<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Wyspiański
Tytuł Noc listopadowa
Podtytuł Sceny dramatyczne
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1904
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


SALON W BELWEDERZE.

(Dwoje drzwi z prawej. Dwoje drzwi z lewej.
W głębi potrójne okno, aż do posadzki.
Za oknami ogród-park łazienkowski.
W oddaleniu nad stawem posąg konny biały).

JOANNA
(wchodząc)

Patrzajcie, łuna pożaru!

W. KSIĄŻE
(wchodząc)

Gdzie pożar?

KURUTA
(wchodząc)

Miasto się pali.

GENDRE
(wchodząc)

Nie miasto.

W. KSIĄŻE

Gdzie?

GENDRE

Tam, w oddali.
W dziedzińce lecą sygnały.

KURUTA

Dwa się szwadrony zerwały
i pędzą...

JOANNA
(wychodzi)
GENDRE

Konia dla księcia!

KURUTA

Już wiodą.

W. KSIĄŻE

Nie, — pozostanę. —
Tam — po co? — Niech ogień płonie.

KURUTA

A coby książe powiedział,
gdy płomień drugi uderzy
i trzeci i czwarty wstanie,
i tak te czarne odchłanie
zaczną grać — ?

W. KSIĄŻE

Że to powstanie.

KURUTA

A tak — tak — ogień — bunt, ogień pożarny;
tak, jak rozpali się ten lud cmentarny;
tak świeże groby wystrzelą piorunem;
będziemy tańczyć trupy.

W. KSIĄŻE

Z złotem Runem
na piersi; — jak kto nasze odkryje opończe,
pozna stróże Carskiego słowa, — wsio rycerni,
my niebędziemy umierać, lecz ginąć
albo zwyciężać; —
jak zechce Car będziemy słynąć.

GENDRE

A jeźli Car nie zechce — ?

KURUTA

Będziem wierni.

GENDRE
(wychodzi)
W. KSIĄŻE

Postój sam!

KURUTA

Słuszajus.

W. KSIĄŻE

Ot ty durny.

KURUTA

Ja ludzki.

W. KSIĄŻE

A potrafiłby ty, jak jaki kniaź Zarudzki,
porwać dziewkę? — i chcieć być Moskwie Carem sam?

KURUTA

Wy gospodyn, — ja sługa.

W. KSIĄŻE

No ja znam.

KURUTA

Wierny.

W. KSIĄŻE

Głupi zadość.

KURUTA

Mudry po rozkazu.

W. KSIĄŻE

Przebiegły Grek; na tonie pozna się do razu.
No, — lubię gaworzyć...

KURUTA

Paplać swobodno.

W. KSIĄŻE

Małczaj, — — — no ruszaj won, — — a służyć!

KURUTA

Niezawodno.

W. KSIĄŻE

A potrafiłby ty w ogień za Carem skoczyć?

KURUTA

Choćby i carski brat, —

W. KSIĄŻE

Nóż jemu w pierś, — ubroczyć
i chresty wziąć, — ty zbladł?
Car skazałby powiesić wprzód,
potemby chresty kładł. —
Paszoł! Adieu, — — masz dłoń, — po kamracku.

KURUTA

Wasza miłość...

W. KSIĄŻE

Filozof ja, — tak po omacku
szukam ludzi; człowieka zwącham w grubej skórze.

KURUTA

Dar boski wasz.

W. KSIĄŻE

Tak ja wam się wynurzę,
Kamrat, — — powiem słowo, —
li nie zlękniesz się kar?

KURUTA

Dyabeł bierz, — cóże jest to — — ?

W. KSIĄŻE

... Że książe będzie Car.

KURUTA
(zaśmiał się)

Cha, cha cha.

W. KSIĄŻE
(pchnął go)

Precz! — czego ty się zaśmiał, jak czart?

KURUTA
(milczy)
W. KSIĄŻE

Precz, — no nie trza służby mnie.

KURUTA
(pozostaje)
W. KSIĄŻE

Precz. Ruszaj do kart.

