Noc listopadowa/Scena III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Noc listopadowa |
Podtytuł | Sceny dramatyczne |
Wydawca | nakładem autora |
Data wyd. | 1904 |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
POD POSĄGIEM SOBIESKIEGO
GOSZCZYŃSKI
Wiatr dmie, że ogród cicho łka 1 GŁOS
Idą. 2 GŁOS
O teraz słychać gwar... 3 GŁOS
W pałacu gasną sale. GOSZCZYŃSKI
Zapada mgła. — — Ty jesteś bracie? 1 GŁOS
Jestem. GOSZCZYŃSKI
Policz nas. 1 GŁOS
Szesnastu ludzi. GOSZCZYŃSKI
Po drzewach jakaś arfa gra 1 GŁOS
Jeźli się książe obudzi..? 2 GŁOS
A jeźli nie przyjdą cale — ? GOSZCZYŃSKI
Niepokój, ogień piersi żre, jak Harpja; złość ssie krew. 1 GŁOS
Już idą... GOSZCZYŃSKI
Słyszę. 3 GŁOS
To szum drzew. 1 GŁOS
Nie przyjdą. GOSZCZYŃSKI
W ogród wstąpił czar. 1 GŁOS
Będziem wszystko bić w łeb, GOSZCZYŃSKI
Gałązki obsiadł lśniący szron 1 GŁOS
Już idą — — 2 GŁOS
Czy to ty? 1 GŁOS
Tak ciemno. GOSZCZYŃSKI
Ulituj się ty Boże nademną; — 1 GŁOS
Tak sądzę. GOSZCZYŃSKI
Ta cichość mnie zabija. — 1 GŁOS
Wicher szumi. GOSZCZYŃSKI
Czas mija. 1 GŁOS
Na zimnie stoję godzin dwie. GOSZCZYŃSKI
Milcz. — Ogień piersi pali, 1 GŁOS
Byleśmy się tam w pałac dostali, 2 GŁOS
Co powiesz, jakbyśmy go porwali — ? 1 GŁOS
Co powiesz, jeźliby zdążył zbiedz — ? 3 GŁOS
Mgieł gęstwa na ogród spada. GOSZCZYŃSKI
Stoimy jako orłowie w chmurze. 3 GŁOS
Idą mgły. GOSZCZYŃSKI
Wicher powiał szumem.... CHÓR
Ogród gada: GOSZCZYŃSKI
Wszakże on wskazuje — — tam. NABIELAK
W stronę Belwederu wskazuje. GOSZCZYŃSKI
Jak gdyby rozkaz daje nam. NABIELAK
On wie i czuje, GOSZCZYŃSKI
Widzisz, — ręka mu drży. NABIELAK
To księżyc cień rzucił liści GOSZCZYŃSKI
Jak śnieg on biały w tem odzieniu... NABIELAK
Wskazuje tam a patrzy żywem okiem. GOSZCZYŃSKI
Przykuł mnie wzrokiem. NABIELAK
On wie i czuje. GOSZCZYŃSKI
Patrz — drgnął, — to koń się wspina — ! NABIELAK
To cienie drzew. GOSZCZYŃSKI
Bije godzina.
DEMETER Z CÓRKĄ KORĄ ŻEGNA SIĘ:
KORA
Powiedzie mnie Orkus w noc, DEMETER
Żegnaj mi dziecię, żegnaj córo; musisz zejść k’niemu nieodbycie; KORA
Orkus mnie wzywa, idę żona, DEMETER
Pocałuj usta, całuj oczy; KORA
O matko, przykrać ta koszula, oto się już tajemnie palę DEMETER
O córo, żegnaj ukochana; KORA
O matko, wstydem przed cię płonę DEMETER
Jakoż te więzy twoje skruszę? KORA
O nie sąć one nieznośliwe. DEMETER
Teć więzy ciebie mi odbiorą. KORA
O matko, — letnią wrócę porą. DEMETER
Do lata, wiosny czekać długo. KORA
Muszę do czasu tam być sługą DEMETER
Pierwej-że z matką twą rodzoną KORA
O matko, przedsięś przepomniała: DEMETER
Odchodzisz w ciemnie wichrów, burz; KORA
Za drugą wiosną wrócę znów. że jakąś tajemnicę sili, DEMETER
Spominasz darmo dzień wesoły KORA
O matko, Hymen mnie powiedzie DEMETER
O córko, rzucasz matkę własną; KORA
Z wiosną, gdy pierwsze lody spłyną, DEMETER
Rzucasz mnie, — to ostatnie chwile, KORA
Ja matko będę tam szczęśliwą. DEMETER
A przedsię droga to cmentarna. KORA
Tajemnic tobie część uchylę: DEMETER
Patrz! wszystkie pędy pomarnieją, KORA
Pamiętaj, matko, wczesny siew. i zgarnąć wszystek płód. DEMETER
Opuszczasz mnie, mnie twoją mać, — KORA
Z tajemnic moich, matko, znaj: DEMETER
A te zwarzone, kędyż legną; KORA
Umierać musi, co ma żyć... DEMETER
Ty na śmierć wiedziesz twe służebne! KORA
My oto, matko, zmartwychwstaniem DEMETER
Już palą dla cię pochodnie!! (Wchodzi Hymen i jego orszak z pochodniami i muzyką i otaczają Korę).
