Alkohol, dziedziczność i życie płciowe
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Alkohol, dziedziczność i życie płciowe | |
Wydawca | „Ethos“ | |
Data wyd. | 1907 | |
Druk | Piotr Laskauer i S-ka | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Tłumacz | Jadwiga Młodowska | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
W książeczce niniejszej podajemy odczyt prof. Forela, wygłoszony w Budapeszcie na Międzynarodowym kongresie antialkoholicznym wobec około tysiąca abstynentów, przybyłych z rozmaitych stron świata. Odczyt ten był jednym z kulminacyjnych momentów Kongresu po 1-sze dla tego, że stanowił punkt styczny dwóch pokrewnych sobie gałęzi walki ze zwyrodnieniem: ruchu abstynenckiego, i abolicyonistycznego, a po 2-ie dla tego, że bardzo wyraźnie obnażył fundamenty, na jakich się buduje istotne odrodzenie ludzkości, jedynie prawdziwy postęp; pokazał, że warunkiem sine qua non wszelkiego postępu jest ratunek ludzkości od zwyrodnienia. Odczyt ten powinien więc być przestudyowany starannie nie tylko przez tych, którzy się interesują sprawą antialkoholizmu albo abolicyonizmu, ale też i przez każdego, kto się interesuje jakąbądź gałęzią ruchu etycznego, albo też całą pełnią rozlewu tego ruchu. Ten, kto się zastanawia nad odrodzeniem ludzkości, nad zreformowaniem i uszczęśliwieniem jej dalszego rozwoju, nad całością rozkwitu sumy wszystkich reform w postaci zalewu jutrzejszych dni historyi jasnością ruchu etycznego, powinien korzystać z prac Forela, Bungego i całego szeregu innych przyrodników, którzy poznali podstawy dalszego rozwoju gatunku homo i opracowują zasady hygieny rasowej. W ich pracach, a szczególniej w tej książeczce, czytelnik, miłujący ludzi i pragnący poświęcić się dla ich dobra, znajdzie dużo wskazówek, które wyprowadzą myśl jego z zależności od utartych a nieprawdziwych szablonów doktrynerskich na szeroką drogę dążeń samoistnych.
Dlatego też korzystamy z upoważnienia autora, aby przekład jego odczytu podać społeczeństwu polskiemu. Przypominamy, że jednym z pierwszych artykułów, jakie pisał Forel o „blastophthoryi“, był artykuł pod tyt.: „Do polaków o zwyrodnieniu“, zamieszczony w n-rze 1-szym „Przyszłości“ 1905 r.
Odczyt ten był drukowany w sprawozdaniu z Kongresu i prócz tego jako osobna broszura w niemieckiej Bibliotece robotniczej. Podajemy właśnie przekład przedmowy do wydania robotniczego, ponieważ zawiera ona parę cennych uwag. Podajemy również w całości dyskusyę, jaka się wywiązała po odczycie, bo i tam się znajdą miejsca, mogące służyć poniekąd dopełnieniem odczytu.
W przedmowie tłumacza czytelnik znajdzie niezbędną krytykę z punktu widzenia ściśle naukowego, której nie wolno nam było pominąć.
Udostępniając niniejszą niezmiernie ważną broszurę dla szerokiego ogółu polskiego, pozwalam sobie dodać pewną małą poprawkę, która w żadnej mierze nie może ująć dziełku znakomitego autora wartości. Mianowicie zrozumiałem jest, że proces zapłodnienia u człowieka nie może być zbadanym, że więc autor podał tu tylko ogólny szemat zapłodnienia, jak ono się naprzykład odbywa u Ascaris megalocephala, gdzie właśnie ilość chromosomów równa się 4. Również centrosom nie jest tworem, który na nowo powstaje w komórce jajowej po wniknięciu w nie plemnika, lecz jest częścią składową komórki rozrodczej męskiej i istnieje tam stale w tak zwanej szyjce plemnika. Jajo ma również swój centrosom, który jednak traci w okresie dojrzewania. Niepewną jest wreszcie rzeczą, czy podział wzdłużny chromosomów zależy od pociągania ich przez odpowiednie nitki wrzeciona.
Wybitny uczony, który na następnych kartkach tej broszurki porusza jedną z najważniejszych zagadnień ludzkości, jest zawołanym rzecznikiem tych, którzy wychodząc z założeń przyrodniczo-logicznych i ulegając konieczności społeczno politycznej, rozpoczęli i prowadzą wojnę z alkoholizmem i — co za tem idzie, wogóle używaniem alkoholu. O ile początkowo zwalczano alkoholizm jedynie powierzchownie ze względu li tylko na samą osobę i rodzinę pijaka, o tyle teraz walka przeciw alkoholowi jest daleko idącą robotą kulturalną, której celem — przekształcenie społeczne i duchowe narodu i stworzenie lepszych warunków rozwoju na przyszłość.
Dopiero z punktu widzenia hygieny rasowej, powstałej z poczucia wzajemnej zależności wszystkiego istniejącego i odpowiedzialności człowieka za przyszłość swego rodzaju, nabrał ruch abstynencki pełni doniosłości. To wysunęło go ponad pieczę o zdrowotność poszczególnych indywiduów i ponad moralizatorskie kazania pozbawione naukowej podstawy. Nikt nie jest bardziej uprawniony do zabierania głosu w tej kwestyi jak Forel, który jako samodzielny i głęboki przyrodnik, jako doświadczony lekarz chorób nerwowych i psychjatra, jak również jako pionier każdego dążenia, mającego dobro ludzkie na celu, łączy wszelkie warunki dla pomyślnej działalności na tem polu. Jego tak jasne i ścisłe przedstawienie istoty zapłodnienia, jak również udowodnienie szkodliwej „blastophthorycznej“ działalności alkoholu, musi być dla każdego interesującego się nauką, dziełem niepospolitej wagi. Wprawdzie opis wstępny nie nadaje się do powierzchownego czytania, ale czytelnik, który przezwycięży trudności tam spotkane, zostanie nagrodzony rozjaśnieniem i pomnożeniem swej wiedzy.
Zrozumiałem jest, że Robotniczy związek abstynentów przypisuje skutkom alkoholizmu znaczniejsze gospodarczo-społeczne znaczenie, niż to, jakie pobieżnie traktuje ta broszura. Również dałoby się więcej powiedzieć o „ideologicznem“ objaśnieniu duchowego zastoju u narodów wyznających islam, zastoju, spowodowanego ich wiarą w przeznaczenie, którą dzielą z nimi hiszpańscy Maurowie i Saraceni w Sycylii. Wreszcie możnaby dyskutować nad wprowadzoną przez Forela teoryą upadku narodów nowożytnych i konkurencyę rasową. Jednakowoż pozwólmy mu mówić samemu, a swobody zdania czytelnikowi on nie odmówi.
