Wizerunki książąt i królów polskich/Zygmunt I-szy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wizerunki książąt i królów polskich |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1888 |
Druk | S. Orgelbranda Synowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | Ksawery Pillati, Czesław Borys Jankowski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Stokroć łatwiej jest artyście kilku pociągami wprawnej ręki odtworzyć rysy pospolitego człowieka, niż poważne klassycznej piękności oblicze.
Z synów Kazimierza Jagiellończyka jeden Zygmunt ma tę piękną a trudną do pochwycenia fizyognomię. Jest w nim spotęgowany ojciec, taż sama krew jagiellońska człowieka wielkiego serca; ale nad inne rodzeństwo Zygmunt umysł ma wyższy, a z doświadczenia ojca i braci czerpie dla siebie rządzenia naukę.
Jeśli zważymy wszystkie trudności położenia, ówczesny stan Polski i krajów sąsiednich, rozległość posiadłości, różnolitość narodów pod jednem berłem połączonych, siły otaczających nieprzyjaciół, ustrój wewnętrzny odejmujący panującemu siłę do samoistnego czynu, wszystko co utrudniało rządy tysiącem zawad i hamulców, — to musimy wziąć Zygmunta nietylko za jednego z największych monarchów na tronie Polski, ale nawet — jak mu to przyznali współcześni — za jednego z najznakomitszych w Europie.
Potrzeba było tej jego żelaznej cierpliwości i mocy nad sobą, tego spokoju ducha, jaki posiadał, aby nieustającą, odradzającą się ciągle walką nie znużyć się i nie zrazić, nie dać się nigdy unieść namiętności, nie osłabnąć i na stanowisku bojowem wytrwać szczęśliwie do końca, choć zwycięztwa przebrzmiewały bez rozgłosu, acz nie bez skutku.
Poprzedzające panowania, przywileje, jakie otrzymała szlachta, począwszy od Ludwika aż do Aleksandra, zdobycze jej uświęcone już zwyczajem, tradycyą, uzuchwalenie powodzeniem — nie dozwalały Zygmuntowi korzystać z pamiętnych rad Kallimachowych, ani się nawet pokusić o ich urzeczywistnienie. Należało mu rządzić w warunkach przyjętych, otoczonemu nieufnymi, podejrzewającymi, obawiającymi się ciągle zamachów panami i szlachtą, walcząc z oporem i nieustanną wrzawą.
Szczęściem dla króla, na którego barki spadało to zadanie tak trudne, los mu dał w pomoc grono znakomitych ludzi w radzie, w boju, między senatorami i duchowieństwem. Tymi to posiłkując się mężami, zdołał król zwycięzko wyjść z rozlicznych zapasów i Polskę pozostawić synowi potężna jeszcze, nieuszczuploną, zabezpieczoną, szanowaną.
Panowanie to nadzwyczajnej jest wagi dla przyszłego ustroju politycznego państwa. W ciągu czterdziestolecia rządów Zygmunta I-go wszystko, co było dotąd zarysem niepewnym, raczej zwyczajem niż ustawą i prawem, postulatem niż faktem — powoli stęża się, twardnieje, przybiera kształty wyraźne, znaczenie ustawy niezłomnej.
Sejmy i sejmiki, ich formy, moc prawodawcza, jej granice ustalają się, uwydatniają, dojrzewają i stają się niewzruszonemi.
Polska, jaką Zygmunt wziął po Janie Olbrachcie i Aleksandrze, wcale nie jest podobną do tej, jaką po sobie synowi przekazał. Pożądanem może było dla przyszłości państwa, ażeby Zygmunt większą władzę przy sobie starał się zachować i odzyskał postradane siły; ale z jednej strony niebezpieczeństwa od Moskwy i Tatarów ciągłych uchwał szlachty wymagały, z drugiej sam panujący zdawał się mieć mocne postanowienie dotrzymania tego, co przysiągł, i nietargania się na przywileje stanów.
Charakter króla nie pozwalał na zabiegi i zamachy podstępne; zdrowe pojęcie położenia odradzało je. Wszędzie, gdziekolwiek walka okazuje się niebezpieczną i siły nadaremnie pochłaniającą, widzimy Zygmunta czyniącego rozumne ustępstwa.
Polityka jego zasadza się na wyzyskiwaniu oględnem sprzyjających okoliczności, unikaniu środków ostatecznych, zyskiwaniu na czasie, a nużeniu i rozbrajaniu nieprzyjaciela samem boju przeciąganiem.
Inna też ta polityka być nie mogła tam, gdzie się z tylu i tak rozmaitemi warunkami wszechstronnie liczyć było potrzeba.
Sądzić czyny króla Zygmunta z naszego punktu widzenia, o trzy wieki oddalonego, bez uwzględnienia ówczesnych pojęć, przyjętych pewników, całego systematu epoki, — byłoby krzyczącą niesprawiedliwością. Panowanie to, bądź co bądź, było wielkie, świetne, pracowite i szczęśliwe.
Nie jest naszem zadaniem opowiadać dzieje szczegółowe tych lat czterdziestu, które na tle wypadków europejskich rozwinięte, wymagają ksiąg całych, a materyał ku temu obfity, wcale nawet z grubsza jeszcze nie jest obrobiony.
