Marta (de Montépin, 1898)/XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Marta |
Wydawca | A. Pajewski |
Data wyd. | 1898 |
Druk | F. Kasprzykiewicz |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La Petite Marthe |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Odnalazłeś pan ślady Germany Sollier i jej córki! — zawołał bratobójca.
— Tak, panie — odpowiedział Nestor Wiewiórka.
— Gdzież to?
— Tutaj, w Saint-Ouen... Szczególnym zbiegiem okoliczności obie osoby, których poszukiwanie zalecił mi pański przyjaciel, mieszkały tuż przy panu... Z poszukiwań zarządzonych okazuje się, że Germana Sollier umarła 26 grudnia 1895 roku i że jej córka Marta wziętą została przez swą babkę, odźwierną w pańskiej fabryce.
— Jesteś pan tego pewny?
— Raport mego wyniku jest dokładny, a dołączony jest do niego akt zejścia Germany Sollier, wyjęty w merostwie Saint-Ouen.
— I odkąd jesteś pan w posiadaniu tych wiadomości?
— Od 31-go grudnia.
— Dlaczego więc dopiero dzisiaj przychodzisz pan do mnie z temi wiadomościami?
— Zamierzałem przyjść z niemi do pana dnia 2-go stycznia... nie mogłem przewidzieć, że 1-go stycznia zrana, wychodząc od siebie, rażony zostanę apopleksyą, której tak smutne skutki odczuwam na sobie... Dodaję panu, że jestem zupełnie zrujnowany... Przez trzy miesiące mej choroby straciłem zupełnie klientelę... Nie mogąc już pracować i będąc bez środków, musiałem zamknąć biuro... wtedy odnalazłem w moich papierach raport, dotyczący Germany Sollier, przypomniałem sobie o rozkazach, wydanych przez pana Gabryela Savanne i przyszedłem pana uprzedzić.
— Trochę późno!
— To prawda, ale przyzna pan, że to opóźnienie jest nieszczęśliwe... Przytem, bądź cobądź dotarłem do rezultatu, tak żywo upragnionego przez kapitana, co uczyni go bardzo uszczęśliwionym.
— Uszczęśliwionym! — powtórzył Robert — byłby — nim zapewne, gdyby jeszcze żył...
Były inspektor policyjny podskoczył.
— Co mówi? pan — wyjąkał.
— Powiadam, że kapitan Savanne umarł przed kilku tygodniami.
— Umarł!.. — powtórzył Nestor Wiewiórka ze ździwieniem.
— Jak również pan Ryszard Verniere.
— Pan Ryszard Verniere również?
— Blizko trzy miesiące temu.
— Więc któż pan jest?
— Ja jestem jego brat, Robert Verniere... Musiałeś pan rzeczywiście długo pozostawać bez przytomności, skoro nie wiesz nic o katastrofie, jaka nas pogrążyła w bolesnym smutku... Ryszard Verniere umarł, zamordowany wieczorem 1-go stycznia, unosząc do grobu tajemnicę, którą mu pan powierzyłeś. Marta Sollier znajduje się rzeczywiście przy babce, która już nie jest odźwierną w fabryce, gdyż oślepła skutkiem rany, otrzymanej w obronie mego brata.. Widzisz więc pan, jak pańskie wiadomości przychodzą zapóźno...
Nestor Wiewiórka wydawał się zgnębionym.
— Więc wynagrodzenie, które mi się należało — wyjąkał — na które liczyłem... po które przyszedłem...
— Nie mam obowiązku wypłacić panu, gdyż nie wiem, jaki pan miał układ z panem Gabryelem Savanne.
— Ależ ja jestem biedny, bardzo biedny...
Robert mu przerwał:
— Ileż, podług pana, miałbyś pan otrzymać za przyniesienie wiadomości osobom interesowanym?..
— Dziesięć tysięcy franków.
— Czyś pan co dostał już na rachunek?
— Pięć tysięcy franków, tytułem prowizyi.
— I nie uważasz pan tego za dostateczne?..
— Ależ, panie, co było umówione...
— Mnie nie obchodzi — przerwał znów bratobójca. — Ja o niczem nie wiem. Nawet nie znałem osobiście kapitana Savanne, a zatem nie mogę nic uczynić. Jednakże przez wzgląd na stan pańskiego zdrowia, ze współczucia, wynagrodzę panu za podróż, jaką tu odbyłeś...
I, wyjąwszy z pugilaresu, dwa banknoty po sto franków podał je Nesterowi Wiewiórce.
Ten zrozumiał, że nie może się sprzeciwiać. Wziął dwieście franków, mruknął jakieś podziękowanie, ukłonił się i odszedł, wielce zasmucony.
