Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom VI/Gniew/Rozdział XXII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Siedem grzechów głównych
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Sept pêchés capitaux
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom VI
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


XXII.

Sabina usłyszawszy pierwsze wyrazy listu swego ojca, przeczytane tkliwym głosem Onezyma, uczuła się już głęboko wzruszoną.
Proste i szczere wyznanie Iwona, żal tych wszystkich uniesień, których gwałtowność spowodowała śmierć jego żony, postanowienie odkupienia swych błędów, albo raczej upożytecznienia swych błędów, albo raczej upożytecznienia onych dla przyszłego szczęścia swej córki, niepokonany zapał, przepełniający jego piersi, miłość ojcowska, która zawsze kierowała jego postępowaniami, wszystko to zjednoczyło się dla napełnienia serca Sabiny litością dla nieszczęścia, w których tylko fatalny charakter największy miał udział.
Widząc dziewicę tak mocno wzruszoną, Segoffin, Zuzanna i Onezym powzięli niejaką nadzieję.
Stary sługa i ochmistrzyni spojrzeli na siebie wzrokiem porozumienia i obojgu jedna myśl zabłysła: że nie należało ani jednego słowa wymówić podczas tej przerwy, ale pozostawić Sabinę w milczeniu pod wpływem jej uwag.
Dlatego też po chwili Zuzanna, pochyliwszy się do swego siostrzeńca — rzekła do niego pocichu:
— Jeszcze nie wszystko stracone, czytaj, czytaj dalej, mój synu kochany.
Onezym czytał jak następuje:
„Udałem się z Segoffinem do Dieppe, skąd w owej epoce wyruszali najśmielsi korsarze i zaciągnęliśmy się na prostych majtków. Musiałem odbywać ciężką naukę mojego nowego rzemiosła.
„Odbyliśmy w ten sposób kilka wypraw. W chwilach spoczynku lub braku zatrudnienia oddawałem się nauce matematyki i teorji sztuki żeglarskiej, ażebym nabywszy potrzebnego doświadczenia, mógł z czasem i sam dowodzić korsarskim statkiem.
„Nauka ta trwała dwa lata, w ciągu których stoczyliśmy nie mało krwawych bitew.
„Jakem przewidywał, tak się stało. To życie walk i niebezpieczeństw było moim żywiołem.
„Za każdym razem, gdy zbliżała się chwila uderzenia na Anglików, uczuwałem wszystkie symptomaty ciężkiego gniewu. Skoro się zaś bitwa rozpoczęła, wściekłość ta wybuchała jak piorun i w dziesięćkroć pomnażała moje siły.
„Jedna okoliczność będzie ci się wydawała dziwną moje dziecię, a jednak wytłumaczyć ją można.
„Puściwszy w ten sposób wodze gwałtowności mojej, i kiedym się pozbył nareszcie tego zbytku wezbranych sił moich, czułem się na długi przeciąg czasu uspokojonym.
„Było to rzeczą tak widoczną, że w zwykłych stosunkach życia, te przeciwieństwa lub niesnaski częstokroć drobne i śmieszne, które dawniej byłyby mnie przywiodły do ostateczności, w chwilach mego uspokojenia znajdowały mnie zupełnie obojętnym i pobłażającym; dlatego też od kilku lat słyszałem cię tyle razy, moje dziecię, wychwalającą cierpliwość i spokojność mego charakteru.
„Czy zmianę tę przypisać należy postępowi wieku? Nie wiem; może być, że z niektóremi charakterami gwałtownemi dzieje się tak samo jak z temi rumakami, pełnemi ognia i siły, które w bezczynności stają się dzikiemi i niebezpiecznemi, gdy tymczasem na polowaniu lub w bitwie nie mają równych sobie, ponieważ wtedy mają sposobność użycia całego ognia, który je pożera.
„Daleką jest ode mnie, moje dziecię, myśl zasmucenia twego serca opowiadaniem wypadków, które świat nazwał bohaterskiemi czynami twego ojca.