Za tego panowania kończy się Polska średniowieczna, a nowożytne jej dzieje się poczynają.
Ze wszystkich dzieci Kazimierza Jagiellończyka, czwarty ten syn (piąty z kolei z dzieci Elżbiety) jest najznakomitszą postacią, wcale nie podobną do żadnego z braci, ani do króla „dobrze“ Władysława, ani do pobożnego Kazimierza, ani do milczącego i zadumanego Aleksandra, ani naostatek do wesołego, lubiącego żyć i używać kardynała Fryderyka.
Występuje on od razu jako poważny, rozumny, pilny rządca swych posiadłości szlązkich, już przed wstąpieniem na tron mający ustaloną sławę statecznego i mądrego pana.
Silny w sobie tak, że powrozy targał i podkowy łamał, zdrowy, spokojnego ducha, niezbyt mówny, ale w słowie zawsze mieszczący myśl dojrzałą, Zygmunt nie ma owych nadzwyczajnych zachcianek i gwałtownych namiętności, jakiemi się inni bracia odznaczają. Myśliwstwo lubi, ale umiarkowanie; muzyki słucha z przyjemnością, ale za nią nie przepada, jak Aleksander; biesiadom się nie oddaje, jak Fryderyk; jak Olbracht lada komu z sobą się spoufalać nie daje; kobiety w tej porze wieku nie mają nad nim zbyt wielkiej przewagi. W czasie pobytu na Szlązku, nie żonaty jeszcze, zawiązał wprawdzie stosunek miłosny z piękną Thelniczanką, ale to było niemal małżeństwo lewej ręki, i król następnie przyznał dwoje dzieci, a ulubienicę wydał za Kościeleckiego. Syn jej Janusz nosił nazwisko książęcia Litwy i siedział na biskupstwie wileńskiem. Z małżeństwa Thelniczanki z Kościeleckim urodzona Beata, była ową sławną księżną Ostrogską, której tragiczne dzieje są znane. Wychowywała się na dworze królewskim. Kościelecki, który z dawną ulubienicą króla się ożenił, ciężko za to odpokutować musiał. Rodzina miała to sobie za zniewagę, wyparła się nieszczęśliwego i obrusy między sobą rzezali.
Zaraz po śmierci Kazimierza, gdy Jan Olbracht na tron wstępował, bracia Jagiellończycy, a w ich liczbie i Zygmunt, zjechali się dla narady i ściślejszego połączenia z sobą (pacte de famille), a obmyślenia wspólnego postępowania na przyszłość, w Lewoczy r. 1492.
Obmyśliwano tam naówczas dla Zygmunta zdobycie Wołoszy i osadzenie go na niej. Jan Olbracht marzył o wielkiej wojnie przeciwko Turkom, o pomszczeniu Warneńczyka i wypędzeniu niewiernych z Europy. Śmiałe to były plany, które później niejednokrotnie zbiorowemi siłami całej Europy próżno urzeczywistnić się kuszono.
Pozostał jednak Zygmunt na wypuszczonej mu szlązkiej dzielnicy aż do zgonu Aleksandra. Nie mieszał się do spraw polskich, w których kardynał Fryderyk, dopóki żył, zastępował obu braci. Śmierć Aleksandra dopiero powołała Zygmunta na Litwę, gdzie naprzód podniesiono go na Wielkie Księztwo Litewskie, a w r. 1507 ukoronowano na króla polskiego w Krakowie. Musiał też zaraz na wstępie przywileje Aleksandra szlachcie nadane potwierdzić i przyjąć pęta, jakie one wkładały.
Początki panowania były świetne i szczęśliwe. Pokój zawarty w Budzie, odzyskany Smoleńsk, pokój z Moskwą, dawały nieco ochłonąć i zająć się wewnętrznem kraju urządzeniem, skarbowością i gospodarstwem. Nastąpiło zwycięztwo nad Wołoszą i do czasu uspokojenie z tej strony. Zygmunt żonatym nie był, brat Władysław i Austryacy doradzili mu zaślubienie Barbary, córki wojewody siedmiogrodzkiego Zapolyi. Było to małżeństwo niezupełnie godności króla Polski odpowiadające, skromne; jakoż sarkano na nie, jako na niedosyć świetne. Ale Zygmunt, choć krótko, był z żoną szczęśliwym. Lata te samemi niemal odznaczają się powodzeniami. Zbicie Tatarów na głowę pod Wiśniowcem, zwycięztwo odniesione pod Orszą przez Konstantego Ostrogskiego, dozwalają się z zakonem układać o hołd powinny i poszukiwać zobowiązań niespełnionych. Jedyna to sprawa, której końca doczekać się trudno, bo ją mącą i mieszają się w nią wpływy postronne.
W r. 1515 następuje zjazd w Wiedniu z cesarzem Maksymilianem. Ze zjazdu tego zbyt szlachetni i ufni Jagiellonowie wychodzą wyzyskani, oszukani, pod pozorem wielkiego przymierza przeciwko Turkom, na których wojowanie cała Europa się przysposabia i gotuje.
Umiera królowa Barbara, po której żal w kraju był powszechny. Odznaczała się ona pobożnością, miłosierdziem, pokorą, a współcześni niemal za świętą ją uznawali.
