeczytawszy najprzód ten bilet Sabinie, Onezym zapytał, czy może rozpocząć czytanie samego listu.
Dziewica skinęła głową na znak swego przyzwolenia.
Młodzieniec czytał, co następuje:
„Smutne przeznaczenie zrządziło, że muszę na zawsze oddalić się od ciebie, moje dziecię; gdyż nie zniosłabyś teraz mego widoku. Tę okropną tajemnicę odkrył ci nieprzewidziany wypadek.
„Tak, ten człowiek w dziwnem ubraniu, który w twojem wspomnieniu pozostał jako morderca twej matki... to ja...
„Twoja matka spodziewała się mieć drugie dziecię, kiedy powstała między nami żywa sprzeczka, pierwsza i jedyna w naszem pożyciu, przysięgam ci; uniosłem się, gniew mój był tak straszny, że w położeniu w jakiem się twoja nieszczęśliwa matka znajdowała, umarła z przerażenia.
„Zbrodnia moja była podwójną, ten przestrach, który opanował twą matkę, biedne dziecię, i tyś go uczuła. To bolesne wrażenie z twego dziecięcego wieku, wpłynęło także na twoje zdrowie, na całe twoje życie.
„Taka to była moje zbrodnia. W obecnej chwili, w której zapewne na zawsze rozłączyć mi się z tobą wypadnie, powinienem ci wyznać jaka była moja pokuta za tę zbrodnię.
„Ujrzawszy cię sierotą, pytałem siebie, co się z tobą stanie.
„Szczupły mająteczek osobisty, jaki posiadałem wspólnie z twoją matką, został prawie zupełnie wyczerpany skutkiem nieszczęśliwych wypadków i zgubnego dla mnie procesu; posada moja, główne źródło naszego utrzymania, została mi odjętą; tym sposobem ukarano zgorszenie spowodowane moją popędliwością.
„Zrealizowałem resztę szczupłych naszych zasobów, które mi przyniosły sześć tysięcy franków; Zuzanna Robert była twoją karmicielką. Ta zacna kobieta przymiotami swemi i poświęceniem zjednała sobie szacunek i szczere przywiązanie twej matki. Powiedziałem tedy do niej:
„Oddaję ci pięć tysięcy franków, za tę kwotę utrzymasz przez pięć lat siebie i córkę moją; powierzam ci ją; jeżeli mnie po upływie tych pięciu lat nie ujrzysz więcej, wtedy odeślesz podług adresu list, który ci tu zostawianm.
„List ten, moje dziecię, napisany był przeze mnie do człowieka, pochodzącego z wielkiej i starożytnej rodziny francuskiej, przebywającej w Niemczech, któremu w czasie rewolucji życie ocaliłem. Pewny byłem, że człowiek ten, albo, gdyby już nie żył, rodzina jego, której zamożność była jeszcze wielka, przyjmie cię jak własne dziecię. Lecz dopiero w ostateczności chciałem cię narazić na pożywienie gorzkiego chleba litości.
„Po takich rozporządzeniach ucałowałem cię po raz ostatni w czasie snu twojego, biedne, ukochane moje dziecię, i wyjechałem, zabrawszy ze sobą tysiąc franków całego mienia. Segoffin, wierny i stary mój sługa, chciał podzielać moje losy i pojechał ze mną.
„Przez kilka dni, poprzedzających mój wyjazd, zastanawiałem się z całą rozwagą nad przeszłością i przyszłością moją. Badałem samego siebie, zastanawiałem się nad moim charakterem z nieubłaganą surowością.
„Przyczyną moich nieszczęść i zbrodni względem twej matki była moja popędliwość. Wszystko, co raziło moje uczucia lub przekonanie, wszystko co się sprzeciwiało mojej woli, wzburzało krew moją, zapalało całą mą istotę, a ten nadmiar siły moralnej wylewał się w gwałtowności i niepokonanej wściekłości. Słowem: główną moją wadą był Gniew.
„Zgłębiając w ten sposób własną istotę, przypomniałem sobie niesłychaną silę moralną i fizyczną, którą czułem w sobie, ulegając pod wpływem moich uniesień.
„Częstokroć, oburzony jakim oburzającym mnie faktem, lub niesprawiedliwością, wymierzoną niewinności, w gniewnem uniesieniu swojem znajdowałem siłę prawie nadprzyrodzoną dla obrony uciśnionego i ukarania ciemiężcy; tym sposobem pewnego razu sam jeden pokonałem trzech zuchwałych nędzników, którzy pastwili się nad słabą kobietą, chociaż w normalnym moim stanie nie wiem, czybym był w stanie oprzeć się jednemu z tych bandytów.