(wypycha Kurutę za drzwi)
(został sam)
(puka do drzwi na lewo)
(z tychże drzwi wychodzi:)
JOANNA
(podeszła ku środkowi salonu)
W. KSIĄŻE
(zamyka wszystkie drzwi)
(idzie do biórka)

Od samego rana
zwlekałem, — i wczoraj cały dzień i pozawczora,
aże do chwili tej, — gdy na zegarze

dziejowym, taka znaczyła się pora
dla mnie i ich godzina ta.

(uderza ręką o biórko)

Tu — list Cesarza —

JOANNA

Cara!?

W. KSIĄŻE

Cara brata.
I nominacya.

JOANNA

Na zbawcę!

W. KSIĄŻE

Na kata!

JOANNA

Co to jest — ?!

W. KSIĄŻE

Car oszalał

JOANNA

Co znaczy,...?

W. KSIĄŻE

— Milczenie,
tajemnica, — wsiowładztwo, — komedya, — skażenie!
Otom jest....

JOANNA

W ogniu cały...

W. KSIĄŻE

I we krwi się zjawię
i albo los podejmę i Polskę wybawię

i będę czemś, — nie błaznem, nie kpem,
nie dworakiem,
ale Carem Polski — przez krew,

JOANNA

Ty!!!

W. KSIĄŻE

Polakiem.

JOANNA

Łżesz.

W. KSIĄŻE

Małczaj!

JOANNA

Ty łasisz się i klniesz, — —

W. KSIĄŻE

Słuchaj, — ty milcz, — ja mówię świętą rzecz;
ja się zbudził od dziś, — ja będę lew,
ja chcę krwi, walczyć chcę, — ja poczuł krew
w powietrzu. — Będę Bóg przez ciebie.

JOANNA

Łżesz.

W. KSIĄŻE

Ty piękna, — ciszej ty, bo ty mnie słowem gniesz.
Słuchaj mnie ty. — Jak była wielka wojna,
tak będzie teraz znów, — a ty dostojna
Carowa; — — ja każę kuć koronę
dla ciebie, — jako wziąłem cię za żonę.
Wojna, wojna, — Polaki, to są lwy.
Oni zdobędą wsio, — jak lodowcowe kry,

przebojem wzdłuż i wszerz! Co? Napoleonidzi
przeszli?! A co polkà!?

JOANNA

A serce moje widzi.
Ty śnisz — ty, — co, ty knujesz — —

W. KSIĄŻE

Zblednie Car.

JOANNA

Przeciw bratu, — ty brat — —

W. KSIĄŻE

Wot rzucił na cię czar.
Wiesz ty? — Jedyne słowo takie, jakom tu rzekł
a Car-by żywcem pasy darł i żywcem piekł,
zazdrosny Car, — a ja będę nad Cara;
ja będę Polski król — i ze mną twoja wiara.
Wot co? ty zrozumiała — ?

JOANNA

Zamach.

W. KSIĄŻE

Wsiej czas, — mój los.
A co, — ja poszedł gdzie mnie wiódł twój głos.
Polkà.

JOANNA

W obłędzie ty, — chcesz mnie udaniem zwieść.
Daj list, — czytać mi daj...

W. KSIĄŻE
(otwiera biórko,)
(podaje list)

Czytaj. — Co wiesz?

Plein pouvoir. — Co? — Znasz! Ha mów, ze słowem spiesz.
Wyrzec ty, — krzycz, — bo w tobie gore krew.
Ty w oczach moich, ty przedemną stoisz
zbrojna nożem, — ty uderz, — — co...?

JOANNA

Precz.

W. KSIĄŻE

Ty się boisz. —
A czego ty się lękasz? W blaskach ty polska dusza,
ty we świetle, w twych oczach skry i żar i zorza.
A chciałabyś ty, — co — od morza, hej do morza?
No, skrzydła rozwiń twe — roztaczaj ty twój lot,
nie skrywaj się, — ja znam, — — a to katusza, —
tam ogień święty wre, — ty westalka.
Cha, zgadnij moją myśl, — cha — ?

JOANNA

Ty bankrot.
Chcesz naigrawać się, — pójdź precz.
Ze serca, z duszy drwisz.

