Włamywacz Raffles mój przyjaciel/Rozdział VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest William Hornung
Tytuł Włamywacz Raffles mój przyjaciel
Podtytuł Powieść awanturnicza
Wydawca Nakładem "Ilustrowanego Kuryera Codziennego"
Data wyd. 1929
Druk Zakł. Graf. "Ilustr. Kuryera Codz."
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Maria Manberowa
Tytuł orygin.
A Thief in the Night:
The Last Word
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ VIII.
Zakończenie.

Ostatnie wspomnienie o działalności Ralfa pochodzi z pod pióra osoby o znacznie subtelniejszym sposobie myślenia i osądzania ludzi, aniżeli mój. Podaję je w niezmienionej formie, zupełnie tak, jak ja je otrzymałem, a mianowicie w formie listu, który dla mnie ma znacznie większą wartość, niż dla któregokolwiek z Czytelników. List ten jest jednak nie bez znaczenia także dla tych czytelników, którzy zechcą zrozumieć, na czem polegał urok tego człowieka, który na mnie wywierał. Pragnę zrehabilitować w oczach zainteresowanych pamięć mojego przyjaciela i odwrócić ich uwagę od moje osoby, wobec tego korzystam z udzielonego mi pozwolenia i do zbioru luźnie ze sobą połączonych obrazków o moim i moich czytelników bohaterze dołączam ostatnie opowiadanie.
List ten był pierwszem ukojeniem dojmującego cierpienia po zupełnie przypadkowem spotkaniu i po bezsennie spędzonej nocy z tego powodu. Zataję jedynie podpis piszącej, lecz pozatem podzielę się nim z Czytelnikami słowo w słowo.
„Drogi Harry! Prawdopodobnie zdziwiło to pana, że podczas naszego wczorajszego spotkania wśród dziwnych okoliczności zdołałam znaleść dla Pana zaledwie kilka słów. Nie miałam jednak zamiaru być wobec Pana nieuprzejmą, lecz byłam stroskana i zdenerwowana z tego powodu, że po tak długiem niewidzeniu ujrzałam Pana ciężko rannego i na domiar złego o kuli.
Skoro jednak dowiedziałem się od Pana w jaki sposób się to stało, nie miałam już przyczyny do zmartwienia. Poważam bowiem i zazdroszczę tym wszystkim ludziom, których nazwiska widnieją w liście poległych lub rannych.
O losie mr. Rafflesa wiedziałam wszystko, natomiast Pański los nieznany był mi zupełnie. Pragnęłam gorąco powierzyć Panu pewną tajemnicę w związku z Ralfem, lecz nie mogłam Panu opowiedzieć tego w ciągu kilku chwil, w dodatku na ulicy. Dlatego prosiłam o Pański adres.
Dziwił się Pan wczoraj, że mówię o Mr. Rafflesie, jak gdybym znała go osobiście. Bardzo często spotykałam go na placu krokietowym, a także wiele słyszałam o nim od Pana. Natomiast raz tylko rozmawiałam z nim osobiście, a mianowicie owego wieczoru po naszem ostatniem spotkaniu. Zawsze byłam tego mniemania, że o treści mojej rozmowy z mr. Rafflesem był Pan poinformowany. Wczoraj jednak zauważyłam moją pomyłkę i doszłam do przekonania, że niema Pan o jedynej rozmowie mojej z Ralfem najmniejszego wyobrażenia. Wobec tego zdecydowałam się zaznajomić Pana jak najdokładniej ze szczegółami owej pamiętnej rozmowy.
