<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Tarnowski
Tytuł Karlinscy
Podtytuł Tragedya w pięciu odsłonach
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1874
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skan na commons
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


ODSŁONA II.




Noc mocno oświetlona księżycem — ogród — Izydor sam wychodzi z między gęstych drzew.


Jakże noc cicha!... duszno w tej komnacie,
Kędy kołyska moja stała — kędy
Wszystkie wspomnienia moje — wszystkie — wszystkie!
A biedna Marya chora — spać nie mogę!...
Wczoraj! — tu jeszcze — pod temi drzewami
Razem czytaliśmy rytmy ucieszne
Jana z Kochanowa!... o jakże ona
Słuchała pilnie — jakże moją rękę
Za każdem silnem ścisnęła wzruszeniem...
A przy Kassandry strasznej dzikich słowach
O matko! syna ty płakać nie będziesz,
Ale wyć będziesz!... krzyknęła straszliwie
Jakby przeczucia głosem — i odeszła...
Czemuż dzień cały widzieć jej nie mogłem?
A! tam jej pokój — z okna przez zasłony
Światłość bladawa mruga... powiew muska
Białą zasłonę — spojrzeć!? czy nie spojrzeć!?
Niepokój dręczy mnie...

(spina się i wygląda oknem)

Spiący aniele!
Suń się w snów ciszy na obłokach złotych!...
Gwiazdy niech twoje otulają skronie
A serce moje lampą tobie płonie!...
O! jakże księżyc twarz bladą oświeca —
Co to czy budzi się?... zrywa się ze snu?
Ku drzwiom się zbliża, jak gdyby błądziła...
Chociaż tak jasno w komnacie... o przebóg!
To zwykła słabość... w blasku wędrująca...

(Marya z daleka zbliża się w śnie idąc zwolna dalej to bliżej Izydora)

Strach mi! ach! ona błądzi — dalej — bliżej —
Jakby sunęła się białym aniołem
I dłoń wyciąga, a łezki na licu
Jako na róży szklą się przy księżycu —
A jednak uśmiech na zbolałej twarzy —
Ten włos rozwiany... piersi falowanie...
O! co to? czyby przeczuła żem tutaj,
Że się zuchwale spiąłem do jej okna?...
Boże mój bądź jej miłościw!

(Marya oddala się — on zwolna kroczy za nią.)

O dziwny
Sen ten na jawie — tak mi straszno o nią!
Ona mnie widzi — a! zerwała kwiatek
Niesie go ku mnie... (cofa się)
Znowu w inną stronę
Idzie z tym kwiatkiem... i coś zda się mówić
Ja tak drzę cały... gną mi się kolana...

MARYA (zbliża się zwolna z wyciągniętemi rękoma, cicha muzyka tej scenie wtoruje tak, by głos Maryi słyszeć można.)

O i nie będę tego szczęścia godna,
Które marzyłam dzieckiem dłonią w dłoni
Jego dziecinnej — kiedy płakał ze mną
I ze mną bawił się — i gonił za mną
Po tych zielonych brzegach naszej rzeki,
Za jednym razem gnaliśmy motylem...

(staje i ponuro mówi)

Tak — do klasztoru — tam już dzwon ponury
Bije i wzywa mnię — o idę — idę!
Ślubuję sama — pocóż mnie wołacie?
Nożyce zimne włosy mi obcięły,
Ach! jakże zimne — mniej zimne niż ludzie!...
Chrystusowego jarzma słodycz wielka
I w ranach twoich daj zginąć o Panie,
Niechaj ojczyzny rany się zagoją!...
Modlić się będę jak posąg kamienny,
Co strzeże grobów za nią i za niego!...
Dla tego żywa jam się pogrzebała!...
Błogosław jemu — jam go tak — kochała!!

(składa ręce — potem niespokojniej — muzyka ustaje).

