Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/031

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron
rozdział v.
Legacye O. Possevino do Moskwy 1581—1583.

§. 31. Goniec carski w Rzymie.

Po uwięzieniu kardynała metropolity Rusi Izydora w Moskwie 1441 r. przez wielkiego księcia Wasyla Wasylewicza III. za to, że unią florencką w cerkwi kremlińskiej ogłosił, Stolica św. nie raz jeden próbowała nawiązać na nowo przerwaną nić religijno-dyplomatycznych układów z caratem, ale te próby się nieudawały. Zresztą carat mało był znany na Zachodzie, w Rzymie jeszcze w XVI. wieku, „wiedziano mniej o Moskwie jak o Chinach“. Tymczasem carat ten rozbijał, zagarniał, rósł i potężniał na bizantyńsko-tatarskie kształtował się państwo, któremu religia była narzędziem tylko do tem bezwzględniejszego despotyzmu.
Carat chciał panować i panował niepodzielnie nad duszami i ciałami swych poddanych, żadnej innej chociażby nadnaturalnej bosko-religijnej władzy obok siebie me cierpiał, nie znosił, nawet tak bezsilnej jak patryarchów carogrodzkich, kupujących swa godność u wezyra, żebrzących protekcyi w haremie. Car jako „najpierwszy syn“ Cerkwi prawosławnej jest jej obrońcą; jako car jest jej tyranem, brom jej o ile interes carstwa tego wymaga, tyranizuje ją, ile razy ona samodzielnie myśleć, mówić, działać spróbuje, bo on car, za wszystkich myśli, mówi, robi, on „wszechwładca“; nikomu, ani Cerkwi, uszczknąć coś z tej wszechwładzy carskiej bezkarnie nie wolno. Jak cezar Oktawian August połączył w sobie tytuły i władzę Imperatoris et Pontificis, ażeby swe panowanie nad światem ustalić i ujawnić, tak carat uczynił to samo; tytułu wszelako najwyższego kapłana nie przyjął, bo skromność „najpierwszego syna“ na to nie pozwalała, chociaż zasiadając na majestacie, strojem i przyborem całym arcykapłaństwo przypomina[1].
Został więc cień, ale cień tylko najwyższego kapłaństwa najprzód przy patryarsze Carogrodu, potem przy patryarsze Moskwy; carowi Piotrowi i ten cień wydał się niebezpiecznym, zniósł patryarchat, utworzył synod duchowny, ale z prokurorem, carskim urzędnikiem na czele. Matka Cerkiew dostała się pod najsurowszą kuratelę swego „najpierwszego syna“. Na pozór z synowską czcią dla niej, bo i posty chowa, i spowiada się, i na na liturgię św. uczęszcza, i biskupów w rękę całuje, car traktuje ją po dziś dzień jako służebnicę swoją. Bogiem a prawdą carat bez tej służebnej cerkwi ostaćby się nie mógł, rozlazł, rozpadłby się w kawały, jak się rozlazło, rozpadło na tem małżeństwie imperatora z kapłańską władzą oparte imperium rzymskie, skoro Konstantyn I. tytuł i władzę summi Pontificis przelał na rzymskiego biskupa. Jak oko światła, płuca potrzebują naturalnie powietrza, tak carat, jako wcielenie bezwzględnej wszechwładzy, potrzebuje Cerkwi prawosławnej do swego istnienia. Ona tylko jedna nadając boską sankcyą błędom nawet i zbrodniom caratu, potrafi zniewolić umysły, nagiąć karki milionów do ślepego, bezmyślnego posłuszeństwa; ona jest siłą i dźwignią caratu, której on się pozbawić nie może, jeżeli nie chce runąć.