Celem życia płciowego jest utrwalenie gatunku. W tym kierunku człowiek nie różni się niczem od innych istot żyjących. Prawa utrwalenia gatunku są tu tesame co i u innych zwierząt wyższych. Każda jednak grupa zwierząt ma pewne właściwości. Taką właściwością u człowieka jest brak zupełny określonej pory godowej. Poza tem widzimy u człowieka, jak i u innych wyższych istot żyjących, dwie formy osobników, samicę i samca, z których każdy przedstawia inny rodzaj elementów płciowych, połączenie których przez tak zwaną konjugacyę, kopulacyę, daje początek nowej istocie żywej.
Jak każda komórka somatyczna[1] składa się i komórka rozrodcza z protoplazmy i z jądra. Komórka rozrodcza żeńska, t. j. jajo, posiada wiele protoplazmy i duże jądro; wielkość jej dochodzi rozmiarów główki szpilki. Komórka męzka natomiast jest mała, zupełnie mikroskopijna. Składa się przeważnie z jądra z małą tylko ilością protoplazmy, posiada dodatek w postaci długiej ruchomej nitki. Komórka ta, tak zwany spermatozoon czyli plemnik, po kopulacyi porusza się w kierunku jaja i dosięgnąwszy go zlewa się z nim — konjuguje. Konjugacya ta przebiega w następujący sposób: Jak tylko spermatozoon dosięgnie uwolnionego z jajnika jaja, wnika do protoplazmy tegoż, tracąc na powierzchni, która natychmiast krzepnie, swoją nitkę. Protoplazma jego zbiera się na przedzie i tworzy centrosom[2], jaki widzimy na fig. 1 i 2. Jądro jaja i jądro plemnika zawiera b. ważną substancyę silnie się barwiącą, t. zw. chromatynę, która przenosi cechy dziedziczne.
Chromatyna ta tworzy w jądrze siatkę, która w plemniku jest bardzo gęstą. Siatkę tę dla większej przejrzystości kwestyi rysujemy w jądrze męskiem — ciemno, w żeńskiem zaś jasno. Jak tylko się utworzy centrosom, jądro plemnika poczyna rosnąć na koszt protoplazmy jajowej. Chromatyna jego dzieli się, również dzieli się i centrosom na 2, jak to widzimy na figurze 3-ej. W dalszym przebiegu tego procesu jądro plemnika rośnie wciąż i zrąb chromatynowy staje się coraz wyraźniejszy, podczas kiedy oba centrosomy ustawiają się między jądrem żeńskiem i męskiem (fig. 4). Nieco później oba jądra: męskie i żeńskie, stają się jednej wielkości i przybierają jednakowy wygląd, przyczem oba centrosomy ustawiają się po lewej i prawej stronie linii odgraniczającej oba jądra i otaczają się promieniowaniem (fig. 5). Zrąb chromatynowy w jądrze plemnika rozciąga się na dwa podługowate ciałka, t. zw. chromosomy. Jednocześnie zmienia się podobnie jądro jaja i daje również 2 chromosomy (fig. 6). Teraz następuje wielka zmiana. Błona jądrowa niknie, a sok jądrowy wylewa się do protoplasmy jajowej; chromosomy ustawiają się w jeden szereg, a do każdego z nich dochodzi jeden promień od centrosomu (fig. 7). Skutkiem tego chromosom dzieli się podłużnie i każda połowa zostaje odciągnięta w kierunku odpowiedniego centrosomu, tak, że każdy chromosom zostaje podzielony na 2 symetryczne połowy (fig. 8).
Ciągnienie wywierane przez promienie centrosomów sprawia, iż każda połowa tak żeńskiego jak męskiego chromosomu, zostaje odciągnięta w kierunku centrosomu po tej samej stronie leżącego (fig. 9 i 10).
Teraz łączą się prawe połowy chromosomów męskich i żeńskich między sobą i dając 4 chromosomy otaczają się sokiem jądrowym i błoną jądrową, podczas gdy promienie centrosomów nikną. To samo dzieje się i po lewej stronie (fig. 11). W końcu chromosomy po obu stronach łączą się, dając zrąb chromatynowy (fig. 12). Tak więc powstały teraz dwa jądra, z których każde zawiera jednakową ilość jak ojcowskiej tak i macierzystej substancyi, gdyż, jak wiemy, chromatyna jądra ojcowskiego przed połączeniem się z jądrem macierzystem dorównała mu w wielkości. Od tej chwili dzielą się te 2 nowopowstałe jądra dalej i za każdym podziałem w jądrze komórki nowej znajdują się mniej więcej te same ilości substancyi ojcowskiej jak macierzystej. Te nowopowstające komórki tworzą t. zw. blastodermę, z której najpierw rozwija się zarodek, a z tego doskonały osobnik ludzki.
Z wyżej przytoczonego wynika jasno, że odziedziczone własności, jak również zdrowie przyrodzone osobnika zależą w pierwszym rzędzie od własności chromatyny obu komórek rozrodczych: męskiej i żeńskiej. Odpowiednie komórki rozrodcze, które połączyły się dla wytworzenia danego osobnika, zawierają więc energię jego całej osobowości, a więc jego umysłu, jego duszy, wreszcie całego ciała. Z drugiej jednak strony własności komórek rozrodczych zależą od własności ogólnych ojca i matki, a także ich przodków. Wiadomą jest rzeczą, iż nieraz rodzeństwo jest zupełnie do siebie niepodobne.
Już z tego faktu wnioskować możemy, że komórki rozrodcze rodziców zawierają charaktery przodków w różnym stopniu pomieszane, tak że tworzyć się mogą różne kombinacye i dziecko może być np. szczególnie podobne do jakiegoś dziadka ze strony macierzystej lub babki z linii ojcowskiej.
Semon w swej w roku zeszłym ogłoszonej genialnej pracy: „Die Mneme als erhaltendes Prinzip im Wechsel des organischen Geschehens“ (Leipzig 1904 bei Wilhelm Engelmann) (Pamięć jako zasada trwała w zmianach organicznych), wyprowadza, że jednakowe prawa rządzą dziedzicznością, pamięcią i rozwojem istot żywych. Wrażenia czyli pobudki świata zewnętrznego odbijają się w organizmach i pozostawiają rodzaj dynamicznego śladu, który Semon nazywa Engramem.
System nerwowy centralny i odpowiedni zmysł zwierząt wyższych są szczególniej przystosowane do przyswajania engramów, ale podrażnienia zewnętrzne odbijają się równie, jakkolwiek słabiej i na innych komórkach ciała (a więc i na komórkach rozrodczych). Świadczy o tem engrafia u roślin i dziedziczność pewnych z sumowanych engramów.
Jeżeli powtarza się jedna pobudka, to ona wywołuje przypomnienie — engrammię wszystkich poprzednich, do niej podobnych. Ten proces nazywa Semon ekphorią.
Zgodność nowej pobudki z poprzedzającym engramem określa jako homophonię, przyczem zaznacza, że organizmy wykazują tendencyę do zacierania różnic, do przystosowania engramów dawniejszych do nowej pobudki. Całość engramów, otrzymanych przez dane indywiduum w ciągu jego życia, tworzy jego osobnikową pamięć.
