Iliada (Dmochowski)/Xięga XIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Homer
Tytuł Iliada
Data wyd. 1804
Druk w Drukarni Xięży Piarów
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Franciszek Ksawery Dmochowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ILIADA.
XIĘGA XIX.

Opuściwszy Jutrzenka Oceanu wody,
Rzucała blask na nieba i ziemskie narody:
Tetys przyszła do syna z górnego siedliska:
On ięcząc, martwe zwłoki przyiaciela ściska,
Z płaczącym wodzem, broni towarzysze płaczą.
Matka ściskaiąc syna zjętego rospaczą:
„Czas iuż, móy synu! rzecze, by ten ból przeminął
Niech zmarły leży; z boga wyroku on zginął.
Oto zbroia, Wulkana przemysłem zrobiona,
Jakiéy żaden śmiertelny nie wdział na ramiona.„
To rzekłszy, świetny ciężar składa mu pod nogą.
Jęknęła groźnie zbroia: przerażeni trwogą,
Nie śmieli Ftyotowie ciągnąć po niéy okiem,
Ale się nagle drżącym w tył cofali krokiem.
Pelid, gdy ią obaczył, gniew mu serce ścisnął,
I pod powieką ogniem iskrzącym się błysnął.
Chciwą ręką cudowny dar boga uchwycił,
A gdy się iuż tak miłym widokiem nasycił;
„Matko! zawoła, bóg mię tym darem zaszczyca,
Boska go wyrobiła, nie ludzka prawica.
Ja nie zwlekaiąc, piersi do boiu uzbroię:
Lecz kiedy się oddalę stąd, bardzo się boię,

By nieczyste robactwo, padaiąc na rany,        23
Które licznie odebrał przyiaciel kochany,
W członki nie zapuściło skazy i zepsucia.[1]
A matka: „Oddal, synu, troskliwe te czucia:
Ręka moia robactwo natrętne oddali,
Chciwie żrzące rycerzy, których Mars obali.
Nie zepsuie się, choćby cały rok leżało,
Owszem nową świeżością upięknię to ciało.
Ty naradę zbierz zaraz wodze i narody,
I gniew złożywszy, przystąp z Atrydem do zgody,
A z tą zbroią wdziéy męztwo do wielkiego czynu.„
Rzekła, i bohatyrski duch zagrzała w synu:
W nozdrze zaś Patroklowi, dla ochrony ciała,
Czerwony nektar z wonną Ambrozyą wlała.
Pelid obiegał brzegi morskie i hukliwy
Z piersi glos wypuszczaiąc, zwoływał Achiwy.
Liczni na radę tłumem idą woiownicy,
Gromadzą się maytkowie, gromadzą sternicy,
I co chleby dzielili między zbroyną rzeszą:
Wszyscy się poruszaią, wszyscy chciwie śpieszą,
By widokiem rycerza napaść oczy swoie,
Którego długo krwawe nie widziały boie.
Dway mężowie waleczni, łaski Marsa warci,
Ulisses i Dyomed, na włóczniach oparci,
Jeszcze z ran cierpiąc, nogą stąpaią nieskorą,
A piérwsi tam przybywszy, piérwsze mieysca biorą.

