Śpiewak wita wasze strony:
Niechaj będzie pochwalony! Pokój z domem tym!
Śpiewak wita w ojców wierze,
A kto w dom go przyjmie szczerze Pieśń i Pan Bóg z nim!
Pieśń ojczysta, narodowa,
Prosta, rzewna, a surowa, Jak nasz lud i czas;
A więc w imię pieśni waszej,
Dziejów waszych, i krwi Laszej, Witam, witam was!
Lubię tylko powitanie —
Niech też po mnie tu zostanie Ten jedyny ślad;
Byście rzekli: tu przebywał,
Tutaj rodak nam zaśpiewał, I gdzieś ruszył w świat.
Byłem w Litwie i w Koronie,
Byłem w tej i w owej stronie, Byłem tu i tam —
Od Beskidów do Pomorza,
Z Litwy aż do Zaporoża, Całą Polskę znam.
Znam to całe szczere plemię,
Polskie morza, polskie ziemie, I tę polską sól;
I o wszystkiem marzę, roję,
I to wszystko niby moje, Nibym polski król.
Choć nieznany i ubogi,
Gdy nawiedzę czyje progi, Każdy z duszy rad;
Czy to w dworze, czy w klasztorze,
Na słobodzie, czy w gospodzie, Wszystkim lirnik brat.
Kędy bracia moi smutni
Brat po mieczu i po lutni Niosę piosnkę im;
I obecną słodząc dolę,
Na Grochowskie ciągniem pole. A sławą brzmi rym.
Czasem brzęknę mej drużynie,
Kiedy czarna chwila minie, I weselszy śpiew;
O Krakusach dzieciom nucę,
A powiastką w starych cucę Staropolską krew.
Nieraz z dziadem w puhar dziarsko
Na powiastkę brzękniem Barską, Sławiąc polski ród;
Wówczas stary wre jak z młodu,
Woła wnuczkę: „nalej miodu! Boć to Polski miód“.
A cóż w świecie nad miód polski?
Nad kord stary, snop podolski, I nad polski śpiew?
Nad kraj wolny, własną niwę,
I te Polki czarno-brewe, I tę Polską krew?
Siostry moje! córy Piasta!
Skąd to serce w piersiach wzrasta? Skąd ta dusza wam?
Co to w piersiach waszych wierzy?
Co za dobro dla was leży Za bojami tam?
My tej ziemi się dobijem,
Lub w mogiłach znów ożyjem W dziejach ziemi tej;
Lecz kto groby wam ocuci?
Kto wam waszą młodość wróci? Te nocy i łzy?
O! i jam znał takie bole;
Lecz o młodość, o mą dolę Nie pytajcie mnie:
Dość wam, żem ja z krwi ochrzcony.
Żem w nieszczęściu poświęcony, Znał niejedną łzę.
Moja skarga was nie znudzi;
Ja pieśń z ludu mam dla ludzi, Żale toną w głąb:
Mego serca pieśni własnej
Słucha tylko miesiąc jasny, I stuletni dąb.
Hej mogiły! skały! zdroje!
Stepy! Orły! dęby moje! Z wami ja się znam.
Lecz ty dziatwo żądasz pieśni,
To już sobie śpiewak nie śni: Cóż zaśpiewać wam?…
Czasem śpiewak zgadnąć umie,
Co się w głębiach piersi tłumi, Bo i w nim ta krew;
Więc o Lachu, o orlęciu,
I o krzywej szabli cięciu Przynosi wam śpiew.
Bo to straszne sądy Boże,
I krew Lacka cuda może, Jest i w śpiewie jad.
Boże! coś Polskę przez tak liczne wieki.
Otaczał blaskiem potęgi i chwały,
Coś ją osłaniał tarczą Swej opieki
Od nieszczęść, które przygnębić ją miały;
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
Ojczyznę, wolność racz nam wrócić, Panie!
Ty, któryś potem tknięty jej upadkiem,
Walczących wspierał za najświętszą sprawę;
A chcąc świat cały mieć jej męstwa świadkiem,
Wśród nieszczęść nawet pomnażał jej sławę;
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
Ojczyznę, wolność racz nam wrócić, Panie!
Wróć biednej Polsce świetność starożytną!
Użyźniaj pola, spustoszone łany;
Niech szczęście, pokój na nowo zakwitną!
Przestań nas karać, Boże zagniewany!
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
Ojczyznę, wolność racz nam wrócić, Panie!
Niedawnoś wolność zabrał z Polskiej ziemi,
A już krwi naszej popłynęły rzeki —
O, jakże musi być okropnie z tymi,
Którym Ojczyznę odbierasz na wieki!
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
Ojczyznę, wolność racz nam wrócić, Panie!
Boże Najświętszy! przez Chrystusa rany!
Świeć wiekuiście nad braćmi zmarłymi;
Spojrzyj na lud Twój niedolą znękany,
Przyjmij ofiary synów polskiej ziemi.
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
Ojczyznę, wolność racz nam wrócić, Panie!
Boże Najświętszy, od którego woli
Istnienie świata całego zależy,
Wyzwól lud polski z objęcia niedoli,
Wspieraj szlachetne zamiary młodzieży!
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
Ojczyznę, wolność racz nam wrócić, Panie!
Boże Najświętszy! przez Twe wielkie cudy
Oddalaj od nas klęski, mordy boju;
Połącz wolności węzłem Twoje ludy
Pod jedno berło Anioła pokoju.
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
Ojczyznę, wolność racz nam wrócić, Panie!
Jedno Twe słowo, wielki niebios Panie,
Z prochów nas podnieść znowu będzie zdolne;
A gdy zasłużym na Twe ukaranie,
Obróć nas w prochy, — ale w prochy wolne!...
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
Ojczyznę, wolność racz nam wrócić, Panie!
Z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej,
Do Ciebie, Panie, bije ten głos!
Skarga to straszna, jęk to ostatni,
Od takich modłów bieleje włos.
My już bez skargi nie znamy śpiewu,
Wieniec cierniowy wrósł w naszą skroń,
Wiecznie, jak pomnik Twojego gniewu,
Sterczy ku Tobie błagalna dłoń.
Ileż to razy Tyś nas nie smagał,
A my nie zmyci ze świeżych ran,
Znowu wołamy: On się przebłagał,
Bo On nasz Ojciec, bo On nasz Pan!
I znów powstajem w ufności szczersi,
Lecz za Twą wolą zgniata nas wróg,
I śmiech nam rzuca, jak głaz na piersi:
„A gdzież ten Ojciec, a gdzież ten Bóg?!
I patrzym w niebo, czy z jego szczytu,
Sto słońc nie spadnie wrogom na znak?
Cicho i cicho... pośród błękitu,
Jak dawniej buja swobodny ptak.
Owóż w zwątpienia strasznej rozterce,
Nim naszą wiarę ocucim znów,
Bluźnią ci usta, choć płacze serce,
Sądź nas po sercu, nie według słów!
O, Panie! Panie! ze zgrozą świata,
Okropne dzieje przyniósł nam czas;
Syn zabił ojca, brat zabił brata,
Mnóstwo Kainów jest w pośród nas.
Ależ o Panie! oni niewinni,
Choć naszą przyszłość cofnęli wstecz,
Inni szatani byli tam czynni;
O! karaj rękęrękę karaj, nie ślepy miecz!
Patrz! my w nieszczęściu zawsze jednacy,
Na Twoje łono, do Twoich gwiazd
Modlitwą płyniem, jak senni ptacy,
Co lecą spocząć wśród własnych gniazd
Osłoń nas, osłoń, ojcowską dłonią,
Daj nam widzenie przyszłych Twych łask;
Niech kwiat męczeński uśpi nas dłoniąwonią,
Niech nas niebiański otoczy blask!
I z Archaniołem Twoim na czele
Pójdziemy wszyscy na straszny bój,
I na drgającem szatana ciele
Zatkniemy sztandar zwycięski Twój!
Zbłąkanym braciom otworzym serca,
Winę ich zmyje wolności chrzest;
Wtenczas usłyszy podły bluźnierca
Odpowiedź naszą: „Bóg był i jest!“
Jeszcze Polska nie zginęła,
Kiedy my żyjemy, Co nam obca przemoc wzięła.
Mocą odbierzemy. Marsz marsz Dąbrowski Z ziemi Włoskiej do Polski, Za twoim przewodem, Złączym się z narodem.
Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę,
Będziem Polakami, Dał nam przykład Bonaparte,
Jak zwyciężać mamy, Marsz, marsz — itd.
Jak Czarniecki do Poznania,
Po szwedzkim zaborze, Dla Ojczyzny ratowania,
Wrócim się przez morze. Marsz, marsz — itd.
Już tam Ojciec do swej Basi
Mówi zapłakany, Słuchaj jeno, pono nasi
Biją w tarabany. Marsz, marsz — itd.
Walecznego pełny ducha,
Każdy moment liczy. Marsz, marsz — itd. Przyłączyć się rada Jęcząca gromada.
Czy Polacy, czy Sarmaci
Będziem imię nosić. Byle w gronie dawnych braci
Miłą wolność głosić! Marsz, marsz — itd. Naród na Cię czeka — Przyjdź z prawem człowieka.
Choć sąsiady nas zniszczyły
I broń nam zabrały. Sparte murem piersi były,
I te nam zostały. Marsz, marsz — itd. Każdy z nas chęć czuje Wodza nie brakuje.
Dzielność wolnego oręża
Starzec opowiada, Aby szukać tego męża
Młody na koń wsiada. Marsz, Marsz Dąbrowski, Z ziemi Włoskiej do Polski, Za Twoim przewodem. Złączym się z narodem. Wolność dawne hasło Jeszcze w nas nie zgasło.
