Stuartowie (Dumas)/Tom III/Rozdział XXX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Stuartowie |
Wydawca | Merzbach |
Data wyd. | 1844 |
Druk | J. Dietrich |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Stuarts |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom III Cały tekst |
Indeks stron |
Henryk III, odebrawszy od Elżbiety kopje listów Babingtona, opis szczegółowy spisku, i powziąwszy wiadomość że Marję pod sąd oddano, zrozumiał to że jeżeli ją zostawią nienawiści rywalki, zguba jéj będzie nieuchronny. Napisał więc do pana Corcelles swojego posła w Szkocji list następującej treści:
„Odebrałem twój list z d. 4 Października w którym wyczytałem rozmowę, jaką miałeś z królem szkockim; pragnąłbym wiedzieć czy lepiéj jest usposobiony względem królowéj swojéj matki, i czy ma zamiar przynieść jéj jaką ulgę. Teraz uważaj że więzienie, w którém ją najniesłuszniéj przez dziewiętnaście lat trzymano, mogło bardzo łatwo nakłonić ją do wielu rzeczy przedstawianych jéj, w celu odzyskania straconéj wolności; niech wspomni na to że jeżeli królowa angielska, moja dobra siostra, da się powodować radom tych, którzy pragną aby się w krwi jego matki zbroczyła, będzie to dla niego wielką niesławą, tém większą że wszyscy sądzić będą, iż nie starał się wszelkiemi sposobami wzruszyć tęż królowę, sposobami jakie mu obowiązek natury nakazywał. Prócz tego, powinien i swój własny interes mieć na celu, kto wie, czy skoro Marja zginie, nie przyjdzie i na niego koléj, czy nie myślą o tém aby się go pozbyć jakim gwałtownym sposobem, aby dziedzictwo Anglji łatwiejszem było dla tych, którzy po Elżbiecie tron jéj posięść mogą, i nie tylko króla szkockiego pozbawić wszelkich roszczeń do wspomnionego tronu, ale nawet zachwiać własną jego koronę. Nie wiem w jakim stanie będą sprawy mojéj bratowéj kiedy ten list odbierzesz, lecz chcę abyś wszelkiemi środkami pobudził króla szkockiego do obrony swéj matki, i oświadczył mu z mojéj strony, że to zyska powszechną pochwałę wszystkich książąt panujących i monarchów; gdy przeciwnie obojętność jego stanie się bardzo naganną i może dla niego szczególniéj bydź szkodliwą. Co do stanu moich własnych interesów donoszę ci, że królowa moja matka wkrótce zobaczy się z królem Nawarry i wejdzie z nim w układy względem uskromienia zamieszek tego królestwa; do czego jeżeli z równą mojéj chęcią przyłoży się, sądzę że wszystko dobry obrót weźmie, i moi poddani zagoją rany długą wojną zadane. Oddaję cię Corcelles opiece Boga.
W tym samym czasie król francuzki, który mocno się zajął sprawą Marji, wysłał jako nadzwyczajnego posła do Elżbiety pana Bellièyre, przy któréj zwyczajnym posłem był pan Laubespine de Chateauneuf. 27 Listopada pan Bellièvre przybył do Calais, gdzie zastał umyślnego posłańca pana Chateauneuf, który żeby nie stracie ani jednéj chwili w tak nagłych okolicznościach najął okręt, stojący w porcie gotowy do drogi. Mimo tego wiatr przez półtora dnia był przeciwnym i posłowie dopiero 28 w południe wyruszyli. Przybyli więc Douvres dopiero nazajutrz o godzinie 9 rano; a że przeprawa była nader burzliwą i wszyscy mieli słabość morską, musieli nieco spocząć, tak że przybyli do Londynu w poniedziałek Igo Grudnia w południe. Tam dowiedzieli się że, od sześciu dni wydano wyrok i przedłożono go parlamentowi.
