Z życia domowego szlachty sandeckiej/Rozdział VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Sygański
Tytuł Z życia domowego szlachty sandeckiej
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Wł. Łozińsiego
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VIII.
Zwolennicy aryanizmu i ich burdy.

1. Sebastyan Krzesz, ożeniony z Bogumiłą, córką głośnego Aryanina, Erazma Otwinowskiego z Leśnik, przy podziale ojczystego majątku 1552 r. dostał Męcinę w Sandeckiem.[1] Zarażony i nawskroś przejęty nauką aryańską, zaszczepił ją w swej dziedzicznej wsi. Sprowadzeni przez niego z niedalekich Wielogłów[2] dwaj kaznodzieje aryańscy, Marek z Lubowli i jakiś Stanisław, wypędzili stamtąd (1564) miejscowego plebana, ks. Macieja Chełmskiego, poczem zniszczywszy ołtarze, chorągwie i obrazy, wkopali krzyż w pośrodku kościoła i odprawiali po polsku swe nowe obrzędy, które lud pospolity „luteryą“ nazywał. Przez lat 40 trzymali Aryanie w swej mocy kościół w Męcinie, z całym nieruchomym majątkiem plebańskim. Dopiero w r. 1605 kardynał Bernard Maciejowski, biskup krakowski, wyrugował ich stamtąd, a na ich miejsce osadził nowego plebana, ks. Wojciecha Piotrowskiego. Mimo to zacięta walka toczyła się nadal. Dwaj współdziedzice Męciny, Kasper i Jan Krzesze, kłócili się ciągle z proboszczem o dwie zagrody plebańskie i o dziesięcinę kościelną, wyrzucili go nawet z jego mieszkania, aż wreszcie panowie, Stanisław Wieruski i Tobiasz Jakliński, pogodzili obydwie strony 1612 r.
Wymienieni bracia Krzesze przedstawiają w życiu domowem dwa odmienne typy. Kasper żył hojnie, ubierał się w drogi falendyszek brunatny, lecz niechętnie płacił. Borgował ciągle rok w rok, długi swoje wpisywał własnoręcznie do księgi kupieckiej i zawsze obiecywał zapłacić „na oznaczony czas“, albo „jak najprędzej będzie mogło bydź“.
Jan również bogaty, chodził w karazyi zielonej, czerwonej i lazurowej, wypłacał jednak rzetelnie kupcowi, a nawet mieszczanom sandeckim wypożyczał pieniędzy, mianowicie Stan. Zabrzeskiemu 100 złp., Krzysztofowi Jopkowi 78 złp., Stan. Rogalskiemu i Mateuszowi Kotczemu po 2.000 złp.[3]
W r. 1623 uwolnił z poddaństwa Gardonia listem następującej treści: Wiadomem czynię, komu to wiedzieć należy, iż ten Stanisław Gardoń, syn niegdyś zmarłego już nieboszczyka, Jana Gardonia, jest uczciwie spłodzony ze ślubną sobie żoną, Anną Woiszówną z Krasnego. Daję tedy o nim świadectwo pewne i nieodmienne, iż jest syn legitimi thori, bo się w mojem poddaństwie w Męcinie urodził. A iż jestem od niego proszony, abym go jako swego ojcowicza uczynił wolnym od poddaństwa; tedy go już czynię wolnym wiecznymi czasy, żadnego prawa już sobie do niego nie przywłaszczając, ale go wcale wolnym i swobodnym czyniąc z mojego poddaństwa i państwa. Na co dla lepszej wiary i pewności ręką się swą podpisuję i pieczęć moją przykładam. Dan w Męcinie w dzień św. Krzyża 1623. Jan Krzesz.
Podobnie uwolnił 1626 r. Bigosa alias Marcina Koczkosza. Zawsze jednak żądał od nich pewnej poddańczej uległości, chociaż już dawno mieszczanami byli.
W r. 1633 potrosze napity Jan Krzesz, usiadł na ławce przed domem szychtarza w Nowym Sączu. Przechodził tamtędy Stanisław Gardoń i nie dość nizko skłonił się przed nim. Krzesz chwycił za karabelę z pochwą i wypłazował go po grzbiecie. Gardoń odwraca się, obejmuje napastnika za ramię, ten zaś bezzwłocznie policzkuje go raz i drugi. Silny Gardoń zniecierpliwiony, pochwycił Krzesza oburącz przemocą, posadził na ławie i trzymając potężnie, pyta: Czemu mnie panie bijesz? Niewinienem ci nic! Pan Krzesz woła na czeladź. Usłużni pachołcy, przybiegają czem prędzej, odrywają Gardonia, wpychają go do domu, i łagodzą pana swego, który gwałtem porywał się do korda. Rozgniewany Krzesz wniósł skargę do sądu, iż go Gardoń zelżył i napadł na niego z rusznicą w ręku. Ale świadków nie było, tylko sławetny Stanisław Mętka, sukiennik sandecki, przypatrywał się temu zajściu z daleka, a na żądanie Krzesza opowiedział przed urzędem radzieckim, jak istotnie było. Dozwolono więc Gardoniowi oczyścić się przysięgą: „Jako pozwowi żadnej przyczyny nie dał, i jako się nań zbrojną ręką, ani strzelbą nie porwał, i jako mu słów nieuczciwych nie zadawał“.[4]
Jaki zaś był stosunek Krzeszów do reszty ludności katolickiej, a zwłaszcza mieszczaństwa sandeckiego — jakie w mieście wyprawiali burdy i jakich dopuszczali się gwałtów — dowodzą nam poniżej przytoczone fakta, zapisane w aktach miejskich i grodzkich sandeckich.
Dnia 4. października 1640 r. Władysław i Abraham, synowie Jana Krzesza z Męciny, konno i zbrojno, jak zwykle szlachta, opuszczali właśnie gospodę Jana Zięby w Nowym Sączu, w towarzystwie dwóch swoich pachołków, Józefa Nierody i Wojciecha Debskiego. Mimo wsiadających przechodził Jan Kołodziejczyk, alias Raszkowicz, przedmieszczanin sługujący szlachcie: spojrzał ostro, nie ukłonił się i poszedł dalej. Zdaje się, że mu się wyrwało jakieś słówko, ubliżające Aryanom, bo Abraham Krzesz, w dołomanie sutym czerwonym mając dosiadać konia, zwraca się obrażony i woła:
— „Chodź sam, chłopie!... komu służysz?“
— „Jegomości panu Jędrzejowi Rzeszowskiemu!...“ — ostro odpowiada Raszkowicz i idzie dalej, sparłszy rękę na szabli.
