<<< Dane tekstu >>>
Autor Waleria Marrené
Tytuł Sewerka
Wydawca Redakcja Wieczorów Rodzinnych
Data wyd. 1904
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron




V.
Towarzyszka.

Nazajutrz Sewerka obudziwszy się, pomyślała zaraz o Anielce, ubrała się prędko, nie marudząc, jak to zwykle czyniła i pobiegła pod drzwi panny Julii. Nauczycielka lubiła rano wstawać i drzwi jej były tylko przymknięte. Dziewczynka wpadła do pokoju i zatrzymała się nagle, bo Anielka spała jeszcze w najlepsze. Panna Julia dała jej znak, ażeby sprawiała się cicho, potem na palcach wyszła wraz z nią z pokoju, ostrożnie zamknęła drzwi za sobą i powiedziała służącej, żeby tam nie wchodziła.
Anielka źle spała w nocy, zrywała się, miała nawet gorączkę, trzeba jej było dać wypocząć. Panna Julia tymczasem zajęła się urządzeniem szkolnego pokoju. Nakupiła w Warszawie zeszytów jednakowych dla obydwóch swoich uczennic, teraz ułożyła je w szufladkach dużego stołu, który miał służyć do nauki. Pani Sławska wybrała na szkołę widny i obszerny pokój, oddalony od gospodarskiego gwaru, okna jego wychodziły na ogród, ażeby nic dziewczynkom nie sprawiało roztargnienia.
Panna Julia postawiła na szafie, zawierającej książki do nauki potrzebne, wielki globus, który z sobą przywiozła, na ścianach rozwiesiła wizerunki różnych sławnych ludzi, a pani Sławska kazała przenieść i ustawić w rogu pokoju posąg Mickiewicza, który dotąd stał w jej saloniku wraz z bluszczem, obwijającym się około kolumny, służącej mu za podstawę, kazała zawiesić białe firanki i story, a wreszcie postawić wygodną kanapkę, parę fotelików. W ten sposób urządzony pokój był tak miły, iż przyjemnie było w nim przebywać.
Gdy się Anielka obudziła i ubrała, Sewerka pobiegła do niej i zaczęła ją oprowadzać po całym domu. Anielka pozwalała powodować sobą, szła wszędzie, gdzie ją ciągnęła Sewerka, ale nic nie mówiła, a na jej ciągłe zapytania odpowiadała tylko tak lub nie.
— Widzisz, tu się uczyć będziemy — wyrzekła z dumą Sewerka. — Nieprawdaż, że tu ładnie?...
Pokazała jej wszystkie rzeczy dla niej przeznaczone, zupełnie takie same jak te, które sama miała. Nawet na łóżeczku była taka sama szafirowa kapa, jak ta, co pokrywała pościel Sewerki.
— Ach! jakaż ta twoja mama dobra — zawołała rozrzewniona Anielka.
I słysząc w pobliskim pokoju głos pani Sławskiej, pobiegła pędem, ażeby ucałować jej ręce i dziękować za wszystko, co dla niej robiła. Trudno było uspokoić ten wybuch wdzięczności.
Biedna sierota miała gorące serce i niezmierną subtelność uczuć, które musiało sprawiać jej wiele bólów, bo nie wszyscy umieją odczuć je i uszanować.
Sewerka nie rozumiała tego zupełnie, jak zwykle dzieci szczęśliwe. Pokazało się to zaraz przy pierwszej sposobności.
W parę dni po przyjeździe Anielki, stolarz przywiózł obstalowaaną szafkę na jej drobiazgi, taką samą jaką miała Sewerka, tylko naturalnie nową i błyszczącą, gdy tamta była już troszeczkę zniszczona. Sewerka miała ochotę nową dla siebie zatrzymać a starą dać Anielce, ale pani Sławska na to nie pozwoliła co wprowadziło ją w zły humor.
Gdy więc szafka stanęła na miejscu, oddając klucz towarzyszce, powiedziała z trochą przekąsu:
— Tutaj ułożysz swoje książki, pudełka, graciki. Może ci pomódz.
— Ja prawie nie mam, co układać — odparła Anielka.
— Jakto! nie masz nic swojego.
— Proste pudełko z nićmi, nożyczkami, naparstkiem, książka do nabożeństwa mamy, fotografie rodziców, które chciałabym powiesić nad łóżkiem, oto wszystko.
— Poczekaj, to ja coś znajdę dla ciebie.
Anielka zaczerwieniła się po białka, ale Sewerka tego nie spostrzegła. Otworzyła swoją szafkę pełną przeróżnych drobiazgów i przeglądała je długo, jakby trudno jej się było zdecydować, co wybrać, aż wreszcie wyjęła szkatułeczkę trochę odrapaną, parę książek, które mniej lubiła, figurkę porcelanową z utrąconą ręką, flakonik nieco wyszczerbiony i t. p. rzeczy.
— Widzisz — rzekła — masz tu książki, pewnie ich nie znasz, a tu ładne drobiazgi, flakonik i figurkę którą mi mama z zagranicy przywiozła, szkatułeczka zastąpi twoje proste pudełko.
