Siostra lotnika/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Siostra lotnika |
Podtytuł | Powieść dla młodzieży |
Wydawca | Księgarnia J. Przeworskiego |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Druk. „Floryda“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nazajutrz, w szkole zdziwiła Asię powaga Tomka. Powiedział zaledwie:
— Asiu, jak się masz, dzieńdobry — potem zamilkł na długą chwilę. Milczenie zaś było rzadkiem zjawiskiem u Tomka i Asia chociaż znała go jeszcze bardzo mało, zdążyła to jednak dostrzec. Zwykle Tomek kręcił się i mówił bezustanku. Tym razem jednak Tomek nietylko milczał, lecz milczał przez bardzo długą chwilę.
— Twój przyjazd mnie natchnął — powiedział wreszcie.
— Jakto? — zdziwiła się Asia.
Tomek jednak nie odpowiedział, pogrążył się znowu w kontemplacji. Ponieważ zaś po chwili rozległ się dzwonek więc rozmowa została w naturalny sposób utrudniona. Rozpoczęły się lekcje, podczas, których Tomek odznaczał się niezwykle spokojną miną. Nie rozmawiał tym razem wcale. Nie kreślił nawet w bruljonie, Mimo to Asia spostrzegła, że myśli jego nie są wcale zajęte odbywającą się lekcją, gdy bowiem nauczycielka niemieckiego, powiedziała:
— A teraz poczytamy głośno, otwórzcie książki.
Tomek siedział w dalszym ciągu zamyślony i nieruchomy. Dopiero pchnięcie go przez Asię, doprowadziło go do rzeczywistości.
— Wyjmij książkę, czytamy.
— Co? — zapytał trochę nieprzytomnie Tomek.
— Czytamy — powtórzyła szeptem Asia.
Wtedy dopiero Tomek zrozumiał o co chodzi. Najwidoczniej więc nie słyszał wcale słów nauczycielki.
— Uważaj, Tomaszu — powiedziała surowo Asia, możesz przecież w każdej chwili odpowiadać i nawet nie będziesz wiedział od jakiego miejsca czytać.
— Twój przyjazd mnie natchnął — powtórzył Tomek w odpowiedzi, poprzednie niezrozumiałe słowa.
— Co ty mówisz Tomku?
— Później ci powiem.
Asia czekała więc zniecierpliwiona.
To później przeciągnęło się jednak ponad miarę.
Na przerwie bowiem, między jedną lekcją a drugą Tomek wybiegł szybko z klasy, a gdy wrócił, było już po drugim dzwonku. Tak samo postąpił podczas dużej pauzy.
— Tomku, co się z tobą dzieje? — zapytała wreszcie zniecierpliwiona Asia.
Tomek miał minę niezwykle tajemniczą.
— Powiem ci wszystko dziś, po obiedzie.
Przez długie godziny skazana więc była Asia na mękę zaciekawienia.
— Natchnęłaś mnie — powiedział Tomek.
— Czyżby to znaczyło, że przyszedł mu jakiś pomysł do napisania wypracowania? — zastanawiała się Asia.
Wydawało jej się to jednak nieprawdopodobnem. Zuzia poinformowała ją, że Tomek bardzo dobrze pisze ćwiczenia, poza tem nie wywierał on wrażenia ucznia, aż tak obowiązkowego i przejętego zadaną lekcją, aby miał o tem myśleć przez kilka godzin zrzędu.
— Czy nie wiesz co się stało Tomkowi — zapytała podczas przerwy Zuzi.
— A co?
— Nie wiem, taki jest dziwny, nic nie mówi, zamyśla się.
— Tomek nie mówi, nie wyobrażam sobie tego — roześmiała się Zuzia.
— Naprawdę, milczy dziś od rana.
— Pewnie wymyślił coś niesłychanego. On ma zawsze szalone pomysły.
— Ale co wymyślił?