Ponury dzwonie czego chcesz odemnie —
Przecz za mną! za mną! wołasz: chodź do grobu!
Grzmot działa słyszę!... a tam! arf anielskich
Gdzieś w dali! w dali! doławiam się głosów...
Głosy świetlane — co wołają w górę!...
Młodości moja!... idę z palmą w dłoni
Opłakać ciebie... idę już — o idę...

(po chwili staje jak przerażona i woła dziko.)

O matko! syna ty płakać nie będziesz,
Ale wyć będziesz!!

(upada wysilona — Izydor podnosi ją w milczeniu)

MARYA.

Co to? — gdzież jestem? — kto przy mnie — o! tutaj
Znowu błędnica moja — tu tak straszno —
A sen mój — Boże! ratuj mnie! (poznaje Izydora)
Ty jesteś?!

(obejmuję szyję jego)

IZYDOR.

O! spać nie mogłem — pod twem oknem czuwam —
Byłem gdyś wyszła z komnaty cierpiąca,
Mój dobry duch mnie tutaj przyprowadził!...

(klęka u nóg jej)

Powiedz mi tylko raz jeden — jedyny,
Że ty mnie kochasz — a będę jak duchy
Wzięte do nieba — będę jak te gwiazdy
Co są jarzące w pośród ciemnej nocy!...

MARYA.

Czy ciebie kocham, pytaj drzew tych cienia,
Pod którym co dzień śniłam ja w żałobie,
Czy ciebie kocham zapytaj promienia,
Co widział łzy me spłakane po tobie!
Spytaj radości — gdym ujrzała ciebie,
Czem że rośliny bez słońca na niebie?..

(słychać daleki flet pastuszy)

Słyszysz te fletu gdzieś od gór odgłosy
Jak rzewnie płyną w tej ciszy z nad rosy
Płyną na łąki, gaje i doliny,
I przepadają po nad wód głębiny...
Lecz miłość moja przenigdy nie skona,
Wieki bym śniła tak u twego łona,
Dobranoc tobie!... czas wrócić — już świta!..
Dobranoc!...

IZYDOR.

Żegnać cię, gdy ranek wita!...
Daj jeszcze twoje rozplecione włosy
Choć ucałować... twarz ukryć w ich sploty!
O! w piersi czuję dziś całe niebiosy!
A jednak woła znowu głos tęsknoty!

MARYA.

Dobranoc!... świta — jestem cała w trwodze!...
Dobranoc! odejdź!...

IZYDOR.

Dobranoc!... odchodzę!...

MARYA.

O zostań!... odejdź!... poranek się bieli!

(odchodzi z okna)

Dobranoc!... bądź zdrów!... (znika)

IZYDOR.

Niech strzegą anieli!.. (odchodzi)


ZMIANA. Kościółek wiejski — naprzeciw dworu Karlinskiego otoczony lipami. Przez dłuższą chwilę słychać głos organów, zwolna ustający. Z kościoła wychodzi Karliński z Grzegorzem.


KARLINSKI.

Chodź już do domu o mój stary, dzisiaj
Rocznica była śmierci mojej matki,
Coś się dziwnego dzieje ze mną zda się,
Bom na primaryi jak bóbr się wypłakał
I zdało mi się oblicze mej matki
W modlitwie widzieć, jak przed nieszczęściami!...
Król skonał — głuche wieści wciąż wędrują,
Trwoga wśród ludu — niezgoda wśród braci —
Dziś czekam nowych wieści od Krakowa
Strasznie rej wodzą pany ze Zborowa.

GRZEGORZ.

Tak zacny ojciec — widzę go we zbroi,
Jak gdyby wczoraj kuty z stali stoi,
Żelazna ręka — a serce na dłoni,
Czemu do niego niepodobni oni! —
Wszak mówią pono, że Szwed idzie górą
A Rakuszanin[1] z wojska ciągnie chmurą,

(Wchodzi) DĘBICKI.

A pan Karlinski... jak żem rad uścisnąć
Dłonie rycerskie...

KARLINSKI..