Jeszcze Polska nie zginęła; kiedy my żyjemy,
Co nam obca moc wydarła, mocą odbierzemy, Co wszczęła rozpacz, to dokona męstwo, Marsz, marsz Chłopicki! Bóg nam da zwycięstwo.
Ojczyzna, z grobu wstająca, woła do swych dzieci:
Kto mój syn, prawy Polak, niech do boju leci! O matko nasza! o Ojczyzno święta! My twoje dzieci, my skruszym twe pęta.
Za wolność, za kraj rodzinny, spieszmy do oręża!
Wszak Bracia! nie wielka liczba, lecz męstwo zwycięża. Honor i chwała są przy naszej stronie, Słodko jest ginąć w Ojczyzny obronie!
O! ziemio cnych Pradziadów, ziemio krwią ich zlana,
Jużeś nasza, już obcego mieć nie będziesz pana. Do broni, Bracia! Do broni, do broni! Pod świętym znakiem Orła i Pogoni!
Przy Chłopickim niebezpieczeństw żadnych się nie straszym.
Ufność w Wodzu, Jedność, Zgoda będzie hasłem naszem. Co wszczęła rozpacz, to dokona męstwo. Marsz, marsz, Chłopicki, Bóg nam da zwycięstwo!
Boga-Rodzica Dziewica,
Bogiem wsławiona Marya.
U Twego Syna, Hospodyna[1]
Matko zwolona[2] Marya,
Ziści nam spust winom,[3]
Kyrye eleyson!
Twego Syna Chrzciciela, zbożny[4] czas.
Usłysz głos, napełnij myśli człowiecze:
Słysz modlitwę, jenże[5] Cię prosimy:
To dać raczy, Jego prosimy:
Daj na świecie zbożny pobyt;
Po żywocie rajski przebyt,
Kyrye eleyson.
Narodził się dla nas Syn Boży,
W to wieżajwierzaj człowiecze zbożny
Iż przez trud[6] Bóg swój lud
Odjął djabłu z straży.
Przydał nam zdrowia wiecznego,
Starostę[7] skował piekielnego;
Śmierć podjął, wspomionął człowieka pierwszego
Jeszcze trudy cierpiał bezmierne,
Jeszcze był nie przyśpiał za wierne,
A że sam Bóg zmartwychwstał.
Adamie, ty Boży kmieciu,
Ty siedzisz u Boga w wiecu,
Domieść nas swe dzieci
Gdzie królują święci Anieli.
Tam radość, tam miłość,
Tam widzenie Twórca anielskie bez końca.
Tu się nam zjawiło djable potępienie;
Ni srebrem, ni złotem, nas z piekła odkupił,
Mocą swą zastąpił.
Dla ciebie człowiecze, dał Bóg przekłuć sobie:
Bok, ręce, nodze obie;
Krew święta szła z boku na zbawienie tobie.
Wierz-że w to człowiecze, iż Jezus, Bóg prawy
Cierpiał za nas rany:
Swą świętą krew przelał za nas chrześcijany
O duszy, o grzesznej sam Bóg pieczy ima,
Djabłu ją odejma,
Gdzie to sam króluje, tam ją sobie przyjmuje.
Już nam czas, godzina grzechów się kajaci,[8]
Bogu chwałę daci,
Ze wszemi siłami Boga miłowaci
Marya Dziewica prosi Syna Swego,
Króla niebieskiego,
Aby nas uchował ode wszego złego.
Wszyscy święci proście, nas grzesznych wspomóżcie;
Byśmy z wami przebywali
Jezu Chrysta chwalili.
Tegoż nas domieści[8] Jezu Chryste miły,
Byśmy z sobą byli,
Gdzie się nam radują już niebieskie siły,
Amen, amen, amen, tako Bóg daj.
Abyśmy wszyscy poszli w raj,
Gdzie królują Anieli.
Boże w dobroci nigdy nieprzebrany
Oto my dzisiaj jęczymy przed Tobą.
My, dzieci grzeszne, zakute w kajdany,
Sromem niewoli okryte — żałobą! Odpuść nam straszne namiętności winy — Zmiłuj się, zmiłuj, o Boże jedyny!
Zgrzeszylim przeciw Tobie i bliźniemu
Lekkomyślnością — winą tego świata —
Przebacz ludowi Twemu nieszczęsnemu,
Serdeczna prośba z serc naszych ulata! A łzy goryczy, co razem z krwią cieką, Niech oschną, starte Ojcowską opieką.
Dziś, gdy w męczarni liczym nasze winy,
Liczym i wroga pastwy długie lata —
My jemu za te katusze nie lżymy.
Boś Ty nam kazał modlić się za kata. Odpuść nam, Panie, ze skruchą błagamy, Jak winowajcom naszym odpuszczamy!
Ale, o Panie, Twa rózga karząca,
Niechaj nie chłosta dłużej naszych kości,
Bo spłynie ze krwią i miłość gorąca,
Skona w zwątpieniu iskierka ufności. Słabi my, Panie! miej wzgląd na Twe dzieci. Niech im na nowo Twa łaska zaświeci.
Dozwól na nowo zatknąć sztandar kraju,
By widok jego uleczył z zwątpienia,
Przeniósł z cierpienia do radości raju,
Ziścił wiekowe narodu marzenia. Pod jego cieniem Tobie służyć będziem, Serca narodów dla Ciebie posiędziem.
Chętnie popiołem pruszym nasze skronie,
W worek pokuty otulamy członki,
Lancetem kary, co tkwi w naszem łonie,
Dziś wycinamy namiętności mrzonki — Abyś nam czystym raz przebaczyć raczył, I nowe drogi postępu naznaczył.
Kiedy Twa łaska na czole zajaśni,
W pokory cnocie, bez rodowej buty,
Bez chęci zemsty i z wrogiem bez waśni,
Zrzucim przed Tobą ten worek pokuty — Zarządzim Polską Chrystusową, Panie! Na szczęście ludów — wrogom przebaczanie!
Czyli pamiętasz? (mówił do żołnierza
Poważny Rotmistrz od znaku pancerza)
Czyli pamiętasz, jak z Kosynierami,
Walczyłeś mężnie pod Racławicami?
Czyli pamiętasz, jak w obec Kościuszki,
Wpadł jeden z naszych na Rosyjskie puszki,
Przez jedno czapką zapału pokrycie,
Ocalił wodza i rycerzy życie?
Czyli pamiętasz ów sztandar rolniczy,
Co go nazywać śmiano buntowniczy:
Snopek i kosa, nie herby, korony
Wyszyte były na hasło obrony?
Przed nim pierzchały dumne Brandebury,
Czy pod Bygdoszczą, czyli w przejściu Bzury:
Czyli pamiętasz, żeśmy byli sami
Cośmy walczyli z trzema mocarstwami?
Czyli pamiętasz, że nakoniec siła
Bytu Ojczyzny mężnych pozbawiła;
Czyli pamiętasz, żeśmy rozproszeni,
Szukali siebie po świata przestrzeni?
Ojczyzny świętym szałem zachwycony,
Polak utwarzał Włoskie legijony,
Nie dbał o stopień — żył w nędzy bez płacy,
Wsparciem rodaków bili się Polacy.
Czyli pamiętasz, kiedyśmy, z czarnymi
Bili się boso po spieczonej ziemi:
Skwar, głód, choroby i rozliczne blizny.
Znosił cierpliwie Polak dla Ojczyzny?
Wspomnij, żeś widział piramidy szczyty
Że twój jest napis wśród mężnych wyryty:
Że sława, głosząc Francuzów zwycięstwo,
Wszędzie Polaka umieściła męstwo.
Czyli pamiętasz, że jak błyskawice,
Przebiegaliśmy niemieckie stolice:
Nakoniec Polska krzywd swoich mściciela
Ujrzała, a w nim bytu wskrzesiciela?
Wyrzekł: „Obaczę, czy jesteście godni,
„Daję wam czasu do czterech tygodni,
„Chcę od was wojska trzydzieści tysięcy“.
Miesiąc nie wyszedł, a stanęło więcej!
Czyli pamiętasz, jak to pod Raszynem,
Żołnierz nasz polski okrył się wawrzynem,
Zebrana siła Ferdynanda cała,
Garstki Polaków pobić nie zdołała?
We dwóch miesiącach, chciej przypomnieć sobie,
Oczyściliście Galicyje obie:
Zapał powszechny był w każdym człowieku
Dla kraju i dla bohatera wieku.
Uległ nakoniec i oręż zwycięski;
Po świetnych bitwach nastąpiły klęski,
Gdy sprzymierzeńcy i swoi zdradzali,
Polacy wierni, jedni mu zostali.
Czyliż pamiętasz! — już nie masz pamiątki,
Wielkości dawnej zachowajmy szczątki:
A gdy nadziei w przyszłości nie robię,
Chciej łez poświęcić kilka na mym grobie.
Polonez Kościuszki.
Dalej dzieci, chodźmy w Polski tan,
I wy lube chodźcie z nami —
Bo nam miło zawsze z wami!
Wy słodzicie troski nasze
Radość niosą wdzięki wasze.
Polonez dla matek miłym był,
Dziad i pradziad tańczył, póki żył; Precz kadryle, walce, kotyljony, Niech zostanie taniec ulubiony.
Kiedy nas dosięga srogi los,
Lecz gdy tańczyć pozwolono,
Narodowa brzmij nam struno!
Miło synom w przykrej dobie,
Polskiego potańczyć sobie —
Niech się Niemiec sili w płochy skok,
Milszy nam jest jeden polski krok. Precz kadryle — itd.
Kościuszce poświęcon jest ten tan!
Dla uczczenia przeto cienia,
Łączmy Bracia nasze pienia,
Myśląc, że nam tu przewodzi —
Dalej starzy, dalej młodzi!
Niechaj nasznas ożywia jego duch
A byt nasz poweźmie inny ruch! Precz kadryle — itd.