W tej chwili państwo Rzeszowscy wyglądali ze swej gospody, a widząc zaczepkę, chcą wołać Raszkowicza. Zofia Potoczkówna, służąca gospodna Agnieszki Wolińskiej, odzywa się uprzejmie: „Pójdę ja po niego“ — biegnie i woła, aby szedł natychmiast do pana. Zwrócił się, idzie. Wtem Władysław Krzesz, dosiadłszy konia, dojeżdża, a zbliżywszy się, powtarza pytanie: „Chłopie! komu służysz?...“ a potem uderza go w łeb obuchem toporka, który trzymał w ręku. Uderzony zgiął się z boleści i pyta: „Com Waszmości zawinił?...“
Krzesz zaś zapamiętały w gniewie bije go kilka razy, aż się spadało toporzysko u siekierki jego. Więc Raszkowicz ze swej strony, pytając groźno: „Com Waszmości winien?“ — dobył szabli i natarł. Widzi to Abraham Krzesz, już dosiadłszy konia, więc wołając: „bij, zabij!“ — pędzi w pomoc bratu: za nim spieszy pachołek także zbrojno i konno. Raszkowicz, czując widocznie przemoc, z szablą w dłoni uchodzi do gospody Jerzego Kieszkowskiego, gdzie stał pan jego. Lecz Krzesze zajeżdżają drogę i nacierają. Wpada więc do gospody Wojciecha Skowronka, rymarza, gdzie miał konia swego, i zawiera bramę. Krzesze wołają: „Otwieraj!...“ i strzelają 18 razy, mierząc w szczyt dachu, a za każdym strzałem powtarzając wołanie.
Zbiegają się tłumnie mieszczanie i byliby się ich może imali, lecz nadbiega i czeladź ich zbrojna. W sąsiednim domu mieszkał sławny malarz, Floryan Benedyktowicz,[5] właśnie nieobecny. Żona jego Jadwiga, bojąc się pożaru od strzałów w dach, wysyła chłopca z wodą na górę od wszelkiego wypadku. Na górze suszyły się obrazy Świętych, w naprawie będące, poświęcone. Kulki padały gęsto, a jedna z nich ugodziła i zdziurawiła obraz. Chłopiec ze strachem i zgrozą zbiegł i zeznał, co się dzieje, a nabożni katolicy załamali ręce.
Tymczasem Krzesze i słudzy ich zeskoczyli z koni i wywalają wrota. Jadwiga Skowronkowa, ufna w prawo, woła: „Przebóg panowie! nie czyńcie gwałtu domowi memu pod niebytność męża!...“ Lecz już wywalili wrota, Raszkowicz umyka w zaułki. Władysław Krzesz dopada i naciera. On się złożył, odparł i jeszcze sam zaciął go w rękę. „Bij, zabij!“ wołając, przybiega Abraham Krzesz i chwyta Raszkowicza. Mocują się oba nawzajem. Wtem nadbiega pachołek Krzesza, czerwono ubrany, a widząc pana swego rannego, podskoczył i ciął Raszkowicza w głowę. Abraham go wypuścił z rąk, a on padł na ziemię. Gospodyni ciągle lamentuje: „Nie róbcie gwałtu domowi memu“. Ale nie zważają na to i sieką powalonego, a ranny Władysław po trzykroć się zwracał, siekł go i deptał nogami. Zadali mu śmiertelnych ran 23, pomimo wołania o litość i wzywania imienia Boskiego i Najśw. Maryi Panny. „Dla Boga! dosyć ma, jużeście zabili, wy zbójce!“ — powtarza zrozpaczona Skowronkowa, załamując ręce. Pachołcy skoczyli ku niej, lecz uciekła z pośpiechem i zawarła się w izdebce. Porwali jej parę chust, ustąpili jednak na odgłos dzwonka. Zygmunt Gądek, stary kramarz, stojąc na parkanie, przyglądał się zajściu; a widząc padającego Raszkowicza, skoczył po księdza, który przybiegł co tchu z Najśw. Sakramentem — ale zastał już trupa!
Pachołek Krzeszów biało ubrany, ciągle uwijał się konno, strzelając w dachy, a nie wiedząc, o co właściwie chodzi, przybiegł i pyta niewiast gromadki, stojącej przed bramą, co się dzieje? — „Zbójco!... zabiłeś człowieka i pytasz się jeszcze?...“ Chciał je ciąć, lecz odskoczyły, strzelił tylko ponad niemi. Niewiasty jęły krzyczeć na gwałt! Wywoływały na Aryanów i cieszyły się, że Krzesz także nieco oberwał. Słysząc to pachołek, skoczył w zaułki, obaczył trupa i jeszcze go rąbnął, wołając: „A zaciąłeś mego pana!“
O tych wszystkich wybrykach Krzeszów świadczyło i zeznawało kolejno przed urzędem radzieckim 10 świadków, a między nimi Stanisław Wójtowicz, rajca, Jerzy Kieszkowski i Wojciech Tymowski, ławnicy sandeccy.[6]
W mieście powstał wielki rozruch, zadzwoniono na ratuszu, zgromadzili się zbrojni mieszczanie, otoczyli dom i uwięzili obydwóch Krzeszów. Zmrok już zapadał, gdy ich prowadzili do grodu, gdzie zawarci do wieży szlacheckiej.
Miasto, ujmując się za swym przedmieszczaninem, wytoczyło proces o zabójstwo Raszkowicza i przestrzelenie obrazu. Zwłoki i obraz, wystawione na widok publiczny, rozjątrzały katolicką ludność. Ubolewano nad zabitym, oglądano ciężkie jego rany, modlono się za duszę nieszczęśliwego, którą wyzionął tak niespodziewanie i bez zaopatrzenia św. Sakramentami. Gdyby nie przeszłość jego naganna, byłby lud w nim wielbił męczennika, poległego za wiarę, lecz wobec nagannej niedawno przeszłości jego, trudno było poległego Raszkowicza ozdobić wieńcem męczeństwa. Przed obrazem zato modlono się bezustannie, nabożnie całując przestrzelone miejsce i prosząc Boga, aby nie karał miasta za grzech tak ciężki, popełniony przez Aryany!