Czołem kasztelanie!
Witam waszmości w tych żałobnych progach. —
Jakież tam wieści przebóg! o elekcyi?
Czego się spodziać, — jak zaważy szala?

DĘBICKI.

(Grzegorz odchodzi.)
Hetman mnie z listy szle do was z pospiechem.
Z Tęczyńskiem już gotowi ku odsieczy. —
Smutną wieść niosę waści od Krakowa:
Zaledwo w Grodnie spoczął król Jegomość
Syt boju skończył, jak dąb powalony,
Co runął tak — że jękła cała puszcza,
Polska w żałobie — i hetman ponury,
A Moskwa czoło podnosi do góry,
Któremu przytarł rogów na wiek cały!


KARLINSKI.

Spoczywaj wielki królu! patrzą wieki!
Będziesz ty wiecznie blizki, choć daleki
Narodu oczom! w złotej dziejów księdze —
Lecz któż twej woli, wyrówna potędze?!
O! biada! dzieło w połowie zniszczone —
Na gruzach Moskwy chciałeś Polski chwały!
Czemuż sejm i skarb wojska ci nie dały,
Skończyć, coś zaczął — oby kiedyś kara
Nie narzuciła butnej szlachcie — cara!

DĘBICKI.

Nie czas frasować się — bo nie spią wrogi —
Czas o obronie myśleć panie bracie. —

KARLINSKI.

Jakież są głosy, jakich stronnictw wpływy
Są najsilniejsze? jabym przecie tuszył,
Że Piast i mąż co po królu najpierwszy,
Z królem spokrewnion, winien stać u steru;
Kanclerz a hetman — to król zdaniem mojem!
On jeden jego myśl powiedzie dalej,
On kraj od dzikiej swawoli ocali. —

DĘBICKI.

Myślał ci o tem hetman ze swojemi,
Sam król go pragnął widzieć swym następcą,
I planów swoich wykonawcą dzielnym;
Lecz się rozdarła w troje myl[2] narodu,
Zborowscy knują już pokątne zdrady,
Radzi, że skonał Siedmiogrodzki książe,
Jak żaby w bagnach na bociana koniec
Rechoczą podle, gdzie się tylko uda! —
Krzysztof cichaczem powrócił do kraju
I za Niemcami uwija się zręcznie,
Z Górkami ręka w rękę wraz Zborowscy
Rakuszanina na tron forytują,
A wojewoda poznański ma wagę!
Drudzy chcą cara — co ukrył pazury,
Jak kot się łasi – daje złote góry!
Hetman chwilowo był za austryakiem
Widząc, że Piasta ni Batorych głosy
Nie dopisują. — Lecz kiedy książątko
Siłą na tron się wdziera respubliki,
Co nad źrenicę wolność swoją pieści,
I wojska nawet prowadzi pod Kraków
Mimo wezwania, by je precz wycofał,
Przeszedł na Szweda stronę, co się rodzi
Z krwi Jagielońskiej, i rad blizkiej łodzi,
Co go z za morza przywiezie niebawem...
Tak książę Prymas podszedł i hetmana,
Że się z nim związał sam niewiedząc kiedy. —

KARLINSKI.

Rad jestem temu — po stronie hetmańskiej
Stać będę święcie i przyłożę głowy,
Szabli użyję jeżeli potrzeba
By myśl tę spełnić, bo od Moskwy wara!
Panem nie będzie mieć Polska Tatara,
Za Posfewina[3] już się dała w znaki!
A co do Niemca, to jako świat światem
Nie będzie Niemiec Polakowi bratem!
A więc królewicz Zygmunt niech nam żyje! —
Wszak dzieckiem pomnę, kiedy nieszczęśliwą
Matkę posłowie zabierali Szwedzcy,
Jak z płaczem drogą ojczyznę rzucała —
O by w jej synu Polska ojca miała!
Lecz wyznam waści żem pod sercem nosił
Kandydaturę naszego hetmana. —

DĘBICKI.