„Powiem ci tylko, że po dwóch latach służby prostego majtka, ofiarowano mi miejsce porucznika na okręcie jednego słynnego korsarza. Pełniąc przez półtora roku te podrzędne obowiązki taką zjednałem sobie sławę, że pewien armator ofiarował mi dowództwo jednego ze swoich okrętów, zwanego Głownia-Piekielna. Od tego czasu służyłem już ciągle jako kapitan, i dziwne nazwisko pierwszego statku, którym dowodziłem, dawane było przez mego armatora każdemu okrętowi, zostającemu pod moimi rozkazami.
„Przypadek chciał, że nigdy nie byłem raniony (pierwszą moją ranę odebrałem onegdaj, śpiesząc na twój ratunek). Nie śmiem wyznać przed tobą, jakiemu dziwnemu przesądowi przypisuję tę okoliczność, że z pośród tylu krwawych bitew zawsze wychodziłem bez szwanku... musiałbym wspomnieć imię twej matki, a to odnowiłoby twą boleść.
„Poczciwy Segoffin nigdy mnie nie odstąpił; jego odwaga, wrodzona obojętność na każde niebezpieczeństwo, uczyniły go w moich oczach nieocenionym przywódcą małej baterji okrętowej, gdyż do rzemiosła tego potrzeba nadzwyczajnej przytomności umysłu śród zamieszania bitwy, trzeba ręki pewnej i oka bardzo wprawnego.
„Na nieszczęście los nieodgadniony, który dotąd zawsze był dla mnie przyjaznym, dla Segoffina okazywał się prawdziwym prześladowcą: odniósł on kilka ciężkich ran, i w ostatniej walce naszej, wdzierając się razem ze mną na pokład nieprzyjacielskiego okrętu, utracił oko wskutek rany zadanej dzidą. Opowiedzieć ci, moje dziecię, poświęcenie tego zacnego człowieka, byłoby niepodobieństwem; nie jest on już dla mnie sługą, ale przyjacielem.
„W ciągu tych lat, w których prawie ustawiczne odbywałem wycieczki, odniosłem bardzo znaczną zdobycz; tym sposobem, jakem to przewidział, zdołałem zabezpieczyć twój los i otoczyć cię wszelkim dostatkiem.
„Jeszcze jedno usprawiedliwienie, moje dziecię.
„Znałem twoje przywiązanie do mnie; niestety! po powrocie moim z pierwszej wyprawy przekonałem się, że skutkiem przerażenia, jakiego doznałaś w czasie zgonu twej biednej matki, nabawiłaś się pewnego rodzaju choroby nerwowej, która czyniła cię skłonną do ciągłych prawie napadów mimowolnej trwogi; przekonałem się, że, jak moja biedna Jenny, byłaś nadzwyczajnie tkliwą i drażliwa; postanowiłem tedy, porozumiawszy się w tej mierze z Segoffinem, zataić przed tobą moje niebezpieczne i awanturnicze powołanie... gdyż, dla ciebie, moje dziecię ukochane, byłoby rzeczą niepodobną do zniesienia to życie pełne trwogi i niespokojności; albowiem twoje przywiązanie do mnie byłoby ci ustawicznie nasuwało myśl o niebezpieczeństwach, na jakie się twój ojciec zdala od ciebie narażał.
„Umówiliśmy się zatem z Segoffinem, że w twoich oczach i w oczach Zuzanny uchodzić będziemy za negocjantów, trudniących się handlem wyrobów rueńskich; częste nasze oddalenia były wtedy usprawiedliwionemi; a urządziłem się w taki sposób, że listy twoje do mnie pisane i adresowane do miejsc poprzednio przez nas obranych, były mi przesyłane do Dieppe: wróciwszy do tego miasta po moich wycieczkach odbierałem je dopiero i adresowałem do ciebie moje odpowiedzi z rozmaitych miejsc, z których za pomocą przedsięwziętych przeze mnie środków łatwo do ciebie dochodziły.
