<<< Dane tekstu >>>
Autor Rafał Górski, Jan Sowa (Wstęp)
Tytuł Bez państwa
Podtytuł Demokracja uczestnicząca w działaniu
Wydawca Korporacja ha!art
Data wyd. 2007
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
sprawiedliwość bez państwa
od sądów ludowych do
kryminologii radykalnej
TEMIDA NIE JEST ŚLEPA

Stawiajmy szubienice i mnóżmy więzienia, a żyć będziemy w bezpiecznym kraju. Tak brzmi recepta prawicy na walkę z przestępczością. Kwestię źródeł przemocy tłumaczy się w tym środowisku upadkiem tradycyjnych wartości i nieśmiałością policji. Czy więc jedyną cechą wyróżniającą złodzieja ze społeczeństwa jest to, że kradnie? 2 mln więźniów w USA plus kara śmierci oraz milion więźniów w Rosji plus tortury[1] – nie odstraszyły jak dotąd przestępców, ale nasi dzielni reformatorzy prawa nie tracą ducha. Pomysły polityków spod znaku Prawa i Pięści wspiera swoim autorytetem rzecznik praw obywatelskich dr Janusz Kochanowski, który wypowiada się z entuzjazmem o budowie nowych więzień, najlepiej prywatnych, zachwala też politykę „zero tolerancji” na wzór tej wdrożonej w Nowym Jorku[2].
Lewica też nie grzeszy nadmiarem oryginalności. Zwykle licytuje się z prawicą w sprawie dofinansowania policji i rozszerzenia jej uprawnień. Zdarza się czasem polityk, który chce uchodzić za obrońcę praw człowieka. Dzieli wtedy propozycje prawne Jarosława Kaczyńskiego przez dwa i otrzymuje humanitarny program walki ze złem. Inny polityk stara się być wrażliwy społecznie, więc wspomina czasem o związkach bezrobocia ze wzrostem przestępczości, lecz na tym już poprzestaje.
Istnieją fakty związane z przestępczością, które niby wszyscy znają, ale mało kto wyciąga z nich praktyczne wnioski. Można je pogrupować w następującym porządku.
Po pierwsze, państwowe sądownictwo lekceważy prawa ofiary przestępstwa. Popełniony czyn przeradza się w konflikt zamknięty w trójkącie: przestępca – prokurator – sędzia. Głos ofiary przestępstwa i jej bliskich dotyczący oczekiwanego zadośćuczynienia nie ma mocy wiążącej dla żadnej ze stron. Państwo anektuje konflikt i przestępstwo, jednocześnie zabierając je osobom zaangażowanym. Jeżeli ktoś wybija innej osobie zęby, to jest tak, jak gdyby wybijał zęby organizacji państwowej.
Po drugie, społeczeństwo finansuje więzienną edukację. Pobyt w więzieniu oznacza podnoszenie swych kryminalnych kwalifikacji połączone z zanikiem umiejętności życia bez stosowania przemocy. Czym innym może być długotrwałe przebywanie w społeczności ludzi nawzajem utwierdzających się w przekonaniu, że agresja i oszustwo stanowią jedyny sposób osiągnięcia czegoś w życiu? Im mniej kontaktów z ludźmi z zewnątrz, tym wyraźniejsze osłabienie czynników, które zniechęcają do recydywy: więzi rodzinnych, przyjaźni, możliwości znalezienia pracy i mieszkania, a także szacunku w swym środowisku. Ponieważ nie można więzić wszystkich w nieskończoność, po zwolnieniu przenoszą oni kryminalny system wartości i przyzwyczajeń do społeczeństwa.
Po trzecie, państwowy wymiar sprawiedliwości inaczej ocenia przestępstwa osób dysponujących władzą, inaczej przestępstwa przeciwko władzy. Powszechne łamanie praw pracowniczych przez pracodawców jest traktowane niezwykle łagodnie w przepisach i praktycznie nieścigane. Na podobną wyrozumiałość nie mogą już liczyć przestępcy z nizin społecznych. Policjant winny nadużycia siły w stosunku do zwykłego obywatela może być pewien pobłażliwości sądu. Co innego obywatel, który podniósł rękę na mundurowego. Liczba i rodzaj ludzi zapełniających więzienia zależy bowiem od przyjętej w państwie ideologii, potrzeb gospodarki i konieczności tuszowania niskiej wykrywalności przestępstw[3]. Katalog przestępstw cały czas się powiększa i często zależy od decyzji politycznej panującej władzy, a uznanie, że czyn stanowi przestępstwo, jest przyjętą konwencją i umową.
Po czwarte, biedy i frustracji wywołanej społecznym wykluczeniem nie da się zamknąć za kratami. To zresztą ulubiona metoda politycznych nieudaczników, którym brak pomysłu na rozwiązanie społecznych i gospodarczych problemów. System karny zostaje wykorzystany jako alternatywa systemu opieki społecznej. Do więzień trafia nadwyżka siły roboczej. Więcej krat i pałek oznacza zwykle mniej chleba i pracy. Jedno jest pewne: więcej wyroków więzienia świadczy o bezsilności państwa, które nie potrafi zapewnić swym obywatelom bezpieczeństwa.
Co ciekawe, przedstawiona wyżej krytyka polityki karnej rozwija się w środowisku praktyków prawa, ludzi pracujących z ofiarami przestępstw lub więźniami, a także sędziów. Są w tym gronie ludzie tak różni jak: anarchizujący kryminolodzy (Nils Christie) i księża (Jim Consedine), obok szefa więziennictwa w Kazachstanie (Piotr Posmakow) i osób z Polskiego Centrum Mediacji oraz Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Prawnej z Moniką Płatek na czele. Wiele ich dzieli, ale wspólne im jest przekonanie, iż kontynuowanie obecnej strategii prawnej i sądowej zakończy się katastrofą społeczną na niespotykaną skalę. Wszyscy są też zwolennikami sprawiedliwości naprawczej, która od 1989 r. zmienia oblicze prawa w Nowej Zelandii, a w ograniczonym stopniu również w Kanadzie i w Australii. Celem jest stopniowa ewolucja w kierunku stworzenia takiego prawa, które przede wszystkim rozwiązywałoby konflikty, zaś kara i represja byłyby stosowane tylko w przypadku najcięższych przestępstw. To sposób myślenia o prawie stary jak świat, a na pewno starszy od instytucji państwa. Jego podstawę stanowi przekonanie o potrzebie naprawienia wyrządzonego zła, choć często nie poprzestaje się na tym, układając dla przestępcy listę dodatkowych zobowiązań.


MONOPOL PAŃSTWA PRZEŁAMANY

Sednem rewolucji w sądownictwie Nowej Zelandii jest przeniesienie uprawnień władczych z państwa na Grupowe Konferencje Rodzinne – GKR. W konferencjach uczestniczą: sprawca, członkowie rodzin pokrzywdzonego i sprawcy, przyjaciele oraz inni, na których przestępstwo wywarło wpływ. Pokrzywdzony uczestniczy, w zależności od swej woli, osobiście lub za pośrednictwem przedstawiciela. Sędziego zastępuje koordynator-mediator. Ofierze przestępstwa zostaje przywrócona należna rola w procesie. Może teraz w pełni wyrazić swoje uczucia i wpływać na wymiar kary oraz formę i zakres rekompensaty. Wynik procesu jest bardziej adekwatny do skutków przestępstwa i charakteru sprawcy. Opisana procedura pomaga w uświadomieniu przestępcy jego odpowiedzialności za cierpienie, poczucie bezsilności, braku bezpieczeństwa i poniżenia ofiary. Dzięki udziałowi w konferencji bliskich obydwu stron, wstyd przenoszony jest z osoby poszkodowanej na sprawcę. Ważnym momentem są przeprosiny, chociaż nie zawsze zostają przyjęte, i prośba o przebaczenie. Nie wprowadzono sztywnego taryfikatora kar, grzywien, godzin pracy czy innych zadań za określone przestępstwa. Oczywiście zaczyna się od naprawienia tego, co można naprawić. Wyroki są silnie zindywidualizowane, adekwatnie do sytuacji materialnej i rodzinnej sprawcy lub ofiary. Jeżeli sprawca zrealizuje wszystkie zobowiązania wobec poszkodowanego, wyrok skazujący nie zostaje odnotowany w kartotece kryminalnej.
Wprowadzenie sprawiedliwości naprawczej w Nowej Zelandii zaczęto od nieletnich i młodocianych, po tym jak ogłoszono raport o skutkach kary więzienia obserwowanych w kraju. Miarą sukcesu sprawiedliwości naprawczej jest fakt, że na Grupowych Konferencjach Rodzinnych (GKR) osiągnięto porozumienie w 90% przypadków. Sprawcy niektórych poważnych przestępstw są aresztowani. Następnie, po sformułowaniu oskarżenia, w ciągu czternastu dni zostaje zwołana GKR. 95% młodych ludzi przyjmuje wtedy odpowiedzialność za swe czyny.
Sprawy rozpatrywane przez GKR kończą się znacznie szybciej i kosztują budżet kraju mniej niż rozprawy przed zwykłym sądem. W związku z tym jest więcej środków na dodatkową pomoc dla ofiar przestępstw. Obecnie tylko 2% młodocianych przestępców zostaje skazanych na kary pozbawienia wolności. Osoby winne najcięższych zbrodni (morderstwa, gwałty, czyny pedofilskie) stanowią zbyt wielkie zagrożenie dla otoczenia, muszą więc trafiać do więzień.
W Kanadzie wprowadzono natomiast Koła Orzekające dla rozpatrywania przestępstw popełnionych przez Indian w okręgach: Saskatchewan, Ontario, Yukon, Kolumbii Brytyjskiej i Manitobie. Ich celem jest przywrócenie harmonii społecznej zakłóconej przestępstwem. Oskarżeni są tam sądzeni przez ludzi, którzy dobrze znają sprawcę i ofiarę. Sędziowie żyją potem z następstwami swoich wyroków. Stwierdzono osiemdziesięcioprocentowy spadek recydywy wśród indiańskich oskarżonych, którymi zajmowały się w duchu sprawiedliwości naprawczej Koła Orzekające, a nie sądy państwowe. Coraz częściej mówi się o włączeniu sprawiedliwości naprawczej do sądów dla reszty mieszkańców Kanady.
Powszechnie uznaje się, że społeczeństwo oczekuje surowszych sankcji karnych niż są skłonni orzekać sędziowie w sądach państwowych. Dowiedziono jednak, że ofiary przestępstw i ich krewni, którym udzielono wszechstronnej pomocy materialnej, medycznej i psychologicznej, mają mniejszą potrzebę odwetu[4]. Z kolei dobrze przeprowadzona mediacja zwiększa prawdopodobieństwo, że przestępca spłaci wszystkie zobowiązania wobec osoby poszkodowanej.
Niepaństwowe sądy ludowe funkcjonują już w RPA, południowym Meksyku, górskich rejonach Gruzji i w wielu innych miejscach. Upodabnia je do siebie dążenie do pokojowego rozstrzygania konfliktów, różni odmienne pojmowanie norm porządku i prawa.