Ha! — sądy Boże — waść się zgodzisz ze mną,
Że śmierć Samuela niewczesna i krwawa
Serca narodu silnie odstręczyła,
Samuela ścięli, a nie mieli rady,
By wydrzeć żądło Marcina, i rogów
Krzysztofa przytrzeć, by Górków swawolę
Skarcić, odzyskać mir, co ta przeklęta
Nienawiść chytrych Zborowskich wydarła. —
Ona z serc miłość do króla i ufność
Wyrugowała — więc i hetman stracił —
A gdy król skonał, sam prawie pozostał.
Zaraz po śmierci, wytężono siły,
By wpływ hetmański zniweczyć bez mała. —
Rakuszanina! wrzeszczą Radziwiły
Wdzięczni za tytuł, Chodkiewicze z niemi,
I już w hetmanie widziano tyrana,
Co jak król ściskał, ścinał, więził, tępił,
Co w bój gnać będzie, nie da siedzieć doma,
I nie pozwoli powrócić przed końcem!
A na to hetman mocno się zasępił,
Tak więc Zborowscy, i Górka z Poznania
Usiłowali pozyskać Prymasa. —
Wiesz waść, że Prymas Karnkowski a hetman,
To ogień z wodą. — Prymas jął się dzieła
Najprzód od Piasta i Batorych domu
Odstręczał, Annibal z Capuii go kusił,
Gdy się przekonał, że Maksymiliana
Ze wstrętem szlachta odpycha przeważnie,
Obwołał Szwecyi królewicza zaraz,
Tak szybko, nagle i niespodziewanie,
Że dziwna! hetman poszedł za prymasem!
Rad nie rad stoi po Zygmunta stronie. —

KARLINSKI.

Więc Szweda Polska sprobuje na tronie!

DĘBICKI.

Wprawdzie kijowski biskup już Tedeum
Dla Austryaka spiewał, i Zborowscy
Wołali wiwat, że się piekło śmiało,
Ale się panom iście nie udało,
I wojewoda Poznański już zgrzyta,
A tylko końca tej elekcyi pyta. —

KARLINSKI.

Gubię się w myślach — gdzież hetmańskie wpływy?
Co z Litwą? co się z resztą szlachty stało?


DĘBICKI.

Niestety! jak król tak i hetman stracił
Część swego miru! byli wprawdzie za nim
Ostrogskich, Słuckich, Tęczyńskich, Zagórskich
Głosy — lecz one przecie nie zdołały
Przeszkodzić temu, co prymas z Górkami
Zasiali — władzę zaraz poruczono
Na Ruś Herburtom, a bramy Kamieńca
Jazłowieckiemu oddano — wszak wiesz Waść,
Że oni wszyscy są poplecznikami
Zborowskich, Poznańskiego Wojewody —
I choć się hetman na elekcyi polu
Okopał w szańcach, z siłą weteranów,
Co byli radzi Batorych domowi, —
Przecie nie porwał już za sobą Panów —
I upadł Niemiec, Car, Włoch i Batory,
Zygmunta Prymas obwołał zbyt skory!
A co nam grozi, z tem hetman przysyła:
Zygmunt się leni z przybyciem, a Niemiec
Zdążył pod Kraków — i chce go szturmować!

KARLINSKI.

Podły najeźdzca! o! będzie żałować,
Biada tyranom, co gniazdo wolności
W jaskinię wężów chcą zmienić w podłości!
Dokąd ta ręka jeszcze kordem władnie,
Głowa pyszałka przed Polską w proch padnie!

DĘBICKI.

Hetman z Tęczyńskim gotowi w Krakowie,
A książę Rakuz tam się oszańcował —
Druga część wojska już ku Częstochowie
Ciągnie, Zborowski drogę pokazował,
Hetman wam zlecił obronę Olsztyna,
Dziś jeszcze — spiesznie wyruszyć wam trzeba

KARLINSKI.

Dzięki mu za to — wierną ręką syna
Bronić go będę, niech mi świadczą nieba!...


DĘBICKI.

