<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł La San Felice
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1896
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La San Felice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


Dzień trzeci.

Gdyby nawet rozkaz stania całą noc pod bronią nie był wydany przez generała główno dowodzącego, żołnierze dla własnego bezpieczeństwa nie mogli jej ani na chwilę porzucić. Przez całą noc dzwoniono na gwałt we wszystkich kościołach leżących w dzielnicach neapolitańskich, pozostałych w posiadaniu neapolitańczyków. Wszystkie przednie straże lazzaroni próbowali atakować; ale wszędzie zostali odparci ze znacznemi stratami.
W nocy wszyscy otrzymali rozkazy na dzień następny. Salvato przybywając donieść generałowi o zdobyciu twierdzy del Carmine, odebrał rozkaz na dzień następny posunięcia się z bagnetami i przyspieszonym krokiem, brzegiem morskim, z dwoma oddziałami swego korpusu do Zamku Nowego i zdobycia go za jakąkolwiek cenę, ażeby mógł niezwłocznie zwrócić swe działa przeciwko lazzaronom, podczas gdy Monnier i Mateusz Maurice będą usiłowali utrzymać się w swoich stanowiskach; Kellerman zaś, Dufresse i główno dowodzący, złączeni na strada Foria, przerżną się do Toledo przez Largo delle Pigne.
Około drugiej zrana jakiś człowiek przedstawił się w namiocie głównego dowódzcy w San Giovanni z Carbonara. Na pierwszy rzut oka, pod przebraniem wieśniaka z Abruzzów generał poznał Hektora Caraffę.
Opuścił on zamek San-Elmo aby oznajmić Championnetowi że warownia będąc źle w. żywność zaopatrzoną, nie posiadająca więcej nad 500 do 600 ładunków, nie chciała bezużytecznie pozbywać się swojej amunicji, ale że nazajutrz, celem poparcia go, armaty z twierdzy będą bić z tyłu dosięgając na wszystkich punktach lazzaronów, których armia francuzka będzie atakować z przodu.
Znudzony bezczynnością, Hektor Caraffa przybywał nietylko dla powiadomienia generała, ale nadto aby przyjąć udział w jutrzejszej bitwie.
O godzinie siódmej zabrzmiały trąby i uderzono w bębny. Podczas nocy Salvato posunął się dalej.
Z 1,500 ludźmi na dany sygnał wysunął się z po za gmachu celnego i puścił się biegiem ku Zamkowi Nowemu. W tej chwili szczęśliwy przypadek przybył mu w pomoc. Nicolino niecierpliwie oczekujący ze swej strony ataku, przechadzał się po wale, zachęcając swoich artylerzystów, aby z pożytkiem używali pozostałej im amunicji.
Jeden z nich śmielszy od innych, zawołał go.
Nicolino przybył.
— Czego chcesz? zapytał.
— Czy widzisz pan tę chorągiew powiewającą na Castel Nuovo?
— Zapewne, że ją widzę, powiedział młodzieniec i przyznaję nawet iż ona mnie drażni niepomiernie.
— Czy komendant pozwala mi ją zrzucić?
— Czem?
— Kulą.
— I ty będziesz mógł to dokonać?
— Tak się spodziewam, komendancie.
— Wiele żądasz strzałów?
— Trzech.
— Zgadzam się; ale uprzedzam cię iż jeżeli jej nie zrzucisz za trzecim strzałem, odsiedzisz trzy dni w areszcie.
— A jeżeli zrzucę!
— Dostaniesz dziesięć dukatów.
— Dobrze, zgadzam się.
Artylerzysta wycelował, przyłożył lont; kula przeszła między tarczą herbową i drzewcem, dziurawiąc płótno chorągwi.
— Dobrze, powiedział Nicolino, ale to jeszcze nie dosyć.
— Wiem o tem, odpowiedział artylerzysta, to też będę się starał zrobić lepiej. Działo zostało wycelowane z większą jeszcze niżeli pierwszy raz uwagą. Artylerzysta badał z której strony wiatr wieje; uznał małą zmianę w kierunku, jaką powiew mógł nadać kuli, podniósł się, znów się nachylił, zmienił cel o setną część linii i zbliżył lont: usłyszano huk i chorągiew przecięta u podstawy upadła.
Nicolino klasnął w ręce i dał artylerzyście przyrzeczone dziesięć dukatów, nie domyślając się wpływu jaki wywrzeć miało to zdarzenie.