Działalność naszych engramów mózgowych możemy sami obserwować przedstawiającą się nam jako pamięć.
Komórka rozrodcza zawiera jeszcze jako energię utajoną to, co Semon nazywa pamięcią dziedziczną. Pamięć dziedziczna zawiera się jednak w każdej komórce ciała, mimo tego tylko komórki rozrodcze mogą stwarzać nowe osobniki. Semon wykazuje, jak przez powtarzanie w szeregu generacyi grupy engramów utrwalają się.
Największe jednak zmiany powstają wskutek połączenia się dwóch różnych kombinacyi, zawartych w komórkach rozrodczych męskiej i żeńskiej; przytem zauważyć należy, że złe połączenia giną, a tylko dobre się utrzymują. Odpowiada to doborowi płciowemu Darwina.
Niestety człowiek, powodowany najróżnorodniejszemi przesądami, stara się najgorsze produkta rozrodcze utrzymać, a najlepsze zabić lub uczynić niepłodnymi.
Dla wyżej przytoczonych powodów zdawałoby się rzeczą jasną, że każdy rodzaj istot żyjących powinien się starać najsilniejsze komórki rozrodcze ze sobą łączyć, aby potomkowie we wszystkich dziedzinach byli dzielniejszymi od przodków. Engramy świata zewnętrznego są cegiełkami osobnikowej energii, wzmacniają się przez rozród płciowy (przez połączenie gatunków za pomocą konjugacyi) i dziedziczą się przez szereg pokoleń w komórkach rozrodczych. Ten ostatni fakt tłumaczy powstawanie nowych odmian, które de Vries objaśnia mutacyami. Dobór naturalny powinien troszczyć się o usunięcie złego i słabego na korzyść dobrego i dzielnego. Wystarczy przedstawić te dane, aby widzieć jak źle się dzieje u nas, ludzi kulturalnych.
Nasza powierzchowna kultura, powstała dzięki pracy naszych przodków, oślepia nas i każe nam uważać się za lepszych i dzielniejszych od tamtych. Nasza obecna znajomość telefonu, elektryczności, promieni Roentgena i zagadnień społecznych nie polega na lepszej jakości zarodków naszej generacyi, lub na wrodzonej mądrości osobnikowej, lecz na pracy wiekowej naszych przodków, zachowanej dla nas w encyklopedyach, a z której my czerpiemy tylko owoce.
My niszczymy tylko odziedziczone zapasy duchowe i z całą lekkomyślnością pozwalamy spadać dziedzicznej wartości osobnika, gdyż wystawiamy nasze pokolenie na wrodzone choroby i ułomności i staramy się potem te nieudolne płody nasze najwyższą sztuką medycyny utrzymać przy życiu, ażeby ono znowu największą ilość wyrodków spłodzić mogły. Jednocześnie najdzielniejszych wysyłamy na wojnę jako mięso armatnie, lub przeciążamy pracą, która nie zostawia im czasu na przekazanie sił potomstwu. A kiedy najgorszy towar ludzki wyprodukował już tuzinami idyotów, zbrodniarzy, ułomnych czy suchotników, wtedy budujemy zakłady dla obłąkanych, domy poprawy, zakłady dla upośledzonych umysłowo, dla epileptyków, lub przytułki, aby te najgorsze płody zwyrodniałych rodziców naszym kosztem utrzymywać.
I nie zważamy, że ten rodzaj humanitarności doprowadza do zupełnego upadku ludność kulturalną. Nie występuję tu przeciw tego rodzaju zakładom humanitarnym, sam wreszcie od 19 lat stoję na czele jednego z nich, lecz chciałbym zwrócić uwagę na źródło zła, aby je wreszcie z korzeniem wyrwać.
Gdzie jednak leży to źródło zła. Jest ich oczywiście kilka, o jednem zaś już tu wspominaliśmy. Jest nim nasz bezmyślny dobór płciowy. Zręczni, dzielni i silni powinni się rozmnażać: słabi, niedołężni, źli i głupi natomiast wcale nie, średni — umiarkowanie. Jak to mogłoby być uskutecznianem, o tem nie pora teraz mówić. Niedawno pisałem o tem w książce pod tytułem „Zagadnienia seksualne“ i czytelników do tego dzieła odsyłam.
Jeżeli jednak chcemy, aby racyonalny dobór płciowy poprawił naszą rasę, powinniśmy zaprzestać robić to, co sprowadza pogorszenie zarodków naszego potomstwa.
Poza złym doborem płciowym, pogarszamy jeszcze jakości swych gruczołów rozrodczych, które przecież zawierają dziedziczną pamięć naszych przodków, przez uszkodzenia bezpośrednie. Uszkodzenia grube, jak np. wypadki nieszczęśliwe i t. p., nie szkodzą elementom płciowym.
Tak samo umiejscowione choroby poszczególnych organów, np. głowy, serca, nóg i t. d., mogą tylko pośrednio, jako osłabienie organizmu, wpłynąć na odżywianie elementów rozrodczych. Oczywiście, że pewne niedomagania całego organizmu, a więc np. i niedostateczne odżywianie, wpływają ujemnie na wartość gruczołów rozrodczych; stąd widzimy, jak zagrażają życiu potomstwa złe warunki mieszkania i odżywiania się proletaryatu.
Nic jednak nie może tak uszkodzić elementów rozrodczych, jak ich bezpośrednie zatrucie t. zw. truciznami plasmatycznemi, pobieranemi nałogowo, a które przesiąkają całe ciało i niepostrzeżenie psują komórki rozrodcze. Tamto szkodzi tylko komórkom ciała, zagraża tylko osobnikowi. To co zagraża komórkom rozrodczym, zmienia ich dziedziczną pamięć i wywiera zgubny wpływ na całe pokolenie danego osobnika. To zjawisko nazwałem blastophtorią w odróżnieniu od zwykłego dziedzicznego przenoszenia pamięci naszych przodków, lub dziedziczności w zwykłem tego słowa znaczeniu. Gdyby ta ostatnia nie była tak nieskończenie stałą, co umożliwia regeneracyę po upływie kilku niezatrutych pokoleń, to zniekształcenie nasze byłoby jeszcze gorsze.
W naszej zachodniej kulturze główną rolę odgrywa alkohol, jako jedyny wśród niebezpiecznych trucizn ogólnie używany środek odurzający. Produkcya jego pochłania olbrzymie sumy i zainteresowuje całe państwa. Posiada przytem całą historyę nawet w poezyi i w religii, a w obronie jego walczą interes pieniężny, tradycya i przesąd, starając się nietylko użycie jego utrzymać, ale nawet wśród możliwie najszerszych warstw rozszerzyć. Tylko trucizny odurzające mogą zdobyć tak wielką potęgę społeczną. Odurzając bowiem umysł otulają go w miłe złudzenia i zdają się być dla człowieka najwyższem dobrodziejstwem, bo pozwalają mu na chwilę zapomnieć o rzeczywistości z jej bólem i męką, dostarczając natomiast uczuć błogich.