Tej prawdy tak prostej nie rozumiano snać we Florencyi, gdy wyprawiano Izydora do Moskwy z ogłoszeniem unii z Rzymem. Florenccy Ojcowie i sam podobno świątobliwy Izydor pojmowali unię i schyzmę, katolicyzm i prawosławie głównie ze strony religijno-dogmatycznej, nie baczyli zaś na ich stronę państwowo-polityczną. Silili się więc na to, aby uczonymi dowody usunąć różnice dogmatyczne, te były nieliczne; usunąwszy je zwycięsko, mniemali, że unia stała się już rzeczą łatwą. Car Wasyl III. przeciwnie, nie troszcząc się wiele o pochodzenie Ducha św., ani o to, komu Chrystus Pan oddał klucze królestwa niebieskiego, zrozumiał odrazu państwowo-polityczną doniosłość unii, że ta przecina żywotną arteryą caratu, i z tego punktu widzenia nie mógł inaczej zrobić jak zrobił: zamknął apostoła unii w monasterze.
Niestety i po tej katastrofie, zdaje się, że nie zawsze zrozumiano, a przynajmniej nie zawsze uwzględniano dosyć w Rzymie tej państwowo-politycznej doniosłości, ba — konieczności prawosławia dla istnienia caratu, i łudzono się nieraz jeszcze nadzieją nawrócenia caratu; dziwiono się, dlaczego on zgodzić się nie chce na rzecz tak drobną, jak uznanie prymatu papieża w religijno-kościelnym zakresie, skoro ten prymat politycznego ustroju państwa w niczem nie tyka. Chwytano się każdej sposobności, nawet tej, którą awanturniczość lub chciwość zysku zręcznie podsunęła, a dopieroż gdy sam carat, naturalnie, że obłudnie i zdradliwie, wysunął rękę do zgody, poruszono dyplomacyą i wielką politykę, wydobyto z arsenału wielkich idei chrześcijańskich te, które największe, najsilniej biją, najgłębiej się wrzynają. Nie bez pewnego żalu i przygnębienia czyta się instrukcye sekretaryatu stanu, wydawane wysłannikom papieskim do Moskwy, albo pełne ojcowskiego iście namaszczenia i dobrej wiary listy papieży do carów, bo się wie z góry, że to daremne wysilenia, albo co gorsza, że wyzyskane zostaną przez carat na niekorzyść katolicyzmu. Przygnębia i to, że ta zbytnia dobroć i łatwowierność, pomimo, że się już zawiedzionym było tyle razy, zdaje się rzucać pewien cień na polityczny rozum i przenikliwość kuryi rzymskiej, ku wielkiej uciesze jej przeciwników, a ją chciałoby się mieć także w państwowo-politycznych rzeczach najmędrszą i nieomylną. A jednak działalność Stolicy św. zazwyczaj jest opatrzna i mądra, zbytnia zaś jej dobroć i łatwowierność w obec caratu pozorną jest tylko.
Jezuita O. Paweł Pierling, uważający się za Rosyanina, poświęcił lat przeszło trzydzieści żmudnym poszukiwaniom po archiwach Rzymu, Wenecyi, Bolonii, Sztokholmu, Petersburga (sic), Wiednia, Krakowa i t. d. i studiom stosunków Rzymu do Moskwy, i najprzód w osobnych rozprawach, a teraz w czterotomowem dziele p. t. „Rosya i Stolica św.“ ogłasza ich wynik[2]. Dzięki tej iście benedyktyńskiej pracy, wszystkie zabiegi Stolicy św. i dyplomatyczne układy o unią Moskwy z Rzymem, caratu z papiestwem od r. 1417 r. aż po wiek XIX. prowadzone, nieznane dotąd lub mylnie przedstawiane, stały się własnością historyi. Pomijając te, które w zakres niniejszej pracy nie wchodzą, mówić mi wypada o tej, w której pierwszy raz występuje Jezuita, a która pomimo sprzecznych sądów krytyki, nabyła dziejowego rozgłosu — o legacyi O. Possewino do cara Iwana IV. Groźnego.
