Mikołaj Rej (Siemieński, 1865)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jan Dantyszek |
Pochodzenie | Portrety literackie |
Wydawca | Księgarnia Jana Konstantego Żupańskiego |
Data wyd. | 1865 |
Druk | N. Kamieński i Spółka |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Trzechwiekowe dzieje literatury polskiéj rozpoczyna Mikołaj Rej, i odrazu przynosi ze sobą wielki dar przejrzenia na wskróś i odbicia życia swego narodu, w takim stopniu, że i dzisiaj, kto chce szukać czystego rodzimego pierwiastku, niemoże się obejść bez roztrząsania jego pism, bez zajrzenia do tego zwierciadła.
Osobliwy ten samodzielny i oryginalny kierunek należy do prawdziwych zjawisk, gdy zważymy, że pojawienie się Reja przypada na chwilę, w któréj wszystkie literatury oczarowane tworami klassyków starożytnych, myślały, pojmowały, widziały i czuły tylko przez nich. Uniwersalność humanitarna wstępowała na miejsce uniwersalności kościoła, z tą różnicą, że pierwsza robiła krok wielki ku literaturze narodowéj przez uprawę nowożytnych języków, dotąd nieprzypuszczonych do wyższych umysłowych potrzeb państwa. We wszystkich téż literaturach widzimy szamotanie się z trudnościami językowemi, w przerobieniu mowy potocznéj na piśmienną. Autorowie oczytani w Grekach i Rzymianach, porwani urokiem ich wysłowienia i wytwornego stylu, niemogą sobie dać rady z tą prostotą szorstką lecz szczérą, niecieniowaną subtelnościami abstrakcyjnych pojęć, a właściwą mowie ludu. Napojeni do tego wyobrażeniami pożyczonemi z innéj cywilizacyi, szukają na nie wyrazu w języku wyrobionym do potrzeb mniéj wykwintnych, i w warunkach całkiem odrębnych, jak te, co były w starożytności — przeto niemogąc znaleźć, usiłują język piśmienny zrobić innym jak język mówiony.
To jest z małym wyjątkiem historya tworzenia się nowożytnych literatur.
Nasz Rej, który „się wstydał, iż był nieuczony“ zaczął pisać językiem jakim mówił, a co lepsza, pisać o tem co widział, w czem żył, czego doświadczał — i język jego, acz z gminu wzięty, dotąd krom niewielu archaizmów zrozumiały, a styl, acz nie na miarę cycerońskich peryodów, dotąd wdzięczy się prostotą i świeżością echa przynoszącego rozmowy ludzi Zygmuntowskich czasów.
Dlatego właśnie, że w nim tak mało sztuki, tyle ma w sobie prawdy, i tyle cech swojskich, domowych. Nasi historycy literatury polskiéj bez wyjątku, mają za złe Trzecieskiemu, albo przynajmniéj litośnie wzruszają ramionami, że śmiał Reja porównać z Dantem, — lecz tak uczony i bystry człowiek jak Trzecieski, niemiał jak się zdaje zamiaru porównywać Reja z Dantem co do treści i poetycznych przymiotów, tylko postawił go na równi z wieszczem włoskim co do stworzenia piśmiennego języka, gdy wiadomo, że tenże z cztérnastu rozmaitych dyalektów prowincyonalnych, mających już swoich pisarzy, stworzył jeden piśmienny język dla całych Włoch obowiązujący, i pomysły w téj materyi wyłożył w rozprawie: De vulgari eloquio, sive idiomate. Pismo to znane Trzecieskiemu zapewne lepiéj niż sama Divina Comedia, nasunęło miarę porównania Reja z Dantem, co mu się słusznie należy, bo chociaż niemiał do walczenia z cztérnastą dyalektami, niemniéj jednak zasłużył sobie na sławę pierwszego twórcy piśmiennego języka w Polsce.