Ostatni Agamemnon, król mężów przychodzi,[2]        49
Równie ranny: bo kiedy na czele swéy młodzi,
Rzeź pomiędzy zastępy Troiańskiemi szerzył,
Koon, syn Antenora, włócznią go uderzł.
Już są wszyscy, milczenie wszystkim wargi ścina,
Gdy powstawszy Achilles, tak mówić zaczyna:
„Królu! przez brankę serce w nas się rozjątrzyło.
Jakby lepiéy i dla mnie i dla ciebie było,
Kiedy z niéy nas podzielił gniew nieubłagany,
By, po wzięciu Lirnessu, legła z rąk Dyany.[3]
Nie okryłyby ziemi tylu Greków ciała,
Przez czas, gdy w sercu moiém zapalczywość trwała,
Troia i Hektor z naszéy korzystał niechęci:
Ach! długo nam iéy skutki nie wyydą z pamięci!
Choć z bólem, co się stało, odrzućmy od siebie,
Uśmierzmy nasze czucia, ulężmy potrzebie.
Ja gniew móy przezwyciężam, anim się nauczył
Téy sztuki, żebym wieczny upór w piersiach tuczył.
Zagrzey Greków, Achilles im staie na czele:
Doświadczymy niedługo, czy nieprzyiaciele
Będą śmieli okręty cały dzień oblegać.
O! kto z nich przed mą włócznią zdoła się wybiegać,
Jakże będzie winszował sobie, gdy nareście,
Znaydzie swe bezpieczeństwo i spokoyność w mieście.„
Rzekł, lud krzyknął: we wszystkich radość i nadzieia,
Że z serca gniewy złożył wielki syn Peleia.

Wstał Atryd król, wśród królów trzymaiący przodek,        75
Lecz z mieysca, gdzie siadł, mówił, i nie szedł na środek.
„Przyiaciele, rycerze, mężne woiowniki,
Gdym wstał, słuchaycie króla, uśmierzcie te krzyki.[4]
Wrzaski biegłego zmiesza: a w niesfornym tłumie,
Kto zdolnie rzecz przełoży? i kto ią zrozumie?
Naysilnieysza wymowa wpośród gwaru głucha:
Ja mówię do Achilla, wy nadstawcie ucha.
Często skargi ostremi woysko mię przebodło:
Nie ze mnie iednak było naszych nieszczęść źródło.
Gniewny Jowisz i Wyrok i Jędza szalona,
Co się po nocy błąka, wlały złość do łona,
Wtenczas, gdy Achillowi śmiałem gwałt wyrządzić.
Zaślepiony od bogów, iakżem nie miał zbłądzić?
Nieprzyiaciołka ludzi, płód Jowisza srogi,
Krzywda zapala w sercach niezgody pożogi:
Gardząc ziemią, nad głowy unosić się zwykła,
I w kłótni, choć iednego, swą siecią uwikła.
Kto z ludzi od iéy grotów może bydź bezpieczny,
Gdy był ranion sam Jowisz, niebios pan odwieczny?
Oszukała go wtenczas Juno, gdy na ziemię
Miała w Tebach Alkmena wielkie wydać brzemię.
Chlubny przyszłemi syna swoiego wyroki,
Rzekł Jowisz: niechay Olimp słucha mię wysoki,
Bogi, boginie, powiem, co móy umysł radzi:
Dziś Jlitya męża na świat wyprowadzi,

 
Co silną ręką ludy sąsiedzkie podbiie,        101
I z moiéy krwi wodzowie schylą przed nim szyie.
O chytrey sztuce myśląc Olimpu królowa,
Rzekła: nie będą miały skutku twoie słowa.
Przysiąż mężu, co wszystkiém rządzisz samowładnie,
Że dziecię, które dzisiay z łona matki padnie,
Zwycięzką ręką ludy sąsiedzkie podbiie,
I z twoiéy krwi wodzowie schylą przed niém szyie.
Nie domyślił się Jowisz skrytego fortelu,
I zaprzysiągł przysięgę, źródło zgryzot wielu.
Juno zaraz Olimpu górne rzuca kraie,
I bystrym lotem w Argach niezadługo staie,
Gdzie małżonka Stenela, co go Persey rodzi,
Z pożadaném brzemieniem w siódmy miesiąc wchodzi:
Choć czasu nie spełniło, wyyście mu przyśpiesza,
Alkmeny płód wstrzymuie, i bole zawiesza.
Panie, mówi, wróciwszy w Olimp gwiazdolity:
Już widzi światło słońca ten mąż znakomity,
Co ma panować Argów przemożnéy krainie,
Erystey, godzien berła, w nim twoia krew płynie.
Zabolał na to Jowisz, strasznym gniewem spłonął,
I zemstę swoię zaraz na Jędzę wyzionął:
Pochwycił ią za włosy, przysiągł w pośród bogów,
Że więcéy nieba świetnych nie obaczy progów.
A zakręciwszy w ręku, cisnął ią na ziemię:
Tam ona swém zaraża tchnieniem ludzkie plemię:

 
Została iednak rana, i ból go udręczał,        127
Gdy syn, pod Erysteia rozkazami, ięczał.
Równiem ia był przeszyty okrutnym iéy razem:
I gdy Hektor zabóyczem niszczył nas żelazem,
Poglądaiąc na ludu Achayskiego nędzę,
Dręczyłem się, i srogą przeklinałem Jędzę.
Chciał Jowisz zagniewany przez nię mi zaszkodzić,[5]
Ja dziś błąd móy uznaię, pragnę go nagrodzić.
Bierz broń, lud zapal, aby w męztwie nie ustawał:[6]
Dam wszystko, com niedawno przez Ulissa dawał.
Lub, choć w pole cię zapał naygorętszy niesie,
Proszę, byś się zatrzymał chwilę, Achillesie :
Wnet słudzy zniosą dary, a wtedy, rozumiem,
Sam uznasz, że dla ciebie skąpym bydź nie umiem.„
„Królu, dzierżący berło twych przodków dziedziczne.
Rzekł Pelid, godny rządzić narody tak liczne;
Czy dasz, czy też zatrzymasz pyszne dary twoie,
Czyń, co ci się podoba. My zaś bierzmy zbroie:[7]
Niechay na słowach droga chwila nie upływa,
Idźmy walczyć, rąk naszych wielkie dzieło wzywa.
Niech zaraz uyrzy woysko, iak Pelid na czele,
Miedzianą włócznią Troian całe roty ściele:
Za mną niechay walecznie każdy się potyka,
I stara się obalić swego przeciwnika.„
„Bogów synu, Ulisses temi rzecze słowy,
Achillu! hamuy w sobie ten zapał Marsowy,

 
I głodnych ludzi w pole nie prowadź niebacznie.        153
Bo gdy raz bóy uparty z Troiany się zacznie,
A bóg w piersi rycerzom odwagę wlać raczy;
Nierychły bardzo koniec ta walka obaczy.
Każ, niech w namiotach woysko chleb i wino bierze,
Chleb i wino do boiu umacnia rycerze:[8]
Nikt nie dotrzyma pola do słońca zachodu,
Kto cierpi we wnętrznościach przykre czucie głodu.
Przy naydzielnieyszém sercu, członki mu słabieią,
Pod głodem i pragnieniem kolana się chwieią:
Inszy iest maż, gdy dobrze pokarmu użyie.
Silny, niezmordowany, cały dzień się biie,
Nie osłabi go praca, ani ciężar zbroi,
Póki wszyscy nie zeydą, na placu dostoi.
Zatém posiłek woysku każ wziąć Achillesie.
Tymczasem Agamemnon upominki zniesie:
Niech ie wszystek lud widzi, a ty na nie okiem
Rzuciwszy, tak przyiemnym uciesz się widokiem.
Zaraz świętą przysięgą stwierdzi między Greki,
Że od użycia wdzięków twéy branki daleki,
Szanował iéy wstydliwość, nie wstąpił z nią w łożę.
Cóż więcéy iuż zatrważać twoie serce może?
A nakoniec, na wieczną przeszłych krzywd zagładę,
Wspaniałą ci w namiocie swoim da biesiadę.
Odtąd, królu, prawidłem twoiem słuszność będzie:
Niemała i wtém wielkość poprawić się w błędzie,