— Nie obawiaj się jeżeli to jakiś figiel to cała szkoła będzie o nim wiedzieć i mówić.
Na następnej lekcji Asia odpowiadała, nie miała więc czasu na obserwowanie Tomka, zajęta swoją odpowiedzią i stopniem jaki otrzymała.
— Czwórka — skonstatował Tomek — ty jesteś dobrze przygotowana Asiu.
— Nigdy nie byłam w szkole, to takie zabawne odpowiadać na stopnie.
— Zabawne? Nie uważam.
Jak się okazało Tomek miał słuszne powody aby uważać system stopni za mało zabawny. Po chwili bowiem odpowiadał z przyrody i wrócił na miejsce z stopniem niedostatecznym.
— Nie umiałeś — zdziwiła się Asia — dlaczego?
— Ach, zapomniałem zupełnie o tej przyrodzie — krzywił się Tomek.
— A mówiłeś wczoraj, że powtórzysz zaraz po przyjściu do domu.
— Tak, ale byłem zajęty moim planem i zupełnie o niej zapomniałem. A ty uważasz, że odpowiadanie na stopnie jest czemś zabawnem.
— A jaki jest twój plan? — zapytała Asia trochę z ciekawości, a trochę aby odwlec myśli Tomka od nieszczęsnej dwójki.
— Opowiem ci wszystko, niech się tylko lekcje skończą.
Lecz po lekcjach Tomek nie mógł urzeczywistnić swego zamiaru, gdyż po Asię wstąpił do klasy pan Jasiński.
— Już idę do domu — powiedział — możemy iść razem.
Tomek zrobił zawiedzioną minę. Towarzyszył wprawdzie Asi i jej wujowi, uważał jednak że jego obecność nie sprzyja wcale wylewom szczerości.
Dlatego też dopiero po południu, gdy Asia skończywszy lekcje, wyszła do ogródka, otaczającego domek, w którym mieszkał pan Jasiński, usłyszała głos Tomka:
— Asiu! Asiu!
— Jestem, tu w ogródku.
— Czy jesteś sama?
— Tak chodź tutaj.
Po chwili zjawił się Tomek.
— Chcesz gruszkę? — zapytała Asia.
— Chcę, — przyjął chętnie poczęstunek Tomek.
Przez chwilę jedli w milczeniu. Potem Tomek odezwał się uroczystym głosem:
— Więc słuchaj Asiu.
— Słucham cię Tomaszu — odpowiedziała również uroczyście Asia, tak uroczyście nawet, że Tomek spojrzał na nią nieco podejrzliwie.
Lecz Asia nie śmiała się wcale. Patrzyła poważnie i z zaciekawieniem.
— Opowiadałaś wczoraj tyle o swoim bracie lotniku, że na nowo zaczęłem marzyć o lotnictwie.
— Jakto na nowo? — nie zrozumiała Asia.
— No tak, marzę o tem, ale przecież nie zawsze, niekiedy jestem tak zajęty rozmaitemi bieżącemi sprawami, że nie mam czasu na myśli o przyszłości
— westchnął Tomek, tak poważnie, jakby na jego barkach spoczywały losy świata.
— Acha.
— Tak, ale od wczoraj znowu nie myślę o niczem innem.
— Dlatego nie nauczyłeś się przyrody?
— O Asiu, mówisz teraz tak jak moja ciotka.
— Nie, ja tylko tak sobie przypomniałam.
— Więc właśnie dlatego zapomniałem o przyrodzie. Bo gdy wróciłem do domu odszukałem książkę o lotnictwie.
— Jaką książkę?
— Bardzo ładną, mogę ci ją pożyczyć jeżeli chcesz.
— Dobrze, jeżeli jej nie znam.
— Wszystko jedno, możesz ją przeczytać po raz drugi. Wiesz tam są najrozmaitsze nowelki lotnicze i feljetony. Bo to taki zbiór.
Asia skinęła głową na znak, że rozumie.