Że Rej był niepospolitym człowiekiem, i że zasługa jego i szczególniejsza osobistość wzbudzały zdumienie nawet w spółczesnych, dowodzi najwyraźniéj żywot jego skreślony przez Trzecieskiego, z takim humorem, z taką prawdą malowniczą, że kilka tych kart liczy się w naszéj literaturze do najszacowniejszych zabytków. Samo już istnienie tego żywota, należy do takich wyjątków, jak wyjątkowym był Rej. Gdzież bowiem w ciągu trzechwiekowego trwania literatury naszéj, drugi podobny znajdziemy przykład, aby jeden autor skreślił biografią drugiego w ten sposób, jak to Trzecieski uczynił? Kochanowski, Górnicki, Skarga, Szymonowicz, Zimorowicze i tylu innych, ledwo wymienieni są po nazwisku przez współczesnych; a jeżeli jakie szczegóły o nich zaplątały się dla dzisiejszego biografa, to najwięcéj takie, które dają ich poznać anekdotycznie lub w sprawach publicznych, na wielkiéj scenie świata, nie zaś w toku domowego żywota, i że tak powiem: w negliżu. Żadna téż z dzisiejszych biografii, choćby z największą erudycyą skreślona, niemoże się porównać ze szkicem Trzecieskiego, żywcem chwyconym przez naocznego świadka. Subtelnym domysłem wiele można odgadnąć, dopełnić, ale niebędzie to nigdy wizerunek z natury zdjęty. — Zresztą każdy niemal erudycyjny biograf najwięcéj pomaga sobie pismami autora, z których stara się wyczerpnąć jakim był człowiekiem; lecz psychologiczne studium bardzo łatwo może minąć się z prawdą, tak jakby niezawodnie się minęło w ocenieniu indywidualności Reja, gdyby go sądzić przyszło z jego dzieł, a nie podług wizerunku Trzecieskiego i tak sprzecznych ze sobą podań o nim innych pisarzów współczesnych. — Rzecz bowiem równie godna zastanowienia, że żywot jego rozrzucony, rubaszny, pusty, nie harmonizuje z temi morałami jakie wierszem i prozą ogłasza, tak, że zdawałoby się, co i Kraszewski trafnie zauważał, iż właśnie te przymioty najwyżéj cenił, podnosił i ludziom zalecał, na jakich mu w życiu najwięcéj zbywało. Wszakże ta zewnętrzna dysharmonia między człowiekiem a jego pismami, daleko mniéj razić będzie, gdy zważymy, że świadectwa współczesnych natchnięte były częścią przez uprzedzenie dla Reja łączącego się zróżnowiercami, częścią, że ta bujność życia krotofilnie hulaszczego szlachcica, wartogłowa i paliwody, niemogła zmieścić się w żadnéj rubryce przeznaczonéj dla klasyfikowania ówczesnych autorów, zwykle ze stanu duchownego lub foliałami tak odgrodzonych od rzeczywistego świata, że jego zachcenia, fantazye, nałogi, zwyczaje, fizyonomia i charakter, nie miewały do nich przystępu, i nie zasługiwały w ich rozumieniu aby je brać za przedmiot do studiów. — Naszego Reja przeciwnie, nęcił światek; w szkołach nauczywszy się niewiele, wybiegł między ludzi, i wśród zabaw, zjazdów, biesiad, niekiedy i poważniéjszych zgromadzeń, gdzie o sprawach publicznych a najczęściéj o zawisłościach teologicznych radzono i rozprawiano, ćwiczył się, mając za przewodnika wrodzony zdrowy rozsądek i bystre objęcie, a potem ciekawość łaknącą nauki, byle takowa przychodziła z łatwością; fałdów bowiem przysiedzieć nielubiał. Niesądźmy jednakże, żeby szumiące to piwko wyrobiło się tak rychle, jak u tegoczesnéj młodzieży. Lata terminowania w szkole doświadczenia przeciągnęły się u niego dobrze w dojrzały wiek męzki; co także dowodzi potężnéj żywotności, wielkiego zasobu nietylko cielesnych ale i duchowych sił. — Z tego powodu wszystko co pisał w swoim niestatku, kiedy to biesiadował i hulał w dzień a rymował po nocach, miało cechę widocznéj dorywczości; myśl jedna obracana na wszystkie strony, pospolitość najprozaiczniejsza powiązana luźnemi rymami, niekiedy potok szczęśliwego poetycznego wyrażenia się, lecz na to tylko, aby go zalała powódź najprozaiczniejszéj gadaniny — słowem, zasługa Reja zeszłaby tylko de strony filologicznéj, gdyby był sobie niezdobył tego stanowiska, jakie potomność mu przyznała, przez napisanie w późniejszych latach: Żywota poczciwego człowieka. — Owoc ten długiego doświadczenia i obycia się z ludźmi; summa mądrości starca patrzącego na świat okiem nie pedanta lecz wytrawnego znawcy, toż rówiennika każdego wieku i stanu, stał się szczérym obrazem domowego życia szlachty ówczesnéj, a oraz przewodnikiem jak należy żyć, aby żyć dobrze po ludzku i po bożemu. Dziś jeszcze ze zbudowaniem można czytać tę książkę; w niéj bowiem zawarte są prawidła wydobyte z ducha narodu, i podaną jest formuła, podług któréj ukształcać ma się społeczeństwo nasze, jeżeliby zapragnęło wyrabiać się z swoich własnych sił i żywiołów, a nie wciągać w siebie obcéj cywilizacyi, pozorne blichtry, które jak rdza przejadają element słowiański, skazany tym sposobem na wieczną bierność.
