Marja Stuart/Akt pierwszy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Marja Stuart
Podtytuł Akt pierwszy
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Piller i spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT PIERWSZY.

SCENA PIERWSZA.
Sala w pałacu Holy Rood.
MARJA STUART, RIZZIO, PAŹ.
PAŹ, wbiega prędko.

Smutne wieści przynoszę, posłuchaj królowo;
Oddawna cię znieważa płochy lud stolicy;
Dziś jeszcze byłem świadkiem, jak zniewagę nową
Wyrządził twym pałacom, królewskiéj kaplicy.
       5 Dziś królowo nad rankiem, za ogrodu murem,
Ujrzałem piękne maski, orszak Robinhoda,
Tłum tancerzy z dzwonkami, Tuck z czarnym kapturem.
Mały Janek i strzelce i Marjanna młoda,
Biała jak kość słoniowa, wesoła dziewczyna.
       10 Szedłem zdala za tłumem, wtém zgraja wesoła
Staje — ucichły dzwonki — tłoczy się dokoła.
Jakiś człowiek nieznany grozi, napomina,
A potém wszedł do domu na rogu ulicy.
Wszyscy się uciszyli... Znów ten człowiek blady,
       15 Stanął w oknie i z okna jak na kazalnicy,
Przeciwko tobie pani, lud budził do zdrady.

RIZZIO.

Poznałem z opisania, to był Knox królowo;
Dzień i noc wiecznie z okna przemawia do ludu,
Lud modli się i słucha, w każde wierzy słowo,
       20 I słuchając z ust Knoxa oczekuje cudu.

Ten człowiek chrześcijańskie podaje nauki,
Raz wskazał na ten pałac i rzekł głosem gromu,
Zburzcie! zburzcie to gniazdo, a odlecą kruki!
Jak Papież klątwy rzuca na świat z okien domu.
       25 A lud się jak świętemu kłania obrazowi.

PAŹ.

Królowo! śmielsi z ludzi, do zbrodni gotowi,
Wpadli do twéj kaplicy, z dzikiémi okrzyki:
Gniazdo papistów krzyczą; obdziérają ściany,
Niszczą obrazy, palą, unoszą świeczniki.
       30 Wtém patrzę, oto w szaty kościelne przybrany,
Na ołtarzu stał trefniś Darnleja — i śmiele
Jak xiądz zaczął kazanie w święconym kościele.
Lud wesoło bluźnierczym odpowiadał śpiewem,
A błazen skarby święte unosił bez braku.
       35 Dobyłem miecza, zdjęty rozpaczą i gniewem,
Rzucam się, spadły dzwonki na błazna kołpaku.
Może krew popłynęła? niewiém — lud się tłoczył,
Okolił mnie orężem — o ścianę oparty
Miałem ulec — wtém Botwel, z królewskiémi warty,
       40 Przybył — ocalił Pazia, kaplicę otoczył.

MARIA.

Rizzio! słyszałeś? Sama — sama więc na tronie,
Opuszczona od wszystkich, lud mnie nienawidzi;
Ów Knox śmiało urąga kobiécéj koronie,
Takżem to nisko spadła? przeklina mię — szydzi,
       45 Rozdziérają to serce. Wszak dziś jeszcze rano,
Dziś się za nich modliłam! czyliż moja wiara
Tak różna od ich wiary? O Szkocjo!...

RIZZIO.

Przestaną!
Przestaną cię obrażać — zasłużona kara
Spadnie na tych zbrodniarzy. Tak, pozwól królowo;
       50 Paziu pisz roskaz — niechaj schwytani na zbrodni,
Opłacą przewinienie więzieniem lub głową.

Paź bierze pióro i siada nad kartą pargaminu.

Pisz roskaz, przewinili, litości nie godni.
Wszystkich bym jednym stosu ogarnął płomieniem.

MARJA.

Cały lud byś wytępił? jaka zemsta dzika!
Lud mię zdradza.

PAŹ, pisząc.

       55 Królowo! czyliż z twém imieniem
Połączę imię twego małżonka Henryka?
I dam mu tytuł króla?

MARJA.