Typ to skończony i wcielenie caratu ten Iwan Groźny. Z większą słusznością, jak Ludwik XIV. „państwo to ja“, mógł Iwan powiedzieć: „Moskiewskie carstwo to ja“[3]. Instynkt niszczenia i okrutność barbarzyńcy-tatara, obok wyrafinowanej perfidyi bizantyńskiej, oto dwa główne rysy charakteru tego cara. Ciemnota, ożeniona z dumą, rozpusta z dewocyą i skruchą, zwierzęcość z udawaniem i pozą, energia z małodusznością i tchórzostwem, żarłoczność pijacka z umartwieniem, tygrysia srogość z łaskawością, podłość z wspaniałomyślnością, wszystkie te sprzeczności mieściły się wygodnie w tej szerokiej, typowo-moskiewskiej naturze Iwana. Zdobywszy zdradą i przemocą Astrachan i Kazań, zapragnął Inflant; podobały mu się modre wody Bałtyku, otwierające szeroki przystęp dla handlu na Zachód, uśmiechała się flota na nim, z flagą carskiego orła krążąca, groźna Szwecyi i polskiemu Pomorzu. Dziedzina to przecie staroruska (czudzka i niemiecka), stolicą jej Jurjewo, od księcia Jura założone, przez Niemców dopiero Dorpatem ochrzczone, a on, car, jest przecie panem Wszech-Rusi, więc bogobojny, święty, nie zabiera cudzego, jeno swoje odbiera. Tak motywował Iwan swój napad zdradziecki 1577 r. i swoje w Inflantach zdobycze i okrucieństwa.
Ale Batory, zaprzysięgając pacta conventa, zobowiązał się do odzyskania całych Inflant, w czyichby one rękach nie były, szwedzkich czy moskiewskich, a jako bystry polityk, oceniał odrazu niebezpieczeństwo dla Polski, gdy Moskwa na brzegach Bałtyku się rozwielmożni. Więc wydał zuchwałemu Iwanowi wojnę, bił go i pobił, zdobył klucze carskich dziedzin: Połock 1579, Wielkie Łuki 1580, szereg pogranicznych zamków; tym sposobem odciął załogom moskiewskim w Inflantach łączność z carstwem, posiłki w ludziach i potrzebach wojennych, gdy jednocześnie Tatarzy Dewlet Giereja zapuścili swe zagony pod Moskwę, spalili jej przedmieścia, aż o mury Kremlina się oparli, a Kozacy Oryszowskiego i Kmity, wzdłuż i wszerz wszystką ziemię aż po Starodub i Smoleńsk mieczem i ogniem zniszczyli.
Na wiosnę 1581 r. gotował zwycięski król trzecią wyprawę pod Psków lub Smoleńsk. Zdobyciem tej twierdzy całe wnętrze carskiego państwa stawało otworem każdemu najazdowi. Równocześnie sprzymierzeni z Polakami Szwedzi zdobyli na Moskwie Kiesie (Wenden) 21 paźdz. 1578, uścieliwszy trupem 7.000 zbrojnego ludu, odebrali jej zamki Keksholm, Padis, Narwę i znaczne szmaty ziemi. Iwan Groźny, który pokonany przez Dewlet Giereja 1571 r., upodlił się do tyla, że do tatarskiego powlókł się obozu, bił czołem przed hanem, błagał o pokój i kobylem mlekiem hańskie zdrowie zapijał, teraz wystraszony, słał do króla gońca za gońcem i posłów do sejmu, z warunkami pokoju. „Oddaj całe Inflanty, zwróć 400.000 tysięcy dukatów kosztów wojennych, zostaw nam Połock, Wieliż i Siebież, któreśmy zdobyli, resztę zabierz sobie“, brzmiała stała, niezmienna odpowiedź króla i sejmu.
Zbyt twarde wydały się warunki Iwanowi; nadmorskie miasta i zamki Inflant, otwierające drogę na Zachód, tych on za żadną cenę nie odda. Ale od czego avita fraus tradycyjna chytrość moskiewska? Więc d. 25 sierp. 1580 zwołuje on do ponurego swego pałacu w Słobodzie dumnych bojarów na radę. Oni radzą zawrzeć pokój, ale jak tego dokonać bez oddania nadbrzeżnych zamków inflanckich, sposobu nie znajdują. Znalazł go wszechmądry car. Oto oświadcza zdumionym bojarom, że był i jest zawziętym wrogiem wrogów chrześcijaństwa, Turków, że chce papieża i cesarza zaprosić do św. ligi i całą Europę pchnąć do wojny krzyżowej. Rzecz jasna, że to się stać nie może, dopokąd król Batory „siedmiogrodzki intruz“, krew chrześcijańską rozlewa, więc cesarz i papież niech go skłonią do pokoju i przystąpienia do ligi, a jak to mają uczynić, to już ich rzeczą. Podobał się ten pomysł dumnej radzie; był on istotnie dowcipny. Nie zniżając się wcale do prośby o pośrednictwo papieskie, car występuje w roli iniciatora, potrąca o żywotną dla papiestwa i cesarstwa kwestyą złamania potęgi tureckiej, ofiaruje swe usługi i wojska, pewny, że papież tej ofiary nie odrzuci, a jemu już zostawia sposób skojarzenia pokoju z Polską[4]. W najgorszym razie, chociażby pokój nie doszedł, zyskuje się na czasie.
