Album Wileńskie J. K. Wilczyńskiego, obywatela powiatu wiłkomierskiego
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Album Wileńskie J. K. Wilczyńskiego, obywatela powiatu wiłkomierskiego | |
Wydawca | Józef Zawadzki | |
Data wyd. | 1850 | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron | ||
Galeria grafik w Wikimedia Commons |
ALBUM WILEŃSKIE
J. K. Wilczyńskiego
OBYWATELA POWIATU WIŁKOMIERSKIEGO.
(Wyjątek z Athenaeum na rok 1849, Tomu 6-go).
Wilno.
Drukiem Józefa Zawadzkiego.
—
1850.
Pozwolono drukować pod warunkiem złożenia po wydrukowaniu exemplarzy prawem przepisanych w Komitecie Cenzury. Wilno, 1849 roku 30 Grudnia.
Cenzor, Professor b. Uniwersytetu Wileńskiego,
Radźca Kollegialny i Kawaler
Jan Waszkiewicz.
|
ALBUM WILEŃSKIE
J. K. Wilczyńskiego
OBYWATELA POWIATU WIŁKOMIERSKIEGO.
(List do Redakcji Tygodnika Petersburgskiego
poprawny i powiększony). I.
|
Pomówmy trochę o sztuce; jest to przedmiot w tak ścisłym związku zostający z literaturą, że zwykle na zajmujących się nią, spada obowiązek sądzenia utworów sztuki, kierowania niemi na drodze postępu, i zogólnienia a związania w całość stanowiącą historję. U nas piszący, dotąd może, za mało zwracali uwagi na artystów, za mało mieli uprawy artystycznéj sami; literatura przecie znakomity wpływ wywarła na sztukę chociaż niebezpośredni. Chodzi o to dzisiaj, żebyśmy się rozpatrzyli w tém co mamy, i osądzili wartość bogactw naszych. Opracować potrzeba szczegóły, mające posłużyć w przyszłości do obrazu terazniejszego wykształcenia artystycznego. Zadziwiająca jest dla każdego co przeglądał pisma nasze perjodyczne i zbiorowe, szukając w nich wzmianki o obrazach, artystach i w ogólności dziełach sztuki, jak mało, jak przelotne tylko znaleźć można o nich wspomnienia. Zaledwie któś w dwóch wierszach napomknie jak z łaski o tém, co do obszérnego sprawozdania zobowiązywało; najczęściej ani słowa nie ma, gdzieśmy się troskliwego spodziewali rozbioru. Nawet nasze krajowe wystawy niedostatecznie dotąd i jednostronnie po większej części sądzono, tak, że nie mamy i jednego o któréjkolwiek z nich należycie wypracowanego artykułu. A natomiast, ile w sędziach zarozumiałości przy zupełnym braku wiadomości o duchownych i technicznych sztuki warunkach, jakie czasem z trójnogu wyrokowanie pocieszne, co chwila zdradzające niewiadomość najgrubszą i zuchwalstwo najbezczelniejsze!
Tymczasem zaprzeczyć niepodobna, że stan sztuki u nas wart już pilniejszego badania prawdziwych znawców; artyści zwrócili się ku przedmiotom krajowym, możemy mieć choć nadzieję własnej szkoły na przyszłość.
Od lat kilku zwłaszcza, postęp sztuki jest widoczny; weszła lub poczęła wchodzić w życie nasze, zajęła stanowisko jakie ma u wszystkich ludów cywilizowanych, nie wymagają już od niej, żeby śmieszyła lub zadziwiała małpowaniem drobnostkowém natury, pojmują myśl co życie dziełu daje. Dzięki Bogu za to, i poczciwym ludziom co się do otrzymanego przyczynili postępu.
