O kobiecie wiecznie młodej/Rozdział V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O kobiecie wiecznie młodej |
Podtytuł | Ninon de Lenclos. Szkic historyczny |
Wydawca | Druk-Tłocznia P. Szwede |
Data wyd. | 1924 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Z obowiązku biografa przygód i awantur żywota cnej panny (nie dziewicy) Ninon de Lenclos starałem się czytelnikowi przedstawić najbardziej tegoż frapujące momenty.
Dotychczas były to historje mniej lub więcej ciekawe, lecz nie wykraczające po za granice rzeczy naturalnych.
Chcę przejść teraz do scharakteryzowania tego, co istotnie z „belle Ninon“ stwarza fenomen, nie mający sobie równego w dziejach świata — mianowicie do sprawy jej wieczystej młodości, niedostępnej zębowi czasu urody.
Z krótkich poprzednich mych szkiców widzieliśmy, że nieźle bawiła się Ninon pod koniec panowania Ludwika XIII i rządów kardynała Richelieu, widzieliśmy jej perypetje za czasów rejencji Anny Austrjaczki i kardynała Mazarin, widzieliśmy jak dokazuje na początkach panowania Ludwika XIV i jak w dalszym ciągu broi na schyłku tegoż. Tyle lat, tyle lat... a Ninon nie zmienia się niemal na jotę.
Wciąż jest tą samą wysmukłą zgrabną brunetką o majestatycznej i wdzięcznej postaci. Niby płatki czerwonej róży są jej rozchylone usta, a bieleje w nich rząd, jak perełki, ząbków.
Czas płynie, starzeją i umierają współcześni, szron bieli włosy przyjaciółek. Ninon Pozostaje wciąż tą samą. Że grzeszyła Ninon, mając lat dwadzieścia, trzydzieści, i czterdzieści nic w tem dziwnego niema, że grzeszyła mając pięćdziesiątkę i sześćdziesiątkę również by to pojąć można, gdyż pisze Brantom w swych „Żywotach pań swawolnych“, iż sześćdziesięcioletnie i siedemdziesięcioletnie panie częstokroć u mężczyzn wielkiem cieszyły się powodzeniem w myśl, zasady, że zawsze rutyna, młodego, a niedoświadczonego artystę zwycięży.
Lecz Ninon nie poszukiwano jako wytrawnego, a w miłosnych bojach zaprawionego marszałka, mogącego młodocianych bojowników kunsztów subtelnych, a wyrafinowanych ars amandi, nauczyć.
Z Ninon inna była sprawa.
W Ninon kochano się na zabój, Ninon była wiecznie uroczą, młodą kobietą.
Przedstawmy tę sprawę bliżej.
W 1667 roku Ninon miała lat 51. Zakochał się w niej wówczas mocno młody pan de Sevigné. Ponieważ poprzednio kochał się jego ojciec i dziad, piękna mawiała z uśmiechem, iż kochało ją całe pokolenie.
A jak potężnym był czar panny de Lenclos scharakteryzuje najlepiej następująca przygoda.
W 1669 r. gdy liczyła lat 53 zawiązała „czuły stosunek“ z hrabią de Fiesque, potomkiem znakomitego genueńskiego rodu.
Hrabia był grubo młodszy, lecz snać różnica wieku nie odgrywała roli, gdyż ubóstwiał swą ukochaną.
Ale pewnego poranka, po bakchicznej nocy amora, pisze do Ninon taką kartkę:
Czy nie uważasz, że pora przerwać nasze stosunki? Tyś lekkomyślna — jam dumny z natury! Wolę cię pierwszy pożegnać, niż żebyś Ty żegnać mnie miała. Zapewne, pocieszysz się wkrótce — więc czyn mój nie wyda ci się zbytnio niemiłym. Prawda? Żegnam!
„Królowa kurtyzan“ zbladła, gdy powyższą epistołę czytała. Siedziała wówczas przy gotowalni.