W. KSIĄŻE

Ty lalka, —
ty cud, — ty świętość polska ukradziona,
ty z twoim rysem dumy i bladością lica,
ty u mnie niewolnica, — no, — ty u mnie żona, —
kochaj, — ot we mnie geniusz się obudził;
ty nie zapomnij mnie, — patrz, ja się zbudził;
duchem ja był ugrzęzły w nędzy i rozpuście,
padlèc — ale mi świecisz ty sławo, urodo,
ty moja, — ja cię miał, przygarnął świeżo, młodo;
moja ty służebnica, — daj ust, — pić, ja głodny

pić duszy czystość, — w uścisku rozpalić
białą lilijkę do żaru płomieni, —
daj ust —

JOANNA

Puszczaj, —

W. KSIĄŻE

Krew, lice się rumieni.

JOANNA

Puszczaj.

W. KSIĄŻE

Czuj moc.

JOANNA

Precz.

W. KSIĄŻE

— Ty będziesz chwalić
za uściski, — kobieta ty, — legniesz...

JOANNA

Ty cham.

W. KSIĄŻE

Ha, — ty słaba — ty kwiat, bierz rozkosz, lubość dam. —
— Dziewka! — Ruszaj!

JOANNA
(oddala się)
W. KSIĄŻE

Postój!

JOANNA
(staje)
(chwila milczenia)
W. KSIĄŻE
(opuszcza wzrok ku ziemi)
(stoi obezwładniony)
JOANNA
(zwraca głowę ku oknu)

Czy nie wydaje się, że ot tam jacyś ludzie
stoją — ?

W. KSIĄŻE
(nie poruszył się)

Może to być, — to i cóż? Myśl moja w trudzie.
Trzeba gwałtownie działać, rządzić, rozkazywać.
Tyle potrzeba umieć, wiedzieć, znać, przemódz na sobie,
przełamać podejrzenia, — precz rozgonić cienie. —
Któż to jest moim wrogiem — ?

JOANNA

Spojrzno tam.

W. KSIĄŻE

Sumienie.

(ostro)

Czego chcesz?

(czule)

Pójdźno ku mnie. — Nie pragniesz się tulić?
miłość, — sen, — za marami gonisz po ogrodzie.

JOANNA

Spojrzno, — patrz, — jakieś smugi odbite na wodzie
i cień koło posągu.

W. KSIĄŻE

Ty marząca, — luba, —
ty patrzysz za cieniami, — ot mnie czeka zguba,

jeśli się duch nie wzmoże, w moc się nie rozpręży.
Dzisiaj przeczułem moc, — nademną cięży.
Innym dziś, niźli indziej, — nierozumiem siebie.
Widzę wielkość i drżę...

JOANNA

Krocie iskrzących gwiazd...

W. KSIĄŻE

Ty myślą w niebie,
za światem, —

JOANNA

Chłód.

W. KSIĄŻE

Po oknach cienie gonią,

JOANNA

Tam jacyś ludzie są. —

W. KSIĄŻE

Przystępu straże bronią.
Czytujesz Lamartina, —

JOANNA

Zaczęłam dziś rano.
Harmonijne harmonje w muzyce przestworów
i ten Bóg, objawiony w kształcie wszelkich stworów.
Religijne romanse duszy nad jeziorem;
jego myśli nad ranem, myśli nad wieczorem.

W. KSIĄŻE

Tak więc masz idejami duszę zadumaną
i ludzi tam dostrzegasz, gdzie ich cale nie ma;
gdzie są żywi nie widzisz.

JOANNA

Tak duszy oczyma
patrzę i wdzięczna jestem...

W. KSIĄŻE

Francuskiemu hrabi,
który ma sowi mózg i ma sentyment babi. —
Otoczony jest ogród sotniami żołnierzy.
Nie przejdzie nikt, — no a ty myślisz, kto —?

JOANNA

— Nikt. — — Może drzewa tam gałęźmi trzęsą — ?
Tak wszystko kryje mrok. — —

W. KSIĄŻE

Łzy masz pod rzęsą.

JOANNA

To nic.