Mnie do Warszawy czas. Gdy Olsztyn padnie!
Biada! wróg resztą Polski już zawładnie! (odchodzi.)

KARLINSKI (sam.)

Czy mi się śniło, że na dni me stare
Bronić mi Polski przypadnie z tej strony!
W drogę! uprzedzić trzeba Niemców szpony,
Dalej!... mam siły mej młodości jare!
Wolna ojczyzno! co głosem sumienia
Obierasz królów i stawiasz na tronie,
By ci służyli w twej chwały koronie,
O niedaj Boże, byś tę moc straciła
Co ciebie wzorem ludów uczyniła!...
O moja zbrojo niepordzewieć tobie,
Spoczniemy razem — chyba w ojców grobie!

(chce odejść — zachodzi drogę Izydor.)

IZYDOR.

W drogę? łaskawy panie ojcze — w drogę?
Jam jest zbyt śmiały, lecz to ojca wina,
Że błagam prawem rycerza i syna...
Z Dębickim dziś mówiłem pokryjomu,
Ojcze! mnie niepodobna zostać w domu,
Kiedy ty...

KARLINSKI.

Milczeć i czekać — nie pytać!..
Idź wasze —

IZYDOR (z zapałem)

Ojcze! pozwól mi spróbować
Tej szabli, której hetman błogosławił,
Klnę się na wszystko, co mi święte, drogie,
Że w polu chwały nie będę ostatni,
Że bez zwycięstwa tutaj nie powrócę!...
Bom młody! ale całą mą młodością
Ja nad mą duszę miłuję ojczyznę —
Za nią bym zstąpił w piekielne płomienie!
Szałem ją kocham! ale szał ten święty —
A kto ten płomień gasi, ten przeklęty!


KARLINSKI.

O tak! tyś syn mój!... pomnę, żem w twym wieku
Tak błagał ojca gdy szedł na Wołoszę...
Lecz tyś ostatni!... matka... nie chodź zemną!
Mam złe przeczucie!

IZYDOR (u nóg jego.)

Zmiłuj się nademną!...
Matką mi — Polska... matka to zrozumie!

KARLINSKI (groźnie.)

Posłuch!! nie żołnierz, kto słuchać nie umie!

IZYDOR (z uniesieniem.)

A więc ślubuję — że tu niezostanę!
Odepchnij syna, o mój ojcze drogi!
Jak wierny pies się powlekę za wami,
A kiedy zetrę się z Niemcem raz pierwszy,
To mnie poznają wówczas, żem Karlinski.
Niech mnie Bóg karze, jeżelim w tej chwili
Nad miłość Jego... ukochał ojczyznę!
O Boże — matka!

KARLINSKA (która przed chwilą cicho weszła)

Oby nie ukarał!
Co to jest mężu?

KARLINSKI (tuląc syna do piersi.)

To nic moja panno!
Wszak nie nowina, gdy ojczyzna woła,
Że orlim kluczem tam lecą rycerze,
Kędy jej ręka żelazna wskazuje!...
On chce iść ze mną — bo Polskę miłuje —
A hetman cześć tę mojej siwej głowie
Wyrządzić raczył, że mi dziś powierzył
Obronę zamku Olsztyna — to znaczy
Obronę kraju! bo gdyby uderzył
I zdobył Olsztyn Niemiec, nim przybędzie
Król Zygmunt — hańba na nas — na mnie będzie!
Pożegnam was — a da Bóg nie zadługo
Wrócę — na tronie, gdy król Zygmunt siędzie!


KARLINSKA (po chwili rozpaczy.)

Przebóg! grom nowy!.. wróżby matki czarne!
(spokojnie)
Ale niewcześnie tracić słowa marne. —
Idź drogi mężu — tobie moje dziecię
Ja błogosławię!... jest męztwo w kobiecie. —
A!!! (odchodząc upada zemdlona.)

IZYDOR.

O matko moja!...

KARLINSKI (podnosi ją.)