„W takim to stanie rozdrażnienia zdołałem ocalić od okropnej śmierci owego pana, na którego pomoc dla ciebie rachowałem.
„Pod względem moralnym, podłość, zdrada, nierzetelność, obudziły we mnie taki sam gniew i oburzenie, i gniew ten zawsze popychał mnie do nadzwyczajnej gwałtowności względem ludzi podłych, zdrajców lub nierzetelnych.
„Ale niestety, moje dziecię, zastanawiając się z nieubłaganą surowością nad sobą, przekonałem się także, iż gniew mój częstokroć nie miał sprawiedliwych powodów: gdyż nieraz nawet słuszny opór wywoływał moje gwałtowne uniesienia. Śmierć twojej matki jest okropnym tego przykładem.
„Otóż, moje dziecię, po długiej i bolesnej rozwadze, po szczegółowem przetrząśnieniu całej mojej przeszłości, takie wyprowadziłem nad sobą wnioski:
„Gniew jest we mnie namiętnością tak gwałtowną, że jego przystępy pomnażają we mnie zawsze w dziesięćkroć siłę fizyczną i moralną.
„A zatem to wzburzenie krwi, ta gwałtowność charakteru, podniesione do najwyższej potęgi, słowem gniew jest siłą.
„Jeżeli siła ta poruszoną została przez jaką przyczynę szlachetną, wtedy posuwała mnie do czynów, których chlubić się mogłem.
„Przeciwnie zaś, jeżeli siła ta poruszoną została prze przyczynę naganną, wtedy popychała mnie do czynów poniżających lub występnych... jak ten, który będzie dla mnie przedmiotem wiecznej boleści.
„Gniew był moim upadkiem... moją zgubą... moją rozpaczą; on to zabił mą żonę... trzeba więc, powiedziałem sobie, ażeby tenże sam gniew został źródłem mego i moje rodziny ocalenia..
„Słowa te muszą ci się wydawać dziwacznemi, moje dziecię, posłuchaj mnie jeszcze.
„W położeniu mojem, jako urzędnika, skłonność do gniewu i gwałtowności jakie za sobą pociągał, szkodził mi i poniżała mnie w oczach moich przełożonych, charakter mój, umysł, temperament były w wiecznej niezgodzie z mojem urzędowaniem.
„Należało mi więc szukać zawodu, w którymby ta wada, czy też główna siła mojej natury znalazła odpowiednie zastosowanie, mogła się upożytecznić dla mnie, dla mojej familji lub dla innych ludzi.
„Zawód ten... wynalazłem.
„Dziad mój był marynarzem, jak prawie wszyscy Bretończycy; tylko ojciec mój, któremu brak zdrowia nie dozwalał pójść drogą swoich przodków, zmuszony był zostać urzędnikiem. Lecz ja wychowany byłem na naszych, samotnych i skalistych brzegach; i widok morza, obyczaj naszych rybaków, ich życie pełne znojów, wypadków i niebezpieczeństwa wyryły w sercu mojem niezatarte wspomnienie. Drobna jedna okoliczność obudziła je nagle i nastąpiła zmiana w mojem przeznaczeniu.
„Posłuchaj jak się to stało:
„Segoffin, ten wierny sługa, który był przy twojem urodzeniu, ma zwyczaj, jak ci wiadomo, powtarzać dwa czy trzy przysłowia naszego rodzinnego kraju, i stosować je do wszystkich niemal okoliczności w życiu własnem lub cudzem; jedno z tych przysłów, które najczęściej z ust jego wychodzi, jest następujące: Dla wilka las, dla gołębia strzecha.
„Tradycyjne znaczenie, jakie do tych słów w mojej ojczyźnie przywiązują, a które zdaje mi się być sprawiedliwem jest to: Każdemu taki stan, w jakim żyć może i powinien.
„Kiedy, szukając zajęcia dla moich zdolności, i zastanawiając się ze smutkiem nad przeszłością, myślałem o mojem dziecięctwie, spędzonem nad brzegiem morza, pod bokiem mego dziada, starego i walecznego marynarza. Segoffin, który, widząc mnie w tem rozpaczliwem położeniu, prawie nigdy mnie nie opuszczał, przy pewnej, nie pomnę już jakiej sposobności, powtórzył swoje ulubione przysłowie: Dla wilka las, dla gołębia strzecha.