Przedsięwzięcie P. Wilczyńskiego, zwraca tu nasze uwagę ważnością swa, obszernością i znaczeniem artystycznym zwłaszcza. Czyni ono zarówno chlubę i temu co dźwignął taki ciężar bez żadnych obcych pomocy o własnéj sile, własną tylko myślą i gorliwością i ogółowi, dla którego można się było odważyć na podobne wydanie. Przed laty nie daléj jak kilkunastu, nikt pomyśleć nie mógł o podobném Album, nie ściągnąwszy wprzód mecenasów i nie zapewniwszy sobie wcześnie dostatecznéj liczby prenumeratorów; dziś już jakkolwiek to idzie, idzie przecież choć nie bez ofiar ze strony wydawcy, i na piérwszych zeszytach, dzięki gorliwości jego nie ustało. P. Wilczyński miał rzadką odwagę uwierzyć, że jest u nas klassa lubowników sztuki i krajowych pamiątek, by się dla niéj ośmielić można na wydanie tak kosztownego dzieła. Kiedy Smuglewicz myślał o wydaniu illustracji historji Polskiéj, ileż to było z tém zachodu, pracy, kłopotu, starania, jedynie, żeby się zapewnić od przewidywanego upadku i straty. Musiano pierwszy, zbyt gorąco wydany prospekt w roku 1787 obiecujący 200 sztychów, umniejszyć zaraz w r. 1789 na sto tylko. Zachęta i pomoc X. Hugona Kołłątaja (który pierwszy zniewolił ku temu F r. Smuglewicza), Czackiego starosty Nowogródzkiego, Prota Potockiego i X. Seb. Sierakowskiego, ledwie przy powtarzanych odezwach do serc zacnych współ obywateli, zjednały malarzowi trochę prenumeratorów, kosztem których ze stu blach projektowanych, wykonano tylko dziewięć i na nich poprzestano. Na obszerną też skalę pomyślany zbiór widoków i pamiątek Z. Vogla, sztychowany przez J. Frey’a, pomimo osobnéj pod każdą blachą dedykacji, skończył się na dwudziestu dwóch tablicach. Z niemniejszém staraniem, a daleko potężniéj, śmieléj i lepiéj pojęty zbiór P. J. K. Wilczyńskiego, już. dziś do siedemdziesięciu sztuk zgórą liczy, wykonanych najwyborniéj; obiecuje zaś coraz więcej i coraz bardziej zajmujących pamiątek, byleby współczucie ogółu do dalszego wytrwania pomogło.
Co się tycze planu, jaki sobie zakréślił P. J. K. Wilczyński, nic mu zarzucić niepodobna, choć w innych okolicznościach, moglibyśmy żądać zmiany jego. Zbiór ten prześliczny ze wszystkich względów, na pozór uderza brakiem jedności, rozmaitością formatów, wykonania, a wreszcie przedmiotów. Lecz czy mogło, lub powinno było być inaczej? Potrzeba było jednocząc i sprowadzając wszystko w jedną ocisłą ramę, poświęcić najważniejszą dla artystów swobodę rozwinienia swych pomysłów w formie i sposobie im najwłaściwszym, najstosowniejszym przedmiotom. P. Wilczyński okazał tu głęboką znajomość sztuki i ludzi, nie wiążąc nikogo nikim, a nawet sam ustępując ze swą inicjatywą natchnieniu i fantazji artystów. Album wiele dla półznawców zyskać mogło na wysznurowaniu i ujednostajnieniu, na klassyfikacji i metodzie; ale straciłoby niechybnie nie dozwalając każdemu z pracujących rozwinąć się w pełni z całą swobodą w kierunku własnym. Dla tego ryciny i litografje są różnych kształtów, różnej fizjonomji, wykonania i smaku, i tak lepiej.
Co się tycze przedmiotów, ważniejszy jest tu zarzut niesystematyczności, bo niechybnie zabytki architektury, pomniki rzeźby, pamiątki malarskie, zyskują na klassyfikacji i postawieniu obok siebie; myśl porównywa je i wyciąga z zebranych w wiązkę wnioski, do jakich pojedyńcze utwory doprowadzić nie mogły. Ale i tu wydawca, naprzód nic innego nad to co nam daje nie obiecywał, powtóre gdyby się był związał systematycznym planem, niczegoby dokonać nie mógł, alboby się był musiał ograniczyć wydaniem jednego oddziału i jednego rodzaju pamiątek, lub zaniechać wszystkiego. Gdzież są u nas przygotowane materjały do takiego Album jak Du Sommerard’a? gdzie bogate zbiory? wszystkiego szukać potrzeba po Bożym świecie, trochę na oślep, na szczęście; a co się znajdzie, z lego co najprędzej, co najskwapliwiej korzystać. Myślą wydawcy, jeśli się nie mylim, było rozpierzchnione wszelkiego rodzaju pamiątki zjednoczyć, zgromadzić, byle z nich nic nie przepadło, byle każdy przedmiot zajmujący pod jakimkolwiek względem, utrwalił się odtworzeniem tysiączném. Przyjdzie czas i na systematyczniejsze zbiory, dzisiaj nie pora jeszcze.
Zbiór zaś jak dziś jest, dostępny wszystkim, bo sztuki rozchodzą się pojedyńczo nawet, tak jest obmyślany, że i najskromniejsze fortunki cóś z niego mieć mogą.