KWESTIA WYBORU

Sprawiedliwość naprawcza zmusza nas do przemyślenia następującej kwestii: czy cierpienie ofiary może stać się mniej dojmujące dzięki temu, że sprawca trafi do więzienia, czy też dzięki temu, że będzie coś robił na rzecz ofiary przez dni, miesiące lub lata? Żadna z praktykowanych wcześniej procedur państwowych nie kładła podobnego nacisku na interes pokrzywdzonego oraz naprawę emocjonalnych i materialnych szkód. Opisane wyżej przypadki oznaczają powstawanie pluralizmu prawnego. Sprawiedliwość wypracowana przez ludzi mniej więcej sobie równych zostaje przeciwstawiona sprawiedliwości powiązanej z piramidą władzy. Cały system prawny staje się bardziej elastyczny i podatny na zmiany. Jak zawsze istnieje ryzyko, że pojawią się nadużycia. Ale przynajmniej dowiemy się, która metoda radzenia sobie z przemocą w społeczeństwie jest bardziej odpowiednia.
Właściwie trudno wyobrazić sobie lepszą alternatywę dla prawicowej wizji prawa karnego. Samorządność prawna bliska jest anarchizmowi, lecz wydaje się możliwe przyjęcie jej zasad przez część ugrupowań lewicowych, feministycznych, a co najistotniejsze, przeciętnych obywateli, dla których jest ona zrozumiała. Cennej wskazówki udzielił nam Nils Christie, pisząc: „mechanizmy rozwiązywania konfliktów poprzez swoją organizację będą odzwierciedlały pożądany typ społeczeństwa i pomogą w jego urzeczywistnieniu”[5]. Pamiętajmy o tym, kiedy usłyszymy od jakiegoś polityka o zaletach odstraszania przestępców za pomocą zamordyzmu prawnego i wyposażenia policji w nowe uprawnienia.