Robert okazywał zimną krew podczas całej rozmowy z Wiewiórką, gdy jednak ten wyszedł, uczuł się znów pomieszanym.
— Tu jest klucz zagadki, postawionej przez Weroronikę u sędziego śledczego! — wyszeptał. — Trzysta dziesięć tysięcy franków, znalezionych w kasie Ryszarda, Depozyt Gabryela Savanne, przeznaczony był dla Marty Sollier, córki naturalnej kapitana... Ryszard je przyjął, ażeby dać później dziecku, które już było u swej babki... Gabryel rzeczywiście odwiedził brata mego wieczorem 30-go grudnia... To o tej wizycie Weronika mówiła Danielowi Savanne... Rady, o które go prosiła, miały niezawodnie na celu otrzymanie objaśnienia, co uczynić, ażeby otrzymać majątek, przeznaczony dla małej... Zapewne ma ona w swem ręku pokwitowanie, podpisane przez Ryszarda. To znów jeszcze jedna groźba!.. Ta kobieta musi zniknąć, jak jej wnuczka, i ona zniknie... Ja tego chcę!..
Widział przed oczyma czerwono!..
Zdawało mu się, że grunt traci pod nogami...
Chwilowo nie był zdolny rozumować...
Jedyne ocalenie widział tylko w śmierci Weroniki Sollier...
∗
∗ ∗ |
Daniel Savanne, opuściwszy Saint-Ouen w przeddzień wieczorem powrócił niezwłocznie do siebie, na bulwar Malesherbes.
List, który nań oczekiwał, nadesłany był z ministeryum marynarki.
Daniel, widząc kopertę urzędową, rzekł do siebie, że ten list powinien mieć związek ze zgonem Gabryela.
Otrzymano z Hanoi pakiet, poprzednio należący do kapitana okrętu i który przed śmiercią kazał przesłać swemu bratu.
Daniel wezwany został do ministeryum dla otrzymania tych papierów.
Od czasu wysłania depeszy, donoszącej w sposób la koniczny o zgonie, brakowało dalszych wiadomości. Wreszcie nadeszła wiadomość, w jakich warunkach nastąpiła śmierć kapitana Savanne.
Daniel nazajutrz zrana zakomunikował swemu synowcowi list, który otrzymał.
Henryk, obowiązany udać się do kliniki szpitalnej, dokąd go powoływały obowiązki, nie mógł towarzyszyć stryjowi do ministeryum, po skończonej jednak służbie, powrócić miał natychmiast na bulwar Malesherbes.
Tak samo, a może bardziej jeszcze niż Daniel, pragnął śpiesznie dowiedzieć się, co zawierają papiery, pochodzące od ojca.
O godzinie dziesiątej i pół, sędzia udał się na ulicę Królewską, gdzie natychmiast się zobaczył z oficerem, któremu powierzono wręczenie papierów kapitana.
Był to pakiet, opieczętowany pięcioma pieczęciami i zaadresowany do Daniela.
— Teraz, panie — zapytał, po pokwitowaniu — czy mogę poznać przyczyny katastrofy, która nas tak okrutnie ugodziła?
— Otrzymaliśmy raport szczegółowy — odpowiedział oficer. — Czy chcesz pan, abym mu go powtórzył?
— Proszę.
— Jest to poprostu protokół lekarza okrętu, dowodzonego przez pańskiego brata, a poświadczony przez zastępcę kapitana... Do protokółu dołączony został akt zejścia, który panu oddam.
Opuszczając Tulon w miesiącu styczniu, kapitan Savanne, obarczony sekretnem posłannictwem, otrzymał z prefektury marynarki pakiet zapieczętowany, z którym miał się zapoznać dopiero w tydzień po odjeździe. Kiedy otworzył ten pakiet, cierpiał już chorobę, na którą umarł po kilku tygodniach.
— Cóż to była za choroba, bo kiedym widział się z moim bratem po raz ostatni, nic nie zapowiadało w nim tak bliskiej katastrofy — zapytał Daniel.
— Była to z początku gorączka, a następnie tyfus... Kapitan Savanne zmuszony był zdać dowództwo okrętu na swego pomocnika. Położył się do łóżka... Przez chwilę spodziewano się, że będzie można pokonać chorobę.. (protokół doktora to zaznacza), wkrótce jednak stracono wszelką nadzieję, i kapitan umarł, powierzywszy swemu pomocnikowi papiery, przeznaczone pod pańskim adresem.
— A ciało mego brata? — wyszeptał urzędnik bardzo zmartwiony.
— Otrzymał pogrzeb marynarzy... w morzu.
Daniel zwiesił głowę, a z oczu jego popłynęły łzy, których nie starał się wcale ukryć.
