Ziemia szeroka i kraj bogaty,
I wszystkim dana, — a czemuż Panie
Tylu bez ziemi — tylu bez chaty?
Czemużeś Staszka pchnął na wygnanie?
Czy żeby w pieśni zbawienie nosił?
Czy żeby obcych o pomoc prosił?
Czy za pokutną szatę mu Panie
Dałeś żebraczy kij i wygnanie?
Po smutnych polach piaszczyste drogi
Płyną daleko — przy drogach głogi
Około krzyżów siedzą jak dziady,
I wron posępne kraczą gromady.
Na smutnych polach, na starym grobie
Brat z ślepą siostrą siedzieli sobie —
On blady, dziki, oczmi czarnemi
Patrzał ponuro po obcéj ziemi,
Po ołowianych patrzał niebiosach,
Dziwnie bolesny i dziwnie butny,
I stroił skrzypki do nuty smutnéj —
A wiatr mu latał po ciemnych włosach,
I po łachmanach i leciał daléj
Śmiejąc się świstem z nędzy górali.
A na kolanach Stacha przegięta
Spała snem cichym siostrzyczka miła,
O! pewnie jéj się matka przyśniła,
Bo po anielsku tak uśmiechnięta,
Rozpromieniona rusza wargami,
I kogoś tulić chcę rączętami.
Więc mi się to śniło?
Śliczny sen, braciszku; nad mogiłą
Starą ojca siedzielim strapieni,
Płacząc bardzo — wtém z nieba, z wysoka
Matka Boska po schodach z obłoka
Zeszła jasna i w płaszczu z promieni
Ku nam smutnym, cośmy kornie stali,
Od łez i boleści jak śnieg biali.
Przenajświętsza wzięła nas za ręce
I mówiła: chodźcie, już czas! męce
Waszéj koniec! — Szła płynąc przed nami,
A my koniec całując jéj szaty
Szli na klęczkach za nią z modlitwami
Do gór naszych, do matki, do chaty —
I lud z całéj patrzał na nas wioski,
Na twarz padał u nóg Matki Boskiéj,
„Cud, cud“ wołał.
Hehej! mocny Boże,
Że się ziścić taki cud nie może,
Jak wiatr w polu przeleci po duszy
I nową ją boleścią zapruszy.
TERESKA.
O nie mów tak! bo sny z nieba płyną! WróźbyWróżby Boże z wiatrem nie przeminą,
Stać się muszą — o wierz mi Stasieńku!
STACH.
Wierzyć muszę; bez téj odrobiny
Wiary może dawnobym na pieńku
Wisiał jakim, lub w wodzie głębokiéj ŁeżałLeżał. Ale z każdym dniem ta wiara
Gaśnie — w góry wracamy co zima —
Zawsze jedno słyszym: matki niema,
A on w chacie. Biedna matka stara!
Szuka dzieci, co za nią po świecie
Z płaczem chodzą — po obcych się téra —
Może teraz z głodu gdzie umiera....
Ej! przeklęta dola, co nas gniecie,
Bodaj…
TERESKA.
Cicho! ktoś idzie drożyną!
(słychać śpiewanie.)
Gore dwór dziedzica, niby świeczka gorze,
Bośmy byli z kosą na pańskiem we dworze,
Pościnalim główki, oj dana, oj dana!
Teraz nas nie zbudzą pańskie baty z rana.
TERESKA (do Stacha).
Śpiewać?
STACH.
Śpiewaj, śpiewaj siostro!
TERESKA.
Komu?
STACH.
Lachom, co swych panów mordowały,
I dla zemsty zbójcami zostały.
Dla tych ludzi nieludzkich, o siostro,
Pieśń zaśpiewaj, pieśń gryżącą, ostrą —
Może panów krew zaboli smutnie —
Może w piersi się uderzą pokutnie.
TERESKA.
Och! drżę cała.
(Nadchodzą wieśniacy — góral grać zaczyna, wieśniacy otaczają ich.)
