Przeminął czas, gdy płody Muz W natchnionym szły rynsztunku!
Dziś nawet Pieśń istnienie swe Opiera na rachunku!
Dziś nawet Pieśń zmuszoną jest Realne czcić ołtarze
I — jak to zresztą cały świat — Z cyframi kroczyć w parze.
Ekonomicznych haseł prąd Ogarnął wszystkie sfery —
Podniebne wzloty poszły w kąt! Górą: «dwa a dwa — cztery!»
Ideał ludzki streścił się Wprost w buchalteryi włoskiéj!...
I nie dziw więc, że dzisiaj wieszcz Oblicza rymy, zgłoski!
Że nad średniówką suszy mózg: Czy miara nie jest szersza?
Albo w zadumie chmurzy twarz: Co dadzą mu od wiersza?
Nie dziw, że czasem kruszcu dźwięk Zadzwoni strofą rytmów —
Bo poezyja zeszła dziś Do roli logarytmów! danąWW daną formułkę można wpleść Dowolnej treści temat...
Po wstępie tym (koniecznym był) Zaczynam swój poemat.
Nie zboczy on z wytkniętych dróg (Choć nastrój ma liryczny),
Do końca podkład będzie miał Na wskroś ekonomiczny;
Jedna zeń płynąć będzie myśl Za biegiem mej stalówki —
Myśl osłodzenia doli tym, Co cierpią brak gotówki!
Co w twardej chwili wpadli w dług, Porają się z wampirem,
Co ich, jak robak, gryzie kwit Z podpisem albo z żyrem!
Dla nich odkrywam duszę swą, Najskrytszych głąb’ tajników —
I niezrównaną przędę pieśń: «Poradnik dla dłużników!»
Kiedy, gdzie powstał pierwszy dług — Czy przed, czy po potopie? —
O tem piśmienny zginął ślad W Azyi i w Europie...
Od lat tysiąców ludzki ród Na dwie się grupy dzieli:
Na biednych, których gnębił dług, I możnych wierzycieli.
Skoro więc dawniej było tak (Choć żyli sami żydzi),
Tem bardziej dziś największy dług Nikogo niech nie wstydzi. Primo, że dług w istocie swej Ufności jest pewnikiem; Secundo: każdy na ten świat Już rodzi się dłużnikiem:
Dłużny jest słońcu za ten blask, Co strop ozłaca nieba,
Krynicznym wodom za ich zdrój! Tej ziemi za kęs chleba!
Winien rodzicom żywot swój! Pierś matki — wierzycielem!
A jednak dziecko wita świat Pogodą i weselem!
Nim starożytny rzucę świat, By przejść ku czasom nowym,
Pragnę poświęcić kilka słów Zasadom kredytowym —
(Wymaga tego sprawy tok, Zyskuje wykład na tem,
Różnią się one bowiem dziś Ze starożytnym światem).
Więc przedewszystkiem patrząc wstecz W kredytu nić dziejową,
Dojrzym: że kto pożyczyć chciał, Pożyczyć mógł «na słowo;»
Dzisiaj, przeciwnie, taka chęć Zwężonem płynie łożem —
Gdyż, choć, jak ongi, wielu chce, Nie wszyscy jednak możem.
Niemniej dwadzieścia wieków w tył Nie słyszał nikt o żyrze,
Rzadko też kiedy długów ślad Zostawał na papiérze.
Brano pożyczki sam na sam, Na gębę, złotem litem...
Protesty, weksle (znane dziś) Podtenczas były mytem!...
Mimo to, nikt nie zaparł się, Nikt nie spadł z hipoteki.....
I pod tym względem wzorem nam Być mogą dawne wieki.
Prawda jednakże zmusza mnie Ujawnić z drugiej strony,
Ze kredyt mniej dostępny był I nie dość ustalony.
Nie stały bowiem w erze tej Bankowe gmachy, kasy,
«Towarzystw» również nie znał nikt W zamierzchłe owe czasy.
A co najgorzej, że choć lud Był skłonny do hazardu,
Nikt na ryzyko nie chciał swe Założyć (wstyd!)... lombardu!
Stąd wielu nieraz zmuszał los Rzecz drogą sercu sprzedać,
Gdyż innych źródeł było brak, Aby się w biedzie nie dać.