Człowiek znarkotyzowany czuje się silnym i zdolnym, nastrój jego jest podniosły; choć w rzeczywistości jest on słabym i niezdolnym do niczego.
Inne środki odurzające, jak np. opium, morfina, czy eter, mogłyby również stać się takimi społecznymi zarazkami, na szczęście użycie ich jest albo zakazane, albo nie weszło w modę. Natomiast na wschodzie opium pociąga równie szkodliwe skutki jak u nas alkohol.
Jest rzeczą dostatecznie stwierdzoną, że alkohol jest trucizną protoplazmatyczną. W ostatnich latach H. F. Ziegler i Führer wykazali, że już mniej niż 1% alkoholu etylowego rozpuszczonego w wodzie zwalnia rozwój zarodków jeżowców, że 2% wywołuje potworności i wstrzymanie rozwoju, a 4% hamują wszelki rozwój. Nie mam zamiaru bynajmniej przytaczać tu wszelkie szkody wyrządzane przez alkohol w ludzkim ciele, a szczególniej w ludzkim umyśle. Znacie je doskonale z prac ruchu antialkoholicznego, obecny kongres podaje tylko dalszy materyał.
Tylko pod jednym względem chciałbym się jeszcze osobiście wypowiedzieć.
Wszystkie trucizny, które zgubnie działają na ciało ludzkie, w małych dawkach zdają się być zupełnie nieszkodliwe. Doza maximalna jeszcze nieszkodliwa jest dla różnych trucizn różna i nauka nie jest w stanie dokładnie granicy tej określić. Jeżeli jednak nieznaczną choćby dozę trucizny przyjmować będziemy całymi miesiącami lub latami, to powstaje działanie kumulatywne, t. j. zesumowanie działania owej trucizny. Odbywa się ono niepostrzeżenie i wychodzi na jaw wtedy dopiero, kiedy w tkankach zaszły znaczne spustoszenia, których wyrównać już niepodobna. Nie potrzebuję dodać, że właśnie przy użyciu alkoholu zachodzi ten wypadek; nawet nałogowi alkoholicy spostrzegają dopiero po niewczasie, że się stali nimi.
Dużo się mówi w medycynie o przyzwyczajeniu organizmu do trucizn. Lecz ci, co o tem mówią, nie są w stanie naukowo odróżnić przyzwyczajenia od pewnego stopnia zatrucia. Jedyną miarą, prócz mylnych uczuć subiektywnych chronicznie znarkotyzowanego, są zmiany chorobowe w tkankach, a jeżeli te są gołym okiem, lub choćby za pomocą mikroskopu spostrzegalne, to już komórki same są zajęte w sposób nieuleczalny. Można wprawdzie jeszcze jakiś czas z takiemi marnemi komórkami przeżyć, ale nie będzie to już organizm zdrowy.
Nie przeczę zupełnie, że niektóre środki spożywcze, w nadmiarze użyte, wytworzyć mogą trujące i szkodliwe toxyny. Ale jednocześnie powstają w organizmie antytoksyny (odtrutki), które według badań prof. Kassowitza nie tworzą się przy zatruciu alkoholem.
Również nie wynika stąd, aby każda trucizna była, w mniejszej dozie użyta, środkiem spożywczym. Twierdzenie takie byłoby sofizmatem. Przy życiu normalnem, używając normalnych środków spożywczych, doznaje człowiek uczucia nasycenia. Uczucia tego brak zupełnie przy użyciu trucizn odurzających, przeciwnie powstaje łatwo i często potrzeba powtórnego użycia tej trucizny. Nie zaprzeczamy więc, że mała dawka alkoholu może być dla poszczególnego osobnika nieszkodliwą, lecz musi być absolutnie minimalną i nie często powtarzaną. Ponieważ jednak zażycie substancyi odurzającej wywołuje potrzebę powtórzenia i budzi nałóg, niema innego środka dla uniknięcia tegoż, jak zupełne usunięcie zwyczaju używania narkotyków. To chciałbym jeszcze przypomnieć panom apostołom miernego użycia alkoholu, gdyż na tem polega całe znaczenie społeczno-gospodarcze ruchu antialkoholicznego.
Alkohol działa więc na nasze pokolenie 2-ma drogami: a) przez zatrucie zarodka czyli blastophthorię i b) przez zatrucie osobnika.
Będę się tu wyrażał krótko. Na żyjących pijakach czy pijaczkach, nie możemy stwierdzić, jak alkohol zatruwa plemniki męskie i jaja w jajniku kobiety. Widzimy to tylko na ich produktach. Jak szkodliwie oddziaływa alkohol na zarodki rozwijające się widzieliśmy to z doświadczeń Zieglera i Führera. Czy zaś wychowujemy komórkę embryonalną w roztworze 1% alkoholu, czy też napełniamy ciało kilku litrami alkoholu, który przesiąka do krwi tkanek, tak, że w końcu komórki rozrodcze kąpią się w roztworze alkoholu, to już na jedno wychodzi. Że rzecz się tak ma, o tem świadczy przepełnienie zakładów dla epileptyków, idyotów i waryatów, domów poprawczych, jak również skarłowacenie rasy i coraz częstsza niezdolność do służby wojskowej.
Odrodzenie Norwegii z jednej, a upadek Francyi z drugiej strony, mówią za siebie głośno i wyraźnie; to samo angielskie statystyki ubezpieczeń na życie i od chorób. Są to żyjące przykłady i dowody blastophthorii.
Nie brak naturalnie i innych powodów zwyrodnień elementów płciowych, żaden jednak nie da się wykazać tak jaskrawo, jak zatrucie alkoholowe.
Cała rasa aryjska cierpi w mniejszym lub większym stopniu na chroniczny alkoholizm.
Najwybitniejszych jednak dowodów dostarcza nam Francya i Rosya i trzeba zaślepienia całego tysiącolecia, przesądów i najegoistyczniejszych interesów pieniężnych, aby nie widzieć tego.
Ciekawe i ważne badania Berroli, z których wynika, że w Szwajcaryi na 9000 idyotów większość została poczęta w czasie winobrania lub karnawału, wskazują na to, że i jednorazowe oszołomienie alkoholem oddziaływa na elementy rozrodcze blastophthorycznie, to znaczy, że znarkotyzowanie komórek rozrodczych w chwili, kiedy one przygotowują się do kopulacyi, szczególniej ujemnie oddziaływa na potomstwo.
Tu ważną rolę odgrywa nawet jednorazowe oszołomienienie zresztą trzeźwych ludzi, i na to nigdy dość uwagi zwrócić nie można.
Zatrucie alkoholem robi człowieka ryzykownym, niezastanawiającym się, wreszcie brutalnym, jednocześnie osłabia jego moc płciową. To odbija się i w jego życiu płciowem.