Tak, wszak zawsze razem
Pisałeś jego imię. Nie, czekaj — co czynię?
Może lud działał zgodnie z Henryka roskazem,
       60 Wszak jego trefniś luby sam przéwodził w gminie?
Nie pisz imienia króla — ja jestem królową!
Rizzio! co myślisz? — niewiém — może się obrazi?
Piérwszy czyn przeciw męża; opuszczone słowo
Struje szczęście domowe, dni pogodę skazi.
       65 Ja mu dawałam tytuł króla w dni szczęśliwe,
Nieraz koroną jego dotykałam czoła.

RIZZIO.

Królowo! ty masz lice i serce anioła!
I czemuż siejesz kwiaty na tak dziką niwę?
Widziałem słońce kiedy na obłoków tronie
       70 Tonące w Tybrze, patrzy na krzyż Rzymu złoty;
Ty jesteś jak to słońce, twój tron w falach tonie,
Lud cały już zatonął w obłędach ciemnoty;
Ty jedna, wzniosłém czołem, widzisz światło wiary.
Królowo! zbrodnia czeka zasłużonéj kary,
       75 A cnót przyćmionych kiedyś znajdą się obrońce,
Kto jak słońce zagasa, wstanie jako słońce.

MARJA.

Wiara każe przebaczyć.

RIZZIO.

Bóg ma kary w niebie,
Jesteś na tronie, karać od Boga masz prawo.
Obojętność twe imie okryje niesławą
       80 Obudź spiące uczucia, lud patrzy na ciebie

Jak na zgaszoną lampę, trzeba w lampy łonie
Zapalić jasny świecznik, niech błyska i płonie.

Do pazia który skończył pisać i wstaje.

Skończyłeś Paziu? dobrze, zawołaj rycerza
Który dziś straż odbywa.

Paź wychodzi.

Wyrok swój usłyszą.
       85 Niech straszny piorun zemsty na zdrajców uderza.
Jak pióra co na mojéj głowie się kołyszą,
Zadrzą przed tobą, do nóg twoich się uchylą.




SCENA DRUGA.
MARJA, RIZZIO, DUGLAS, PAŹ.
MARJA.

Witam ciebie Duglasie, niedawno, przed chwilą,
Widziałam tu Mortona w bramie pałacowéj.
Nieś mu ten roskaz, trzeba pieczęci kanclerza.

Duglas odbiéra pismo z rąk królowy, przegląda je i czeka.

Cóż to? wszak posłuszeństwo jest cnotą rycerza,
       5 Śmiałżebyś w niém ubliżyć kobiécie? królowéj?

DUGLAS.

Królowéj? o nie, Duglas nie zna zdrady cienia.
Lecz wybacz pani — oto na tym pargaminie,
Pewnie skutkiem pośpiechu, w tak nagłéj godzinie,
Braknie tytułu króla, Henryka imienia,
       10 Twego małżonka święta dla ludu osoba,
Imie, z twoim imieniem zawsze było w parze;
Wybacz śmiałości mojéj, może się podoba
Sprostować błąd?

RIZZIO.

Królowa nie błądzi gdy każe.

DUGLAS, ze wzgardą

Niech z samych ust królowy otrzymam odprawę,
Czekam jéj odpowiedzi.

MARJA.

Spełń rozkaz.

DUGLAS, zapalając się.

       15 Na Boga!
Wstrzymaj pani! o! wstrzymaj te rozkazy krwawe!
Królowo! chceszże aby krwią zalana droga
Wiodła do twego tronu? do tronu kobiéty?
I niezgody pochodnia na królewskim dworze,
       20 Niewiém kto ją zapalił? jakiś wróg ukryty,
Albo ją wiatr francuzki roznieca przez morze.
Słowa wyroku wzięte z Weneckiego śpiewu,
Z barkarolli harfiarza? lub z hymnów Papieża.
Więc aż w Szkocji je słychać — pragną krwi rozlewu!
       25 Ktoś umié radzić, może zastąpi kanclerza,
Może zostanie...

MARJA.

Dosyć! pamiętaj Duglasie!
Mnie twoje płoche słowa obrazić nie mogą,
Lecz pamiętaj, pobiegłeś nierycerską drogą,
Możesz stracić ostrogi, lub ozdobę w pasie...
       30 A gdy pieczęć upuści dłoń Mortona drząca,
Może ją weźmie ręka, co o stróny trąca.
Jestem królową...

DUGLAS.

