<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Marta
Wydawca A. Pajewski
Data wyd. 1898
Druk F. Kasprzykiewicz
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Petite Marthe
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXIII.

Daniel nie mógł powstrzymać głośnego płaczu, twarz mu zalały łzy. ojca.
Henryk tymczasem czytał list, przysłany mu przez Na obliczu jego malowało się przerażenie.
Daniel spostrzegł, jak zbladł.
— Co ci jest, moje dziecko? — zapytał go. — Czy cię list ojca tak przeraził?.
— Tak... — wyjąkał młodzieniec.
— Czyż list zawiera coś nieprzewidzianego, strasznego!
Henryk podał list stryjowi.
— Czytaj, stryju. — rzekł.
Daniel czytał:
„Ukochane dziecko moje, już cię nie zobaczę nigdy... Jak memu bratu, posyłam ci ostatnią myśl moją, ostatnie pożegnanie.
„Sam pozostaniesz przy stryju, który więcej i lepiej był ci odemnie ojcem i który uczynił z ciebie uczciwego człowieka, prawego i pożytecznego...
„Ta pewność, że jesteście obok siebie, połączeni ciepłem i niewzruszalnem przywiązaniem, jest dla mnie wielką pociechą w tej posępnej godzinie, gdy potrzebuję tak bardzo być pocieszonym, bo ciężar bardzo wielki przygniata mą duszę, tembardziej, że zabieram z sobą tajemnicę błędu, do którego nie śmiem przyznać się ani przed bratem moim, ani przed tobą.
„Obawiam się, że znalazłbym w tobie niemiłosiernego sędziego, a jednak nieraz chciałem, żebyś mnie osądził!.. Ale nie śmiałem.
„Jest człowiek, który zna moją tajemnicę... To Ryszard Verniere, mój najlepszy przyjaciel... Ojciec Aliny, którą kocham!
„Piszę jednocześnie do niego.
„Pozostawiam mu swobodę, ażeby przed tobą odkrył błąd nieprzebaczalny, którego wyrzut mnie gnębi...
„Zapytaj go, jeżeli pragniesz...
„Jeżeli ci odpowie, nie potępiaj mnie... przebacz mi... Dłużej nie mogę pisać... Nie widzę już nic... Pióro usuwa się z palcy... Całuję cię i kocham...

„Twój ojciec.“

— Ale do jakiegoż to błędu nie śmiał się przed nami przyznać mój ojciec? — zawołał młodzieniec. — Błąd, który zatruwał ostatnie chwile jego życia, bolesna tajemnica, wiadoma tylko panu Ryszardowi Verniere?.. A pan Verniere nie żyje i nie dowiemy się o nim nigdy...
Daniel Savanne, ukrywszy twarz w dłoniach, zamyślił się.
Henryk podchwycił:
— Mój stryju, co ci ojciec napisał w tym przedmiocie?
— Zobacz, moje dziecko... — odpowiedział Daniel. I podał mu list brata, który Henryk przeczytał szybko.
— Żadnego szczegółu... — rzekł następnie z przygnębieniem —— żadnego! Ale gdzie jest list, o którym pisze... list do pana Verniere?..
— Zapewne w tych papierach...
Sędzia śledczy znalazł najprzód przed sobą kopertę niezapieczętowaną.
Zawierała w sobie krzyż legii honorowej nieboszczyka.
— To do ciebie należy — rzekł Daniel — zachowam krzyż, stosownie do woli twego ojca, ażeby ci go oddać w dniu, kiedy będziesz miał prawo go nosić.
Henryk wziął krzyż i ze czcią przycisnął do ust.
Pan Savanne szukał w papierach.
Oto list z tym napisem: rzekł po chwili, wskazując kopertę

Do oddania po mej śmierci i za pośrednictwem mego brata memu przyjacielowi Ryszardowi Verniere.