 
Nie upodla się, owszem uzacnia się władza,        179
Gdy król, zrobiwszy krzywdę, piérwszy ią nagradza.„[9]
Atryd na to: „Ulissie! dobrze radzić zwykły,
Nowym stwierdzasz dowodem twóy rozum przenikły:
Chcesz, czegom ia sam żądał, i przysiąc gotowy,
Wiem, że bogów krzywemi nie obrażę słowy.
Achilles niecierpliwy, że się bitwa zwleka,
Niechay na prośbę moię kilka chwil zaczeka;
I wy drudzy zostańcie, aż tu zniosą dary,
I utwierdzimy zgodę naszę krwią ofiary.
Tobie zaś przyiacielu zdaię to życzliwy,
Naypiérwszą młódź wybrawszy pomiędzy Achiwy,
Pódź do namiotu mego z rycerstwa ozdobą,
Przynieś dary, przyprowadź razem branki z sobą;
Od Taltyba ofiara będzie zgotowana,
Zabiiem ią dla słońca, i dla bogów pana.„
„Przemożny ludów królu, rzekł Achilles boski,
Proszę, byśmy podobne odłożyli troski,
Naówczas, gdy po walce wytchniemy przyiemnie,
A ogień ten zwolnieie, co się pali we mnie.
Leżą trupy rycerzy: Pryamid ich pobił,
Kiedy go chwałą Jowisz przemożny ozdobił;
A wy chcecie używać słodyczy biesiady!
Ach! gdyby moiéy chciano usłuchać tu rady,
W tym Grek momencie, gardząc pragnieniem i głodem,
Upartą zwiódłby walkę z zdradzieckim narodem.

Wieczorem stół zastawim, weźmiem w ręce czasze:        205
Słodka uczta! gdy zmyiem we krwi krzywdy nasze.
Teraz możeż smakować biesiada wesoła,
Gdy zabity przyiaciel móy o zemstę woła?
Gdy towarzysze łzami kropią iego zwłoki?
Nie łaknę, tylko rzezi, ięków i posoki.„
Jemu ieszcze Ulisses mądry odpowiada:
„Achillu! w którym zaszczyt lud Grecki posiada,
W polu, gdzie twoia włócznia gęste trupy kładzie,
Dam ci piérwszość, ty piérwsze day mi mieysce w radzie.
Wyższym od ciebie laty i dluższem poznaniem:
Pozwól, abym twóy zapał miarkował mém zdaniem:
Wnet srogiéy Marsa rzezi człowiek się nasyci.
Chociaż walcza rycerze, biią i są bici,
Niewielkie widzą żniwo od razów swéy broni,
Jak Jowisz, zwycięztw dawca, szalę bitwy skłoni.
Czyż Grecy czcić powinni pamięć zmarłych postem?
Codziennie śmierć rycerzów obala pomostem:
I kiedyżbyśmy wreście łzy z oczu otarli?
Oddaymy cześć pogrzebną tym, którzy umarli:
Ale się nam potrzeba stałością uzbroić.
Przez dzień płakać, a potem ięk smutny ukoić.[10]
Więc, którzyśmy po srogim pozostali boiu,
Nie oszczędzaymy sobie iadła i napoiu,
Abyśmy twardą miedzią cali uzbroieni,
Bez przerwy bóy stoczyli na krwawey przestrzeni.

Niech drugiego nikt gnuśnie rozkazu nie czeka:        231
Biada temu, kto wyście swoie w nawach zwleka.
Wszyscy się rzućmy, woysko wyprowadźmy całe,
I przy flocie zetrzyymy Troiany zuchwałe.
Piérwszych synów Nestora, wezwał z całey rzeszy,
Meges, Toas, Meryon, na głos iego śpieszy,
Melanip i Likomed, czoło Greckiey młodzi.
Wkrótce do królewskiego namiotu przychodzi.
Rozkazał: biorą naczyń dwadzieścia złocistych,
Siedm tróynogów, dwanaście rumaków ognistych,
Prowadzą zaleconych siedm dziewic urodą,
A ósmą Bryzeidę miedzy niemi wiodą.
Dziesięć talentów dźwiga Ulisses na czele,
Za nim idą z innemi dary przyiaciele,
Stawiaiąc ie przed ludu zdziwionego okiem.
Wstał król: (Taltyb z ofiarą stał pod iego bokiem,
Co boską piersią wolą królewską ogłasza.)
Wyciągnął nóż ukryty przy pochwach pałasza,
Na piérwiastki wieprzowi z głowy włos odebrał,
Potém, ręce podniósłszy, wsparcia bogów żebrał:
Woysko słucha monarchy, i milczy głęboko,
A on mówi, do nieba obróciwszy oko:
„Jowiszu! piastuiący berło nieśmiertelne,
Ty ziemio! i ty Słońce! wy Jędze piekielne,
Srogą krzywoprzysiężcom gotuiące karę!
Zaświadczcie mą przysięgę, i stwierdźcie iéy wiarę;