Doskonale powiedział Shakespeare:
Pijaństwo podnieca zaloty i jednocześnie osłabia je. Ono wzmacnia pożądanie, a osłabia czyn. (Mackbeth Akt 2 scena 2).
Znanym jest wszystkim obraz człowieka podnieconego najpierw, wreszcie pijanego.
W mojej książce o zagadnieniach płciowych oznaczyłem sposób, w jaki tacy państwo wzajemnie sobie nadskakują (chcąc mówić grzecznie) mianem „flirtu alkoholicznego“. Pod nazwą flirtu rozumiemy sztukę zabiegów boga Amora. O ile flirt jest prowadzony seryo, z myślą uczciwego końca, o tyle doprowadza do szczęśliwego (niezawsze niestety!) zakończenia i należy do normalnych funkcyi życia ludzkiego. Nie możemy sobie jednak przedstawić coś brutalniejszego, pospolitszego, a zarazem bardziej patologicznego, jak ów flirt alkoholiczny, uprawiany na szczególniej szeroką skalę w niedzielę wieczór na ulicach, w pociągach i w innych miejscach publicznych.
Widzimy tu wszystkie odcienie wpływu alkoholu na całą sferę psychoseksualną, począwszy od pewnego lekkiego podniecenia męskiej bezczelności, aż do cynicznych przemówień pijaka udającego zakochanego. To daje nam możność zrozumienia, jak alkohol deprawuje normalny pociąg płciowy człowieka.
Jak to Shakespeare słusznie mówi, alkohol podnieca chęć do zalotów i nierozważnych stosunków płciowych, i jednocześnie obniża zdolność życia płciowego. Skutki tego są następujące:
Zwiększenie się ilości chorób wenerycznych zakaźnych, uwiedzenie obojej płci do najwstrętniejszych i najbezcelowszych stosunków, wydawanie na świat potomstwa małej wartości, wzmożenie prostytucyi, podniesienie ilości zbrodni na tle płciowem, łącznie ze zwierzęcemi scenami zazdrości, wreszcie rozluźnienie związków rodzinnych.
Wykazałem również, że wiele wypadków zboczeń płciowych spowodowane zostały przez oszołomienie alkoholem.
Wszystko są to fakty tak codzienne, że potrzebuję o nich tylko wspomnieć. Niema prawie jednego numeru dziennika, któryby takiego faktu nie notował. Jasnem jest, że takie oszałamianie się bez zastonowienia alkoholem pomnaża jeszcze wspomnianą blastophthorię. Przyczynia się do tego bezmyślne płodzenie dzieci i weneryczne choroby. Co do tych ostatnich, to przeprowadziłem swego czasu przed antialkoholicznym kongresem statystykę ich, którą państwo pozwolą, że im tu przypomnę.
Statystyka ta dotyczy 219 wypadków (190 mężczyzn i 29 kobiet). Główne pytania brzmiały: Czy zakażony był w momencie zakażenia:
a) alkoholikiem chronicznym i przytem pijanym?
b) alkoholikiem chronicznym lecz niepijanym?
c) pijanym?
d) lekko podnieconym wskutek użycia alkoholu?
e) zupełnie trzeźwym?
f) czy stan jego nie da się stwierdzić?
Tylko u 8 mężczyzn nie dało się stanu oznaczyć, pozostaje więc 182 mężczyzn i 29 kobiet. Wyrażając rzecz w procentach otrzymamy, że u 76,4% mężczyzn i u 65,5% kobiet zarażenie odbyło się pod wpływem używania alkoholu. Najliczniejszych faktów dostarczyła rubryka d) lekko podniecony. Podpadło pod nią 86 mężczyzn i 13 kobiet.
Zupełnie pijanymi było 42 mężczyzn i 4 kobiety, chronicznymi alkoholikami zaś 11 mężczyzn i 2 kobiety, trzeźwymi 43 mężczyzn i 10 kobiet. Zdaje się, że te liczby mówią same za siebie. Dodać tylko należy, że 76,8% mężczyzn i 96% kobiet nie miało nawet po 30 lat.
Ważnem jest jeszcze to, że z danych osób 96,5% (równo dla mężczyzn i kobiet) miało pierwszy stosunek przed małżeństwem. Wśród mężczyzn, którzy pierwszy stosunek mieli przed ślubem, 48,5% znajdowało się w danej chwili pod wypływem alkoholu, a z pośród kobiet nawet aż 76,5%.
Przyznaję, że te liczby są za małe i potrzebują sprawdzenia. Jednakowoż dokładnie zaznaczają spustoszenia, jakie sprawia alkohol w naszem życiu płciowem, przez to, że odurza umysł, paczy etyczne pojęcia i rozluźnia popędy niskie, dzikie i brutalne.
Jeżeli chcemy poznać skutki, wynikające stąd dla przyszłości naszej rasy, to najlepiej zrobimy porównując narody bardziej pijące z mniej pijącymi. Widzimy:
1. Zmniejszenie liczby urodzeń i przez to uszczuplenie potomstwa. Istnieje w Rosyi sekta, której wyznawcom niewolno jest używać alkoholu. Liczy ona 10 milionów wyznawców. Jest rzeczą znaną, że w zupełnie jednakowych po za tem warunkach wydaje ta sekta znacznie więcej potomstwa niż ludność pijąca. Wogóle narodów pijących w stosunku do trzeźwych ubywa.
2. Indywidua są mniej do życia przystosowane. Powołać się w tym względzie mogę na eksperymenty Kraepelina i jego szkoły, a także na osobiste doświadczenie abstynentów, którzy dawniej pili umiarkowanie.
Wszyscy oni przyznają, że cielesna i duchowa dzielność ich wzrosła z chwilą powstrzymania się od alkoholu. Możemy dalej - porównać dzielność narodów trzeźwych, jak Japończycy, Burowie i Muzułmanie, z dzielnością ludów pijących. Naturalnie porównywać możemy tylko w warunkach jednakowych. Jest rzeczą jasną, że pracowity Europejczyk-pijak może zrobić więcej jak trzeźwy Negr i że wogóle zdolny i pracowity, ale upijający się człowiek, zrobi więcej jak osobnik trzeźwy ale głupi.
Zwolennicy alkoholu zwykli zazwyczaj przytaczać próżniactwo muzułmanów jako dowód, że rasy pijące stoją pod względem kultury wyżej nad Muzułmanów, próżniaków zawołanych, których cywilizacya znajduje się w fazie zupełnego zastoju. Musimy zaprotestować przeciw temu sofistycznemu wnioskowi: 1) przyczyna zastoju u Muzułmanów jest znana dostatecznie, polega ona na fatalistycznym dogmacie Koranu, który ich na nieczynność skazuje: „Dlaczego budujecie domy, głupi Europejczycy, zbieracie zapasy?“ powiedział raz do mnie towarzysz mój, dość inteligentny Arab. „Jeżeli Allah zechce abyście byli głodni, to i tak nimi będziecie, a gdy nas zechce nakarmić, to nakarmi, w kimecie nic nie odmienicie“. I to mi mówił w czasie głodu w Algierze, kiedy w każdym kącie widzieliśmy trupy zagłodzonych krów i koni i gdzie na poły zagłodzeni Arabi siedzieli nieprzytomni na rogach ulic. Czy naród przy takiej religii może duchowo naprzód postąpić?