Chwila, kiedy ta książka Rejowa powstała, była najszczęśliwszą i może jedyną. Naród bowiem przyszedłszy pod Jagiellonami do najdoskonalszego wyrazu swego wewnętrznego ustroju, pełen życia rozpościerającego się w szerokich granicach, a w stosunku do innych państw nie bez znaczenia na szali polityki, przytem w obec wyobrażeń nowatorów religijnych pobudzony do głębszego rozpatrzenia się w sobie, a zarazem pochwycony nowemi ideami, z różnych wysokości i stanowisk oceniający własną swą istotę — najbardziéj chciał być samym sobą, i najwięcéj jeszcze ze siebie snował. Moment ten odbił się zupełnie w książce Reja, i dlatego stała się ona jednym z najoryginalniejszych zabytków naszéj literatury, niemniéj nieocenionym kodexem patryarchalnego obyczaju, który przestrzegamy z pobożną miłością, stałby się oraz najsilniejszą rękojmią narodowego konserwatyzmu.
Trudno zaczepić o Reja, a nierozwieść się nad Żywotem poczciwego człowieka, bo czyż Żywot ten nie należy do najprzedniejszych pism jego? Co nieprzeszkadza, że jeszcze kilka niedotkniętych myśli powiedzieć mi o niéj wypadnie pod koniec.
Biorąc tedy za przewodnika żywot Reja skreślony przez Trzecieskiego, i dopełniając go nowemi poszukiwaniami naszych historyków literatury, opowiem o pisarzu i pismach jego, w sposób dający czytelnikowi jasne wyobrażenie i o jednym i o drugich. —
— Mikołaj Réj herbu Okszy, jak pisze biograf jego Audrzej Trzecieski[1] pochodził ze starożytnego domu, piszącego się z Nagłowic, wsi ziemi krakowskiéj powiatu księskiego, niedaleko rzeki Nidy. Ojciec jego Stanisław, udawszy się na chléb rycerski w ziemie ruskie, pozostał tam przy arcybiskupie lwowskim Wątróbce, swoim stryju herbownym, gdzie się ożenił naprzód z Buczacką, a potem gdy ta umarła, pojął drugą żonę na Rusi, Barbarę Herburtownę, wdowę po zacnym człowieku Żórawińskim, i zdaje się w jéj majątku Żórawnie zamieszkał. W naddniestrzańskiéj tedy okolicy, w Żórawnie, przyszedł na świat z tego małżeństwa syn, późniéj pismami wsławiony Mikołaj Rej. Rok jego urodzenia podaje biograf na 1515 w mięsopustny wtorek; lecz Wacław Maciejowski w dziele Piśmiennictwo polskie (T. I. k. 413) słuszne robi postrzeżenia o mylności téj daty, biorąc ztąd pochop, że na pierwszem wydaniu Postylli Reja przez Wierzbiętę w r. 1557 znajduje się wizerunek Mikołaja z podpisem, że miał od urodzenia lat 50. Drzeworyt ten z tymże podpisem znajduje się i na innych wydaniach z r. 1560, 62, 64, 68. Sądzić można, opierając się na tem, że w pisemku Trzecieskiego zaszła drukarska pomyłka bardzo łatwo; trudno bowiem przypuścić, żeby on, znający tak dobrze sprawy całego życia swojego przyjaciela, niewiedział roku jego urodzenia. Najpewniéj rok przyjścia jego na świat był 1505[2].
Tradycya utrzymująca się wówczas między szlachtą, przypisywała rodowi Rejów cnoty ciche, skromne, dalekie spraw świeckich. Prawdziwi ziemianie, unikali dworów, a tylko wierni powołaniu rycerskiemu, szli próbować tego rzemiosła, kiedy rzeczpospolita wzywała swoich obrońców. Toż i ojciec Mikołaja, aczkolwiek za młodu kosztował rycerskiego chleba, to późniéj udał się na żywot pobożny, domowy, nieszukający zaszczytów ani znaczenia. Domatorstwo może cokolwiek źle zrozumiane, wpłynęło na wychowanie syna. Pieścił jedynaka, niedawał go uczyć z lat młodych, aż wyskoczył wyrostek, samopas chodzący, a na nic nikomu nieprzydatny. Snać gorszyło to sąsiadów i krewnych; poczęli ojcu wymawiać tę niedbałość około chłopca i skłaniać, aby go do szkoły posłał; lecz ta niedbałość, będąca raczéj zbytkiem nierozsądnego rozmiłowania się w jedynaku, niż skutkiem obojętności, z niemałą trudnością dała się nareszcie przełamać, tak, że go oddał na naukę do Szkalmierza, ztamtąd do Lwowa, a w końcu do bursy Jeruzalem w Krakowie. Po dwa lata spędził w pierwszém i drugiem mieście, w ostatniem rok jeden i — nigdzie się nic nieuczył, bo już był zasmakował, jak mówi Trzecieski „w dobrém towarzystwie“, co się ma znaczyć: w towarzystwie młodych wartogłowów i próżniaków.