Jakoż dnia 6 września 1580 roku „goniec“ moskiewski djak Leontij Istoma Szewrigin, z listami do cesarza Rudolfa II. i Grzegorza XIII. i z bardzo szczegółową instrukcyą, wyrusza z Kremlina samotrzeć w drogę[5]. W pierwszych dniach stycznia 1581 r. widzimy go w Pradze, rezydencyi Rudolfa II. Oddał dwa listy carskie; jeden z propozycyą ligi, której jedyną przeszkodą król polski Batory, „lennik i sojusznik Turków, posadzony na tron polski przez sułtana, wroga Moskwy, za jej przyjaźń dla Austryi“; drugi list w sprawach handlowych, domaga się zniesienia niektórych ceł, dokuczliwych bardzo. Dano mu wymijającą odpowiedź, cła pozostawiono, zakazu zakupna broni nie cofnięto.
Z Pragi udał się „posłannik“ do Wenecyi, aby nawiązać układy o traktat handlowy. Tu 15 lutego wręczył Signoryi podrobione przez siebie listy kredencyonalne, w których siebie tytułuje posłannikiem. opowiada o wielkich planach cara zawojowania Turcyi[6] i spieszy do Rzymu.
Dnia 24. lutego wjeżdża uroczyście, w powozie papieskim, otoczony gwardyą, do pałacu Colonna w Rzymie, gdzie książę de Sora, komendant wojsk i zamku Anioła, czym mu honory. Wzięto go bowiem za „posłannika“, lubo był „gońcem“ tylko; pomyłkę tę sprostował poseł polski w Rzymie, biskup Wolski. Więc jako „goniec“ prywatne tylko miał u Grzegorza XIII. posłuchanie w obecności kcia Sora, ucałował trzewik papieski, rozmawiał klęcząco przez tłumacza, oddal list i dar carski w sobolach i prosił o przysłanie papieskiego wysłannika do Moskwy.
List carski wspomina o dobrych stosunkach Wasyla III. z Rzymem, o życzliwości nuncyusza Moroni dla carskich posłów w Ratysbonie. Te dobre stosunki trwają dotąd; do podania sobie ręki do wspólnej przeciw Turkowi wojny przeszkadza tylko król polski Stefan, który w sojuszu z Turcyą i Tatarami, wiarołomny, napadł i zdobył Połock i rozlewa krew chrześcijańską niewinnie. Niech więc papież „nakaże polskiemu królowi, ażeby odstąpił od sojuszu z pohańcami i od wojny przeciw chrześcijanom“; niech przyśle z Szewriginem swego posłannika, któryby porozumiał się z carem co do przygotowań wojennych przeciw Turkom. O unii najmniejszej wzmianki w tym liście, ne verbum quidem, jak pisze kard. Como do polskiego nuncyusza Cagliari, tem mniej obietnic jakich.