Jednakże jednocześnie podziwienia godną jest dzielność, wytrwałość i zdolność rozmnażania się Muzułmanów. O szklance brudnej wody i paru daktylach zdolni są w największy upał przebiegać po kilka dni pustynię.
Pewien francuski oficer opowiadał mi, że drogę, jaką on z ogromnem zmęczeniem w przeciągu 14 dni przebył na wielbłądzie od oazy Tuat w Sacharze do traktu śródziemnomorskiego, towarzysze jego Arabi odbywali pieszo, wyglądając przytem zupełnie dobrze i bez śladów zmęczenia. Uzależniać zastój Muzułmanów na wszelkich polach od ich trzeźwości, jest to zapoznawać fakty i samą prawdę, gdyż trzeźwość ich jest źródłem ich zdrowej siły, podczas gdy Muzułmanie, którzy zaczynają pić, lub oddają się nałogowi palenia indyjskich konopi, bardzo prędko ulegają wyniszczeniu i śmierci. Zresztą łatwo jest dowieść prawdziwości mojego twierdzenia, przytoczywszy jako przykład trzeźwych Japończyków i od więcej niż pół wieku trzeźwych Norwegczyków. Czy może to straszne zalkoholizowanie narodu rosyjskiego wywołało ten wspaniały rozwój duchowy, który każe zwolennikom alkoholu rozszerzać użycie tego narkotyku i w zachodniej Europie? Tragedya rosyjsko-japońskiej wojny powinna była najbardziej ślepemu oczy otworzyć. Ale najbardziej ślepym jest ten, który nie chce widzieć.
Mała wydajność na całej linii, jak pod względem cielesnym, tak też i duchowym: oto bilans bankructwa pijackich obyczajów współczesnych. Rzecz się pogarsza jeszcze o tyle, że niedołęstwo ogólne łączy się z silnie rozwiniętą działalnością na szkodę współludzi, jaką jest zbrodnia (65% do 75% zbrodni spełniono pod wpływem alkoholu), choroby umysłowe i cielesne, samobójstwo, niszczenie pracy cudzej, nadużycie sił roboczych i t. d.
3. Blastophtoryczne zwyrodnienie rasy. Odsyłam czytelnika do wyżej przytoczonego, nie chcę się bowiem powtarzać. Kwestya ta jest zanadto skomplikowana, aby mogła być przez prostą statystykę wyjaśnioną. Potrzeba wielu liczb i to z licznych zakresów. Ale te liczby są i mówią za siebie dość głośno. Od czasów reformy antialkoholowej więzienia w Norwegii opustoszały i liczba kalek znacznie się zmniejszyła.
Ta ostatnia okoliczność uwidoczni się w całej pełni, naturalnie dopiero
po przeminięciu kilku pokoleń. W Szwecyi, gdzie od lat 50 również spadła cyfra zapotrzebowania alkoholu, wzrasta statecznie liczba zdolnych do wojska, podczas kiedy we Francyi, Niemczech i t. d. z przyrostem zapotrzebowania alkoholu, liczba ta ciągle się zmniejsza. Jest to mojem głębokiem przekonaniem, że z zakazem użycia alkoholu zmniejszyłaby się ilość zbrodni, pomięszania zmysłów, kalectw, podczas kiedy obecnie, mimo powierzchownych optymistycznych zapewnień, szybkim krokiem zdążamy do zwyrodnienia. Zwodzi nas tylko ten powierzchowny blask naszej kultury, który zawdzięczamy pracy umysłowej przodków naszych, pracy przekazanej nam w sposób encyklopedyczny.
Żyjemy obecnie w czasie bardzo poważnym, czarne chmury gromadzą się na wschodzie naszego horyzontu, wskazując nam, że przyszłość naszej rasy jest bardzo zagrożona.
O stosunkach ras ludzkich wiele niedorzeczności mówiono i pisano, gdyż zawsze rzecz badano powierzchownie, a nie do głębi. Są rasy słabsze i silniejsze, więcej i mniej warte, ale nie zawsze wszechstronnie stosunek się jednakowo przedstawia. Murzyni przy wielkiej zdolności rozmnażania pozbawieni są prawie innych zalet umysłu i charakteru.
Inne rasy, aczkolwiek silne i zręczne cieleśnie, są dla kultury niedostępne, jak np. Indyanie, Beduini i Cyganie. Nie można jednak o nich powiedzieć, że są głupi, jak nie jest głupszy dziki lis od oswojonego kota. Ponieważ Murzyn stosunkowo łatwo się kulturyzuje, przeceniano więc już i jego rzeczywistą wartość. Historya wyraźnie wskazuje, jak ludzie oślepieni powierzchowną kulturą, oddają się jej najgorszym objawom, jakiemi są alkoholizm, nadużycie płciowe i t. d. i wprędce wyrodnieją.
Rasy, które wywalczyły sobie wysoką prawdziwą kulturę, miały już do niej umysły przez długi filogenetyczny (rodowy) rozwój przystosowane. Świadczy o tem waga ich mózgu. Jeżeli takie rasy przez zniewieściałość wyrodnieją, to zostają napadnięte przez dzielnych barbarzyńców, którzy ich ujarzmiają, lub też zatrzymują się w bagnistym zastoju, jak Chińczycy.
W pierwszym wypadku, jako niewolnicy, są zmuszeni pracować i to ich odradza, w drugim pozostaje dobry filogenetyczny podkład.
W obu wypadkach, przy okolicznościach sprzyjających, mogą się otrząsnąć i iść znowu z postępem. Do tego nie są zdolne umysły mniej pomyślnie uposażone, np. Murzynów.
Na tem polega omyłka w osądzaniu wartości ras. Rasy mało lub wcale niedostępne dla kultury skazane są na zagładę i od kilku stuleci widzimy, jak upadek ich przyśpiesza nasza europejska wódka. Indyan i Malajczyków zupełnie już ona wygubiła.
Inaczej przedstawiają się stosunki ras o kulturze starej, lecz obecnie znajdującej się w zastoju, jakiej obraz przedstawiają nam Chińczycy i Japończycy. Nawet Muzułmanie mogliby się wyrobić, gdyby chcieli porzucić swą fatalistyczną wiarę[3]. Od 30 lat dają nam Japończycy lekcyę poglądową, któraby powinna być dla nas tym biblijnem Mene Tekel. Pod względem siły charakteru, pracowitości, wytrzymałości, inteligencyi i poprzestawania na małem, daleko nas wyprzedziła rasa żółta. Jeżeli Chiny przejmą od Japończyków ich kulturę, to powstanie na wschodzie potęga nie na żarty dla naszego istnienia groźna. Istnienie to nietylko przez wojnę może być zagrożone.
