Przygody czyżyków/Rozdział XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody czyżyków |
Wydawca | Księgarnia G. Centnerszwera |
Data wyd. | 1899 |
Druk | M. Lewiński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | Jan Wasilewski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W przeciągu jednego tygodnia utraciliśmy połowę towarzyszów. Poszła w świat szczyglica ze swemi małemi — później, ach, ileż wycierpiałem! drogi mój braciszek Tluś. Z nim razom opuściła nas Mia, młodsza siostrzyczka Lilli. Tluś udawał wesołość i wcale nie narzekał.
— Bądźcie dobrej myśli, świergotał przy pożegnaniu — dlaczego zaraz przypuszczać, że nigdy się nie zobaczymy? — kto to może wiedzieć!
Towarzyszka Tlusia nie smuciła się również.
— Trudno, ćwierkała, trudno! Kiedy tak los wypadł... nie płaczcie, bardzo proszę; Tluś idzie ze mną, on dobry ptaszek, opiekunowie, zdaje się, poczciwi. No, no, matusiu, przestań wyrzekać — tatuniu, wytłomacz mamie, żeby się nie martwiła. Do widzenia! do widzenia!
Poszli, owinięci w białą chustczynę przez staruszka, który okazywał wielką życzliwość dla ptaków. Rozmawiał z nami, przyczem bardzo pociesznie układał usta w dziobek — probował nawet świergotać, lecz mu się nie udało, gdyż jak mówił, nie ma zębów. Śmieszny! my przecież zębów także nie mamy.
Żona jego dreptała po pokoju, zziębniętemi nogami stukając w podłogę.
— A co, stara, mówił — czy dobry nabytek?
— Śliczny, mój Ignasiu, prześliczny!.. I miejsca dużo nie zajmie i świergotem ucieszy, gdy człowiekowi smutno na sercu. Najgorzej zawsze gdy ty z domu wyjdziesz — zostaję sama jedna i Bóg wie jakie myśli mnie trapią.
— Będziesz teraz miała towarzystwo. Gdy zaczną śpiewać, zapomnisz, że Jadzia i Zosia są gdzieś na końcu świata.
— Ty miewasz, Ignalku, pomysły wyborne.
— Aha, widzisz, Franiu.
Z temi słowami wyszli, pożegnawszy się grzecznie. Lilli pocieszała swoich rodziców, zmartwionych bardzo, ja zaś gawędziłem z ojczulkiem o naszym Tlusiu, gdy zaczął się spór o Milutka, którego jacyś panowie zabrać chcieli.
— Mówiłem panom, że pojedyńczo ptaków nie sprzedaję.
— Co za dziwny przymus!
— Nie przymuszam, tylko czekam na prawdziwych amatorów. Kto lubi ptaki, woli kupić dwoje.
Czyżyczka Flu przytuliła się do mamy, wiedząc że o niej mowa.
— Taka mała! rzekł drugi pan — taka marna!
— Czyżyk jest zawsze większy, ta czyżyczka jednak nie gorsza ani mniejsza od innych.
— Tak — ale ja mam w domu kanarzycę.
— Niech szanowny pan pofatyguje się do handlarza ptaków — nie brak ich na Piwnej.
— Nie przyszedłem po adres — wiem gdzie mieszkają ptasznicy, lecz chciałem kupić.
Gospodarz milczał — pan się rzucił rozgniewany.
— No, jakże?
— Powiedziałem — sprawa skończona.
— Szaleństwo, doprawdy!.. Zgódź się pan, gdyż nie mam czasu za tem chodzić — dobrze zapłacę. Czyżyk podobał mi się — miałem już takiego.
Szewc milczał.
— Zróbmy nareszcie koniec!.. no, płacę za dwie sztuki, a biorę jednę. Czy zły interes?
— Nie o interes mi idzie, odparł chłodno szewc. Jam rzemieślnik, żyję z pracy, na ptakach spekulacyi nie robię; zapłatę mogę wziąć tylko taką, jakiej żądałem. Najchętniej rozdałbym ptaszyny, gdybym wiedział, komu tem przyjemność sprawię.
— Jakże będzie?
— Już powiedziałem, proszę pana, odrzekł gospodarz i, skłoniwszy się nieznajomemu, wrócił do roboty. Pan stał przez chwilę, potem głową kiwnął i wyszedł, a za nim drugi.
Flu odetchnęła swobodnie. Milutek, śpiewak niezgorszy, popisywał się piosneczkami, żeby okazać swoją radość. Miał z czego się cieszyć — i bardzo nawet! Kto wie, jakie go tam czekały przykrości z tą kanarzycą obcym domu, gdzie nikt go nie zna, on też nie zna nikogo. Tymczasem został z przyjaciółmi — czy na długo? nie wiem, bo przyszła moja kolej.
Na drugi dzień, gdy gospodyni po śniadaniu sprzątnęła talerze, Marcysia, spojrzawszy w okno, rzekła do Nastki.
— Jacyś uczniowie idą.
— Może nie do nas.
— Aha! nie do nas!.. toć widziałam, jak czytali kartę.
— Chryste! znowu po ptaki!.. ach, kiedyż to się skończy? biadała dziewczynka.
Z twarzyczką rumianą od mrozu, zgrzany, jak podczas lata, wszedł chłopczyk z tornistrem na plecach. Za nim ukazał się drugi, mniejszy cokolwiek.
— Panie, zaczęli oba razem, ale wnet jeden umilkł i drugi też się zająknął.
— Co panowie rozkażą? zapytał szewc?
— Chcieliśmy prosić...
— Jestem na usługi.
