Hrabina Charny (1928)/Tom III/Rozdział XIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XIV.
DALSZY CIĄG PODRÓŻY.

Nie przygotowano tutaj nic na przyjęcie rodziny królewskiej, która zmuszona była zejść do gospody.
Czy to z rozkazu Pétiona, którego milczenie króla i królowej bardzo uraziło podczas drogi, czy, że istotnie gospoda była pełną, znaleziono dla dostojnych więźniów trzy tylko izby, w których się pomieścili.
Charny, schodząc z powozu, według zwyczaju, chciał zbliżyć się do króla i królowej po rozkazy, ale królowa rzutem oka dała mu znać, aby się trzymał na uboczu.
Nie znając przyczyny tego polecenia, hrabia zastosował się doń, Pétion pierwszy wszedł do gospody i przyjął na siebie obowiązek marszałka dworu. Nie trudził się wcale, aby powrócić do karety, wysłał tylko chłopca z oświadczeniem, że pokoje rodziny królewskiej są gotowe.
Barnave umierał z chęci podania ręki królowej; ale obawiał się, iżby ta, która niegdyś tak bardzo wyszydzała etykietę, w osobie pani de Noailles, nie odwołała się do niej, gdyby przeciw niej wykroczył.
Czekał więc.
Król wysiadł pierwszy, opierając się na ramionach dwóch przybocznych, pp. de Malden i de Valory,.
Królowa wyszła po nim i wyciągnęła ręce, ażeby jej podano syna; ale chłopiec jak gdyby przeczuwał, że matka potrzebuje tego pochlebstwa:
— Nie, rzekł, — ja pozostanę z moim przyjacielem Barnavem.
Marja-Antonina dała znak przyzwolenia, połączony ze słodkim uśmiechem. Barnave przepuścił księżnę Elżbietę i królewnę, potem zszedł, niosąc na ręku delfina.
Następnie wysiadła pani de Tourzel, pragnąc czemprędzej odebrać dziecko królewskie z rąk niegodnych, które go trzymały; ale nowy znak królowej uśmierzył arystokratyczny zapał wychowawczyni.
Królowa weszła na schody brudne i kręte, opierając się na ramieniu męża.
Na pierwszem piętrze zatrzymała się, sądząc, że już doszła na miejsce po tych dwudziestu schodach, ale chłopiec zawołał:
— Jeszcze wyżej.
Królowa poszła dalej.
Pot wstydu osiadł na czole Barnava.
— Jakto wyżej? zapytał.
— Tak... odrzekł chłopiec... to jest sala jadalna i mieszkanie panów ze Zgromadzenia narodowego.
Zamgliło się w oczach Barnava. Pétion zajął lokal pierwszego piętra dla siebie i swoich kolegów, a rodzinę królewską zapakował na drugie piętro.
Nic jednak nie odpowiedział młody deputowany, ale, obawiając się zapewne pierwszego wrażenia królowej, gdy zobaczy mieszkanie drugiego piętra, postawił syna królewskiego na podłodze i sam się oddalił.
— Mamo! mamo!... rzekł królewicz, mój przyjaciel Barnave odchodzi.
— To dobrze... rzekła śmiejąc się królowa, i rzuciła okiem na przeznaczone sobie mieszkanie.
Lokal ten składał się z trzech izb, łączących się z sobą.
Królowa zajęła pierwszą z córką; księżna Elżbieta wzięła drugą dla siebie, z panią Tourzel i delfinem; nareszcie król trzecią, która była bardzo mała, ale za to miała osobne wyjście na schody.
Król był znużony, chciał, czekając na wieczerzę, spocząć nieco na łóżku. Ale łóżko to było tak krótkie, że po chwili musiał wstać i otworzywszy drzwi, poprosił o krzesło.
Panowie de Malden i de Valory stali już na schodach. De Malden będąc bliżej, wziął krzesło z sali jadalnej i zaniósł je królowi.
Ludwik XVI mając już jedno krzesło drewniane w swej izbie, przystawił doń przyniesione przez pana de Malden, i w ten sposób dosztukował łóżko według swego wzrostu.
— A! Najjaśniejszy Panie!... rzekł pan de Malden, składając ręce i smutno potrząsając głową, więc to tak Wasza królewska mość zamyśla przepędzić noc?
— Czemu nie, mój panie?... odpowiedział król.