Rasa żółta potrzebuje daleko mniej komfortu i pożywienia, a jednak może pracować daleko lepiej.
To wystarczy, aby zniszczyć naszą rasę w walce konkurencyjnej. W Kalifornii jest już rzeczą stwierdzoną, że pod względem taniej podaży pracy biały nie może konkurować z żółtymi. Ostatnimi czasy dali nam trzeźwi Japończycy i narody Afryki południowej (Burowie) lekcyę, jakiej nie znajdziemy równej w całej historyi. Czyż pytanie: czy ustoimy przed rasą żółtą, nie powinno trwożyć każdego myślącego aryjczyka?
Jakkolwiek rozstrzygniemy to pytanie, jedno pozostanie pewnem przy naszem pijaństwie, zniewieściałości, przyzwyczajeniu do zbytku i przesadnego komfortu, że dążymy do pewnej ruiny. Może nie dziś i nie jutro, ale za 50 lub 100 lat napewno przegramy stawkę życiową, jeżeli nie wyzyskamy wszystkich środków obrony. Ponieważ jednak nie możemy zmienić naszych mózgów, ani odnowić naszej rasy do gruntu, to pozostają nam te środki, które mogą nas wstrzymać na drodze do zwyrodnienia. Takim środkiem jest walka ze zwyrodnieniem obyczajów, a więc przedewszystkiem z alkoholizmem i innemi blastophthorycznie działającemi truciznami, a dalej walka z kultem złotego cielca. Cały ustrój kapitalistyczny musi ustąpić przed stowarzyszeniami. Człowiek nie powinien dalej wyzyskiwać pracy innego. Razem z tem upadnie zainteresowanie w zatruwaniu ludzkości alkoholem. Wszystkie siły naszych państw powinny być skierowane na wychowanie narodu w trzeźwości i w pracy, które go uodpornią.
Od Japończyków moglibyśmy się pod tym względem wiele nauczyć, a od Muzułmanów powinniśmy przyjąć zakaz pijaństwa. Wtedy tylko moglibyśmy śmielej spojrzeć w przyszłość. Oby doktorzy i ci ludzie, którzy kierują losami wielkich państw Europy i Ameryki, dość wcześnie przyszli do tego wniosku i zaraz wzięli się do usilnej pracy w tym kierunku. (Przeciągłe oklaski i okrzyki Éljen).
Dr. Feldmann (Szombathely): Szanowne zgromadzenie! Pozwalam sobie zwrócić uwagę na jedną stronę życia płciowego, która sprowadza niezwykle wiele nędzy i biedy.
U nas na Węgrzech istnieje, jak to wszyscy zapewne wiedzą, system bordelów zamkniętych. Otóż ten system ma bardzo wiele dobrych stron, ale ma też i swoje wady. Nie trzeba zapominać o tem, że we wszystkich bordelach praktykuje się wyszynk napojów alkoholowych tam wypijają wiele piwa i wina, a w bordelach trzeciorzędnych — wiele wódki pod nazwą koniaku.
Powinniście państwo też wiedzieć, że większa część miast urządziła się w ten sposób, że bordele są przeniesione na jedną ulicę. Ja mieszkałem w ciągu 15 lat w pobliżu takiej ulicy i zebrałem dosyć obfite doświadczenie. Byłem najbliżej mieszkającym lekarzem, do którego pukano, gdy potrzebną była pomoc lekarska. A pomoc ta była potrzebna prawie co sobota i niedziela wieczorem. Popełniano tam wiele przestępstw przeciw nienaruszalności osobistej. Nie mogę tego inaczej wytłomaczyć, jak przez wyładowanie podwójnego pobudzenia. Ci ludzie udają się pijani w drogę, w bordelu piją w dalszym ciągu, a to wszystkim wiadomo, że alkohol pobudza do czynów gwałtownych. Nie powinniśmy jednakże zapominać, że jest wielu ludzi, u których również i podrażnienie płciowe wzbudza popęd do gwałtów brutalnych. Tylko zapomocą tego podwójnego nieszczęsnego działania mogę objaśnić, że ludzie stają się tak niebezpiecznymi, jak indyjscy zbóje. Zebrałem przez 15 lat doświadczenie, że w jedynej ulicy, w której położone są 4 bordele, zdarza się więcej obrażeń cielesnych, niż we wszystkich innych ulicach miasta, niż we wszystkich szynkach, a my ich mamy bardzo wiele. Z tego punktu warto byłoby zastanowić się na tem, czy nie należałoby uczynić bordele bezalkoholowymi. (Okrzyki, najsilniejsze z miejsc polskich: Znieść!).
Teraz chciałbym poruszyć jeszcze dwie kwestye. Fachowcy twierdzą od dawna, że mężczyźni łatwiej zarażają się chorobami wenerycznemi, gdy są odurzeni. Trudno tego dowieść, chociaż to jest prawdopodobne. Chciałbym tu jednak wspomnieć o czem innem. Jest jedna z chorób wenerycznych, która sprowadza wiele nieszczęść w rodzinach i ona to właśnie wcale nie może się z alkoholem pogodzić. Chory zostaje wyleczony, ale gdy się upije, to choroba jego powraca na dzień następny. Zupełnie to samo ma miejsce u kobiet. Przypuśćmy taki fakt, że prostytutka bordelowa miała tę chorobę; ona zostaje wyleczona do połowy, wraca nazad do bordelu i pierwszego już wieczoru musi się upić, ponieważ ona musi zachęcać gości do picia. Jej dawniejsza choroba znowu się ostro przejawia dnia następnego. W ten sposób alkohol otwiera drzwi wszystkim, przez fachowców dobrze znanym, nieszczęściom i poniżeniom.
Ale jeszcze trzecia mała uwaga. Stwierdziłem, że te bordele są
kryjówkami występków niedojrzałej młodzieży. Oni się tam czują bardziej pewnymi niż w restauracyi i z ochotą piją tam kufelek. Więc i te wstrętne kryjówki, w których rujnuje się egzystencya wielu młodych istot, byłyby odrazu zwalczone, gdyby można było zrobić, aby bordele były bezalkoholowymi. Venus vulgivaga powinna być wypędzona z kąpieli alkoholowej i położona na suchem. Proszę zastanowić się nad moim wnioskiem. (Nieliczne brawa).
Przewodniczący dr. Chyzer: Odnośnie do wywodów przedmówcy muszę zrobić faktyczną poprawkę w interesie Węgier. Mój kolega nie wie, że u nas w bordelach alkohol jest surowo wzbroniony. A więc jest to pańską winą, jeżeli Pan nie zaskarżył w urzędzie przekroczenia tego zakazu. Było to obowiązkiem pańskim!