Jakom nie zadał skazy Bryzeidy cnocie,        257
Jak ią nietkniętą w moim trzymałem namiocie:
Jeśli kłamstwo w mych ustach, za zbrodnią szkaradną
Niechay wszystkie nieszczęścia na mą głowę padną.„
Rzekł i tasak w odyńca gardzieli utopił,
Ten drgaiąc, padł, i ziemię czarną krwią pokropił.
Taltyb go zakręciwszy, w morskie rzucił wody.[11]
Pelid tak mówi między Greckiemi narody:
„Jowiszu! w jakich klęskach moc twoia lud nurzy!
Nigdyby Atryd we mnie téy nie wzniecił burzy;
Nigdyby, przez szkodliwe woysku przedsięwzięcie,
Nie myślił unieść gwałtem brankę w mym okręcie:
Lecz Jowisz chciał na Greki ciężkie zesłać bole.
Teraz bierzcie posiłek, potem idźmy w pole.„
Rozpuścił radę: zaraz porusza się rzesza,
I do swoiego każdy namiotu pośpiesza.
Chlubni Tessalczykowie z wodza swego chwały.
Niosą darów królewskich ciężar okazały.
Przyszły branki, z nich każda w mieyscu swém usiada,
Rumaki do Achilla przyłączone stada.
Bryzeis, bydź mogąca Wenery obrazem,
Widząc Patrokla srogiém skłótego żelazem,
Krzyczy, pada, całuie rany iego liczne,
Drze łono, miękką szyię, drze usta prześliczne,
Wynurzaiąc wśród ięków swóy żal, wśród łez wielu;
„Patroklu! Bryzeidy biedney przyiacielu!

Żywegom cię odeszła rycerzu waleczny,        283
Dziś, gdy wracam, iuż ciebie okrywa cień wieczny.
Nieszczęście po nieszczęściu me ciągnie tęsknice!
Mąż, którego mi dali kochani rodzice,
Widziałam, iak przed miastem pchnięty miedzią zginął.
Tenże smutny los braci lubych nie ominął:
Miałam ich trzech, z jednego wyszli ze mną łona.
Jednak tylą klęskami gdym była strapiona,
Gdy Pelid zabił męża, i miasto obalił,
Tyś moie łzy ocierał, tyś ięków się żalił:
I abym nie tak czuła srogość moiéy zguby,
Swietneś mi z Achillesem obiecywał śluby.
Ty miałeś płynąć ze mną do Ftyi przez wody,
Ty mi sprawić weselne przyrzekałeś gody.
Placzę ciebie, z łez oczu nigdy nie osuszę,
Twa dobroć zawsze będzie zaymować mą duszę.„
Inne branki swe ięki łączą z jéy rozpaczą:
Lecz na pozór Patrokla, w rzeczy siebie płaczą.[12]
Achilla proszą wodze, by się chciał posilić.
„Jeżeli kto się raczy do méy prośby schylić,
Jeśli móy stan szanuie, rzekł rycerz ze łkaniem,
Niech mię więcéy nie trudzi przykrém naleganiem.
Pozwólcie, że tak sobie w mych bolach narzekam,
Mam dość sił, bez pokarmu końca dnia doczekam.„
Na te słowa od niego wychodzą Achiwy:
Lecz Atrydy, Ulisses i Nestor sędziwy,