Śpiew.
(Nuta: Poloneza Kościuszki).
Kto na głos Ojczyzny poziewa,
Niech sobie przy piecu spoczywa;
A my dziarskie, polskie chłopy,
Dalej z rydlem na okopy, Wszakże i w boju i w pracy, Dzielni są zawsze Polacy. —
Wysypiemy szańce i wały,
Niech zadrży najezdnik zuchwały,
Niech zadrży przed Polską dłonią:
Polskiem sercem, Polską bronią: I okopy wysypiemy, I najezdników zniszczymy.
Co tam marzyć o kochaniu,
O bohdance i róż rwaniu, Dla nas niema róż!
My jak ptacy na wędrówce
Dziś tu jutro na placówce Może staniem już!
Co śni serce, niechaj prześni,
W twarde życie, twarde pieśni, Niech wiodą, jak w tan!
A miast ręce rękojeści
Szczery uścisk gdy obwieści, Z niebios chwilę Pan!
Szczęście, dola, później może,
Ale tylko Ty wiesz Boże, Co tam spotka nas.
Ty wiesz komu uśmiech miły,
Komu wiosnę na mogiły, Niesie przyszły czas!
Pogardziwszy nową modą, Ojców idźmy torem,
Pogardzajmy czczą urodą, A cnót bądźmy wzorem. A takie plemię, Gdy zamieszka ziemię, Polska kwitnąć będzie W pierwszych rzędzie.
Szczerość w sercu, szczerość w mowie Mówił to, co wiedział —
Tacy to byli przodkowie, Jak tam ktoś powiedział. A takie plemię itd.
Gdy kto obcy w dom zawitał, Biedny, lecz cnotliwy,
Dobrze każdy tam przywitał, Człeka człek poczciwy. A takie plemię itd.
Tam nie było wykwintności, Przepysznego grodu;
Rzekł gospodarz „Szczęść Waszmości“ Dał szklanicę miodu. A takie plemię itd.
Hejże bracia, co się stało.
(Na dzień 2 listopada 1905 r.).
Hejże bracia, co się stało
Że mnie przeszły dreszcze.
Czy nam niebo dzisiaj dało
Jakieś znaki wieszcze?
Czy wzburzyły się żywioły
W ziemi, ponad ziemią?
Czy zbudziły Archanioły
Tych, co w grobach drzemią?
Hejże bracia, co się stało
Zachwyt mnie oniemia...
Niebo ogniem rozgorzało,
Drży pod stopą ziemia...
Jakieś gwary, jakieś pieśni
Płyną po przez ciszę...
Bracia! — zaliż mi się nie śni? ŻaliżZaliż dobrze słyszę?
To nie duchy? — to nie zmarli
Idą korowodem?
Wyście się w szeregi zwarli
Orzeł Biały przodem?
Obok orła — Krzyż, kapłany,
Lud mój — światli, prości —
Wszystkie społem kroczą stany,
Nucąc hymn wolności?...
Hejże bracia moi mili!
Hej Wszechmocny Boże!
Kto tej wielkiej dożył chwili;
Ten już umrzeć może.
Bo i cóż mi dziś do czary
Życie jeszcze doda,
Gdy pod znakiem świętej Wiary
Wolność żyje — zgoda?
Hejże bracia — hejże drodzy,
Zgody strzeżmy godła
Niechaj na jedności wodzy
Zawiść skona podła!
Jedna tylko dla Polaka
W świecie jest puścizna
Orzeł Biały — obok Orła
Wiara — Bóg — Ojczyzna!
Wojciech Głodowski.
Śpiew z mogiły.
Leci liście z drzewa,
Co wyrosło wolne;
Z nad mogiły śpiewa
Jakieś ptaszę polne: Nie było — nie było Polsko dobrądobra, tobie! Wszystko się prześniło, A twe dzieci w grobie.
Popalone sioła,
Rozwalone miasta,
A w polu do koła
Zawodzi niewiasta. Wszyscy poszli z domu, Wzięli z sobą kosy; Robić nie ma komu, W polu giną kłosy.
Kiedy pod Warszawą
Dziatwa się zbierała,
Zdało się, że z sławą
Wyjdzie Polska cała. Bili zimę całą, Bili się przez lato; Lecz w jesieni za to I dziatwy nie stało.
Skończyły się boje,
Ale pusta praca;
Bo w zagony swoje
Nikt z braci nie wraca. Jednych ziemia gniecie, A inni w niewoli — A inni po świecie Bez chaty i roli.
Ni pomocy z nieba,
Ani z ludzkiej ręki,
Pusto leży gleba,
Darmo kwitną wdzięki.
O Polska kraino! Gdyby ci rodacy, Co za ciebie giną, Wzięli się do pracy —
I po garstce ziemi
Z Ojczyzny zabrali,
Jużby dłońmi swemi
Polskę usypali. LecLecz wybić się siłą, To dla nas już dziwy; Bo zdrajców przybyło, A lud zbyt poczciwy.
W. Pol.
Boże Ojcze!
Boże Ojcze! Twoje dzieci
Płaczą, żebrzą lepszej doli,
Rok po roku marnie leci,
My w niedoli, my w niedoli!
Słowa Twoje nas uczyły: Każdy„Każdy włos nasz policzony“ — Boże policz te mogiły, Te płaczące matki, żony.
My już tyle krwi przelali,
Że nią zmyte ojców grzechy,
My już tyle łez wylali,
Że nie stanie łez pociechy.
Boże! padłszy na kolana, Ścielem Ci się dziś w pokorze, Polska łzami, krwią zalana, Krwią i łzami, wskrześ ją Boże!
Że tak będzie serce czuje,
Dusza myślą w niebo wzlata;
Polskę naszą Bóg miłuje
I wskrzesi ją w krótkie lata!
Pieśń rycerska z r. 1809.
Już minęły smutne doby,
Skruszyły się pęta,
Otworzyła Niemcom groby
Waleczność zacięta. Już, już Polacy Zamiar trudów i pracy Wawrzyn orły kryje, Niechaj Polska żyje!
Wszak rycerskie tylko cnoty
Szczęściu przewodniczą,
Dziś zwycięzkie nasze Roty
Z ojców je dziedziczą. Już, już Polacy i t. d.
Wieleż to łez zwyciężamy
Pod sojusznym znakiem,
Wieleż krajów krwią skrapiamy
By się zwać Polakiem. Już, już Polacy i t. d.
To imię to święte hasło,
Gdzież nas nie powiodło;
Nigdzie w sercu nie wygasło
To zwycięztwa godło. Już, już Polacy i t. d.
Cóż dopiero na tej ziemziemi
Wobec tej Rodzinie,
Dla niej tylko już żyjemy
Tak rad każdy zginie. Już, już Polacy i t. d.
Idźmy tylko drogą sławy,
Wszak Bóg jest potężny;
Nie opuści dobrej sprawy,
Ten Polak, kto mężny. Już, już Polacy i t. d.
Śpiew ułanów 2-go pułku.
Jak wspaniała nasza postać,
Gdy się błyszczy w ręku stal,
Koń rwie ziemię, nie chce zostaćdostać,
Pójdziesz koniu, pójdziesz w dal. Taki los wypadł nam, Dzisiaj tu, a jutro tam.
Nie płacz, nie płacz dziewczę wiele,
Tylko jedną łezkę zroń;
Pójdźcie drodzy przyjaciele,
Niech uściskam waszą dłoń! Taki los i t. d.
Biały, do białych gwiazd,
Skąd wzbił się orzeł nasz!
W obronie orlich gniazd,
O! ludu trzymaj straż!
W. Bełza.
Pieśń Filaretów.
Użyjmy dziśHej! użyjmy żywota,
Wszak żyjem tylko raz,
Niechaj ta czara złota,
Nie próżno wabi nas.
Hejże do niej wesoło,
Niechaj obiega w koło,
Chwytaj i do dna chyl Zwiastunem błogichZwiastunkę słodkich chwil.
Poco tu obcejobce mowy,
Wszak polski pijem miód;
Lepszy śpiew narodowy,
Od greckich, rzymskich ód;[9]
W ksiąg greckich, Rzymskich steki Nie wlazłeś,Wlazłeś, nie żebyś gnił,
Lecz się bawił jak Greki,
A jak Rzymianin bił.
My ze złotych metali
Bacha ciągniemy kwas.
Ten się wśród mędrców liczy,
Zna chemię i znachemią, ma gust,
Kto pierwiastek słodyczy
Z lubejlubych wyciągnął ust.
Mierzący świata drogi,
Gwiazdy i nieba strop,
Archimed był ubogi,
Nie miał gdzie oprzeć stóp.
Dziś gdy chce ruszać w światyświaty,
Jego Newtońska mość,
Niechaj policzy braty
I niechaj powie, dość.
Cyrkle, miary i wagi
Do martwych zostaw brył,
Mierz siły na zamiary,
Nie zamiar wedługpodług sił.
Bo gdzie się serca palą,
Cyrklem uniesień duch,
Dobro powszechne skalą,
Jedność większa od dwóch.
Wymowa wznieść nie zdoła
Dziś na wielkości szczyt,
Gdzie przyjaźńprzyjaźń, miłość woła,
Tam bracia cyt, tam cyt.
Ot tam siedzą prawnicy
I przed nich puchar staw,
Dziś trzeba nam prawicy,
A jutro trzeba praw.[10]
Ot tu medyków koło,
Czas toast za nich wznieść.
Spełnijmy go wesoło,
Ochoczo na ich cześć.
Niech kwitnie w pomyślności
Medyków zawód cny,
Cierpiącej on ludzkości
Ociera gorzkie łzy.[11]
Użyjmy dziśHej! użyjmy żywota,
Wszak żyjem tylko raz,
Tu stoi czara złota,
A wnet przeminie czas.