Nazajutrz, pan de Bellièvre posłał pana Villiers do zamku Richemont, gdzie Elżbieta była ze swoim dworem, prosząc ją o posłuchanie; lecz mimo nalegań, nie był przypuszczony. Pan Villiers powrócił, nie pojmując dla czego odmówiono posłuchania; lecz nazajutrz wszystko się wyjaśniło albowiem, rozeszła się wieść po Londynie, że poselstwo francuzkie dotknięte jest zaraźliwą chorobą, i że trzy czy cztery osoby umarło już w Calais. Dodano do tego, że kilku nieznajomych wśliznęło się pomiędzy posłów w celu zamordowania królowéj angielskiéj. Wieści te lubo zupełnie bezzasadne, przecież dostarczyły Elżbiecie pozór nie udzielenia zadanego posłuchania; dopiero 7 Grudnia, kiedy widziała że bez obrazy króla Francji, nie mogła dłużéj opóźniać przyjęcia, kazała uwiadomić panów Chateauneuf i Bellievre że ich oczekuje po południu w zamku Richemont, wraz z towarzyszącymi im panami francuzkimi.
Elżbieta przyjęła posłów siedząc na tronie otoczona lordami, hrabiami i baronami swojego królestwa; Chateauneuf nie zważając na świetność dworu, powitawszy ją z uszanowaniem głośno objawił cel swojego poselstwa. Królowa chociaż widocznie dotknięta, odpowiedziała czystym i pięknym językiem francuzkim: że królowa szkocka zawsze ją prześladowała i że po trzeci raz godziła na jéj życie; że mimo tego tyle miała do niéj przywiązania iż znosiła wszystko cierpliwie. Wtedy pan Chateauneuf przywodził wiele przykładów z historji, które sadził że ją zmiękczyć zdołają; lecz Elżbieta odpowiedziała z cierpkością: iż wiele książek widziała i czytała w swojém życiu; lecz nigdzie nie widziała podobnéj zbrodni jakiéj teraz omal nie padła ofiarą; że Henryk zamiast bronić téj która ją chciała życia pozbawić, owszem powinien raczéj dopomagać jéj pomścić się nad nią. Następnie odwróciwszy się do pana Bellievre, rzekła, że jéj to bardzo przykro iż w tak nieprzyjemnéj sprawie Henryk wysłał do niéj poselstwo, lecz że za kilka dni stanowczą przeszłe mu odpowiedź. Potém zapytawszy o zdrowie króla i królowéj matki, powstała z tronu, i ukłonem dawszy znak, że nie chce aby się dłużéj zatrzymywano, zeszła ze stopni, postąpiła ku drzwiom i wyszła.
Poselstwo powróciwszy do Londynu napróżno kilka dni czekało na odpowiedź, W końcu, zamiast odpowiedzi usłyszeli wyrok śmierci biednéj Marji.
Tego samego dnia, to jest 15 Grudnia, pan Bellièvre powrócił do Richemont, i zyskawszy posłuchanie u królowéj oświadczył, że ponieważ wyrok któremu miał się sprzeciwiać, już wydano, nie widzi potrzeby dłużéj pozostać w Anglji i dla tego prosi o paszport z powrotem do Francji, Elżbieta przyrzekła że go za parę dni otrzyma, i pan Bollièvre powrócił do Londynu, nic nie zyskawszy dla królowéj Marji.
Nazajutrz 16, parlament, rada i znakomitsi panowie zgromadzili się w West-Minster, Nauroczystem posiedzeniu odczytano i ogłoszono wyrok śmierci; i skoro tylko wiadomość o tém się rozeszła, dzwoniono przez cały dzień na znak radości, a wieczorem palono ognie jak we Francji w Wilję Śgo Jana.
Na ten widok, który żadnéj nie pozostawiał wątpliwości co do postanowienia królowéj angielskiéj, pan Bellièvre następujący list do niéj napisał.