Kromer pisze, iż ta świątobliwa i pobożna pani, wedle powszechnego mniemania, modlitwą dzień i noc ze łzami odmawianą, hojnemi jałmużnami i umartwieniem ciała przez posty, wymodliła u Boga zwycięztwo pod Orszą. Bielski mówi o niej: — „Dla wielkiej jej pobożności, ku królowi małżonkowi wiary i powolności, ku wszystkim ludziom niewymówionej dobroci i ludzkości, ku ubogim szczodrobliwości, i dla wszystkich innych cnot musieli ją wszyscy miłować.“
Była też powierzchowności pięknej, a młodziuchną zaślubił ją Zygmunt, bo zmarła niespełna dwudziestoletnia d. 1-go października 1515 roku. Córki z niej dwie miał Zygmunt: Jadwigę wydaną za Brandeburczyka (ur. d. 15 marca 1513, zm. 1573), oraz Annę (urodzoną d. 1 lipca 1515, zmarłą d. 1 maja 1520). Długo po jej zgonie Zygmunt był niepocieszony.
Śmierć pierwszej żony, potem brata Władysława, króla czeskiego i węgierskiego, jest jakby kresem pierwszej, szczęśliwej i świetnej epoki rządów Zygmunta.
Następuje druga, najeżona trudnościami, zatruta ciągłym niepokojem o grosz na wojny potrzebny, o który na burzliwych zjazdach dopraszać się i dobijać było potrzeba. Następują rozejmy z nieprzyjaciołmi, a wewnątrz kraju powstaje rozbicie przyniesione przez reformę religijną, tem łatwiej do Polski przenikającą, że znajduje w niej niezupełnie jeszcze wygasłe szczątki husytyzmu, które rolę pod zasiew przygotowały.
Niemniej też sprzyjał reformie cały ruch umysłowy, humanitarny, który w połowie XV-go wieku już się był w Polsce zagnieździł i rozwijał. Sama natura umysłów polskich, chciwych nowostek, łatwo się dających wziąć na słowa pięknie brzmiące, na obietnice świetne, na ideały powietrzne, tem piękniejsze, im bardziej niedoścignione, — ułatwiała przyjęcie nowości.
Ponieważ po Barbarze Zapolskiej nie miał król płci męzkiej potomka, nakłoniono go do powtórnego ożenienia. Miał Zygmunt lat pięćdziesiąt z górą, ale zdrów był, silny jak dziad Jagiełło, który do ostatniego dnia życia polował i miłował. Zachwalono mu sławioną z piękności księżniczkę dalekich krajów, Bonę Sforzię, która miała wnieść z sobą do Polski wszystkie przyszłych zawikłań i trosk zarody.
Od przybycia jej na ziemię polską rozpoczyna się jakby nowa era nieustannych trudności, walk i niepowodzeń.
Oto jak naówczas poseł Zygmunta opisywał mu w liście przyszłą żonę królewską:
„Co do piękności, w niczem się nie różni od portretu, który przywiózł pan Chryzostom. Włosy ma ślicznie jasno-płowe, kiedy (rzecz dziwna) rzęsy i brwi są zupełnie czarne; oczy raczej anielskie niż ludzkie; czoło pomierne i pogodne; nos prosty bez żadnego garbu ani zakrzywienia; lica rumiane, jakby wrodzoną wstydliwością zdobne; usta jak koral najczerwieńszy; zęby równe i nadzwyczaj białe; szyja prosta i okrągła; piersi śnieżnej białości; ramiona najudatniejsze; rączki piękniejszej widzieć nie można. A wszystko razem wzięte, czy cała figura, czy każdy członek z osobna, tworzą najściślejszą i najpowabniejszą całość. Wdzięk w każdym ruchu wydatny, a najbardziej w mowie; nauka i wymowa nie taka, jaka jej płci właściwa, ale prawdziwie zdumiewająca.
„Słyszeliśmy ją mówiącą po łacinie, nie nauczoną, ale bez przygotowania, a świadczymy się Bogiem, że w każdym okresie błyszczała najwykwintniejsza wytworność stylu. Od wielu lat znaliśmy włoską krainę; ale piękniej tańcującej pani nie znaliśmy dotychczas, którą to naukę tańca podają za wielkie pieniądze sprowadzani mistrzowie.“
Czarodziejka ta włoska, zaledwie dwudziesto-cztero-letnia, musiała na królu pięćdziesiątletnim wywrzeć wrażenie wielkie i opanować go zupełnie.
Przybywała z kraju, w którym obyczaj, tradycye, pojęcia nawet religijne inną miały cechę i charakter niż w Polsce; a miała dosyć energii, by zamiast nakłonić się i zastosować do nowej ojczyzny, narzucić jej to, co z sobą przynosiła.
Królowa Bona tyle jest w dziejach i podaniach narodu znaną, że nie potrzebujemy malować jej na nowo. Zostały mnogie dowody, jaki zdrowa część narodu wstręt miała ku przewrotnej, chciwej panowania i bogactwa niewieście.