Nie mówiąc słowa bierze jeden z swych pysznych czarnych pukli, tnie go, kładzie do listu i śle hrabiemu.
W ciągu godziny de Fiesque już jest z powrotem u stóp bogdanki. Kochankowie, niby zakochana para gołąbków dzień cały... no i noc oczywiście spędzają razem. Lecz gdy nazajutrz rano hrabia opuszcza pałacyk przy ulicy des Tournelles, służebna doręcza woniejący bilecik.
Czyta:
Nie mylisz się, że jestem kapryśną — lecz mylisz się, gdyż równie jak i ty — jestem dumną. Ninon nikt jeszcze nie porzucił — Ninon porzuca każdego! Zrywać nie chciałam... Tyś nasunął tę myśl. Pocieszam się tem tylko że nie rychło się po mnie pocieszysz.
Hrabia gdy list ten otrzymał zaklął siarczyście... gra była przegraną...
Wziął on przesłany mu przez Ninon pukiel włosów i rozdzielił na dwie połowy: jedną sobie zostawił zaś drugą odesłał wietrznicy.
„Dziękuję za lekcję — pisał — słusznie się ona należy! Tuszę, że część pukla, którą odsyłam — przydać się może dla mego następcy! Oszczędzi to Wam, fatygi, Pani powtórnego obcinania pięknych włosów“...[1]
∗
∗ ∗ |
W 1671 r. powiła panna de Lenclos córeczkę, która wkrótce potem zmarła. Krąży wersja, że ojciec nieprawego dziecięcia (bliżej nazwisko nie jest znane — był to, zdaje się, pewien grand hiszpański) kazał je zabalsamować, tak było ono piękne i na pamiątkę „belle Ninon“ postawił je pod szklanym kloszem w swym gabinecie.
∗ ∗
∗ |
W rok później panna de Lenclos w czasie spaceru w Tuilleri’ach spotkała swego byłego adoratora marquis de Jersey’a. Towarzyszył mu młodzieniec wybitnej urody. Jakieś dziwne, niepojęte uczucie ogarnęło lekkomyślną. Nie myliła się. Piękny chłopiec zwał się Albertem de Villiers i był jej własnym synem — pochodził ze stosunku z Jersey’em. Nie znał on tajemnicy, otaczającej jego urodzenie; sądził, jak mu powiedziano, że rodzice zmarli za młodu — a opiekuje się nim jego wuj — margrabia.
Ninon poczyna konwersację, a nie przewidując fatalnych skutków, zaprasza, za zezwoleniem margrabiego, młodego Alberta do siebie.
Miała Ninon lat 56 — wyglądała najwyżej na 25.
Młodzieniec poczyna u matki swej bywać, a sądzi, że z młodą damą ma sprawę.
Rezultat nie długo każe na siebie czekać: chłopiec kocha własną matkę miłością pierwszą w życiu: potężną i idealną — a wietrznica, przez lekkomyślność nie do darowania, nie zabija w zarodkach występnego uczucia — zbyt ją to bawi: proszę sobie tylko wyobrazić — syn własny prawi komplementa, niby niewinnej dzieweczce!
Lecz Albert jest młody, jest namiętny (nie byłby synem Ninon), jest mężczyzną!
To też gdy poczyna od poetycznych słówek przechodzić do gorętszych ataków — rady niema: Ninon odsłania mu całkowitą, okrutną prawdę.
Wyznanie czyni na nieszczęsnym chłopcu straszliwe wrażenie; wybiega on z buduaru do ogrodu i tam wystrzałem z pistoletu pozbawia się życia.
Ninon rozpacza, rwie włosy: boleść jej jest potężna. Pragnie zamknąć się w klasztorze. Lecz jak wszystko tak i te uczucia przemijają szybko...
Wietrznica buduje piękne mauzoleum tragicznej ofierze i... powraca do dawnych przyzwyczajeń, do zabaw, miłostek...
∗
∗ ∗ |
Hrabia Choiseuil, późniejszy marszałek Francji, jął zalecać się do pięknej, gdy ta miała lat 60.