Dla tego, że wydawca nie dogodził żadnemu z wymagań przedwczesnych lub powierzchownych, wszystko się mieści w tym szacownym zbiorze, i obrazy święte i miejsca pięknością sławne i wnętrza kościołów i sceny historyczne i portrety i freski i starożytne sprzęty i naczynia kościelne i hełmy rycerzy i co tylko Bóg da znaleźć na ziemi, po której tylekroć z mieczem i ogniem przelatywały wojny i łupieże. Plan ściślejszy, pedancki, byłby albo odtrącił wiele z tego co mamy, albo zpowodował rozpoczęcie na taką skalę, na którą żadne w świecie poświęcenie i żadna nawet xiążęca fortuna wystarczyćby nie mogła. Tak więc jak jest, być musiało, i dobrze. Jest jeszcze jeden zarzut (gdyżeśmy wszystkie wyczerpać postanowili) czyniony wydawcy; pytane nas, dla czego nie użył do swojego Album krajowych artystów? Zarzut ten równie jest niesprawiedliwy jak poprzedzające. Naprzód, wydawca użył ich o tyle o ile tylko użyci być mogli, bo wszystkie rysunki przygotowane zostały w kraju i przez nich. Że zaś wykonania litografij i sztychów nie dał w ich ręce, stało się to z konieczności. Spójrzawszy na to, co się w kraju wydaje, i porównawszy z tém, co przychodzi z zagranicy, każdy uzna iż niepodobna było dokonać u nas równie doskonale, lak starannie i artystycznie pomyślanego planu. Wydawcy galerji Ermitażu, którzy P. Paul Petit do odciskania litografij sprowadzili z Paryża do stolicy, nie zdołali przecie dla braku litografów a może narzędzi i t. p. wyrównać zagranicznym utworom tego rodzaju, zwłaszcza pod względem odbicia, papieru it. p. Cóżby to dopiéro było, gdybyśmy się u nas porwali o własnych siłach na podobne wydanie? Oryginalne rysunki pod okiem samego wydawcy, sporządzali nasi miejscowi artyści, jako: PP. Marcin Zaleski, Kryst. Breslauer, J. Chrucki, A. Zamett, K. Rypiński, Fr. Zawadzki, J. Wilczyński, M. Kulesza, K. Rusiecki i inni, Celują tu w widokach; rysunki wyborne P. Sadownikowa.
Najpierwszym wydanym, był widok Ulicy Ostrobramskiéj z kościołem xięży Karmelitów, z umyślnie robionego obrazu Marcina Zaleskiego, prof. szkoły sztuk pięknych w Warszawie, znakomitego malarza wnętrzów i widoków, litografowany przez Victora Adam i Bichebois. Wykonanie tego widoku nic nie zostawuje do życzenia; wypracowanie szczegółów, czystość odbicia, zasługują na największe pochwały; w tym rodzaju nic piękniejszego dotąd nie mieliśmy. W sposobie przedstawienia i dodanych dla ożywienia sceny osobach, możnaby coś zarzucić, ale temu artyści winni nie wydawca. Architektura zbyt się może wdzięczy, zbyt jest wycackana i manjerowana, osóbki zręczne i wybornie ugrupowane, trochę cudzoziemską mają postać, braknie im typu miejscowości, a ołówek litografa poprzerabiał poczciwych litwinów na czystych paryżanów. Ogół wszakże wyborny, ugrupowanie figur smiałe, naturalne, żywe; tłum ten rusza się, słyszymy wrzawę uliczną. Niepodobna było z większym talentem rozrzucić tego mnóstwa ludu, płynącego ulicą w czasie nabożeństwa.
Odwrót wojsk Francuzkich na placu ratuszowym w Wilnie, wykonany został z rysunku nieodżałowanego artysty J. Damela. Damel był swiadkiem téj okropnéj sceny i schwycił ją żywcem z natury; pełno też tu rzeczywistości uderzającej. Ile tu prawdy? Zapominamy patrząc na ten rysunek o grupowaniu, o świetleniu, o wszystkich warunkach sztuki, by podziwiać talent z jakim artysta przeniósł na papier tę wielką scenę, z całą jej straszliwością tak oryginalną. Na dachach leży śnieg, dymy czarnemi słupami uchodzą w powietrze mrozem przejęte, ciężka atmosfera szronów i chłodu, uciska tych przybyszów z pod innego nieba. Trupy koni i ludzi zalegają już ulicę, i wychudłe szkapy dzwigają znużonych łby pospuszczawszy, najeżone, kościste, bezsilne. Każdy z tych niedobitków chwycił na siebie, broniąc się od zimna co mógł, co znalazł; ten ornat z kościoła, ów całun z kruchty, inny przyodziewek kobiecy, inny łachman żebraka przegniły i zwalany, i wąsy grenadjerów poprzymarzały im do chust oddechem zwilżonych, któremi głowy i twarze ostygłe pookręcali. Wzdrygnąć się potrzeba i głęboko zamyśléć! Za temi ludźmi, co tak zobojętnieli idą posłusznie i bohatérsko na śmierć i gorsze od śmierci męczarnie, ile tez macierzyńskich, ile żalów, ile tęsknoty i ile klęsk po ich drodze!!