Po tak szczęśliwie skończonych szkołach, zdało się ojcu, że zbytek nauki mógłby jedynaczkowi zaszkodzić — wziął go więc do Żórawna, gdzie z rusznicą i wędką biegając, dogonił lat ośmnastu. Humorystycznie opowiada Trzecieski pustoty młodzika, w których umysł wprawdzie niepracował, ale ćwiczyło się ciało i przybywała praktyka życia tak potrzebna ludziom ówczesnym, mniéj z książkami a więcéj z ludźmi mającym do czynienia. Wszakże ten spryt w Mikołaju, szczególniéj do myśliwstwa, niemartwił nikogo; owszem wszyscy poklaskiwali mu w domu mówiąc: „Nic nasz Mikołaj, nic; nie zależyć ten na starość gruszki w popiele.“ — I sprawdziło się — wyszumiało piwko, i znalazł się mąż niepospolity w narodzie. — Nastrzelawszy tedy bąków do lat dwudziestu, naprawdę trzeba było myśleć co robić z panem Mikołajem. Najwyższą szkołą poloru obyczajów bywały, jak wiadomo, pańskie dwory; poszedł zatem nasz młodzik na dwór pana Andrzeja Tęczyńskiego wojewody sandomirskiego, człowieka „małego wzrostem, ale wielkiego głową.“
W tym wyższym świecie, wśród obcych a poważnych osób, zaczął się pan Mikołaj trochę przegryzać w naukach, to pisząc listy, to czytając łacińskie książki, to korzystając z rozmów w gronie dworzan zostających na respekcie u wojewody. Zrazu szło tępo; czytał, a nieprzygotowany do niczego, mało rozumiał; lecz trwając w chęci wykształcenia się, począł rozumieć co czarno, co biało, a „Bóg i natura ostatka dodał.“ Wszelako i tu miewał częste pokusy: nęciło towarzystwo i muzyczka; Trzecieskiemu to nie w smak — a zapomina, że to poetyczna dusza, że ta muzyka za którą tak ginie, robi go śpiewakiem, uczy rymy składać, słowa szykować do miary. Pokazuje się jeszcze, że to był prawdziwy lirnik, co piosnkę improwizował i nutę do niéj również; przynajmniéj inaczéj wytłumaczyć sobie niemożna tych słów biografa: „Texty dziwne (muzyczne) a wiersze rozmaite, tak nic się nierozmyślając, czynił.“
Jak długo zostawał na dworze Tęczyńskiego, niepowiada żywotopisarz; dość że odstał od onego pana, wrócił na miłą Ruś, gdzie przebywał u przyjaciół, a szczególniéj wieszał się przy hetmanie naówczas Mikołaju Sieniawskim wojewodzie bełskim, potem ruskim; krew bowiem poczciwa szlachecka kipiała w nim chęcią zmierzenia się z nieprzyjacielem ojczyzny. Szlachcic, który szabli niewyszczerbił na karkach pogańskich, był niezupełnym szlachcicem, i zapewnie niemógł używać miru i poważania w gronie obywatelskiem. Wszakże na nieszczęście nigdy taka potrzeba nieprzyszła na Reja w całém życiu, aby miał korda dobyć, chyba w rozsadzaniu podciętych towarzyszów hulanki.
Nabawiwszy się do syta w dobrych towarzystwach, czyli naużywawszy dość światka, który mu zawsze smakował, pomyślał o odmianie kawalerskiego stanu, i wziął za żonę Rożnównę z Sędziszowa, siostrzenicę arcybiskupa Rożego. Musiała i oprawa być nęcąca, bo arcybiskup niezapominał o swoich powinowatych; jakoż dostał po niéj w ziemi chełmskiéj na Rusi dobra Kobylskie i Siennicę, gdzie najwięcéj już potem przemieszkiwał, a nawet aby uwiecznić pamięć swego rodu, założył w bliskości Chełmu miasteczko Rejowiec. Mimo tego, wspomnienia młodości, powab i polor królewskiego dworu, ciągnęły go zawsze w Krakowskie. Nieobojętny na sprawy rzeczypospolitéj, pragnął poznać skład rządu, słyszeć zdania najpierwszych statystów, przypatrzyć się tokowi interesów, zgoła praktycznie wyćwiczyć się w rzeczach publicznych, ażeby obowiązkom obywatela rzeczypospolitéj godnie odpowiedzieć. Jakoż „żadnego sejmu, żadnego zjazdu, ni żadnéj koronnéj sprawy niezamieszkał.“ Zdrowe jego zdanie, dowcip przenikający, a zapewne i humor zawsze jowialny, a trafnie umiejący się znaleźć z gotową odpowiedzią, co na monarszych dworach wielce popłaca, zjednały mu szczególniejsze względy u króla Zygmunta Starego i królowéj Bony, która zapewne znała się na niepospolitych głowach. Dano mu tedy i jurgelt, i stacyą szkalmierską i wieś w dodatku. Panowie znowu idąc za przykładem królewskim, nuż obsypywać pana Mikołaja donatywami, w czem biskup Gamrat niedał się wyprzedzić, puściwszy mu w dzierżawę Kurzełów i Biskupice. Opływając w łaski, niedziwimy się dla czego pragnął zachować swoją niepodległość, i po żaden urząd ziemski nie sięgał. Gdy mu z tego robiono zarzut, odpowiedział, iż w urzędzie dwa co najszlachetniejsze klejnoty obciążone być muszą: wolność a sumienie. Jednakowoż kiedy uczuł konieczną potrzebę poświęcenia usług rzeczypospolitéj, niewymówił się od urzędu poselskiego, i posłował po kilkakroć, będąc dobrze otrzaskan i włożon w sprawy koronne ze samego zwyczaju przysłuchiwaniu się obradom.