Genezy długu dawnych lat Odbicie dawszy wierne,
Kieruję pieśni swojej lot W dzisiejszy czas moderne.
Mijam burzliwy średni wiek W krzyżowych wypraw chwili,
Feudalizmu groźne dni Od «Frondy» do «Bastyli,»
Napoleońskiej ery szczęk, Orężną dobę wojny,
Bismarka, Sedan, Kulturkampf, A nawet pokój zbrojny —
I unikając starych akt Z podpisem zblakłym przodków,
Wprost na warszawski stawiam bruk Pegaza cztery podków!
(Ze zwykłej one stali są W kowalskiej kuźni gięte,
Więc bezpodstawnym byłby strach, Iż mogą być zajęte).
Warszawa! Pegaz rusza w cwał, Aż koziołkują rymy —
A ja przenoszę pieśni ciąg Na swojski grunt, rodzimy!
Warszawa — geologii wbrew — (Co stwierdzam tu niezbicie)
W całym obrębie stoi dziś Wyłącznie na... kredycie.
Wszystko, w cokolwiek padnie wzrok, Od bruku w domów ściany,
Jeden się zdaje napis mieć: «Ja niżej podpisany.»
Nie tylko zresztą oczy, wzrok I organ powonienia
Co krok upewnić może się O stanie obdłużenia. Pożyczką miejską mówi mur, Pożyczką tramwaj dzwoni,
Przykanałowa cała sieć Dłużniczej pełna woni,
Po długu jedziesz, krając bruk Na gumach faetonem, Pożyczką świeci latarń gaz, Dług dudni pod betonem!
Prócz tego jeszcze (szczegół to Do pieśni mej podatny)
Rolę wielmoży w mieście gra Tak zwany dług prywatny.
Pod różną formą wcisnął się We wszystkie grodu kąty,
Biorąc (na miesiąc), jak się da, I procent pięćdziesiąty!
Jest więc wekslowy (żyra dwa), Na zastaw ruchomości,
«Pozorna» sprzedaż na czas X Z odkupem praw własności,
I... wynalazek czysto nasz, Z pod swojskiej rodem chaty —
Ku uldze najbiedniejszych klas: Niewinny dług: «na raty.» Na raty! Określenie to Wymaga komentarza — Ratowy bowiem spotkać dług Najczęściej się wydarza. A propos więc wspomnianych «rat» Zaznaczam przedewszystkiem,
Ze zwykły one wyzysk kryć Figowym handlu listkiem;
Często rezultat drobnych spłat Sto procent daje za sto!
Pomimo to, z usługi «rat» Korzysta całe miasto!
Pan mąż na raty odzież wziął, Na raty suknię żona
(Rubelka w tydzień płaci on, Dwa ruble płaci ona),
Dzieci obuwie «w ratach» drą, Zegarek «ratą» cyka,
«Ratowy» kopeć zmierzchem czuć Z naftowych lamp palnika! Na ratach je się, w ratach śpi, Na ratach nawet siedzi!
Słowem... mieszkanko pełne rat, Że niczem w beczce śledzi!
Lecz dość tych rat! Uczuwam wstręt! A temat wyczerpany...
Co jednak począć może ten, Kto jest «obratowany?»
Co począć ma znękany człek, Gdy termin termin goni?
Gdy tygodniami inny druh Z wyrokiem do drzwi dzwoni?
Co począć ma? Czy zapaść w sen? Mar takich się nie prześni...
Co począć ma w opałach tych? — Niech mojej słucha pieśni!
Odnajdzie w niej współczucia ton Na dnie natchnionej zwrotki
I z doświadczenia wzięte niw Zaradcze cztery środki.
Wyśpiewać je kolejno chcę Dla dobra wszej ludzkości —
Na wierzycieli swoich rzecz Zrzekając się... wdzięczności!
Przepraszam, że na parę chwil Zaproszę czytelników
Pomiędzy półki pełne flasz, Butelek i słoików!
Przepraszam, że obrażę węch Zapachem bromu, jodu...
Wymaga tego wzniosły cel... Rzecz warta jest zachodu...
Wstąpmy na moment. Bystrym być Nie trzeba tak dalece,
Aby rozpoznać, że ma pieśń Podąża ku aptece.