Był o lat dwadzieścia młodszy od Ninon. Z natury nieśmiały afekty swe wyrażał wielce oględnie, nie przechodził do decydujących czynów. Półtora miesiąca wzdychał — sprawa nie posuwała się ani na krok.
Sześćdziesięcioletnia piękna nie lubiła długich wstępów. Starała się sama naprowadzić zakochanego na właściwą drogę, przyjmowała go więc na pół obnażona w swoim buduarze a pod pretekstem udręczonej muchy czy komara — kazała czynić poszukiwania — ...intymne.
Lecz i te figlarne po ciele bogdanki podróże nie rozjaśniły hrabiemu w głowie, szukał muchy zawzięcie, aż się pocił... jednak dalej... nic! Rozłościło to „la belle“: „idjota!“ — zadecydowała i postanowiła się zemścić.
Występował podówczas w paryskiej Operze tancerz Pecur. Młody, zgrabny, świetnie zbudowany, cieszył się sukcesem niezwykłym. Według przyjętego zwyczaju na scenie ukazywał się w masce, lecz ci, co twarz jego bez maski widzieli, twierdzili, iż równie jest piękną, jak budowa ciała.
Co wieczór otrzymywał stosy słodkich bilecików, co wieczór paryżanki oblegały go niemal, kochanek miałby tysiąc, gdyby zechciał. Pecur jednak szanował się wielce; tancerz, zbytnio hołdujący amorowi prędko z formy wychodzi, zużywa się, przestaje być dobrym tancerzem. To też wielbicielki odchodziły z kwitkiem, czułe liściki, zaproszenia i prośby o rendez vous pozostawały bez odpowiedzi. Lecz razu pewnego uwagę jego zwraca jeden z naperfumowanych „billets doux“. Długo czyta... i własnym oczom nie wierzy.
Bilecik brzmi.
Pecur, który bilety najpiękniejszych dam rzucał z pogardą, gdy przeczytał zaproszenie Ninon, aż poczerwieniał z radości.
Nie namyślał się chwili i na wyznaczone spotkanie pobiegł — tak wielkim był „charme“ sześćdziesięcioletniej „królowej kurtyzan“.
Snać dowiódł Pecur, że wcale sprawnym jest równie tancerzem w miłości, gdyż Ninon w swej służbie pozostawiła go dłużej.
Za to hrabia Choiseuil nie mógł się zorjentować w sytuacji; „la belle“ miast poprzednich awansów traktowała go ozięble, niemal z pogardą...
W końcu zrozumiał.
Gdy dnia pewnego przybywa do pałacyka przy ulicy des Tournelles natyka się na Pecur’a, który tylko co był opuścił „chambre des elûs“ — sypialnię.
— Co pan tu robi? — pyta.
— Dowodziłem korpusem — odpowiada Pecur — z którym pan hrabia nie potrafił sobie poradzić![2]
Aluzja była zbyt przejrzysta. Też biedny Choiseuil zmuszony był do bezsławnej ucieczki... z placu boju... amora.
A liczyła Ninon lat wówczas sześćdziesiąt.
∗
∗ ∗ |
A gdy liczyła Ninon lat siedemdziesiąt...
Wzdychał do niej abbé Châteauneuf a chwilowy faworyt Chaulieu nie mógł się dość nachwalić swego szczęścia!
Wyglądała Ninon gdyby kobieta trzydziestoletnia. Nie miała siwego włoska, zęby błyszczały, twarz barwił rumieniec młodzieńczy.
Zakrawało to na cud i przepowiednie czarnego człowieka sprawdzały się co do joty!
Jedynie czoło Ninon przecinała poprzeczna zmarszczka; Chaulieu twierdził że, tam właśnie mieści się łożysko miłości.
Lecz samej wietrznicy poczynały nasuwać się refleksje...
To też dnia pewnego powzięła postanowienie...
Rozesłała do wszystkich swych znajomych listy, zapraszając ich na „nadzwyczajne zgromadzenie“.