Uwięzionym Krzeszom dawało miasto na strawne 12 gr. dziennie na obydwóch; kosztowało to przez 11 tygodni i 2 dni 33 złp. 6 gr.[7] Jeden z nich, Abraham, upatrzywszy chwilę dogodną, wymknął się z wieży grodzkiej i uchodził spieszno, ale mieszczanie mieli się na baczności; zawarto bramy miejskie i pochwycono go, a do grodu wniesiono protest, że się wyłamuje z pod prawa. Pouczeni tem doświadczeniem, nie dowierzali straży grodzkiej nadal, owszem wprost oświadczyli, że sami odtąd czatować będą. Wyznaczono do tego 30 mieszczan, sąsiadów zamkowych, którym za trud płacono piwo; sługom zaś miejskim sprawiono latarnie, aby mogli w nocy poznawać ludzi. Tymczasem do trybunału w Piotrkowie posłano Jana Koszwica, rajcę rusznikarza, dając mu na drogę 50 złp.
Święta Bożego Narodzenia obchodzili więźniowie w wieży po swojemu. Zażądali świec i wina kwaterkę do komunii, którą Aryanin przyjmował, jako obrządek pamiątkowy. Nie odmówiono im tej pociechy. Trybunał piotrkowski potępił winowajców i mieli dać gardło. Krewni ich i przyjaciele wdali się w pośrednictwo, lecz miasto obstawało za ukaraniem zbrodni.
Dnia 22. marca 1641 obaj więźniowie, przyjąwszy komunię po aryańsku, zostali wyprowadzeni na śmierć. Pisarz miejski przeczytał wyrok śmierci o zbrodnię mężobójstwa i obrazę Majestatu Bożego przez postrzelanie obrazu świętego, za co dostał 1 złp. 15 gr. Abrahama Krzesza ścięto, a kat za ten trud krwawy otrzymał 2 złp.; grabarze od pochowania zwłok 1 złp. O głowę zaś Władysława Krzesza, za usilnem wdaniem się Lubomirskich, mianowicie Stanisława, wojewody krakowskiego, i jego syna Jerzego, starosty sandeckiego, Regina Raszkowiczowa, żona zabitego Jana, ugodziła się z rodziną Krzeszów (właściwie z Janem Krzeszem, ojcem Abrahama i Władysława) za 1.000 złp.[8] Przy tej ugodzie z przyjaciółmi Władysława Krzesza, zjedzono ryb i wypito wina za 4 złp. Wydatki poszczególne wpisano do księgi wydatków miejskich; zajście całe wciągnięto do księgi wójtowskiej. Uwolniony Władysław Krzesz pokwitował miasto z wszelkiej zemsty osobistej i prawniczej, a kwit ten wniesiono do grodu sandeckiego 22. lutego 1642 r.
2. Nawet publiczne nabożeństwa kościelne bywały nieraz widownią fanatyzmu i nietolerancyi aryańskiej. OO. Franciszkanie w Nowym Sączu odprawiali co piątek w wielkim poście nabożeństwo pasyjne, z wystawieniem Najśw. Sakramentu i stosownem kazaniem, przy licznym udziale miejscowej ludności. W piątek przed drugą niedzielą postu 1651 r., wszedł do ich kościoła Jan Schlichting, syn Wespazyana zagorzałego Aryanina, dziedzica Dąbrowy nad Dunajcem w pobliżu Wielogłów, a usiadłszy w ławce, odwrócił się plecami do Najśw. Sakramentu, przyczem zaczął nieprzyzwoite wyprawiać żarty, z wielkiem zgorszeniem obecnych. Kiedy zaś według ówczesnego zwyczaju, członkowie bractwa Męki Pańskiej wśród kazania dyscyplinę publiczną czynili w kościele — on z lekceważeniem i wzgardą obrzędów kościelnych rzekł do swego pachołka: „Tnij go lepiej kańczugiem“. Ten zaś, nie namyślając się długo, przystąpił do jednego z członków bractwa i wychłostał go tęgo kańczugiem. Na widok tego powstał popłoch i oburzenie niewymowne w kościele. Wskutek tego ks. Bonawentura Mroczkowski, gwardyan franciszkański, wniósł imieniem całego konwentu skargę do grodu sandeckiego przeciwko Schlichtingowi, z powodu zniewagi nabożeństwa i zgorszenia publicznego danego w kościele. Podobną skargę wytoczono także w trybunale lubelskim. Pokazuje się jednak z dalszego przebiegu sprawy, że Franciszkanie pogodzili się ze Schlichtingem i zaniechali procesu.[9]
Burdy obydwóch Schlichtingów, Wespazyana i Jana, powtarzały się jeszcze w późniejszych latach i miały swój wcale niepocieszny epilog. Jako zwolennicy sekty aryańskiej, znieważali w publicznych mowach dopóty imię Boże i Najśw. Maryi Panny, dopóki ich nie doniesiono do króla. W r. 1654 zjechało do Wielogłów 10 komisarzy królewskich: 4 duchownych i 6 świeckich, z ks. Albertem Lipnickim, sufraganem krakowskim na czele. Wysadzona z ramienia królewskiego komisya, napiętnowała Schlichtingów, jako jawnych kacerzy, i kazała ich wydalić z obrębu wielogłowskiej parafii.[10] Wespazyan Schlichting był przytem sprzymierzeńcem Szwedów, w czasie ich najazdu na Polskę 1655 r., zaco gorzko niedługo potem odpokutować musiał. Na mocy prawa polskiego stał się infamis, bezecnym; pozbawiono go zatem majątku i na wygnanie skazano. Król Jan Kazimierz osobnem pismem, wydanem w Krośnie 12. stycznia 1656, nadał Dąbrowę Jędrzejowi Kaweckiemu, wysłużonemu rycerzowi.[11] Wespazyana Schlichtinga pojmano później w Michałowie pod Pińczowem i odstawiono do Stefana Czarnieckiego. Oddany pod sąd wojenny, zakończył życie na szubienicy, jako zdrajca ojczyzny. Zato Jan Schlichting był daleko szczęśliwszym od ojca swego. Jan Kazimierz ułaskawił go reskryptem, wydanym w Warszawie 24. marca 1658, ponieważ pokazało się, że nie tylko zdrady i konspiracyi ze Szwedami nie miał, ale owszem, roty kozackie prowadząc i krwi swej nie żałując, przyczyniał się na Żmudzi do zniesienia nieprzyjaciół koronnych, równo z drugimi cnotliwymi poddanymi królewskimi. Wstawiali się też za nim do króla wojenni wodzowie księstwa Litewskiego, jak niemniej obywatele księstwa Żmudzkiego. Temi gorącemi instancyami spowodowany król, jak sam powiada, mając przytem wzgląd na to, żeby niewinni za winnych nie cierpieli, przywrócił mu Dąbrowę i Klimkówkę z Ubiadem, skonfiskowane poprzednio jego ojcu, Wespazyanowi Schlichtingowi, a nadane Andrzejowi Kaweckiemu; inne natomiast dla tego ostatniego swej przychylności królewskiej zachowując łaski.[12]
3. Ludwik na Zbyszycach Kempiński, haeres haereticus.[13] W r. 1625 pani Kempińska brała na żałobę 12 łokci sukna czarnego icińskiego, 12 morawskiego. Dała w zastaw łyżki srebrne, z których jedną wykupiła w 10 złp. Później znów borgowała sukno czerwone po 32 gr., mając zaś zboże do zbycia, kazała je sprzedać, a pieniądze oddać do sklepu.