Kiedy wówczas każdy, co sięgał po wyższe stopnie, co chciał nabyć znaczenia między swoimi, chętnie puszczał się do Włoch, Francyi i Niemiec, gdzie rad słuchał uczonych wykładów po akademiach, i za towarzystwem sławnych nauką mężów się ubiegał — pan Mikołaj, rozmiłowany w ziemiańskim żywocie, ani na włos się za granicę niewychylił, raz tylko, jak biograf mówi, wyjechał w księstwo litewskie, i to nie na długo.
W wierszu do poczciwego Polaka stanu rycerskiego, sam to powiada o sobie:
„Bom ja téż prosty Polak, nigdzie niejeżdżając.
Tam się pasł na dziedzinie jako lecie zając;
Z granice polskiéj milę nigdziem niewyjechał.
Lecz co widzieć przystoi przedsiem niezaniechał.
Aczem był nieuczony, przedsiem jednak czytał,
A czegom nierozumiał, inszychem się pytał.“
Przyjacielski, gościnny, nieodmawiający usług sąsiednich, otoczony towarzyszami lat młodych, z którymi miło było pogadać i wypić, interesujący się publiką, a do tego biorący żywy udział w sporach religijnych zaprzątających wszystkie umysły i wywołujących ruch gwałtowny w społeczeństwie, nakoniec pan licznych imion, które łaskami Zygmunta Augusta i zapisami krewnych wzrastając w magnacką fortunę, potrzebowały pańskiego oka; tyloma zgoła ogniwami przykuty do ojczystéj ziemi, gdy krom tego jeszcze Muzami się zabawiał, mógłże pomyśleć o szukaniu rozumów weneckich lub francuzkich, kiedy mu z jego własnym gospodarskim rozumem tak dobrze się działo? Mimo rozrzuconego życia jakie za młodu prowadził, Mikołaj Rej miał coś w sobie żywotnie organicznego; musiał być wybornym gospodarzem, dobrym panem dla poddanych, troskliwym o kwitnący wzrost kraju, kiedy on, prosty szlachcic, nie żaden senator, aż dwa miasta zakłada, Rejowiec w Chełmskiem i Okszę nad Nidą przy Nagłowicach. Niewiele téż trzeba uważać na przydomek, którym sam siebie strofuje, pisząc się „z Zamku Niedbalca“ — są bowiem pewne charaktery, co pojmując jak wielkie leży przed niemi zadanie, wiecznie czują się niezadowolone ze swoich postępków, ze swoich usiłowań. Próżność tylko, zwykle mało owocująca, nigdy się niepotępia, nigdy się nieprzyznaje do swoich niedostatków. Z téj uwagi należy właściwie ocenić Reja, który nigdzie się niechwali, który owszem tyle ma skromności, że się na żadném dziele niepodpisał.
Niemożna go zatem brać z téj strony, co książkowych literatów naszego wieku, i przyganiać mu, że od małego nie ślęczał nad książkami a więcéj żył z ludźmi, zrazu jak niedowarzony paliwoda z każdym co przypadł do fantazyi a kuflem i tańcem niegardził, potem trafiwszy na poważne osoby, światłe senatory, sam poważny, i jakby drugi mędrzec rozprawiający o cnocie. Szkoła świata zrobiła właśnie Reja czem był: najzupełniejszym wyrazem swego społeczeństwa; beziné byłby może niewolniczo naśladował którego z rzymskich poetów lub prozaików, i to z czasów upadku literatury, jak właśnie wtenczas miano we zwyczaju, lubując się nietyle w Wirgilim, Horacym, Cezarze i Liwiuszu, ile w Lukanie, Plutarchu lub Senece. Pokrewny mu pismami Montaigne najwięcéj kochał się w wymienionych pisarzach i najwięcéj z nich czerpał. W ogóle zrobiono tę uwagę, że klassycy drugiego i trzeciego rzędu więcéj znaleźli wielbicieli w epoce restauracyi klassycznéj, niż pierwszorzędni. Reja umysł czerstwy i prosty, widział i czuł rzeczy po prostu; wyobraźnia i fantazya uśpione w nim, nierozbudziły w sercu tych wyższych pragnień i marzeń poetyckich, które unoszą w inne, lepsze światy, jak te, po których chodzimy. Dumać, tęsknić, melancholizować, ani mu przeszło przez głowę, jemu, fortunnemu dziecku, które trwoniło tylko nadmiar życia, które wszystko znajdowało do koła siebie piękném, dobrem, pomyślnem, a jeżeli co zawadzało jego ideałowi, to chyba zwykłe przywary i wady ludzkie, na które miał sporą torbę morałów o cnocie, o