„Słowa te zastanowiły mnie głęboko i sprowadziły na drogę prawdy.
„Korsarz, zostać korsarzem, kiedy myśl ta nasunęła mi się śród moich uwag, zadrżałem z nadziei; było to jakby jakieś nagłe objawienie, było to użycie tego bezczynnego zapału, który mnie trawił.
„Czegóż ja pragnąłem przedewszystkiem? oto pragnąłem zasłonić cię od nędzy, moje biedne dziecię! zapewnić ci byt szczęśliwy na teraz i na przyszłość! słowem, nabyć dla ciebie majątek, któryby cię postawił w możności wyjścia za mąż stosownie do twego serca, i zapewnić niezależność i szczęście człowieka twojego wyboru!
„Czegóż jeszcze więcej pragnąłem? znaleźć stan, w któymby wszystkie moje siły żywotne znalazły odpowiednie pole dla siebie.
„Zostać korsarzem! mogłaż mi się lepsza myśl nawinąć?
„Zdobycze, jakie dostają się korsarzom, przynoszą im częstokroć znakomite sumy. Zdawało się zatem, że w tym stanie potrafię ci zapewnić dostateczny majątek, moje dziecię.
„Życie korsarza jest życiem walk, niebezpieczeństw, życiem, w którem przedewszystkiem ślepa odwaga, popędliwość charakteru zastępuje niedostateczną liczbę, gdyż prawie zawsze korsarz obowiązany jest potykać się z nieprzyjacielem, który bywa znacznie liczniejszym od niego.
„Powtarzam tedy, czy mogłem znaleźć coś pomyślniejszego?
„Walka, zapasy i znoje, to mój żywioł; opór podnieca mnie aż do wściekłości, niebezpieczeństwo rozdrażnia mnie jak jakie zuchwałe wyzwanie i pogardzam niem, jak szaloną groźbą; na widok niebezpieczeństwa krew wrzeć we mnie zaczyna, nie wiem jaki szał ogarnia mnie wtedy, i siły moje zdają się pomnażać w miarę liczby moich nieprzyjaciół.
„To jeszcze nie wszystko, powiedziałem ci już, moje dziecię, że pod względem moralnym ucisk, przeniewierstwo, okrucieństwo wzbudzały we mnie najgwałtowniejsze oburzenie, a przeciw komuż to miałem walczyć jako korsarz? przeciwko znienawidzonemu narodowi, który od czasu naszych okropnych wojen, rozpoczętych wskutek jego nienawiści, złota, nienasyconej dumy, zawzięcie prześladował Francję, przeciwko narodowi, używającemu wszystkiego, ażeby nas tylko poniżyć: zdrady, niewiary, kłamstwa, okrucieństw, nie cofającemu się przed niczem; przeciwko narodowi, który wczoraj, ażeby nas przywieść do upadku, był fałszerzem naszych asygnat, a dzisiaj jest zbirem i katem, ażeby męczyć aż do szaleństwa, do samej śmierci na swoich pontonach naszych najwaleczniejszych wojowników. Anglja... o! Anglja!... wiesz... nawet teraz... kiedy piszę te wyrazy... pomimo rozpaczy, która mną miota, na samo wspomnienie tego kraju, którego nienawidzę aż do pogardy, zwłaszcza od tego ostatniego zamachu, którego o mało nie padłaś ofiarą, płomień gniewu występuje na moje lica, wszystko oburza się we mnie, mój gniew się zapala... i...
„Ale przebacz, przebacz, moje biedne dziecię, przebacz, że mojem uniesieniem zasmucam twoją tkliwą i spokojną duszę, twoją duszę kochającą i szczerą, niezdolną do żadnej nienawiści, i brzydzącej się tylko tem, co jest złe i godne pogardy.
„Musiałem ci przynajmniej wytłumaczyć wszystkie powody, które mnie skłoniły do udania się jedyną drogą jaka mi była otwartą, gdyż na tej tylko drodze mogłem popuścić wodze mojej wrodzonej gwałtowności.
„Obrawszy to niezmienne postanowienie, ucałowałem cię ostatni raz podczas snu twojego, oblałem cię mojemi łzami i wyjechałem z Segoffinem“.
Dalsze czytanie Onezyma zostało przerwane gorzkim płaczem Sabiny, którego już dłużej powściągnąć nie mogła.