— Chcieliśmy raczej zapytać, czy między ptakami, jakie pan sprzedaje, niema dobrego śpiewaka?
— Jest jeden śpiewak wyborny.
— Ach, panie! pragniemy go kupić... ale — może będzie drogo kosztował?
— Oto wszystko, co posiadamy, dodał mniejszy chłopczyk, wysypując zawartość blaszanego pudełka. Nie wiem nawet ile — zaraz policzę.
— Pewno za mało, jeśli pan się droży.
— A to na imieniny siostrzyczki — chora jest biedaczka; lalki ją znudziły, zabawki również; — ptaszek i do tego śpiewak, ucieszyłby z pewnością.
— Dziesięć, dwadzieścia — złoty — rachował starszy chłopczyk, gdy młodszy nie spuszczał wzroku z gospodarza. Złoty groszy sześć — czterdzieści — dwa złote... Czy tylko ładnie śpiewa?
— Nie możnaby usłyszeć?
— Trudno kazać ptakowi, żeby śpiewał, lecz upewniam panów, że się nie zawiodą.
— Kiedy pan mówi, to i owszem... Zapłacimy natychmiast, gdyż pilno nam do szkoły i wstąpimy po ptaszka o trzeciej.
To powiedziawszy, obliczali skwapliwie resztę pieniędzy.
— Przepraszam panów, jeszcze nie koniec — odezwał się gospodarz. Mój śpiewak ma towarzyszkę i chciałby ją zabrać.
— Ach, pewno pieniędzy zabraknie! wołali chłopcy — biedna Kocia!
— Wiele nie żądam.
— Tak — lecz złożyliśmy tylko na jednego ptaszka i jednego chcemy kupić. Na dwóch trzeba przynajmniej dwa razy tyle.
— Panicze wytargują — żartował szewc.
— Pan opuści? pytał młodszy chłopczyk, o, jak to dobrze!
— A któryż drugi?
Rozpatrując naszą gromadkę, majster nie odpowiadał.
— Panie, nam pilno — do szkoły się spóźnimy — naglili braciszkowie.
— Sam nie wiem...
— Może ten malutki, co siedzi przy śpiewaku?
— Śliczny i miły nadzwyczajnie! ten! ten! panie kochany...
— Pewno będą żyły w zgodzie. Przykra rzecz, kiedy ptaszki wojnę prowadzą, — u naszego wuja, sam widziałem — pobiły się do krwi.
— Nie wzięlibyśmy takich — Kocia ma dobre serce, jest bardzo czuła, zamiast się cieszyć płakałaby nad niemi, a to mogłoby jej zaszkodzić.
— Moje ptaszki są zgodne bardzo, rzekł gospodarz. Choć kalkulowałem inaczej, kiedy ta czyżyczka podoba się panom, bierzcie ją sobie.
Lilli zaświergotała.
— Śpiewa, cieszyli się chłopcy.
— Jakie to tam śpiewanie!.. Ale czyżyk śpiewak doskonały, jego babką była kanarzyca. Mam z tej rodziny jeszcze paru, lecz ten wszystkich przeszedł.
Rad, że Lilli pójdzie ze mną do dobrych braciszków, zaśpiewałem piosnkę o gaju; chłopcy się cieszyli, a Nastka miała łzy w oczach.
— Takaś niepoczciwa! strofowała ją Marcysia.
— Uhu! uhu!
— Pomyśl, jak ta chora panna się uraduje!.. słuchaj, leży w łóżku — lalki ją nudzą, nawet lalki! — to biedna dopiero! Zamiast płakać, weź książki i dalej w drogę. No, spiesz się, Nastka!
Dziewczynka, wzdychając, podążyła za siostrą.
Mieliśmy kilka godzin na pożegnanie — zbiegły bardzo prędko. Tatuś upominał, byśmy żyli w zgodzie i starali się zabawić chorą, bo to jest życzeniem dobrych jej braciszków. Należy śpiewać, świergotać, figle wyprawiać, gdy ona smutna, a zwłaszcza gdy nikogo nie ma w pokoju; wesoła piosnka pociesza, a więc dopomaga zdrowiu.
Przyrzekliśmy pamiętać o naszych obowiązkach, a wszystkie ptaszki nam zazdrościły tak poważnego zadania.
— No, no, ktoby myślał, że jesteśmy lekarstwem, świergotała Flu. Nigdy nie sądziłam, że nasz śpiew może uleczyć.
— Nie uleczyć, tłomaczył tatuś, tylko rozweselić.
— Troskę odpędzić, dodała Lilli — wygnać ją za dziesiątą rzekę — czy to mało?
— Myśmy nie byle jacy, zawołał Milutek, gdy to potrafimy! Dziewczynka wyzdrowieje, jak będzie wesoła — a kto do wyzdrowienia się przyczyni? mój braciszek! Ja pewnobym nie umiał, on umie doskonale — nauczy chorą śmiać się, świergotać i śpiewać; tak — śpiewać pięknie, a wtedy ona zapomni, że ją kiedykolwiek co bolało!
— Dobrze mówisz, chwalił tatuś — zrozumiałeś, czego chcę od Cizia.
— Proszę! dziwiła się Flu — jaki on mądry!
— A widzisz, teraz dopiero poznałaś!
Przy pożegnaniu, Marcysia i Nastka, które nadbiegły dosyć wcześnie, ucałowały nas, płacząc. Ja chciałem śpiewać, ale ochrypłem — pewno z żalu. Świergotaliśmy tylko, ja i Lilli, odpowiadała nam cała gromadka; starsi upominali, cieszyli.
Czy zobaczymy się kiedy w życiu?..