Tymczasem kongregacya, przez papieża do tej sprawy wyznaczona[7], uchwaliła, a Grzegorz XIII. na konsystorzu 6 marca 1581 uchwałę zatwierdził i ogłosił: „że legat papieski zostanie wyprawiony do Moskwy z poleceniem traktowania najprzód o sprawach religii, potem, gdy przyjdzie w tej mierze do porozumienia, o polityce[8]. W tym to duchu zredagowane jest breve papieskie do cara, z d. 15 marca 1581. Zapowiedziawszy w niem swą gotowość do pośrednictwa między carem a Batorym, który w żadnym sojuszu z Turkami i Tatarami nie zostaje, tylko do czasu żyje z nimi w pokoju, każdej sposobnej chwili gotów z nimi wojować, oświadcza papież, że najsilniejszą ligą jest wspólność wiary, religionis conjunctio... „Jeden zaś tylko jest Kościół, jedna Chrystusowa owczarnia, jeden Chrystusów na ziemi namiestnik i pasterz powszechny“. Tak uczą starzy Ojcowie kościelni, tak sobory, tak zwłaszcza sobór florencki, na którym obecny był cały episkopat grecki i cesarz Paleolog. Oddzieliwszy się od jedności z Kościołem Grecy, popadli w niewolę pogan. Bez tej jedności w wierze wszystkie ligi słabe, porwą się prędko. „Błagamy cię więc i prosimy, kończy papież, abyś te prawdy u siebie dobrze rozważył, a w tem upomnieniu naszem, abyś uznał naszą miłość dla ciebie i twoich obszernych krajów i naszą żarliwość o wasze zbawienie. Tego bowiem przedewszystkiem pragniemy, abyś z tym świętym apostolskim Kościołem jak najściślej był złączony wiarą i miłością... Obszerniej dowiesz się o wszystkiem od naszego ukochanego syna, Ant. Possevino“. Skoro do tej jedności car przystąpi, niech wyprawi poselstwo do papieża, on zaś nader wspaniałą legacyą okaże mu swój afekt ojcowski[9].
A więc papież narzuca się z unią carowi, który o niej ne verbum quidem i słówkiem się nie odezwał; od niej zależne czyni swe pośrednictwo? Jakże się to stało? Kongregacya kardynałów była istotnie zdziwiona milczeniem Iwana o unii, rozumiała doskonale, że „to wszystko nie pochodzi z dobrych chęci cara, ale że odebrał tęgie cięgi (buone battiture) od polskiego króla, któremi czuje się niesłychanie upokorzony, i nic sobie dobrego z tej legacyi nie obiecywała“[10], jednak radziła papieżowi spełnić swój obowiązek dobrego pasterza, a więc zbłąkaną owcę starać się sprowadzić do owczarni, resztę zaś zostawić dobremu Bogu, w którego ręku serca królów i książąt.
Sam O. Possevino, który wypraszał się, jak długo mógł od tej legacyi, bo rozumiał doskonale jej bezużyteczność dla unii i dla ligi, chociaż, jako syn posłuszeństwa, na jedno i drugie parł całą siłą rozumu i wymowy swojej — otrzymał w instrukcyi od kardynała di Como, aby starał się najprzód o zawarcie pokoju między polskim królem a carem, potem o krucyatę przeciw Turkom i unię z Rzymem. Gdyby się to, jak przewidywano, nie udało, to wytargować miał na carze ustępstwa, jakie się dadzą: jeżeli nie zupełną tolerancyą religijną dla Katolików, to choć kościół katolicki w stolicy z obsługą jednego lub dwóch Jezuitów. Jeśli i to nie da się uzyskać, to choć jakie takie dobre stosunki Rzymu uregulować z Moskwą[11]. Zdrowy polityczny rozum wziął tą razą górę nad życzeniami i pobudkami nadnaturalnemi. W sekretariacie kuryi rzymskiej oceniono teraz należycie wartość propozycyi i obietnic carskich.
W takim razie czy nie było korzystniej dla Kościoła i Polski odmówić pośrednictwa papieskiego, zostawić Iwana i Moskwę w rękach zwycięskiego króla i wojsk jego? Dla Kościoła owszem niesłychaną korzyścią było już to, że prawosławny samodzierżca wzywał interwencyi i zgłaszał się po nią do papieża pierwszy, kiedy dotąd papieże sami przystępu do carów szukali. Possevino miał w instrukcyi, aby podnosił wszędzie, zwłaszcza wobec cara, powagę Stolicy św., przekonywał go, że tylko dla niej, przez wzgląd na jej życzenia i nalegania, król polski wśród powodzeń oręża, skłania się do pokoju. Wobec ówczesnej, na pół heretyckiej Europy, poniewierającej „papieżem — antychrystem i Rzymem — nierządnicą“, była to sposobność jedyna, zaznaczenia dawnej świetności i wpływu papiestwa; mógłże ją z rąk wypuścić Grzegorz XIII., mogłaż mu to doradzać kongregacya kardynałów? Dla Polski, zobaczymy, że była dobrodziejstwem względnem, bo odwróciła grożącą niesławę, jaką przynosi każde niepowodzenie wojenne, chociażby ludzkie siły przechodzące. Jakiby obrót wojna wzięła wtenczas, gdyby od Pskowa odstąpić niesławnie musiano, tego najbystrzejszy krytyk czy historyk odgadnąć nie zdoła, to pewna, że nie ułatwiłoby to odzyskania Inflant.