„Ut luci lucent, sic Bona bona fuit...“
Panować nad wszystkimi i zbierać skarby było całym jej życia celem. Nie kochała nikogo, nie przywiązała się nawet do własnych dzieci; zatruła i zwichnęła żywot synowi Zygmuntowi Augustowi; synowe prześladowała przez zazdrość, aby jej serca jego nie odebrały i wpływu jej nie zachwiały. Własny ten syn nareszcie tak się lękał matki, że wahał się przyjąć od niej podarek, obawiając się trucizny. Przypisywano też jej najnieprawdopodobniejsze zbrodnie.
Nie wiemy dobrze, jakie były pierwsze lata pożycia Bony z mężem; lecz w miarę, jak Zygmunt się starzał, opanowywała go coraz bardziej, męczyła tak dziwactwy swemi, płaczem, krzykiem, scenami, podczas których rzucała się na ziemię — iż w końcu zawsze dopięła tego, czego chciała. Czasem król przy ludziach oparł się, połajał, nazwał głupią, ale potem uległ dla świętego spokoju.
Otoczywszy się całym zastępem ludzi, zyskanych łaskami, kupionych pieniędzmi, przy ich pomocy, z prawdziwie włoską przebiegłością, występowała przeciwko zacnym i uczciwym sługom i przyjaciołom królewskim.
W r. 1519 pierwsza z tego małżeństwa przyszła na świat córka Izabella, późniejsza nieszczęśliwa królowa węgierska, którą gdy król ojciec na niepewne losy wydawał z domu, błazen Stańczyk radzić mu miał zawczasu, aby dla niej w Krakowie kamienicę gotował, dając do zrozumienia, że się tam nie utrzyma. Tak się też ziściło, jako błazen przepowiedział. Zrzec się musiała praw do korony.
Zdaje się, że w sercu matki ona najpierwsze miejsce zajmowała. Dopominała się Bona u Dantyszka o jej portret, który największe miał podobieństwo. Musiała też coś odziedziczyć i energii matki, bo Rej pisze o niej w Zwierzyńcu:
...Ta wiele światem trzęsła w młodości swą głową.
Króle, zacni książęta, a snadź i pogani
Mieli z nią pracy dosyć. Dziwna była pani.
Ale jako już dawno brzmią stare powieści,
Przedsię na cienkiej nici ten rozum się mieści.
Po Izabelli przyszedł na świat Zygmunt August dnia 1-go sierpnia 1520 roku; następnie dnia 13-go lipca 1522 Zofia późniejsza księżna brunświcka; po niej d. 18-go Października 1523 Anna, późniejsza królowa, żona Stefana Batorego; nareszcie d. 1-go listopada 1526 r. Katarzyna, żona Jana III-go króla szwedzkiego.
Po rozejmie z Moskwą, Zygmunt sekularyzowane posiadłości zakonu krzyżackiego puścił siostrzeńcowi Albertowi prawem lennem, hołd od niego uroczysty przyjąwszy. Albert przeszedł na wyznanie reformowane.
Dziejopisarze przebaczyć nie mogą Zygmuntowi tej powolności, pobłażliwości dla krewnego, który kościołowi wypowiedział posłuszeństwo, oraz braku przezorności, bo zgubnych następstw tego kroku nie przewidział.
Co się tycze wiary, wiemy z listów króla, iż był dbałym o nią wielce, i siostrę w niej utrzymać się starał; — sam był wiernym synem kościoła, ale zarazem miał wielką wyrozumiałość w rzeczach religijnych. Zarówno zwolennikom reformy, jak mahometanom i starozakonnym, wolne wyznanie wiary ich poręczał, w sprawy sumienia poddanych wdawać się nie chcąc, ani do posłuszeństwa kościołowi siłą ich nakłaniać nie myśląc. Ta zasada tolerancyi, w owoczesnej Polsce, wśród rozlicznych żywiołów napływających ze wschodu i zachodu, była koniecznością polityczną, a Zygmunt miał jej przykłady na zachodzie Europy. Reforma też w początkach nie wydawała się tak groźną, i rozbrat z Rzymem nie był uważany za stanowczy i ostateczny.
Długi opór w Prussiech przeciwko złożeniu hołdu, duch, jaki tam panował, więcej niż to odstępstwo księcia od kościoła powinien był nauczyć króla, że węzeł lennictwa bardzo słaby nie starczył do zabezpieczenia Polsce posiadania Pruss, i że bodaj siłą przyłączyć je było potrzeba, a związać nierozerwanie.
Lecz król był tak zależnym od szlachty, od poborów, od uchwał sejmowych, a tylu miał nieprzyjaciół dokoła, że wojny długiej, wyczerpującej przedsiębrać nie mógł, a bez niejby się nie obeszło. Przytem i lata już mu ciążyły. Sklecono więc na czasie co się dało, resztę zostawując przyszłości.
W tych czasach, po wygaśnięciu ostatnich Piastów mazowieckich, wcielono Mazowsze do korony; — ale spadek po Władysławie, którego syn Ludwik poległ pod Mohaczem, uroniony niebacznie, przeszedł na dom habsburski. Ofiarą tą nadmierną okupiono niepewną przyjaźń i sojusz, na dworze wiedeńskim zawarty.