Owego wieczora — mam na myśli dzień następny po ostatniem spotkaniu z Panem — wszyscy domownicy rozeszli się do swoich zajęć, a tylko ja sama pozostałam w Palace Gardens. Po obiedzie przeszłam do salonu i zamierzałam właśnie zaświecić światło, gdy nagle wszedł do pokoju z balkonu mr. Raffles. Poznałam go na pierwszy rzut oka, ponieważ przypatrywałam mu się w dniu poprzednim na placu krokietowym, gdy wygrał partję z lordem Groundsem. Udawał zaskoczonego i zdumionego faktem, że nikt nie zawiadomił mnie o jego przybyciu, lecz cały ten epizod był dla mnie taką niespodzianką, że nawet nie myślałam o znaczeniu jego słów. Przyznaję otwarcie, że niespodzianka ta bynajmniej nie była dla mnie radosna. Jakieś instynktowne przeczucie mówiło mi, że Raffles przybył na Pańskie zlecenie i nie kryję się z tem, że w pierwszej chwili byłam zła i oburzona do głębi. Nagle Raffles zaczął mnie zapewniać jednym tchem, że Pan nie jest zupełnie uwiadomiony o jego zjawieniu się u mnie i że nigdyby się pan na to nie zgodził, lecz że on jako Pański zaufany przyjaciel oraz człowiek, który pragnie również i moim pozostać, odważył się własnowolnie na ten krok. Odpowiedziałam, że powtórzę Panu każde jego słowo.
Nadeszła chwila, w której mierzyliśmy się wzajem badawczym wzrokiem. Nigdy nie byłam więcej przeświadczona o uczciwości i szczerości żadnego człowieka, jak wówczas. Owego wieczoru był Ralf istotnie szczery i otwarty w stosunku do mnie, a także jego stanowisko wobec Pana jako jego przyjaciela było nienagannie uczciwe, bez względu na to, jak postępował przedtem lub potem. Zdecydowałam się zatem zapytać go, w jakim celu przyszedł, oraz czy zaszło coś takiego, coby go upoważniało do tych odwiedzin. Odparł na to zagadkowo, że nie chodzi o to, co się wydarzyło, lecz o to, co się wydarzyć mogło. Domyśliłam się, że mówiąc ma na myśli Pana i zapytałam go o to bez ogródek. Na to on skinął głową i odpowiedział, że zdaję sobie chyba z tego sprawę, jak Pan wobec mnie zbłądził. Zaczęłam w duchu powątpiewać, czy mr. Raffles jest wogóle o całej tej aferze powiadomiony i usiłowałam wybadać go, na czem polega właściwie Pańskie przestępstwo. Na to Ralf odpowiedział mi, że lepiej byłoby, abym grała z nim w otwarte karty, ponieważ wiem chyba doskonale o tem, że Pan był jednym z tych dwóch włamywaczy, którzy dostali się do nas poprzedniego dnia w nocy.
Upłynęło kilka minut kłopotliwego milczenia, zanim odpowiedziałam na tak obcesowo postawioną kwestję. Jego sposób zachowania się wprawił mnie w zdumienie. Wreszcie zapytałam go kategorycznie, skąd on wie o tem — odpowiedź jego jeszcze do dnia dzisiejszego dźwięczy mi w uszach.
— Ja to właśnie byłem tym drugim włamywaczem — odparł zupełnie spokojnie — a pozatem sam wciągnąłem go z zawiązanemi oczyma w tę fatalną historję i chciałbym w oczach pani osobiście za to odpokutować, nie mogę bowiem patrzeć na cierpienia mojego przyjaciela!
Były to jego własne słowa, których znaczenie podkreślił w ten sposób, że doszedł do dzwonka, gotów w każdej chwili przycisnąć, gdybym okazała wobec niego trwogę lub brak zaufania i zapragnęła pomocy służby. Naturalnie, zabroniłam mu wogóle zadzwonić, a nawet przyznaję, że w pierwszej chwili nie chciałam i nie mogłam nawet uwierzyć w to wszystko. Wówczas Raffles zaprowadził mnie na balkon i pokazał mi dokładnie, w jaki sposób wszedł i wyszedł owej fatalnej nocy. Nawiasem muszę dodać, że, jak sam opowiadał, włamał się powtórnie tylko w tym celu, aby mnie przekonać i powiedzieć mi, że wówczas wprowadził Pana w błąd, lecz że tylko w ten sposób mógł Pana uczynić swym wspólnikiem. Wyspowiadał się z wielu innych grzechów — i wreszcie uwierzyłam w ten nieprawdopodobny fakt, że sławny gracz w krokieta, Ralf Raffles i niemniej sławny tajemniczy „włamywacz z upodobania“ — są jedną i tą samą osobą.