Sam pan Kempiński podpisał się własnoręcznie w księdze Tymowskiego 1626 r., iż brał na delię sukna morawskiego 7 łokci i tyleż kiru żółtego. Pismo miał wyraźne, lecz niedołężne. Stara dłoń pana Kempińskiego nie mogła snadź już dźwigać potężnej szabli, to też jego żona zastawiła ją za 6 łokci breklestu czerwonego po 70 gr. i tyleż kiru żółtego, widocznie dla siebie, bo jej służąca brała i zastawiała ową szablę w srebro oprawną. Sama pani ciągle dalej borguje, między innemi 7 łokci pakłaku czerwonego po 80 gr. i kir żółty. Znów zastawiła łyżkę srebrną i siemie. Nie pochodziło to jednak z niedostatku, lecz raczej ze skąpstwa starego męża, który, ściskając pieniądze, 3 córki wyposażył, a synów przeżył. W r. 1631 pożyczył Zygmuntowi Gądkowi alias Siedleckiemu w Nowym Sączu 400 złp. na kupno domu od ks. Jakóba Wistalickiego, z których pokwitowanie wpisał własnoręcznie w księgi wójtowskie 1633 r.[14]
4. Olbracht Rożen na Jeżowie i Wilczyskach, haeres haereticus.[15] W r. 1607 kupuje sukno całymi postawami przez Czechowskiego z Bobowej, płaci czterema snopami klinia, po 10 złp. snop.[16] W r. 1609 brał falendysz jasno-czerwony łokieć po 80 gr. i guzików czerwonych 24, wypłacił złotem. Następnego roku zborgował takiego samego sukna 21 łokci za 56 złp., w przytomności i za poręczeniem pana Mikołaja Żebrackiego. W r. 1615 dał w zastaw czarkę srebrną.
5. Samuel z Marcinkowic Stadnicki. W r. 1625 bierze falendysz po 2 złp. Dla jejmości krawiec Gąska kupuje czarnego sukna za 17 złp. i krajek 6 łokci po 2 gr., sukna czerwonego 5 łokci po złotemu, i znów 3½ łokcia po 4 złp. 12 gr.
W r. 1627 borgował 8 łokci sukna obłoczystego po 5½ złp. a białe i czerwone po 32 gr. Obiecał oddać do 3 niedziel, tymczasem dopiero w rok potem zapisał obrachunek własnoręcznie do księgi kupieckiej. Wziął też dla żony znowu czarnego breklestu 6½ łokcia, dla siebie lazurowego sukna po 2 złp. i kiru. Zebrało się długu 51 złp. 28 gr., który później uiścił.
W r. 1630 sama pani kupowała sobie breklest po 2 złp.; synowi 1½ łokcia takiegoż; mamce swej 4½ łokcia zielonego takiegoż; swemu predykatorowi z Ropek baji 4½ łokcia po 40 gr. Dług przejęła szynkarka Siewierska, mieszkająca w cegielni miejskiej, zapewne za pszenicę do wyrobu piwa, którą od niej brała.
Stadniccy byli Aryanami, a ozdobna szata sprawiona mamce i baja kupiona predykatorowi z Ropek, będą może w związku z chrzcinami według ich obrządku. Aryanie bowiem, oprócz wielożeństwa i rozwodów swobodnych, jak u Żydów i Turków, wprowadzili zanurzanie w wodzie, jako oczyszczenie z grzechów, skąd ich lud pospolity Nowochrzczeńcami lub Nurkami nazywał. Wzdłuż Dunajca dokoła, od Czorsztyna aż po Melsztyn, było ich wszędzie podostatkiem po dworach, jak to już „dziad koronny“ trafnie zauważył, iż zanurzają się w Dunajcu, poszczą w niedzielę, a w piątek wszystko jedzą:

Więc pójdę do Lusławic, choć do Aryanów,
Nieźle też tam musi bydź, bo tam dosyć panów.
Małoć też tam od Żydów coś trochę trzymają,
Mając i tej i owej wiary po kawalcu,
Aleć to nastraszniejsza, że się chrzczą w Dunajcu.
Post nawiętszy w niedzielę, w piątek wszytko jedzą,
Więc tam dyabłu porwani, niechajże tam siedzą.[17]

Głównem ich gniazdem były Lusławice, gdzie też Faustyn Socyn,[18] założyciel sekty socyniańskiej, czyli nowoaryańskiej, w r. 1604 marny żywot zakończył. Zwolennicy jego nauki odrzucali dogmat Trójcy św.: o Bóstwie Syna Bożego i Ducha św., jak wszyscy starzy Aryanie. W Lusławicach mieli szkołę wyższą i drukarnię, założoną 1570 r. przez Achacego Taszyckiego, który porzuciwszy później aryańską sektę, darował zbór i domy tego wyznania OO. Reformatom w Zakliczynie 1626 r., a po śmierci w ich kościele pochowany został.