Zwycięztwo pod Obertynem nad Wołoszą, zbliżenie się do Turków, którzy dla Zygmunta dosyć się powolnymi okazywali, śmierć Wasyla księcia Moskwy — dałyby nieco zażyć spokoju sędziwemu monarsze, gdyby wewnątrz kraju ład nieco większy panował.
Tu potrzeba było składać zjazdy po zjazdach, najczęściej napróżno, aby od opornej szlachty cokolwiek grosza wyprosić. W prawodawstwie też ogólnem, pomimo dorywczo spisywanych ustaw, zamęt panował i niepewność, dopominająca się nowego tych praw uporządkowania.
W r. 1538 król znowu musiał potwierdzać przywileje szlachty; za każdem takiem potwierdzeniem coś tracił monarcha, a coś starali się zyskać ziemianie. Ciężką do dźwigania spuściznę gotował po sobie synowi Zygmunt.
Dorastał właśnie August, przyszły jej spadkobierca. Wychowanie jego, zdaniem wszystkich, pomimo talentów, jakie mu przyznawano, szkodliwie mogło wpłynąć na przyszłość. Królowa matka nie wypuszczała go z pośrodka swego fraucymeru, swego dworu, ciżby służalców i pochlebców. Za wczasu, jak nad ojcem, chciała zapanować nad umysłem syna i uczynić go narzędziem w swych ręku. Musiano wreszcie, lecz już za późno, zwrócić uwagę starego króla na to niewłaściwe wychowanie niewieście.
Zapewne i ożenienie Zygmunta Augusta mieć mogło na celu wyzwolenie go z pod opieki macierzyńskiej i uczynienie samoistniejszym. Przyjaźń dworu austryackiego nastręczyła z tego domu księżniczkę Elżbietę, z Anny Jagiellonki, córki Władysława czeskiego, zrodzoną.
Była to pani młodziuchna, piękna i ze wszech miar szczęśliwie na małżonkę Augustowi dobrana. Ale związek ten, zapewne mimo oporu Bony zawarty, miał z najpiękniejszych nadziei najboleśniejsze zrodzić zawody, z powodu coraz większej władzy przywłaszczanej sobie przez królową matkę.
„Młody król — pisał naówczas Włoch do Polski wysłany — jest przystojny i zdaje się posiadać najpiękniejsze zdolności, ale boi się dotąd bardzo pani matki, tak, że nic nie robi, nic nie mówi bez niej. Bądź wasza królewska mość o tem przekonany, że wkrótce to stadło małżeńskie stanie się najczulszem i świętem, jak być powinno. Wszyscy Polacy od najniższego do najwyższego, i sam król stary, i dwór cały ubóztwiają swoją królową, najświątobliwszą córkę w. k. mości, i nie spuszczają jej z oka.“
Zaledwie Elżbieta przybyła do Krakowa, gdy czułość, jaką dla niej stary Zygmunt okazywał, a młodego przywiązanie zastraszyło Bonę. Natychmiast poczęła w sposób najdziwaczniejszy a najszczególniejszy prześladować biedną Elżbietę, syna od niej gwałtem odrywać, dawne mu jego miłośnice nastręczać, młodą panią osamotniać, życie jej czyniąc męczeństwem niezasłużonem a nieznośnem.
Bona już była naówczas panią samowładną; Zygmunt, siedmdsiesiąt-kilko-letni, znękany walkami życia, opierać się już nie zdołał.
„Mówić ze starym królem — pisze Włoch Marsupin — jest to samo co nie mówić z nikim. Król jegomość nie ma własne] woli, tak jest na wędzidle trzymany. Wszystko ma w ręku królowa Bona. Bona jedna całem państwem rządzi, wszystkim rozkazy wydaje, i tak już naprzykrzyła się wszystkim przedniejszym panom i szlachcie, że ledwie potrafią znieść ją do końca życia starego króla; dziś jednak rządzą się największą cierpliwością, a bodaj bojaźnią. Młody król nic nie mówi, niczego słuchać nie chce, i do żadnych spraw mieszać się nie śmie, tak boi się królowej Bony, matki swojej. Wierzą, że jest pod wpływem czarów matki, codzień bowiem do niej chodzi, od pierwszej nocy po dzień dzisiejszy.“
Osamotniona, prześladowana biedna Elżbieta nie odetchnęła swobodniej, aż po długim oporze Bony, na usilne nalegania panów litewskich, Zygmunt oddał rządy Litwy synowi i oboje młodzi królestwo do Wilna wyjechali. Pożycie późniejsze, którego już wpływ zazdrosnej matki nie mącił i nie zatruwał, było najszczęśliwsze, ale wkrótce młoda królowa zachorowała, okazała się choroba wielka (epilepsya), która pono była dziedziczną w rodzie, i młoda pani, z wielkim żalem męża, zmarła dnia 17-go czerwca 1545 roku.