Dr. Feldmann: Przyznaję, że to jest zabronione, ale każdy wie, że we wszystkich bordelach węgierskich napoje alkoholowe są sprzedawane, ponieważ właściciele bordelów potrafią doskonale oszukać władze i podejść je.
Dr. Ignac Engel: Szanowne Zgromadzenie! Kto po upływie tysiąca lat będzie pisał historyę ludzkości, uczyni to inaczej, niż jak nas uczono w szkole. On przeprowadzi dokładnie wielką linię krzywą wyrażającą postęp etyczny i oznaczy podjęcia jej w górę i opuszczania się na dół, a takie zjawiska, jak wzajemne wyrywanie sobie włosów przez mocarzy, zaznaczy tylko dodatkowo, jako cofanie się w rozwoju etycznym.
My, a conajmniej ja, uświadamiamy sobie ten fakt, że obecnie mamy takie właśnie podnoszenie się etyczne z propagowaniem antyalkoholizmu. A więc krzywa pokaże w tem miejscu wysokie wygięcie. Albo, jeżeli kto chce rozważać tę sprawę z punktu widzenia religijnego, — tak bowiem ludzkość wyobrażała to sobie w czasach swego niemowlęctwa, — to się dowiemy, że dla pouczenia ludzkości-dziecięcia Wszechmoc przyjęła na się postać cielesną i przemawiała do ludzkości i to nazwano objawieniem. — Jestem abstynentem już 40 lat. Zdarzało się, iż mię z tego powodu bardzo wyśmiewano, a gdy byłem zaproszony w gościnę, mówiono: Z panem nie można siedzieć za jednym stołem, pan nie odczuwa przyjemności w szklance dobrego wina. Ja milczałem i myślałem sobie, że może będę śmiał się ostatni. I teraz właśnie tak jest. Ci, którzy szydzili ze mnie, odwiedzają teraz Karlsbad, a ja od tego wszystkiego jestem wolny.
Dr. Wróblewski (Kraków). Jabym chciał zrobić uwagę do słów pana kolegi Feldmana. On żądał, aby napoje alkoholowe zostały usunięte z domów publicznych. Ale domy publiczne mają zostać? i tylko stać się bezalkoholowymi domami rozpusty? — Odnośnie do tej sprawy muszę przypomnieć Szanownemu zgromadzeniu, że obok ruchu antyalkoholowego rozwija się od niejakiego czasu ruch inny, a mianowicie ruch przeciw niemoralności płciowej. W ruchu tym nagromadziło się już i wyszło na światło dzienne dużo materyału, odnoszącego się do tematu poruszonego przez prof. Forela. Ludzie, którzy agitują za etyką seksualną i ci, którzy zostają nawróceni ze złej drogi, prostytutki, które w przytułkach zostają kierowane na dobrą drogę, publicyści i badacze naukowi daną sprawą zajęci, — gromadzą obfity materyał, który może być też i naukowo spożytkowany. Są to sprawy intymne, sekretne, prywatne i osobiste, o których się nigdy nie mówi, mówić nie wypada i nie wolno, ale można się o nich dowiedzieć na tej właśnie drodze wywiadów i wyznań. Materyał to bardzo ważny, mający dla reform znaczenie. Ja pracuję też i w tym drugim ruchu i wiem od wielu młodych ludzi, że nie co innego, ale właśnie alkohol prowadził ich do drzwi domów rozpusty. Wiem też z materyałów, o których wspominałem, że alkohol sprowadza największe klęski nie w samych domach publicznych, ale na zewnątrz ich — na rzecz tych domów. Młodzież podrażniona i odurzona alkoholem na libacyi, na zebraniu towarzyskiem, w restauracyi, na balu, pędzona jest przezeń do domów rozpusty. A więc nie chodzi o to, aby usunąć alkohol z domów publicznych, ale aby zupełnie znieść i zwyczaj picia i domy publiczne. Ta ostatnia sprawa nie należy oczywiście do tego kongresu, ale my, przeciwnicy alkoholizmu, którzy dążymy do zniesienia wszystkich szynków, my powinniśmy przedewszystkiem starać się o zupełne zniesienie tych kryjówek alkoholowych najgorszego rodzaju (burdelów). (Silne brawa).
Przewodniczący dr. Chyzer: Prawo ostatniego przemówienia należy prof. dr. Forelowi, jako referentowi.
Dr. Forel (Chigny): Chciałbym do mego referatu dodać dwa słowa tem bardziej, że byłem parokrotnie interpelowany. Lekarz węgierski powiedział, że byłoby pożądanem usunięcie alkoholu z domów publicznych. Nasz przewodniczący odpowiedział mu, że istnieje już odnośne prawo. Na to odpowiedział lekarz, tak, ale to prawo nigdzie nie zostaje stosowane. Otóż, moi państwo, ten dyalog jest w najwyższym stopniu pouczający, rzeczywiście że prostytucya nie może istnieć bez alkoholu. Alkohol jest jej nosicielem, alkohol ją utrzymuje i gdy on zostanie zniesiony, to i domy publiczne zostaną prawie że usunięte. Właśnież, bowiem sprzedaży alkoholu nie można usunąć bez równoczesnego usunięcia domów rozpusty. Jabym więc chciał powiedzieć: precz z alkoholem i precz z domami rozpusty! (Żywe brawa).
To skandal, że wogóle domy rozpusty są cierpiane; to wielkie zło nie może być zwalczonem, dopóki państwo je bezpośrednio popiera.
Przytoczę fakt, jaki miał miejsce w Zurichu. Pewien taki dom znajdował się naprzeciw pensyonatu dziewcząt. Kierownik tego pensyonatu był człowiekiem bardzo dzielnym i niezależnym. Myśmy podawali do rządu jedną petycyę za drugą przeciw bordelom. Ale nasz rząd kantonalny wcale nie jest tak uprzejmy, jak rząd węgierski i otóż te petycye nie zostały wcale uwzględnione. No, ale my mamy coś, czego wy wcale nie macie, a o czem mam nadzieję, że też dostaniecie: prawo inicyatywy ludu (żywe brawa i okrzyki Éljen). Gdyśmy spostrzegli, że petycye nic nie pomagają, wówczas zwołaliśmy zgromadzenie publiczne i skłoniliśmy je do poruczenia nam podjęcia inicyatywy ludowej. Myśmy zebrali 17,000 głosów. Inicyatywa ludowa musi być przegłosowaną; i czy się to rządowi podoba, czy nie, musi się on poddać pięknie postanowieniu powziętemu przez lud. Otóż, w ciągu jednego roku załatwiliśmy sprawę; lud głosował i domy rozpusty zostały ogromną większością głosów skasowane. A więc jeszcze raz: Precz z alkoholem i precz ze wstrętnem rajfurstwem! (Długotrwałe oklaski).
Przewodniczący dr. Chyzer. Składam panu referentowi za jego wywody gorące podziękowanie nie tylko w imieniu Kongresu, ale też w imieniu mających się odrodzić następnych pokoleń[4].