poczciwości, trzeźwości, wstrzemięźliwości i t. p. — Pierwszy zatem wzgląd należy się mu jako człowiekowi, i to niepospolitemu, tak w domu jak w publice. — Kto mógł natchnąć takich kilka kart wspomnienia o sobie, będących wyjątkiem w całéj literaturze, ten zasłużył inaczéj być sądzonym, chociażby i urywkowe świadectwa przeciwników najniekorzystniéj o nim wyrzekły. Ale któż są owi świadkowie? Oto przeciwnicy religijni, uniesieni zbytnią gorliwością przeciw Rejowi, który także po części zasmakował w błędach luterskich, — albo téż ludzie jednego z nim wyznania, wypierający się wspólnictwa z nim, przyganiający mu że „niepomagał ale przeszkadzał rozkrzewieniu świętéj prawdy (luterskiéj).“ Ten zarzut Jana z Woźnik, pozwala wnioskować, że Rej przy swojéj wyższości umysłowéj, niezawsze podzielał ciasne, negacyjne i suche sposoby widzenia swoich współwyznawców; co więcéj, przyszła dlań chwila, w któréj poznawszy do jakich nadużyć reforma Lutra doprowadza umysły, gdy się w potwornych wyobrażeniach socyanizmu objawiać zaczęła, uczuł zdrowym swoim rozumem wyższość i gruntowność nauki rzymskiego kościoła. Szczegóły tych jego walk wewnętrznych z przekonaniami, nie są wiadome; jednakowoż w wierszu Przemowa do poczciwego Polaka stanu rycerskiego, w ustępie: Religia można znaleźć jak się oburza na naukę zaprzeczającą tajemnicy Trójcy świętéj, bóstwa Chrystusowi, nieświęcenia niedzieli i t. d.
Będzie się tak mięszało, a z czasem niedługim,
Albo nam być w talmucie albo w alkoranie,
Kiedy się tak nasz Kristus na szrot puścił tanie.
Zbłądzili papieżnicy, lecz wzdy nie tak srodze,
Jako dziś Aryanie harcują o Bodze.
Znać tu w tem wyrażeniu: zbłądzili papieżnicy, że jeszcze trwa w swoim błędzie buntowniczym a poza obrębem kościoła szuka jego naprawy; ale któż niepostrzega, jak zdrowy rozsądek może go naprowadzić na wniosek, że aryanizm jest niczem inném, tylko w swoich loicznych następstwach rozwiniętym luteranizmem, czyli jakbyśmy dziś nazwali: postępem wyobrażeń religijnych. W swoim czasie Rej porwany w wir opinii zwolenników reformy, poduszczany przez nich, pisał Postyllę, gdzie przeciw kościołowi gardłował; lecz możnaby wnosić, że pycha nowatora opuściła go późniéj. Najszacowniejszy człowiek swojego wieku, Józef Wereszczyński opat sieciechowski, którego świadectwo najbardziéj mogło potępić Reja, wspomniał o nim w pisemku: Gościniec pewny niepomiernym moczygębom a obmierzłym wydmikuflom świata tego. — W Krakowie 1585; lecz wspomniał jako o żarłoku, prawdziwym polyphagu, z olbrzymim apetytem i nieugaszoném pragnieniem, które gasił piwskiem — takim go maluje gdy mieszkał w ziemi chełmskiéj; — jednakowoż mąż tak o wiarę gorliwy jak ksiądz opat sieciechowski, niewyrzucił mu żadnych zdrożności, gwałtów, prześladowań, jakiemi go inni obkładali za życia. — Być może, że oryginalności Reja puste, rubaszne, hałaśliwe, dowcipne i nieoglądające się na różne powagi, narobiły mu tyle nieprzyjaciół, — tak przynajmniéj możnaby wnosić i z tego co w pismach zostawił, i z tego co o nim Trzecieski powiedział: „nemini molestus, nigdy nikt się nieozwał, ktoby był nań kiedy co poskarżyć miał. Sam się każdemu osądził i usprawiedliwił.“ Zapewne przychylne słowa mogą mieć źródło w należeniu Trzecieskiego do téj sekty, którą Rej wyznawał; wszakże są pewne w téj wzajemnéj admiracyi granice; chwalba może dotknąć i podnieść niektóre strony, inne przemilczeć, — ale wbrew opinii nieśmiałby powiedzieć: że niebyło nikogo, coby się nań miał kiedy o co poskarżyć, tak był niedokuczający nikomu (nemini molestus). Zresztą znając naturę ludzką trudno przypuścić, aby człowiek z tak wesołym humorem, lubiący dobre towarzystwo, bez ambicyi dobijania się o urzędy i dostojeństwa, miał się dopuszczać gwałtów nad klasztorami, lub fanatycznie prześladować przeciwników religijnych. Jeżeli