TERESKA (śpiewa).
Lachy! Lachy! a gdzie wasze pany?
Gdzie ich dwory stare, co na roli,
Wśród szumiących stali tu topoli?
Przyleciały na wiosnę bociany,
Kołem płyną na znajome dachy
I zastały gniazda popalone,
I zastały dwory rozwalone —
Czemu? czemu? powiedzcie mi Lachy!
Dymy pożarów płyną wśród drzew,
Na dłoniach waszych czuć ludzką krew,
Nad mogiłami bez krzyżów tam
Pomordowanych dziateczek głowy,
I starców wianek krwi purpurowéj
Płynie i smutny nuci śpiew —
O Lachy! Lachy! biada wam!
Bo dzieciątek płacz usłyszał Bóg,
Bo wyciągli starce krwawe dłonie
Do Jezusa na krzyżowym tronie.
Mrzeć będziecie bez chaty, wśród dróg,
Czarni z nędzy, bez rodzin, wśród skarg;
A gdy modlić będziecie się chcieli —
To wam piana, co usta zabieli,
Zamiast modlitw z sinych wyjdzie warg,
Że się własne dzieci zlękną was.
O! módlcie się, Lachy, póki czas!
I za swoją goni Hanią, I wstążeczki gonią za nią, Hejże skrzypku! hejże ha! Zagrajże mi od ucha Jeszcze z raz!
Na koniku wczesném ranem Na wojenkę świsnę z panem — Nie lamentuj mi dziewczyno, Nie płacz matko mi jedyno! Hejże skrzypku! hejże ha! Zagrajno mi od ucha Jeszcze z raz.
Nas tam dużo może zginie; Lecz nam lepsza dola spłynie Ze krwi naszéj — hejże ha! Grajno skrzypku od ucha! Niechże jeszcze z raz poskaczę, Choć matula z Hanką płacze,
Choć ich może nie zobaczę Więcéj już — hejże ha! Zagrajcież mi od ucha Jeszcze z raz!
STACH.
Próżno śpiewasz! pieśni jak o skałę,
Obiły się o dusze zuchwałe,
Ani jeden łzą się nie zasmucił,
Ani grosza na pieśń nam nie rzucił.
Stoją, patrzą i głowami chwieją,
I z pieśni się naszych i z nas śmieją.
Próżno, siostro, człek im gra i gada.
Źli to ludzie. —
TERESKA.
Niemów tak Stasieńku,
Każde słowo podobne ziarenku,
Wpadnie w piersi i tam nie przepada.
Chodźmy daléj!
I wśród szumiących lip poszli chłodu
Pod modrzewiowy jeden dwór biały,
Gdzie mieszkał magnat, duchem zgrzybiały.
Od sybirskiego śniegu i lodu
Żelazny hart się w starcu złamał,
I zwątpił w walkę, we krwi ofiarę,
I cudu czekał na lata stare.
Wśród zwątpień wiarę przed sobą kłamał,
Królewski spokój kłamał na twarzy,
Spokój, co ludziom się nie poskarży —
I tak w bezczynie na ojców trumnie
Leżał, ich chwałą pyszniąc się dumnie,
I czekał zwycięztw bez krwi, zasługi,
Bez szabli, stary Irydion drugi.
Idźcie ku niemu! pieśń jak gromnicę
Niosąc i wiedźcie duszę starego
W sklepione groby naddziadów jego.
Pokażcie jemu to męzkie lice
Przeszłości, niech tam hartu nabierze,
Niech ujrzy, że nie same pacierze,
Nie sama duma, lecz i szablice
Były ozdobą starych magnatów,
A jeźli starzec w takim widoku
Nie zadrży, z młodym zapałem w oku,
Jeźli mars męzki nie zfałdzi czoła,
I o kord stary, gdy nie zawoła —
To się odwróćcie, mówiąc ludowi
„Umarł“ — wstaną znów ludzie nowi.