Zdarzenie to przekazała potomności ich kronika klasztorna w następujących słowach: Jaskinię oną łotrowską i synagogę aryańską, wraz ze szkołą akademicką, darował OO. Reformatom. Wszystko to bezzwłocznie rozwalili wielebni bracia, drzewo jedno obrócili na potrzebę rozmaitą, drugie popalili. Wkrótce potem szlachta sąsiednia i lud obojga płci przyjęli wiarę świętą. Między osobami znakomitemi: Abraham Łoszowski, arcyrabin ich czyli arcymistrz, odprzysięgając się aryanizmu, przykładem swym wielu pociągnął do winnicy kościoła rzymskiego. Achacy Taszycki zaś, oświecony światłem wiary, nawiedzał często kościółek Matki Boskiej Anielskiej, uważnie słuchał słowa Bożego, odżywiał się często świętościami Pańskiemi, a braci zakonnej świadczył wiele dobrego, jałmużny szczodrej. Kończąc żywot, przygotowany od nich do śmierci, zwłoki swe kazał złożyć w grobie kościoła Matki Boskiej Anielskiej. Wypełniono życzenie. Po zgonie jego, syn jedyny i dziedzic pozostały, nietylko że ojca naśladował w wierze, ale nadto, znęcony obcowaniem i religijnością Minorytów, przywdział suknię św. Franciszka, którego imię przybrawszy, został gorliwym nie tylko braciszkiem, ale i księdzem przykładnym.[19]
Charakterystycznem jest, że Jerzy Tymowski, gorliwy katolik, ilekroć w swej księdze kupieckiej przekreślał spłacony dług któregobądź z Aryan, czynił to zwykle z pewną niecierpliwością, mocno przyciskając swe pióro zmaczane w kałamarzu.
6. Stanisław Otwinowski z Rzegociny, w r. 1569 pożyczył Spytkowi Jordanowi 1.600 złp., i jako zastawny dzierżawca, zamieszkał w Rozdzielu. W r. 1614 widzimy go w służbie Sebastyana Lubomirskiego, gdzie zastąpił dotychczasowego starościńskiego faktora, żyda Wulfa z Wiśnicza. W rok po śmierci starosty (1628) przeniósł się do Stanisława Lubomirskiego, wojewody ruskiego, i był jego pisarzem skarbowym w Nawojowej, za rządów Krzysztofa Ochętkowskiego. Jako pisarz prowentowy zamożnego pana, ubierał się w falendysz błękitny po 5 złp. łokieć, chodził także w czerwonem suknie po 33 gr. i brekleście po 66 gr.; dał nawet do przechowania Tymowskiemu zaoszczędzonych 60 talarów. Mimo to potrzebował jeszcze pieniędzy, to też przez Jędrzeja Halinowicza przysłał w zastaw noszenie z dyamentami. Tak cenny klejnot przypadł widocznie do smaku Tymowskiemu, bo zaufał na razie i dał 60 złp. Wkrótce potem oddał kupcowi 100 złp., a był jeszcze winien 31 złp. Złożył też niebawem swoje urzędowanie nawojowskie w ręce Adama Otwinowskiego, którego Tymowski nazywa „lutrem“. Otwinowscy więc byli Aryanami, bo takiem przezwiskiem obdarzał kupiec wyłącznie aryańską szlachtę.
7. Sebastyan Bobowski, włodarz dóbr Świniarska, biskupstwa krakowskiego, oraz Szymanowic, probostwa w Wiślicy. W r. 1617 sługa jego wierny, Nieprzycki, brał dla niego falendyszek po 28 gr., a sukno czerwone po 13 gr. dla chłopca pańskiego. Twardy to był płatnik ów włodarz biskupi, skoro 13 złp. za siebie i syna wypłacił dopiero po 12 latach. Nie dziw przeto, że w r. 1619, kupując falendyszek po 80 gr., musiał dać w zastaw futro kunie, bo Tymowski nie chciał nic dać. Następnego roku za takiż falendyszek zastawił łańcuszek złoty, a resztę pańszczyzną miał odrabiać[20] niejaki Kurowski, włodarz z Barcic i kolega Bobowskiego. Ale widocznie niesporo szła ta robocizna barcicka, bo panu Bobowskiemu nie poprawiła kredytu u kupca, to też 1628 r. za 3 łokcie breklestu musiał zastawić kubek srebrny.
Ks. Aleksander Wiesiołowski, proboszcz z Wiślicy, jadąc do Rzymu 1638 r., potrzebował pieniędzy i chciał ich pożyczyć u swego włodarza, który natomiast zaproponował sprzedaż roli sierocińskiej po kmieciu Długołęckim w Szymanowicach. Ksiądz wszedł w ugodę i sprzedał rolę, a pan włodarz zamyślał wystawić na niej folwark. Takie samowolne postępowanie pana włodarza i szafowanie cudzem mieniem nie podobało się sąsiadom. Udali się więc ze skargą do biskupa krakowskiego, Jakóba Zadzika, ten zaś nakazał włodarzowi, aby natychmiast odkupił rolę Konieczkowi, wnukowi Długołęckiego po kądzieli. Tak się też stało.
8. Jan Bobowski z Brzeznej. W r. 1605 mieszkał w Łęce, gdzie jego poddany, Feliks Tokarz, zadał „koszturem zakowanym“ 9 śmiertelnych ran Waleryanowi Zmiąckiemu,[21] urzędnikowi Sebastyana Lubomirskiego, kasztelana wojnickiego. Padł on 6. lutego ofiarą gorliwości swej urzędniczej, biciem rozpędzając jadących chłopów i torując drogę jaśnie wielmożnej pani kasztelanowej, Annie z Branickich Lubomirskiej, która właśnie z dóbr swych nawojowskich zdążała przez Łękę ku Siedlcom, w odwiedziny do syna swego Stanisława Lubomirskiego, starosty sandeckiego. Tokarza pochwycono niebawem w Nawojowej; czterokrotnie badano go na torturach, ale on ciągle wymawiał się tem, że zabił w własnej obronie, pobity i poraniony przez Zmiąckiego. Nie pomogła jednak owa wymówka i musiał dać głowę pod topór kata.[22]
Jan Bobowski był Aryaninem. U niego to w Brzeznej zabito podczas rozruchów chłopskich Sebastyana Sternackiego, słynnego drukarza aryańskiego,[23] którego córkę Elżbietę pojął za żonę brat jego, Paweł Bobowski.