Przebóg! ja stracę ostrogi?
Zetrze się z nich pozłota — żelazo zostanie,
Ani je podstępnémi zdobywałem drogi,
       35 Nie dała mi ich harfa — nie dało śpiéwanie,
Nie wziąłem — nie znalazłem ich u stopni tronu,
Gdziem je zyskał powiedzą pola Albijonu:
Winienem je potyczkom i niespanym wartom,
Szczycę się długim przodków szlachetnych poczetem:
       40 A wszyscy! — wszyscy! mieczem służyli Stuartom.

RIZZIO.

Pozwól — nieraz Stuartom służyli sztyletem...

DUGLAS.

O nędzny coś wymówił? co słyszałem? Boże!
Ha! więc znasz jak Duglasy mścili swéj zniewagi?
Mścili się na Stuartach, na królewskim dworze,
       45 Na kim że ja się zemszczę? — lalka — bez odwagi,

Oto trefione włosy i różane lice:
Przystąp tu małe dziecko — rzucam rękawicę!

Rzuca rękawicę.

Podnieś — jeśli ją podnieść, dźwignąć jesteś w stanie.

RIZZIO, podnosząc.

Podnoszę... Z mojéj strony oto masz wyzwanie.

Bierze kwiaty leżące na stoliku przed królową, i rzuca je pod nogi Duglasowi.

       50 Podnieś gdy lubisz kwiaty — ta broń nam przystoi
Tu, w obliczu królowy...

MARJA, do Rizzia.

Z mojego roskazu
Odrzuć tę rękawicę...

RIZZIO.

Rzucam, niémam zbroi,
I nadto ciężka — dłoń ma nie sprzyja żelazu...
Daj mi wachlarz królowo!...

DUGLAS, z wściekłością.

Jeszcze raz znieważył,
       55 Odrzucił rękawicę... Królowo! królowo!
Znajdę go, pod zasłoną znajdę go tronową,
Już nie zaśnie pod dachem gdzie pożar rozżarzył.
Przysięgam, ścigać będę... Nie zechce się bronić?
Zostanę podłym zbójcą — pójdę za nim w ślady;
       60 Ścigając wiecznie, kiedyś zdołam go dogonić.
Znajdzie mnie tu, w pałacu, gdzie śmiał szerzyć zdrady,
Znajdzie mnie u podwoi — w ogrodach — w kościele,
Znajdzie na dworze Francyi — przed tronem Papieża,
Choćby mu się słał u nóg jak się teraz ściele
       65 Wyrwę go — tu przysięgam! przysięgą rycerza...

Zimno, ze wzgardą.

Kiedyś królowo — kiedy dworem okolona,
Rzucisz na chwilę tronu ciężar i zgryzoty;
Gdy się będziesz uśmiéchać — stanę pośród grona,
A naśladując dworzan uśmiéch i zaloty,
Podam ci ten kwiat — we krwi!...

MARJA.

       70 Rizzio! chodź z téj sali.
Widzisz Duglasie! jestem ze Stuartów rodu,
Umiém pogardzać.

Odchodzi. Rizzio idzie za nią, ale potém wraca.
RIZZIO.

Jutro — w chłodnikach ogrodu
Czekam ciebie Duglasie, i na ostrzu stali
Znajdziesz śmierć, albo zemstę.

Odchodzi spiesznie za królową.



SCENA TRZECIA.
DUGLAS, sam.

Jutro — dzięki tobie!
Zdjąłeś mi przecie z czoła, czarny srom zniewagi,
Mam czekać jutra — jutro zaśniesz w cichym grobie...
Któżby się po nim tyle spodziéwał odwagi?
       5 Tak się lękliwy zdawał? — nawet drzącą dłonią
Rzucał pod nogi kwiaty — gardził? — być nie może
Żeby Duglasem wzgardził! On wié — śmiercią grożę...

Zamyślony, spokojniéj.

Lecz czy ten podły harfiarz umié robić bronią?...
Czuję, nie mógłbym w piersi odkryte uderzyć...
       10 Dam włochowi miecz dłuższy; doświadczonéj mocy,
Krótszemu mogę zemstę honoru powierzyć,
Oby już noc nadeszła — chciałbym zasnąć w nocy,
Uśpionemu czas prędko przeleci jak chwila,
Kiedy się zbudzę — będzie już jutro na niebie.