Powierzył mi swoją tajemnicę, zdając się, bez zastrzeżeń, na moją łaskę i niełaskę, swoją wolność, a może i życie — a uczynił to wszystko dla Pana, Harry, aby w moich oczach usprawiedliwić Pana kosztem własnej hańby i ryzykując tak wiele. Wczoraj zmiarkowałam, że o całem tem zdarzeniu nie miał Pan najmniejszego pojęcia i że przyjaciel Pański zmarł, nie przyznawszy się do tego aktu poświęcenia się i samozaparcia, które było jednak bezowocne. Wyznaję Panu szczerze, że poznawszy tego człowieka, pojmuję już Pańską niezłomną przyjaźń dla niego i te straszliwe konsekwencje, które uczucie to dla Pana za sobą pociągnęło. Na Pańskiem miejscu każdy człowiek postąpiłby tak samo. Dopiero owej nocy przyszłam do przekonania, jak się sprawa przedstawia.
Skromnie i szczerze, przytem zupełnie otwarcie rozmawiał Raffles ze mną o swojem życiu. Było to dla mnie wprost cudowne, że mógł ze mną mówić o tem w ten sposób, a jeszcze dziwniejsze było to, że ja zdołałam wysłuchać tego opowiadania i siedzieć z nim jak z człowiekiem równym mi społecznie i najserdeczniejszym przyjacielem. Jakaś dziwna magnetyczna siła promieniowała z jego osoby i nie dziwiłam się wówczas zupełnie, że nie mógł Pan się jej oprzeć. Posiadał on ten fluid indywidualności, znacznie silniejszy, aniżeli potęga silnej woli. Jeżeli jednak obie te moce psychiczne zjednoczą się w jednej osobowości, to zwyczajny śmiertelnik, mężczyzna czy kobieta, nie zdoła się przeciwstawić takiej sile psychicznej. Niech Pan jednak nie sądzi, że nikt inny nie mógłby mu się tak podporządkować, tak ślepo go słuchać, jak to Pan czynił. — Skoro Ralf oświadczył mi, że wszystkie swoje przestępstwa pojmował jako pewnego radzaju sport i to sport jedyny, który zawsze jednakowo emocjonował i podniecał niebepieczeństwem, czułam na dnie serca, że i mnie musiałby odpowiadać taki tryb życia. Mr. Raffles nie zwalczał mojego uprzedzenia wobec niego filozoficznemi sofizmatami, ani przewrotnemi paradoksami, lecz działał na mój sąd swoją fascynującą, szczerą osobowością, swoim humorem z lekką przymieszką sentymentu, który odczuwałam jak jakąś moc władczą, podporządkowującą sobie rozsądek i prawomyślność. Czary — oto jedyne słowo, którem można to określić. Mimo przepaści, które się między nami wytworzyły, czułam, że Ralf jest wzruszony na myśl o tem, że spowiedzi jego wysłuchuje kobieta, którą spotkał w tak dziwnych okolicznościach. Wiem jednak doskonale, że w ten sposób spędzone życie, które poznawałam z jego spowiedzi, przenikało mnie do głębi i że nagle zaczęłam go błagać, aby je porzucił. Wprawdzie prośba moja nie miała dramatycznego charakteru, nie padłam mu do nóg ani nie zaklinałam na pamięć matki, lecz poprostu zaczęłam płakać — i na tem skończyła się nasza rozmowa. Udawał, że nie widzi moich łez — i nagłe ostudził mój zapał misjonarski jakiemś swobodnem odezwaniem się, które straszliwie rażącym dysonansem dotknęło mnie do głębi. Przypominam sobie, że mimo wszystko chciałam na końcu naszej rozmowy uścisnąć mu rękę, lecz mr. Raffles odmówił mi tego milczącym zaprzeczeniem głowy. W tej chwili wzrok jego był tak bezdennie smutny, jak przedtem był swobodny i wesoły. A potem znikł z pokoju zupełnie tak samo, jak niespodziewanie się zjawił, tą samą drogą — i nikt w całym domu nie przeczuwał, że ktokolwiek był u mnie o tej porze. Teraz wiem, że i Panu nie przyznał się do tego!
