>>> Dane tekstu >>>
Autor Zofia Dromlewiczowa
Tytuł Przygody Aneczki
Pochodzenie Skarbnica Milusińskich Nr 127
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Popularnej
Data wyd. 1935
Druk Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

SKARBNICA MILUSIŃSKICH

Nr. 127
Z. DROMLEWICZOWA
PRZYGODY ANECZKI
Powiastka
PRINTED IN POLAND
Druk. Sikora, Warszawa





Aneczka miała duże niebieskie oczy, patrzące ze zdziwieniem na cały świat wokoło.
Miała też dwa krótkie warkoczyki jasnych włosów zebranych po obu bokach twarzy.
— Wygląda jak duża żywa laleczka — mówiono zawsze o Aneczce.
— I grzeczna jest jak laleczka — dodawała niania, patrząc na Aneczkę ze uśmiechem. I Aneczka nie wiedziała wtedy nigdy, czy niania mówi poważnie czy tak tylko żartuje sobie. Bo Aneczka nie wiedziała sama czy można ją uważać za grzeczną, czy za niegrzeczną dziewczynkę. Jeżeli mówiono w domu:
— Aneczko usiądź spokojnie, pobaw się zabawkami, nie przeszkadzaj nikomu, — wówczas Aneczka posłusznie siadała w swoim kąciku i starała się nie zajmować swoją osobą nikogo. Gdy mówiono:
— Aneczko, idziemy na spacer, ubierz się pręciutko.
Wówczas także okazywała Aneczka natychmiastowe posłuszeństwo. Ubierała się jak mogła najszybciej i po kilku minutach przychodziła gotowa do drogi.
A więc właściwie Aneczka była bardzo posłuszną dziewczynką i chciała wykonać to co jej polecono jaknajlepiej.
A jednak zawsze jakoś wydarzało się Aneczce coś niezwykłego, zawsze wychodziło wszystko inaczej, niż Aneczka sobie postanowiła i pragnęła aby wyszło.
Jeżeli na wycieczce podczas powrotu do domu okazywało się, że brakuje jedno dziecko i niewiadomo gdzie się podziało, to tem dzieckiem okazywała się zawsze właśnie Aneczka, jeżeli na ulicy znajdował się jakiś bezdomny, zagubiony piesek to zawsze Aneczka właśnie brała go ze sobą do domu i tłomaczyła wszystkim, patrząc wokoło zdziwionemi oczyma:
— Przecież szedł ze mną aż na schody.
Jednem słowem zawsze Aneczce wydarzało się coś niezwykłego i chociaż Aneczka była posłuszna i nawet chciała bardzo być grzeczną, to jednak miewała prawie wciąż niezwykłe przygody.
— Jak to się stało Aneczko? — pytała potem zasmucona mamusia.
A Aneczka otwierała wtedy jeszcze szerzej swoje niebieskie oczy i mówiła ze zdziwieniem:
— Sama nie wiem jak to się stało, mamusiu.
I doprawdy, Aneczka nie wiedziała dlaczego wydarza jej się zawsze coś niezwykłego.
Taką więc była Aneczka.
Pewnego dnia Aneczka bawiła się przed domem, gdy usłyszała, że ją mamusia woła:
— Aneczko, Aneczko.
— Jestem, mamusiu.
Aneczka pobiegła szybko. Przed domem stała mamusia, ubrana do wyjścia.
— Wychodzę Aneczko — powiedziała mamusia.
— A dokąd? — zapytała ciekawie Aneczka.
— Idę do znajomych z wizytą i wrócę później — powiedziała mamusia naciągając na ręce rękawiczki.
— Daj, ja zapnę — powiedziała prędko Aneczka, która bardzo lubiła zapinać długie rękawiczki.
— Dobrze — zgodziła się mamusia i Aneczka, zacisnąwszy zęby dla nabrania większej siły i zręczności, zapinała powoli długi rząd guziczków.
— Dobrze, zapięte, teraz mogę już iść.
— A kiedy przyjdziesz? — zapytała niespokojnie Aneczka, która bardzo nie lubiła, gdy mamusia wychodziła na długo z domu.
— Przyjdę późno.
Aneczka skrzywiła się niechętnie.
— Przyjdę późno — powtórzyła mamusia, — gdy ty już będziesz spała Aneczko.
— Czy nie mogę czekać aż wrócisz? — zapytała Aneczka ze smutkiem.