  1. Possevino w swym drugim komentarzu o Moskwie słusznie to zauważył: „Car utrzymuje o sobie to wrażenie i chce uchodzić za najwyższego kapłana (rex sacrorum) i cesarza zarazem, a w zewnętrznym przepychu iście papieską i więcej jak królewską zachowuje okazałość. Wszystko tu zapożyczone od greckich patryarchów i imperatorów i rzekłbyś, że kult Bogu należny, sobie przywłaszczył. Jest i tyara sadzona kamieniami, i pastorał (berło) nabijany kryształem górnym, i sutanna długa, iście papieska, i palce pełne pierścieni przedrogich, i tron ozdobiony obrazami Zbawiciela i Matki Boskiej, i służba dworska w długich złoto i srebrnolitych sutannach, jakby dyakoni“.
  2. Le P. Pierling. S. J. La Russie et le Saint Siège. Etudes diplomatiques. Paris, tom I, 1417—1580. tom II. 1580—1601 (tom III. i IV. jeszcze nie wyszły). Bawarska katolicka rodzina Pierlingów osiadła w przeszłym wieku w Petersburgu, handlem i przemysłem doszła do fortuny. Czterech Jezuitów było z tej rodziny. Najstarszy, dziad stryjeczny autora naszego, Jakób Pierling, był prowincyałem austryackim, asystentem jenerała w Rzymie. Za jego jeszcze życia wstąpili do zakonu dwaj po jego bratanku synowie, Józef i Paweł, a za nimi ich ojciec. Dziś żyje jeszcze tylko O. Paweł Pierling, autor „Studyów dyplomatycznych“, mieszka w Paryżu.
  3. „Majątków, ciała, duszy i prawie myśli swych poddanych chce być niepodzielnym panem... iż nikt ani ziewnąć się nie odważy, albo jeżeli się z czem odezwie, to chyba dla zjednania łaski, albo uniknienia kaźni carskiej... Nawet „u stołu biesiadnego z taką religijną czcią są dla cara, że zdaje się, jakoby mu ustawiczny ze wszystkich rzeczy trybut uwielbienia i z własnych swoich dusz ofiarę składali“, powiada Possevino o carze Iwanie w II. komentarzu o Moskwie. To też nikomu ani wyjechać za granicę, ani dla spraw handlowych wyruszyć się bez rozkazu cara nie wolno. Nawet gońce, posłanniki i wielkie posły carskie na jotę przekroczyć nie odważą się bardzo drobiazgowej instrukcyi, podyktowanej przez cara. Uczyć się i kształcić w naukach, oprócz czytania i pisania po moskiewsku, nikomu nie wolno. Dwaj przyboczni lekarze carscy, jedyni na całe państwo, internowani są w rezydencyi carskiej, nikogo im leczyć nie wolno bez rozkazu cara. Dobra ziemskie i wszelkie zaszczyty rozdaje i odbiera car dowolnie, on też szafuje wolnością, zdrowiem i życiem wszystkich, od carowej, małżonki swej począwszy, aż do ostatniego mużyka. Pierwsi dygnitarze na rozkaz jego odbierają plagi i dziękują za nie, bijąc czołem o ziemię przed carem, i t. d. Rzecz jasna, że zostawszy katolikiem, car zrezygnowaćby musiał z tej, prawie boskiej czci i władzy; dzierży on ją we formie mniej jaskrawej po dziś dzień, więc też o nawróceniu caratu do unii próżno myśleć.