Nie miałam bynajmniej zamiaru pisać do Pana tak szczegółowo o Pańskim najlepszym przyjacielu, który musiał być Panu prawdopodobnie lepiej znany, aniżeli mnie. Lecz teraz Pan sam mógł się o tem przekonać, w jak szlachetny sposób starał się on naprawić wyrządzoną Panu niegdyś krzywdę. Obecnie zgaduję, dlaczego on zataił wówczas przed Panem naszą rozmowę. Jest już strasznie późno — a raczej wcześnie — calutką noc pisałam do Pana ten list, pragnę więc streścić się możliwie najzwięźlej. Wówczas obiecałam Ralfowi napisać do Pana i ułatwić spotkanie. Dotrzymałam słów i napisałam, prosząc o rozmowę ustną, lecz na mój list nigdy nie otrzymałam odpowiedzi. Wprawdzie było to kilka słów zaledwie, lecz obecnie wiem, że ich Pan nigdy nie otrzymał. Nie mogłam się na tyle przezwyciężyć, aby Panu więcej napisać, gdyż i tych parę wierszy kosztowało mnie dosyć walki ze sobą, lecz liścik ten włożyłam do książek, które mi Pan dał w upominku, a które Panu wówczas odesłałam. Po wielu latach znalazł ktoś te książki u Pana i odesłał mi wraz z listem, na którym widniał mój podpis; wówczas przekonałam się, że go Pan nigdy nie czytał, gdyż znajdował się w tem samem miejscu, na którem sama umieściłam go przed laty. Widocznie nigdy Pan tych książek nie czytał, ani ich nie oglądał, lecz przyznaję, że to była moja wina. Lecz poraz drugi pisać na ten sam temat i to po takiej przerwie — było już stanowczo zapóźno. O mr. Ralfie krążyły wieści, że zatonął, a Pan — o Panu i o nim wszystko już było wiadome. Rewelacje te nie zmieniły bynajmniej wyobrażenia mojego o Ralfie. Aż po dzień dzisiejszy nikt o tem nie wie, że to Pan był owym człowiekiem, który włamał się wraz z Rafflesem do Palace Gardens. Przyznaję, że odczuwam odpowiedzialność, ciążącą na mnie za wszystko, co później zaszło.
Wczoraj powiedział Pan do mnie, że Pański udział w boju za ojczyznę i rany, które Pan otrzymał nigdy nie zdołają wymazać plam na Pańskiej przeszłości. Prawdopodobnie nie przejmie się Pan chorobliwie znaczeniem tej przeszłości dla dalszego biegu Pańskich losów. Nie mam prawa udzielać przebaczenia za winy popełnione, lecz wiem doskonale, że mr. Raffles stał się tem, czem był, jedynie powodowany namiętnością dla niebezpieczeństwa i ryzykownych przygód, Pan natomiast stał się tem, czem Pan był, niestety, jedynie z przyjaźni i miłości dla Pańskiego przyjaciela, który wywierał na Pana tak fascynujący wpływ. Przypuśćmy nawet, że sprawy przedstawiają się tak czarno, jak Pan sobie to wyobraża, to w każdym razie Raffles nie żyje, a Pan odpokutował już należycie za swoje winy. Świat przebacza, jakkolwiek może nie zapomina. Jest Pan jeszcze dosyć młody i życie jest jeszcze przed Panem, może Pan zatem naprawić zło popełnione i zrehabilitować się przed światem. Pański udział w wojnie będzie Panu w wielu względach pomocny. Piśmiennictwo zawsze Panu sprawiało satysfakcję i przyjemność, a obecnie ma Pan tyle tematów, że będzie Pan mógł czerpać z niego przez całe swoje, oby jak najdłuższe życie. Stanowczo musi Pan zapewnić sobie nowe znane i uznane nazwisko. Musi Pan to uczynić i — mam niezłomną nadzieję — uczyni Pan to napewno.