— Nie, bo zasnęłabyś i tak ze zmęczenia. Bądź grzeczną Aneczko, słuchaj się niani, po kolacji dostaniesz ciastko z konfiturami.

Aneczka uśmiechnęła się. To ciastko z konfiturami (a ciastka z konfiturami były ulubionemi ciastkami Aneczki, pocieszyło ją trochę.
— Będziesz grzeczną Aneczko, prawda? — zapytała mamusia całując ją mocno.
— Będę grzeczną — powtórzyła dziewczynka patrząc na mamusię ze zdziwieniem, jakby nie rozumiejąc, że mogłoby być inaczej.
— Pamiętaj Aneczko, tylko nie wymyśl nic nowego.
— Nie, nic dzisiaj nie wymyślę — zapewniła dziewczynka.
— To pobaw się tu jeszcze trochę, aż cię niania zawoła na kolację, a ja już idę.
— To ja cię kawałek odprowadzę.
— Do bramy.
— Mogłabym wyjść chociaż kawałek na ulicę — prosiła dziewczynka, gdy poszły do bramy.
Lecz mamusia nie chciała się zgodzić.
— Jeszcze zabłądzisz.
Aneczka poczuła się obrażona.
— Nie jestem przecież taka zupełnie mała, trafię taki malutki kawałeczek.
Lecz mamusia nie ustępowała.
— Nie, Aneczko, proszę teraz wrócić.
— Więc, chcąc nie chcąc Aneczka zawróciła, uprzednio pocałowawszy jeszcze kilka razy mamusię na dowidzenia. Potem wróciła do miejsca, w którem się bawiła.
Przed domem, w którym mieszkała Aneczka znajdował się mały ogródek, który był własnością lokatorów tego domu. A lokatorów było niewielu, w domu znajdowały się tylko cztery mieszkania. Aneczka więc bawiła się zawsze przed domem w ogródku i zwykle była w nim sama jedna.
— Aneczko — usłyszała po chwili głos niani — co ty tam robisz?
— Bawię się w klasy.
— Sama się bawisz w klasy?
— Tak — odpowiedziała Aneczka — raz skaczę za siebie a drugi raz za tą drugą dziewczynkę, która jest na niby.
— Odpocznij sobie chwilę na ławce i wróć do domu. Już się ściemnia. A ja tymczasem przygotuję dla ciebie kolację.
— Dobrze, — zgodziła się niechętnie Aneczka, którą zmęczyło skakanie.
Usiadła więc na ławce i patrzyła przed siebie. Niania miała słuszność. Zaczynało się już ściemniać.
— Jakie to dziwne — pomyślała Aneczka. — Jeszcze przed pół godziną było tu zupełnie jasno. Tak wyraźnie widać było kolory wszystkich kwiatów. A teraz robi się coraz ciemniej. Jeszcze trochę i nie można będzie nawet odróżnić jakiego koloru jest każdy kwiatek.
Aneczka siedziała spokojnie na ławce i myślała. Myślała o tem, że coraz jest ciemniej, że w tym półmroku ogródek wygląda zupełnie inaczej niż przedtem gdy słońce świeciło.
— Zupełnie inaczej — powiedziała do siebie półgłosem.
Potem Aneczka pomyślała, że w nocy, gdy jest zupełnie ciemno, wówczas napewno ogródek zmienia znów swój wygląd. Pomyślała także o tem, że jeszcze nigdy nie była w nocy w ogródku.
Zawsze śpię wtedy w łóżku i wcale nie wiem co się wtedy na świecie dzieje.
I Aneczka postanowiła nagle.
— Dziś w nocy muszę obejrzeć ogródek.
I gdy niania przyszła, aby ją zabrać na kolację, Aneczka powiedziała jej natychmiast:
— Nianiu ja chcę iść dziś po kolacji do ogródka.
— A to poco? — zdziwiła się niania.
— Ja nie byłam jeszcze nigdy w nocy w ogródku.
— A poco masz chodzić po nocy? — zdziwiła się niania jeszcze bardziej. — W nocy jest wilgoć, małe dzieci nie mogą chodzić po nocy.
— Ja już nie jestem taka mała.
Ale to nie przekonało niani.
— I cóż ciekawego jest w nocy, — zapytała — ciemno, nic nie widać.
— Ja właśnie chcę zobaczyć gdy nic nie widać.

— E — powiedziała niania surowo — Aneczka plecie trzy po trzy. Co zobaczysz jeżeli nic nie widać.
— A jednak ja chcę iść do ogródka.