A potem dodał:
— Zresztą, jeżeli to, co mi dzwonią w uszy o nędzy mojego ludu, jest prawdą, iluż z moich poddanych byłoby szczęśliwymi, mając tę izbę, to łoże i te dwa krzesła!
I spoczął na tem łożu sztucznem, przygotowując się tym sposobem do długich niewygód w więzieniu Temple.
W chwilę potem dano znać, że wieczerza na stole.
Król zszedł i zastał sześć nakryć.
— Dlaczego sześć nakryć? zapytał.
— Jedno... odpowiedział chłopiec, dla króla, jedno dla królowej, jedno dla księżnej Elżbiety, jedno dla królewny, jedno dla królewicza i jedno dla pana Pétiona.
— A czemuż także nie po jednemu dla pana Barnava i pana Latour-Maubour?... zapytał król.
— Były, owszem, Najjaśniejszy Panie... odpowiedział chłopiec, ale pan Barnave kazał je sprzątnąć.
— I zostawił dla pana Pétiona?
— Pan Pétion chciał, ażeby pozostało jego nakrycie.
W tej chwili we drzwiach ukazała się postać poważna, więcej niż poważna, surowa, deputowanego z Chatres.
Król udał, że go nie widzi i powiedział do chłopca:
— Ja siadam do stołu tylko z moją rodziną, jadamy jedynie z sobą lub z osobami zaproszonemi; inaczej nie jadamy wcale.
— Ja też wiedziałem, rzekł Pétion, iż Najjaśniejszy Pan zapomniał o pierwszym artykule „Uznania praw“, ale myślałem, że chociaż udać zechce, iż go sobie przypomina.
Król, jakby nie słyszał Pétiona, tak samo jak przedtem, jakby go nie widział, i okiem a brwiami dał znak chłopcu, ażeby zdjął nakrycie.
Chłopiec usłuchał. Pétion wyszedł wściekły.
— Panie de Malden, rzekł król, zamknij drzwi na zasuwkę, abyśmy, o ile można, byli u siebie.
Z kolei wykonał rozkaz pan de Malden, i Pétion mógł usłyszeć drzwi, zasuwające się za nim.
Tym sposobem król dopiął tego nareszcie, że mógł wieczerzać sam z rodziną.
Dwaj przyboczni obsługiwali jak zwykle.
Charny zaś nie ukazał się wcale; jeżeli nie był sługą, to przecie był niewolnikiem królowej.
Ale były chwile, w których to posłuszeństwo bierne dla królowej urażało kobietę. Podczas wieczerzy Marja-Antonina zniecierpliwiona, oczyma szukała hrabiego. Chiałaby, aby uległszy jej na chwilę, stał się potem nieposłusznym.
W chwili, gdy król po skończonej wieczerzy miał wstać od stołu, sala się otworzyła, i chłopiec, wchodząc, prosił w imieniu pana Barnava Ich królewskie moście, ażeby raczyli zająć lokal pierwszego piętra, zamiast tego, który był im poprzednio przeznaczony.
Król i królowa spojrzeli na siebie. Czy trzeba było w imię godności odepchnąć uprzejmość jednego, ażeby ukarać grubiaństwo drugiego? Możeby król tak uczynił, ale delfin wbiegł do sali, krzycząc:
— Gdzie jest mój przyjaciel Barnave?
Barnava w sali nie było. Królowa poszła za delfinem, król za królową.
Z sali królowa udała się do pokojów; było ich trzy jak i na drugiem piętrze.
Nie można było urządzić ich wykwintnie, ale je przybrano schludnie. Świece woskowe paliły się wprawdzie w lichtarzach mosiężnych, ale rzęsisto.
Kilka razy w drodze królowa oglądała się, przejeżdżając obok pięknych ogrodów, jaśniejących kwiatami, a pokój królowej ubrany był w najpiękniejsze kwiaty letnie, okna otwarte dozwalały rozchodzić się zapachom zbyt mocnym, a firanki muślinowe, zasłaniające otwory okien, sprawiały, że wzrok niedyskretny nie mógł dostać się do dostojnej uwięzionej.
O wszystko to postarał się Barnave.
Westchnęła biedna królowa. Przed sześciu laty o tem wszystkiem myślałby był Charny.
Barnave wreszcie był tyle delikatny, że nie przyszedł, aby mu dziękowano.
Jakim sposobem taki adwokacik prowincjonalny, mógł mieć też same uczucia troskliwości i delikatności, co i najwykwintniejszy i najdystyngowańszy dworzanin?
Miała nad czem zadumać się każda kobieta, choćby była królową.