W tej chwili czoło kolumny Salvaty przybywało do Immacolatella. Salvato jak zwykle, szedł pierwszy. Widział upadającą chorągiew i chociaż poznał iż to było skutkiem przypadku, zawołał:
— Zniżają chorągiew, warownia się poddaje. Naprzód przyjaciele! Naprzód!
I puścił się przyspieszonym biegiem.
Z swojej strony obrońcy warowni nie widząc chorągwi i sądząc że ją rozmyślnie zdjęto, wołali że ich zdradzono. Ztąd wynikło zamieszanie wśród którego obrona została chwilowo osłabioną. Salvato skorzystał z tego, aby przebyć ulicę del Piliere. Wysłał swoich saperów przeciwko bramie warowni petarda ją wysadziła. Wpadł do wnętrza Castel Nuovo, wołając:
— Za mną!
W dziesięć minut potem warownia była zdobytą, a jej armaty miotając ogniem na largo del Castella i pochyłość Olbrzyma, zmuszały lazzaronów schronić się w ulicach gdzie mury domów od kul ich zasłaniały.
Trójkolorowa chorągiew Francuzka natychmiast zastąpiła sztandar biały.
Placówka postawiona u szczytu castel Capuano, oznajmiła generałowi Championnet o wzięciu warowni.
Trzy zamki tworzące trójkąt miasto obejmujący, były już w ręku Francuzów.
Championnet, który właśnie połączył się z Dufressem na ulicy Foria, gdy otrzymał wiadomość o zdobyciu Castel Nuovo, posłał Villeneuv’a brzegiem morza, powinszować Salvacie i rozkazać, aby powierzywszy straż zamku jednemu z oficerów, sam natychmiast przybył do niego.
Villeneuve zastał młodego dowódzcę brygady opartego o strzelnicę z okiem w Mergelinę utkwionem. Ztamtąd mógł widzieć ten drogi dom Palmowy, który od dwóch miesięcy tylko w snach widywał. Wszystkie okna były zamknięte; jednakże za pomocą lunety zdawało mu się iż widzi otwarte drzwi od balkonu na ogród wychodzące. Rozkaz generała zastał go w tem zadumaniu.
Powierzył dowództwo Villeneuvowi, wsiadł na konia i pojechał galopem.
W chwili gdy Championnet i Dufresse połączeni gnali lazzaronów ku ulicy Toledo i gdy straszny ogień raził nietylko z largo delle Pigne, ale ze wszystkich okien, spostrzeżono dym nad wałem zamku San-Elmo; potem usłyszano huk kilku armat wielkiego kalibru i ujrzano wielkie zamieszanie między lazzaronami zrządzone.
Nicolino dotrzymywał słowa.
W tym samym czasie oddział dragonów przebiegł jak potok pędząc przez ulicę della Stalla, podczas gdy gęste strzały dały się słyszeć za muzeum Borbonico. Był to Kellerman łączący się z korpusami Dufressa i Championneta.
W jednej chwili largo delle Pigne zostało opióźnione i trzej generałowie mogli sobie podać rękę.
Lazzaroni cofali się przez ulicę Santa-Maria in Constantinopoli i la salita dei Studi. Ale chcąc przebyć largo San Spirito i Mercatello, byli zmuszeni przechodzić pod ogniem zamku San-Elmo, który, pomimo szybkości biegu zdążył przesłać w ich szeregi pięć lub sześć zwiastunów śmierci.
Podczas cofania się lazzaronów, przyprowadzono Championnetowi, jednego z ich dowódzców którego ujęto po rozpaczliwej obronie. Okryty krwią, w podartem odzieniu, z groźnym wyrazem twarzy, głosem szyderczym, był on prawdziwym typem neapolitańczyka doprowadzonego do najwyższego stopnia wzburzenia.
Championnet wzruszywszy ramionami, odwrócił się od niego.
— Dobrze, powiedział. Niech rozstrzelają tego zucha dla przykładu.
— Zdaje się, rzekł lazzaron, że Nanno się omyliła, miałem zostać pułkownikiem i być powieszonym; jestem tylko kapitanem i umrę rozstrzelany. To mnie uspokaja o moją siostrzyczkę.