A gdy przybyli starzy, młodzi i najmłodsi, gdy przybyli ci wszyscy, którzy wciąż do względów siedemdziesięcioletniej pięknej wzdychali, przyjęła ich ona ubrana czarno z miną smutną i oświadczyła, że od dnia dzisiejszego rezygnuje... z miłości.
Sprawiło to konsternację niebywałą... zebrani adoratorzy poczęli tłomaczyć, że nie ma ona prawa tak postąpić. Zbrodnią byłaby podobna abdykacja! Czyż nie jest wciąż Ninon — najpiękniejszą z kobiet, perłą śród niewiast, niedoścignionym ideałem.
Tak! ideałem! — zawołała Ninon — ideałem, który ma lat siedemdziesiąt!
Co się wówczas dziać zaczęło — trudno opisać. Podniosła się cała burza protestów... „nie wierzymy!“ wołano, „to zgoła nie możliwe... to żarty!“
Wydelegowano dwóch z pośród zebranych, by udali się do kościoła Notre Dame i przynieśli ztamtąd wypis aktu chrztu z parafialnych rejestrów.
A gdy wysłańcy powrócili z namacalnym dowodem, że panna de Lenclos bynajmniej nie żartuje wykrzyknikom nie było końca:
— Więc to prawda!
— To nie do wiary!
— Niesłychane!
— To czary!
— Chyba mag jakiś dał jej zażyć cudownego eliksiru!
Można się domyśleć, jak przykro zabrzmiały te ostatnie słowa w uszach Ninon; z rozpaczą wspominała ona chwile paktu z czarnym człowiekiem — djabłem!
To też rzekła.
— Nie zapominajcie panowie — że piękna Helena liczyła czterdzieści lat, gdy cała Grecja się o nią biła...
— Tak czterdzieści... lecz pani ma siedemdziesiąt.
— Pozwólcie dokończyć! Menelaus ją odzyskał w piędziesiątym roku życia a była tak piękną, iż jej przebaczył. Prawdopodobnie też nie zestarzała się odrazu a urodę swoją zachowała przez czas jeszcze długi...
— To są komentarze... bajeczki...
— A przypomnijcie sobie Djanę de Poitiers; czyż nie zachwycano się nią gdy miała lat blizko sześćdziesiąt?
— Tak, lecz pani ma siedemdziesiąt!
∗
∗ ∗ |
Rewelacje tyczące się wieku Ninon bynajmniej nie ostudziły zapałów „oiseaux des Tournelles“ — turnelskich ptaszków — jak wielbicieli pięknej przezywano.
Skutek był inny.
Od chwili tej panna de Lenclos stawała się fenomenem nie mającym sobie równego, „żywym cudem“ panowania Ludwika XIV.
Zjeżdżano się ze wszystkich końców Europy, by „wiecznie młodą“ kobietę oglądać, zjeżdżano się by na własne oczy ujrzeć to, co niemożliwością nie do wiary się wydawało.
A sceptyków nie było brak...
W 1687 roku przybył do Paryża młody arystokrata szwedzki Zygmunt Bagny.
Gdy zaproponowano mu zapoznanie go z Ninon de Lenclos, zachwalając jej niezrównany wdzięk i grację — dumny panek, który od dzieciństwa wciąż słyszał o pięknej odrzekł drwiąco.
— Nie lubję flirtów... z babciami!
Odpowiedź tę szybko zaniesiono do Ninon.
Ta uśmiechnęła się tylko, spojrzała spokojnie w lustro, które odbiło iście dziewiczą sylwetką 72 letniej kobiety... i postanowiła szweda ukarać.
Postarała się na jednym ze spacerów publicznych, niby to przypadkowo, spotkać młodego hrabiego — ten gdy ujrzał ją... sam począł prosić znajomych o przedstawienie go pięknej.
Prezentacja następuje. Ninon jest miła i uprzejma, jak nigdy. Zaprasza Bagny’ego, by zechciał nazajutrz ją odwiedzić.