Wnętrze kaplicy Ostrobramskiéj, odznacza się również jak poprzedzająca litografja, wielkiém wypracowaniem i dokładnością, z jaką najdrobniejsze szczegóły tego miejsca uświęconego głównym obrazem, odtworzone zostały. Pod względem artystycznym rysunek len nie zaspokaja: brak mu głębokości, rozmaitości planów, mass większych światła i cieni; lecz tu wina przedmiotu i punktu, który obrał artysta. Chcąc być wiernym w danych warunkach, potrzeba było być zimnym; szczęśliwiéj się udało temu co też samę kaplicę na drobną skalę do sztychu A. O. rysował. Ale też na małą skalę łatwiéj było wybrnąć z tego zadania; kaplica sama płaska, stawiana była więcéj dla modlących się w ulicy, niż dla tych niewielu co do niéj wchodzili. Może należało ograniczając się odtworzeniem obrazu, zaniechać wnętrza? Zrobiono przecież co było można.
Ilość obrazów cudownych zwłaszcza Matki Bożéj, rozsypanych w prowincjach dawnéj Polski jest zadziwiająca; tłumaczy ją ta cześć dla Bogarodzicy, którą się starzy Polacy odznaczali. Duchowieństwo zmuszone było w XVII w. zwrócić szczególną uwagę na sposób, w jaki artyści Matkę Bożą przedstawiali, i synod dyecezalny Krakowski 1621 za Marcina Szyszkowskiego, zachował nam ciekawą w tym przedmiocie uchwałę. Obraz N. Panny Ostrobramski, należy bezsprzecznie do najdawniejszych u nas, czego dowodzi rysunek postaci, styl obrazu i sposób przedstawienia Bogarodzicy. Nie mieliśmy dotąd tak dokładnego i pięknego wizerunku jego, jaki wydał P. Wilczyński w ozdobnéj chromolitografji, przepysznie wykonanéj. Nowe wydanie przewyższa jeszcze poprzedzające, smakownością ram i pracowitém wykończeniem; odróżnia je od pierwszego tor brunatniejszy i nowego pomysłu ozdoby otaczające.
Widok Werek, z rysunku Alberta Zametta, przedstawia nam to miejsce z pięknie obranego stanowiska, jednoczącego wszystkie elementa pejzażu: massy drzew, wodę, góry i budowy. Wykonanie powierzone P. Victor Adam i Bichebois nic do życzenia nie pozostawia. Równie piękny jest widok Czerwonego Dworu, przy ujściu Niewiaży do Niemna, litografowany przez Jacottet. Wielka biegłość techniczna, znajomość wszystkich warunków sztuki, odznacza paryskich litografów.
Wszędzie czujemy powietrze, plany odcechowują się tonami właściwemi, światła i cienie rozdzielone zręcznie i pełne effektu. Moglibyśmy tylko żądać w figurach tych krajobrazów wszystkich, czegoś bardziéj krajowego, naszego; wiele z nich bowiem, nawet te które miały być nasze, zbyt są wymuszone, za mało mają prostoty, elles posent trop, Victor Adam niechby się wyrzekł swoich wytwornych jezdźców, przypominających gentlemanów Jockey-Clubu, i ślicznemi końmi zaprzężonych karet i koczów, jakich u nas mało. Na ich miejscu wolelibyśmy naszę furę siana, lub żydowską budę lub litewską kałamaszkę z zaściankowym szlachcicem.
Wspaniała Katedra Wileńska, jest siódmym z rzędu widokiem Album naszego wydawcy; znali ją obcy z litografij dawniejszych niewyśmienitych, i z małego sztyszku podobno Ligbera (z rysunku Rustema). Tu ona ukazuje się nam w całej swej wspaniałości, z całą pożyczaną wprawdzie klassyczną swą prostotą i charakterem majestatycznym, jaki ma niewątpliwie. Devoy, jak inni użyci przez wydawcę rysownicy, wykonał ten widok wybornie, nawet figurki użyte do ożywienia pierwszego planu, mają charakter miejscowy. Lecz jednym z najpiękniejszych, jest niewątpliwie wnętrze kościoła Pana Jezusa na Antokolu, rysowane na kamieniu przez tegoż artystę. Tu często trudne dla innych mniej wprawnych zagadnienie, połączenia effektu ogólnego z wykończeniem szczegółów, rozwiązane zostało zwycięzko. Każda drobnostka, ozdóbka, gzemsik, gipsatura, są jak Francuzi mówią, d’un rendu merveilleux. Nic tu nie ma poświęconego, nic zaèmionego umyślnie dla ogólnego effektu, nie na chybi trafi zakreślonego każda rzecz osóbno wzięła jak w naturze obejrzeć się daje, a jednak i całości téj litografji nie zbywa na ogólnym effekcie. Nagrobek Sapiehy, będący po prawéj ręce kościoła, tak pracowicie na drobniutką skalę dokonany, że służyć może za rycinkę tego pomnika. Osoby w kościele znajdujące się, dziewczęta litewskie, starzec w dawnym stroju, xięża, doskonale schwyceni; ugrupowanie ich naturalne, niewymuszone a umiejętne. Litografja ta do celnych ozdób Album należy.