Championnet usłyszał i zrozumiał te słowa. Już miał wybadać skazanego, ale gdy w tej chwili spostrzegł jeźdźca pędzącego w cwał, i kiedy w jeźdzcu tym poznał Salvatę, całą swoją uwagę zwrócił na tegoż. Pociągnięto lazzarona, oparto go o podwaliny muzeum burbońskiego i chciano mu zawiązać oczy.
Ale on oburzył się na to.
— Generał powiedział, żeby mię rozstrzelano, zawołał; ale nie kazał zawiązać mi oczów.
Na ten głos Salvato zadrżał, odwrócił się i poznał Michała; Michał poznał także młodego oficera.
— Na krew Chrystusa! — odezwał się do niego lazzaron, powiedzże im panie Salvato, że nie ma potrzeby przewiązać mi oczów, aby mnie rozstrzelać. I odpychając otaczających go, założył ręce i oparł się o mur.
— Michał! wykrzyknął Salvato. Generale, ten człowiek ocalił mnie od śmierci, błagam cię o jego życie.
I nie czekając odpowiedzi generała, będąc pewnym że prośba jego będzie wysłuchaną, Salvato zeskoczył z konia, usunął żołnierzy przysposabiających broń do rozstrzelania Michała, rzucił się w objęcia lazzarona, uściskał go i przycisnął do serca.
Championnet spostrzegł od razu jakie z tego zdarzenia może wyciągnąć korzyści. Wymierzać sprawiedliwość jest wielkim przykładem, ale przebaczać jest niekiedy wielkiem wyrachowaniem. Natychmiast dał znak Salvacie, który mu przyprowadził Michała. Wielkie koło otoczyło dwóch młodych ludzi i generała.
Koło to składali Francuzi zwycięzcy, jeńcy neapolitańscy i patrjoci, którzy przybiegli bądź aby powinszować Championnetowi, bądź aby się oddać pod jego opiekę.
Championnet przewyższający o całą głowę to koło, podniósł rękę na znak że chce mówić i nastąpiła cisza.
— Neapolitańczycy! powiedział po włosku, zamierzyłem, jak widzieliście, kazać rozstrzelać tego człowieka, wziętego z bronią w ręku i przeciwko nam walczącego; ale mój dawny adjutant, dowódzca brygady Salvato, prosi o ułaskawienie tego człowieka, mówiąc mi że on ocalił mu życie. Nietylko ułaskawię go ale pragnę wynagrodzić człowieka który ocalił życie oficerowi francuzkiemu. Potem odwracając się do Michała zdumionego tą przemową: — Jaki stopień zajmowałeś pomiędzy twoimi towarzyszami?
— Byłem kapitanem, Ekscelencjo, odpowiedział więzień. I z właściwą sobie swobodą, dodał: Ale zdaje się że na tem nie skończę. Wróżka przepowiedziała mi że będę mianowany pułkownikiem a następnie powieszonym.
— Nie chcę i nie mogę zająć się spełnieniem obydwóch przepowiedni, jednej tylko się podejmuję. Mianuję cię pułkownikiem rzeczypospolitej partenopejskiej. Zajmij się uorganizowaniem swego pułku. Na siebie biorę twój żołd i umundurowanie.
Michał podskoczył z radości.
— Niech żyje generał Championnet! zawołał, niech żyją Francuzi! Niech żyje rzeczpospolita partenopejska!
Jak to już powiedzieliśmy, pewna liczba patrjotów otaczała generała. Okrzyk Michała wywołał więc rozleglejsze echo aniżeli można się było spodziewać.
— A teraz, rzekł generał, mówiono wam, że Francuzi są bezbożnikami, nie wierzącymi ani w Boga ani w Madonnę, ani w świętych: oszukano was. Francuzi mają wielkie nabożeństwo do Boga, do Madonny, szczególniej zaś do św. Januarjusza. Dowodem tego jest że w tej chwili głównie zajmuje mnie myśl, aby uchronić i uczcić kościół i relikwie błogosławionego biskupa neapolitańskiego i chcę mu dać straż honorową, jeżeli Michał zobowiąże się jej przewodniczyć.
— Zobowiązuję się! wykrzyknął — Michał, podrzucając w górę swoją czerwoną wełnianą czapeczkę, zobowiązuję się! więcej nawet, ręczę za nią!
— Zwłaszcza, rzekł mu po cichu Championnet, jeżeli dowódzcą jej będzie twój przyjaciel Salvato.
— Ah! za niego i moją siostrzyczkę, oddałbym życie, generale.