— Ale, nie o to wcale chodzi. Przeczytałem tam historję o pierwszym człowieku, który próbował fruwać. Zdaje mi się, że to było bardzo dawno, może nawet w średniowieczu.
— Pewnie go chcieli spalić na stosie.
— Możliwe, ale jego dalsze losy nie obchodziły mnie tak bardzo. Zainteresowało mnie co innego.
— A co?
— To, że on poprostu przypiął sobie takie skrzydła i udało mu się wznieść w górę.
— Ale potem chyba upadł?
— Tak, po jakimś czasie upadł, ale jednak pofrunął, więc widocznie było to możliwe.
— Przecież dzisiaj każdy samolot unosi się w górę.
— Tak, ale to nie jest to samo. Pomyślał, jakby to było przyjemnie żeby wystarczyło wyjąć skrzydła z kieszeni.
— Takie małe....
— No, przesadziłem trochę, w kieszeni się nie zmieszczą. Ale zawsze wydostać poprostu bez wielkiego kłopotu skrzydła, przypiąć je do ramion i już człowiek może sobie pofrunąć kiedy chce.
— Np. podczas lekcji przyrody.
— Chociażby.
— Ale widocznie jest to niemożliwe — stwierdziła Asia.
— Dlaczego?
— Bo już dawno wynaleziono by coś takiego.
— O, tak mówić nie można. Gdyby każdy tak rozumował, to żaden wynalazek nie doszedłby do skutku, każdy by sobie wyobrażał, że to jest niemożliwe bo nikt inny nie wpadł przed nim na pomysł. A bardzo często wystarcza jakaś zupełnie prosta myśl i wykonało się coś niezwykłego, co nikomu nie przyszło do głowy.
— To prawda — zgodziła się Asia — ale nie w tym wypadku.
— Ciekawym dlaczego?
— Bo o ile wiem robiono najrozmaitsze eksperymenty w tej dziedzinie. Jeżeli więc ich rezultatem jest samolot a nie skrzydła, to widocznie skrzydła się nie nadawały.
— Jak ty mądrze mówisz, Asiu — zauważył z pewnym lekkim przekąsem Tomek — zupełnie jak z nut. „Rezultatem“, „eksperymenty“, zupełnie jak pan Jasiński na lekcji.
— To widocznie rodzinne — roześmiała się Asia, — zapomniałeś, że to mój wuj.
— Tak, to prawda, ale on jest o wiele starszy od ciebie.
— Ja dużo czytam, więc może dlatego tak mówię — powiedziała skromnie Asia, czuła jednak zadowolenie z pochwały Tomka, pomimo, że była ona zaprawiona pewną ironią.
— Ja też dużo czytam.
— Ale ty nie uważasz.
— Owszem, tylko takie uroczyste zwroty używam wyłącznie do wypracowań, a na codzień mówię zwyczajnie.
— Czy uważasz, że nie mówię zwyczajnie?
— Mówisz trochę sztucznie.
Asia skrzywiła się.
— A może chcesz się poprostu pokłócić Tomaszu trochę, to powiedz odrazu.
Tomek roześmiał się.
— Nie, już mi przeszło.
— Więc mów dalej swoim zwyczajnym, swobodnym językiem.
— Mówię poprostu, że dziedzina skrzydeł nie została według mnie dostatecznie wyzyskana.
— To znaczy?
— To znaczy, mówiąc twoim literackim językiem, że zostały pewne możliwości, któremi postanowiłem się zająć.
— Ty?
— Tak, właśnie ja.
— I jak to uczynisz?
— Nie tracąc drogocennego czasu (widzisz Asiu ja też umiem mówić wyszukanym stylem) zabieram się dzisiaj do roboty.
— Która będzie polegać?
— Na sporządzeniu sobie pary pięknych skrzydeł.
— I zamierzasz przy ich pomocy latać?
— W każdym razie spróbuję.
— To szaleństwo Tomku.