W innym rodzaju lecz niemniéj piękne, są litografje wyobrażające sławne freski p. Dankörsa (właściwiéj Danckerts’a). Wyprowadzenie zwłok S. Kazimierza i Cud wskrzeszenia dzieweczki przy grobie świętego. Obrazy te są jednym z najpiękniejszych w Wilnie sztuki zabytków; nieszczęściem zdają się być po wojnie 1661 odnawiane, a nie zawsze wiernie i troskliwie, czego ślady na murze pozostały. Kompozycje to są wzniosłe, pięknego charakteru, stylu pełne, ugrupowanie w nich umiejętne, typy twarzy narodowe, stroje właściwe, draperje smakowne i dobrze traktowane, głowy ślachetne, rysunek poprawny; wszystko to czyni te pomniki sztuki XVII w. pod wszelkiemi względy dla nas szacownemi. Umieszczone na murze, uledz mogą nieprzewidzianemu zniszczeniu; dotąd chociaż wiemy, że rysunek ich schwytał na papier pracowity W. Smokowski, nie wydano go nawet w obrysie, i pierwsze piękne odtworzenie ze starannego rysunku K. Rypińskiego winniśmy Wilczyńskiemu; za co prawdziwą winniśmy mu wdzięczność. Jestlito dzieło Danckerts’a (i to wątpliwa jeszcze) malarz ten i budowniczy, tu dopiero w całym swym blasku niezaprzeczonego talentu, objawia się raz pierwszy. Dotąd za granicą ledwie kilką słowami wspominany, Danckerts niewłaściwe i podrzędne miał miejsce; uznawano go tylko portrecista, a wydanie fresków da poznać nowego i znakomitego kompozytora, gdzie dotąd widziano tylko artystę mało uznanego talentu. Z dzieł Danckerts’a sztychowanemi jedynie były przez J. Falcka, P. de Jodel, J. Meissens’a i W. Hondius’a, portrety, których całkowity zbiór nie dochodzi dwudziestu.
Widoki w mniejszych formatach, jeśli nie przechodzą wdziękiem wykonania wyżéj wzmiankowanych, to im przynajmniéj wcale nie ustępują. Niektóre nawet są w rodzaju swoim arcydziełami. Victor Adam i Bichebois, wybornie potrafili wdzięczną a pańską rezydencję Werek, odtworzyć, i wtajemniczyć nas w zachwycający, a smaku pełen przepych, przypominający najpiękniejsze europejskie pałace wielkich panów.
Mijając inne, cóż to za przepyszna sala jadalna, strojna w zbroje rzadkiéj piękności XX. Radziwiłłów; jaki roskoszny ogród zimowy, jak smakowny wjazd w podwórzec? Ten zrujnowany 'Zakret, ileż to nam przywodzi pamiątek swemi opadłemi murami? jak piękne miejsce, i jak piękny jego rysunek; jak tam dziś cicho, spokojnie i pusto!
Któż z nas, cóśmy w Wilnie mieszkali, z roskoszą także nie spójrzy na inne okolice miasta po raz pierwszy, tak smakownie i artystycznie odjęte z natury! jak to wszystko prawdziwe i jak w miarę wyidealizowane, jak prześliczne drzew massy, jaka nienaśladowana mechaniczna zręczność we władaniu ołówkiem, jaki smak w najdrobniejszém szczególe. Nawet kłoda na pierwszém planie rzucona daje poznać artystę. Widzimy wspaniałe mury Antokolskiego Ś. Piotra, dzieła, na które pobożny Pac tyle wysypał pieniędzy, dla którego tylu sprowadzał artystów, które tak con amore wykonywał do śmierci, przekazując zachowanie potomkom. Punkt, z którego rysownik schwycił okolicę Antokola, dobrze jest wybrany i niezwyczajny.