— Czy słyszysz Salvato, powiedział Championnet do młodzieńca, polecenie jest nadzwyczajnie ważne: chodzi bowiem o zawerbowanie św. Januarjusza pomiędzy republikanów.
— I mnie polecasz, generale, przypięcie mu trójkolorowej kokardy? odpowiedział śmiejąc się młodzieniec. Nie sądziłem że posiadam tyle powołania do dyplomacji; ale mniejsza o to, zrobi się co będzie można.
— Pióra, atramentu i papieru, zawołał Championnet.
Wszyscy się rzucili i po chwili Championnet miał przed sobą dziesięć piór i tyleż arkuszy papieru do wyboru. Generał nie zsiadając z konia, napisał na łęku siodła do kardynała-arcybiskupa list następującej treści:

Do Kardynała-Arcybiskupa Neapolitańskiego.

„Eminencjo! Zawiesiłem na chwilę wściekłość moich żołnierzy i zemstę za popełnione zbrodnie. Skorzystaj z tego zawieszenia broni i otwórz wszystkie kościoły; wystaw Najświętszy Sakrament, zachęcaj do pokoju, porządku i posłuszeństwa prawom. Pod temi warunkami zapomnę przeszłości i nakażę uszanowanie dla religii, osób i własności. Oświadcz ludowi, że ktokolwiek byliby ci których zmuszony będę ukarać, powstrzymam rabunek i że spokojność i cisza odrodzą się w tem nieszczęśliwem, zdradzonem i oszukanem mieście. Ale zarazem oświadczam że za jeden wystrzał dany z okna, dom zostanie spalonym, a mieszkańcy jego rozstrzelani. Spełnij więc powinności twego powołania, a sądzę że twoja gorliwość będzie pożyteczną dla ogółu. Posyłam straż honorową dla kościoła św. Januarjusza.

Neapol, 4 pluviose, roku VII Rzeczypospolitej (23 stycznia 1799 r).
„Championnet“.

Michał wysłuchawszy, tak jak wszyscy, czytania tego listu, szukał w tłumie wzrokiem swego przyjaciela Pagliuccella; ale nie znalazłszy go, wybrał czterech lazzaronów, na których mógł liczyć jak na samego siebie i szedł przed Salvatą, za którym postępowała kompania grenadjerów.
Mały orszak udał się z Largo delle Pigne do gmachu arcybiskupiego, nie zbyt od tego placu oddalonego, przez la strada dell’Orticello, vico di San-Giacomo dei Ruffi i la strada del’Archevescovado, to jest przez kilka najjaśniejszych i najwięcej zaludnionych ulic w starym Neapolu. Francuzi nie zdobyli jeszcze tego punktu miasta, zkąd od Czasu do czasu dochodził odgłos strzału w rodzaju zachęty i gdzie przechodząc republikanie mogli wyczytać na twarzach trzy wrażenia tylko: przestrach, nienawiść i zdumienie.
Szczęściem Michał ocalony przez Salvatę, ułaskawiony przez Championneta, widząc się już harcującego na pięknym koniu, w mundurze pułkownika, połączywszy się z Francuzami szczerze i z całym zapałem swej prawej natury, postępował przed nimi krzycząc ile mu sił starczyło: „Niech żyją Francuzi! Niech żyje generał Championnet! Niech żyje święty Januarjusz!“ Potem gdy wyraz twarzy ludności wydawał mu się nadto złowrogim. Salvato kładł mu w rękę garść karlinów, on rzucał na około siebie, oznajmiając ziomkom swym jakie polecenie było powierzone Salvaeie, a to zwykle sprowadzało na twarze wyraz łagodniejszy i życzliwszy.
Oprócz tego Salvato pochodzący z prowincyj neapolitańskich, mówił językiem gminu neapolitańskiego, jak gdyby pochodził z Porto-Basso, odzywał się od czasu do czasu do swoich ziomków, co poparte garściami karlinów Michała, także swój wpływ wywierało.
W ten sposób przebyto drogę do gmachu arcybiskupiego; grenadjerzy ustawili się pod portykiem. Michał miał długą mowę, tłumacząc swoim rodakom ich obecność, dodał że dowodzący nimi oficer ocalił mu życie w chwili kiedy już miał być rozstrzelanym i prosił w imieniu przyjaźni jaką miano dla niego, t. j.  dla Michała, aby nie znieważano ani tegoż oficera ani jego żołnierzy, będących obrońcami św. Januarjusza.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.