GENEZA SPRAWIEDLIWOŚCI NIEPAŃSTWOWEJ

Był czas, kiedy państwo nie miało monopolu na stanowienie prawa, a ludzie z tego nie byli powodu nadmiernie nieszczęśliwi. Funkcjonowały obok siebie co najmniej trzy tradycje prawne. Prawo zwyczajowe, oparte w dużym stopniu na sztuce mediacji między stronami konfliktu oraz zabiegach ekspiacyjnych. Prawo różnych społeczności – sekt, zakonów, grup zawodowych, bractw, gildii – których członkowie dobrowolnie zaprzysięgali przestrzeganie określonych norm i reguł. Wreszcie istniało prawo państwowe, którego treść i zakres zależne były od mocy i ambicji władcy i w małym stopniu odpowiadały potrzebom poddanych. Wraz z ewolucją władzy państwowej stopniowo ograniczano uprawnienia ludzi do samodzielnego rozstrzygania konfliktów. Tak potoczyła się historia prawa w Europie Środkowo-Wschodniej. Wymóg stosowania zemsty za śmierć czy inną krzywdę współrodowca jeszcze przed nastaniem ingerencji państwowej zastępowano możliwością ugody. Początkowo państwo respektowało ten alternatywny wymiar sprawiedliwości. Po raz pierwszy zapisano to w latach dwudziestych XIII w. w „zwodzie” niemieckiego prawa ziemskiego[6]. Odstąpienie od stosowania odwetu przez ród lub państwo nie oznaczało, że winny nie poniesie żadnej odpowiedzialności za swój uczynek. Jeśli obie strony doszły do porozumienia, zawierano umowę kompozytową (pojednawczą), w której określano wymiar stosownego zadośćuczynienia. Wyroki uzupełniano elementami prawa zwyczajowego: nakazem postawienia krzyża pojednania (dziś nazywanego „pokutnymi”) lub odbycia pielgrzymki do wyznaczonej miejscowości. Dowodem pobytu w wyznaczonym miejscu mogła być jakaś pamiątka lub potwierdzony notarialnie dokument. W dokumentach Rady Miasta Złotoryi zapisano, że w roku 1494 po uzgodnieniu wspólnej wersji przez nieumyślnych zabójców oraz rodzinę ofiary rada wydała postanowienie „w przyjaźni, nie na gruncie prawa”. Nieudana mediacja między stronami mogła doprowadzić do rozpatrzenia sprawy na gruncie prawa miejskiego, co mogło się zakończyć nawet wyrokiem śmierci dla pozwanych. Analogiczne zapisy odnotowujemy na terenach Rzeszy Niemieckiej, Czech, Moraw, Śląska i na Pomorzu. Istnieją też zapisy wyroków pojednawczych, w których przestępcę zobowiązano do wystawienia poczęstunku dla biednych w miejscu, gdzie popełnił przestępstwo. Dodatkowym obciążeniem mógł być obowiązek opłacenia biednym wizyty w łaźni miejskiej. W umowach kompozytowych sprawą pierwszorzędną było zadośćuczynienie materialne i moralne osobie pokrzywdzonej. Zabójcy nakazywano opiekę finansową nad wdową i jej dziećmi aż do osiągnięcia przez nie pełnej samodzielności. Dzięki temu zabójca zyskiwał przebaczenie. Niekiedy rodzina domagała się dodatkowych manifestacji pokory sprawcy. W 1509 r. w Rasdorf obnażony do pasa zabójca musiał leżeć krzyżem na świeżej mogile zabitego. W innej umowie zapisano, że zabójca włoży ręce do grobu bądź będzie trzymał nieboszczyka za dłonie i jego bezpośrednio prosił o przebaczenie. Umowy pojednawcze zostały zakazane w 1532 r., kiedy to cesarz niemiecki Karol V wprowadził nowy kodeks karny, tzw. Constitutio Criminalis Carolina, na mocy którego zabójca stawał przed sądem orzekającym surowszą karę. Zwyczaj nieformalnego sądzenia i zawierania ugody był jednak tak zakorzeniony, że przetrwał jeszcze do XVII w., zanim państwo zaanektowało resztę przestrzeni społecznej.
Z kolei w Rzeczpospolitej Szlacheckiej od XVI w. istniała instytucja jednacza[7]. Była to osoba, która cieszyła się zaufaniem i autorytetem wśród najbliższej społeczności. Instytucja ta została powołana z powodu niewydolności sądów państwowych zarówno pod względem długości oczekiwania na rozstrzygnięcie swojej sprawy, jak i możliwości wyegzekwowania zapadłych postanowień. O jednaczu można przeczytać głównie w zapisach pamiętnikarskich, które pokazują, że była to forma bardziej zbliżona do arbitrażu niż do mediacji. Poddanie się wyrokowi jednacza było wzmocnione jego autorytetem i powiązaniami, jakie istniały między członkami najbliższej społeczności. Podobne instytucje funkcjonowały w tym samym czasie w większości miast, będąc uzupełnieniem sądów grodzkich. Sądownictwo polubowne zostało zlikwidowane dekretami władz zaborczych w pierwszych dekadach XIX w.
Zasadność istnienia prawa państwowego już w średniowieczu kwestionowały niektóre kacerskie ruchy religijne: piętnastowieczni taboryci i bracia czescy[8]. Bojkot prawa państwowego deklarowali także wyznawcy powstałego w końcu XIX w. odłamu rosyjskiej sekty duchoborców. Byli to wspierani finansowo przez Lwa Tołstoja swobodnicy.
Państwowy system prawa karnego wspierany metafizyczną filozofią i tezami o ułomności natury ludzkiej zakwestionowali w XIX w. anarchiści. Jednym z fundamentów myśli anarchistycznej stało się od tej pory przekonanie, że prawo karne jest przede wszystkim narzędziem czysto politycznym, za pomocą którego utrzymuje się w posłuchu i represjonuje społeczeństwo. Według Proudhona miejsce praw miały zająć umowy między zainteresowanymi, a sędziów zastąpić mieli arbitrzy[9]. Bakunin początkowo opowiadał się za wybieraniem sędziów w głosowaniu powszechnym. W późniejszym czasie pisał, że „w społeczeństwie ugruntowanym na równości i solidarności, na wolności i poszanowaniu człowieka autorytet opinii publicznej zastąpi sądownictwo”[10]. Ten autorytet miał mieć większą siłę oddziaływania niż kodeksy, klawisze i kaci. Dla Kropotkina wychowanie moralne i praktyka pomocy społecznej były bardziej skuteczne niż represje. Pisał, że więzienia tylko deprawują, a surowość kar nie zmniejsza liczby przestępstw. Kropotkin cenił jednak prawo zwyczajowe (które miało się na krótko odrodzić w Hiszpanii w anarchistycznych kolektywach rolnych w latach 1936–1937). Również Malatesta był przekonany, że liczba przestępców ulega zmianie nie tyle pod wpływem środków karnych, ile pod wpływem warunków ekonomicznych i stanu opinii publicznej[11]. Zwyczaje i tradycje cenił wyżej niż kodeksy karne. Konflikty miały być rozwiązywane z pomocą dobrowolnie wybieranych sędziów polubownych. Podobną wizję przekształcenia wymiaru sprawiedliwości prezentowali podczas drugiej wojny światowej polscy anarchosyndykaliści: „Wymiar sprawiedliwości przechodzić będzie stopniowo do organów praworządności rewolucyjnej – od trybunałów chłopsko-robotniczych do sądów stowarzyszeniowo-zawodowych powiązanych z pochodzącymi z wyboru karnymi sądami ludowymi”[12].
Anarchochrześcijanin Lew Tołstoj pod koniec życia toczył dysputy z prawnikami. Na podstawie swojej znajomości rosyjskich więzień przełomu XIX i XX w. doszedł do wniosku, że większość osadzonych trafiło tam za czyny popełnione w okolicznościach wyjątkowych, jak uniesienie, zazdrość, upojenie, karano ich więc za takie czyny, jakie prawie na pewno popełniliby ci, którzy ich sądzili i karali, gdyby znaleźli się w tych samych warunkach. Znaczny procent więźniów mieli też stanowić ludzie, którzy moralnie przewyższają resztę społeczeństwa (sekciarze, przestępcy polityczni, skazani za strajki oraz inne formy buntu). Wśród osadzonych miało nie brakować ludzi, wobec których społeczeństwo było o wiele bardziej winne niż oni wobec społeczeństwa. Zaliczył do tej kategorii ludzi opuszczonych, doprowadzonych do ostateczności nędznymi warunkami życia, ogłupionych uciskiem i pokusami. Uznał, że przestępcy działający w majestacie prawa jako pierwsi powinni być pozbawieni wolności[13].
Na peryferiach nowoczesnego świata przetrwały jednak do dnia dzisiejszego enklawy niepaństwowego wymiaru sprawiedliwości. Zaliczyć do nich należy sądy ludowe sprawowane przez mediatorów w położonych na terytorium Gruzji regionach Górna Swanetia, Chewsuretia, Pszawetia oraz w Czeczenii. Obowiązujące tam prawo zwyczajowe (adat w Czeczenii i adati w Gruzji) cieszy się wśród ludności większym autorytetem niż kodeksy państwowe. Sędziowie są wybierani przez mieszkańców podczas lokalnych uroczystości lub wyznaczani przez starszyznę. Prowadzenie mediacji nie jest wynagradzane pieniężnie. Znajomość norm prawa zwyczajowego jest tam wspólna wszystkim członkom społeczności, stanowi bowiem integralną część procesu wychowania młodzieży. Sądy ludowe w Swanetii starają się prowadzić negocjacje i zapobiegać krwawym zemstom, proponując zadośćuczynienie, pogodzenie stron, ewentualnie wykluczenie przestępcy ze społeczności połączone z konfiskatą majątku na rzecz poszkodowanego i banicją sprawcy. Bywa jednak, że obie strony konfliktu nie chcą kierować sprawy do sądu ludowego i wendeta trwa kilkadziesiąt lat. Należy też pamiętać, że struktury oparte na tradycji czasami traktują kobiety i młodzież jako mniej ważną część społeczności i nie przywiązują wagi do ich zdania podczas dyskusji. Mediatorami mogą być zresztą wyłącznie mężczyźni, którzy ukończyli sześćdziesiąt lat. Szczególnie drastyczne przypadki nierównego traktowania mają miejsce w orzecznictwie sądów ludowych w Wąwozie Pankiskim, na pograniczu gruzińsko-czeczeńskim zamieszkanym głównie przez Kistynów[14]. Odnotowano w tym regionie przypadki decyzji sądu ludowego (mechk cheli) o wydaniu kobiety za mąż wbrew jej woli. Wszystko odbywało się w ramach godzenia zwaśnionych rodów, chociaż zwykle wystarcza odszkodowanie. Państwo gruzińskie toleruje działalność niepaństwowych sądów i nie próbuje kwestionować ich orzeczeń.
Odmienny charakter mają sądy na terytorium opanowanym przez zapatystowską partyzantkę w stanie Chiapas w południowym Meksyku, gdzie normy prawne również określane są przez członków lokalnej społeczności, jednak widoczne są tam starania o równe traktowanie kobiet i mężczyzn. Zapatyści domagają się uznania przez państwo meksykańskie tradycyjnych praktyk sądowych wśród Indian (samorządność prawna wedle obyczajów i tradycji) oraz wycofania policji z terenów zajmowanych przez autonomiczne wspólnoty. To reakcja na dyskryminujące praktyki ze strony państwowych sądów i organów ścigania.
Nie bez znaczenia dla zrozumienia przyczyn rozwoju alternatywnych form wymiaru sprawiedliwości jest fakt, że struktury państwowe nie są w stanie zapewnić wszystkim obywatelom jednakowego bezpieczeństwa i sprawiedliwego procesu. Tam, gdzie sytuacja staje się krytyczna lub istnieją silne tradycje tworzenia samorządnych struktur pozapaństwowych, powstają też warunki pozwalające na rozbudowę nieformalnego wymiaru sprawiedliwości. Z opisaną sytuacją mają do czynienia mieszkańcy slumsów w Republice Południowej Afryki. Istnieje tam wiele organizacji zapewniających bezpieczeństwo i rozwiązywanie konfliktów: od komitetów ulicznych stowarzyszonych z Narodowo-Obywatelską Organizacją Południowej Afryki (SANCO), aż do prywatnych struktur oraz organizacji, w których łączy się porządek państwowy z niepaństwowym[15]. Każda z tych struktur działa niezależnie, ponieważ państwo faktycznie wycofało się z obowiązku zapewnienia bezpieczeństwa na ulicach biednych dzielnic i miast. Biedni sami musieli znaleźć sposób na zapewnienie porządku i sprawiedliwości. Niepaństwowa sprawiedliwość jest obecna przede wszystkim w niezamożnych dzielnicach Port Elisabeth, Johannesburga i Kapsztadu, a także w okręgach Gugulethu, Khayelitsha, Crossroad, Nyagna i Phillipi. Jednym z nowych miast, w którym można dostrzec wielość struktur porządku prawnego, jest Khayelitsha, licząca ponad 500 tys. mieszkańców, z których zdecydowana większość jest obecnie bezrobotna. Nazwa Khayelitscha oznacza „nowy dom”. Miasto powstało w końcowym okresie apartheidu jako jedno z gett dla czarnej ludności, oddalone o 20 km od przeznaczonych wyłącznie dla białych obywateli przedmieść Kapsztadu. Sytuacja polityczna uległa zmianie, ale segregacja ekonomiczna utrzymuje się w dalszym ciągu. Największy autorytet wśród mieszkańców ma obecnie utworzone w 1995 r. Forum Bezpieczeństwa Lokalnego Khayelitsha (KCPF). Wszyscy członkowie organizacji są wolontariuszami, kierujący pracą w dzielnicach komitet wykonawczy wybierany jest przez ogół mieszkańców. Do biura forum można przyjść z praktycznie każdym rodzajem problemów. W niektórych przypadkach klient dostaje radę, w innych – fachową poradę prawną, czasami członek komitetu działa jako mediator, a nawet jako sędzia w sporze. Procedura rozstrzygania sporów jest bardzo luźna i czasami, zamiast wzywać stronę pozwaną, członek dzielnicowego komitetu udaje się do jej domu, aby przedyskutować problem. Ogólnie rzecz biorąc, rozwiązywanie sporów polega na zebraniu wszystkich stron, wysłuchaniu ich i zaproponowaniu rozwiązania. Sprawy dotyczące zabójstw i gwałtów odsyłane są do policji państwowej, a sprawy drobnych konfliktów sąsiedzkich są przekazywane komitetom ulicznym. Forum monitoruje jednak postępy w śledztwie prowadzonym przez policję i zdarza się, że w imieniu poszkodowanych żąda odwołania osoby kierującej dochodzeniem (zwykle skutecznie); tworzy także straże sąsiedzkie i zajmuje się zapobieganiem przestępstwom. Komitet uliczny oznacza z kolei organizację obywatelską tworzoną przez grupę ludzi, którzy żyją w bliskim sąsiedztwie. Komitety uliczne powstały jeszcze w czasach apartheidu i stanowiły bazę terenową oporu przeciwko porządkowi państwowemu, a do roku 1994 samodzielnie rozstrzygały wszystkie sprawy karne. Dzisiaj komitety ograniczają swoje sądownictwo do spraw najprostszych, do sporów w rodzinach i między sąsiadami. Dla wielu osób z komitetów procedura jest mało istotna, często stosują uznaniowość, rozstrzygnięcie sporu zależy od gotowości, z jaką strona jest skłonna nie tylko poddać się arbitrażowi, ale także zaakceptować rozstrzygnięcie. Oprócz wspomnianych organizacji mieszkańcy mogą się zwrócić do Komitetów Pokoju, których celem jest pojednanie stron. To jedyna struktura niepaństwowa, która stosuje ujednolicone procedury sądowe. Od roku 1996 działalność w mieście prowadzą także: Kongres Tradycyjnych Przywódców Południowej Afryki – „Contralesa”, który zamierza stosować wiejskie mechanizmy utrzymywania porządku społecznego na obszarach miejskich, oraz Agencja Przeciw Przestępczości na Półwyspie, utworzona przez byłych partyzantów. Ta ostatnia struktura jest pewną formą prywatnego sądu i agencji ochroniarskiej dla osób ubogich. Agencja różni się od innych organizacji tym, że zajmuje się sprawami napadów z bronią i morderstw, pobiera opłaty za swoje usługi, jest też, niestety, oskarżana o liczne nadużycia siły. Należy podkreślić, że istnieje wolność wyboru, do której struktury udać się po ratunek. Ludzie mogą się zwrócić do Forum lub do Agencji, a nawet do odległego sądu państwowego, kierując się tym, która z instytucji wyda im się najodpowiedniejsza w danej sprawie.
Samoorganizacja prawna mieszkańców slumsów w RPA stała się zjawiskiem masowym w rezultacie kryzysu instytucji państwa, ale nie znaczy to, że nowoczesne państwo wyposażone w sprawnie działające sądy, prokuraturę i policję rzeczywiście spełnia pokładane w nim nadzieje. Zdaje się temu przeczyć praktyka pobłażliwości dla przestępstw popełnianych przez osoby zajmujące wysokie szczeble drabiny społecznej, zapełnianie więzień biedotą, ograniczanie praw obywatelskich w imię obrony przed terroryzmem oraz towarzyszący im od kilku dziesięcioleci opór ze strony radykalnych ruchów wolnościowych, anarchistycznych, lewicowych, organizacji obrony praw człowieka, a nawet części środowiska prawniczego w USA, Kanadzie, Europie i wielu innych miejscach na świecie.