Tak mdleje ojczyzna!
Mnie już niedługa na ziemi siwizna —

MARYA (wpada.)

Przebóg!... co matce... wojna... śmierć! o biada!...

KARLINSKA (z całym spokojem do córki.)

Żadna krwi kropla marnie nie przepoda! — (do syna.)
Jakakolwiek bolała by cię w życiu blizna,
Pomnij — że więcej — cierpi nieszczęsna ojczyzna!

(odchodzi wsparta na mężu.)

IZYDOR (do Maryi).

Sercem przy tobie!... nie płacz mój aniele!

MARYA.

Albom nie Polka? czyż nie zdołam śmiele
Śmiertelnej grozie spojrzeć oko w oko?
O! twoja sława czeka tam! wysoko!...
Ty ją — nademnie kochasz — wiem! — a jednak
Kochać cię muszę! a! tobą'm ja dumna,
Jam się sieroctwa siłą wykarmiła!...
Więc nieugięta będę — jak kolumna!

IZYDOR.

Czy włos mi z głowy spadnie! tyś modliła
Się za mnie — pójdę ojców chrobrym torem
Jam taki silny!! tak wierzę! tak kocham!
Że całą Polskę chwyciłbym na barki
I nią najeźdźców pogruchotał karki!...
Pierwszy raz w moje Maryo! chodź objęcie,

(obejmuje ją — niema chwila)

W twe imię szablą tą — dam pierwsze cięcie,
O! bądź mi zdrowa — i jako jutrzenka
Świeć tu nad matki naszej siwem czołem,
A jako fiołek co pod rosą klęka,
Gdybym nie wrócił — ty bądź jej aniołem!

MARYA.

Ten krzyżyk będziesz nosił i proś Boga,
Gdyby cię ręka miała dosiądz wroga
By nas połączył... o! połączy — wierzę!

IZYDOR (biorąc krzyżyk na siebie.)

Będę go nosił — tu! aż do mogiły!
Twe imię zamknie rycerskie pacierze,
Ty, drzysz jak listek... siły!

MARYA.

Siły!...

KARLINSKA (za niemi wielkim głosem.)

Siły!!!
Siła przybywa! czuję się jak lwica!...
Mąż mój zmiłuje się dzisiaj nademną,
Bo ongi — kiedy ranny ciężko leżał,
Ja dniem i nocą sama pilnowałam —
Wtedy mi przysiągł, że cokolwiek kiedyś
W stanowczej błagać go będę godzinie,
Spełni — i spełni dzisiaj, mam nadzieję,
I nas niewiasty na Olsztyn zabierze!

MARYA.

O szczęście! razem pociągniem w sokoły!...
Niech lecą kule — niech śmierci anioły
Zbierają żniwo dusz!... o byle razem!...


(Wchodzi) KARLINSKI.
(Za nim hufiec usarzy zapełnia podwórze — za sceną czasem słychać rogi i trąby wojenne.)

Poczet gotowy — konie i sokoły.
Pociągniem w ładzie! o jakżem wesoły!
Zdala ode mnie troski mej starości. —

(Grzegorz wnosi dwie szable.)

Znowu przy boku szabla ma zagości.
O ty!... co pomnisz Gdańsk, Połock, Zawłocie,
I wielkie Łuki! Psków! bądź jeszcze zemną!...
Na koń panowie! zaraz z waszmościami
Jestem! chorąży niech na prawem skrzydle
Zamknie swą rotę — baczność! czas nam w drogę!
(do Izydora)
A waść się ukorz! i u nóg macierzy
Błogosławieństwa błagaj na twą drogę,
Jeśli łza padnie, to waść jej nie otrzyj,
Takiemi, raz się tylko płacze w życiu!!
I mnie tak matka... w bój błogosławiła!