— Miałaś mówić Tomaszu.
— To szaleństwo Tomaszu.
— Tak zawsze się mówi gdy ktoś chce dokonać, czegoś niezwykłego.
— Ale Tomku, przecież sam mówiłeś, że ten człowiek wzniósł się tylko na chwilę w górę a potem upadł.
— Widocznie miał źle skonstruowane skrzydła.
— Skąd wiesz o tem?
— Logika nakazuje mi tak myśleć.
— A skąd wiesz, że potrafisz wymyśleć coś lepszego.
— Czuję to.
— Czy chcesz się zabić?
— Nie, chcę tylko urzeczywistnić moje marzenia.
— Twoje marzenie jest, aby zostać lotnikiem.
— Nie, to znaczy chcę fruwać w powietrzu ale przecież niekoniecznie muszę to czynić przy pomocy aeroplanu. Mogę sam wymyśleć coś lepszego. Chcę być lotnikiem, ale także wynalazcą.
— Najprostsze byłoby uczyć się porządnie, a potem dostać się do szkoły lotniczej.
— Och Asiu, nie przypuszczałem nigdy, że jesteś aż tak trzeźwa i prozaiczna.
— Bo wynajdywanie skrzydeł to doprawdy dziecinada w naszych czasach.
— Jestem zupełnie innego zdania — odpowiedział Tomek nadąsany.
Przez chwilę trwało milczenie, potem Tomek odezwał się z żalem:
— Myślałem, że się przejmiesz moim projektem, że mi pomożesz.
— Ja ci chętnie pomogę, ale czyż sam nie rozumiesz, że tego nie można urzeczywistnić.
— Uważam, że zawsze należy spróbować.
— Tak, a jeżeli zabijesz się przy tem?
— Nie będę przecież skakał z kościelnej wieży. Skoczę tak, że nie stanie mi się nic złego. Zresztą chcę jednocześnie skonstruować coś w rodzaju spadochronu. Rozumiesz spadochron mojej konstrukcji.
— Rozumiem, ale czy potrafisz?
— W każdym razie należy spróbować.
— Wiesz co, Tomku, może napisać do Janka?
— A poco?
— Napiszę mu, że masz takie plany, niech nam doradzi czy to ma sens.
— Nie nie pisz.
— Dlaczego.
— Bo jeszcze ci odpisze, że to niema sensu.
— No to poco masz wtedy tym się zajmować.
— Bo już mam ochotę i wierzę że mi się uda. A tak, to mi zepsuje całą zabawę.
— Jabym mu jednak chciała napisać.
— Nie, nie wolno ci.
— Nie wolno mi! Ciekawam dlaczego nie wolno mi pisać do własnego brata?
— Bo ja ci powierzyłem tajemnicę.
— Nic o tem nie mówiłeś, że to tajemnica.
— Teraz ci to mówię.
— Teraz jest zapóźno.
— Pamiętaj Asiu, że ja wierzyłem w twoją dyskrecję i jeżeli mnie zawiedziesz to już ci nigdy nie zaufam.
— Dobrze, nie napiszę.
— To świetnie, A pomożesz mi?
— Nie wiem doprawdy.
— Proszę cię Asiu! Ja coprawda sam potrafię ale weselej jest, gdy się coś robi we dwójkę.
— Jeżeli ci zależy na tem to ci pomogę.
— Dobrze więc, zabierzemy się zaraz do pracy.
— A masz już materjał?
— Niezupełnie.
— A co masz?
— Mam bambus, bo kiedyś dostałem na budowę samolotu.
— A co z nim zrobiłeś.
— Nic.
— Nie zrobiłeś samolotu?
— Nie udał mi się. Byłem wtedy za mały.
— Lepiej może zrobilibyśmy razem porządny samolot na konkurs, modeli.
— Owszem, to także zrobimy, ale na to mamy za mało materjału, bo ja wtedy sporo go poniszczyłem.