Krew stygnie, włos się bieli,
W wieczności wpadniem toń,
To oko zamknie Feli,
To filarecka dłoń.
A. Mickiewicz.
Krakowiak.
Albo my to jacy, tacy,
Chłopcy krakowiacy! Czerwona czapeczka, Na cal podkóweczka. Niebieska sukmana, Dana, moja dana!
Czapeczka na bakier wdziana,
Karazyja wyszywana.
Cecioć jakoś wyszywana,
Pętliczkami, sznureczkami,
Troistemi klapeczkami,
Dokolusienieczka, moja kochaneczka!
Mam i pasik z białej skóry,
Tak i owak wyszywany,
Przeplatany rzemyczkami,
Wybijany gwoździkami,
Złocistemi sprzążeczkami
Dokolusienieczka, moja kochaneczka!
I koziczek wyostrzony,
W cudną kaletę włożony:
Przy nim fajka i krzesiwko,
Na to dobre przyodziewko —
Kochajże mnie moja dziewko,
Dokolusienieczka, moja kochaneczka!
I koszulka z kołnierzykiem,
Z paciórkami, faworkami,
Z obszewkami, z przyramkami:
I bóciki wywracane,
Podkóweczki nitowane,
I przy skroju przeszywane,
Z uszeczkami, z przywiązkami,
Dokolusienieczka, moja kochaneczka!
I pieniądze za obsiewki!
Kochajcież mnie moje dziewki:
A która mnie będzie chciała,
To — to wszystko będzie miała:
Kraj ten smutny, ubogi
Pędzi życie tułacze
On nam nad wszystkie drogi
My z nim, on z nami płacze.[12]
Straż nad Wisłą.
O święty kraju nasz,
Nie dajmy cię na łup,
Nad Wisłą czuwa straż,
Zwycięstwo, albo grób!
Świecie, wszak męki, łzy I polskie boje znasz, Choć tak potężnyś Ty, Nad Wisłą czuwa straż.
O, Boże, z tronu gwiazd,
Dzień wolny dać nam każ,
W obronie naszych gwiazdgniazd,
Nad Wisłą czuwa straż.
Bywaj dziewczę zdrowe.
Bywaj dziewczę zdrowe, Ojczyzna mię woła!
Idę za kraj walczyć wśród rodaków koła:
I choć przyjdzie ścigać jak najdalej wroga,
Nigdy nie zapomnę jak mi jesteś droga.
Pocóż ta łza w oku, pocóż serca bicie?
Tobiem winien miłość, a Ojczyźnie życie!
Pamiętaj, żeś Polka, że to za kraj walka, NiezależnośćNiepodległość Polski to twoja rywalka.
Polka mię zrodziła, z jej piersi wyssałem:
Być Ojczyźnie wiernym, a kochance stałym.
I choć przyjdzie zginąć w ojczystej potrzebie,
Nie rozpaczaj, dziewczę, zobaczym się w niebie.
Wspomnienie.
Na dolinie zawierucha,
Mokrym śniegiem dmie,
A z komina ogień dmucha,
Trzaska obokw koło mnie.
Przy kominie z fajkalulką stoję, Puszczam w kłęby dym, A wspomnienia wszystkie moje, Ulatują z nim.
Niechaj lecą jak leciały,
Chwile młodych lat,
Które z sobą pieśńsobą, ach! zabrały
I młodościten szczęścia kwiat.
Gdzie ten kwiatek, gdzie nadzieje? Opuściły mnie,
Jeden wiatr co w polu wieje, Nie porzuci, nie.
On bez celu, ja bez celu IJak ten z fajkilulki dym, TrzechDwóch nas tylko, trzechdwóch nie wielu Lecz nam miło z temLećmy razem z nim.
Bohdan Zaleski.
Cieszmy się bracia nadzieją.
(Polonez).
Cieszmy się bracia nadzieją,
Że nam wrócą dawne czasy
Że nam jeszcze zajaśnieją.
Karabele, słuckie pasy,
Kontusze kołpaki rysie
I owe zwyczaje dawne
Nadewszystko owo sławne
Staropolskie: „Kochajmy się“! — — — — — — — —
Bierz więc kontusze, żupany,
Wzgardź obcym strojem Polaku,
Ten, co gromił bisurmany,
Nie wjeżdżał do Wiednia we fraku.
W kontusze, bracia, w kontusze!
Bo chcąc dobrym być Polakiem,
Nie dosyć mieć polską duszę
Potrzeba rozstać się z frakiem.
OkazcieOkażcie nam honor inny,
My się będziem przebierali.
Wy synom waszym, Sarmatki,
Zachwalajcie strój Polaka,
A przyjmą radę od matki
I powezmą wstręt do fraka.
Na Wawel.
Na Wawel, na Wawel
Krakowiaku żwawy,
Podumaj, potęsknij
Nad pomnikiem sławy.
Dzieje twojej ziemi Na grobowcach czytaj, Twoich wodzów groby Uściskiem powitaj.
Popatrz się po górach,
Po dołach, równinach,
Niech dziewic miłością
Krew ci zawrzy w żyłach.
Tu twych ojców kości Bieleją z pod sochy, Tam w powietrzu drgają Braci twoich prochy.
Już trzy lata upłynęły,
A my brata nie ujrzały;
Jeszcze minął rok, półtora,
Już żołnierze idą z pola.
Witam, witam mospanowie, Czy daleko brat na wojnie? Niedaleko w czystem polu, Leży sobie na kąkolu.
Konik jego wedle niego
Grzebie nóżką, żałuje go;
Już się wgrzebał po kolana,
Żałujący swego pana.
Pieśń żołnierza.
A kto chce rozkoszy użyć,
Niech idzie w wojence służyć! W wojence tak to ładnie, Kiedy ułan z konia spadnie.
Koledzy go nie żałują,
Jeszcze końmi potratują. Rotmistrz z listy go wymaże, Kapitan trumnę zbić każe.
A za jego trud i pracę
Hejnał zagrają trębacze. Tylko grudy zaburczały, Chorągiewki zafurczały. — — — — — — — — —
Jeszcze jeden krąg dokoła, Jeden uścisk bratni, Trąbka budzi — na koń woła, Mazur to ostatni!
ROTA.
Nie rzucim ziemi skąd nasz ród
Nie damy pogrześć Mowy,
Polski my Naród, polski Lud.
Królewski szczep Piastowy.
Nie damy, by nas zniszczył wróg. Tak nam dopomóż Bóg!
Do krwi ostatniej kropli z żył
Bronić będziemy Ducha,
Aż się rozpadnie w proch i pył
Krzyżacka zawierucha.
Twierdzą nam będzie każdy próg — Tak nam dopomóż Bóg!
Nie będzie niemiec pluł nam w twarz
Ni dzieci nam germanił,
Orężnie wstanie hufiec nasz,
Duch będzie nam hetmanił,
Pójdziem, gdy zagrzmi złoty Róg... Tak nam dopomóż Bóg!
Z tej tu strony Wisły, jak i z tamtej strony
Ziemia nasza polskąpolska i polskie zagony —
Ziemia nasza polska jest krwią przesiąknięta,
Kochajmy ją bracia, bo to ziemia święta.
Bo to ziemia święta od Boga nam dana
I krwią naszych Ojców nieraz poświęcana,
W każdem ziarnku zboża i w każdej róślinie
Taż sama krew polska, co ci w żyłach płynie.
Tak to każdy Polak w swą ziemię wcielony
Krwią swoją i sercem jest dla jej obrony.
Kocha też Ojczyznę ze serca całego,
Jakże niema kochać? — kiedy to krew jego.
Więc choćby się.. szatan postawił na głowie,
Będziem mieli Polskę jak nasi Ojcowie.
Jak nasi Ojcowie, jak nasze Pradziady,
Będziem mieli Polskę, bez kłótni bez zwady.
Po nocnej rosie, Płyń dżwięcznydźwięczny głosie,
Niech się twe echo rozszerzy, Gdzie nasza chatka, Gdzie stara matka?
Krząta się koło wieczerzy, Jutro dzień święta, Niwa nie zżęta,
Niechaj przez jutro dojrzewa.
Niech wiatr swawolny, Niech konik polny,
Niechaj skowronek tu śpiewa. Niech wiatr swawolny, Niech konik polny,
Niechaj skowronek tu śpiewa.
Już blisko, blisko, Chatnie ognisko,
Znużone serce weseli; Tam pracowita Matka mię spyta;spyta:
„Wieleście w polu nażęli“, Matko, jam młoda, Rąk moich szkoda,
Szkoda na skwarze oblicza, Źle szła robota Przeszkadza słota,
I moja dumka dziewicza.
W. Syrokomla.
W naszej wiosce.
W naszej wiosce za mych latek Inszy bywał ruch: I wesele i dostatek,
Każde dziewczę, gdyby kwiatek, Każdy chłopiec zuch!
Dziś na rozum ludzie biorą, Ale idzie coś niesporo — Insze czasy masz!
Szarem kwieciem łąka kwitnie, Pokarlały kłosy żytnie, Zbladła ludziom twarz!
Czy w jesieni — czy to w wiośnie Były piękne dni:
Gdy pracujem, serce rośnie,
Gdy się bawim to rozgłośnie, Aż gospoda drży!
Dzisiaj ludzie już nie tacy;
I do czarki i do pracy, Wiem ich siłę, wiem!
A ojcowie nasi starzy,
Spoczywają u cmentarzy Wiekuistym snem!
Pójdę do nich na mogiłę Będę płakał rad...
Do nich miodu dzban wychylę I pogwarzę, słodko, mile Z ludźmi dawnych lat.
Piękna nasza Polska cała,
Piękna, żyzna i nie mała,
Wiele krain, wiele ludów,
Wiele stolic, wiele cudów.