SCENA CZWARTA.
DUGLAS, MORTON, wchodzi.
DUGLAS.

Witam wielki kanclerzu, — właśnie szukam ciebie;
Obacz jako małżeńska miłość się przesila,
Gdy się piękny głos harfy rozchodzi na dworze.

Daje roskaz królowy.

Przyłóż pieczęć.

MORTON, przeglądając pismo.

Gdzież Henryk? — o nim ani słowa?
       5 Ja mam przyłożyć pieczęć — jeśli nie przyłożę
Królowa powié na to...

DUGLAS.

Mówiła królowa:
Jeśli pieczęć upuści dłoń Mortona drząca,
Może ją weźmie ręka co o stróny trąca.

MORTON.

Tak mówiła? słyszałeś?...

DUGLAS.

Słyszałem.

MORTON.

Mówiła!?...

DUGLAS.

       10 Cha! cha! straszna się przepaść przed tobą odkryła
Trzeba pieczęć przyłożyć...

MORTON.

Lecz gdy król się dowié
Co powié na to?

DUGLAS.

Łatwo zgadnąć co król powié:
Jeśli pieczęć upuści dłoń Mortona drząca,
Weźmie ją ręka dotąd dzwonkami brzęcząca.

Śmiejąc się odchodzi.
MORTON.

       15 Czekaj! czekaj Duglasie — bojaźń mię przenika,
Pójść do królowy?... Nie, nie, pójdę do Henryka.

Odchodzi.



SCENA PIĄTA.
Scena w pokojach Henryka Darnleja.
HENRYK DARNLEJ, NICK.
NICK.

Nagródź mi królu...

HENRYK.

Za co?...

NICK.

Jak rycerz bez zbroi
Wracam z placu potyczki bez dzwonków.

HENRYK, śmiejąc się.

O! szkoda!...

NICK, smutno.

Jeśli je znajdzie Morton, pewno je przyswoi,
Chléb mi odbierze. Jakaż za trudy nagroda?
       5 Co o tobie wiedziałem, wszystko w dzwonki kryłem,
Jak w ziemię tajemnicę chowałem Midasa:
Nicku — śmiać się niebędziesz — wesołość zabiłem!

Po chwili myślenia.

Zdéjm biret z głowy Knoxa, hełm z głowy Duglasa;
Niech między nami żadnéj nie będzie różnicy...
Takiéj żądam nagrody...

HENRYK.

Cha! co ci się roi?...
       10 Knox niech w birecie wiecznie prawi z kazalnicy,

Duglas niechaj ojczyzny wrogów ściga w zbroi;
A tobie sprawię dzwonki, sprawię ubiór nowy.

NICK.

Prócz ubioru cóś jeszcze biédny Nick dostanie?

HENRYK.

Żądaj więc...

NICK, myśląc.

Królu, daj mi — daj —

Wesoło.

       15 Portret królowy.

HENRYK.

Dam ci swój...

NICK.

Twego nie chcę — daj mi szyling panie,
Na nim jest wizerunek królowy w koronie;
A ciebie na szylingu niéma...

HENRYK.

O! straszliwie!
Słowo błazna jak sztylet w moich piersiach tonie,
       20 Jestem królem — nie jestem królem, — sam się dziwię
Że tak długo cierpiałem honoru zakałę...
Dosyć już poniżenia! — jam na wszystko gotów,
Gdzie się obrócę — dziecko wytyka mnie małe:
Oto jest mąż królowy! — Czemuż nie król Szkotów?
       25 Mąż królowy — to wielka dla Darnleja sława?...

Zamyśla się.
NICK, niby do siebie mówiąc głośno.

Niedał szylinga — pójdę — nie wytrzymam dłużéj,
Pójdę służbę obiérać, zła ze skąpym sprawa.
Ja służę Henrykowi — Rizzio Marji służy
I któż z nas lepiéj wyszedł?.. Gdym przybył do dworu
       30 Z zamkniętą torbą śmiéchu, niewsławiony niczém,
Zaraz mi dano szatę różnego koloru,
I kij na którym głowa z podwójnym obliczem,
I czapeczkę z dzwonkami — i pas — a przy pasie
Były dwa worki próżne, i dziś jeszcze próżne,

       35 I dziś ta sama szata. W jednym ze mną czasie
Przybył włoch — wiatrem szyte miał sakwy podróżne,
Opatrzony podwójną twarzą — i okryty
Łataną szatą — w workach żadnego cekina;
Dziś patrz! Włoch już drogiémi błyszczy axamity,
       40 Pióra nosi na głowie, ostrogi przypina,
Z pełnych worków twarz Marji wygląda przyjazna,
Ona go swoim płaszczem królewskim otula:
I gdyby miał takiego jak ja jestem błazna,
Może by był podobny do takiego króla
Jakim jest

Pokazuje ze złośliwym uśmiéchem na Henryka.