(z rosnącem wzruszeniem)

Co po najświętszem, najświętsze tu bywa:
Miłość ojczyzny, kiedy nieszczęśliwa!
Hańba takiemu, coby jej krwi skąpił,
Coby w nieszczęściu matki swej odstąpił,
Orlęciu skrzydeł trzeba wypróbować,
W śmiertelnym tańcu z wrogiem potańcować,
Więc dobrym chęciom waści błogosławię
I samotnego doma nie zostawię!
Rycerzy trza nam! a coś mi się baczy,
Że nam ich niebo już mniej hojnie raczy!
Król miłościwy już stanął przed Panem!
Wróg się ośmiela, Moskwa odetchnęła,
A wszystko jeszcze świeci się hetmanem,
Gdy tego braknie... żono! szabla moja!
Czy zapomniałaś już, jak to bywało
Do boju szablę się przypasywało?


KARLINSKA
(bierze szable od Grzegorza — jedną z nich podaje Maryi)

Nim ostatnie słowo
Padnie — patrz mężu — to proźba jedyna!
Którą twych dzieci matka dziś zanosi:
Pomnisz — gdyś raz mi rzekł w ciężkiej chorobie,
Że o cokolwiek kiedyś prosić będę,
Spełnisz — —!

(Karlinski niezadowolony.)

Przysiągłeś na twej matki grobie!...

KARLINSKI.

Niewiasto! wiem że hańby mej nie pragniesz,
Ni twego syna by pozostał w domu,
Więc mów — mów żono — bo czas nagli — droga!
Co tobie —? czujesz co miota mną starym,
Mów więc co prędzej!...

KARLINSKA.

Daj nam pójść za wami!
Abym to dziecię jeszcze oglądała!

KARLINSKI.

Niechaj tak będzie!...
Rannych tam nie braknie!..
Skoro obejmiem zamek i komendą
Go ubezpieczym.... przybędziecie obie!
A teraz dawnym obyczajem szablą
Opasz mnie moja Panno!

KARLINSKA (opasując.)

Pobij wroga!

(trąba bojowa i bębny za sceną — gwar obozowy.)

MARYA (do Izydora.)

A ja cię młodą opasuję szablą,
Byś kiedyś pierwszym był między rycerstwem,
Bym dumną była... (niemo składa czoło na jego ramieniu.)


IZYDOR.

O jam twój — do końca!
Obym tak ujrzał jutro promień słońca!...

KARLINSKI.

Rycerstwo czeka na Rakuszanina —
Żono daj Ryngraf!

(Karlinska wkłada ryngraf mężowi, Marya Izydorowi.)

KARLINSKA.

Kładę waszmości w Imię ojca, syna
I ducha!

KARLINSKI.

Amen! Reszty Bóg wysłucha!...
Za mną!...

(odchodzą wszyscy — trąba i bębny za sceną)

O dziko grają trąby! sztandar wieje!

(za sceną chór niknący Boga Rodzica Dziewica).

KARLINSKA.
(Padając przed drzwiami kościółka, przy których statua Matki bolesnej).

O! tyś jednego tylko utraciła!
Matko boleści! a to syn mój siódmy!
Słów nie mam — modlić się o takiej chwili,
A! gdyby tego jeszcze mi zabili...
O ja nie umiem się modlić! lecz matko,
Ty widzisz co się w sercu matki dzieje!...
A jednak dodaj duszy Polskiej siły. —
Bym jak przystało doszła mej mogiły!!!

(chór milknie — w kościele odzywają się organy)

Niech mnie ojczyzny rana — nad mą ranę
Serdeczną boli!.. prowadź ich!... o matko!...

(ukrywa twarz w dłonie, organ gra dłuższą chwilę — zasłona spada powoli).







  1. Przypis własny Wikiźródeł Rakuszanin — ogólnie Austriak, w tym wypadku arcyksiążę Maksymilian Habsburg.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – myśl.
  3. Przypis własny Wikiźródeł chodzi o legata papieskiego Antonia Possevino, który nie cieszył się popularnością, bowiem miano mu za złe m.in., że wskutek jego pośrednictwa doszło do złagodzenia państwu Moskiewskiemu warunków rozejmu w roku 1582 r.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Tarnowski.