KRYMINOLOGIA RADYKALNA

Prawdziwy przełom w myśleniu o przestępczości i przestępcach nastąpił w latach sześćdziesiątych XX w. wraz z nowym nurtem socjologii amerykańskiej: teorią naznaczania społecznego, zgodnie z którą przestępczość i dewiacja są wytworami reakcji społecznej, a nie obiektywnymi właściwościami ludzkich zachowań[16]. W dziedzinie dewiacji nie aktor, lecz widownia jest zmienną podstawową.
Wydarzenia rewolty 1968 nie pozostały bez wpływu na teorie kryminologiczne. Kryminologia radykalna narodziła się na uniwersytecie w Berkeley w Kalifornii. W roku 1968 grupa profesorów i studentów zajęła się krytyczną analizą prawa karnego i wymiaru sprawiedliwości w imię obrony praw człowieka przed państwem. Programowym tekstem grupy kryminologów radykalnych stał się ogłoszony w 1970 r. artykuł Hermana i Julii Schwedingerów Obrońcy porządku czy strażnicy praw człowieka[17], w którym autorzy proponowali koncepcję przestępstwa jako naruszenia praw człowieka i wskazywali na państwo jako główny podmiot tak pojętej działalności przestępczej. Konsekwencją takiego ujmowania pojęcia przestępstwa jest rozszerzenie go na społecznie szkodliwe czyny nieznajdujące odbicia w kodeksach karnych oraz teza, że takie zjawiska jak rasizm, wojna czy nędza, powinny być traktowane jako przestępstwa[18]. Dotychczas nietykalne państwo awansowało do roli jednego z głównych przestępców. Kryminolodzy z „obrońców porządku” mieli przeistoczyć się w „strażników praw człowieka”. W 1972 r. utworzono Związek Radykalnych Kryminologów (URC) i czasopismo „Przestępstwo i Sprawiedliwość Społeczna”. Związek stawiał sobie za cel konstruowanie definicji przestępstwa uwzględniającej interesy ludzi z uciskanych klas społecznych, edukację, prowadzenie badań i akcji politycznych. W 1974 r. Anthony Platt (jeden z założycieli URC) ogłosił manifest, w którym stwierdził, że badania kryminologiczne prowadzone na zlecenie organów państwa ograniczają swobodę uczonych, narzucają im określone interesy jako priorytetowe, a także korumpują ich wizją korzyści materialnych i urzędowego prestiżu[19]. Po kilku latach konflikt z władzami doprowadził do zamknięcia instytutu w Berkeley. W 1975 r. Barry Krisberg opublikowała książkę opisującą zależność między przestępczością a przywilejami społecznymi[20]. W tym samym roku ukazała się praca zbiorowa Żelazna pięść i aksamitna rękawiczka, poświęcona analizie działalności policji. Otwarcie represyjne działania – nazwane przez autorów funkcją „żelaznej pięści” – stanowią właściwą domenę policji, chociaż są ukrywane i neutralizowane przez funkcję „aksamitnej rękawiczki”, którą charakteryzuje hasło: policja bliżej obywateli – w ramach udzielania niezbędnych informacji, ratowania życia, regulowania ruchu ulicznego i łapania zbrodniarzy[21]. Inni autorzy kontynuujący badania w konwencji antypolicyjnej przedstawili wniosek, że wymiar sprawiedliwości, a szczególnie policja, przyczynia się do wzrostu przestępczości przez wzmaganie kontroli, uwalnianie niektórych sprawców od odpowiedzialności oraz skryte ułatwianie popełniania określonych przestępstw[22]. W związku z tym Gilbert Cantor zauważył, że gdyby system sądowniczy miał bardziej cywilistyczny charakter, można by także przyjąć cywilistyczne standardy dowodowe, co doprowadziłoby do zwiększenia liczby przedstawicieli władz pociąganych do odpowiedzialności za wyrządzone krzywdy[23].
Próbę demistyfikacji prawa podjął również Richard Quinney. Naturalne prawa, przysługujące – jego zdaniem – tylko jednostkom i grupom społecznym, a nie państwu czy społeczeństwu jako całości, usprawiedliwiają moralnie przeciwstawianie się opresyjnemu systemowi prawnemu. Jako alternatywne rozwiązanie proponował radykalną decentralizację prawa, tak aby mogło ono służyć ochronie interesów jednostek, różnych grup społecznych oraz społeczności lokalnych. W 1977 r. Quinney w pracy Klasa, państwo i przestępstwo dowodził, że przestępstwo to manifestacja warunków materialnych społeczeństwa, a jedną ze sprzeczności systemu jest to, że prawa tworzone przez klasę panującą muszą być przez nią naruszane, aby zapewnić trwanie kapitalizmu. Wyróżnił on dwa rodzaje przestępstw: przestępstwa przystosowania, czyli pospolite kradzieże, napady, zabójstwa, popełnione z reguły w obrębie tej samej klasy, które nie stanowią one zagrożenia dla systemu. Inną kategorią są przestępstwa oporu, od czynów skierowanych przeciwko warunkom pracy aż do „świadomych politycznie aktów rebelii”[24].
W inny jeszcze sposób krytyczną analizę prawa uprawiał William Chambliss. Nad filozoficzne spekulacje przedkładał konkretne badania historyczne. Przeprowadził on analizę angielskiego ustawodawstwa o włóczęgostwie, dowodząc, że przemiany tego prawa pozostawały w ścisłym związku ze zmianami sytuacji społeczno-ekonomicznej. Pochodzące z XIV w. pierwsze statuty przeciw włóczęgom zmuszały ich do pracy z powodu braku siły roboczej w majątkach możnowładców. W końcu XVI w. z powodu nadmiaru rąk do pracy zaprzestano przymuszania do niej i zaczęto posługiwać się prawem do kryminalizowania włóczęgów przez usuwanie ich z miast, osadzanie w więzieniach lub przepędzanie z traktów handlowych. Działo się to pod wpływem rozwoju handlu i transportu. Zdaniem autora, ewolucja angielskiego prawa ukazuje jasno, w jaki sposób prawo uwzględnia interesy i potrzeby grup, które kontrolują ekonomiczne instytucje społeczeństwa. Wychodząc od teorii marksistowskiej, uznał konflikt za siłę sprawczą tworzącą prawo, a stosunki pracy i produkcji za ważniejsze dla treści i funkcjonowania prawa niż ogólnospołeczne interesy i wartości[25].
Zbliżone poglądy prezentował Stuart L. Hills. Akceptację prawa opisał jako rezultat manipulacji ze strony tych, którzy posiadają władzę i zdolni są narzucić społeczeństwu swoje oceny. Zauważył, że gdyby wyeliminować wszystkich konsumentów i sprzedawców marihuany, alkoholików, homoseksualistów, osoby zaangażowane w dokonywanie aborcji, oszustów podatkowych, drobnych złodziei, wandali, hipisów i prostytutki oraz innych sprawców zachowań uznawanych za dewiacyjne – niewiele pozostałoby z istniejącego społeczeństwa. Mit społeczeństwa zjednoczonego wokół reguł prawnych służy więc stygmatyzacji tych, którzy są niewygodni dla istniejącego podziału władzy[26]. Pochopne uznanie wszystkich przestępców za „politycznych rebeliantów” lub „ofiary systemu” doprowadziło niektórych amerykańskich kryminologów do całkowitego odrzucenia prawnej definicji przestępstwa. Natomiast Quinney i Chambliss przekonywali, że prawo karne przynajmniej częściowo chroni prawa człowieka[27]. Wielu spośród amerykańskich kryminologów coraz wyraźniej ciążyło w stronę religijnego niemalże przywiązania do ideologii marksistowskiej. W rezultacie zaczęły powstawać niesprawdzalne tezy, iż przestępczość klasy robotniczej jest postępowa, a lumpenproletariatu reakcyjna.
Najbardziej radykalni i zbuntowani socjologowie brytyjscy, którzy sympatyzowali z anarchizmem, utworzyli w 1968 r. Krajową Konferencję Dewiacji. Ta kilkunastoosobowa grupa dzięki niezwykle aktywnej działalności naukowej już po czterech latach skupiała 350 młodych uczonych, ewoluując jednak w stronę marksizmu. W 1973 r. ukazała się Nowa kryminologia I. Taylora, P. Waltona i J. Younga, w której autorzy zarzucili tradycyjnej kryminologii skrajny pragmatyzm, obsesję resocjalizacji i tworzenie ekspertyz, które ułatwiają sprawowanie władzy, ale nie pomagają w rozwiązywaniu problemów. Krytykowali koncepcje Schredingerów, twierdząc, że nauka oparta na „autonomicznej definicji przestępstwa” i wskazująca konieczność karania niektórych działań rządzącej elity jest tylko odwróceniem tradycyjnej kryminologii wynikającym z liberalnego, moralnego oburzenia. Za cel swojej grupy uznali stworzenie społeczeństwa, w którym fakty ludzkich odmienności osobistych, organicznych i społecznych nie będą podlegały władzy karania[28]. Od czasu wydania w 1976 r. pracy Colina Sumnera wśród kryminologów radykalnych w Wielkiej Brytanii zaczął przeważać pogląd, że prawo karne łączy w sobie sformalizowaną wersję zasad klasy panującej z elementami historycznie wykształconej zgody społecznej.
W 1969 r. powstało w Niemczech Zachodnich Koło Robocze Młodych Kryminologów, którego członkowie podjęli ostrą krytykę zasad i funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości w kontekście nasilających się represji wobec ruchu kontestującego władzę (zaczynała się konfrontacja pomiędzy państwem a bojowcami lewicowej Rote Arme Fraktion). Do swojego programu wpisali zamiar edukowania, ujawniania stronniczości i uprzedzeń w działalności instytucji kontroli społecznej, walkę z kapitalizmem, współpracę z organizacjami więźniów i byłych więźniów w celu zmiany sposobu kształcenia personelu instytucji kontroli społecznej oraz reformowanie prawa[29]. Reprezentatywna dla tego środowiska była praca niemieckiego kryminologa Karla Schumanna. Badał on problem tzw. fałszywej świadomości przestępców, polegający na tym, że akceptują oni w zasadzie ideologię stosowanego wobec nich prawa karnego. Za jedyną dziedzinę, w której prawo karne ma charakter uniwersalny, uważał przestępstwa przeciwko państwu, gdyż broni się ono przed każdym zamachem na swoje interesy bez względu na pochodzenie sprawcy. Zaznaczał jednak, że członkowie uprzywilejowanych grup społecznych mają najmniej motywów do popełniania przestępstw przeciwko swemu państwu. Zajmował się także ujawnianiem wyjątków od prawnego zakazu stosowania przemocy, takich jak tolerowanie przemocy domowej, policyjnej, więziennej, rządowej, protekcji, inwigilacji i szantażowania słabszych grup społecznych. Opowiadał się za społeczeństwem, w którym interesy żadnej grupy społecznej nie będą uważane za ważniejsze od innych w takim stopniu, aby musiało je gwarantować prawo państwowe[30].
We Włoszech kryminologia radykalna została zdominowana przez marksistów skupionych wokół wydawanego od 1975 r. pisma „La Questione Criminale”. Duchowy przywódca tej grupy, Alessandro Baratta, propagował alternatywną politykę kryminalną zwaną „konkretną utopią”, zmierzającą do stopniowego redukowania istniejącego systemu wymiaru sprawiedliwości karnej na rzecz abolicjonizmu[31].
Wyjątkowo oryginalny jest dorobek norweskiej kryminologii radykalnej, a szczególnie prace Nilsa Christie i Thomasa Mathiesena z Uniwersytetu w Oslo. Mathiesen specjalizował się w analizie systemu więziennictwa i proponował zastępowanie represji alternatywnymi środkami naprawczymi. Założył też organizację działającą na rzecz obrony praw więźniów[32].
Nils Christie w swoich pierwszych pracach wykazywał podobieństwo przestępców do nieprzestępców. Ujawniał na różnych przykładach rozbieżność prawniczej dogmatyki i prawa w praktyce oraz sprzeczność między ideą kary i resocjalizacji. Jego pierwsza praca z 1968 r. poświęcona była wartości różnych środków karnych, które podobnie jak wartość pieniądza mogą wzrastać lub opadać. Gdy wzrasta wartość ludzkiej egzystencji, wolnej od fizycznego bólu – dzięki higienie, opiece lekarskiej, lepszym warunkom mieszkaniowym i różnym udogodnieniom cywilizacyjnym – mniejsza ilość fizycznego cierpienia może kompensować to samo przestępstwo. Im lepsze jest normalne, codzienne życie, tym większą wartość ma jeden dzień spędzony w więzieniu, ponieważ rośnie cena wolności. „Transakcje karne” przypominają nieco obrót handlowy. Jednakże strona ustalająca warunki obrotu znalazła uzasadnienie, aby utrzymać dłużej zaniżoną cenę wolności, twierdząc, że więzienie służy leczeniu i resocjalizacji przestępcy. Christie doszedł do przekonania, że obecny wzrost dobrobytu materialnego skłaniać powinien do pozbawiania ludzi za karę raczej dóbr majątkowych niż wolności[33]. W pracy z 1978 r. pt. Więzienie w społeczeństwie lub społeczeństwo jako więzienie Christie był już niemal abolicjonistą. Wykazał, że wiele instytucji społecznych ma cechy więzienia – są to: statek, klasztor, rodzina, szkoła, fabryka, koszary i wioska. Ci, którzy pracują w więziennictwie, próbują polepszyć swoją sytuację, podkreślając podobieństwo więzienia do domu, zakładu pracy, ośrodka leczenia lub przystosowania. Proponował on, żeby więzienie zastąpić przymusem pobytu w określonym miejscu, w którym skazaniec pojawia się regularnie, aby otrzymać przypomnienie o tym, że jest skazany. Wystarczy potwierdzenie winy i potępienie sprawcy[34].
Christie poświęcił wiele uwagi przykładom sprawiedliwości naprawczej (np. w wioskach w Tanzanii), gdzie strony procesu są w centrum uwagi, w sprawie uczestniczą krewni i przyjaciele, publicznością jest cała społeczność, a sędziowie to eksperci z innej wioski. W ten sposób doszedł do konkluzji, że z winy państwa „konflikt został skradziony ofierze przestępstwa”[35]. Złodziejami stali się prawnicy, co potwierdza pogląd o depersonalizacji życia społecznego w państwie. Coraz mniej wiemy o innych, niedostatecznie ich rozumiemy. Dostrzega on szansę zmian w tworzeniu niezawodowych i niewyspecjalizowanych sądów ukierunkowanych na rozwiązywanie konfliktów i ochronę interesów strony pokrzywdzonej. Sądy te posługiwałyby się mieszaniną prawa karnego i cywilnego, z przewagą tego ostatniego. Celem byłoby zadośćuczynienie ofierze konfliktu i ukaranie sprawcy, jak również udzielenie mu pomocy, jeżeli jej potrzebuje. Byłby to sąd równych sobie.
W książce Granice cierpienia[36], sprecyzował następujące warunki nowego systemu społecznego:
1) wiedza o życiu innych członków lokalnej społeczności,
2) brak hierarchicznej władzy,
3) policjant jako „zakładnik” lokalnej społeczności,
4) świadomość wzajemnej zależności członków społeczności,
5) system wierzeń ograniczający możliwość posługiwania się cierpieniem.
Dopełnieniem systemu byłaby sprawiedliwość uczestnicząca, posługująca się komisjami rozjemczymi i sądami. Im mniej centralizacji i hierarchii, tym silniejsze będzie dążenie do zadośćuczynienia ofierze. Powinniśmy zbliżać karę do ceremonii żałoby lub pogrzebu, przez co będzie ciągłym dialogiem podobnym do tego, który ma miejsce w sprawach cywilnych. Odpowiedź na pytanie, jak daleko można się posunąć w ograniczaniu państwa, pozostawił Christie praktyce i przyszłym doświadczeniom.
W Polsce entuzjastami poglądów Nilsa Christie byli nieżyjący już Lech Falandysz i Wiktor Osiatyński, który na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku wykazywał skłonność do idealizowania społeczności tradycyjnych w zakresie działań mediacyjnych.