Wyliczała każdy przedmiot z osobna, zachwalając go niby towar. Anielka słuchała jej zaczerwieniona.
— Mama nie chce — dodała Sewerka — mama nie chce, żeby pomiędzy nami była jakakolwiek różnica, więc twoja szafka nie powinna być pusta.
— Ah! jaka twoja mama dobra — zawołała znowu z przejęciem Anielka. — Ale ja tego wszystkiego co mi dajesz, wziąć nie mogę... nie... nie mogę.
Powiedziała te słowa ze łzami i Sewerka nie wiedziała, co począć.
— Dla czego nie możesz? — zapytała wreszcie zniecierpliwiona. — Mam tak dużo drobiazgów, mama mnie z pewnością nie zgani, a przecież mogę rozporządzać swoją własnością.
— To nie to. Ale ja już wszystko mam od was i chleb i naukę i opiekę, ja więcej już wziąć nie mogę. Testem tylko biedną sierotą. Nie zapomnę o tem nigdy.
I z głośnym płaczem wybiegła z pokoju.
Sewerka została bardzo nadąsana. Okazała się przecież szczodrobliwą, a tu ta Anielka chciała nie wiedzieć czego.
W tej chwili do pokoju weszła pani Sławska.
— Cóż to się stało? — spytała — widziałam przez okno szlochającą Anielkę. Myślałam, że rozmawiacie i bawicie się w najlepsze.
— Ona jest nieznośna — zawołała zaperzona Sewerka. — Darowałam jej taką ładną szkatułkę, książki, figurkę, flakonik, piórnik, a ona zamiast mi podziękować, płacze. Ja nie chcę takiej towarzyszki, co mi po niej. Nic nie mówi, płacze, obraża się nie wiedzieć o co.
— Wiesz dobrze, iż Anielka jest chora. Panna Julia ostrzegała cię, że przez czas jakiś trzeba z nią postępować ostrożnie.
— Ja też tak robię. Darowałam jej śliczną szkatułkę, wie mama — tę z mozaiką, książki, flakonik, fig...
— Słyszałam to już — przerwała pani Sławska. — Powinnaś jednak wiedzieć, że największą wartość darom nadaje sposób, w jaki są ofiarowane.
— Przecież ja dawałam je chętnie.
— To nie dość. Trzeba dać tak, żeby nie upokorzyć. Jakżeż to było? powiedz mi wszystko.
— Powiedziałam, że mama nie chce, by pomiędzy nami była jaka różnica, więc kiedy moja szafka jest pełna różnych rzeczy i ona także mieć coś w swojej powinna.
— Nie było to wcale delikatnie z twojej strony. Przytem zapewne wyliczałaś wszystkie przedmioty darowane, jak to teraz czyniłaś?
Sewerka zarumieniła się.
— Ale kiedy to są rzeczy ładne i pożyteczne. Anielka powinna mi być wdzięczna.
— Przykro mi, jeśli sama nie rozumiesz, czem ją uraziłaś. A przytem jak widzę, dałaś jej same wybierki, chociaż je ładnemi nazywasz.
— Ona i takich nie ma — bąknęła zarumieniona Sewerka.
— Otóż to. Dałaś jej to uczuć, nasunęłaś jej myśl, że tylko zgadzając się z moją wolą, dopuszczasz ją do zupełnej równości i upokorzyłaś w dodatku, ofiarując rzeczy, które równie dobrze mogłabyś wyrzucić na śmiecie. Kiedyś już chciała zrobić jej podarunek, trzeba było wybrać to, co masz najładniejszego, co ma dla ciebie wartość największą.
— To dobre! Dla czegoż miałam robić taką ofiarę?
— To znaczy, że chciałaś okazać się wspaniałomyślną bez żadnej ofiary. Anielka zrozumiała to niezawodnie, zrozumiała też, że dla sieroty jak ona, przyjętej z łaski do tego domu, rzecz odrzucona przez ciebie będzie jeszcze zbyt piękną... Czy nie tak? Spuszczasz oczy. Niezawodnie tak było.
— Bo... bo... Anielka to powiedziała. Ale skąd mama wie?
— Odgadnąć nie trudno. Jakże mi przykro, że moja córka nie posiada delikatności uczuć. Kto cię nie zna, mógłby pomyślić, że masz złe serce..
— Mamo! wiesz przecież, że tak nie jest — zawołała rozżalona Sewerka.
— To nie dość mieć serce, trzeba je umieć okazać, wejść w położenie każdego, nikomu nie zrobić przykrości, szczególniej też tym, którzy od nas zależą.
Sewerka słuchała matki uważnie, ale przekonaną nie była.
— Mnie zawsze sprawiało przyjemność, kiedy co dostałam, nie wchodziłam w to, czy to było coś więcej lub mniej ładnego.
— A od kogo dostawałaś zwykle podarunki?
— Od mamy, babci, wujostwa.