Jdomeney i Fenix zostali w namiocie.        309
Cieszą, nic go pocieszyć nic może w tęsknocie,
Aż stanie wśród krwawego Marsa boiowiska.
Dręcząca pamięć nowe ięki mu wyciska.
„Biedny! lecz naygodnieyszy moiego kochania!
Tyś o mnie, przyiacielu, czułe miał starania,
Tyś gotował posiłek, tyś móy stół nakrywał,
Kiedy na pole sławy dźwięk Marsa nas wzywał:
Dzisiay, gdy cię na łożu pogrzebném oglądam,
Nic nie chcę, łzami tylko zasilać się żądam.
Cóż mi pokarm bez tego, co obok mnie siedział?...
Gdybym nawet o śmierci oyca się dowiedział,
Nie czułbym w piersiach moich boleśnieyszey rany!
Może teraz we Ftyi starzec rozpłakany,
Wzdycha, pragnąc godnego siebie widzieć syna;
A mnie obca daleko trzyma tu kraina,
Dla złey Heleny długie toczącego boie.
Gdyby zmarł Neoptolem, lube dziecię moie,[13]
Bogom podobne dziecię, ieśli tylko żyie;
I ten mi raz boleśniéy serca nie przebiie!
W nadziei, iż mię tylko zgubią tutay bogi,
Mniemałem, że ty wrócisz, przyiacielu drogi,
Syna mego ze Scyru do domu wprowadzisz,
Oddasz skarby, na oyców tronie go posadzisz.
Umarł Peley... lub ieśli wśród żywych się mieści,
Zgrzybiały, wlekąc resztę dni w smutku, w boleści,

Codziennie drżąc wygląda okropney nowiny,        335
Kiedy mu w boiu zginie iego syn iedyny.„
Tak ięczał,i w przytomnych wodzach tkliwość sprawił:
Każdy westchnął, wspomniawszy, co w domu zostawił:
Pana Olimpu serce, ich boleść przenikła:
„Córo! mówi, coś wspierać bohatyry zwykła,
Czyli iuż oboiętny Pelid dla Minerwy?
Patrz, iak nad przyiacielem narzeka bez przerwy:
Drudzy się zasilaią w namiotach rycerze,
On głodny, on żadnego pokarmu nie bierze.
Posil go Ambrozyą i słodkim nektarem,
Wycieńczony, upadłby pod Marsa ciężarem.„
Czego chciał oyciec, tego żądała iuż córa.
Wraz, iako sęp, co z krzykiem roztacza swe pióra,
Przez powietrza niezmierną przestrzeń z góry spadła.
Grecy się zbroią, w piersiach wre zemsta zaiadła:
Ta rycerzowi, pełniąc, iak iéy zalecono,
Ambrozyą i słodki nektar leie w łono,
By go nie osłabiła w polu krwawa praca.
To zrobiwszy, do domu niebieskiego wraca.
Wzrusza się liczne woysko, i porzuca brzegi.
A iak się gęste bielą na powietrzu śniegi,
Gdy Boreasz zawieie, niosący pogody;
Tak gdy się z naw ruszyły Achayskie narody,
Błysnęły na powietrzu ognie pałaiące,
Strzelały razem w górę promieni tysiące,

I tarcze i przyłbice i silne oszczepy,        361
Blask, z nich idzie wysoko aż pod nieba sklepy.
Tym blaskiem upiękniona ziemia się rozśmiała,
A pod mężów stopami ięczy przestrzeń cała.[14]
W pośród zastępów, chciwy kurzawy i znoiu,
Wyprawia się ślachetny Achilles do boiu:
Gniewny, zgrzyta zębami, groźnym wzrokiem błyska,
Ból mu niewytrzymany w piersiach serce ściska:
Zapalon, ciężkie Troi gotuiący ięki,
Przywdziewa zbroię, dzieło nieśmiertelney ręki.
Na lekką nogę piękne obuwie zaciąga,
Które mocno haftkami srebrzystemi sprząga,
Nieprzebitym pancerzem piersi zabezpiecza,
Z ramion zawiesza ciężar ogromnego miecza:
Wziął i puklerz ozdobny, który ogniem błyskał,
I iako świetny xiężyc, blask daleko ciskał.
A iak błyszczy na górze ogień zapalony,
Maytkom, burzą w dalekie uniesionym strony,
I zbłąkanym na morza niezmiernéy krainie;
Tak blask z jego puklerza aż w obłokach ginie.
Ciężką przyłbicą czoło wspaniałe pokrywa,
Świecąc się nakształt gwiazdy, groźna kita pływa,
Na złotym hełmie złote wstrząsaią się włosy:
Zbroia kształtna i trwała na naytęższe ciosy.
Doświadcza iéy na sobie, czy ciału przystoi,
I czy będzie miał wolny ruch w tak ciężkiéy zbroi:

Lecz ta, iakby na skrzydłach, unosiła męża.        386
Nareście oycowskiego dostaie oręża,
Wyięta z pochew długa i ogromna dzida,
Któréyby nikt nie dźwignął, prócz ręki Pelida.
Niegdy Chiron ściął iesion, Pelionu chlubę,
I dał go Peleiowi, na rycerzy zgubę.
Automedon waleczny, drugi Alcym skory,
Dzielne rumaki w pyszne przybieraią szory:
Już hartowne wędzidła w twardych pyskach żuią;
Leyc przywiązany w tyle: iuż na wozie czuią
Biegłego powoźnika, który z biczem stoi.
Zaraz Achilles siada w jaśnieiącéy zbroi,
Jak słońce, gdy niezgłębne rzuca morza tonie:
I groźnym głosem oyca upomina konie.
„Xancie i Bali, których krew Podargi rodzi,
Pomniycie wrócić pana zdrowego do łodzi,
Gdy się boiu nasycim: lepiéy mi się sprawić,
I trupem iak Patrokla, nie chcieycie zostawić.„
Ten wyrzut Xant słyszawszy, Xant co bystrze lata,
Schyla głowę, i piasek grzywą swą zamiata,
A Juno dała z temi odezwać się słowy:[15]
„Bądź pewny, Achillesie, że dziś będziesz zdrowy:
Dzień iednak niedaleki, gdy nie wrócisz z pola.
Nie nasza w tém iest wina, lecz wyroku wola.
Nie, że naszemi nogi mniéy skory bieg władał,
Zginął nieszczęsny Patrokl, i zbroi postradał;

Syn Latony, niechybne miotaiący strzały,        413
Obalił go na czele, dla Hektora chwały.
Bieg nasz, choćby się równał i z Zefiru lotem,
Ty musisz zginąć boga i człowieka grotem:
Nie chybi to, co stoi w smutnéy losów xiędze.
Na tym wyrazie usta zamknęły mu Jędze.„
„Ty mi zgon wróżysz! gniewny Achilles zawoła:
Wiem ia, że nic od śmierci zbawić mię nie zdoła.
Tu daleko od oyca i matki polegnę.
Jednak ochotném sercem na Troiany biegnę:
Poznaią dobrze oręż móy nieprzyiaciele.„
Rzekł, i wołaiąc pędzi na Achiwów czele.        424