W. KSIĄŻE

Pokorny ja, — bez gniewu, — jużem rozczulony, —
już całuję, przepraszam. —

JOANNA

Ten tam oddalony
posąg, — coraz się bardziej uporczywie wbija
w oczy, — i ciągnie ku sobie urokiem.

W. KSIĄŻE

Dosyć.

JOANNA

Na ogród pójdę. — —

W. KSIĄŻE
(tupie nogą)

Nigdzie krokiem.
Nie pójdziesz nigdzie.

JOANNA

To nie. — Już zostaję. —
O czem ty myślisz — ?

W. KSIĄŻE

To idź.

JOANNA

Tam. — A po co?

W. KSIĄŻE

Urok, czarodziej biały, — świecący bohater.
Słyszysz — — ?

JOANNA

Szept.

W. KSIĄŻE

W gałązkach szemrze wiater.
Wszystkie się cienie na ogrodzie razem
zakołysały.

JOANNA

Cicho znów.

W. KSIĄŻE

Tym głazem
ty rozkochana... — ?

JOANNA

Może.

W. KSIĄŻE

Ja go każę zrzucić z konia!

JOANNA

Już nie patrzę. — — —

W. KSIĄŻE

Wysadzić go każę.

JOANNA

Ech. —

W. KSIĄŻE

Każę ozłocić, — blachą okuć złotą.
Zmierzym się oko w oko, — bohater...

JOANNA

Z hołotą.

W. KSIĄŻE

Małczaj!

(chwyta ją za rękę)
JOANNA

Ot żeś co jest — ?

W. KSIĄŻE

Ty dumą i pychą
karmiona duszo, — patrz, — ty bańką lichą,
skrzysz się w kolorach twych żądz niedościgłych,
jak tęcza rzucasz farby przez obłoki,
a lada wicher je zdmuchnie, — pogrzebie;
roślino wiotka, — polskiej oderwana glebie, —
czar ciebie polski owiał, — pojęły uroki, — —
tak ja złamię. —

JOANNA

Ty wstrętny.

W. KSIĄŻE

Ot ty kochanica.
A już krwią, już purpurą rozgorzały lica.
Pójdź.

JOANNA

Puszczaj.

W. KSIĄŻE

Pójdź.

JOANNA

Precz.

W. KSIĄŻE

Suko! Ruszaj!

JOANNA

Najświętsza Panno! — Nie — ty, nie wymuszaj.

W. KSIĄŻE

Zapomnisz. — Czego chciałaś? Tam, — już ciebie widzę,
pół omdlałą w mem ręku, — z wstrętów, doniu, szydzę;
będziesz pieścić i tulić, hołubić i wołać,
cha, cha, — co będziesz wołać...

JOANNA

Najświętsza Panienko. —

W. KSIĄŻE

Precz ręce!

JOANNA

Łamiesz. O wstydzie, o męko.

W. KSIĄŻE

Znaj rozkosz. — Ty kobieta, — jak panna wstydliwa, —
godna tronu. Carowa będziesz ty...

JOANNA
(upada)

Ja nieszczęśliwa.

W. KSIĄŻE

Nie klnij, — — nie płacz, — milcz! — cicho — cicho!

JOANNA

Precz.

W. KSIĄŻE

Gniewna, żałosna.

JOANNA

Odejdź, — ja szalona.

W. KSIĄŻE

Ty głupia. — Ty obłędna. — Obłęd moja siła.
Ja dziś w obłędzie lew. — Gdyby ty się paliła.
Gdyby żar, — gdyby ogień, płomienie i skry
ogarnęły twą twarz, — twą postać w ogniów mgły,
gdyby ty twoje ręce zarzuciła na szyję
mnie, — gdyby ty...

JOANNA

Ja się w męczeństwie wiję,
mój rozum mi się mąci, — krzyczysz — ty jak burza.

W. KSIĄŻE

Jak wichr, — ja byłbym wichr, huragan...

JOANNA

Jak z podwórza
słychać, — ? czy jęk ? — czy drzew to łoskot — ?