Marja-Antonina dumała też przez sześć nocy o tej dziwnej tajemnicy.
A co przez ten czas robił hrabia de Charny?
Charny, którego obowiązek przykuwał do Ludwika XVI i Marji-Antoniny, szczęśliwy był, że rozkaz królowej, którego nawet nie szukał przyczyny, dał mu chwilę samotności i namysłu.
Żył tak prędko od trzech dni, żył tak zewnątrz siebie, żył tak dla drugich, że radby przez kilka chwil od boleści innych przejść do boleści własnej.
Hrabia de Charny był szlachcicem starej daty, człowiekiem przedewszystkiem rodzinnym i kochał swych braci, których był raczej ojcem niż starszym bratem.
Przy śmierci Jerzego boleść jego była wielką; ale mógł przynajmniej, klęcząc przy trupie, wylać tę boleść we łzach. Zostawał mu przecież drugi brat, Izydor, na którego przeniosło się całe jego uczucie; Izydor, który mu stał się droższym jeszcze w ciągu tych trzech, czy czterech miesięcy, gdy służył mu za pośrednika przy Andrei,.
Staraliśmy się jeżeli nie dać zrozumieć, to przynajmniej opisać tę osobliwą tajemnicę pewnych serc, które rozłączenie zagrzewa zamiast ochładzać, i które w nieobecności czerpią nową pobudkę do tkliwych wspomnień.
Owoż, im mniej Charny widywał Andreę, tem więcej myślał o niej; a myśleć o Andrei, było to dla niego kochać ją.
Jakoż, kiedy widział Andreę, kiedy był przy niej, zdawało mu się poprostu, że jest przy posągu z lodu, który stopniałby za lada promykiem miłości, a który, schroniony w cieniu i w samym sobie, tak się lęka miłości, jakby prawdziwy posąg lodowy lękał się słońca.
Wszystko to było białe, blade, mleczne jak alabaster, a zimne i martwe jak i on.
Z wyjątkiem rzadkich chwil ożywienia, sprowadzonych położeniami gwałtownemi, taką ukazywała mu się Andrea przy ostatnich widzeniach, a nadewszystko wówczas, gdy nieszczęśliwa kobieta, przy ulicy Coq-Héron znalazła i utraciła syna.
Ale skoro tylko oddalił się od niej, odległość wywierała wpływ zwykły, gasząc barwy zbyt żywe, miarkując kontury zbyt wydatne. Wtedy gest powolny i zimny Andrei ożywiał się, słowo stawało się dźwięcznem, wzrok podnosił jej długą rzęsę, rzucając płomień wilgotny i pożerający; wtedy, zdawało mu się, że jakiś płomień wewnętrzny zapalał się przy sercu Andrei, a przez alabaster jej ciała widział obiegającą krew i bijące serce.
W takich chwilach nieobecności i samotności, Andrea była prawdziwą rywalką królowej...
Izydor więc stał mu się niemal droższym niż Jerzy, a hrabia, jak widzieliśmy, nie miał nawet tej ulgi, żeby zapłakać nad zwłokami Izydora, tak jak płakał nad Jerzym.
Obaj, jeden po drugim, zginęli za tę kobietę złowrogą, za tę sprawę pełną przepaści.
Za tę samą kobietę i w takąż samą przepaść — i on, Olivier, runie zapewne kiedyś.
Otóż od dwóch dni, od chwili, kiedy Choiseul wręczył mu papiery znalezione przy Izydorze, zaledwie mógł jednę chwilę boleści tej poświęcić.
Więc ten znak królowej, nakazujący mu usunąć się, przyjął jako łaskę, z radością.
Szukał kącika, schronienia, gdzie, znajdując się pod ręką rodziny królewskiej na wszelki wypadek, na wszelkie wezwanie, na pierwszy okrzyk, mógłby przecież pozostać sam jeden ze swą boleścią i łzami.
Znalazł izdebkę na szczycie tych samych schodów, gdzie czuwali panowie Malden i de Valory.
Tam zostawszy sam, zamknąwszy się, siedząc przy stole oświetlonym lampą, wydobył z kieszeni papiery zakrwawione, jedyne szczątki pozostałe po bracie.
Potem, czoło ująwszy w dłonie, z oczyma wlepionemi w te głoski, gdzie żyły jeszcze myśli tego, który już nie żył, pozwolił długi czas spływać z lic na stół łzom gorącym i milczącym.