  1. Achilles okazuie czułą troskliwość, względem zwłok swego przyiaciela. Skaliger nad tém mieyscem śmieszną zrobił krytykę.
  2. Choć poeta ranę Agamemnona daie za przyczynę tego opóźnienia, można ieszcze domyślić się drugiéy, a tą iest wstyd i pomieszanie.
  3. Achilles, lubo tak przywiązany do Bryzeidy, wolałby, żeby raczéy była zginęła, niż żeby z jéy przyczyny tak smutne wyniknęły skutki. Był on więcéy czułym przyiacielem, niż kochankiem. Dawni względem niewiast, a osobliwie względem branek, despotycznie postępowali. Wzgarda dla niewiast, mówi Robertson w swoiéy Historyi Amerykańskiey, iest cechą charakterystyczną dzikich ludzi na całym okręgu ziemi. Człowiek całą swoię wartość zasadzaiący na sile i odwadze, patrzy na niewiastę, iak na niższe od siebie stworzenie, i nie ma dla niéy żadnego względu.
  4. Agamemnon chce się czémprędzéy usprawiedliwić. Duma iego cierpi, że woysko nie ucichło, iak tylko powstał do mówienia. Niemniéy go obrażaią oklaski dane Achillesowi, które są iego potępieniem. Zatem po kilka razy milczenie zaleca, bo przeciągnione okrzyki woyska nie zaraz się uspokoiły.
  5. Nauka o fatalności do wymówienia wszystkich błędów była wygodna. Agamemnon więcéy mówi o Jowiszu, niż o sobie: tym sposobem zwraca z siebie uwagę. A porównywaiąc swóy postępek z pomyłką Jowisza, w samem wyznaniu utrzymuie charakter wyniosłości.
  6. Ten wyraz nayzdatnieyszy iest do uspokoienia Achillesa. Zdaie się, iak gdyby mu Agamemnon całą władzę nad woyskiem oddawał.
  7. Oszczędza Homer sławę swego bohatyra. Achilles ani odmawia darów Agamemnona, ani ich żąda: boby albo wzgardę, albo chciwość okazał.
  8. Achilles niecierpliwy chciał natychmiast woysko w pole prowadzić. Ulisses rostropny, przeglądaiąc, że bitwa będzie długa i uparta, chce piérwéy dobrze posilić żołnierza. Tak uczynił Annibal przed bitwą z Rzymianami pod Trebiią. Wcale więc krytycy nie mieli przyczyny żartować z tego, że Ulisses tak mocno utrzymuie swe zdanie.
  9. Maxyma bardzo piękna. Naywyższy stopień nie wyymuie od błędów ludzkości. Prawa każą nagradzać wszelką krzywdę: a ci, którzy piastuią berło sprawiedliwości, powinni piérwsi dadź z siebie przykład, że im są posłuszni.
  10. Cyceron to mieysce przełożył.

     
    Namque nimis multos atque omni luce carentes
    Cernimus, ut nemo possit mærore vacare:
    Quo magis estæquum tumulis mandare peremptos
    Firmo animo et luctum lacrymis finire diurnis.

    Cic: Tusc: Qu I. 3.

  11. Nie godziło się pożywać ofiar zabitych, z okoliczności przysiąg, ponieważ były ofiarami przeklęstwa.
  12. Wyraz ten tak prawdziwy, tak wystawuiący rzetelne czucie serca, od naywiększych nieprzyiaciół Homera, otrzymał pochwałę. Podług mego gustu, mówi Terrasson, wyraz ten iest naypięknieyszy w całéy Jliadzie.
  13. W boleści wszystkie rzeczy sobie człowiek czarno wystawia.
  14. Lukrecyusz musiał mieć to mieysce przed oczyma.

    Præterea magnæ legiones cum loca cursu
    Camporum complent, belli simulacra cientes,
    Et circumvolutant equites, mediosque repente
    Transmittunt valido quatientes impete campos,
    Fulgur ubi ad cœlum se tollit, totaque circum
    Aere renidescit tellus, subterque virum vi
    Excutitur pedibus sonitus clamoreque montes
    Icti, rejectant voces ad sidera mundi.

    Lib: 2. v. 323.

    „Gdy na polu ogromne rozwiną się roty,
    „Jazda liczna Marsowe udaiąc obroty,
    „Puszcza wolne wędzidła, śpieszą bystre konie,
    „Szybkim pędem szerokie przebiegaiąc błonie.
    „Wznosi się blask rzęsisty do górnych przestrzeni,
    „Cała ziemia iaśnieie tysiącem promieni.
    „Grzmi łoskot pod stopami mężów, a odgłosy
    „Odbiiane o góry, idą pod niebiosy.

  15. Tu obwiniali krytycy Homera, o przeyście granic podobieństwa do prawdy: wszakże Xant gada, bo mu Juno usta otworzyła: dlaczegożby wreście koń Achillesa niższy był od oślicy Balaama.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Homer i tłumacza: Franciszek Ksawery Dmochowski.