Jesteśmy w wnętrzu. Szereg szaf Oszklonych lub z zwierciadłem: Syropy, aquae stoją w rząd, Granicząc z mysiem sadłem. Olejów, tynktur różnych moc, Nalewek, proszków, ziółek!
A nad tem wszystkiem napis lśni — Z nad każdej błyska z półek.
Tu «narcotica» trzyma straż, Tam «heroica» straszy,
Lub «sympatica» nęci cię Z pękatych wnętrza flaszy.
Cóż ma oznaczać podział ten? (Ty, Muzo! rymy dorób!)
Oto, że różnym bywa lek, Jak różne stadya chorób.
Ze trzeba wiedzieć, który dać W kryzysie a w zarodkach —
Gdyż często gorszą niż sam ból Pomyłka bywa w środkach.
Stąd to w medycznej wiedzy dziś Przeważa zdanie zgodne,
Że najbezpieczniej środki brać Niewinne i łagodne!
Za wiedzą przeto, Muzo! krocz — (Nieobcą ci liryka)
I w mego ducha wnikłszy głąb’, Bierz z półki, «sympatica!»
Więc: sympatica! Pieśni, płyń! Nie żałuj skrzydeł lotu! Nobile verbum rzekło się — «Kobyłka więc u płotu»!
Nobile verbum rzekło się, Natchnionej Muzy słowo!
Bez zwłoki w akord uderz mol I zacząć chciej ab ovo.
Niech nam się zdaje, jak przez sen, W podniecie wyobraźni,
Że podpisany niżej wieszcz W dłużniczej jęczy kaźni,
Że się wypłaty zbliża dzień, Wierzyciel klamki ima,
A wieszcz (przypomnę, że to sen) W kieszeni grosza nié ma.
Strach! sytuacya przykrą jest, Los czarny jako sadze!
Posłuchać, czytelniku! racz — Jak sobie wtedy radzę!
O ile pora jeszcze jest Obecność unieść z domu,
O ile drugie wyjście mam — Uchodzę po kryjomu.
Śpiesznie po schodach pędzę w dół, Znajomych mijam ludzi...
Tymczasem kuzyn puka wciąż, Dopóki się nie znudzi.
Sposób ten prosty dobrym jest I dosyć nawet w modzie —
Warunek jeden: trzeba być Koniecznie z stróżem w zgodzie.
Gdy nazbyt bowiem długo chcesz Żyć w sferze nieobecnych,
Chytry wierzyciel chwyta się Czasami środków niecnych!
I najpierw stróża w zwiady śle, Stąd bardzo łatwa zdrada —
Za sobą tedy stróża mieć Koniecznie ci wypada.
Niewielki zresztą to jest koszt Odnośnie do usługi,
Boć łatwiej przecie dychę dać, Niż własne płacić długi!
Nie zawsze jednak środek ten W praktyce da się użyć —
Na przykład jedno wyjście masz..... Nie sposób ściany burzyć!
Wierzyciel rankiem zaszedł cię, Gdyś spał jak suseł w jamie —
I puka... Puka groźny wróg, Omal drzwi nie wyłamie!
Nie wiedząc, kto ci budzi sen, Wybiegasz na przedsienie....
W progu znajomy słyszysz głos: Moje uszanowienie!
Przepadło! Głosu tego dźwięk Złudzeniom tamę kładzie!
Za późno — gdy wierzyciel tuż — Myśleć o rejteradzie!
Za późno! dzienny bije blask, Otwarte drzwi szeroko...
Jesteś jak szarak wpośród pól! Wierzyciel wziął na oko...
Czujesz na sobie dwoje ócz Utkwionych jak sztylety...
I choćbyś z duszy drapnąć chciał, Nie możesz już, niestety!
Cóż więc, nieszczęsny! począć masz, Schwytany w samołówkę?
Oto wesołą minę zrób I pal na wstępie mówkę:
«Ach! jak to dobrze składa się, Że widzę dzisiaj pana!
Bo miałem właśnie pisać doń... Wyjeżdżam jutro z rana...»
(To mówiąc, z gościa chałat zdejm, Sam na wieszadłach zawieś)
«...Ciotka depeszą wzywa mię, Abym przyjechał na wieś,
Ta ciotka, co to... pan już wie?... Bezdzietna kobiecina!
Majątek ładny... lasy... młyn... A kocha mnie jak syna!