Widok przedmieścia Snipiszek, z figurą Zbawiciela z obrazu Chruckiego choć mniéj malowniczy, talentem autora zajmującym się stał utworem. Rybiszki wybornie przedstawiają się ze swym leśnego ustronia charakterem, nacóż i tu ci jezdzcy Adama na mostek wpadli? Drzewa prześliczne, zwłaszcza jodły ze swemi ciemnemi massami effektu pełne. Tuskulanum za to uśmiecha się, i jasno pogląda z za przezroczystych drzew, ukazując białe mury swego domku letniego.
Posępna, ocieniona Kalwarja ze swemi wieżyczkami i frontonem podnoszącym się w górę, ze wschodami wyżłobionemi nogami pobożnych, zakończa ten szereg widoków Wilna, który zapewne jeszcze pomnożony zostanie.
Mówiliśmy już o rysunkach z pamiętników Paska przez P, Ant. Zaleskiego, których nieporównany charakter, powszechne obudził zajęcie; jest to zjawisko tak dla nas wielkie i ważne, że o niem jeszcze zapewne obszerniéj pomówić będziemy musieli, jeśli obiecany ciąg dalszy tych obrazów się ukaże. Dotąd dwa tylko znamy: Zdobycie fortecy Duńskiéj i Ofiarowanie upominku pannie Krosnowskiéj. Oba są prześliczne; ostatni zwłaszcza jako kompozycja nieporównany. Pierwszemu brak większych partij cieni i nadto może ogół przedstawia się w tém niekorzystném świetle rozlaném, które chmurne niebo Danij doskonale usprawiedliwia. Silniejszy rzut światła byłby większe i cieniów massy sprowadził, skupienie jego byłoby podwoiło effekt. Lecz to uwaga podrzędna, nieujmująca wysokiéj wartości rysunkowi, który w swoim rodzaju jedyny jest u nas. W ofiarowaniu upominku, jak pełne prawdy fizjognomje! Co to za orator z pana Ołtarzowskiego, jaki śliczny ten młody zawadjaka Pasek, jakie twarzyczki kobiece żywe i naturalne. To skłopotanie panienki zafrasowanéj, strapionéj a trochę szczęśliwéj ze swego kłopotu, jak wybornie na jéj obliczu niewinności pełném się maluje! a matka, a dwóch starych co miód popijają pod oknem, jak przewyborne typy. Nowa zasługa P. Wilczyńskiego, że takiego artystę jak A. Zaleski odkrył, ocenił i nas nim obdarzył!
Portret Wańkowicza jako Etuda, czyni zaszczyt panu Lafosse: rysunek śmiały, pewny, cieniowanie bez wielkich misterstw, rysy szezéremi a nieporównanéj giętkości, i ogół prostoty i effektu pełen. Nie wiemy o ile portret ten jest podobny, ale wnosić można z życia téj twarzy, iż schwycić musiał artysta duszę co ożywiała te rysy ślachetne i spokojne.
Któż znał K. Kukiewicza, nim z jego obrazu zaszczyconego medalem na wystawie w stolicy, nie wydał P. Wilczyński téj charakterystycznéj Karczemki na ubocznéj drodze, przy któréj zatrzymali się orzeźwić i pogawędzić, żydki przemycający towary? Wydał wprawdzie Kukiewicz kilka litografij z talentem nakréślonych; ale Karczemka jest całkowitą kompozycją, gdy tamte tylko pomysłami naszkicowanemi. Wszystko w tym obrazku nasze i okolica i budowla, i ci żydzi tak dobrze schwyceni, a przecież niedochodzący karykatury.
Ołtarz N. Panny Ostrobramskiéj, wspaniale chromolitografowany powtarza wizerunek obrazu ze wszystkiem, co go otacza. Swietny koloryt i piękne wykonanie, odcechowuje tę robotę, zresztą więcéj zajmującą dla pobożnych, niż artystów.
Z teki utalentowanego młodego amatora P. J. Wilczyńskiego, mamy tu dla nas pożądane bardzo widoki: Ruin w Ostrogu, brzegów Teterowa i Klasztoru w Korcu. Korzec dawna siedziba xiążąt tego imienia, w piękném położeniu, pierwszy raz daje się poznać; bo nigdy jeszcze o ile wiemy, rysowany nie był, chociaż na to zasługiwał. W obraniu punktu widzenia i pojęciu pejzażu, znać obiecujący wielce talent. Ostrogski zamek, jedna z najpiękniejszych ruin Wołynia, raz tylko w podróży Raczyńskiego do Turcji na małą skalę był sztychowany, powtórzony potém kilkakroć z tego pierwotworu. Litografja nowa jako effet de nuit prześliczna; szkoda tylko może, że warunki nowego oświetlenia szczegółów architektonicznych wydać dokładniéj nie dozwalały.
Brzegi Teterowa pod Żytomierzem, dają poznać tę rzekę, któréj skały jakby naumyślnie pogruchotane zostały dla przyszłego pejzażysty; jakaż to szkoda, że jeden tylko widok mamy podobny, gdy tyleby ich pożądać można!