SAMORZĄDNOŚĆ PRAWNA WOBEC
INSTYTUCJI PAŃSTWA

Charakterystyczna dla wszystkich nurtów kryminologii radykalnej była ciągła rozterka wyboru między „akcją rewolucyjną” a działaniami reformatorskimi, między anarchizmem a tradycyjnym marksizmem. Wraz z upływem lat grono sympatyków tej dyscypliny powiększało się o przedstawicieli zawodów prawniczych (np. adwokaci broniący brytyjskich górników w procesach o udział w gwałtownych akcjach przeciw rządowi Margaret Thatcher) i nasilała się tendencja do stopniowego reformowania prawa. Aktualna pozostała metoda ujawniania prawdziwych beneficjantów i osób pokrzywdzonych określonymi przepisami oraz ukazywanie podwójnych standardów tzw. państwa prawa.
Trwałym osiągnięciem kryminologii radykalnej jest wprowadzenie do obiegu myśli i praktyki prawniczej pojęcia sprawiedliwości naprawczej. Jest ona próbą „odzyskania konfliktu” przez strony procesowe. Sprawiedliwość naprawcza polega na obciążeniu sprawcy odpowiedzialnością za naprawienie krzywdy wyrządzonej ofierze. Jej rzecznikiem był w Polsce Lech Falandysz, który krytykował sądy państwowe za to, że liczą się w nich tylko trzy strony: prokurator, sąd i „interes wymiaru sprawiedliwości”. W cieniu tego ostatniego maleją interesy jednostek i prawa obywateli. Orzekanie grzywny na rzecz państwa – a nie ofiary – nazywał: „wygospodarowywaniem dochodu z ludzkiej krzywdy i cierpienia”. Zwracał uwagę, że konflikty, które kodeksy państwowe określają mianem przestępstw, bardzo często są konfliktami między jednostkami, a charakter publiczny jest im nadawany niejako z góry przez państwo[37]. Przywrócenie sprawiedliwości powinno się wyrażać raczej rekompensatą materialną, podjęciem przez sprawcę pracy na rzecz ofiary, jej rodziny lub społeczności lokalnej, bezpośrednim naprawieniem szkód materialnych lub zadośćuczynieniem moralnym w postaci przeprosin i różnych zobowiązań. Rolę sędziego ma przejąć mediator, a rozmowy mogą mieć charakter pośredni lub bezpośredni, zależnie od potrzeb pokrzywdzonych.
Koncepcja rozwiązywania problemów na drodze negocjacji między sprawcą a ofiarą pod kierunkiem mediatora zaczęła zyskiwać uznanie w niektórych społecznościach lokalnych w USA. Harwardzcy prawnicy Lon L. Fuller i Richard Danzig zaproponowali tworzenie rad sąsiedzkich o charakterze mediacyjnym. Z tej sugestii wyłoniły się Sąsiedzkie Ośrodki Sprawiedliwości w trzech miastach. W latach osiemdziesiątych XX w. powstały w San Francisco Rady Wspólnoty, które zdystansowały się od państwowego wymiaru sprawiedliwości i zaczęły bazować na filozofii upodmiotowienia społeczności lokalnej[38]. Kierowanie przestępców na programy kształcenia połączone z korzystaniem przez nich z socjalnych i medycznych ośrodków doradztwa przyniosło spadek przestępczości z użyciem przemocy o ponad 30%. Polityka naprawcza zastosowana w San Francisco okazała się nawet bardziej skuteczna niż nowojorska polityka „zero tolerancji”, lecz była mniej spektakularna, więc nie wzbudziła zainteresowania mediów ani wpływowych polityków[39].
Natomiast antropolog Michael Löwy zasugerował, że warto wykorzystać doświadczenia mediacyjne wiosek w Ghanie. Tradycje rdzennej kultury zostały rzeczywiście wykorzystane w odrodzeniu praktyk naprawczych i wspólnotowych w Nowej Zelandii, Kanadzie i Australii[40]. Maoryska ludność Nowej Zelandii zabiegała w latach osiemdziesiątych XX w. o większe uznanie dla swych tradycji sądowych. Kiedy członek tej społeczności „popadł w kłopoty”, zbierała się rodzina, klan, sąsiedzi, a nawet plemię, by omówić sprawę i znaleźć najlepsze rozwiązanie. Jeśli człowiek kogoś skrzywdził, pokrzywdzony także uczestniczył w takim zgromadzeniu. Anglosaskie prawo karne było im z gruntu obce. Pod ich naciskiem wprowadzono w 1989 r. grupowe konferencje rodzinne, zarówno w przypadkach należących do kompetencji systemu opieki społecznej, jak i w przypadku przestępstw młodocianych. Istotnym novum było włączenie do postępowania mediacyjnego rodziny sprawcy i ofiary, a także praktyki naprawcze jako alternatywa dla więzienia lub zmniejszenie wyroku. 60% ofiar uczestniczących w konferencjach rodzinnych uznało je za „pomocne i satysfakcjonujące”, 25% miało negatywne odczucia. Praktykę o podobnie wspólnotowym charakterze po raz pierwszy zastosowano w Kanadzie w 1992 r. Sędzia Barry Stuart zaproponował wtedy społeczności lokalnej udział w tzw. grupie orzekającej w celu wypracowania konstruktywnych, wyrównawczych rozwiązań. Orzeczenie zawierało też mniej surowe sankcje karne niż w tradycyjnym postępowaniu.
W 1995 r. powstał Zespół ds. Wprowadzenia Mediacji w Polsce, jako autonomiczny zespół w ramach Stowarzyszenia Penitencjarnego „Patronat”. Rozpoczęto szkolenia mediatorów. Już w maju 1995 r. sędzia Grażyna Śliwa z Sądu Rejonowego w Zielonej Górze rozpoczęła jako pierwsza prowadzenie mediacji między sprawcą a ofiarą. Znowelizowany w 1997 r. kodeks karny przewiduje już możliwość mediacji, jednak konkretne zapisy mają wiele wad, a środowiska sędziowskie nie wykazują entuzjazmu[41].