— Trzeba napisać do Warszawy.
— Tak, o to możemy napisać.
— Więc bambus masz?
— Mam.
— A z czego będą te skrzydła?
— Właśnie myślałem nad tem.
— Spróbuj zrobić papierowe.
— Nie to niepraktyczne.
— To może z cienkiego jedwabiu.
— Owszem.
— A masz jedwab?
— Poproszę ciocię i matkę, to mi coś wyszukają.
— Czekaj, ja mam starą, fularową sukienkę, która się podarła, mogę ci ją dać.
— To świetnie.
— Poczekaj zaraz ją przyniosę.
Asia, udała się do mieszkania, a Tomek pozostał w ogrodzie, rozmyślając nad konstrukcją skrzydeł.
— Masz ją — zawołała po chwili Asia wracając trzymając w ręku czerwoną sukienkę.
— O, jaka czerwona!
— Cóż ci to szkodzi? To nawet będzie ładnie wyglądać, takie czerwone skrzydła.
— A więc zabieramy się do roboty.
— Przecież nie wiem wcale co mam robić.
— Tymczasem spruj materjał.
— Dobrze.
— A ja sobie narysuję model.
— Będę się wzorował na skrzydłach samolotów.
— A czem zastąpisz motor?
Tomek zamyślił się.
— Przecież szybowce nie mają motoru.
— Mówię ci Tomku, zróbmy lepiej model samolotu.
— Nie, ja chcę być człowiekiem ptakiem. Zresztą jeżeli mi się nawet nie uda, to powinienem doznać tych wszystkich emocji, jakich doznawali pierwsi pionierzy lotnictwa. Ale nie mów nic, bo idzie Zuzia.
Zuzia rzeczywiście weszła do ogrodu.
— Przyszłam cię odwiedzić Asiu.
— To świetnie. Miałaś doskonałą myśl.
Zuzia jednak spostrzegła odrazu, że jej przyjście nie było tak bardzo radosne dla Asi i Tomka. Zwłaszcza dla Tomka, który pośpiesznie zamknął, trzymany w ręku bruljon.
— A co wy tu robicie? — zapytała Zuzia.
— Nic.
— Jakto nic. Tomek coś rysował.
— Tak, takie sobie bazgroty.
— A co to za sukienka?
— Reperuję ją.
— Przecież ją prujesz, a nie reperujesz.
— Tak, bo już na nic.
— Zdaje mi się, że jestem zbyteczna — powiedziała Zuzia z miną pełną godności.
— Ależ nic podobnego — zapewniła ją Asia.
— Widzę przecież, że coś ukrywacie przedemną.
— Więc tak, Tomek ma jakąś tajemnicę.
— A widzisz.
— To bardzo ładnie Tomku, przez tyle miesięcy siedziałeś ze mną na jednej ławce i mówiłeś mi wszystko. A teraz zaledwie Asia przyjechała, jeszcze się nawet ze sobą dobrze nie znacie i już jej mówisz wszystko.
— Bo widzisz ona jest siostrą lotnika, więc się zna na tych rzeczach.
— Czy to coś z lotnictwa, — zapytała Zuzia zaciekawiona. Błagam cię Tomku, powiedz mi, ja cię przed nikim nie zdradzę.
Nie było więc innej rady. Zuzię dopuszczono do tajemnicy i po chwili pruła razem z Asią czerwoną sukienkę.
Zresztą, Tomek był bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy, gdyż Zuzia nie była wprawdzie „fachową“, natomiast a może właśnie dlatego włożyła w tę sprawę o wiele więcej entuzjazmu niż Asia.
— To byłoby świetnie, gdybyśmy wszyscy mogli do szkoły przylatywać na skrzydłach twojego wynalazku.
Następnego dnia zaś cała klasa wiedziała już o tem, że Tomek uczynił wiekopomne odkrycie, i że lada dzień urządzi lot naokoło szkoły.