KORA
Z tajemnic moich, matko wiedz: DEMETER
Obłędna, ztamtąd nikt nie wraca; KORA
Gdy więzy śmierci skruszę DEMETER
Śmierć biorąc żywa, spełniasz zbrodnię! KORA
(stała się poważna)
Zaś w nieśmiertelnych wieńcu wrócę. MUZYKA
(weselna zaczyna grać.)
DEMETER
Noc cię uwodzi w wieczność ciemną! KORA
(stała się rozkazująca)
Pochodnie święte nieść przedemną!! (Orszak muzyką weselną otacza Korę i uprowadza).
(do podziemu) DEMETER
(przepada na ogrodzie)
1 PODCHORĄŻY
(wbiega nagle)
Piotr nas Wysocki śle. GOSZCZYŃSKI
Gdzie? 1 PODCHORĄŻY
We mgle. GOSZCZYŃSKI
Czekają tu. PODCHORĄŻY
To wszyscy? GOSZCZYŃSKI
Tylu wystarczy. PODCHORĄŻY
A reszta? GOSZCZYŃSKI
Czekać daremno. PODCHORĄŻY
Ja drogę wam wskażę do domu. 2 PODCHORĄŻY
(nadbiega)
1 PODCHORĄŻY
Wysocki przydzielił nas dwóch. GOSZCZYŃSKI
Patrzaj drga we wichrze liść 2 PODCHORĄŻY
W tej puszce, — rozdzielcie, bierz. GOSZCZYŃSKI
Więc Wysocki dobędzie koszary? 1 PODCHORĄŻY
By ino wpadł z nienacka do leż. NABIELAK
Gotowi? GOSZCZYŃSKI
Gotowi. 1 PODCHORĄŻY
Za mną! (pada strzał w pobliżu)
GOSZCZYŃSKI
Słychać strzał! 2 PODCHORĄŻY
To Wysocki już wyszedł z ogrodu. GOSZCZYŃSKI
A pokłońmy się białemu królowi... 2 PODCHORĄŻY
Gotowi?! NABIELAK
Gotowi! CHÓR
Gotowi! (wybiegają)
DEMETER
(wchodzi)
Gdzieżeś córo, co byłaś mi ptakiem, i w skardze słucham własnych jęków, (nawołująca)
Hekate, córko Tytana Taurydy; światłonośna niewiasto, dzierżąca pochodni dwoje, — zjaw się ty czujna wszelkim skargom i żalom; ty, co obecna jesteś, gdy matki rodzą; ty, co samotnych strzeżesz pustkowi i drogom rozstajnym stróżujesz. Zjaw się! (z pod ziemi wychodzi:)
HEKATE
(pochodni dwoje dzierży w ręku)
Oto stoję! DEMETER
Córkę mi wydarto, porwano i uwięziono; straciłam ją z przed oczu, pięknolicą i młodzieńczą. Gdzie jest, gdzie zanikła, zatraciłam pamięć i nie wiem i przeto ciebie wzywam, leć, goń, szukaj; o ty, która odgadujesz tajemnice bogów i ludzi przywodzisz do utraty rozumu i do szału, leć ty i świeć dwojgiem świateł głowni płonących i odnaleź córkę moją najmilszą. (oddala się w ogród)
HEKATE
Do mnie Eumenidy lotne; wy, które zamieszkujecie Tartaru rozległe pustkowia skalne. Dalej! wy, kroczące w mroku i chmurą otoczone ciemną. EUMENIDY
(wychodzą z pod ziemi).
HEKATE
Wy wylęgłe z kropel krwi, padłych na ziemię czarną; ze krwi mordowanego zrodzone a przeto krwawemi łzami płaczące. Porwano oto pełne życie niechaj w obłędzie krwią poją się ciała EUMENIDY
(Już zapalają swoje żagwie HEKATE
Nie spoczniem, aż trzykroć razy EUMENIDY
(rozbiegają się po ogrodzie)
HEKATE
(zapada się).
|