— Grzeczne dzieci chodzą spać po kolacji — powiedziała nieubłaganie niania. Dzień jest do zabawy a noc do spania.
— Ja nie chcę zawsze spać.
— Co to za nowości — zdziwiła się znowu niania — gdyby mamusia wiedziała, że będziesz tak grymasić, to napewno nie zostawiłaby ci ciastka z konfiturą.
Wspomnienie ciastka uspokoiło trochę Aneczkę. Bez sprzeciwu poszła do mieszkania i zjadła kolację.
— O tak, to lubię — pochwaliła niania widząc, że dziewczynka wszystko zjadła. Jak się pobawisz na powietrzu, to zaraz masz lepszy apetyt. Może chcesz jeszcze bułeczkę?
— Nie, dziękuję, nie chcę już bułeczki.
— To masz tu swoje ciastko.
Aneczka zabrała się do ciastka. A gdy je zjadła, przypomniała sobie znowu o ogródku w którym teraz było już coraz ciemniej.
— Pójdę poczekać na mamusię — oznajmiła.
Lecz niania nie chciała wcale słuchać.
— Mamusia wróci późno.
To będę czekać na tatusia.
— Tatuś ma wstąpić po mamusię i razem wrócą.
— To tak sobie pobiegam.
— Odkąd to grzeczne dziewczynki biegają po nocy? — zapytała niania.
A ponieważ Aneczka nie wiedziała dokładnie odkąd, więc nic nie odpowiedziała.
— Prędko, prędko — nagliła niania — zdejmij sukienkę Aneczko, włóż szlafroczek. Zdejmij pantofelki, chodź do kąpielowego.
— Nie mogę znaleść moich rannych pantofelków.
— Przecież stoją obok łóżka. Nie marudź tak Aneczko.
Aneczka rozbierała się, wkładała pantofelki, potem dała się umyć przez nianię. Przez cały czas myślała bezustannie o tem, że w ogródku jest już zupełnie ciemno, że wszystko zupełnie inaczej wygląda, niż podczas dnia, że ona musi jakoś ten ogródek zobaczyć.
— A teraz śpij spokojnie — powiedziała niania, gdy dziewczynka zmówiła modlitwę. Pocałowała ją na „dobranoc“, zgasiła światło i wyszła z pokoju.
Lecz Aneczka nie mogła zasnąć. Niania zgasiła wprawdzie światło, lecz na niebie świecił księżyc i promienie jego wpadały poprzez firankę do pokoju. Aneczka rozróżniała więc rozmaite przedmioty.
— Wyglądają zupełnie inaczej niż w dzień — myślała Aneczka — krzesło wydaje się jakoś wyższe i cieńsze, stół się powiększył, a szafki wcale nie widać, stoi w cieniu, zupełnie jakby jej wcale nie było, a przecież wiem, że stoi tam napewno.
I Aneczka poczuła znowu ogromną chęć pójścia do ogródka, aby zobaczyć jak też wygląda ogródek podczas nocy.
— Nic mi się nie stanie — myślała Aneczka — nawet nie jest zupełnie ciemno. Księżyc przecież świeci.
Jeszcze chwilę leżała spokojnie. Lecz potem usiadła na łóżku.
— Nie mogę zasnąć — pomyślała.
Patrzyła przed siebie i nadsłuchiwała czy niania nie nadchodzi. Lecz niania siedziała o tej porze napewno w kuchni i rozmawiała ze służącą Marysią.
— Pójdę tylko na chwileczkę — postanowiła Aneczka — myśląc o tem w jaki sposób wymknie się z domu, nie zwracając niczyjej uwagi.
Cichutko stanęła na podłodze i przysunęła krzesełko na którym leżała złożona bielizna. Ubierała się powoli, co chwila przerywając i nadsłuchując. Lecz wokoło panowała zupełna cisza.
Włożywszy bieliznę i pończochy, Aneczka sięgnęła po sukienkę, lecz sukienki nie było, niania zabrała ją widocznie do oczyszczenia. Nie było także bucików. Przez chwilę Aneczka rozmyślała zakłopotana co czynić należy. Lecz szybko znalazła na to wszystko radę.
— Włożę ranne pantofelki — pomyślała — tak będzie jeszcze lepiej, bo pantofelki są z filcu, więc wcale ich nie słychać podczas chodzenia.