Lecz najmilsze i najzdrowsze,
Polakowi jest Mazowsze.[16]
Bo gdzie takie cudne stroje?
I śpiewanki i dziewoje?
Kto w podkówki tak wykrzesze?
Komu miłe tak pielesze?
Jak ojczyste Mazurowi?
Niechaj cała Polska powie.
Po za Niemnem puszcza sroga,
A na Rusi błotna droga,[17]
Góral zbytnio podkasały,
A Odraki lud zniemczały;
A więc nasza, nasza góra,
Niemasz w świecie nad Mazura!
Mówią, że tam na Podolu,
Rośnie żyto bez kąkolu.
Lecz i od nas dary Boże,
Płyną Wisłą aż za morze,
Przyśpiewują jej flisaki,
A grosz człek ma jaki taki.
Gdzieś za światem Dniepr tam płynie,
Sławne konie w Ukrainie;
Ale kto, jak Mazur właśnie,
Wioząc, z konia biczem trzaśnie!
Kiedy jedzie do Warsięgi,
Mówią wszyscy: Mazur tęgi!
Tęgi Mazur wej w pokoju
Lecz się przyda i do boju...
Dana, dana, dana, dana,
Miła dla ojczyzny rana.
Prędzej zginą rzeki, góry,
Niźli Polska i Mazury.
Nawet w tańcu nasza góra
Niema w świecie nad Mazura.
I zanucą w Polsce ludzie
O mazurach i o cudzie,
Bo Bóg gdyby świat dziś stworzył,
To z Mazurów by go złożył,
A w pośrodku nich niecnotę
To Prusaka na zgryzotę.[18]
W. Pol. („Pieśni Janusza").
Dalej bracia w jedno koło.
Dalej bracia w jedno koło,
Dłoń na sercu, w górę czoło —
Święćmy chwilę, co tak mile Zjednoczyła nas!
Święćmy, święćmy czem kto może:
Czyny piękne, myśli Boże,
Każdy w świecie niechaj nieci, Bo je niecić czas!
Przykład z siebie innym dajmy,
W Polsce miłość ukochajmy,
Ją miłujmy i pracujmy By jej wrócić byt!
Ospały i gnuśny, zgrzybiały ten świat
Na nowe on życia koleje
Z wygodnej pościeli nie dźwiga się rad
I dusza i ciało w nim mdleje. Hej, bracia Sokoły, dodajmy mu sił, By ruchu zapragnął, by powstał i żył!
W niemocy, senności i ciało i duch
Napróżno się dźwiga i łamie,
Tam tylko potężnym i twórczym jest duch,
Gdzie wola silne ma ramię. Hej, bracia! kto ptakiem przelecieć chce świat, Ten skrzydła sokole od młodych ma lat!
Więc dalej ochoczo w daleki ten lot
Sposobić nam skrzydła dla ducha,
Nie złamie nas burza, nie strwoży nas grzmot,
Gdzie woli siła posłucha. Hej bracia Sokoły, dodajmy mu sił, By ruchu zapragnął, by powstał i żył!
Jan Lam.
Dumka na wygnaniu.
Gdyby orłem być,
Lot sokoli mieć,
Skrzydłem orlem lub sokolem
Unosić się nad Podolem,
Tamtem życiem żyć!
Za Niemen nam precz! Ej koniu leć kulą, Dziewczyno-zuzulo Uściśnij, daj miecz!
— Za Niemen, za Niemen? i czemuż wzajemnem,
Nie przylgniesz tu sercem? coć wabi za Niemen?
Czy kraj tam piękniejszy, kwiecistsza tam błoń,
Czy milsze dziewoje, że tęsknisz tam doń?
Nie lecę do dziew, Polecę na gody, Czerwone pić miody, Niewiernych lać krew.
— Chcesz godów? zaczekaj kochanie ty moje!
Jać gody wyprawię, nasycę, napoję,
Ach, serce ci wierne z tych piersi mi rwij,
Łez moich się napij, i napij mej krwi!
Dziewczyno stój, stój! Twe słowa jak z brzytwy; Ja z godu, ja z bitwy Powrócę, jam twój!
— Nie wrócisz mój luby! nie wrócisz już do mnie,
I serce odwyknie, i pamięć zapomnie;
Patrz, smutno koń rzuca stajenkę i żłób,
Ach, w polu czerwonem niechybny twój grób!
Gdy w tuczę i mrok Kruk kraknie w okienko, Przylecę serdeńko, W usteczka cmok, cmok!
— Gdy jawor zielony wierzch skłoni we wiośnie,
Kukułka zakuka, dąbrowa żałośnie
Zastęka, a konik to westchnie, to znów
Przypadnie na cztery — już po mnie! Bądź zdrów.
August Bielowski.
Dumka.
W głos serdeczna dumka płynie, Tam moja jedyna,
A na tej tam Ukrainie, Matka i rodzina.
Matka tęskno patrzy w pole, Łzawemi oczyma,
Pusta droga na Podole... Ani wieści niema!
Ach upłynie wody wiele, Miną lata, latka,
Zazieleni drogę zielęziele, Nim go dojrzy matka.
W głos serdeczna dumka płynie Tam moja jedyna,
A na tej tam Ukrainie, Matka i rodzina.
Hej Mazury, hejże ha!
Póki w żyłach krew nam drga, Póki serce żywo bije, Póki Mazur w Polsce żyje, Hejże w hopki, hej parobki, Hej muzyka gra!
Już nam zagrał szumny bas;
Dalej bracia, dalej wraz.
Hej Mazury w pierwszy skok,
A dziewuchę weź pod bok. Dalej, dalej, dalej, dalej, Patrzcie no jak Mazur wali, Bo Mazury krzeszą z góry
To mi Maćku, to mi graj!
To mi życie, to mi raj,
To mi Maćku, to, mi graj,
Są tu chłopcy, chleb i kasza,
Jak szeroka Polska nasza; Przeto chwacko, żwawo graj
Stalko ognia daj!
Miło nam w tym kraju żyć,
Miło o podkówki bić,
A ktoby przerwał ten pląs,
Staniem jakby jeden mąż. Dalej, dalej, dalej, dalej, Patrzcie no jak Mazur wali,
Bo Mazury krzeszą z góry, To mi Maćku, to mi graj! Polska ziemia raj.
Hej, co bym ja za to dał.
Żeby Mazur wiecznie trwał.
Żebym śpiewał mojej Basi:
Górą nasi, górą nasi. Dalej, dalej, dalej, dalej, Patrzcie no jak Mazur wali, Bo Mazury krzeszą z góry, To mi Maćku to mi graj, Polska ziemia raj!
Krakowiak.
Wesół i szczęśliwy, Krakowiaczek ci ja, A mój konik siwy, Raźno się uwija,
Uwijaj się, raźno bież,
Podkówkami ognia krzesz!
Czapeczka czerwona, Na głowie mi płonie, Pokazuje ona, Że mi gore w łonie;
Gore serce, pędzi koń,
A dziewczyna klaszcze w dłoń!
Serdeczna Matko, opiekunko ludzi,
Niech Cię płacz sierot do litości wzbudzi;
Wygnańcy Ewy do Ciebie wołamy:
Zmiłuj się zmiłuj, niech się nie tułamy.
Do kogóż wzdychać mamy nędzne dziatki?
Tylko do Ciebie ukochanej Matki,
U której serce otwarte każdemu,
A osobliwie ciężko strapionemu.
Zasłużyliśmy, to prawda przez złości;
By nas Bóg karał rózgą surowości;
Lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze,
Szczęśliwy kto się do Matki uciecze.
Ty masz po sobie i Ojca i Syna,
Snadnie go Twoja przejedna przyczyna;
Pokazawszy Mu piersi i wnętrzności,
Łatwo go skłonisz matko łaskawości.
Dla twego serca wszystko Bóg uczyni,
Daruje plagi, choć człowiek zawini;
Jak cię cna Panno nie kochać serdecznie?
Gdy się skryć możem pod twój płaszcz bezpiecznie.
Ratuj nas, ratuj, Matko ukochana,
Zagniewanego gdy obaczysz Pana;
Mieczem przebite pokazuj Mu Serce,
Gdy Syna na krzyż wbijali morderce.
Bez nadziei, bez pociechy,
Tak pędzę dni tułacze,
Wzdycham do rodzinnej strzechy,
Lecz jej pewnie nie zobaczę.
Za mną w rodzinnej ustroni,
Może kto tam tęskni przecie,
Może kto i łzę uroni,
Smutne myśli śląc po świecie.
Kiedy wrzała wojna mściwa,
Kiedym z wrogiem staczał boje,
Czemuż kula litościwa,
Nie trafiła w serce moje...
Byłbym zginął z bronią w dłoni,
Padł, jak wolnym paść przystoi
Dziś tułacza smutek goni...
Na ten ciężar nie mam zbroi!
Ułan na widecie.
Tam na błoniu błyszczy kwiecie,
Stoi ułan na widecie,
A dziewczyna, jak malina Niesie koszyk róż!
Stój, poczekaj piękna wróżko!
Skąd drobniutką strzyżesz różko![19]
„Jam z tej chatki, rwała kwiatki, I powracam już!“
„Oho! próżne twe wymówki,
Pójdziesz ze mną do placówki!“
„Ach! ja biedna, sama jedna, Matka czeka mnie!“
Bracia! dajcie dłoń do zgody,
Niech wśród życia niepogody,
Silna przyjaźń zwiąże nas.
Więc urazy precz odrzućmy,
I przyjaźni pieśń zanućmy,
Pieśń dzwoniącą wieczny czas!
Królowo polska! Królowo aniołów!
Ty, coś na świecie przebolała tyle,
Gdy Syn Twój zstąpił do ziemskich padołów;
Skróć umęczonej Polsce Twej mąk chwile!