„Nikogo nie ma — pisze współczesny — w królestwie i państwach jego, ktoby straty świątobliwej pani nie oblewał łzami; nie mogli bowiem ludzie wydziwić się dosyć i wdziękom jej, i cnotom królewskim, i skromności. Helena nie była nad nią piękniejsza, ani świątobliwszemi panny święte.“
Ostatnie lata Zygmunta Starego już niemal do czynnego panowania jego liczyć się nie mogą. Przeszedłszy lat ośmdziesiąt, a trzydzieści przeżywszy z Boną, przewalczywszy młodość, niepokojony w późniejszym wieku, w latach podeszłych utracił siły do nieustannego boju, jakim było jego życie. Umysł pozostał przytomnym, widział i znał położenie swoje, zdradzały to często wyrywające mu się słowa, ale oporu niewieście przewrotnej, zręcznej, gwałtownej, zausznikami otoczonej stawić już nie mógł.
Życie jego miało się ku schyłkowi, gdy z Wilna poczęły przychodzić wieści o Zygmuncie Auguście, z razu tylko wysławiające go i pod niebiosa wynoszące jego rządy, na co król stary odpowiadał z uśmiechem:
— „Ale zostawcie też co do zganienia...“
Za owemi pierwszemi wieściami wkrótce przyszły dziwne posłuchy, jakoby młody, owdowiały pan, którego ogrody zamkowe do dworca i ogrodów młodej też wdowy po Gasztoldzie, z domu Radziwiłłówny, przytykały — znajomość z nią zabrał, rozmiłował się. W dodatku ludzie, co wszystko wiedzieć chcieli, powiadali, jakoby bracia Gasztoldowej, zastawszy młodego króla u niej, do ożenienia się z nią zmusili.
Można sobie wystawić, jaką zgrozą przejęła ta wiadomość i króla, który o cale innych dla syna związkach marzył, i królową Bonę, dumną a zazdrosną, i naostatek panów polskich, których wyniesienie na tron Litwinki, poddanki, upokarzało. Oburzenie było powszechne, a Bona je pewnie podniecać umiała; ale wieści tej nie dawano wiary. Wezwano Zygmunta Augusta do Krakowa, do ojca, aby mu się wytłómaczył.
Współczesne świadectwa dają do zrozumienia, że podobno badany, ojcu do ożenienia się nie musiał przyznać, gdyż król po rozmowie poufnej z synem nie okazał ani frasunku, ani posępnego humoru.
Śmierć nareszcie zabrała znękanego długiem życiem Zygmunta Starego d. 1-go kwietnia 1548 roku. Współcześni powiadają, że w ostatniej chorobie królowa Bona aż do zgonu pilnowała męża z miłością przywiązanej żony a gorliwością sługi, nie okazując odrazy, a wysługując się umierającemu (Herburt).
Pomimo tych ciemnych lat ostatnich, w ciągu których więcej już Bona niż on rządził Polską, Zygmunt u współczesnych zasłużył na poszanowanie i miłość wielką. Umieli go oceniać szczególniej dla umiarkowania, jakie w ciągu życia zachowywał we wszystkiem, dla powagi, rozumu i umysłu statecznie pogodnego. Zdrowy sąd w każdem jego słowie i czynności się objawiał.
Nie był to mąż stworzony do świetnych i gwałtownych czynów, któremiby pragnął na oklaski i chwałę zarobić. Nie ubiegał się ani o uznanie, ani o gorące i namiętne tryumfy. Szedł drogą swoją wytrwale, powoli, bacznie, unikając wrzawy i niepotrzebnej walki. Znał ludzi i umiał z zimną krwią poczynać sobie z nimi.
Wglądając w szczegóły wewnętrznych spraw państwa, na każdym kroku spotykamy ślady jego czujności i zabiegliwości, a bardzo często czynność jego jest tak mało widoczną, tak cichą, że tylko wtajemniczeni o niej wiedzą.
Szczególniej w pierwszych latach panowania, gdy jeszcze miał siłę całą, panem był swojej woli, wglądał w każdą rzecz, nic z oka nie spuszczał. A miał, jakeśmy powiedzieli, szczęście do ludzi, to jest umiał ich wybierać. Oni tez świadczą za nim.
Wszystko, co stało bliżej przy królu: Maciejowscy, Tomiccy, Górscy, Tarnowscy i tylu innych znakomitych mężów owego wieku, byli to ludzie prawi, czyści, cnotliwi, ojczyznę miłujący. Dwór otaczający Bonę: Kmitowie, Gamraty, kupieni jej rzecznicy i posługacze, brudno przy tamtych wyglądają.
Historya tego panowania dotąd napisaną nie była i nierychło może mieć ją będziemy, tak z pierwszych źródeł obrobioną, jak na to zasługuje; trudno więc należycie ocenić Zygmunta dzieła rozległe, spuściznę wziętą po bracie i to, co sam zostawił synowi.
Zdziałał on wiele; niemniej jednak, nieszczęściem dla przyszłości, uszczupliło się i za tego panowania władzy monarszej, a los chciał, aby ten, który ją miał dzierżyć, nie był stworzonym do energicznego odzyskania postradanej.