Gdy nazajutrz oczarowany i rozkochany hrabia przybywa, przyjmuje go Ninon w pięknym dezabilu w buduarze.
Co tam było i jak tam było — kronika milczy — dość na tem, że biedny szwed cały czas zachodził w głowę czy nie zażartowano sobie z niego i nie podstawiono zamiast siedemdziesięcioletniej „królowej kurtyzan“ — młodej dziewczyny!
Lecz gdy opuszcza, mocno zmęczony, pałacyk przy ulicy des Tournelles, spotyka go przygoda podobna do tej, jaka się przydarzyła hrabiemu de Fiesque.
Sługa doręcza mu również woniejący bilecik — na nim skreślone są słowa:
Przygoda ta tak ośmieszyła niefortunnego szweda, iż musiał co rychlej Paryż opuścić.
∗
∗ ∗ |
Ostatnim „flirtem” Ninon był niejaki abbé Gédoyn.
Długo asystował on pięknej, nadskakiwał a dusery i komplementy prawił. Spoglądała nań okiem łaskawem, widocznem było, iż nie jest jej niemiły — tem nie mniej... nie mógł się on pochwalić bezwzględnem zwycięstwem.
Gdy Gédoyn począł już powątpiewać czy kiedykolwiek do „chambre des elûs“ wpuszczonym zostanie, mówi doń Ninon.
— Widzę, że kochasz mnie istotnie, drogi przyjacielu! Będę ci powolną, lecz pod jednym warunkiem...
— Jakim? — pyta abbé.
— Muszę wystawić cię na próbę... Jeśli od dziś za trzy miesiące... tak za trzy miesiące... mianowicie 15 maja 1696 roku powtórzysz mi te same przysięgi... te same słowa miłości... stanie się wedle twej woli...
— Ależ droga Ninon! kochana Ninon! Wszak kochać cię będę nie trzy miesiące... lecz żywot mój cały... czemu ten okrutny warunek?
— Tak stać się musi!... Może to mój kaprys... fantazja... nazywaj jak chcesz... lecz nie nalegaj daremnie...
Abbé prosi i błaga, Ninon pozostaje niewzruszona. Nolens volens Gédoyn ustąpić musi; wzdycha schnie i... pisze na cześć lubej madrygały w ciągu trzech miesięcy... Czas ten wydaje mu się bez końca.
A gdy nareszcie następuje dzień wyznaczony, biegnie i pada do stóp bogdanki.
— Ninon! — woła — kocham jak nigdy! Szaleję!
— Głupi chłopaku — mówi ona — wstań i podejdź ze mną.
Bierze go za rękę i prowadzi przed lustro.
— Głupi chłopcze! — powtarza — więc tak mnie miłujesz?
— Tak!
— A ile lat wieku waszmość sobie liczy?
— Dwadzieścia cztery. Lecz cóż to ma do rzeczy, droga Ninon?
— A wiesz ty kogo ty kochasz? — śmieje się piękna — Przypatrz mi się dobrze?
— Nic nie rozumiem?
— Więc dowiedz się, że twoja Ninon dnia 15 maja 1696 roku skończyła lat osiemdziesiąt. Dziś jest osiemdziesięcioletnia rocznica moich urodzin. Mogłabym być babką waszeci, miły amancie! A kazałam tyle czasu czekać i wzdychać, że przekonać się chciałam, jak miłują osiemdziesięcioletnie niewiasty!
— Ninon... Ninon... powtarzał zdumiony Gédoyn.
— No a teraz, kiedyś się prawdy dowiedział, powtórz czy kochasz mnie jeszcze?
— Jak nigdy Ninon! A cóż mnie wiek obchodzi... skoro jesteś tak piękna, urocza... Ninon błagam, nie męcz mnie dalej...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Stosunek Ninon z Gédoyn’em nie trwał długo. Musiała osiemdziesięcioletnia panna zerwać... z powodu nieznośnej zazdrości kochanka.