Koperta zamknięta była pieczęcią lakową.
— Zobacz, stryju, co zawiera ten list — wyrzekł młodzieniec, którego nurtowała gorączka powzięcia wiadomości.
Daniel wskazał na pieczęć.
— List jest zapieczętowany — odparł.
— Cóż to szkodzi?
— List zaadresowany jest do Ryszarda Verniere.
— On nie żyje...
— Nie mamy prawa otworzyć tej koperty...
— Masz prawo, stryju, ponieważ nie możesz listu doręczyć adresatowi... Ojciec pisze do mnie, że pozostawia swemu przyjacielowi wolność odpowiedzieć mi, jeżeli go zapytam... Tak więc jest to upoważnienie do zbadania listu, skoro Ryszard Verniere już nie żyje, list mi odpowie...
— Sumienie zabrania mi uczynić, czego żądasz — zawołał urzędnik.
— A cóż ci, stryju, nakazuje?
— Spalić tę kopertę, bez otworzenia jej...
— I nie dowiemy się niczego, i obadwaj mimowoli wyrzucać będziemy zmarłemu ojcu, że nie miał za życia zaufania do nas. Jest tam tajemnica, która przejmuje dusze nasze niepokojem... Czyż nie lepiej poznać błąd mego ojca, ażeby mu go przebaczyć... Nie pojmuję, stryju, twego wahania...
— Ja nie tylko się waham, ale wprost odmawiam... Obowiązkiem moim jest spalić ten list.
Daniel zbliżył się do kominka, na którym paliło się zlekka drzewo, lecz Henryk, podskoczywszy, zastąpił mu drogę.
— Nie, mój stryju — rzekł — nie spalisz tego listu! Jeżeli nie masz prawa go czytać, nie masz również prawa go spalić. Zaraz ci dowiodę...
— W jaki sposób?
— Alina jest spadkobierczynią po swoim ojcu. Jej to winieneś oddać list, adresowany do jej ojca, bo ten list do niej należy...
— Zatem — odparł sędzia śledczy — zatem chcesz, ażebym tej, która może, która ma zostać kiedyś twoją żoną, powierzył tajemnicę twego ojca?.. Czy podobna?
— Dlaczego nie?.. Ojciec mój popełnił błąd, muszę to przypuścić, skoro on przyznał i żałował, niezawodnie jednak błąd to nie taki, ażeby pozostawił niezatartą plamę na honorze. Dlaczego by więc Alina nie miała go poznać?
Pan Savanne miał odpowiedzieć, gdy wtem zapukano zlekka do drzwi gabinetu.
— Proszę — rzekł urzędnik, rzucając list na biurko.
Drzwi się otworzyły.
Ukazały się Alina i Matylda.
Henryk wydał okrzyk radosnego ździwienia.
Obie młode dziewczyny pobiegły do Daniela i ucałowały go.
— A to jakim sposobem jesteście w Paryżu, moje dzieci? — zapytał je sędzia.
Alina odpowiedziała:
— Miałyśmy trochę sprawunków do załatwienia... Pani Verniere była łaskawa nam towarzyszyć i czeka na nas w salonie.
— A! — zawołał Henryk — to nie przypadek was sprowadza: to Opatrzność..
Poczem, zwracając się do córki sędziego śledczego, dodał:
— Moja droga Matyldo, proszę cię, idź do pani Verniere, będącej w salonie, a my tam za chwilę przyjdziemy. Stryj i ja mamy do powiedzenia kilka słów naszej drogiej Alinie.
Matylda śpiesznie wyszła.
Alina stała, bardzo ździwiona, zapytując sama siebie, co to znaczy i jakie zwierzenie może jej pan Savanne uczynić.
— Stryju — rzekł wtedy Henryk do urzędnika, widocznie niezadowolonego — przed chwilą cię prosiłem... i teraz ponawiam prośbę. Nie odtrącaj jej.
— Chcesz koniecznie?
— Błagam cię o to.
— A więc, niech i tak będzie! Jeżeli jednak następstwa czynu, który mi narzucasz, będą fatalne, na ciebie spadnie odpowiedzialność zupełna.
— Zgadzam się!
Alina, z początku bardzo zaintrygowana, stała się niespokojną.
— Ale o cóż tu chodzi? — wyjąkała.
— Dziecko moje — odpowiedział Daniel — otrzymaliśmy szczegóły, których oczekiwałem w przedmiocie śmierci mego biednego brata... Dziś rano w ministeryum marynarki wręczono mi papiery, które dla mnie przysłał. Do tych papierów załączone były trzy listy: jeden do Henryka, drugi do mnie, trzeci...
Pan Savanne zawahał się.
— Trzeci? — powtórzyła młoda dziewczyna.
— Trzeci nosił nazwisko twojego ojca — ciągnął dalej Daniel, biorąc kopertę, porzuconą przedtem na biurku — oto ona. Przed śmiercią Gabryel pomyślał o przyjacielu, którego wielce kochał. Nie mogę, niestety oddać go twemu biednemu ojcu, stosownie do życzenia mego brata, i postanowiłem go spalić. Lecz, jak mi się zdaje, zawiera on w sobie tajemnicę, którą Henryk pragnie poznać. Nalegał też, ażeby list ten został tobie oddany, chce, ażebyś go otworzyła, przeczytała i ażebyś zdecydowała, tak jakby uczynił twój ojciec, czy powinnaś, czy możesz wyjawić nam jego treść? Jeżeli osądzisz, że obowiązkiem twoim jest zamilczeć przed nami, co się dowiesz, będziesz milczała... i sama zapomnisz!...
— Przysięgam to wam obu!
— Czytaj więc, moje dziecko.
I Daniel podał jej list.
Alina ręką drżącą rozdarła kopertę, przeczytała pocichu z głębokiem skupieniem ostatnie pożegnanie, które Gabryel Savanne przesyłał swemu przyjacielowi, Ryszardowi Verniere.
Henryk i stryj jego śledzili niespokojnie na twarzy młodej dziewczyny ślady wrażenia, jakie na niej sprawiało czytanie.
Ku wielkiemu ździwieniu zobaczyli, że maluje się na niej tylko wzruszenie. Ani osłupienia, ani przerażenia.
Córka Ryszarda płakała. — Ależ — rzekła przez łzy, gdy skończyła. — ten list wzruszający nie zawiera nic takiego, o czem byście nie mogli wiedzieć. Mówi on wprawdzie o tajemnicy, o zeznaniu, uczynionem memu ojcu przez swego przyjaciela, i zwalnia go od zaprzysiężonej tajemnicy, w razie, gdyby Henryk chciał go wypytywać.
— A o samej tajemnicy ani słowa? — zapytał młodzieniec.
— Ani słowa. Zresztą, mój drogi, możesz się upewnić własnemi oczyma.
I Alina podała mu list otwarty.
Henryk go pochwycił.
— O! możesz go przeczytać głośno 191 dodała panna Verniere.
Z gardłem ściśniętem, głosem zaledwie wyraźnym, syn Gabryela odczytał następujące wyrazy:

„Dobry mój, stary przyjacielu, Ryszardzie!

Gdyśmy się rozstawali, nie chciałeś dać wiary przeczuciom moim. Widzisz dzisiaj, że się sprawdzają. Ta myśl, która mnie trapiła, myśl o bliskiej śmierci, była ostrzeżeniem od Boga, przed którym stanąć mam i który, jak mam nadzieję, przyjmie mnie w Swem miłosierdziu.
„Stary przyjacielu mój, już się nie zobaczymy, kiedy będziesz czytał ten list, ja już przestanę żyć. Tyś był jedynym powiernikiem moich zgryzot... ty tylko wiesz, co ja wycierpiałem.
„Żałuję wreszcie, zachowam na zawsze wspomnienia tego wieczora godzinnego, który spędziłem przy tobie, wieczora bardzo posępnego, bardzo bolesnego, a jednak rozświetlonego prawie radosnem światłem — posępnego i bolesnego wspomnieniami złego, jakie uczyniłem, a rozświetlonego myślą, że to złe mogłem, dzięki tobie, naprawić nieco.
„W owej epoce, jak chyba nie zapomniałeś, ze zgrozą odtrącałem myśl, aby syn mój nie poznał tajemnicy mej słabości, mej winy. Przed śmiercią wyznaję przed nim, że w mojem życiu jest czarny punkt i że pragnąłbym od niego przebaczenia.
„Jeżeli zechce poznać ten punkt czarny, zapyta cię... Zwalniam cię z danej przysięgi... Powiedz mu prawdę. Być może nawet, że lepiej będzie, gdy się dowie.. Serce podyktuje mu, jak ma postąpić... a ja jestem pewny jego serca...
„Zegnaj, mój stary przyjacielu, myśl o mnie i przez miłość dla mnie, czuwaj dobrze, nad kim wiesz... Żegnam!

Gabryel Savanne.“

Dla Henryka żadne światło nie tryskało z tego listu. Jaką słabość, jaki błąd popełnił jego ojciec? Tylko Ryszard Verniere mógłby był na to odpowiedzieć, a Ryszard Verniere już nie istniał.
— Nic! — wyszeptał zniechęcony — nie dowiem się niczego nigdy!
Daniel Savanne ze skupieniem słuchał, gdy Henryk czytał głośno.
Dwa punkty go uderzyły.
Na słowa, wyrzeczone przez synowca: Nie dowiem się niczego nigdy!
Odpowiedział pocichu:
— A może ja się dowiem!..
I, biorąc z rąk młodzieńca list, zamknął go w szufladce biurka.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.