„Takie były, drogie dziecię, wszystkie moje drobiazgowe zabiegi, ażeby cię pozostawić w błędzie i nie obudzić twego podejrzenia.
„Przebacz mi te podstępy, ale konieczna ich potrzeba niechaj będzie mojem usprawiedliwieniem w twoich oczach.
„Dwa lata temu lekarze upewnili mnie, że zbawienne i pokrzepiające powietrze nadmorskie, korzystne będzie dla twego zdrowia; sprowadziłem cię więc z Orleanu; kupiłem ten dom i w nim cię osiedliłem, a to dlatego, że okolica ta jest dosyć oddaloną od Dieppe, skąd właśnie wyruszałem na moje wyprawy. Tajemnica moja aż dotąd starannie była zachowana, dzięki mojemu wojennemu nazwisku kapitana Kamienne-serce; nigdy ani ty, ani Zuzanna nie domyślałyście się bynajmniej, ażeby ten straszny, którego krwawe czyny obudziły w tobie taką trwogę, był twoim ojcem, był owym Iwonem Cloarek, handlującym wyrobami rueńskiemi.
„Teraz, drogie i kochane dziecię, znasz moje życie, całe moje życie; nie dlatego czynię ci to wyznanie, ażeby zmienić twoje postanowienie. Obecność moja, jak przewiduję, byłaby ci odtąd bardzo przykrą; lecz nie chcę cię opuścić bez odkrycia przed tobą tajemnicy, która postępowanie moje aż do tej chwili otaczała.
„Teraz, żegnam cię na zawsze, żegnam, moje drogie i ukochane dziecię.
„Ostatnią moją pociechą jest to, że cię zostawiam bliską nieomylnego szczęścia. Kochasz godnie i jesteś kochaną; serce, któreś sobie wybrała jest piękne i szlachetne; Zuzanna będzie dla ciebie drugą matką... zostawiam ci także dobrego i wiernego Segoffina.
„Notarjusz mój otrzymał już stosowne polecenia, co do twego zamęścia. Pragnę, ażeby się ono odbyło pierwszego dnia przyszłego miesiąca, iżbym chociaż zdaleka mógł życzeniami mojemi westchnąć do nieba o szczęście dla ciebie.
„Żegnam cię... i żegnam na zawsze, moja córko najdroższa... łzy zaciemniają moje oczy... Nie mogę już więcej pisać.
„Twój ojciec, który cię zawsze jak najczulej kocha.
„Segoffin objaśni ci przyczynę mego nagłego wyjazdu do Hawru, jak również jakim sposobem zdołałem dosyć wcześnie powrócić, ażeby cię oswobodzić z rąk tych nędzników, którzy cię chcieli uprowadzić“.
Po odczytaniu tego listu, którego ostatnia część była często przerywana płaczem Onezyma i jego słuchaczów, Sabina, blada i nadzwyczajnie wzruszona, zakryła twarz rękami i głośno zaczęła płakać.
Segoffin spojrzał powtórnie znaczącym wzrokiem na Zuzannę, i tłumiąc swoje rozrzewnienie, powiedział:
— Teraz, jeżeli panna Sabina pozwoli, opowiem jej w krótkich słowach, jakim sposobem pan Iwon tutaj powrócił, ażeby ją oswobodzić z rąk tych oprawców.