„Wczoraj przybyliśmy od Waszej Królewskiéj Mości w nadziei, że według Jéj przyrzeczenia, odbierzemy przychylną odpowiedź na prośbę naszego pana co do królowéj Szkockiéj jego siostry; lecz dzisiaj doniesiono nam że wyrok wydany przeciwko Królowéj Marji ogłoszonym został po całym Londynie, chociaż zupełnie czego innego spodziewaliśmy się po Waszéj łaskawości i przyjaźni dla pana naszego, W. K. M. brata.
Zęby jednak nic nie pominąć co nam nakazuje obowiązek w wykonaniu woli Najjaśniejszego króla francuzkiego, postanowiliśmy napisać do W. K.M. i w Imieniu króla Francji prosić raz jeszcze pokornie o zachowanie życia królowéj szkockiéj; co król nasz pan miłościwy przyjmie jako dowód. Waszéj przyjaźni; przeciwnie zaś, odmówienie Wasze najmocniejsza sprawi mu boleść. A ponieważ król pan nasz wysyłając nas do W. K. M. nie sadził aby wyrok śmierci tak nagle był wydany, prosimy przeto o kilka dni zwłoki, abyśmy mogli uwiadomić go o obecnym stanie królowéj szkockiéj, aby nim W. K. M. wolę swoję wykona, król arcychrześciański mógł jeszcze raz stanąć w obronie sprawy, która jest największy jaką kiedykolwiek ludzie sądzili.
Oddawcy niniejszego, panu Saint-Cyr raczysz W. K. M. udzielić swoję odpowiedź.
Tego samego dnia, L’aubespine i inni panowie francuzcy udali się do Richemont, aby przedstawić królowéj powyższy list, lecz nie przyjęła ich, usprawiedliwiając się słabością: list więc oddano panu Walsingham, który przyrzekł nazajutrz przesłać, odpowiedź. Mimo tego przyrzeczenia, trzy dni upłynęło bez skutku; i dopiero czwartego dnia nad wieczorem przybyło dwóch panów w imieniu królowéj do pana Chateauneuf, oświadczając ustnie że Elżbieta zezwala na dwunastodniową zwłokę, aby uwiadomić króla francuzkiego o wydanym wyroku przeciwko jego bratowéj. Wyprawiono więc natychmiast pana de Genlis do Francji, z rozkazem nie tylko wręczenia listów posła, ale nadto opowiedzenia wszystkiego co naocznie widział, i że widocznym celem działań jest śmierć królowéj szkockiéj.
P. de Genlis z całą gorliwością dopełnił swoje poselstwo; mimo tego poselstwa jednak dopiero we dwa dni po terminie przybył do Londynu. Jednakże dotąd nic jeszcze nie ukończono; tylko królowa zbliżyła się do Londynu, zamieszkując w Greenwich gdzie obchodziła święta Bożego Narodzenia.
Pan de Genlis przywiózł posłom nowe instrukcje, od Henryka III, i w skutek których działając panowie de Bellièvre i Chateauneuf, prosili o nowe posłuchania; lecz pomimo całych usiłowań, dopiero 6 Stycznia uzyskali je.
W prowadzeni do sali posłuchalnéj, gdzie ich ozekiwała królowa, skłonili się przed nią z uszanowaniem; a następnie pan Bellièvre głos zabrał, i oświadczył śmiało nieukontentowanie króla francuzkiego z odmowy Elżbiety; wyraziwszy je, zaczął czynić przełożenia jakie mu polecone zostały. Elżbieta z początku słuchała go z dworską grzecznością, chociaż widać było niecierpliwość, i zarumienienie występujące jéj na twarz. W końcu nie mogąc wytrzymać, powstała i tupnąwszy nogą, wyrzekła:
— Panie de Bellièvre, czy król mój brat upoważnił cię do podobnej mowy?
— Tak pani, odpowiedział poseł; mam wyraźny rozkaz Jego Królewskiéj Mości.
— Podpisany przez niego? zapytała Elżbieta.
— Tak pani, odpowiedział jeszcze pan de Belliévre.
— Dobrze więc! zawołała Elżbieta, żądani abyś mi dał kopję tych napomnień, które słyszałam od ciebie; i biada ci, jeżeli jedno słowo znajdę mniej lub więcéj nad to co powiedziałeś.