Z Wołynia przenosi nas niezmordowany wydawca na Litwę do Mereczowszczyzny stworzonéj przez W. Pusłowskiego; mała to tylko próbeczka smaku właściciela i dowód jak ceni pamiątkę krajowę. Ten domek tak niepozorny, tak skromny, tak cichy, któremu ustąpił w litografij pałac i puścił go przodem; jest razem pamiątką i zawiera ciekawe zbiory sprzętów i broni dawnéj. Mile witamy ten stary dworek, tę strzechę pokorną, ten ganeczek, który wyskoczył naprzód jakby chciał gości powitać, i podziwiamy talent artysty, który z lak drobnego zadania, tak wdzięcznie się wywiązał. Znaliśmy dawniéj równie pięknie zrobiony ten sam domek przez P. Kuleszę: od przybytku głowa nie boli.
Piękny grobowiec xięcia Radziwiłła, który w drobnym rysunku, pierwszy raz przy naszéj historji Wilna się ukazał, tu z częścią kościoła z talentem właściwym panu Sadowników prześlicznie i wiernie został oddany. Jest to pomnik szacowny, i jakkolwiek w smaku już wytworniejszym, w ozdoby bogaty, do piękniejszych tego rodzaju zabytków w Wilnie liczyć się powinien. Litografja, która go wyobraża, jest wielkiego effektu, koloryt jéj harmonijny i świeży. Jedno tylko zarzucićby można, że sam grobowiec na drugim planie i w pół cieniu; tak chciał artysta, zmuszony objąć większą przestrzeń, aby pokazać piękne sklepienie, ołtarz i kazalnicę wykonaną z drzewa arcy misternie. Nic na tém nie tracimy. Jest to jedna z najpiękniejszych litografij w Album całém; lecz co do wykonania przewyższa ją może zajmujący grobowiec, a raczéj pomnik poległych pod Chocimem z Jerzym Rudominą ośmiu walecznych rycerzy.
Prześliczna to i oryginalna pamiątka. W górze z białego marmuru płaskorzeźba, wystawia N. Pannę z dziecięciem Jezus, trzymającą w obu rękach wieńce i korony dla poległych; niżéj pod napisem na podobnéj płaskorzeźbie kleczą rycerze i autor grobowca sparci na mieczach, we zbrojach, u nóg ich trupy nieprzyjaciół. Artysta na miejscu uciętych głów, postawił im serca!! Ogół tego oryginalnego a zupełnie dotąd nieznajomego pomnika, uderza wdzięczną i miłą prostotą; w rzeźbach wyraz spokoju religijnego, i jakby zwycięztwa. Polegli serdeczni wojownicy, ale dając życie wzięli palmę żywota wiecznego! Wykonanie téj chromolitografij jest przepyszne; gdybyśmy tak mieli wszystkie grobowce nasze, co za zbiór nieoceniony. Zdaje się, że w dalszym ciągu Album powinienby P. Wilczyński dać chromolitografje dwóch ciekawych starożytnych wiek grobowych z XV w., które się znajdują w katedralnym kościele; są to podobno najdawniejsze tego rodzaju zabytki w Wilnie.
Oprócz tych tak zajmujących i pięknych sztychów i litografij, mamy jeszcze w mniejszym formacie in 8 majori następujące przedmioty, sztychowane przez najlepszych za granicą artystów. Pobożni znajdą w nich ulubionych świętych swoich, a artyści z przyjemnością spójrzą, na wykonanie rycin nieustępujących najpiękniejszym za granicą wychodzącym.
Wnętrze kaplicy Ostrobramskiéj, przez A. O. odznacza się niezmiernie pracowitą, a życia pełną exekucją: rylec śmiały, rysy pewne, effektu wiele, a i sam rysunek zasługuje na tém większe pochwały, że przy małéj głębokości kaplicy o światłocień było trudno. Ołtarz tejże kaplicy przez Erin Cor w Antwerpij robiony, daleko od poprzedzającego sztychu, jest mniéj effektowny, i dla cokolwiek znającego się, służy do porównania i tém lepszego ocenienia wnętrza. Robota sucha dosyć, i choć staranna, ale mniéj pewna, traktowana bez natchnienia, a co dziwniejsza bez wielkiéj wprawy. Pomimo to, rycinka dwuzłotowa nigdy u nas piękniejsza nie ukazała się, a jeśli ją krytykujemy surowiéj, to dla tego, że nas P. Wilczyński popsuł.