Staruszka snać z zarządem dóbr Zbyt wielki ma ambaras...
A może słaba? Późny wiek... Więc muszę jechać zaraz...»
Po takim wstępie parę słów O cenach zboża zamień...
Spytaj: czy lasy płacą dziś? Po czemu wełny kamień?
O pośrednictwo w handlu proś, Łechtając wrogie serce...
Skoro zaś poznasz, że cię już Uznał za spadkobiercę,
Korzystaj z chwili i sam proś, By zechciał się obliczyć...
Jeżeliś dobrze rolę grał, To możesz dopożyczyć!
Możesz na koszta drogi wziąć (Sam wróg będzie nastawał)...
Mnie sympatyczny środek ten Zazwyczaj się udawał!
Bywa jednakże — jeśli nić Snuć nazbyt długo z motka, —
Że ostatecznie przeje się Najstarsza w świecie ciotka.
W takim wypadku, radzę, zmień Płodozmian w twej sperandzie...
Ciotunię niechaj wuj lub stryj Zastąpią na wokandzie. Yankesem możesz stryja mieć, A wuj (tytułem próby)...
Przypuśćmy... że plantacye ma W dziewiczych ziemiach Kuby.
Sprawdzać nie będzie przecież nikt, Bo to nie Kock lub Rypin...
Śmiało rodzinę wypraw więc Chociażby do Filipin!
I w dalszym ciągu w smutku twym Przyszłości maluj zorze...
Wierzaj! niewinny środek ten Na długo starczyć może!
Równie zbawienny wywrze wpływ (Jak słońce na inspekta),
Gdy ci pozwala szczęsny los Małżeńskie snuć projekta.
Jeśliś więc kawalerem jest, Nie żałuj słów w tym celu!
Rozprawiaj: jak urządzisz dom, O ślubie... o weselu!
O wdziękach narzeczonej mów, Od stóp opisz do głowy!
Przyszłego papy wynoś takt! Mów nawet... o teściowéj!
O intercyzie wspomnieć chciej, Posagu wzmiankę kołysz!
A ręczę — że wierzyciel twój Zapomni, żeś jest hołysz!
A gdy — po szkodzie — pozna błąd, Żądając, aby płacić...
Odpowiedz: «Kto miłością żył, Ten zawsze musiał stracić!»
Przykładów mu tysiące daj (A nie brak ich pod słońcem) —
Wszak kto za sercem tylko szedł, Ten błądził koniec końcem!
Jeżeli zaś, pomimo to, Nie zwalczysz przeciwnika —
Wtedy — choć pewne koszta są — Zastosuj: narcotica.
Zbytecznym — sądzę — byłby wstęp; Wiadomo, że narkotyk
Na każdy oddziaływa zmysł: Na wzrok, smak, węch, słuch, dotyk!
Że w szybsze tętno wprawia puls, Pośpieszniej krew utlenia,
Podnieca mózg, wprawiając myśl W stan złud i podniecenia.
Wiadomo, jak znamienny wpływ Na Turka miewa haszysz, —
Największych tchórzy zmienia w lwy... Niczem ich nie zastraszysz!
Po opium Chińczyk gotów znieść Najsroższe bicie w pięty;
Znam wieszczów, w których whisky, grok, Roznieca ogień święty!
A cóż dopiero zwykły tłum? Przeciętni śmiertelnicy?
U takich następuje zwrot Po pierwszej już szklanicy;
Po drugiej myśli zwykły bieg Zatacza się jak kula,
Po trzeciej, czwartej, wzrasta wir, A serce się rozczula.
Wtedy najsroższy mięknie wróg, Dłoń dłoni szuka rada,
Zawiść, szykana, niby rtęć, Poniżej zera spada —
I ten, co dotąd ścigał cię Na trzeźwo tak zawzięcie,
W rozstroju ducha gotów jest Poprzestać na procencie!
Jedyna trudność w sprawie tej (I miły mniej warunek),
Ze wierzycieli zwykłych ród Nie każdy pije trunek.
Ze w piciu mają system swój I tej maksymie służą,
Iż, o ile kto stawia im, Zazwyczaj piją... dużo!
Z tych względów — radzę — więcej dbaj O ilość, niż o dobór —
Nie dawaj — jak to mówi gmin — Najlepszych cieląt z obór!