— Pani, odrzekł spokojnie pan de Belliévre, my Francuzi, nie należymy do tych, którzy odebrawszy polecenie dodają cóś przez pochlebstwo, lub ujmują przez bojaźń. Powiedziałem to co mi kazano powiedzieć i jutro złożę tego dowody.
Wtedy Elżbieta pożegnała cały swój dwór i przez godzinę prawie pozostała z panami Bellièvre, Chateaunenf; lecz mimo ich usilnych nalegań, nie wyrzekła ani jednego wyrazu na korzyść królowéj Marji. Owszem przeciwnie, nie chcąc im swojéj woli objawić, odpowiedziała że poszle ambassadora do króla Henryka, który razem z niemi stanie w Saint-Germain, i objawi jej postanowienie co do królowéj Marji. Posłowie widząc że nic wyjednać nie mogą, pożegnali Elżbietę.
13 Stycznia, poseł odebrał paszport z uwiadomieniem że statek czeka na niego w porcie Douvres. Pan de Bellièvre wyjechał natychmiast ze swoim orszakiem, i przebywszy Rochester i Cantorbéry, przybył do Douvres w Sobotę 17 Stycznia; w niedzielę rano wsiadł na okręt i tego samego dnia w południe, stanął w porcie Calais.
Tymczasem, młody król Jakób, znaglony listem Henryka III pisanym do ministra Corcelles, postanowił przedsięwziąć stosowny środek do złagodzenia losu swojéj matki. Wysłał więc do królowéj angielskiéj poselstwo składające się z Roberta Melvil Graya i Quelha; poselstwo to przybyło do Londynu we dwa dni po odjeździe posłów francuzkich. Królowa przyjęła je; lecz kiedy Melvil pierwsze wymówił wyrazy, uniosła się do tego stopnia, ze powiedziała Melvilowi, iż to z jego namowy król chce niweczyć jéj zamiary, i stanąć w obronie matki, że przez złych doradzców upadają trony, i ze gdyby miała podobnego jemu doradzcę, głowę by mu ściąć kazała.
— Pani, odpowiedział obojętnie Melvil, chociażby mię to życie kosztowało, dobréj rady panu mojemu szczędzić nie będę, i podług mnie, ten raczéj zasługiwałby na utratę głowy, ktoby synowi nie radził oprzeć się wyrokowi zagrażającemu życiu jego matki.
Odpowiedź ta, tak rozgniewała Elżbietę że kazała oddalić się posłom. mówiąc, ze usłyszą jéj odpowiedź, lecz czekać będą do czasu gdy jéj się spodoba odpowiedzieć.
Lecz kiedy trzy czy cztery dni upłynęło w oczekiwaniu, a rozchodziły się zatrważająco wieści niezmiennego postanowienia Elżbiety, posłowie na nowo pisali do niéj prosząc o posłuchanie, które nakoniec zostało im udzielone.
To nowe posiedzenie zaczęło się jak przeszłe od wyrzekali i użaleń Elżbiety. Mówiła, że dopóki Marja żyje, dni jéj są zagrożone, i że gdyby pogłosce wierzyć trzeba było, poselstwo francuzkie dopóty niemiało zamiaru wyjechać, do pókiby nie znalazło uwięzionego za długi, któryby za okup swojego uwolnienia dokonał téj zbrodni. Posłowie znający politykę Elżbiety, oddalili się z przekonaniem, iż szukała sposobu pozbycia się ich, postanowili jednakże wystrzegać się pilnie aby niedać nawet najmniejszego pozoru, do podobnéj potwarzy. Mimo największéj ostrożności nie uszli zastawionych sideł. Otóż z jakiego powodu: Tego samego dnia, posłowie Szkoccy trzecie mieli posłuchanie u królowéj Angielskiéj; straciwszy zupełnie nadzieję przebłagania Elżbiety, zażądali paszportów; lord Hingley, poufały królowéj i mieszkający w zamku odwiedził Graya i zwrócił uwagę na bardzo piękne pistolety, bogato osadzone w srebro i kość słoniową. Krótko przed odjazdem, Gray wiedząc jak wielkiéj wagi jest życzliwość tak wielkiego pana, zobowiązał pewnego młodzieńca, krewnego nawet lorda Hingley, aby je zaniósł swojemu kuzynowi; młodzieniec uradowany tak miłém poselstwem, zaraz w wieczór udał się do zamku. Lecz zaledwie pirzebył przedsionek, zatrzymano go i przetrząśnięto; że zaś znaleziono przy nim dwa pistolety, przeto pod dobrą strażą został zaprowadzony do mieszkania, i wartę przy drzwiach jego postawiono.