W. KSIĄŻE

Czar.
Ty śnij, — w objęciach moich śnij, — oczarowana wróżka.
Spokojność duszy daj, — — daj ust...

JOANNA

Ty...

W. KSIĄŻE

Chodź do łóżka.

JOANNA

Daj ust, — ty mój, — — — o bierz tę twoję moc, —
podtrzymaj mnie, — na oczach, w duszy noc;
w obłędzie myśli moje, — splątane myśli, chmura,
nie widzę nic, — łyskanie, — szum —

W. KSIĄŻE

To miłość, — ura!
Pocałuj, —

JOANNA

Ha —

W. KSIĄŻE

Pocałuj.

JOANNA

Cyt...

W. KSIĄŻE

To nic. — —

JOANNA

Co to? — po oknach śwista — zgrzyt —
zgrzyt szyb, — brzęk, — szept, — ktoś jęczy, —
czy kto łka — ?

W. KSIĄŻE

To wiatr północny dmie. —

JOANNA

Wichr wyje.

W. KSIĄŻE

W oczach łza, —
ty płaczesz, łza miłośna, — lubość, ty poddana,
ty kochanka, — miłośna ty. —

JOANNA

Ja obłąkana, —
ty mój. — — ty mój. — — Kto jęczy tam na dworze?
Kto z wichrem goni tam? Kto klnie? — Przeklina —
może —
ciebie i mnie. —

W. KSIĄŻE

Daj ust —

JOANNA

Pocałuj, — skon.

W. KSIĄŻE

Daj ust, — pocałuj —

JOANNA

Tyś dla mnie rzucił tron.

W. KSIĄŻE

Dla ciebie tron zdobędę, koronę dam na skroń.

JOANNA

Ty mój, — kochanku, — panie —

W. KSIĄŻE

Dam tobie królowanie.

JOANNA

W kościele Świętego Jana.

W. KSIĄŻE

Carstwo.

JOANNA

Korona zmartwychwstana.
Nie od dziś to czuję i wiem
i pragnę, chcę i drżę, — ty mój, —
ty zadmiesz w róg, — powołasz, — ty na bój!
A oni z tobą rycerze; —
zwyciężą! — Szał mię bierze. —
Kochanku — powstań ty, zdruzgotaj Cara, zgnieć!
Zapalaj burze, ognie nieć.
Kochaj, — daj ust, — tam pożar się rozpali:
Tam są gotowi wszyscy już! — — Powstali!!

W. KSIĄŻE

Co!? — wiesz!!

JOANNA

Wiem. Tam w sercach ogień wre.
Tam czekają i rwą się już. — —

W. KSIĄŻE

Tam?! — gdzie?!
Obłędna ty, — co wołasz — ? Jaki bunt — ?
Ty znasz?
Mów. — — Ty zdradziłaś się.

JOANNA

Ty patrzaj w twarz.
Cesarski szpieg. — — Mój sen, — ty podły — kłam. —
Ty lękasz się, — za tobą nikt — —

W. KSIĄŻE
(odstępuje od niej)

Ja sam...
To ja się zdradził, — a z czem, — czem ja to był?
Ty rzekła: carski szpieg: — ty żona,
ty miłość moja, mnie zabiła i zatruła,
ty z nóg mnie powaliła. —
A ja się rwał. —
Ja tam, tam, z orłami w loty chciał, —
a ty, — ty z duszy głębin wydobyła
podłość. — — — To ty mój wróg.
A ty zemdlała mnie u nóg
miłośna, — nie, — co ja wiem, —
ty moja kaźń, — ty boska, —

(dzwoni)
JOANNA
(omdlała)
W. KSIĄŻE
(otwiera z kluczów wszystkie drzwi)
(przenosi ją do innych pokojów)
PANNY
(wbiegają)
(otaczają zemdlałą)
(oddalają się)
W. KSIĄŻE
(wbiega)
(idzie ku jednemu z pokojów)
(rozmawia z kimś we drzwiach)
(po chwili wchodzi na salon)
(obok W. Księcia wchodzi:)
GENDRE
(z pochyloną głową)
W. KSIĄŻE

Ot, co ty mówisz? Na śmierć? — Generał?