Królowo polska! Królowo aniołów,
Roztocz ponad nią tarczę Twej opieki,
Odwiąż jej ręce od katowskich kołów,
Bądź jej aniołem teraz i na wieki!
Królowo polska! Królowo aniołów!
Lecz wiesz zarówno jakim blaskiem płonie
Ukrzyżowany, wniebowzięt po zgonie,
Nie daj nas sieciom piekielnym na połów!
Nieśmiertelnymi na śmierć zbrojną leki,
Wykaż znów śmierci na nas, że jest niczem,
Wskrześ nas, o Pani! przed świata obliczem.
Bądź nam aniołem teraz i na wieki!
Królowo polska! Królowo aniołów!
Ten świat się rozpadł i rozdziera siebie,
Lecz żadna z jego rozerwanych połów,
Już się nie modli, o Maryo! do Ciebie,
My jedni tylko, paląc się na stosie,
Wciąż ślemy modły w Twój bezmiar daleki;
Poznasz Królowo, poddanych po głosie,
Bądź nam aniołem teraz i na wieki!
Królowo Polski! Królowo aniołów!
Lilio bez zmazy, Ty Gwiazdo poranna,
Mieczem boleści siedmiokrotnie ranna,
Wiesz, co rozpaczy wrzącej w sercu ołów.
Co krzyż i gwoździe i rany i ciernie,
Wiesz, co krwi ziemskiej i łez ziemskich cieki
I jak konania ból boli niezmiernie:
Bądź nam Królową teraz i na wieki!
Zygmunt Krasiński.
Do Świętych Polaków. Patronów Polski.
Święci! niebieskiej mieszkańcy krainy!
Do was bieżymy w czasie złej godziny;
Których za własnych współziomków ogłasza, Ojczyzna nasza.
Po tejże ziemi z namiście chodzili!
Z tych samych źródeł wodę naszą pili,
Polska was matka mlekiem swem karmiła, Rola żywiła..
Wspomnijcie bracia! na wasze rodaki,
Książęta niebios! na liche żebraki,
Dobrego Boga błagajcie za nami Swemi prośbami.
Jeśli głód, wojna i powietrze srogie,
Nawiedzić zechcą królestwo ubogie
Brońcie nas, stojąc na kraju granicy, Święci strażnicy!
Boże! ta prośba będzie uiszczona,
Jako przez twoich przyjaciół czyniona,
I zasługami wiecznie wspierana Chrystusa Pana.
Bądź silnym! niech twe młodzieńcze ramiona
Podźwigną brzemię, uniesień twych godne...
Niech miłość bratnia pierś swą rozszerzy,
Póki w ciemnocie choć jeden duch kona,
Póki choć jedno serce prawdy głodne,
Niepowie, do czego przykuć swe pragnienia,
Nie wolno spocząć żadnemu z szermierzy W ciszy własnego istnienia.
Boże coś Polsce dał te serca nasze,
Jak dzwonki w zorze bijące stuleci,
Coś dał tej strzesze skowrończane ptaszę
A Polskiej ziemi wierne Polskie Dzieci.
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
W służby Ojczyźnie daj iść rychło, Panie!
Otośmy dzisiaj bezsilni i mali,
Dzieciny słabe, młode pacholęta,
Lecz myśmy Miłość już z mlekiem wyssali
I z gwiazd ku zorzom tęsknili, orlęta!
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
W służby Ojczyźnie daj iść rychło Panie!
Gdy OrzelOrzeł Biały wieje przez błękity,
Kiedy się wolne ojców wznoszą skronie,
Daj i nam, Dzieciom, jasne ujrzeć świty
I wątek pracy daj nam w młode dłonie.
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
W służby Ojczyźnie daj iść rychło Panie!
Jak, kiedy słodki głos nagle zawoła,
I śpieszą dzieci do kolan Macierzy,
Tak Dziatwa polska, wznosząc jasne czoła,
Łączy dziś modły do swoich pacierzy:
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
W służby Ojczyźnie daj iść rychło, Panie!
W Trójcy Przenajświętszej, a jedyny Boże,
Pokutnicy polscy błagają w pokorze; Przebacz nam, o Panie, Daj nam zmiłowanie,
Wróć byt nam szczęśliwy, dni polskie tak hoże!
Na krzyżu rozpięty, wielki Jezu Chryste,
Coś zbawił ród ludzki od śmierci wieczystej, Zmiłuj się nad nami, Do Ciebie wołamy,
Na pamięć Twej matki, a Panny Przeczystej!
O święta Maryjo, pośredniczko nasza,
Niechaj Cię grzech polski nigdy nie odstrasza; O polska Królowo, Przyczyń się Twą mową,
U Syna Twojego za grzechy Judasza
Święty Stanisławie, biskupie krakowski,
Patronie Polaków, pośredniku Boski, O módl się za nami, Twymi rodakami.
By Pan nas uwolnił od wiekowej troski.
Wy święci Anieli, niebiańskie orszaki,
Dajcie nam w obronę święte wasze znaki, Niech wasze sztandary, Zdobędą nam stare
Wawrzyny miłości, pokory oznaki!
I wy wszyscy święci, Pańscy pokutnicy,
Ojcowie wyznawcy, polscy męczennicy, Wołajcie do Boga, By przeszła ta trwoga,
Co Polskę od wieków męczarnią przenika.
Tarzając się w prochu, żebrzem zmiłowania.
Grzechów przebaczenia, kary sfolgowania: O przebacz nam Boże, Wołamy w pokorze,
Wyrwij naszą Polskę z długiego konania!
E. K...
∗ ∗ ∗
Do ciebie Panie Bracie! Niech żyje Polski cześć;
Wszak wszyscy pozwalacie, Tak zacny wiwat wznieść.
Otwartość jest ozdobą, Wesołych naszych gron,
Bodajby żyć tak z sobą, Aż życie zamknie zgon.
A więc do ciebie Panie Bracie! Niech żyje Polski cześć;
Wszak wszyscy pozwalacie, Tak zacny wiwat wznieść.
Ludzkości żeńce plon bogaty
Znosimy z trudem w cudzy bróg...
Lecz przyjdzie dla nas dzień wypłaty:
Płatnikiem wówczas będzie Bóg!
Płatnikiem wówczas będzie Bóg!
Dalej więc, dalej więc, wznieśmy śpiew Z sztandaru swego pełni chwały — Obcy mu zemsty szał, grzeszny gniew, Miłości zrodził go siew — A kolor jego śnieżno-biały Bo go nie plami bliźnich krew!
Nic nie upadla bardziej duszy,
Niż nienawiści wstrętny jad...
Co złe, dłoń Boża sama skruszy,
Co dobre, uczci Bóg i świat!
Co dobre, uczci Bóg i świat.
Dalej więc, dalej więc i t. d.
Gmach samolubstwa już się wali,
Zburzyła go Chrystusa moc,
Gdy będziem z Bogiem pracowali
Pierzchnie przed słońcem fałszu noc!
Pierzchnie przed słońcem fałszu noc!
Dalej więc, dalej więc i t. d.
Precz ze strzelbami, sztyletami!
Niech zginie gwałt i rzeź i mord!
Chrystusa znamię rządzi nami,
Nie pójdziem śladem dzikich hord!
Nib pójdziem śkadem dzikich hord!
Dalej więc, dalej więc i t. d.
Ufajmy! Prawda fałsz zwycięża!
Zawsze ustąpi dniowi cień!
Ten, co świat podbił bez oręża,
I nam tryumfu ześle dzień!
I nam tryumfu ześle dzień!
Dalej więc, dalej więc i t. d.
(1904 r.)Wiktor Gomulicki.
∗ ∗ ∗
Gdy z postępu nowym wiekiem,
W proch runęły dawne bogi,
Wszystko co się zwie człowiekiem,
Spieszy raźno w nowe drogi.
Nowe hasła błysły światu, Nowa gwiazda ludom świeci — I dziś szydzą nawet dzieci, Ze swych dziadów majestatu Lecz choć świat dzisiejszy cały, Łaje przeszłość nieudolną.nieudolną, Z przeminionej szydzić chwały Nam nie wolno.
A znasz ty kraj ten, gdzie brzegiem strumieni
Niezapominajki i kaliny rosną,
Gdzie zbóż falami niwa się płomieni,
A bory ćmią się jedliną i sosną,
Gdzie chmiel złociste rozwiera festony
Po szczytach olszyn osrebrzonych mchami,
Gdzie biała brzoza i jawor zielony
Błyszczą malownie nad łąk kobiercami? Och! za tym krajem, Jakby za rajem, Codzień wzdycham i płaczę; I nie będę szczęśliwy, Aż te lasy, te niwy Jeszcze raz choć obaczę!
A znasz ty kraj ten, gdzie wzdłuż bitej drogi,
Co płynie wstęgą pod topoli cieniem,
Każdy wędrowiec, czy pan, czy ubogi,
Wita przechodniów Chrystusa imieniem, —
Gdzie stary bocian na dachu przedsienia
Wije swe gniazdo za wiosny powrotem;
Gdzie krzyże z drzewa, lub święci z kamienia
Stoją na straży przed wiosk kołowrotem? Och! za tym krajem i t. d.
A znasz ty kraj ten serdeczny, wesoły,
Gdzie się gospodarz pełen uprzejmości
Wszystkiem, czem może, dzieli z przyjacioły,
I tęskni w domu, kiedy niema gości;
Gdzie lud, choć biedny, rad w święto się stroi,
W tańcu czy w pracy, zawsze piosnki śpiewa
Gdzie czapka chłopca i warkocz dziewoi
Szychem się świeci, wstęgami powiewa? Och! za tym krajem i t. d.