Westchnął nareszcie, podniósł i otrząsnął głowę, wziął i rozłożył list.
Był on od biednej Katarzyny.
Charny już od kilku miesięcy podejrzewał ten związek Izydora z córką Billota, kiedy w Varennes sam już ojciec mu go wyjaśnił.
Teraz w listach widział tytuł kochanki połączony z charakterem matki, a w wyrazach tak prostych, jakiemi Katarzyna kreśliła swą miłość, widział całe życie kobiety, poświęcone na odpokutowanie za błąd dziewczyny.
Otworzył drugi list, potem trzeci i znowu tam były też same plany przyszłości, też same nadzieje szczęścia, też same obawy, żale, boleści.
Naraz w pośród tych listów natrafił na jeden, którego pismo go uderzyło.
Było to pismo Andrei: list adresowany do niego.
Do listu, papier złożony we czworo, przymocowany był pieczęcią lakową z herbem Izydora.
List ten był pisany przez Andreę, adresowany do niego, a znaleziony pomiędzy papierami Izydora, wydał mu się rzeczą tak dziwną, że zaczął od otworzenia biletu, dołączonego do listu.
Bilet, napisany ołówkiem przez Izydora, zapewne na jakim stole gospody, kiedy siodłano mu konia, zawierał tych kilka wierszy:
— List ten adresowany jest nie do mnie, ale do brata mojego, hrabiego Oliviera de Charny. Gdyby mnie spotkało nieszczęście, proszę tego, kto znajdzie ten papier, ażeby go oddał hrabiemu Olivierowi lub zwrócił hrabinie. Otrzymałem go od tejże z poleceniem następującem:
„Jeżeli w powziętem przedsięwzięciu hrabia ocaleje, zwrócić list hrabinie.
„Jeżeli będzie ciężko ranny, ale bez niebezpieczeństwa śmierci, prosić go, ażeby pozwolił żonie przybyć do niego.
„Jeżeli ranny będzie śmiertelnie, dać mu ten list; gdyby sam nie mógł go czytać, niech mu go kto inny przeczyta, tak, iżby przed śmiercią dowiedział się o tajemnicy, jaką list ten zawiera“.
— Gdyby ten list doręczony był memu bratu Olivierowi, to ponieważ mu zapewne oddany będzie i ten bilet, niechaj i on postąpi względem zleceń hrabiny, jak mu jego delikatność wskaże.
Jego opiece pozostawiam biedną Katarzynę Billot, która mieszka w Vilde-d‘Avray z mojem dzieckiem.

Izydor de Charny.

Zrazu hrabia zdawał się być cały pogrążony w czytaniu listu swego brata. Łzy, na chwilę powstrzymane, zaczęły znowu płynąć obficie. Potem zroszone jego oczy zwróciły się na list Andrei. Patrzył nań długo, wziął go, podniósł do ust, przycisnął do serca, jak gdyby papier ten mógł udzielić sercu jego swej tajemnicy: przeczytał raz jeszcze i jeszcze kilka razy zlecenie brata.
Potem, półgłosem i potrząsając głową, rzekł:
— Nie mam prawa otwierać tego listu, ale tak ją osobiście będę błagał, aż mi pozwoli przeczytać.
I jakby dla utwierdzenia się w tem postanowieniu, niepodobnem dla serca mniej prawego, powtórzył jeszcze:
— Nie, nie będę go czytał.
I rzeczywiście nie przeczytał.
Ale dzień zastał go przy tym samym stole, pożerającego wzrokiem adres tego listu, który zwilgotniał od jego oddechu — tyle razy przyciskał go do ust.
Nagle, wpośród wrzawy, poczynającej się w gospodzie i oznajmiającej, że odjazd się zbliża, dał się słyszeć głos pana de Malden, który wzywał hrabiego de Charny.
— Jestem! — odpowiedział hrabia.
I, schowawszy do kieszeni papiery biednego Izydora, pocałował po raz ostatni list nietknięty, położył go na sercu i zszedł prędko.
Spotkał na schodach Barnava, który dowiadywał się o zdrowie królowej i prosił pana de Valory, ażeby wydał rozkazy do odjazdu.
Łatwo było spostrzec, że i Barnave nie kładł się spać, równie jak hrabia Olivier de Charny.
Skłonili się wzajem, a Charny byłby z pewnością zauważył w oczach Barnava błysk radości, gdy pytał się o królowę, gdyby Charny mógł był myśleć o czem innem prócz listu, który ręką przyciskał do sercą.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.