I TY ZOSTANIESZ ARESZTOWANY

Policja jest instytucją, która kojarzy się z przeniesieniem odpowiedzialności za zapewnienie ładu i porządku na wyspecjalizowaną, scentralizowaną i lojalną wobec rządu grupę ludzi, którzy są opłacani przez społeczeństwo, mają monopol na posługiwanie się środkami przemocy, a ich zadaniem jest służenie pomocą wszystkim obywatelom bez względu na ich pozycję społeczną, wiek, płeć, rasę i przekonania polityczne. Trudno zaprzeczyć, że policja zwalnia nas od konieczności codziennego myślenia o trudach walki z przestępczością, ale prawdą jest również to, że z funkcjonowaniem policji państwowej wiążą się nierozerwalnie problemy kryminalne wynikające z nadużyć siły, wyobcowania ze społeczeństwa i dyspozycyjności wobec władz politycznych. Hierarchiczna struktura połączona z nawykiem wykonywania wszystkich rozkazów bez poczucia osobistej odpowiedzialności prowadzi czasem do sytuacji, które zagrażają zdrowiu i życiu uczestników strajków, demonstracji czy innych akcji nieposłuszeństwa obywatelskiego. Przy pomocy oddziałów policji rząd najbardziej demokratycznego państwa może złamać opór lokalnej społeczności, która nie zgadza się na eksmisję lokatorów lub niebezpieczną dla zdrowia okolicznej ludności inwestycję. Zdarzają się nawet interwencje policyjne przeciwko legalnym i pokojowym demonstracjom. Przykładem może być brutalne rozbicie przez oddziały prewencji Marszu Równości w Poznaniu w 2005 r.
Ocena decyzji rządu o interwencji policji pod kątem jej legalności nie jest troską samej policji, ponieważ wykonuje ona wszystkie polecenia zwierzchnich władz. Istnieje też bardzo silna pokusa, żeby rozwiązywać problemy ekonomiczne za pomocą wzmożonych represji policyjnych. Zamiast szukać przyczyn agresji, frustracji i wzajemnej nieufności w obowiązującym systemie rynkowym, można skupić uwagę wyłącznie na jego skutkach: zamontować kamery telewizyjne na ulicach, postawić policjantów przed szkołami i zarządzić godzinę policyjną dla nieletnich. Kiedy wysyła się dodatkowe oddziały policji celem spacyfikowania niebezpiecznego osiedla, nie trzeba już tak bardzo tłumaczyć się przed opinią publiczną z fatalnych warunków mieszkaniowych i braku zatrudnienia. Uwaga potencjalnych wyborców zostaje przeniesiona na spektakl medialny towarzyszący pościgom policyjnym i efektownemu pałowaniu niesfornej młodzieży.
Więzienia skutecznie uniemożliwiają sprawcom przestępstw popełnianie kolejnych zbrodni w trakcie odbywania kary, ale nie zapobiegają popełnianiu przestępstw po opuszczeniu murów więzienia, kiedy dają o sobie znać samotność, niechęć ze strony ewentualnych pracodawców i podejrzliwość sąsiadów. Więzienie nie chroni społeczeństwa przed przestępcą – im dłużej przebywa on w zamknięciu, tym gorzej jest przystosowany do życia na wolności. Niemal każdy z istniejących współcześnie zakładów karnych produkuje jednostki bardziej niebezpieczne lub bardziej bezradne niż przed uwięzieniem. Ludzie po wyjściu z więzienia stają się mniej zdolni do wzięcia odpowiedzialności za siebie, zwiększa się u nich prawdopodobieństwo uzależnienia od narkotyków i alkoholu, co nie czyni życia ich rodzin i sąsiadów spokojniejszym. Przerażeni tym stanem współobywatele domagają się ponownej izolacji byłego więźnia, co sprawia, że staje się on jeszcze bardziej agresywny i skłonny do recydywy. W rezultacie jedynymi sojusznikami i przyjaciółmi skazańca okazują się koledzy z więzienia, a jedynym pracodawcą – mafia. Najlepsze efekty w zapobieganiu recydywie przynosi zatrudnianie byłych więźniów[42], ale cóż z tego, skoro brakuje legalnej pracy nawet dla ludzi z czystą kartoteką. W ten sposób potwierdza się przekonanie, że kryminalista nie nadaje się w ogóle do życia na wolności. Zwolennicy zaostrzenia kar przekonują, że sprawca przestępstwa jest świadomy konsekwencji popełnionego czynu i powinien już nigdy nie opuścić murów więzienia. W związku z tym w niektórych stanach Ameryki Północnej wprowadzono prawo, które karze dożywociem za podwójną recydywę, niezależnie od rodzaju przestępstwa. Zastanówmy się nad konsekwencjami takiego sposobu myślenia o przestępstwie, rozważmy, ile osób pozostałoby na wolności, gdyby każdy sprawca czynu przestępnego trafiał za kratki. Kto spośród porządnych obywateli nigdy nie dopuścił się żadnego z zakazanych prawem czynów: nie kserował książek, co stanowi łamanie praw autorskich i jest zagrożone karą pozbawienia wolności do lat dwóch, nie zrywał jabłek w cudzym sadzie, nie wręczył nigdy lekarzowi łapówki, nie uczestniczył w nielegalnym zgromadzeniu, nie skłamał w zeznaniu podatkowym, nie obraził słownie przedstawiciela władz państwowych lub nie szydził z uczuć religijnych, nie zażywał lekkich narkotyków, nie przekroczył granic obrony koniecznej, nie przewoził przez granicę nielegalnie alkoholu i papierosów, nie pomógł w przeprowadzeniu aborcji lub nie ściągał filmów z internetu? Nie zapominajmy, że w świetle przepisów prawa złodziejami są górnicy, którzy, przymuszeni nędzą, pracują w nielegalnych biedaszybach. Przestępcami są rolnicy, którzy niszczą transporty genetycznie modyfikowanego zboża, oraz skłotersi, którzy remontują i zasiedlają opuszczone domy. Można osadzić w więzieniach większość obywateli, lecz kto ich będzie wówczas pilnował, kto będzie sądził?
Zgoda wszystkich liczących się na arenie politycznej ugrupowań partyjnych na zdominowanie życia społecznego przez rynkową rywalizację nie pomaga w ograniczeniu liczby popełnianych przestępstw. Błędem jest pomijanie w dyskusjach o genezie przestępczości oddziaływania kultury konsumpcyjnej. Przekaz reklamowy sugerujący, że nie można być szczęśliwym bez kolekcjonowania materialnych wyznaczników statusu społecznego, dociera do wszystkich i nie pozostaje bez wpływu na ludzi, którym brak wystarczających środków finansowych. Włamania, napady rabunkowe i oszustwa stają się nieuniknione w społeczeństwie, które postanowiło mierzyć wartość jednostek liczbą konsumowanych towarów. Podobne motywacje kierują politykami. Zrobią oni wszystko, żeby tylko nie przyznać się do porażki w walce z przestępczością i nie stracić sympatii wyborców. Polityka wzmożonych restrykcji i budowy nowych więzień nie poprawi stanu bezpieczeństwa, ale pomoże w wykazaniu się bezkompromisowością w walce ze złem. Każdą porażkę na tym polu zdołamy bez trudu wytłumaczyć zbyt małą skalą represji wobec przestępców. To znacznie prostsze niż zmiana polityki ekonomicznej.