∗                    ∗

Owe rozruchy chłopskie skierowane były przeciwko Aryanom w Sandeckiem dlatego jedynie, że sprzyjali Szwedom, kiedy ci wrogowie opanowali Małopolskę z rozkazu króla swego, Karola Gustawa. Podburzeni chłopi obietnicami, po rynkach i z ambon głoszonemi,[24] iż za wytępienie Szwedów będzie im wolno łupić majątki Aryanów, nie dali długo na siebie czekać. Po pogromie tedy Szwedów pod murami Nowego Sącza 13. grudnia 1655 r., kupa 3-tysięczna zbrojnego gminu, złożonego z chłopów polskich i ruskich, wpadła do miasta,[25] gdzie 14. grudnia złupili piwnice w zamku królewskim, pieniądze poborowe rozdzielili między siebie i zabrali skrzynię żyda Jonasza Jakubowicza, arendarza młynów grodzkich, z zastawnemi rzeczami.[26]
Z Nowego Sącza wyruszyli do poblizkiego miasteczka Grybowa, z tem większą śmiałością i pewnością siebie, że przeciw Aryanom obwieszczono pospolite ruszenie chłopów. Tu w Grybowie dnia 15. grudnia dowodził nimi Kazimierz Rożen, wysłużony rotmistrz, dzierżawca wsi Łyczanej. Uderzył on najprzód na dwór Krzysztofa Przypkowskiego w Koniuszowej. Rozjuszona ta zgraja, uzbrojona w rusznice, siekiery i inny oręż, gospodarowała tam po swojemu. Podczas gdy jedni od komór drzwi odbijali, skrzynie łupali, drudzy Przypkowskiego męczyli, ogniem palili; na ostatek na dworzec go wywlokłszy, widłami żelaznemi haniebnie przebili i okrutnie zamordowali. Zabrali bydła 10, koni 5, owiec 10, wieprzów karmnych 3, gęsi 50, kapłonów 30, zboża wierteli 100, pieniędzy 300 złp.; obrusów, serwet, ręczników, chustek szytych jedwabiem, złotem, srebrem skrzynię, podlejszych skrzynkę; kobierców 2, kilimów 2, przędzy lnianej 20 sztuk, masła fasek 6, miedzi sztuk 6, łyżek srebrnych 4; strzelby sztuk 6, szabel 2, pancerzów 3, harnaszów[27] 2 pary nabijanych srebrem, misiurkę[28] nabijaną srebrem: kulbak 4 (aksamitna i falendyszowa), płatów 3 (aksamitny i falendyszowy), szor na 4 konie, wojłoków 4, wozów 3; skrzyneczkę z różnymi klejnotami, i płótna półsetków 2; z rydwana falendyszową oponę, z kolasy żelaza poodbijali, budynek wszystek w niwecz zrujnowali, papierów i innych rzeczy wiele zabrali. Żona, Konstancya z Rupniewskich, i syn młody Bogusław, uciekli z życiem w pierwszej chwili napadu.
W pięć dni potem 20. grudnia, puścił się Kazimierz Rożen na czele 150 chłopów do Janczowej, majątku braci Olbrachta i Samuela Kempińskich;[29] tu także brali, co pod oczy wpadło: złoto, srebro, szaty, bydło i konie. Inne gromady chłopskie rabowały w tym czasie dwory aryańskie w dolinie rzeki Białej poniżej Grybowa.
W Nawojowej dzielny Krzysztof Wąsowicz, rotmistrz dragonii królewskiej pułku Stefana Czarnieckiego, który kilka dni przedtem przyczynił się walecznością swoją do oswobodzenia Nowego Sącza z przemocy Szwedów, teraz oręż swój skierował przeciwko Aryanom, wyruszając na czele chłopów do Brzeznej, dzierżawy Sebastyana Sternackiego.[30] Uprzedzona o napadzie pani Anna ze Stadnickich Sternacka, wlazła w łóżko pod pościel, wgrzebała się w słomę i prawie cudem tylko ocalała. Gorzej było z jej mężem Sebastyanem. Wprawdzie poprzednio umknął on szczęśliwie przed czatą wojskową kwarcianych[31] na Litacz, górę lesistą ponad Trzetrzewiną a Męciną, tym jednak razem nie uszedł mściwej ręki rozjuszonej tłuszczy. Dnia 17. grudnia wyśledził go Stanisław Rogalski, organista kollegiaty sandeckiej; pojmano go zatem przy pomocy mieszczanina, Jerzego Szydłowskiego,[32] tudzież chłopa, Marcina Kozła, który obuchem siekiery zadał mu w głowę śmiertelny cios. Zabranymi pieniędzmi jego podzielili się obydwaj mieszczanie. Niebawem jednak Kasper Otwinowski z Janem Bobowskim zjechali znienacka do Brzeznej, pochwycili Kozła i odstawili na ratusz do Nowego Sącza, gdzie za swój śmiały czyn przepłacił gardłem; mieszczanom atoli uszło to bezkarnie.
W dobrach starosandeckich Klarysek stanął na czele chłopskiego ruchu przeciwko Aryanom Grzegorz Kępa, karczmarz z Zagórskiej Woli. Dnia 20. grudnia wpadł na czele 50 chłopów do dworu Jana Podowskiego w Przyszowej, a nie zastawszy go w domu, złupił dwór jego, jak zeznał potem wobec ławników sandeckich Jan Maciaszek z Wolicy, oddany na tortury. W tymże dniu podobny los spotkał dwór Jana Krzesza w Męcinie,[33] zagorzałego Aryanina i zwolennika Szwedów, który bardzo drogo okupił to sprzyjanie wrogom ojczyzny. Wskutek reskryptu Jana Kazimierza, wydanego w Lublinie 25. sierpnia 1656, skonfiskowano mu Męcinę na rzecz królewskiego skarbu, podobnie jak Koniuszowę Stefana i Krzysztofa Przypkowskich,[34] a Lusławice Przecława, Jana, Andrzeja i Krzysztofa Taszyckich, i to dla zbrodni stanu „ob crimen perduellionis“ i innych przyczyn. Skonfiskowaną Męcinę i Koniuszowę nadano Franciszkowi Odrowąż Straszowi i Janowi Marcinkowskiemu, walecznym husarzom sandeckim z pod chorągwi Władysława Myszkowskiego, wojewody krakowskiego;[35] Lusławice zaś Franciszkowi Kobyłeckiemu, Jędrzejowi Borowickiemu i Mikołajowi Jazimirskiemu, wojakom Stefana Czarnieckiego, kasztelana kijowskiego.[36]
Wiadomość o tych krwawych zajściach w Sandeckiem doszła niebawem do uszu króla. Pokrzywdzeni różnowiercy zażądali bezpieczeństwa społecznego. Przypuszczeni do posłuchania, otrzymali obietnicę tak od króla, jako i od dostojników, chociaż król niezbyt gorąco, i raczej z zadziwieniem, niż ze zgrozą, słuchał ich żałoby. Ale Jerzy Lubomirski, marszałek wielki koronny, popierał usilnie ze stronnikami swymi sprawę uciśnionych, wskutek czego ogłoszono po grodach królewski Uniwersał następującej osnowy:
Jan Kazimierz z Bożej łaski, król polski, wielki książę litewski... Doszło nas to wiedzieć, że niektórzy abusi nomine et auctoritate Nostra publikowali to injuriose, jakobyśmy mieli dać jakieś rozkazanie na znoszenie Dyssydentów i ludzi różnego nabożeństwa, a drudzy z tego udania pozwolili sobie domy szlacheckie nachodzić i różne ukrzywdzenia a nawet mordy popełniać. W czem, że pokój domowy i pospolity przeciw wszelkiej Naszej intencyi bywa rozerwany, rozkazujemy: żeby wszyscy na urzędach jakichkolwiek siedzący pilno na to animadwertowali i każdego wykroczonego surowo na gardle karali, kupom tak swawolnych odpór dawali, i każdemu jakiejkolwiek byłby religii pokój według przysięgi Naszej i konfederacyi bezpiecznie zachowywali, wiedząc, że nic Nam na większej pieczy nie zostaje, jako każdemu z poddanych Naszych prawa i zupełne zachować wolności. Na co dla większej wiary i pewności ten Uniwersał, podpisany ręką Naszą i pieczęcią koronną zapieczętowany, chcemy, żeby był po wszystkich grodach przyjęty i publikowany, który jednak nikomu suffragari nie ma, któryby z Naszymi nieprzyjaciółmi miał jakie porozumienie. Dan w Łańcucie 25. stycznia 1656.[37]
Powyższem pismem królewskiem zażegnana chwilowo sprawa różnowierców, wzięła we dwa lata potem daleko gorszy obrót. Na sejmie warszawskim w r. 1658 stanęła konstytucya, wydalająca Aryanów poza granice kraju, z wyjątkiem tych, którzyby chcieli przejść na łono prawdziwego kościoła. Na sejmie 1659 potwierdzono ten wyrok.[38] Wskutek tego jedni Aryanie chcieli przejść na protestantyzm, ale im wzbroniono, rozkazując, aby powrócili na łono katolickiego kościoła. Drudzy położyli nadzieje swoje w dyspucie z katolickimi księżmi, gdzie obiecywali sobie dowieść, że ich wiara z katolicką się zgadza. Przyszło więc w marcu 1660 do dysputy „colloquium charitativum“ w Rożnowie nad Dunajcem, w zamku Jana Wielopolskiego, kasztelana wojnickiego.[39] Ze strony Aryanów stanął między innymi Andrzej Wiszowaty, ze strony zaś katolików ks. Jan Henning, rektor jezuicki krakowskiego kollegium, z ks. Mikołajem Cichowskim,[40] ks. Franciszek Rychłowski, prowincyał Reformatów i inni; dysputa ta jednak spełzła na niczem. Posprzedawali więc Aryanie czem prędzej i niekorzystnie dobra swoje i rozbiegli się w świat; jedni do Siedmiogrodu, gdzie ich przyjął Franciszek Rakoczy i Michał Teleky; drudzy do Prus Królewskich, gdzie zostali gościnnie przyjęci od swego współziomka dyssydenta, księcia Bogusława Radziwiłła († 1669), który tą prowincyą rządził w imieniu elektora brandenburskiego; inni do Śląska, gdzie książę na Brzegu Jerzy III. (1611–1665) pozwolił im czasowo osiedlić się około Kluczborka (Kreuzburg); a największa liczba do Holandyi razem z Andrzejem Wiszowatym,[41] który w Amsterdamie 1678 r. życie zakończył.
Jan Bobowski jednak nie ustąpił z rodzinnego kraju, lecz wyrzekł się odszczepieństwa i powrócił na łono katolickiego kościoła 1659 r. To samo już poprzednio uczynił Paweł Bobowski, zięć zabitego Sebastyana Sternackiego, jak świadczą metryki chrztu kościoła w Podegrodziu 1656 r.
Z powodu banicyi, ogłoszonej Aryanom na sejmie warszawskim, napisał Wespazyan Kochowski (1661 r.) obszerny wiersz, w którym powiada między innemi:

Wender, wender Aryani
Wnukowie Belzebuba,
Którym Boski honor tani,
A z bluźnierstw jego chluba.

Rumujcie się Socyniste,[42]
Ciemne z przedpiekła sowy,
Złe puchacze i nieczyste,
Narodzie wartogłowy.
Pójdźcie z Polski precz szarpacze,
Chrystusa przedwieczności;
I sukienki rozdzieracze,
Którą tkano w jedności.
Woła znowu i podwojski,
Komu jest miła dusza,
Kto nie chce być wygnan z Polski,
Odstępuj Aryusza.[43]









  1. Act. Castr. Sandec. T. 5, p. 494–497.
  2. Aryan do kościoła w Wielogłowach wprowadził Sebastyan Wielogłowski 1557 r. Stąd niebawem rozszerzyli dalej swą nowatorską naukę w Męcinie, Chomranicach, Zbyszycach, Tropiu i Przyszowej, gdzie podobnie zajęli i sprofanowali parafialne kościoły, odzyskane napowrót, wskutek wyroków sądowych, dopiero w latach 1598–1601. W Chomranicach był później pastorem kalwińskim głośny Jan Petrycyusz (Petricius), po nim Stanisław Farnowski (Farnovius, Farnesius), założyciel szkoły i zboru aryańskiego w Now. Sączu, stojącego na przedmieściu za rzeką Kamienicą w miejscu dziś zwanem Piekło, gdzie pod opieką Stanisława Mężyka, starosty grodowego (1567–1584), i jego podstarościego Tobiasza Chomętowskiego, znalazł bezpieczny dla siebie przytułek. W Chomranicach odbył się pamiętny zjazd Kalwinów 12. grudnia 1593 r., na którym zaprzeczano Bóstwo Chrystusa Pana. W tymże czasie był ministrem miejscowego zboru Jan Petrycyusz. Występował on żarliwie przeciwko Socynianom i Aryanom, wskutek czego Stanisław Lubieniecki, minister zboru aryańskiego w Tropiu, ogłosił w Rakowie 1596 roku: „Odpowiedź na artykuły, które już od kilku lat rozsiewa po Podgórzu Jan Petrycyusz, z Chomranic minister“. Tak więc Kalwiniści zwalczali Aryan, Aryanie Kalwinów. Jedna sekta wypierała drugą, jedna drugą darzyła trywialnemi grzecznościami (sic), według swego zwyczaju i sposobu myślenia! W Przyszowej jeszcze w roku 1608 „stała brzydkość spustoszenia na miejscu świętem“, a duszpasterza katolickiego nie było żadnego. To też wizytator biskupi, z ubolewaniem wspominając o tej miejscowości, lakonicznie kończy swoją relacyę: „Omnia, si perdas, famam servare memento“. (Visit. Eccles. per Joannem Januszowski, archidiac. sandec. 1608, T. XXV. w archiw. kapitul. przy katedrze krakow.).