Ponieważ Sabina nic na to nie odpowiedziała, przeto stary sługa mówił dalej:
— Ów upudrowany jegomość, którego tu pani niedawno widziała, był naszym armatorem, przybył on nakłonić pana Iwona do nowej wycieczki, szło bowiem o zdobycz dwóch miljonów i o bardzo ponętną walkę; lecz pan Iwon przyrzekł, że już pani nie opuści; odmówił zatem; wtedy armator oznajmił, że ekwipaż przyjdzie tutaj po niego, że go zabierze gwałtem lub dobrowolnie. Ażeby uniknąć tego nieszczęścia, któreby panią o wszystkiem uwiadomiło, wyjechaliśmy do Hawru, gdzie oczekiwał nasz bryg; część ekwipażu zebrała się już w pewnym hotelu. Tu pan Iwon przyjęty został z radością, z niewypowiedzianem uniesieniem. Słowem, panno Sabino, było to dla nich niesłychane szczęście, jak zawsze, kiedy tylko pan Iwon znajdował się na okręcie, bo, widzi pani, ci opętańcy, majtkowie nasi, oni go równie czule kochają, jak pani i my. Bo też jeżeli kapitan jest surowy, to znowu z drugiej strony jest sprawiedliwy, dobry i ludzki. Ja sam znam kilku kapitanów z angielskich statków korsarskich, których pan Iwon zabrał do niewoli, a potem wypuścił na wolność z całym ich majątkiem osobistym; gdyż pierwsze zapytanie, które ojciec pani zadawał każdemu więźniowi, było: Czy masz córkę? Jeżeli odpowiedział: mam — mówił dalej Segoffin nie zważając pozornie na wzruszenie Sabiny — jeżeli odpowiadał: mam, wtedy sprawa jego była jak najlepsza. Pan Iwon mówił wtedy do mnie: „Czy ja nie dosyć kocham moją Sabinkę, ażeby zatrzymywać w niewoli człowieka, który także ma córkę“? Dlatego też, panno Sabino, nie domyślając się tego wcale, uszczęśliwiłaś pani nie jednego ojca i nie jednę córkę w Anglji. Ale przebacz pani, nie o to nam tu chodzi. Otóż widzimy pana Iwona wśród naszych korsarzy, szalejących z radości, że go jeszcze ujrzeli; ale majtkowie wkrótce oburzyli się, że nie chciał już wyruszyć na morze, i nie było prawie sposobu, ażeby ich uspokoić. Wszyscy krzyczeli: „Odstąpimy kapitanowi część naszych łupów. Nie dla pieniędzy pragniemy się potykać, ale dlatego tylko, ażeby się spróbować z tym rozbójnikiem dostarczycielem pontonów“. (Tak nazywano jednego walecznego kapitana angielskiego, dowodzącego fregatą eskortującą statek, który chciano zabrać). To też, wierzaj mi pani, widziałem już pana Iwona w wielkich niebezpieczeństwach; razu nawet pewnego widziałem go, kiedy musiał walczyć przeciw nieprzyjacielowi, przeciw burzy i przeciw płomieniom, które ogarnęły nasz statek; ale nigdy jeszcze nie okazał się równie odważnym, jak tego wieczoru, kiedy odmówił swego udziału w wycieczce, która mogła być najsławniejszą w całem marynarskiem życiu, a to dlatego tylko, że przyrzekł nigdy już pani nie opuścić. „Tak jest“, powiedział do mnie, „dałem córce moje słowo ojcowskie. A słowo to jeszcze świętszem jest w moich oczach, niż słowo honoru“. Lecz to nie wszystko. Odmowa pana Iwona przywiodła do takiej rozpaczy nasz ekwipaż... że najśmielsi z majtków odważyli się nawet powiedzieć ojcu pani, że się chyba lęka spotkać ze sławnym kapitanem angielskim. On, pan Iwon, miałby się lękać! on! I na to wszystko, wie pani co pan Cloarek powiedział do mnie pocichu, ze smutnym uśmiechem, którego nigdy w życiu mojem nie zapomnę: „Pierwszy raz wystawiono na próbę moje przywiązanie do córki; przysięgam teraz, że niema ojca, któryby więcej ode mnie kochał swoje dziecię“.
— O! nie — wtrącił Onezym z zapałem — niema na świecie mężniejszego i tkliwszego ojca.
— Mów, o! mów dalej, Segoffinie — rzekła Sabina, której wzruszenie wzrastało z każdą chwilą.