GENDRE

Ot, czemuby ja nie umieràł? —
Ja tchórz, — a Wasza Miłość taki, —
tak każdyj czełowièk tchórz, — — a my łajdaki.
A niech bierze, kto chce, — kto chciwy — choćby Bóg, —
takoj ja rozrzutnik, — niech każdy będzie syt,
czort, anioł, Boh i Car, — — — a serce, — cyt, cyt, cyt.
Ja serce miał, — — cha, cha, — dziś mundury i gwiazdy, —
a książe gwiazdę masz, — czoło mnie pali. —

(opiera czoło o pierś W. Księcia)

Daj ochłodzić kamykiem czoło. — — — — Carski dar, —
piękny. —

W. KSIĄŻE

Biedny ty, — duràk, — —

GENDRE

Tak Carstwo czar. —

W. KSIĄŻE

Rzewny ty, — czy pijany — ?

GENDRE

Wasza miłość? —

W. KSIĄŻE

Obraza — ?
No, — no, — rzewny, — już ja widzę, że rzewny,
że ty się stał przedemną sercem śpiewny.
A dla kogo ty nucisz ten serdeczny żal — ?
No, generàł, — tak masz tu przy boku stal,
szpada, — co? — —

GENDRE

Tak kto mnie wydarł serce — ?
Ja serce miał, — — czy naszli mnie morderce,
gdy ja się duchem chwiał...?
Wszystko wziął Car, — niech wziął; — tak, gdy już u grobu,
kto dziś uwolni mnie wlec się do tego żłobu,
gdzie duszom dają pić — ?, gdy pragnie dusza?

W. KSIĄŻE

Ty chcesz na tamten świat, — ty brat — ?, a co cię zmusza?

GENDRE

Duch. — Tak ja tu widzę wstyd, — bezczelny wstyd;
a tak ja widzę tam za grobem jasny świt;
tak ja tu widzę podłość, brud i męt
a za grobem ja widzę czyste łzy a smęt...

W. KSIĄŻE

Tak ty urlop weź, — poczekaj. —

GENDRE

Urlop duszy.
Daj ty zwoleństwo duszy, niech poleci
tam. — —

W. KSIĄŻE

Tak ty duràk, — weź ty teorban, dzwoń; —
ty się nudzisz. — A gdyby ciebie ja, jak Mazepę, na koń,
w step? — uczyniłbym Centaura, —
przez gąszcz leciałby ty, jak wichr, — i jaka Laura
rozkochana-by biegła z rozpuszczonym włosem
za kochankiem — — ?

GENDRE

Tak książe dziewkę rai...

KURUTA
(wszedł cicho i szepce)

Majestè, — nadbiegł właśnie ów człowiek z donosem.

W. KSIĄŻE

Niech-że wejdzie. —

(do Gendra)

Adieu —

(do Kuruty)

A przycienić światło,
niech ślepiami nie rzuca.

KURUTA

Wiem kto jest.

W. KSIĄŻE

Co mnie to?
Niczem nie jest.

GENDRE

Addio!

(odchodzi)
W. KSIĄŻE

Włóczęga, hołota,
człowiek podły, — potrzebna nam jest jego cnota.

MAKROT
(wchodzi)
KURUTA

A ty masz dla mnie co — ?

MAKROT

Dla księcia słowo.

KURUTA

A czemu dla mnie nie — ?

MAKROT

Dla majestatu.

KURUTA

No tak, ja ci pozycyę dał.

MAKROT

Więc za umową
działam, — sekret.

KURUTA

Daj go katu, — —

(szepce W. Księciu)
(do Makrota)

No tak, co ty wynalazł — ?

MAKROT

Słowa, — gesta, — cienie.

KURUTA

Któż co z tego odgadnie, — he, — kto?