o co, to o fanatyzm najmniéj go posądzić; — z jego sercem prostem i wylanem, z jego usposobieniem do lekkości, ten rys niezgadza się wcale. — W ogóle pojęcia religijne Reja znalazły się na pewnym neutralnym gruncie racyonalizmu, na jakim znajdowały się niektóre umysły w owych czasach, kiedy walczące ze sobą teologiczne argumenta katolików przeciw argumentom protestantów, chwiały tak przekonaniem, że już niewiedziano w co wierzyć. U nas strony walczące nieprzeszły granic polemiki, — krew się nie lała jak we Francyi, więc téż niewyrodziło się w umysłach zupełne zwątpienie lub skeptycyzm. Dlatego w racyonalizmie Reja dotykającym podrzędnych rzeczy, przebija się mocna jeszcze wiara w główne dogmaty chrześciańskie; gdy przeciwnie u Montaigna, będącego świadkiem najkrwawszych wojen religijnych i rzezi, wyradza się silny skeptycyzm; bo kiedy jedna i druga strona kładzie fundamenta swoich twierdzeń ogniem i żelazem, on się zamyka w jednéj możebnéj formułce mądrości — w zwątpieniu; kiedy w religii, w polityce, w literaturze każdy zapowiada: wszystko wiem, i wiem najlepiéj, Montaigne bierze za godło: Cóż ja wiem? Que sais je? Wszakże i on niedochodzi do najwyższego pyrhonizmu, i niewątpi w Boga i cnotę. Rej przeto mniéj jest filozofem, więcéj moralistą; nie bierze rzeczy in abstracto, a tylko de visu. Jako traktat moralny, Żywot poczciwego człowieka należy do najsystematyczniejszych pism wydanych w wieku szesnastym. W nim téż potrzeba szukać człowieka, a nie w innych ulotnych wierszykach, nie w Postylli pisanéj z celem ohydzenia przed gminem katolickiego duchowieństwa, lecz jak mówi Juszyński mniéj niebezpiecznéj dla katolików, niż jedno kazanie Skulteta — nie wreszcie w relacyach spółczesnych, powodujących się pozorem lub uprzedzeniem.
Aczkolwiek tedy są liczne pisma Reja wymieniane przez bibliografów, wartość ich i wpływy nawet na współczesnych, niemogły sięgać daléj nad przygotowawcze studia, usposobiające nasz język ojczysty do oddania tych myśli w poezyi i prozie, jakie rozkrzewiły się w narodzie z przybywającem światłem zachodu, — z wzrastającemi codzień potrzebami wyższego poloru i cywilizacji. — W mnogich jego rymach, gdzie tak często postrzega się niemoc w wydaniu szczęśliwych nieraz pomysłów, trafiają się tu i owdzie przedziwne prostotą i naturalnością wiersze, wonne kwiatki, zronione w improwizatorskiéj gadaninie nudnéj i oschłéj. Większą część pisał zapewne stante pede, wszędzie i w każdem miejscu gdzie się nadawała sposobność, nie zaś gdy weń wstępowało natchnienie. — Żyjąc dużo na zewnątrz, niedoznawał wewnętrznego skupienia się; dopiéro kiedy w późnych, wytrawnych leciech zasiadł do pisania Żywota poczciwego człowieka, zaczął wstępować w siebie, badać się, badać ludzi i roztrząsać sprawy świata ze spokojem żeglarza, który po długiéj podróży zarzuciwszy w porcie kotwicę, przebiega pamięcią i sercem te drogi, przez które przechodził. — Trzecieski tak samo rozklasyfikował jego pisma; wyliczywszy znaczny ich poczet, dodaje: „a naostatek, już we wszystko się ochynąwszy, pisał księgi Żywota człowieka poczciwego, rozdzielone na trzy wieki jego, to jest: młody, średni i stary, jako się ma poczciwy człowiek, na każdym stanie będąc, w swéj powinności zachować.“
Co stanowi największą wartość Żywota poczciwego człowieka? Oto niesam morał, bo tego rodzaju ogólników nigdy światu niebrak; ale stanowią ją studia z natury brane z pierwszéj ręki, te cudowne obrazki wiejskiego życia, zatrudnień i uciech domowych; te znowu rysy obyczajowe dostrzeżone w przelocie, te fizyonomie, te stroje, ten tryb zachowania się towarzyskiego, zgoła najwyborniejsza fizjologia spółeczeństwa z jagiellońskich czasów, — krom tego jaka praktyczność prawideł życia, zupełnie zastósowanych do przyrodzenia, do charakteru narodowego!