Oficer wziął z biurka arkusz papieru stemplowego, pokryty pismem... Przyłożył pieczątkę ministerym marynarki i podał go sędziemu śledczemu.
— Oto — rzekł kopia zaświadczona aktu zejścia kapitana Gabryela Savanne.
Daniel wziął ją i powrócił na bulwar Malesherbes.
Tu, po przyjściu ze szpitala, czekał nań Henryk.
Przed otwarciem przyniesionego pakietu zapieczętowanego, pan Savanne opowiedział synowcowi, w jaki sposób umarł jego ojciec, a zmartwienie młodzieńca jeszcze się wzmogło, gdy się dowiedział, że nie będzie miał nawet pociechy modlenia się i płakania na jego grobie.
Otchłanie Oceanu przyjęły zwłoki marynarza.
Zarówno Daniel jak Henryk z niecierpliwością patrzyli na zapieczętowaną kopertę, która zawierała ostatnie zwierzenia kapitana, a jednak nie śmieli jej otworzyć.
Zdawało im się, że ztamtąd wydostanie się nowe zmartwienie.
Wreszcie Henryk wyszeptał:
— Czy pragniesz, stryju, zostać sam, ażeby zapoznać się z papierami, które są do ciebie zaadresowane?
Daniel odpowiedział:
— Nie, moje drogie dziecko, wcale tego nie pragnę, gdyż te papiery, jako pochodzące od twego ojca, obchodzą ciebie tak samo, jak mnie.
Poczem kolejno rozerwał pięć pieczęci na kopercie.
Przede wszystkiem zobaczyli dwa listy w kopertach, zapieczętowanych pieczątką kapitana.
Jeden z nich nosił napis:
Drugi te trzy wyrazy:
Sędzia śledczy podał ten list synowcowi, mówiąc:
— Dla ciebie.
Pismo na tych adresach było drżące, niepewne. Widocznie zbliżająca się śmierć czyniła rękę kapitana słabą i trzęsącą się, w chwili, gdy to kreśliła.
— Czytaj dodał urzędnik, widząc, że młodzieniec utkwił oczy, łez pełne, w list, który otrzymał.
I złamał pieczątkę na kopercie, noszącej jego nazwisko.
List, zaadresowany przez Gabryela do brata, był krótki.
Oto co zawierał:
Dotknięty jestem nieubłaganą chorobą.
„Cokolwiekbądź mówi doktór, starający się mnie uspokoić, wiem, że jestem stracony, czuję, iż życie ze mnie ulata.
„Nie zobaczę już ani ciebie, ani syna, ani Francyi.
„Przeczucia nie omyliły mnie, umrę z najgłębszym żalem, że nie umieram jak żołnierz od kuli nieprzyjacielskiej, wśród bitwy!
„Tyś wychował mego syna, jak gdyby był twoim, drogi Danielu, a kochasz go, jak ja go kochałem. Ta pewność sprawia mi ostatnią radość i dzielę między was obu ostatnią myśl...
„Przebacz mi, mój bracie ukochany, ty, coś nigdy nic nie ukrywał przedemną, przebacz mi, że unoszę do grobu tajemnicę, której nie śmiałem i której nie śmiem jeszcze powierzyć. Tak mi ciężko w oczach twoich obniżać siebie... stracić twój szacunek, który mi był tak drogim...
„Jeżeli później dowiesz się o tej tajemnicy nieznanej, wszak nie będziesz bez litości... Okażesz mi swą pobłażliwość, rozgrzeszysz mnie, jak mnie rozgrzeszyli inni... to ostatnia prośba, którą ci zasyła umierający brat...
„W papierach, dołączonych do listu, znajdziesz mój krzyż legji honorowej. Zachowaj go dla mego syna. Oddasz mu go w dzień, gdy w nagrodę, zasłużoną za swe prace, otrzyma prawo noszenia jej.
„Pozostawiam Henrykowi piękny majątek, przeszło milion, złożony u mego notaryusza, zarazem i przyjaciela, którego znasz.
„Wiem, że Henryk kocha Alinę Verniere i mam nadzieję że i ona kocha go również. Błogosławię ich miłość. Szczęśliwy będę, jeżeli z po za grobu będę ich widział połączonych.
„W papierach, które ci przesyłam, znajdziesz list, do mego najlepszego przyjaciela, Ryszarda Verniere, który, czego jestem pewny, pragnie tego związku.
„Ucałuj za mnie mego syna, ucałuj Alinę, ucałuj Matyldę, — ja was całuję wszystkich.
„To mój ostatni pocałunek.
„Morze pochłonie moje ciało. Pamiętaj o mnie...
„Žegnam cię raz jeszcze, mój bracie... Żegnam!