Czy wiadomo Panu o tem, drogi Harry, że moja ciotka, lady Melrose zmarła przed kilku laty? Była to najlepsza przyjaciółka, jaką mi dał los i jej głównie mam do zawdzięczenia, że mogę być niezależna i pędzić życie, odpowiadające mojemu upodobaniu. Mieszkam w jednem z tych nowych mieszkań kawalerskich, które ułatwiają walkę o byt, odejmując wszystkie troski prowadzenia gospodarstwa domowego. A chociaż moje mieszkanie jest małe, lecz posiada wszystkie zalety, jakie zwykle łączą się z obszernem mieszkaniem. Każdy robi to, co uważa za stosowne, nikt się nikim nie krępuje. Nie chciałabym, aby mnie Pan fałszywie zrozumiał i obawiam się, czy z mojego listu wynika dosyć jasno, że przeszłość przestała dla nas istnieć raz na zawsze, lecz w każdym razie nie chciałabym tem samem przerwać nici łączącej nas od tak dawna sympatji. Jeżeli zatem miałby Pan ochotę odwiedzić mnie kiedykolwiek w mojem nowem mieszkaniu i pogwarzyć ze mną, jak stary przyjaciel, to mam nadzieję, że poza przeszłością znajdą się jeszcze inne punkty styczne, które wskrzeszą naszą przyjaźń. Muszę się Panu bowiem przyznać, że i ja próbuję moich sił na niwie literackiej, czego łatwo się właściwie domyśleć z długości niniejszego listu. Jeżeli jednak po przeczytaniu tych słów odniesie Pan wrażenie, że dawna przyjaciółka ucieszyłaby się szczerze ze spotkania z Panem i że radość jej będzie jeszcze żywsza, skoro będzie jej danem widywać Pana jak najczęściej i gawędzić o wszystkiem, wyjąwszy o przeszłości, to nie będę się wstydziła mojej gadatliwości w tym liście.
Na razie do jak najprędszego zobaczenia się
szczerze oddana . . . . . . .“

Cytuję jej list dosłownie, opuszczając jedynie podpisane nazwisko. Wszak na samym początku tych pamiętników zastrzegłem sobie wyraźnie, że nie chcę, aby było splamione przez połączenie go z mojem. Mimo wszystko tkwi jednak w głębi mego serca — nawet w chwili, gdy piszę te słowa — cicha, być może niczem nie uzasadniona nadzieja, która kiedyś zada kłam temu zastrzeżeniu. Wprawdzie nadzieja ta jest tak słaba, że lada podmuch niechęci ze strony owej uwielbianej osoby może ją zgasić, lecz wydaje mi się tak śmiała, że na samą myśl o jej urzeczywistnieniu ze wzruszenia omal że pióro nie wypada mi z ręki. Gdyby jednak marzenie moje miało kiedykolwiek przybrać realne kształty, to zawdzięczałbym to nie mojej rehabilitacji — nawet stuletnia pokuta nie zdołałaby wymazać z mojej przeszłości tego, co się stało — lecz szlachetności człowieka, który winę swoją wobec mnie odpokutował z ofiarnem samozaparciem się prawdziwego przyjaciela. Postępowanie to tembardziej zasługuje na gloryfikację, że aż do ostatniej chwili Ralf nie wspomniał mi ani jednem słówkiem o tem, co a mnie uczynił.

KONIEC.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ernest William Hornung i tłumacza: Maria Manberowa.