Ołtarz z trumną Ś. Kazimierza, przez autora piérwszéj ryciny co do mechanizmu i wykonania staje obok niéj, ale widziany wprost bez rozmaitości planów, i mass światła i cieni, nie może mieć tyle co pierwsza rycinka effektu. Przechodzi jednak oba przez A. O. robione sztychy, prześliczny na małą skalę wykonany fresk Danckerts’a: Wyprowadzenie zwłok Ś. Kazimierza. Naszém zdaniem, jest to ma de arcydzieło, co do rysunku, wyrazu, roboty i wierności, z jaką nawet twarzy charakter w maleńkiéj téj rycinie zachowany został. Nie zostawuje ona nic do życzenia.
Zamiast tych pospolitych, brzydko illuminowanych rycinek bez rysunku, bez kształtu, bez uczucia artystycznego robionych, czemużbyśmy w naszych książkach do nabożeństwa pomieścić nie mieli tych prześlicznych obrazów, któremi nas P. Wilczyński obdarza! Oto naprzykład Ś. Józef, dzieło S. Czechowicza pierwszy raz sztychem upowszechnione, oto piękny Chrystus na krzyżu przez tegoż artystę, $. Jan Nepomucen, Smuglewicza; wszystkie sztychowane niepośpiesznie i aby zbyć, ale najstaranniéj, najwierniéj i najpracowiciéj. Każdy z nich mieścić się zarówno może w zbiorze sztychów i w skromnéj książce modlitw; cena zaś tak jest umiarkowana, tak mała, że jej zaledwie uwierzyć można, wprzód się przypatrzywszy sztychowi.
Lecz jako chromolitografje, zobaczcie jeszcze czwarty oddział Album, zawierający wizerunki dwóch relikwiarzy szczerozłotych ofiarowanych do kościoła OO. Bernardynów w Wilnie, przez biskupa Jerzego Tyszkiewicza, przepysznej kolossalnėj monstrancji i apparatów kościelnych z XV w. daru króla Kazimierza Jagiellończyka i żony jego. Nad to nic piękniej i wspanialéj zrobioném być nie może; potrzeba patrzeć, cieszyć się i podziwiać tylko, a pragnąć byśmy i inne pamiątki i dzieła sztuki w ten sposób upowszechnione mieć mogli.
Jest to można powiedzieć pierwsza próba wydania tego rodzaju zabytków i tak doskonała, że jej już przejść niepodobna. Mieliśmy wprawdzie we wspomnieniach Raczyńskiego kilka pamiątek starożytnych odwzorowanych nieźle, ale ich z temi porównać nawet nie można. Okładka wystawująca drzwi kaplicy S. Kazimierza, jest równie piękna jak to co obejmuje. Jaka by to była pociecha dla starożytników i lubowników sztuki, gdybyśmy choć część skarbów naszych, mogli mieć z rąk P. Wilczyńskiego wydanych jak ta próbka. Relikwiarz S. Eufemij w Trzemesznie, inny z drzewem Krzyża S. w Lublinie u Dominikanów, Krakowskie katedralne i Dominikanów (z głową S. Jacka), w Drzewicy z 1534 i inne zasługiwały by wejść do tego zbioru. Mamy także piękne i dawne monstrancje, które choć może porównania z bernardyńską by nie wytrzymały, ciekawe byłyby dla lubowników. Takiemi są w Częstochowie; przepyszna gotycka, w kollegjacie w Sieradzu, złota w skarbcu katedry Krakowskiej, zwana Zygmuntowską, inna Gembickiego z r. 1650 bardzo zajmująca; i Dominikańska tamże z czasów Władysława IV ect. ect. Co do apparatów, nie zbywa nam także na bardzo dawnych i pięknych, zwłaszcza w Krakowie szyty z szat królowej Jadwigi, inny dar Zygmunta III; Piotra Kmity z r. 1505, Lipskiego, Marji Karoliny Leszczyńskiej, zasługują na szczególną uwagę, a starożytnością na ich czele staje apparat z XIII w. u Dominikanów w Krakowie z wizerunkami S.
Dominika, inny w Chełmie i t. d.
Lecz wstrzymajmy się z życzeniami; dość i tak uczyniono, uczyniono tyle, że podziwiać się trzeba, dziękować tylko i oceniać te usiłowania w naszym kraju pierwsze i najpotężniejsze. Zasługi P. Wilczyńskiego dla sztuki, są tak wielkie, iż przyszłość je chyba należycie ocenić potrafi; z niezmordowaną gorliwością; obiecując sam coraz nowe ryciny, idzie dalej wydawca po obranéj przez siebie drodze z poświęceniem, z wytrwałością bezprzykładną. Szczére niech mu będą dzięki za wszystko co uczynił, a współczucie powszechne niech mu dowiedzie, żeśmy warci byli tego, co dla nas przedsięwziął.