MAKROT

Złe sumienie.
Kto się boi, dla tego gest jeden wystarczy
znaczący; — kto zgaduje, — odgadnie z pół-ruchu,
z pół-słowa, — co kto chowa utajone w duchu
i z tem straszydłem pójdzie w noc milczenia
a będzie tam ten potwór gospodarczy, —
ten zatruje mu krew, przeżre rdzenia
i wejdzie, wpełznie jad w krwi uderzenia, —
zatruje, zgnębi duszę, — usiądzie na piersi,
aż przytłoczy i zaprze w noc. —

KURUTA

Tak my najszczersi, —
daj rękę, — no i gęby daj, — a wypleć bajkę
cożeś wynalazł, zmyślił, odgadł....

MAKROT

Szajkę.
Może się co powiedzie? — Trzeba pójść posłuchać.

KURUTA

Można pójść — ?

MAKROT

Można.

W. KSIĄŻE

Jawno?

MAKROT

Niewygodnie.

W. KSIĄŻE

I cóż tam knują — ?

MAKROT

Oni — ? — Knują zbrodnie.
Trzeba, żeby sam książe podszedł, jak w romansie;
by mi zaufał, poległ...

W. KSIĄŻE

Jak na Sanszo-pansie.
I dużo ich się schodzi?

MAKROT

Garść, partye, — gromada.
To zależy. —

KURUTA

I gdzież to?

MAKROT

Kto przyjdzie, to gada
i można stan umysłu w dyalogu czytać,
by tylko umiejętnie podsłuchać, pochwytać.
Słowa są urywane, — lecz myśl jednolita.

W. KSIĄŻE

Tak gdybym ja tam poszedł sam....?

MAKROT

To nie wypada.
Mój ubiór wyszarzany, brudny, pfuj, jak szuja;
za dnia przyjść tu nie mogę, psami lokaj szczuje.
A żyć muszę dla dzieci, — mam serce i czuję.

W. KSIĄŻE

I gdzież to — ?

MAKROT

Rzecz doniosła, — niejawna, nietajna.

W. KSIĄŻE

Byłeś tam?

MAKROT

Wracam.

KURUTA

A sprytna sobaka!

W. KSIĄŻE

Gdzie to?

MAKROT

Na Świętojurskiej uliczna kloaka.

KURUTA
(zaśmiał się)

Cha, cha.

MAKROT

Spisek odkryłem, — wyjawię dowody.

W. KSIĄŻE

Łajdaku, coś ty chciał, — ja mam pójść w łajna?

MAKROT

Tam mówiono o księciu słowy szkaradnemi.

W. KSIĄŻE

I ty podły przychodzisz obrzucać mnie niemi?

MAKROT

Ja tam stałem na zimnie, o głodzie, — z rozkoszą
chwytałem każde słowo; — powtarzałem duchu:

stój, postój, — czekaj jeszcze, zapłacą dukatem,
dukatem płacą tym, co donos noszą.

W. KSIĄŻE

Co? I cóż? — Co przyniosłeś, — co?

MAKROT

Ja cały w słuchu,
przy tym brudzie i wstydzie; — no ja z tego żyję
Książe płacisz.

W. KSIĄŻE
(rzuca pieniądz)

Masz. Gadaj.

MAKROT

»Pojednał się z bratem
i że to jest udane, — że jest list od Cara, —
i że trzeba dziś jeszcze«, — ot, patrz, krople z czoła....

W. KSIĄŻE

Gadaj.

MAKROT

»Dziś jeszcze trzeba w pysk tego Mogoła«.

W. KSIĄŻE

Mnie!?

MAKROT

Ja tak myślę.

W. KSIĄŻE

Precz! — Mnie!?

MAKROT

To wyraźne, —
bo oto tu są inne donosy ukaźne,

które wskazują, — że się dziś — coś ma pojawić.
No i wiadomo co, — gdzie, — to trza zdławić.

W. KSIĄŻE

Ale co!? — Co?! — Precz-ty!, — albo zostań jeszcze chwilę;
potem wydam rozkazy, ukaz; — ja tu mile
przepędzam czas, — tak wy mnie napędzacie strachu.
Tak ja spokoju nie mam, — ciągle w szachu. —
A kto mnie trzyma? — wy, — tak to błazeństwo. —

MAKROT

Oni się modlić przychodzą na groby
w dnie narodowej, tak zwanej, żałoby.
Wtedy ja idę i śpiew intonuję
razem wspólnie z innymi, nawet popłakuję.
A w notesie kryjomie imiona spisuję
osób, które tam klęczą. — I tak na trop spisku
wpadam z lekka, powoli, — na ich cmentarzysku,
gdy na ich głowy liście spadają zżołkniałe.
Oto tu mam notaty.