  4. Oddawna niczego tak nie pragnęli papieże i o nic tak nie nawoływali, jak o ligę św. przeciw sprośnemu pohańcowi, który już 25 sandżaków czyli powiatów miał w Węgrzech. Obydwaj Zygmunci, rozumiejąc dobrze trudności, dla których liga św. nie dojdzie, nie chcąc całego ciężaru wojny z potężną Turcyą zwalić na Polskę, utrzymywali troskliwie pokój z sułtanami Solimanem II i Selimem II. a legatom papieskim, pomimo ich nalegań i obietnic, dawali stale odmowną odpowiedź. Tej polityki trzymał się i król Stefan i przestrzegał troskliwie pokoju z Amuratem III.
    W tej gonitwie za sojusznikami do wojny krzyżowej zwracała się Stolica św. i do carów Moskwy. Znaleźli się pośrednicy samozwańczy, którzy na własną rękę próbowali Moskwę zbliżyć do Rzymu, zrobić ją katolicką, i wciągnąć do św. ligi, jak: Dytrych Schoenberg z Królewca w latach 1517—19, jak kupiec Paoletto Centurione 1520—24, Hans Schlitte wysłany 1547 r. od Iwana IV. do Włoch dla sprowadzenia rzemieślników do Moskwy. Jakoż dzięki zabiegom Centurionego, poseł Iwana III. Dymitr Gerasimów zjawia się 1525. w Rzymie, prosi o pośrednictwo papieskie w skojarzeniu pokoju między Zygmuntem I. a Wasylem III. — Klemens VII. wysyła nuncyusza Citusa do Polski, który też wraz z posłem Karola V. skleja 1526 przedłużenie zawieszenia broni na lat 6. Szczególniejszym jednak przedmiotem zabiegów Stolicy św. był najpotworniejszy z carów, Iwan Groźny. Już 1553 r. awanturnik Schlitte z Steinbergem byłby ściągnął nucyusza do Moskwy z koroną królewską dla Iwana, gdyby się temu nie był oparł stanowczo Zygmunt August przez posła swego w Rzymie Krzyckiego, grożąc zerwaniem stosunków z Stolicą św. To znów Pius IV. zaprosić chciał 1561 tegoż cara na sobór trydencki. O jego rozbojach, rzeziach, orgiach nie wiedziano w Rzymie. Nawet Hozyusz pochwalał ten zamiar, i wybierał na nuncyusza do Moskwy zręcznego dyplomatę Jana Canobio. Godzili się na to podkanclerzy Padniewski i Kromer. Król jednak zostając w wojnie z Moskwą o Inflanty, po sześciotygodniowem zwlekaniu z odpowiedzią, odmówił nuncyuszowi przejścia przez Polskę. Uczynił to samo innemu wysłannikowi Papieża, jadącemu do Moskwy z zaprosinami na sobór w jesieni 1561. Janowi Giraldo.
    Niezrażony tem św. Pius V, polecił 1571 polskiemu nuncyuszowi Portico, udać się do Moskwy, zaprosić Iwana do unii z Rzymem i do krucyaty przeciw Turkom. Król i tą razą odmówił paszportu, tłumacząc się przed Hozyuszem w Rzymie, że nawrócenie Moskwy jest chimerą, a poselstwo papieskie tylko w dumę wzbije barbarzyńcę cara. Sam też Portico dostawszy do rąk pamiętnik Schlichtinga, naocznego świadka okrucieństw i orgij Iwana, i relacyą posłów polskich, przełożyć kazał je na łacińskie i przesłał Piusowi V. Papież cofnął swe polecenie.
    Podobnież Grzegorz XIII., w błąd wprowadzony relacyami cesarskiego posła w Moskwie Kobenzla, polecił 1576 niemieckiemu nuncyuszowi, kardynałowi Moroni wyprawić posła do Moskwy z zaproszeniem Iwana do unii i do św. ligi. Ksiądz Klenke, upatrzony przez nuncyusza Moroniego na legata, miał z moskiewskimi posłami wyruszyć z Ratysbony, gdy w wilią odjazdu cesarz Maksymilian II. odmówił paszportu, dowodząc, że bez wiedzy mających wejść do ligi mocarstw, traktować z carem o lidze nie wypada.