A znasz ty kraj ten, gdzie w chwilę wesołą,
Gdy grzmi od ucha zapustna kapela,
Sunie poważnie poloneza koło,
Jak szyk pancernych na nieprzyjaciela;
Gdzie rześka młodzież przy hucznym mazurze
Brzękiem podkówek gromko takt wybija,
Gdzie żywym wieńcem przy piosenek chórze,
W rączych się pląsach krakowiak przebija? Och! za tym krajem i t. d.
Konstanty Gaszyński.
Do pracy koledzy.
Do pracy koledzy! podajmyż raz dłonie!
I razem połączmy swe siły!
Dobądźmy sił ducha, co dawno tli w łonie,
Z dusznych dobądźmy mogił!
Do pracy! a siłą zadziwimy świat,
Co śmiał się i szydził przez szereg złych lat.
Przed nami dusz pole otwiera się złote
I promień przyświeca nam słońca;
Porzućmy już żale i próżną tęsknotę,
Pracujmy wytrwale do końca!...
Do pracy! — a siłą zadziwim ten świat.
Co śmiał się i szydził przez szereg złych lat!
Kto ty jesteś? — Polak mały.
Jaki znak twój? — Orzeł biały.
Gdzie ty mieszkasz? — Między swemi.
W jakim kraju? — W polskiej ziemi.
Czem ta ziemia? — Mą ojczyzną.
Czem zdobyta? — Krwią i blizną.
Czy ją kochasz? — Kocham szczerze.
I w co wierzysz? — W Polskę wierzę.
Coś ty dla niej? — Wdzięczne dziecię.
Coś jej winien? — Oddać życie.
Do pracy więc ludu, do pracy,
W miłości i zgodzie, dłonią w dłoń,
My bezbronni, więc rodacy:
Praca, jedność — nasza broń,
Dla Ojczyzny umrzeć zdolni,
Umieliśmy tęgo bić,
Dziś umiejmy duchem wolni
Wspólnym trudem dla niej żyć.
Przemoc nas wyniszczyć chciała,
Kraj zmieniła w gruzów stos.
Jednak żyje Polska cała
Póki w piersi polskiej głos.
Choć świat mniemał, że nad nami
Pogrzebowy jęknie dzwon,
Ziarno rosło pod grobami,
Z ojców siejby zbierzem plon.
Słabych wspierać, przemoc chłostać,
Zniszczyć przesąd, światło szerzyć,
To nasz Zakon — w to nam wierzyć,
Choćby życiem wieńczyć trud,
Byle dźwignąć Polski lud!
Ukochany Wolny Lud.
Nie tam szczęście, nie tam dola, Gdzie bogaci ludzie;
Kto poczciwy ten szczęśliwy, Choć w chróścianej budzie.
Nie wiem gdzie tam lepiej komu,
Każdyż panem własnej woli,
Mnie najlepiej w ojców domu,
Więc rad siedzę na swej roli.
Nie ciekawym co tam poda
Zagraniczna miastom moda:
Sieje sobie swe zagony,
Niech Bóg będzie pochwalony
Ktoś tam szuka obyczaju,
Pędzi w świat... Otwarte wrota!
Dzięki Bogu, wiem i w kraju
Co jest rozum, grzeczność, cnota.
Wolę ja w staroświecczyźnie
Własnej wiernym być ojczyźnie:
Bom z pradziadów Polak chrzczony,
Niech Bóg będzie pochwalony!
Ktoś przez mądre tam mozoły,
Myśli, że świat przeinaczy.
Toć i jam odbywał szkoły,
Wiem co ta ich mądrość znaczy.
Hurt na hurt, wolę ja stare:
Ojców serce, ojców wiarę,
Żyć dla dzieci i dla żony,
Niech Bóg będzie pochwalony!
Ktoś tam ludzi durzy, marni,
I gdy jakiś zysk w tym zoczy,
Górnościami, czułościami,
Jako może mydli oczy.
U mnie, znam się na oszustach,
Prawda w sercu, prawda w ustach,
Do prostotym wzwyczajony,
Niech Bóg będzie pochwalony!
Niech tam sobie łakną drudzy
Chwały, sławy i tak dalej.
Mnie gdy w domu lubią słudzy,
Gdy mię w wiosce kmieć pochwali,
Gdy pochwalą mię sąsiedzi,
A zwłaszcza ksiądz u spowiedzi:
Tom już całkiem nacieszony,
Niech Bóg będzie pochwalony!
Stefan Witwicki.
A jednak.
Można nam zabrać: język i mienie,
Świetności wytępić szczątki,
Można obrócić zamki w kamienie,
Przeszłości zniszczyć pamiątki...
Można nam wydrzeć ziemię, dostatek,
Jad szyderstw dać na skonanie...
Można nam wyrwać serca ostatek...
A jednak nadzieja — zostanie!
Przed lud, przed lud,
Ze świata jasną smugą,
Ze szczęścią złotą strugą,
Wy, którym dany cud;
Potęgi wiedzy, mienia,
Przed lud, przed lud!
By krwawych nędz, zwątpienia, Skończony został trud!
Do chat, do chat!
Gdzie chleb w popiele czarny,
Gdzie pracy pot ofiarny,
Gdzie w bólu zgięty brat
Krzyż dźwiga swój codzienny...
Do chat! do chat!
Tam nieśmy siew promienny, W ten szary, biedny świat!
Przed lud! przed lud!
Z harf naszych pieśnią brzmiącą,
Z pochodnią światła lśniącą,
By pierzchły: grzech i głód...
By pierś rozegrzać skrzepłą,
I wieków otrząść brud,
Skrę światła rzućmy ciepłą, W przyszłą potęgę — w lud.
Ojcze! ja wzywam Cię,
W koło mnie warczą piorunne dział grzmoty!
Rażą mię błysków szalone przeloty!
Bojów zarządco! ja wzywam Cię! Ojcze Ty prowadź mnie!
Ojcze! Ty prowadź mię —
Nie o bogactwa o włości, tu boje;
Bronim spraw naszych, to ramię grzmi Twoje,
Śmierć, czy zwycięstwo, ja wielbię Cię! Ojcze! zasłaniaj mię!
Ojcze! uwielbiam Cię!
Jeśli zwycięstwem zaniosę bój srogi,
Jeśli Twym mieczem rozproszym swe wrogi,
Boże Zastępów, czczę Imię Twoje. Ojcze zasłaniaj mię!
Ojcze! zasłaniaj mię!
Jeśli grom śmierci mym oczom zabłyśnie,
I dla Ojczyzny krew z mych żył wytryśnie,
Tobie o Boże oddaję się, Ojcze! błogosław mię!
Jakiż to chłopiec piękny i młody,
Jaka to obok dziewica,
Brzegami sinej Świtezi wody
Idą przy świetle księżyca? Ona mimu z kosza daje maliny,
A on jej kwiatki do wianka;
Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny;
Pewnie to jego kochanka. Każdą noc prawie o jednej porze,
Pod tym się widzą modrzewiem,
Młody jest strzelcem w tutejszym borze:
Kto jest dziewczyna? Ja nie wiem. Skąd przyszła? darmo śledzić kto pragnie;
Gdzie uszła? nikt jej nie zbada,
Jak mokry jaskier wschodzi na bagnie,
Jak ognik nocny przepada. „Powiedz mi, piękna, luba dziewczyno,
Na co nam te tajemnice?
Jaką przybiegłaś do mnie drożyną?
Gdzie dom twój, gdzie są rodzice? „Minęło lato, zżółkniały liścia
I dżdżysta nadchodzi pora;
Zawsze mam czekać twojego przyjścia
Na dzikich brzegach jeziora?
„Zawszeć po kniejach jak sarna płocha,
Jak upiór błądzićbłądzisz w noc ciemną?
Zostań się lepiej z tym, kto cię kocha,
Zostań się, o luba, ze mną! „Chateczka moja stąd niedaleka
Pośrodku gęstej leszczyny;
Jest tam dostatkiem owoców, mleka,
Jest tam dostatkiem zwierzyny“. „Stój, stój — odpowie — hardy młokosie,
Pomnę, co ojciec rzekł stary:
Słowicze dźwięki w mężczyzny głosie,
A w sercu — lisie zamiary. „Więcej się waszej obłudy boję,
Niż w zmienne ufam zapały,
Możebym prośby przyjęła twoje,
Ale czy będziesz mnie stały?“ Chłopiec przyklęknął, chwycił w dłoń piasku
Piekielne wzywał potęgi,
Klął się przy świetnymświętym księżyca blasku,
Lecz czy dochowa przysięgi? „Dochowaj strzelcze, to moja rada:
Bo kto przysięgę naruszy,
Ach biada jemu, za życia biada,
I biada jego złej duszy!“ To mówiąc, dziewka; więcej nie czeka,
Wieniec włożyła na skronie
I, pożegnawszy strzelca zdaleka,
Na zwykłe uchodzi błonie. Próżno się za nią strzelec pomyka
Rączym wybiegom nie sprostał;
Znikła, jak lekki powiew wietrzyka,
A on sam jeden pozostał. Sam został, dziką powraca drogą,
Ziemia uchyla się grzązka.
Cisza wokoło, tylko pod nogą
Zwiędła szeleszcze gałązka. Idzie nad wodą, błędny krok niesie,
Błędnemi strzela oczyma:
Wtem wiatr zaszumiał po gęstym lesie,
Woda się burzy i wzdyma. Burzy się, wzdyma, pękają tonie,
O niesłychane zjawiska!
Ponad srebrzyste Świtezi błonie
Dziewicza piękność wytryska. Jej twarz, jak róży bladej zawoje,
Skropione jutrzenki łezką;
Jako mgła lekka, tak lekkie stroje
Obwiały postać niebieską.
„Chłopcze mój piękny, chłopcze mój młody
Zanuci czule dziewica — Ty coPo co wokoło Świtezi wody
Błądzisz przy świetle księżyca? „Po co żałujesz dzikiej wietrznicy,
Która cię zwabia w te knieje.