(dobywa papierów)

Co — ? — Foliały całe?
Jeśli książe przypomnieć raczy w Listopadzie....

W. KSIĄŻE

Listopad, to dla Polski niebezpieczna pora — ?

MAKROT

Znacząca. — —

W. KSIĄŻE

A ty, widzę, jesteś zmora.

MAKROT

Tak teraz jest Listopad, — więc baczne mam słuchy.

Jest to pora, gdy idą między żywych duchy —
i razem się bratają.

KURUTA
(wybucha śmiechem)

Cha, cha, cha,

W. KSIĄŻE
(śmieje się)

Poeta.
Nowy Lamartine może? — Patrzaj, — szpieg esteta.
Spisek, — codziennie spisek....

KURUTA

Bo jest.

W. KSIĄŻE

Co dzień nowy.

KURUTA

Co dzień nowy.

MAKROT

Jest wszędzie.

KURUTA

W zawiązku.

MAKROT

Gotowy.

W. KSIĄŻE

A wszystko pierzchnie z rankiem, — ze dniem, — nocne mary.
Tak wy, strachy —, puszczyki dwa, — ja nie dam wiary.

KURUTA

Wasza Książęca Mość nie drży, — człowiek wojenny,

no to dość; — trzeba, książe, wydać rozkaz dzienny,
że wsio ma być spokojno, — spokojnie tam w duszy:
jak usłyszę w rozkazie, — tak strach się rozprószy.

W. KSIĄŻE

Ty żartowny.

KURUTA

Tak ja się na wszystko zgotuję.
A kto to jutro będzie pan — ?

W. KSIĄŻE

Tu ja panuję.
A ty mnie przy mnie milcz — o innym panu.

KURUTA

Ja miał na myśli Cara.

W. KSIĄŻE

Milcz.

KURUTA

I zamach stanu.
Słyszałem podedrzwiami, — rozumiem, miarkuję.
Myśl genialna, —

W. KSIĄŻE

Słyszałeś — ty, — ja cię zakuję
w kajdany.

KURUTA

Tak się dowie Car.

W. KSIĄŻE

Car się nie dowie.
Ja cię owinę szarfą, — szpieg, — wszyscy szpiegowie,

precz wy odemnie, precz, — krew mi wyssali,
krew moją carską żłopać przyszli tu i tu chłeptali,
duszę wy moją brali w szpon; — piekła szatani
i wlekli w noc. — — —

(wypędza obydwóch)

Ja sam, — — skąd czekać mnie zwiastuna?
i kto wyzwoli z mąk — — ? —

(widać łunę)

Co to? — — Pożarna łuna, —
— gaśnie, — zapada, — — — znów snop iskier bucha.
Cisza, — — i coraz noc, — — i pustość głucha.

(dzwoni)

A co?

OFICER SŁUŻBOWY
(wchodzi)
(salutuje)

Raport złożony, — pożar ugaszony.
Na Solcu płonie szopa pusta, — trochę słomy.

W. KSIĄŻE

Słomiany ogień, — zgasł, —

OFICER SŁUŻBOWY

Cztery szwadrony
powróciły.

W. KSIĄŻE

Pożaru powód — ?

OFICER SŁUŻBOWY

Niewiadomy.

W. KSIĄŻE

Jakto — ? — Ha, — nic, — — tak, — nic niewiadomo;

tak, — że to wszystko nic, — — kto ma łakomą
duszę, — — — czego? — — co?

(do oficera)

Rozpędzić straże.
Niech idzie wszystko spać.

OFICER SŁUŻBOWY
(salutuje)
(wychodzi)
W. KSIĄŻE
(klaska)
LOKAJE
(wchodzą)
W. KSIĄŻE

Gasić lichtarze.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Wyspiański.