— Więc od najbliższych, od których nic upokorzyć nie może, do których udajesz się w każdej potrzebie, zwierzasz z każdem żądaniem! To zupełnie co innego.
— Nie rozumiem dobrze tej różnicy.
Sewerka byłaby rozumiała ją z łatwością ale nie chciała, uparła się i była zadąsana.
— A czy nie pamiętasz? — spytała pani Sławska — co dostałaś zeszłego roku na gwiazdkę od tej przyjaciółki babci, którą widziałaś po raz pierwszy.
— Przywiozła mi z zagranicy taką śliczną lalkę, jakiej nie było w całym Krakowie.
— Widzisz więc, że wybrała dla ciebie coś osobliwego.
— Wiedziała zapewne, że ja mam dużo ładnych rzeczy.
— Więc widzisz sama, iż dałaś Anielce same wybierki, dla tego, że nic nie ma, że to, co odrzucasz i tak będzie dla niej aż nadto dobre. Czy zastanowiłaś się, jak to było nieszlachetnie z twojej strony.
Sewerka stanęła cała w ogniu i rozpłakała się. Ale były to łzy upokorzenia, nie żalu. Pani Sławska spostrzegła to zaraz i wcale niemi nie rozczulona, wyszła, zostawiając córkę samą.
Szukała teraz Anielki, której było jej żal widocznie. Dziewczynka ze swemi łzami wcisnęła się w kącik werendy, pani Sławska wzięła ją z sobą, a właściwie szła do sadu i pokazywała drzewa obciążone owocem.
Anielka zrazu poszła tylko, ażeby spełnić wolę swojej opiekunki, ale na widok sadu rumieniącego się i złocącego owocem, przy ciepłem jeszcze październikowem słońcu, rozjaśniła się jej twarzyczka.
Pani Sławska pozwoliła jej zerwać śliczne jabłko, na gałęzi zwieszającej się ku ziemi, a potem rozmawiała z ogrodnikiem o robotach, jakie trzeba prędko przed zimą wykonać.
Tymczasem pomimo spóźnionej pory, żółty motylek przeleciał tuż koło noska Anielki i dziewczynka gonić go zaczęła. Pani Sławska patrzała na to z uśmiechem, pragnęła gorąco, żeby to biedne, znękane dziecko w jej domu odżyło, nabrało zdrowia, siły i wyszło na pożyteczną kobietę. Anielka wzięła ją za serce swą subtelną delikatnością, i głębokim smutkiem, a przytem nie była wcale zaślepioną matką i widziała w niej przymioty, których niestety, brakło Sewerce. Towarzystwo Anielki mogło na nią wpłynąć zbawiennie. Rozmyślając nad tem, usiadła na ławce, a stary Tomasz ogrodnik zdawał jej sprawę ile już grzęd warzywnych przygotował pod zasiew i badając horyzont dowodził, że teraz, kiedy piękna pogoda, trzeba dokonać zbioru zimowych owoców i rachował wiele korcy ich będzie.
Gdy pani Sławska rozmawiała z Tomaszem, uczuła nagle na ręce, którą trzymała zwieszoną, gorące usteczka, które na niej wyciskały pocałunki. To Anielka podeszła pocichu i nie mogła się wstrzymać od okazania swojej miłości.
— Moje drogie dziecko — wyrzekła, przyciągając ją do siebie.
Oczy Anielki zabłysły, odczuła serce pani Sławskiej i pokochała ją jeszcze goręcej, bo jak roślina słońca, ona potrzebowała kochać i być kochaną. Nie umiała tego dobrze wyrazić słowem, ale za to mówiło jej spojrzenie.
— Anielko — wyrzekła pani Sławska z uśmiechem — pamiętaj, żebyś mi zawsze powiedziała swoje pragnienia, zwierzyła się, gdyby cię broń Boże co zmartwiło albo dokuczyło. Pragnę, ażeby ci w moim domu było jak najlepiej, ażebyś uważała go za dom rodzicielski a mnie za swoją najlepszą przyjaciółkę, bo byłam przyjaciółką twojej drogiej mamy.
Dzień ten pozostawił pani Sławskiej smutne wrażenie, bo zrozumiała, że nie będzie rzeczą łatwą utrzymać zgodę pomiędzy wychowanką a córką i przyuczyć tę ostatnią do właściwego postępowania.
Sewerka wprawdzie ucieszyła się jej przyjazdem, ale jak wiele jedynaczek, nie przywykła była do ciągłego towarzystwa rówieśnic. Miewała tylko gości i wiedziała, że dla nich krępować się trzeba, ale nie umiała panować nad swemi wadami i samowolą swego charakteru.
Przytem wyobrażała sobie, że Anielka jako sierota, wychowywana z łaski, będzie stosowała się do niej i ulegała we wszystkiem, był to według niej obowiązek wdzięczności. Anielka tymczasem była zupełnie inną niż sądziła, chociaż wdzięczność odczuwała gorąco, więc mimo przestróg matki czuła do niej żal, który łatwo mógł zmienić się w niechęć.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Waleria Marrené.