       45 Zasnął w myślach — zaraz go obudzę...
Królu słyszysz głos harfy?

HENRYK.

Gdzie?

NICK.

W tronowéj sali...

HENRYK, z mocną boleścią.

Szatanem jesteś Nicku, ja się dręczę — trudzę —
Tak, dźwięk harfy. Niech zamek w gruzy się zawali,
Niech zagrzebie tron, harfę... Gdzież znajdę zacisze?
       50 Coraz bliżéj strasznémi nabawia mnie snami!
Budzę się zmordowany i znowu ją słyszę
Jak jéj nie słyszéć?

NICK.

Królu wdziéj czapkę z dzwonkami,
Ich dźwięk harfę zagłuszy.

HENRYK.

Sztylet stróny przetnie.




SCENA SZÓSTA.
HENRYK, NICK, MORTON.
MORTON.

Królu! racz słuchać królu? z ważną wieścią dążę,
Z wieścią... Jestem życzliwy — i myślę szlachetnie.

HENRYK.

Któż o tém wątpi?

MORTON.

Racz więc posłuchać mię xiąże!

HENRYK, z oburzeniem.

Xiąże?

MORTON.

Królu racz słuchać!... Nie znajdę wyrazów...
       5 Oto jest pismo — pieczęć przyłożyć kazano.

HENRYK, przegląda pismo.

Cóż to? gdzież moje imie? Z jakich to roskazów?
Nie! to pomyłka...

MORTON, z uśmiechem.

Tak jest, króla nie wpisano,
Przez pomyłkę zapewne?

HENRYK.

Wątpisz o tém starcze?
Wnet pójdę do królowy, a wszystko przemieni!
       10 Pójdę, i wymówkami niewierną obarczę...
Nie, prosić będę... Długo żyjąc oddaleni,

Nie czujemy tak zgodnie jak dawniéjśmy czuli;
To prawie moja wina — jakaś zazdrość płocha
Rozdzieliła nas — zdradę podstępni uknuli,
       15 Lecz królowa kochała i teraz mnie kocha.
Gdzie jest Marja.

MORTON.

U siebie — Rizzio u niéj bawi,
O zmienienie roskazu zapewna się wstawi.

HENRYK, gwałtownie.

Ten Rizzio! Rizzio! wkrótce sięgnie pod koronę.
Któż mnie uwolni?

MORTON.

Panie! zdołam to uczynić.
       20 Poświęcę się... Trzeba go o zbrodnią obwinić.
Panie przyjm zaskarżenie, ja przyjmę obronę,
Zginie.

HENRYK.

O nędzny starcze! tyś dobry do rady!
Chciałbyś w oczach królowy być wolnym od zdrady,
Jak śniég biało wyglądać, ze krwi obmyć dłonie.
       25 Ja mam stawać przed sądem? w purpurze, w koronie,
Ja Henryk? przeciw Rizzia mówić w podłéj sprawie?
Ten włoch nikczemny może w sądzie uwolniony
Znów mi będzie urągał? Nie — ręce zakrwawię,
Bo zgon jego obfite przyniesie mi plony;
       30 Powróci pokój w domu... Tak — ja się namyślę...
Poco myśléć? — myślałem — wszystko mam w umyśle
Tak widne jak na niebie, tak czarne jak w piekle.
Myślałem długo — zimno — dziś wypełnię wściekle!
Dziś wypełnię! nad wieczór już go grób pochłonie,
       35 Grabarze na cmentarzach już dlań kopią doły.

NICK, widząc że Morton nie może wesołości utaić.

Cóż to? ty moje dzwonki znalazłeś Mortonie,
Bo dziś byłeś dowcipny, a jesteś wesoły,
Oddaj mi dzwonki moje — bądź znowu kanclerzem.