Współcześni wszyscy o Zygmuncie z wielką czcią się wyrażają. Bielski tak opowiada śmierć jego: „Na poły martwy będąc, przywiezion na saniach z Piotrkowa do Krakowa, miesiąca lutego, lata Pańskiego 1548, gdzie przyjąwszy świętości w święto chwalebne Wielkanocne Zmartwychwstania Pańskiego, ze światem się rozdzielił, z wielką skruchą a pokorą na zamku krakowskim, którego śmierć nietylko obywatele tej ziemi, ale i postronne ludzie zasmuciła. Urody był to pan krasnej i siły wielkiej, tak, iż powrozy targał, podkowy łamał; niewiele rad mówił, ale z baczeniem. Był trochę gniewliwy, ale jednak gniew umiał w sobie taić. Był trzeźwy, mierny. W czepcu z młodu chadzał, włosy długie nosił, brodę postrzygał; w lecie w wieńcu różanym rad chadzał, bez czapki; na walkę nie był skwapliwy, przetoż od wielu postronnych królów miał wielką przyjaźń. Na nieprzyjaciela się nie ruszył, aż za wielką krzywdą, i przeto mu pan Bóg dawał szczęście.“
Za czasów Zygmunta zaszła wielka zmiana w obyczajach dworu i kraju, którą sprowadziły stosunki z Europą, oraz pobyt cudzoziemców, szczególniej Włochów u nas. Przygotowywała się ona już za Kazimierza, jak świadczy Długosz.
Za Kazimierza Jagiellończyka, gdy posłów cudzoziemskich przyjmowano, obyczajem wschodnim przed posłuchaniem odziewano ich w kosztowne szaty, sadzono potem do wystawnie zastawionego stołu. Za Zygmunta obyczaj europejski wprowadzono na dworze. Same nawet stoły, które dawniej przy ścianach i ławach były ustawiane, w pośrodku zostawując miejsce próżne dla służby, za sprawą Kościeleckiego zmieniły się na kwadratowe, stojące w środku sali i kosztownemi obrusami nakryte. Nie podawano już, jak za Jagiełły, po sto, po sto pięćdziesiąt mis i półmisków na ucztach, ale stół się stał wykwintniejszy.
Począwszy od stylu w budownictwie, aż do sprzętów zmieniło się wszystko; smak wykształcał. Z dawnego obyczaju pozostało umywanie rąk przed jedzeniem. Wiemy o tem z owej przygody w Górnickim wspomnianej, że król, umywając ręce, pierścienie zdejmował i dawał do trzymania jednemu z dworzan, aż raz kosztownego sygnetu zabrakło. Król nie rzekł nic, ale już więcej pierścieni nie powierzał dworzaninowi. Zwyczaj ten mycia rąk mógł wreszcie być zarzuconym, gdyż podówczas z Włoch przyszły do nas widelce, i rękami się przy jedzeniu posługiwać nie potrzebowano.
Ów czepiec, o którym wspomina Bielski, że w nim Zygmunt z młodu chadzał dla tego, aby mu się długie włosy nie rozsypywały, był siatkowy (resedilla), jaki na jednym z wizerunków jego widzimy. Matka Elżbieta, jak wiemy, wielce dbała o piękne włosy synów. Na uroczyste obchody Zygmunt występował w sukni z czerwonego adamaszku, i w takiejże go pochowano.
Wizerunki jego bardzo są liczne i z różnych epok życia. Na medalach (u Raczyńskiego) wiele razy jest wystawiany bez brody i w siatce. Jeden wszakże z tych medalów: „Prawo żywe chce,“ zdaje się być wątpliwym. Z roku 1527 podobny, ma napis: „Magnus et infractus.“ Na innym, na którym król wystawiony w zbroi, z orderem Złotego Runa, i wieńcem róż czytamy: „Deus in virtuti tua.“ Medalów tych, pięknie modelowanych, jest wiele. Portret w katedrze krakowskiej, w kaplicy Zygmuntowskiej, z rozkazu Anny Jagiellonki umieszczony, wystawia króla w tradycyjnej szubie ponsowej, okładanej sobolami. Na ramach herby województw.
Wizerunki w pomnikach w Krakowie, tamże na domu, który w r. 1514 był własnością Jana Bonara. („Ojcz. Spominki“ Grabowskiego 1845.)
Pieczęć rytował Kielesiński.
Drzeworyty znajdują się w kronice Miechowity; tam też popiersie Bony i małego Zygmunta Augusta z papugą. Na statutach wydanych w roku 1602 w Zamościu jest portret z podpisem: „Regis Sigismundi facies Jove digna vel ipso — Jupiter est patriae nec minus iste suae.“ W statucie Herburta, 1570. Przy: „Oratio funebris in mortem Divi principis Sigismundi I,“ Math. Franconii.
W zbiorach T. Zielińskiego okazywano stary wizerunek, ale ze wszech miar wątpliwy.
W katalogu galeryi Stanisława Augusta było kilka portretów Zygmunta Starego. Wizerunek ośmiokątny, król w koronie na głowie, z berłem i jabłkiem, w sukni jasnej złotem szytej, ceniono na 150 dukatów. Inny był robiony w młodości; inny w ubraniu czarnem; inny jeszcze w całej postaci i t. d.
Piękną pamiątką zamiłowania króla w sztuce jest jego ołtarzyk w katedrze krakowskiej srebrny, który błędnie czasem za wyrób króla poczytywano. Jest rzeczą wielce wątpliwą i mało prawdopodobną, ażeby Zygmunt Stary, jak później Zygmunt III, miał się złotnictwem zabawiać. Sztukę jednak lubił, obrazy dla niego zakupowano, nietylko włoskie, ale i hollenderskie. („Ojcz. Spom.“ 249.)