  3. Act. Scabin. Sandec. T. 51, p. 445. T. 54, p. 187, 222. T. 55, p. 720. Act. Consul. T. 53, p. 303.
  4. Act. Consul. Sandec. T. 53, p. 105.
  5. Artis pictoriae insignis professor et magister 1627–1652. Zmarł w czasie morowego powietrza 1652 r. Act. Scab. T. 63, p. 328.
  6. Inquisitio ex parte interempti Joannis Kołodziejczyk alias Raszkowic. Act. Consul. Sandec. T. 53, p. 484–486. — Act. Castr. Sandec. T. 122, p. 511, 518, 527, 547, 1225. T. 273, p. 71–80.
  7. Distributa extraordin. octobri, novembri, decembri an. 1640 et sequ. fol. 29–36.
  8. Act. Castr. Sandec. T. 50, p. 1136–1144.
  9. Act. Castr. Sandec. T. 125, p. 1069, 1107. T. 54, p. 931.
  10. Ex. actis eccles. parochial. in Wielogłowy.
  11. Act. Castr. Sandec. T. 127, p. 715.
  12. Act. Castr. Cracov. Rel. T. 85, p. 1050–1051.
  13. Visit. Eccles. Decanat. Sandec. 1608. Tom XXV.
  14. Act. Scab. Sandec. T. 51, p. 362. T. 54, p. 117.
  15. Visit. Eccles. Decanat. Boboviensis 1607. T. XXIV.
  16. Klinki, klinie, czyli ostrza do szpadel, wyrabiano ze stali węgierskiej, a odstawiano je w pewnej ilości wiązkami, czyli snopami. W Jeżowie (między Grybowem a Bobową) mieszkał w tym czasie Mikołaj, klinkarz, który także do sklepu Tymowskiego odstawiał klinki.
  17. Peregrinacya Dziadowska 1614 r. zob. Kraszewski: Pomniki do historyi i obyczajów w Polsce z XVI. i XVII. wieku. Warszawa 1843, str. 77.
  18. Urodzony w Sienie we Włoszech 1539, przybył do Polski 1579. Przebywał najprzód w Krakowie, wydalony stąd schronił się do Pińczowa, następnie Rakowa, potem w Pawlikowicach pod Wieliczką, gdzie pojął za żonę Elżbietę, córkę Krzysztofa Morsztyna.
  19. Z rękopisu: Dzieje zakonu i klasztoru Reformatorów w Zakliczynie.
  20. Niezawodnie w Żeleźnikowej, wsi miejskiej Nowego Sącza, którą wówczas Tymowski trzymał w dzierżawie.
  21. Proclamatio capitis pro parte Valer. Zmiącki. Act. Castr. Sandec. T. 110, p. 818–820.
  22. Act. Scab. Sandec. T. 22, p. 117.
  23. Najprzód w Krakowie 1592–1603, potem w Rakowie 1606–1633.
  24. Act. Castr. Sandec. T. 127, p. 1119.
  25. Sandius: Bibliot. Antitrinit. Freistadii 1685, p. 244.
  26. Act. Castr. T. 127, p. 657.
  27. Z niem. harnisch — pancerz stalowy, zbroja żelazna, okrywająca piersi husarza.
  28. Rodzaj szyszaka, okrycie żelazne okrągłe na wierzchu głowy husarza.
  29. Act. Castr. T. 127, p. 816, 1363, 1399.
  30. Właściwa Brzezna była własnością Marcina Strońskiego, wydzierżawiona Sebast. Sternackiemu; Wola zaś należała do Mikołaja i Wojciecha Kisielewskich, w dzierżawie Jana i Pawła Bobowskich.
  31. Zygmunt August na sejmie w Piotrkowie 1562 odstąpił czwartą część (quarta) swoich dochodów królewskich na utrzymanie stałego wojska i stałej obrony granic. Utrzymywane z kwarty wojsko, nazwane stąd kwarcianem, składało się przeważnie z jazdy i małej ilości piechoty, stojącej na załodze po zamkach kresowych.
  32. Act. Scab. Sandec. T. 65, p. 234–238.
  33. Act. Scabin. Sandec. T. 64, p. 101, 116, 118.
  34. Z notatek prof. Czubka (Przewod. Bibliogr. 1907, str. 89) dowiadujemy się, jak to Karol Gustaw jednał sobie pieniędzmi Aryan polskich w Sandeckiem. Tak n. p. Mikołaj, Jan i Stefan Przypkowscy otrzymali razem 300 dukatów od króla szwedzkiego 5. października 1655. (Rękop. pol. muz. nar. w Rapperswilu. T. III. z lat 1651–1659).
  35. Act. Castr. Cracov. Rel. T. 85, p. 781.
  36. Act. Castr. Praemisl. T. 384, p. 3.
  37. Act. Castr. Sandec. T. 127, p. 627.
  38. Volum. Leg. T. IV. 238, 272.
  39. Andrz. Węgierski: Slavonia reformata. Amstelodami 1679. Colloquium charitativum Roznoviae habitum a die 10–16 martii 1660, p. 539–586.
  40. O. Mikołaj Cichowski (Cichovius) S. J., pisał dużo i obszernie przeciwko Aryanom w latach 1641–1662, zob. Estreicher: Bibliografia T. XIV. 266–271.
  41. Był poprzednio pastorem aryańskim w Rąbkowej i Roćmirowej w Sandeckiem.
  42. Aryanie, czyli bracia polscy, zwani także: Socynianie, Nowochrzczeńcy, Nurki, Unitaryusze, Antytrynitarze.
  43. Liryka polskie ks. II. pieśń XXV. Kraków 1674.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Sygański.