— Na zarzut takiej podłości, który rzeczywiście do żywego dotknął pana Iwona, odpowiedział on obojętnie, że postanowienie jego jest niezmienne; poczem nastąpiła inna scena. Korsarze odzywają się wtedy: „A więc zaprowadzimy kapitana gwałtem na okręt, porucznik odbędzie całą drogę, a jak tylko staniemy naprzeciw dostarczyciela pontonów, kapitan połączy się wtedy z nami, ręczymy za to“. Pomimo wszelkich usiłowań z mojej strony i dwóch czy trzech innych moich towarzyszów, nie wiem coby się stało, tak dalece załoga była rozdrażniona, gdyby jeden z oficerów, wiedzący, że kapitan Głowni-Piekielnej znajdował się w nowym hotelu, nie był przybiegł donieść panu Iwonowi, że jakiś statek rybacki przybył z wiadomością, i wielki szoner, bardzo podejrzanej powierzchowności, zmierzał ku nadbrzeżnym skałom z widocznym zamiarem wysadzenia swojej załogi, jak się to już kilkakrotnie w rozmaitych punktach zdarzyło. Z tego powodu oficer portowy wzywał kapitana Głowni-Piekielnej, ażeby w nieobecności innego statku wojennego natychmiast wyruszył na morze i uderzył na okręt nieprzyjacielski, jeżeli rzeczywiście załoga jego zamierzała wylądować. Pan Iwon musiał być posłuszny, gdyż chodziło tu o obronę kraju... Śpieszymy więc do czółen i dostajemy się do brygu; następnie puszczamy się na morze, udając się w ślad za szonerem. Tutaj, panno Sabino, muszę wspomnieć o jednej rzeczy, której pan Iwon nie śmiał wyznać w swoim liście, kiedy przypominając pani, że nigdy jeszcze nie był ranny, wspomina o jakiejś przesądnej myśli: wyznać tedy muszę, panno Sabino, że życie biednego ojca pani było podzielone jakby na dwie części, jedna była zupełnie szczęśliwa, to jest kiedy był w domu lub rozmawiał ze mną o swej córce; druga zaś nieszczęśliwa i strapiona, kiedy myślał o swojej nieszczęśliwej żonie, którą równie kochał, jak panią. Zuzanna powtórzyła to już pani najmniej sto razy. Wreszcie i to jeszcze powinienem pani dodać, że przypadek zrządził, iż tego nieszczęsnego wieczoru, kiedy utracił swą żonę, miał na sobie nasz ubiór narodowy bretoński, zamierzając udać się w nim na bal maskowy.
Dla tej to przyczyny, będąc jeszcze bardzo małą, nie poznała go pani wcale... Kiedy po owem nieszczęściu zaciągnęliśmy się na majtków na statki korsarskie, gdzie każdy ubiera się dowolnie, pan Iwon powiedział do mnie: „Ponieważ zaciągnąłem się dla odpokutowania za nieszczęście, które całe życie będę opłakiwać, przeto pragnę zawsze nosić na morzu ubiór mojego kraju; ubiór ten został dla mnie świętym, albowiem miałem go na sobie tej nieszczęsnej nocy, kiedym moją biedną kochającą żonę po raz ostatni ściskał w moich objęciach“. Od tego czasu pan Iwon nie uchybił ani razu swojemu słowu, a to nawet mimo próśb moich, gdyż skoro w Anglji rozeszła się wieść, że sławny korsarz Kamienne-Serce nosi na sobie ubiór bretoński, przy każdem starciu się z nieprzyjacielem, Anglicy z największą zawziętością strzelali do pana Iwona, którego tak łatwo było śród innych rozpoznać; otóż panno Sabino, pomimo, że ojciec pani więcej, niż każdy z nas narażał swoją osobę, nigdy przecież nie był raniony; że zaś człowiek zawsze bywa trochę zabobonny, mianowicie w naszem rzemiośle, przeto i pan Iwon zdaje się jakby uwierzył nareszcie, że jest jakiś urok