Wizerunków Bony jest też dosyć. Na medalach popiersie z profilu. Na jednym z nich, z r. 1532, królowa w czepcu, pierś ma wydatną, na szyi manele. Inny jest wizerunek w czepcu, w sukni z wysokim kołnierzem z tyłu podniesionym, część głowy osłaniającym: „Fortis Bona prudens.“ 1540. Na innym ma głowę owiniętą, suknię z futrem, wyszywaną, perłami sadzoną; twarz stara.
Grobowiec w Bari, w Apulii, w chórze za wielkim ołtarzem, wystawiono kosztem Anny Jagiellonki w r. 1593. Sarkofag z marmuru czarnego; posąg klęczący z białego; strój wdowi. Obok dwie piękne figury mają wyobrażać Polskę i Litwę; są też dwaj biskupi, oraz popiersia malowane kilku królów.
Obraz w kościele w Krzemieńcu wystawia królową w stroju wdowim, czarno ubraną; na wierzchu ubrania purpura, na głowie korona, z pod której wysuwa się biała zasłona.
Portret był w Pińsku u Franciszkanów; inny w zbiorze ś. p. księcia Jeremiego Worońskiego.
W Sybilli w Puławach miniatura w sukni różowej, stan długi.
Kameę rzeźbił Jacopo Caraglio: medale współczesne Giov. Paolo Poggini.
Drzeworyt w Statutach Zygmunta I (u Vietora 1524 i t. d.)
Wizerunek królewny węgierskiej i czeskiej Anny, córki Władysława Jagiellończyka, zmarłej 1547, znajduje się w Wiedniu, w Ambrasersammlung.
Jest i sztych w zbiorach Ossolińskich z napisem: „Anna Vladislai Poloniae et Bohemiae Regis filia, 1503 — 1547.“ Cała postać, strój królewski.
„Po zgonie Zygmunta Starego — dodaje Bielski — wszystka Korona prawie w żałobie przez cały rok chodziła, i nawet sromota była z domu na ulicę bez czarnej sukni prostemu człeku wyjść.“
Musimy tu przypomnieć, że noszenie żałoby po panujących od najdawniejszych czasów było obyczajem w Polsce. Ustawały zabawy, muzyka, śpiewy, tańce, wszelkie objawy wesela.
Oznaką żałoby u mężczyzn i kobiet były kaptury. Żadnych ozdób i błyskotek nie przywdziewano; panny zrzucały wieńce, które zwykły były miewać zawsze na głowie; biesiady głośne w mieście były zakazane. W ratuszach, w izbach radnych, po większych miastach, w Krakowie, Poznaniu i t. p. czasu żałoby ściany i stoły były pookrywane czarno. Krój sukien żałobnych, oprócz kapturów, odznaczał się długiemi kołnierzami, zwisłemi rękawami.
U dworu, po zgonie osób do rodziny należących, żałoba była surową. Po śmierci ciotki Anny Jagiellonki, Zygmunt III, któremu ona „matuchną“ była, nietylko suknie nosił czarne, ale dwór cały przyodział w kir, konie okrywano tak samo, nawet nakrycia stołu, serwety na chlebie czarne były.
Pokoje króla i królowej całe były wybite kirem. Brała żałobę chorągiew królewska; proporce, zbroje, rzędy na konie dawano czarne. Król Zygmunt III przy żałobie nosił niemiecki kapelusz wysoki, czarną suknię, płaszczyk do łydek. Baldachim, pod którym siadywał, podłogi suknem żałobnem okrywano. Powozy też były do żałoby zastosowane. W takim przybyła na dwór wdowa po Wapowskim.
Panowie całe półki swe przebierali na czas żałoby, jak np. Leszczyński wojewoda bełzki po stracie żony.
Na pogrzebie Zygmunta III królewicz i panowie szli w kapach z sukna czarnego, z kapicami na głowach; rękawy i suknie same wlokły się długie po ziemi. Laboureur wzmiankuje, że w Polsce noszono żałobę „en toile noire,“ a ubranie głowy i kołnierz z płótna surowego, żółtawego, niebielonego.
Zrzucano żałobę chwilowo tylko w wielkich wypadkach, jak krajczy Radziejowski na przyjęcie Maryi Ludwiki. Zdejmowano ją z pewną uroczystością, a niewiasty naówczas przebierały się naprzód zupełnie biało.
Grób Barbary Zapolskiej, pierwszej żony Zygmunta I-go i córki jej starszej Anny (1520), otwarto dla restauracyi w r. 1874. Po zdjęciu wieka metalowego okazało się, że wewnątrz nie było trumny drewnianej, ale dwie trzecie kruszcowej napełnione kośćmi, prochami, a nawet kawałkami gruzu i cegieł. Na tem wszystkiem leżało odwrócone wieko drewniane, a na niem czaszka, kości, włosy, resztki atłasu i aksamitu, kutasu, czepiec siatkowy jedwabny szary i różne części zbutwiałego ubioru, pod temi zaś dwie jeszcze czaszki się znalazły.
Według napisu okazało się, że trumnę tę nową dla Barbary i córki jej Anny sprawił Zygmunt III w r. 1632.