Gorzej było z sukienką. Lecz Aneczka przypomniała sobie, że w szafie leży duża chustka niani. Podeszła więc cichutko do szafy i po krótkiem szukaniu znalazła chustkę. Otuliła się nią i podeszła do drzwi.
Szczęśliwym trafem, a może naumyślnie zostawiła niania drzwi przymknięte tylko. Może myślała, że dziewczynka ją zawoła, więc była pewniejsza, że tak ją usłyszy. Nie było więc kłopotu z otwieraniem drzwi, a Aneczka obawiała się najbardziej, że klamka może zaskrzypieć. Pręciutko przemknęła się przez długi korytarz, który dzielił pokój dziewczynki od stołowego. W stołowym paliła się mała lampka i to ułatwiło Aneczce drogę. Teraz pozostawał tylko przedpokój i otworzenie frontowych drzwi.
Aneczka zatrzymała się znowu, bo wydało jej się, że słyszy kroki niani. Lecz wydawało jej się tylko. Kuchnia była daleko i niania nie słyszała nic zgoła a wcale jej przez myśl nie przeszło, że mała Aneczka zamiast spać spokojnie, wybiera się właśnie z wizytą do ogródka.
Teraz miała Aneczka przed sobą najtrudniejszą chwilę wyprawy. Drzwi frontowe zamykały się na zatrzask, który wprawdzie dziewczynka umiała otwierać, lecz który znajdował się bardzo wysoko. Aneczka zaś była mała i nie dosięgała do tego miejsca. Trzeba było przynieść krzesło i Aneczka namęczyła się przytem co niemiara, gdyż krzesło było dość ciężkie a nieść należało ostrożnie by czasem nie stuknąć o podłogę i nie narobić hałasu. Wreszcie krzesło stało już przed drzwiami, Aneczka weszła na nie i drżącemi rękami otwierała zatrzask, który również nie otworzył się tak łatwo. Teraz odsunęła krzesło i cichuteńko, jaknajciszej zamknęła drzwi za sobą. Znajdowała się już na schodach. Przez chwilę stała jeszcze słuchając, czy do przedpokoju nie wejdzie niania, albo służąca, lecz widocznie stuknięcia drzwi nie było słychać w kuchni, bo nikt się nie zjawiał.
Teraz Aneczka jaknajszybciej zbiegała ze schodów. Obawiała się, że spotka ją kto ze sąsiadów i zdziwi się, że o tej porze spaceruje sama.
Nie spotkała jednak nikogo i już po chwili znajdowała się w ogródku.
— Niania mówiła, że nic nie widać — zdziwiła się Aneczka — a przecież widać wszystko. Tylko inaczej.
— Jakie to dziwne — myślała — kwiatki są przecież czerwone i żółte i lila, wiem, bo sama je dziś widziałam, a teraz wszystkie są czarne, wszystkie mają jednakowy kolor. Liście na drzewach także nie są zielone, a czarne. Wszystko w nocy jest widocznie czarne. Czy ja także jestem czarna?
Ogródek wydawał się teraz Aneczce dużo większy. Podczas dnia widziała dokładnie bramę przed sobą i wiedziała gdzie się kończy, a teraz na przestrzeni kilku kroków było już zupełnie ciemno i wyglądało to tak jakby ogród ciągnął się jeszcze daleko, daleko.
Aneczka przechadzała się po ogródku.
— Bardzo mi się tu podoba — pomyślała. — Jaka szkoda, że ludzie śpią w nocy zamiast się bawić. Sprobuję pobawić się w klasy.
Odszukała miejsce, gdzie przed wieczorem bawiła się w klasy. Klas nie było wprawdzie widać, lecz Aneczka wiedziała, że właśnie tutaj są napewno narysowane, sama je przecież rysowała. Podniosła więc jakiś kamyk z ziemi, rzucała przed siebie i skakała. Lecz kamyka, ani klas nie było widać, dziewczynka musiała się dobrze naszukać zanim go znalazła, a nogi bolały ją od skakania, bo nosiła cienkie, ranne pantofelki.
— Zabawię się w co innego postanowiła więc po kilku minutach — jaka szkoda że nie mam ze sobą mojej skakanki.
Usiadła na ławce i patrzyła przed siebie.
Ziewnęła kilka razy i pomyślała, że właściwie w łóżku było jej bardzo przyjemnie, tak dobrze można się było wyciągnąć, przykryć ciepłą kołdrą.
Teraz ławka wydała się Aneczce dziwnie twarda, chustka niani nie zabezpieczała dostatecznie przed zimnem.