Nie leć na porter — zwłaszcza zaś Węgrzynem nie chciej sadzić!
(In vino veritas — a więc Sam mógłbyś się z czem zdradzić).
Stopniowo fetuj gości swych, Mieszając trunek zwykły,
Dotąd — aż biesiadników twarz Przybierze kolor ćwikły.
Więc piwko smokom lej a lej! O ile zniesie dusza!
«Lagrowe,» «jasne,» «leżak,» «Chmiel:» Junga czy Haberbusza.
Cygarem częstuj raz po raz (Sztuk dziesięć za złotówkę),
A przedewszystkiem nacisk kładź Na mocną szabasówkę.
Sam gardła szczędź i mało pij, Zachęcaj w zamian gości...
Tak podlewając — pewnym bądź! — Wyrośnie kwiat wdzięczności.
Ten ci opuści dwa na sto, Ów wyrok sprolonguje,
Inny dopisze, zamiast brać... Niech sobie dopisuje!
Co ci to szkodzi? kilka cyfr Mniej, więcej — wszystko jedno!
Skoro sprzedażnych możesz dat Uniknąć... (w tem tkwi sedno!).
Tak unikając przykrych zajść, Jak wyżła w trawie bekas —
Możesz odłożyć długu zwrot No... ad calendas graecas!
Nie zawsze jednak grzeczność, takt, Pomyślny cel osiąga...
Jednym wystarcza słodycz słów, Drugim... teorya drąga.
Potrzeba umieć dobrać klucz Stosownie do otworu —
Nie można przeto trzymać się Jednego pierwowzoru.
Zdarzyć się zatem może traf: Wróg twardy jak opoka!
Nie wzrusza go uprzejmość twa, Ni łza u rzęsy oka!
Daremnie w gardło trunek lać, Napróżno karmić, poić!
Pijany, trzeźwy — w każdy dzień Musi cię niepokoić!
Drwi sobie z przysiąg, czułych słów, Przyjmując je cynicznie...
Z takim konieczność zmusza cię Postąpić heroicznie.
Gdy więc już nadto dojadł ci, Gdy na twą ciszę godzi —
Wtedy, choć z bólem, pokaż mu, Którędy się wychodzi!
Za wychodzącym kilka słów O lichwie rzuć z ukradka —
Bacz jednak pilnie, aby wróg Ze sobą nie miał świadka.
Następnie gotuj się na szturm! I w miarę swej możności,
Bez straty czasu, jakie masz, Zabezpiecz ruchomości.
A więc pseudo-sprzedaż zrób Na rzecz osoby trzeciej,
Przepisz na żonę, ciotkę, lub Na dzieci — gdy masz dzieci.
Nadto — o ileś w dobrych jest Stosunkach z gospodarzem —
Proś, aby za komorny dług Owładnął inwentarzem.
Proś, by z należnych sobie praw Pierwszeństwa chciał korzystać...
Jeżeli w piersiach serce ma, Powinien na to przystać.
Przypuśćmy jednak taki zbieg: Przespałeś moje rady!
Co czynić wtedy? — Z komód, szaf, Usunąć chciej szuflady;
Stoliki, krzesła, inny sprzęt Przekształcaj na trójnogi;
A odzież wszystką na grzbiet włóż I.... czekaj na swe wrogi!
Gdy przyjdą, grzecznie przyjmij ich, Zachowaj taktu pozór....
Lecz za nic w świecie nie chciej brać «Zajęcia» pod swój dozór.
Niechaj wierzyciel znajdzie skład, Dozorcę niech zapłaci....
I czeka na łożony koszt Terminu licytacyi.
Na takie dictum srogi wróg Zakończy zgodnie sprawę —
Albowiem skórka, prosta rzecz, Nie starczy za wyprawę!
Takim jest trzeci z środków mych — Zaś remedium czwarte
Praktykę ma za sobą lat I historyczną kartę.
Od wieków bowiem głosi świat, Od wieków przeszedł z zwyczaj
I niewzruszenie dotąd trwa Aforyzm: Nie pożyczaj!
Gdy masz dwa grosze, wydaj grosz! Sam sobie bądź dłużnikiem —
A będziesz z wierzycieli kpił Na równi z «Poradnikiem...»