Nazajutrz rozeszła się po całym Londynie wieść, o nowym zamachu morderstwa; posłowie widząc w tém nową intrygę Elżbiety, odjechali natychmiast do Francji. Za niemi Davyson udał się do Fotheringay.
Poufały sekretarz miał tajemne zlecenie do Sir Amyasa Paulett: dać mu do zrozumienia jak ważną wyświadczyłby przysługę królowéj, gdyby uwolnił ją od jéj nieprzyjaciółki, nie zmuszając Elżbiety użyć innego rodzaju exekucji. Lecz Amyas Paulett był rycerzem zbyt surowym gdzie szło o jego honor; dla tego oświadczył, że drzwi Marji nigdy się nie otworzą dla mordercy; co się tycze kata, ten może przyjść o wyznaczonéj mu godzinie, opatrzywszy się jednakże w pierwéj wyrokiem w całéj formie prawa, bo w przeciwnym razie i on również nie wejdzie do więzienia Marji.
Davyson przywiózł tę odpowiedź Elżbiecie, która przekonała się że jakkolwiek pragnęła cichego pozbycia się swojéj rywalki, przecież musiała uciec się do sposobów, które jéj prawo podawało.
W skutek tego, we środę 11 Lutego pan Beele, szwagier ministra Walsingham, został wysłany wieczorem z rozkazem ręką Elżbiety podpisanym, ucięcia głowy Marji Stuart. Prócz tego, miał przy sobie wyrok przeciwko niéj wydany, i rozkaz do hrabiów Schwestbury, Kent i Rotland aby byli obecni exekucji. Pan Beele wyjechał tej saméj nocy, wioząc ze sobą kata z Londynu, którego Elżbieta, na ten pamiętny wypadek od stop do głowy czarno ubrać kazała. W niedzielę wieczór przybywszy do Fotheringay, okazał swoje upoważnienie Amyasowi Paulett i Sir Drugeonowi Drury, prosząc ich, aby następnego dnia udali się z nim do hrabiów Kent i Schwestbury; lecz Sir Drugeon sam tylko mu towarzyszył, ponieważ Paulett mając podagrę nie mógł konno jechać. Oba więc udali się do hrabiego Schwestbury, ten zaś porozumiał się z hrabiem Kent i postanowi, i, że nazajutrz we środę odczytanym będzie Marji Stuart wyrok śmierci.
W rzeczy saméj, we środę dnia 17 Lutego, około godziny drugiéj z południa, pan Beele z hrabiami Schwestbury i Kent przybyli do zamku Fotheringay, i kazali uwiadomić Marję że chcą z nią mówić. Marja odpowiada że będąc cierpiącą, położyła się, lecz jeżeli to o czém mają pomówić z nią jest naglącém, wstanie z łóżka na ich przyjęcie, prosząc tylko o chwilę czasu aby cokolwiek ubrać się mogła. Kiedy Beele przesłał odpowiedź że widzieć się z nią muszą koniecznie, Marja wstała i wziąwszy na siebie aksamitny szlafrok, i usiadła przy małym stoliku; drzwi się otwarły i weszli dwaj hrabiowie, za niemi Beele, Amyns Paulett i Drngeon Drury; mnóstwo sług królowéj wsunęło się tłumnie, przerażonych uroczystością tych odwiedzin.