— Zimno mi — pomyślała dziewczynka otulając się szczelniej — trzeba wracać do domu.
Podniosła się więc z ławki. Księżyc został zasłonięty przez chmurę i w ogródku było teraz zupełnie ciemno. Aneczce zrobiło się jakoś nieprzyjemnie. Czuła się taka mała, sama i jakby opuszczona podczas ciemnej nocy. Prędko podeszła do drzwi, które prowadziły do schodów. Lecz drzwi nie chciały się otworzyć. Napróżno Aneczka kręciła klamką, drzwi nie ustępowały.
— Może dozorca je zamknął — pomyślała dziewczynka — muszę iść poprosić go aby otworzył. Lecz mieszkanie dozorcy znajdowało się po drugiej stronie domu i Aneczka poczuła, że nie ma dosyć siły, aby obejść ciemny dom wokoło.
— Ach prawda — przypomniała sobie nagle — przecież mamusia musi nadejść niedługo, poczekam tu na nią.
Aneczka usiadła na stopniach prowadzących do drzwi wejściowych, otuliła się szczelniej chustką i czekała. Lecz nie było jej wcale przyjemnie. Przedewszystkiem chłodny wiatr odchylał wciąż chustkę i dziewczynka, nie mając na sobie sukienki czuła coraz większe zimno, pozatem ciemność panująca w ogródku wydawała jej się teraz czemś nieprzyjemnem, a nawet strasznem. Wydawało jej się, że będzie tak czekać niewiadomo jak długo, że nikt jej nie spostrzeże i że już na zawsze zostanie tu, na stopniach podczas ciemnej i chłodnej nocy. Potem pomyślała Aneczka, że może niania zajrzała do jej pokoju, zauważyła, że dziewczynki niema i zmartwiona, nie wie co się z nią stało.
— Ale pewnie poszłaby mnie szukać do ogródka — pocieszyła się po chwili.
Lecz mimo to zrobiło się Aneczce bardzo smutno i nawet zaczęła trochę popłakiwać.
— Nie mogę płakać, bo nie mam chustki do nosa, — pomyślała — lecz łzy nie zwracały na to wcale uwagi i płynęły wciąż po twarzy.
Wreszcie Aneczka zmęczona późną godziną, znękana płaczem i lękiem zasnęła oparłszy się o drzwi.
W pół godziny później wracali do domu rodzice Aneczki.
Dochodzili właśnie do drzwi wejściowych gdy spostrzegli, że na stopniach ktoś leży.
— Co to?
— Zdaje się, że jakieś dziecko.
— Pewnie zabłądziła biedactwo.
— Trzeba je obudzić i dowiedzieć się skąd się wzięło.
— Naturalnie, to jakieś maleństwo.
Ojciec Aneczki podszedł do leżącego dziecka i odchylił chustkę, która zasłaniała twarz i głowę. Jednocześnie niemal wykrzyknęli z przerażeniem.
— Ależ to Aneczka!
— Aneczka?
Aneczka otworzyła właśnie oczy, ujrzała przed sobą przerażone twarze rodziców i zdziwiła się, że nie leży w łóżeczku. Potem przypomniała sobie wszystko i powiedziała cicho:
— Chciałam zobaczyć jak wygląda noc w ogródku.
— Ach Aneczko, jakim sposobem wyszłaś z domu.
Lecz Aneczka nie mogła odpowiedzieć, bo już znowu zasnęła. Zaniesiono ją więc do mieszkania, rozebrano, położono do łóżka i przykryto bardzo mocno. Aneczka spała nie budząc się wcale. Dopiero następnego dnia opowiedziała wszystko, jak to postanowiła zobaczyć ogród w nocy, jak wymknęła się cichutko z mieszkania, jak nie mogła potem otworzyć drzwi i zasnęła na schodach. Wszyscy gniewali się na Aneczkę ale nie bardzo, bo dziewczynkę bolało po nocnej przygodzie gardło i musiała leżeć kilka dni w łóżku.
— Ach Aneczko, Aneczko — martwiła się mamusia — obiecałaś przecież być grzeczną.
— Ja bardzo chciałam być grzeczną — zapewniała dziewczynka patrząc wokoło zdziwionemi oczyma — tylko tak jakoś wyszło.
— Ale już nigdy nie wyjdziesz sama z mieszkania?
— W nocy nie wyjdę nigdy — obiecała Aneczka.
I tym razem dotrzymała słowa.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zofia Dromlewiczowa.