    Wreszcie podczas wojny Amurata III. z Persyą, 1578 Grzegorz XIII podjął z zapałem myśl skojarzenta ligi z królem Batorym na czele. Polecił nuncyuszowi polskiemu Cagliari udać się do Moskwy, cara nakłonić do zawarcia pokoju z królem Batorym, do przyjęcia unii i wejścia do ligi. Król temporyzował. Co do ligi zażądał dokładnych informacyi, które to króle i państwa i na jakich warunkach do niej przystępują, ile wojska, konnicy, piechoty, ile armat i okrętów, ile pieniędzy każde państwo dostarczyć się zobowiązuje. Na legacyą do Moskwy wręcz odmówił aprobaty, bo on pokoju nie zawrze, tylko z bronią w ręku, car zaś unii nie przyjmie, na Turka nie pójdzie, ale wiarołomny jak zawsze, wpadnie do Polski, gdyby król wojska swe na Turka poprowadził. (Pierling, t. I. księga 3, 4)
  5. Istna trójka hultajska ten „goniec“ chytry, chciwy, łakomy, i dwaj jego tłumacze: Niemiec Wilhelm Popler, apostata luter, i kupiec medyolański Franciszek Pallavicini, lichy katolik, którego jednak potem nawrócił O. Possevino. Niemiec z Włochem w wiecznej kłótni i bitkach; w jednej z nich Niemiec śmiertelnie pchnął nożem Włocha iż z tej rany umarł. Obydwaj nienawidzili Moskala dla jego nienasyconej chciwości. Z tymi ludźmi musiał czas jakiś podróżować O. Possevino i zaznał niemało kłopotu. W Moskwie rozróżniano trzy stopnie poselstwa: wielki poseł, posłaniec i goniec. Szewrigin był tylko gońcem.
  6. Pierling, II. str 13—15. Car żądał od Wenecyan wolności handlowej dla swoich kupców i wzywał w tem także pomocy papieża.
  7. Należeli do niej kardynałowie: di Como, sekretarz stanu, Farnese, protektor Polski, Commendone i Mandrucci, dawni nuncyusze w Polsce i Niemczech.
  8. Turgenew I. Hist. Rossiae Monum. nr. CCLI.
  9. Possevini. Moscovia, Epistolae.
  10. Kard. Como do Cagliari’ego (Ciampi I, 237).
  11. Grzegorz XIII. w rozmowie z posłem weneckim Corraro wyraził się podobnie: „Possevino to mąż czynny i obrotny w traktowaniu spraw. Wnosi więc papież, że chociaż mała jest na razie nadzieja nawrócenia całej Moskwy, to przynajmniej jakieś kroki poczyni się w tym kierunku. Przedewszystkiem trzeba pomyśleć o zawarciu pokoju między Iwanem a Batorym, w nadziei, że się da osiągnąć coś więcej w sprawie służby Bożej i całego chrześcijaństwa“. (List posła wenec. Corraro do doży wenec. de Ponte z Rzymu 29 kwietnia 1581, ogłoszony przez O. Pierlinga w dziele: Bathory et Possevino str 72).
    Tak też przyjmowali Jezuici legacyą Possevina Historiograf zakonu Sacchini t. V. str. 20 pisze: „Gregorius cum pridem optasset religioni catholicae adituin in Moscoviam aperiri, idque frustra tentasnet, ocasionem libenter arripuit.... Stephanus rex affirmavit, eam legationem superracuam prope videri, religionis vero negotium nequidquam tentari“. Więc nie o unią, ale o wstęp dla katolików, o jaką taką tolerancyą dla nich w Moskwie chodziło Grzegorzowi XIII. Król i tę rozwijał nadzieję, dowodził, że carowi o przewleczenie wojny, aby czas sposobny do niej minął nie o wiarę chodzi; on zwodzi i oszukuje. „Intellexit non absiinilia vevo Possevinus sapientissimum regem afferre“. Possewinowi mowa królewska zdała się bardzo prawdopodobną, dodaje Sacchini. Skarga i polscy Jezuici rozumieli tak samo, i nie byli radzi, że się tej daremnej legacyi Jezuita podejmował.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.