„Rej — jak mówi Mickiewicz w 34. lekcyi swego kursu literatury — rozwija nam przed oczyma cały obraz życia w Polsce. Co pozostało tutaj słowiańskiego, to daje się widzieć w zakresie rodziny, w obyczajach, nałogach, w cnotach domowych, pomiędzy któremi celuje słowiańska gościnność; co właściwie jest polskie, to występuje na jaw w sprawach publicznych, w stosunkach obywatela z krajem; co nakoniec można nazwać powszechnem, europejskiem, tego wizerunek mamy w wyobrażeniach religijnych i socyalnych. Polacy w owym czasie wygórowali już daleko nad Słowian dunajskich. Tamci bowiem wyśpiewują tylko swoje uczucia, malują obrazki swojego życia, ci zaś myślą i rozprawiają; każdy nawet pragnie pojęcie swoje stósować do polityki i spraw potocznych.“
Wyborne to zdanie o Żywocie poczciwego człowieka; bo objawiając je, głównie to dzieło Mickiewicz miał na uwadze — pokazuje, jak wysoką położył wartość na utworze długo skazanym na zapomnienie w naszéj literaturze; od dwóch bowiem edycyi, które jeszcze za życia Reja ukazały się w jednym prawie czasie (roku 1567 — 1568) i późniéjszéj edycyi wileńskiéj z r. 1606, do edycyi Gałęzowskiego w Warszawie (1828 r.) upłynęło przeszło dwa wieki.
Odgrzebując przeszłość naszę z popiołów, z jakiemże zamiłowaniem powinniśmy czytać Reja podającego nam klucz do téj przeszłości, i to z onych chwil, kiedy była najświetniejszą, a przynajmniéj kiedy cnoty były tak czerstwe, obyczaje tak jeszcze patryarchalne, a węzły spółeczeńskie tak silne, że nawet szarańcza nowatorów padająca na Polskę, niemogła posad budowy jéj nadwerężyć. Swoboda zdań, zwycięztwo zostawiła przy prawdzie.
Podobnie jak podnoszono wątpliwości, co do roku urodzenia się Mikołaja Reja, takie same wynajdywano co do daty jego śmierci. Pospolicie naznaczają mu rok śmierci 1569 — lecz p. Ambroży Grabowski w przedmowie do pism wierszem Mikołaja Reja, przedrukowanych w Krakowie r. 1848, powiada, iż w pewnym dokumencie z 16 wieku napadł na ślad, że jeszcze w r. 1576 był przy życiu, a na poparcie swego twierdzenia przytacza ów dokument: A. D. 1516, Feria 4. post Laetare. Gener. D. Nicolaus Rej de Naglowycze, constituit plenipotentem suum nobilem Andream Ostrowyczky, servitorem suum in causu et actione quam habet habiturusque est, cum Christophero Othoczky, occasione certam summam pecuniarum eidem Christophero Othoczky mutuo datam, in forma plenissima, ad agendum jus cum facultate alium substituere, de perceptis quietare etc. Ponieważ, jak dowodzi pan Przyborowski (w Tyg. poznańskim 1862. Nr. 3.) mógł to być syn Mikołaja Poety, a do tego gdy przytacza inny dystych umieszczony w dziele Friesego, gdzie wyraźnie stoi data śmierci w r. 1569 — zatem wniosek p. Grabowskiego upada. Argument zaś p. Maciejowskiego, że dlatego w tak wczesnych latach żyć przestał, iż za młodu źle się prowadził, — dość jest budujący, ale nie przekonywający, bo przecież żywot liczący lat 64 niewskazuje na bardzo złe prowadzenie się za młodu. Kilkakrotnie jego biografowie napomykali o rękopisach i listach mogących rzucić niemałe światło; i tak Juszyński przyznaje się że pani z Jordanów Kotkowska, ostatnia z linii Reja dziedziczka Nagłowic, darowała mu rękopis zawierający listy do Rejów, a osobliwie listy o Mikołaju — podobnież w ręku p. Józefa Lubowidzkiego miał być rękopis rozpoczynający się trzema autografami Reja — i pochodzić z biblioteki ordynacyi Myszkowskich. — Gdzie się to wszystko obraca i dla czego niewyszło na jaw? trudno powiedzieć; dość że w miarę jak staranniéj i umiéjętniéj zabierają się u nas do poszukiwań archiwalnych, tem pewniéj możemy się spodziewać ciekawych odkryć. Jest to zadanie szperaczy przysposabiać materyały, aby z nich myśl twórcza wskrzeszała i ożywiała fizyonomie i postacie tych ludzi, których prace niesą nam obojętne. —
- ↑ Pisemko to należy do największych bibliograficznych rzadkości; przyznam się, że nigdy go niespotkałem — przedrukował go dlatego X. Juszyński w swoim Dykcyonarzu Poetów Polskich.
- ↑ Stwierdził to dowodnie p. Przyborowski w Tyg poznańskim Nrze 3. 1862 r. Prace podobne téj jaką podjął o Kochanowskim, niezmiernie ułatwiłyby zadanie piszących o literaturze dawniejszéj. Dzisiaj chcąc mówić o jakim dawnym pisarzu z zapatrywaniem się na jego żywot, talent, dążności, trzeba tracić dużo czasu na poszukiwaniach drobiazgowych.