ALTERNATYWY DLA PAŃSTWOWEGO
APARATU REPRESJI

Czy możliwe jest wyobrażenie sobie społeczeństwa, w którym przestała istnieć policja i zburzono wszystkie więzienia?
Zacznijmy od tego, że decyzji o wyeliminowaniu z życia społecznego policji państwowej, nie musi wcale towarzyszyć stan chaosu i bezprawia. Historia niemal wszystkich ruchów społecznych i organizowanych z ich udziałem demonstracji, strajków, nie wspominając o powstaniach i rewolucjach, obfituje w przykłady tworzenia własnych służb porządkowych. Różne są ich nazwy i formy organizacyjne, wspólną cechą jest natomiast bezpośredni związek ze społecznością, która powołała je do życia i której strzegą przed prywatnymi lub państwowymi agresorami. W odróżnieniu od prawicowych grup samoobrony, nie wykazują powiązań ze strukturami władzy państwowej i nie korzystają z finansowania przez prywatnych przedsiębiorców.
Podczas organizowanych w Polsce demonstracji środowisk alterglobalistycznych można czasem dostrzec ludzi z opaskami na ramionach, zwykle anarchistów, którzy monitorują trasę przemarszu, pomagają w ustawieniu sprzętu nagłaśniającego i ochraniają uczestników zgromadzenia. Podobne służby funkcjonują w trakcie demonstracji związkowych i strajków okupacyjnych. Komitet strajkowy wyznacza ludzi, którzy nie pozwalają łamistrajkom i ochroniarzom wynajętym przez właściciela wtargnąć na teren przedsiębiorstwa, pilnują, żeby nikt nie wniósł alkoholu, narkotyków itp. Bywało, że organizowane w związku z potrzebą chwili grupy samoobrony robotniczej liczyły tysiące ludzi, a nawet dysponowały bronią palną. Tak było w okresie rewolucji 1905 r. na ziemiach polskich i w Rosji, a także podczas rewolucji rosyjskiej w 1917 r. Zbrojne patrole tworzyli uczestnicy strajku generalnego w Buenos Aires w 1919 r.[43] i strajku czynnego we Włoszech w 1920 r.[44]. Dla ochrony demonstracji związkowych przed atakami faszystowskich bojówek powołano w 1929 r. na terenie Górnego Śląska anarchistyczną milicję Schwarze Scharen (Czarne Szeregi)[45]. Organizacja prowadziła aktywną działalność do roku 1933. Milicje robotnicze powoływane w oparciu o anarchistyczne i socjalistyczne związki zawodowe przejmowały kontrolę nad całymi miastami w rewolucyjnej Hiszpanii w 1936 r.[46]. Konkurencją dla państwowego aparatu represji stawały się oddziały samoobrony tworzone przez boliwijskich górników w latach 1952–1964[47], podobnie jak ochotnicze oddziały robotników i studentów walczących z radziecką interwencją na Węgrzech w 1956 r.[48]. Nawet po upadku rewolucji węgierskiej uzbrojone straże fabryczne nie chciały oddać kontroli nad zakładami pracy przedstawicielom partii komunistycznej. Delegaci Centralnej Budapeszteńskiej Rady Robotniczej domagali się w listopadzie 1956 r. całkowitej likwidacji komunistycznej milicji i zastąpienia jej strażą robotniczą. Ich opór został jednak zdławiony w grudniu 1956 r. Pozbawione broni, lecz dobrze zorganizowane straże strajkowe strzegły porządku podczas protestów polskich robotników w latach 1956–1957 i 1980– –1981. Wyjątkowo udanym przykładem samoorganizacji społecznej w dziedzinie utrzymania porządku była Milicja PPS, aktywna podczas powstania warszawskiego w dzielnicach Żoliborz i Stare Miasto. Pomimo że milicję tworzono z inicjatywy Polskiej Partii Socjalistycznej, to miała ona charakter ochotniczej straży obywatelskiej[49]. Milicjanci wybierani byli nie przez kierownictwo partii, lecz przez mieszkańców kilku najbliższych domów. Pełnili swoje obowiązki społecznie, prowadzili wywiad kryminalny, strzegli mienia, interweniowali w drobniejszych sprawach i patrolowali okolicę. W opinii historyka Janusza Marszalca mieszkańcy wspomnianych dzielnic darzyli większym zaufaniem swoich milicjantów niż policję powstańczą. Straże obywatelskie zaczęto ponownie powoływać w Polsce w latach 2002–2004 (na osiedlu Huby we Wrocławiu, w Prochowicach i w Jedlinie Zdroju), tylko że od razu ograniczono ich kompetencje do pełnienia funkcji pomocniczych względem policji, co grozi upodobnieniem tych niepaństwowych formacji do niesławnej ORMO.
Najważniejsza dla naszych rozważań jest jednak odpowiedź na pytanie, czy doświadczenia funkcjonujących w przeszłości i współcześnie niepaństwowych służb porządkowych możemy wykorzystać w celu usunięcia z życia społecznego państwowego aparatu przymusu, czy społecznej samoorganizacji przypadnie zaledwie rola pomocnicza w zapewnianiu publicznego bezpieczeństwa.
Policję państwową można w pełni zastąpić również zawodową, lecz w pełni uspołecznioną policją lokalną – twierdzi norweski kryminolog Thomas Mathiesen, ostrzegając równocześnie przed zwykłym dodawaniem policji lokalnej do jej państwowego odpowiednika. Policjant zakotwiczony na zewnątrz społeczności nie będzie dostatecznie wrażliwy na jej problemy. Należy zapobiegać sytuacjom, kiedy akcja „bliżej obywatela” przeistoczy się w system szpiegostwa, zaś policjant będzie dla lokalnej społeczności okupantem[50]. David Bayley z Uniwersytetu Nowy Jork w Albany, badając reakcje funkcjonariuszy i obywateli podczas interwencji policyjnych w Chicago, stwierdził, że u policjantów, którzy nie mają z mieszkańcami żadnych relacji, oprócz tych, podczas interwencji, pojawia się „mentalność oblężonego”[51]. Gdy policjanci wysiadali z radiowozu w cieszącej się złą sławą dzielnicy, byli zwykle wystraszeni, zaczepiali ludzi na podstawie błędnych przesłanek, stosowali zastraszenia, groźby i przemoc wobec przypadkowych osób. Mieszkańcy dzielnicy, szczególnie młodzież, nie pozostawali dłużni. Policjantów obrzucano kamieniami, a dzielnica zyskiwała jeszcze gorszą opinię. Policjanci, którzy oglądają świat zza szyby radiowozu, są zapewne przydatni w pościgach za sprawcami napadów na banki, ale nie chronią zbyt dobrze zwykłych ludzi.
Spróbujmy przedstawić zasady organizacyjne i tryb pracy proponowanej policji lokalnej. Po pierwsze, likwidacji ulega zależność służbowa pomiędzy policją lokalną a komendą główną i ministerstwem. Postulowana formacja opłacana jest z budżetu gminy i otrzymuje strukturę poziomą, swego rodzaju sieć współpracy równorzędnych jednostek, które w razie większych problemów powołują wspólny sztab kryzysowy i nic więcej. Wszystkie jednostki policji korzystają z pomocy gminnego laboratorium kryminologicznego i wyspecjalizowanej grupy detektywów. Rejony pracy poszczególnych jednostek policji obejmują niewielkie obszary. W sam raz dla pieszych patroli. Policjanci mogą dzięki temu poznać ludzi i reagować adekwatnie do skali zagrożeń. Policjanci z pieszych patroli są też mniej skłonni do nieuzasadnionego stosowania przemocy, traktują ludzi z większą dozą zaufania. Każdy policjant zostaje zobowiązany do zamieszkania w rejonie, w którym chce pracować, dzięki czemu osobiście doświadcza rezultatów swej pracy. Współczesny policjant jest silny potęgą machiny państwowej. Policjant lokalny musi polegać na własnych umiejętnościach i zabiegać o poparcie okolicznej ludności. Zapotrzebowanie na określoną liczbę policjantów zgłaszają dzielnicowe zebrania mieszkańców, które mogą również zwalniać ich ze służby.
Sprawdzonym rozwiązaniem jest straż obywatelska. Jej działanie oparte zostanie na zasadach zbliżonych do dzisiejszej Ochotniczej Straży Pożarnej. Powoływana spośród ochotników, którzy mieszkają na danej ulicy, osiedlu czy dzielnicy, będzie pełnić służbę patrolową, reagować na sygnały od mieszkańców.
W przeciwieństwie do policji państwowej, oddalonej od obywateli specjalnymi uprawnieniami i lojalnością wobec centrali, proponowane służby porządkowe: policja lokalna i straż obywatelska, mogą być dowolnie modyfikowane stosownie do bieżącej sytuacji, a użycie ich w celu rozpędzenia demonstracji czy rozbicia strajku jest praktycznie niewykonalne. Podobnych zalet nie mają firmy ochroniarskie. Prywatyzacja sfery bezpieczeństwa już dzisiaj prowadzi do katowania strajkujących robotników przez wynajętych ochroniarzy. Jesienią 2002 r. pracownicy firmy Impel spacyfikowali strajk w Fabryce Kabli w Ożarowie, używając przeciw robotnikom pałek, gazu łzawiącego i pięści. Prywatne firmy świadczące usługi w zakresie bezpieczeństwa pomagają też bogatym trzymać biednych na dystans, za murami strzeżonych osiedli[52].
Pomimo wszystkich negatywnych doświadczeń ze stosowaniem izolacji więziennej może się okazać, że nie ma alternatywy dla pozbawienia wolności sprawców ciężkich przestępstw i psychopatów, tj. osób, które dopuściły się zabójstw z premedytacją, gwałtów czy molestowania dzieci. To ludzie, którzy mogą stanowić zagrożenie dla życia i zdrowia innych osób, o ile pozostaną na wolności. Alternatywą dla więzienia będzie prawdopodobnie lincz, którego nie sposób uniknąć, jeśli sprawca ciężkiego czynu zostanie ujawniony. Konieczne będzie także stosowanie przymusu wobec osób, które pogwałcą warunki zawartej umowy mediacyjnej i nie naprawią szkód. W żadnym wypadku areszt czy więzienie nie może pozostać formą sprawiedliwości odwetowej, demoralizującym skutkom pozbawienia wolności należy zapobiegać poprzez ograniczanie kontaktów z innymi więźniami oraz ułatwianie odwiedzania więźniów przez osoby bliskie i znajomych. Odwiedziny bez ograniczeń wprowadzono w niektórych zakładach karnych w Szwecji i w kilku specjalnych więzieniach dla rdzennej ludności Kanady. Spotkania odbywają się w specjalnych pokojach lub na otwartej przestrzeni. Skazani nie tracą kontaktu z bliskimi i mają dużo większe szanse powrotu do normalnego życia. W dalszym ciągu są to miejsca dobrze pilnowane przez uzbrojonych strażników. Gdyby pozostawić w więzieniach tylko morderców i gwałcicieli, to większość zakładów karnych należałoby zamknąć. W 2004 r. karę więzienia odbywało w Polsce blisko 5 tys. zabójców i 2 tys. gwałcicieli, na ogólną liczbę 80 tys. osadzonych w zakładach karnych. Według danych polskiego więziennictwa dotyczących sytuacji w latach 2000–2003, sprawcy najcięższych przestępstw (gwałty, pedofilia, morderstwa) stanowili od 10 do 16% liczby więźniów[53].
Oczywiście, możemy być pewni, że podczas debaty publicznej dotyczącej zapobiegania przestępstwom pojawią się głosy zwolenników alternatywnych dla więzienia kar cielesnych, usłyszymy o zaletach obcinania rąk, piętnowania, przykuwania do pręgierza. Pomijając fakt, że stosowanie podobnych środków karnych byłoby przestępstwem, należy zwrócić uwagę na ich nieskuteczność. Martin Wright, angielski kryminolog, autor książki Przywracając szacunek sprawiedliwości, opisał przypadek włamywaczy w Irlandii Północnej, którzy nie porzucili złodziejskiego fachu, pomimo przestrzelenia im kolan przez bojowców Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA), starających się w ten drastyczny sposób utrzymać ład i porządek w katolickich dzielnicach Belfastu[54].
Idea rozwiązywania konfliktów za pomocą mediacji nie jest w Polsce zbyt dobrze znana, chociaż działające od 1995 r. Polskie Centrum Mediacji czyni spore wysiłki w celu popularyzacji sprawiedliwości naprawczej. Kiedy Maciej Zydlewicz, mediator z Lublina, przeprowadził wśród uczniów szkół średnich sondę na temat tego, jak rozumieją słowo „mediacja”, ponad połowa uczniów odpowiedziała, że w ogóle nie zna tego słowa, blisko 34% skojarzyło mediację z mediami, a tylko nieliczni byli blisko prawdy[55]. Prawidłowe odczytanie znaczenia słowa „odwet” prawie nikomu nie sprawiło trudności. Najzagorzalszym przeciwnikiem zastępowania w Polsce sprawiedliwości odwetowej sprawiedliwością naprawczą okazuje się jednak nie opinia publiczna, lecz wybrany w 2006 r. rzecznik praw obywatelskich dr Janusz Kochanowski oraz niezmiennie broniące filozofii represji ministerstwo sprawiedliwości. Reformowanie wymiaru sprawiedliwości ma według nich polegać na budowie prywatnych więzień i prowadzeniu polityki „zero tolerancji” dla sprawców drobnych wykroczeń. W roku 2006 polski rząd ogłosił zamiar budowy czterech prywatnych więzień. Co nas czeka w najbliższych latach? Wzorem do naśladowania stały się prywatne zakłady karne w USA[56]. Prywatne więzienia są jednak zawsze nastawione na zysk, oszczędza się wobec tego na szkoleniach strażników, pomocy psychologicznej i resocjalizacji. Ograniczana jest liczba widzeń i spacerów. Komercjalizacja więzień upodabnia je do gułagów. Więźniowie w USA pracują i zarabiają od dwudziestu centów do ośmiu dolarów za godzinę, ale w wypadku tych wyższych stawek aż 80% zarobków pochłaniają opłaty za pobyt w więzieniu[57]. Rynkowe mechanizmy siłą rzeczy rzutują na poziom bezpieczeństwa i sposób traktowania skazanych. Skutkiem prywatyzacji polityki karnej w Polsce będzie powstanie kolejnego prywatnego lobby wywierającego wpływ na decydentów w celu zwiększenia liczby więźniów. Wyobraźmy sobie, że korporacje więzienne zaczną sponsorować kampanie wyborcze polityków. Zwolennicy wolnościowych reform wymiaru sprawiedliwości nie znajdą równie potężnych i wpływowych protektorów. Państwo polskie nie stanowi tutaj wyjątku, tendencja do tworzenia coraz bardziej represyjnego prawa jest widoczna w szeregu innych państw europejskich. Pretekstem do poszerzania uprawnień policji i przetrzymywania podejrzanych w aresztach bez podania im zarzutów jest walka z międzynarodowym terroryzmem w związku z wydarzeniami 11 września 2001 r. Zwolennicy ewolucji prawa karnego w stronę pokojowego rozwiązywania konfliktów znaleźli się w defensywie, mogą liczyć na wsparcie wyłącznie ze strony ruchów społecznego sprzeciwu, które doświadczyły licznych prowokacji, inwigilacji i zakazów[58].
Doświadczenia ze sprawiedliwością naprawczą powinny skłonić uczestników ruchów wolnościowych, anarchistycznych i lewicowych do ponownego przemyślenia problemu przestępczości i proponowanych środków zaradczych. Oczywiście, niewielkie są szanse, że sprawiedliwość karna będzie sprawiedliwa w niesprawiedliwym społeczeństwie, ale już teraz warto zabiegać o wprowadzenie alternatywnych rozwiązań. Musimy też być świadomi, że dla wielu poszkodowanych odesłanie sprawy do instytucji sądowej daje więcej poczucia swobody i bezpiecznej anonimowości niż pozostawienie sprawy w gestii wspólnoty. Powinniśmy z związku z tym dążyć do zagwarantowania wszystkim poszkodowanym możliwości dokonania wolnego wyboru spośród różnych procedur sądowych.