przywiązania do naszego stroju narodowego. Z drugiej znowu strony, majtkowie nasi myślą, że ubiór ten przynosi szczęście dla załogi; i zapewne mieliby daleko mniej ufności, gdyby nimi dowodził w innej odzieży, nie w tej, w której go zawsze widzieli na swojem czele uderzającego na nieprzyjaciela; widzi pani teraz, dlaczego pan Iwon przywdział swój ubiór, wyprawiając się na okręt angielski, a to tem bardziej, że nie spodziewał się wcale przybyć tak prędko do własnego domu. Byliśmy już od trzech kwadransów na morzu, gdy nagle ujrzeliśmy ogromny słup dymu, wznoszący się nad skałami nadbrzeżnemu. Pan Iwon zastanawia się nad położeniem miejsca, i wkrótce przekonywa się z trwogą, że jego własny dom, w którym zostawił swą córkę, goreje. Prawie jednocześnie, porucznik naszego brygu spostrzega za pomocą perspektywy nocnej, że szoner zarzucił kotwicę pod skałą Barra, gdzie zapewne i Anglicy wysiedli na ląd. Skałę tę widać z naszych okien: Pan Iwon, niespokojny o panią, rozkazuje spuścić szalupę na morze, i rzuca się do niej ze mną i dwudziestu majtkami, w kwadrans potem przybywamy tutaj. Pan Iwon otrzymał pierwszą ranę, powaliwszy u stóp swoich przywódcę tych rozbójników, niejakiego kapitana Russel, który już poprzednio uknuł spisek w celu porwania pana Iwona, a o którym czytała pani w gazetach; zraniony przez mego pana był on w niewoli w Dieppe, lecz potrafił się wymknąć i teraz ułożył właśnie ten powtórny zamach. Oto panno Sabino, i cała prawda dotycząca pana Iwona. Wierzaj mi, pani, od trzech dni wiele on wycierpiał, lecz to jeszcze jest niczem, w porównaniu z tem, co mu cierpieć przyjdzie, aż do chwili pani zamęścia, gdyż potem, wiedząc, że pani już będzie szczęśliwą, obawiam się bardzo, ażeby wyczerpnąwszy resztę sił swoich... nie.
— Mój ojciec — zawołała Sabina, drżąc z boleści, obawy i rozrzewnienia — gdzie jest mój ojciec?
— Panno Sabino — rzekł Segoffin, łudząc się już niejaką nadzieją — nie wiem czy mogę...
— Mój ojciec... — powtórzyła dziewica — on jest tutaj...
— Być może... że jest niedaleko... — odpowiedział Segoffin, uśmiechając się z radości — lecz... jeżeliby powrócił... to chyba dla tego tylko... ażeby się już nigdy nie oddalić...
— O! niechaj mi tylko przebaczy, żem się nie poznała czas jakiś na jego przywiązaniu... na jego... tak wzniosłym żalu... Niechaj mi tylko przebaczy... a całe życie jemu poświęcę... Boże mój!... ty milczysz... wzrok twój zwraca się w tę stronę... on tam jest... co za szczęście! mój ojciec tam jest... — wołała Sabina w radosnem uniesieniu, biegnąc ku drzwiom przyległego pokoju.
Drzwi te otworzyły się nagle. Ojciec i córka rzucili się w swoje objęcia i w serdecznym uścisku swoim zapomnieli oboje o wszystkich swoich cierpieniach.
W miesiąc potem, pod przewodnictwem Iwona Cloarek odbyły się dwa śluby, łączące Sabinę z Onezymem i Segoffina z Zuzanną.
Wracając z kościoła, Segoffin powiedział do Zuzanny triumfującym tonem:
— A co! moja droga, czy ja się myliłem mówiąc do ciebie: Co ma być, to będzie. Zostaniesz panią Segoffin. Jesteś nią, czy nie?
— Cóż chcesz, złośliwy człowieku — odpowiedziała pani Segoffin z szyderskiem westchnieniem — trzeba ulec; co się stało odstać się nie może!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.