SCENA SIÓDMA.
HENRYK, NICK, MORTON, LINDSAJ.
LINDSAJ.

Królu! dostałem dzisiaj sokoła, król ptaków!
Norwegski, cały srebrném osłoniony pierzem,
Gdy się podniesie, tonie wśród powietrznych szlaków.

HENRYK.

Co mówisz? Czy od mego sokoła piękniejszy?

LINDSAJ.

       5 Cha! cha! bez porównania, lekszy, trochę mniéjszy,
Cacko dla kobiét, niegdyś Lady Hamiltonu
Nosiła go na dłoni nad Klydu rozłogi;
Pięknie mi się popisał, nie wrócił bez plonu,
Jak rycerz w krwi przepiórek pozłocił ostrogi.
Jedźmy dzisiaj na łowy.

MORTON.

       10 Dziś król ma zajęcie.

HENRYK.

Tak, prawda przyjacielu, dziś mam inne łowy,
Raz na jaw wyszłe trzeba kończyć przedsięwzięcie,
Słuchaj Lindsaju! spadła mi korona z głowy,
Jestem igraszką kobiét, celem pośmiewiska,
       15 Odmówiono mi władzy, nawet i nazwiska.
Czczego nazwiska króla! czy wierzysz Lindsaju?

LINDSAJ.

Powinieneś się zemścić srogo — to tak właśnie
Jakby mi kto powiedział, że nie jestem w kraju
Piérwszym w sztuce łowieckiéj.

HENRYK.

       20 Nim słońce zagaśnie,
Lindsaju dziś pomożesz zastawić mi sieci.
Wiész kto mię zdradza? Rizzio, ów podły przychodzień!
Dzisiejszy xiężyc jego mogiłę oświeci.
Przyszedł tu jako tułacz, zginie jako zbrodzień.
Pomożesz mi?

LINDSAJ.

Najchętniéj w twe zamiary wchodzę,
       25 Czy wiész? w swoich mi lasach polować zabronił,
Zemszczę się.

HENRYK.

Ja cię za to sowicie nagrodzę,
Będziesz w jego źwierzyńcu płoche sarny gonił.




SCENA ÓSMA.
HENRYK, NICK, MORTON, LINDSAJ, DUGLAS.
LINDSAJ, do wchodzącego Duglasa.

Jakże się zdołał Rizzio od śmierci wyprosić?
Odgłos o waszéj zwadzie rozszedł się daleki,
Słyszałem...

DUGLAS.

Dobrześ słyszał, lecz gdy chcesz rozgłosić,
Pamiętaj że dzwon może zamilknąć na wieki,
Kiedy mu serce wydrą.

LINDSAJ.

       5 Słuchaj! złącz się z nami!
Dzisiaj jeszcze sztylety, dzisiaj zemsta świeża,
Pozbawi ciebie wroga co twój honor plami.

DUGLAS.

Któż cudzéj dłoni zemstę honoru powierza?
Ostrzegam was, ja pragnę, Rizzio niechaj żyje,
       10 Jutro go oddam waszéj zemście — dziś nie zginie;
Dziś własną piersią sztylet od włocha odbiję,
Ze mną walczyć będziecie, krew wasza popłynie.
Spodziéwam się że boju nie zechcesz Mortonie?
Lindsaju! jam nie jeleń co w borach popasa.
       15 Henryku! pomniéć zechcesz, że w twojéj koronie
Słabszy daleko kruszec, niż w mieczu Duglasa.
Na jutro złóżcie zemstę — kto pójdzie inaczéj
Jest wrogiem moim.

Odchodzi.



SCENA DZIEWIĄTA.
HENRYK, NICK, MORTON, LINDSAJ.
LINDSAJ.

Cóż to? oszalał z rospaczy?

MORTON.

Królu czyliż cię groźba Duglasa zachwieje?

HENRYK.

Nie — lecz na jutro wszystko odłożyć wypada.
Cieszę się nawet z tego, zamiar nasz dojrzeje,
       5 Kwiat przed czasem rozwity, przed czasem opada.
Rycerze, niechaj żadna nie płoszy was trwoga,
Trzymamy w ręku życie nieszczęsnéj ofiary.
A ty mały trefnisiu spiesz do Astrologa,
Niech powié jaki skutek odniosą zamiary.


KONIEC AKTU PIERWSZEGO.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.