  1. Zob. N. Christie, P. Posmakow, Więzienie?, Warszawa 2002, s. 17–22.
  2. Prywatne więzienia – warto rozważyć, [wywiad z dr. J. Kochanowskim], rozmawiała A. Łukaszewicz, „Rzeczpospolita” 2.11.2005, http://www.kochanowski.pl/wyw_rzeczpospolita_02_11_2005.html.
  3. Nils Christie przy omawianiu zmian liczby więźniów w Polsce w latach 1945–2002 stawia tezę, że wskaźniki uwięzienia nie są wcale wyznacznikiem poziomu przestępczości, lecz odbiciem decyzji politycznych. W roku 1950 więźniów było 90 tys., po odwilży październikowej w 1957 r. tylko 35 tys., w 1985 r. ponad 100 tys., w roku 1989 około 40 tys., a w 2002 r. znowu ponad 80 tys. (plus 25 tys. oczekujących na wykonanie kary więzienia), zob. N. Christie, Dogodna ilość przestępstw, Warszawa 2004, s. 68–70.
  4. Zob. M. Wright, Przywracając szacunek sprawiedliwości, Warszawa 2005, s. 145.
  5. N. Christie, O apastnosti swierchkriminalizacji, http://www.prison.org/lib/index/ru/.
  6. Zob. A. Kuczyński, Krzyże pokutne jako pomniki średniowiecznego prawa, „Ochrona Zabytków” 1972, nr 4, s. 9–18.
  7. Zob. Z. Gloger, Encyklopedia staropolska, t. 2, Warszawa 1974, s. 295.
  8. Zob. K. Kautsky, Poprzednicy współczesnego socjalizmu, Warszawa 1949.
  9. Zob. M. Waldenberg, Prekursorzy Nowej Lewicy. Studia z myśli społecznej XIX i XX wieku, Kraków–Wrocław 1985, s. 32–33.
  10. H. Temkinowa, Bakunin i antynomie wolności, Warszawa 1964, s. 155–156.
  11. Zob. E. Malatesta, Anarchia, Koszalin 1998, s. 23–24.
  12. [B.a.], Wczoraj a dziś. Walka o wyzwolenie człowieka (Wydawnictwo Walki Ludu), Warszawa 1940, s. 11.
  13. Zob. L. Falandysz, Ja i moje prawo, Warszawa 1991, s. 105–107.
  14. Kistyńcy są potomkami Czeczenów oraz Inguszy, którzy w XIX w. postanowili osiedlić się w Gruzji.
  15. Zob. B. Tshehla, Sprawiedliwość niepaństwowa w Republice Południowej Afryki epoki po apartheidzie – badania okręgu Khayelitsha, „African Sociological Review” 2002, nr 2.
  16. Zob. obszerne omówienie historii kryminologii radykalnej, w: L. Falandysz, W kręgu kryminologii radykalnej, Warszawa 1986.
  17. J. Schwedinger, Defenders of Order or Guardians of Human Rights?, „Issues in Criminology” 1970, nr 5, s. 123–157.
  18. L. Falandysz, W kręgu kryminologii radykalnej, dz. cyt., s. 89–90.
  19. Tamże, s. 91–94.
  20. Zob. B. Krisberg, Crime and Privilege. Toward a New Criminology, Englewood Cliffs 1975.
  21. Zob. L. Falandysz, W kręgu kryminologii radykalnej, dz. cyt., s. 105–106.
  22. Zob. tamże, s. 107.
  23. Zob. D. Wójcik, B. Czarnecka-Dzialuk, Mediacja w sprawach nieletnich w świetle teorii i badań, Warszawa 2001, s. 31.
  24. Zob. L. Falandysz, W kręgu kryminologii radykalnej, dz. cyt., s. 98–100.
  25. Zob. tamże, s. 107–108.
  26. Zob. tamże, s. 101.
  27. Zob. tamże, s. 111.
  28. Zob. tamże, s. 76–79.
  29. Zob. tamże, s. 123.
  30. Zob. tamże, s. 123–126.
  31. Zob. tamże, s. 122.
  32. Zob. tamże, s. 186.
  33. Zob. N. Christie, Granice cierpienia, Warszawa 1991.
  34. Zob. L. Falandysz, W kręgu kryminologii radykalnej, dz. cyt., s. 191.
  35. Tamże, s. 193.
  36. Zob. N. Christie, Granice cierpienia, dz. cyt.
  37. Zob. Ucywilizować prawo. Rozmowa z Lechem Falandyszem, w: W. Osiatyński, Zrozumieć świat, Warszawa 1988, s. 385–418.
  38. Zob. D. Wójcik, B. Czarnecka-Dzialuk, Mediacja w sprawach nieletnich w świetle teorii i badań, dz. cyt., s. 23.
  39. Zob. L. Wacquant, O kilku bajkach z Ameryki na temat bezpieczeństwa, „Le Monde Diplomatique” 2006 (edycja polska), nr 8, s. 14.
  40. Zob. J. Consedine, Sprawiedliwość naprawcza, Warszawa 2004.
  41. Zob. A. Gójska, R. Boch, Mediacja w sprawach rodzinnych, http://www.mediacja.org/upload/images/publikacje/mediacjaobligatoryjna.pdf.
  42. Więcej na temat różnych metod resocjalizacji przestępców, w: M. Wright, Przywracając szacunek sprawiedliwości, dz. cyt.
  43. [B.a], Tragiczny tydzień w Buenos Aires, w: Anarchosyndykalizm. Strajki, powstania, rewolucje 1892–1990, Poznań–Kraków 2006, s. 67–68.
  44. T. Wetzel, Kiedy 600 tysięcy pracowników przejęło kontrolę nad swoimi miejscami pracy, „Atak” 1999, nr 1, s. 11–18.
  45. Zob. D. Nelles, Internacjonalizm w trójkącie trzech krajów. Alfons Tomasz Pilarski i anarchosyndykalizm na Górnym Śląsku w okresie międzywojennym, „Atak” 2004, nr 8, s. 21–26.
  46. Więcej na ten temat zob. F. Ryszka, W kręgu zbiorowych złudzeń. Z dziejów hiszpańskiego anarchizmu 1886–1939, Warszawa 1991 oraz G. Orwell, W hołdzie Katalonii, Gdynia 1990.
  47. Podczas rewolucji w Boliwii w kwietniu 1952 r. milicje górnicze przejęły broń z wojskowych magazynów. Na początku 1954 r. ambasada amerykańska oceniała liczebność wszystkich milicji robotniczych w tym kraju na 15 do 40 tys. Milicje miały cechy pospolitego ruszenia o luźnej strukturze organizacyjnej. 5 maja 1952 r. ambasador francuski donosił: „Cała ta masa jest uzbrojona i stoi naprzeciw rządu, ktory nie dysponuje już ani armią, ani policją”. Kres działalnosci milicji robotniczych położyła dopiero prawicowa junta wojskowa w latach 1964–1965. Zob. M. Kula, Anatomia rewolucji narodowej (Boliwia w XX wieku), Warszawa 1999, s. 101–105.
  48. Zob. J. Kis, Węgry 1956–57. Czas odbudowy systemu, Warszawa 1989, s. 9–12.
  49. Zob. J. Marszalec, Ochrona porządku i bezpieczeństwa publicznego w Powstaniu Warszawskim, Warszawa 1999.
  50. N. Christie, Granice cierpienia, dz. cyt., s. 77.
  51. G.L. Kelling, C.M. Coles, Wybite szyby. Jak zwalczać przestępczość i przywrócić ład w najbliższym otoczeniu, Poznań 2000.
  52. Pracowników ochrony jest więcej niż wynosi stan policji państwowej. Ich liczbę szacuje się na 180 tys. Zob. K.P., Ochranianie pod kontrolą, „Rzeczpospolita” 30–31.12.2000, s. 9.
  53. Zob. Więzienia w liczbach. Statystyka penitencjarna w latach 1989–2004 (Centralny Zarząd Służby Więziennej), Warszawa 2006, s. 56–57.
  54. M. Wright, Przywracając szacunek sprawiedliwości, dz. cyt., s. 98.
  55. Zob. M. Zydlewicz, Mediacja w świadomości językowej Polaków, „Mediator” 2002, nr 1, s. 12.
  56. Pierwsza tego typu placówka powstała w Stanach Zjednoczonych w 1984 r.
  57. Zob. P. Wrabec, Cela do wynajęcia, „Polityka” 2006, nr 11, s. 14.
  58. Dobrym przykładem podporządkowania idei państwa prawa interesom grupy rządzącej jest bezprecedensowa akcja zastraszania, dezinformacji i prewencyjnych zatrzymań skierowana przeciwko organizatorom alterglobalistycznego antyszczytu w Warszawie wiosną 2004 r.






Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję i/lub modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation oraz licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 2.5 PL.
Można zastosować obie licencje lub jedną z nich. Informacje o pochodzeniu tekstu możesz znaleźć w dyskusji tego tekstu.