Zawraca głowę, rzuca w tęsknicy,
I może jeszcze się śmieje? „Daj się namówić czułym wyrazem:
Porzuć wzdychania i żale,
Do mnie tu, do mnie! tu będziem razem
Po wodnym pląsać krysztale.
„Czy zachcesz niby jaskółka chybka
Oblicze tylko wód muskać,
Czy zdrów jak rybka, wesół jak rybka,
Cały dzień ze mną się pluskać; „A na noc w łożu srebrnej topieli,
Pod namiotami zwierciadeł,
Na miękkiej wodnych lilijek bieli,
Śród boskich usnąć widziadelwidziadeł,“ Wtem z zasłon błysną piersi łabędzie;
Strzelec w ziemię patrzy skromnie,
Dziewica w lekkim zbliża się pędzie
I „Do mnie! — woła — pójdź do mnie!“ I na wiatr lotne rzuciwszy stopy,
Jak tęcza śmiga w krąg wielki,
To znowu siekąc wodne zatopy,
Srebrnemi pryska kropelki. Podbiega strzelec i staje w biegu,
I chciałby skoczyć i nie chce;
Wtem modra fala, prysnąwszy z brzegu,
Zlekka mu stopy załechce. I tak go łechce i tak go znęca,
Tak się w nim serce rozpływa,
Jak gdy tajemnie rękę młodzieńca
Ściśnie kochanka wstydliwa. Zapomniał strzelec o swej dziewczynie,
Przysięgą pogardził świętą,
Na zgubę oślep bieży w głębinie,
Nową zwabiony ponętą, Bieży i patrzy, patrzy i bieży,
Niesie go wodne przestworze;
Już zdala suchych odbiegł wybrzeży,
Na średniem igra jeziorze. I już dłoń śnieżną w swej ciśnie dłoni,
W pięknych licach topi oczy,
Ustami usta różane goni,
I skoczne okręgi toczy, Wtem wietrzyk świsnął, obłoczek pryska,
Co ją w łudzącym krył blasku.
Poznaje strzelec dziewczynę zbliska —
Ach, to dziewczyna z pod lasku! A gdzie przysięga? gdzie moja rada?
Wszak kto przysięgę naruszy,
Ach biada jemu, za życia biada!
I biada jego złej duszy! „Nie tobie igrać przez srebrne tonie,
Lub nurkiem pluskać w głąb jasną:
Surowa ziemia ciało pochłonie,
Oczy twe żwirem zagasną: „A dusza przy tem świadomem drzewie
Niech lat doczeka tysiąca;
Wiecznie piekielne cierpieć zarzewie,
Nie ma czem zgasić gorąca.“ Słyszy to strzelec, błędny krok niesie,
Błędnemi rzuca oczyma;
A wicher szumi po gęstym lesie,
Woda się burzy i wzdyma. Burzy się, wzdyma i wre aż do dna,
Kręconym nurtem pochwyca,
Rozwiera paszczę otchłań podwodna,
Ginie z młodzieńcem dziewica.
Woda się dotąd burzy i pieni;
Dotąd przy świetle księżyca
Snuje się para znikomych cieni
Jest to z młodzieńcem dziewica. Ona po srebrnem pląsa jeziorze,
On pod tym jęczy modrzewiem.
Kto jest młodzieniec? Strzelcem był w borze,
A kto dziewczyna? ja nie wiem.
Adam Mickiewicz.
Przypowieść wschodnia.
Do Mahometa jako przystoi,
Ze czcią przystąpił młodzian nieśmiały:
— Pomarli — rzecze — rodzice moi,
Chciej mię pouczyć czy nie ustały
Me obowiązki względem nich wszelkie?
— O nie! zostały cztery i wielkie:
Do Boga modły wznosić za niemi;
Długi ich wiernie spłacić na ziemi,
We czci zachować, co szanowali,
Strzedz od ruiny, co zbudowali.
R. Zmorski.
∗ ∗ ∗
Wyprawiali bracia ucztę,
Siostry zapraszali:
Po bogatą na trzech koniach
Posłów trzech posłali,
A ubogiej ledwie jeno
Znać przez ludzi dali.
Jeszcze jedna nam rocznica!
Jeszcze jeden dzień pamiętny...
Nadnarwiańska okolica,
Szmat błotnisty, mgłami smętny...
Stare barcie w leśnej drodze...
Cmentarzyki... Boża męka...
Lud asiny... Smutni wodze...
Ostrołęka! Ostrołęka!
Warczą bębny w „Myszynieckiej“,
Kraj się wzmaga... Naród sili...
A nad rzeszą wódz Skrzynecki,
Mały dziedzic wielkiej chwili.
A nad rzeką, a na czele,
Chwiejna wola, słaba ręka,
Mała dusza w wielkim ciele...
Ostrołęka! Ostrołęka!
Biją bębny... Grzmią armaty
Gędźbi szczękiem knieja stara...
Za ojczyznę! — jak przed laty
Idzie w ogień nasza wiara!
Dzwonią lance i pałasze,
Dąbrowskiego gra piosenka...
W wirze walki orły nasze!
Ostrołęka! Ostrołęka!
Jak u Wisły, jak u Warty,
Płowe piaski krwią się barwią...
Starych dziejów nowe karty
Pisze wiara ponad Narwią,
Pisze dzieje swej Macierzy,
Całej w ogniu jak jutrzenka
Żołnierz polski, syn rycerzy...
Ostrołęka! Ostrołęka!
Idą pułki — dzieci wioski,
Bohaterzy z Bożej łaski...
Wiedzie swoich Małachowski,
Szef Prądzyński, Bogusławski!
Porwał Kicki swe ułany, LecąLęcą, że aż ziemia stęka!
Lecą na śmierć, jak na tany...
Ostrołęka! Ostrołęka!
Błyszczą w dymach chorągiewki...
Naprzód koniu! naprzód ptaku!
Bem z armaty do rozgrzewki!
„Czwarty“ ruszył do ataku!
Krwi strumienie... trupów zwały...
Pierś omdlona... słabnie ręka...
Smutna pamięć po dniu chwały...
Ostrołęka! Ostrołęka!
Jeszcze jedna nam rocznica!
Jeszcze jeden bój wolności!
...Nadnarwiańska okolica.
Bojowników legły kości!
Jeszcze jedna na tej drodze
Naszych dziejów krwawa męka!
Naród dzielny... słabi wodze...
Ostrołęka! Ostrołęka!
Za cześć Ojczyzny, wolność, lud
W szeregu zwartym bracia staniem,
Jedność sił naszych sprawi cud,
Cud jaśniejący prawd świtaniem,
Zginie przeszłości czarna noc
Przed prawdy, światła ukochaniem,
Bo w czynach wspólnych wielka moc!
Płynie nad nami Piastów ptak,
Sztandar wolności, orzeł biały,
To naszej ziemi dzieci znak,
Za który krew swą przelewały.
Wszystkie te dzieci zrównał czas,
Wszystkie się dusze pokochały
I wszyscy równi, wolni z nas!
Każdy Ojczyźnie spłaci dług
I lud mieszczański i wieśniaczy,
A z nieba patrząc na nas Bóg,
Pobłogosławić czyny raczy,
Nieśmy ten sztandar drogi swój,
W zwartym szeregu, nie inaczej,
I w pracy wspólnej, w życia bój!
Źli wyśmieją, wydrwią ciebie
Pieśni moja! I cóż stąd?
To zgrzyt ziemi! Prawda w niebie,
A na ziemi złości trąd!...
Nuć więc zawsze w imię Boże,
Dań ofiarną światu złóż,
Łazarzowe otocz łoże
I zażegnaj złości nóż!...
Prawdy ołtarz oblej wonią, Złym pokory przykład daj I gdy wieszcze perły ronią, Ty rozsiewaj rosy — maj.
Walery Przyborowski.
*
Jakże to pięknie, kiedy mąż dzielny
Za swą ojczyznę walczący padnie!
Gdy zaś opuści kto starą chatę,
Rodzinną ziemię, — jakże szkaradnie!
Gdziekolwiek zajdzie z ojcem i matką, Z dziećmi i z żoną, błądząc po świecie.świecie, Wszędy dlań wrogi, wszędy go ucisk, Nędza i hańba sromotna gniecie.
I ród swój kala; w podłej włóczędze
Wzgarda go ściga i złorzeczenie,
Nigdzie współczucia dlań, ni litości,
Nigdzie spoczynku, nigdzie wytchnienia.
Wróci nam się Warszawa, Wróci się nam i Kraków;
Niemiec nie ma tu prawa, Bo to ziemia Polaków. —
(Skarbiec historyi polskiej).
Nie wierz w Niemca.
Śmiej się, gdy mówią: Niemiec pomoże, Niemiec cię z jarzma wyłamie!
Ty nie wierz w Niemca, lecz w sądy boże, I w własne dzielne twe ramię.
Niemca daj katu! póki świat światem, Niemiec Polaka nie będzie bratem!
Nie kładź Prusaków na ludów kartę, W braterstwa świętym kościele;
My dla nich serca mieli otwarte, A oni dla nas szrapnele!
Oj! prawda święta: póki świat światem, Niemiec Polaka nie będzie bratem!
I nie myśl nigdy: rozkwit ludzkości, Zmieni Prusaka ci w brata;
Przekleństwem Książa gromią ci kości, Że uwierzyłeś w ich kata!
Oj, prawda święta: póki świat światem, Niemiec Polaka nie będzie bratem!
↑ W Poezyach Adama Mickiewicza t.1 te dwie strofy (od słów Wymowa wznieść nie zdoła i Ot tam siedzą prawnicy) występują wcześniej i w odwrotnej kolejności.