Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom II/Pycha/Rozdział XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Siedem grzechów głównych
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Sept pêchés capitaux
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


XV.

Wróciwszy do sali balowej, panna de Beaumesnil ujrzała w bliskości miejsca, które opuściła, Geralda de Senneterre, opartego o drzwi prowadzące do dalszych pokojów; był on nadzwyczajnie blady i głęboki smutek rozlany był we wszystkich jego rysach.
Na widok księcia de Senneterre, Ernestyna pomyślała o rozpaczy swej przyjaciółki, i pytała się w duchu jak Gerald, pomimo miłości swojej dla Herminji i pomimo ofiarowania jej swej ręki, mógł przybyć na ten bal, na którym, stosownie do umowy, zawartej z panią de La Rochaigue, miał się spotkać z Ernestyną.
W chwili, kiedy pani de Senneterre odprowadzała najbogatszą dziedziczkę Francji na jej miejsce, rzekła do niej uprzejmym głosem:
— Mój syn polecił mi prosić panią o jedną łaskę.
— O jaką, pani?
— Prosi on panią, ażebyś mu raczyła poświęcić następnego kontredansa, chociaż dzisiejszego wieczoru nie tańczy, gdyż był i jest jeszcze bardzo cierpiący. Dlatego też potrzebował on prawie nadludzkiej odwagi, ażeby przybyć na ten bal, lecz spodziewał się mieć zaszczyt znaleźć panią tutaj, a przy takiej nadziei, cudów można dokazać.
— Lecz, jeżeli pan de Senneterre nie tańczy, cóż mu po tem zamówieniu?
— Jest to tajemnica, którą on sam pani wyjaśni, jak tylko tłum tancerzy, którzy panią obiegną prośbami swemi, przerzedzi się nieco. Bądź pani tylko łaskawa pamiętać, że następny kontredans należy do mego syna... jeżeli raczysz mu wyświadczyć żądaną łaskę.
— Z największą chęcią, pani.
— Zachowaj mi pani miejsce przy sobie, proszę bardzo — rzekła księżna do pani de La Rochaigue, oddalając się od niej — pójdę tylko uwiadomić Geralda.
Podczas kiedy panna de Beaumesnil oczekiwała księcia de Sennetenre, myślała z niewinnem zadowoleniem swego prawego serca, jak bezzasadne były jej podejrzenia co do pana de Macreuse; im więcej się zastanawiała, tem więcej podobał jej się postępek pobożnego młodziana, ze względu na jego surowość; stawiała ona śmiałą jego otwartość niemal narówmi z uczuciem, którego domyślała się w Oliwierze, kiedy tenże dowiedział się niespodzianie, że został mianowany oficerem, i spoglądał na nią wzrokiem, którego szlachetne znaczenie zrozumiała.
— Są to dwie piękne i szlachetne dusze, pomyślała w duchu.
Ale panna de Beaumesnil wkrótce została wyrwana z tych miłych i pocieszających myśli; zaledwie bowiem usiadła, zaraz zbiegli się do niej rozmaici tancerze jak to przepowiedziała pani de Senneterre; postanowiwszy sobie zważać i słuchać wszystkiego, przyjmowała też wszystkie zamówienia, a pomiędzy innemi zamówienie pana de Mormand, któremu przyrzekła pierwszego kontredansa po Geraldzie.
W najwyższej niecierpliwości zbadania zamiarów tego ostatniego, i przekonania się dlaczego ją zamówił, kiedy nie tańczy wcale, Ernestyna oczekiwała z równem zajęciem jak ciekawością chwili, w której Gerald zbliży się do niej. Nareszcie spostrzegła, że opuścił swe miejsce, powiedziawszy pierwej kilka słów do ucha panu de Maillefort, którego Ernestyna od czasu owego tajemniczego spotkania u Herminji, po raz pierwszy widziała.
Spostrzegłszy margrabiego, sierota zarumieniła się mimowolnie; ale gdy powtórnie spojrzała na niego, wzruszył ją wyraz tkliwego współczucia z jakim na nią spoglądał. Kiedy nadto ujrzała jego pełen znaczenia uśmiech, uspokoiła, się wtedy zupełnie co do dochowania znanej mu tajemnicy.
Nareszcie zbliżyła się chwila w której wypadło stanąć do kontredansa. Gerald zbliżył się do panny de Beaumesnil i powiedział:
— Przychodzę podziękować pani za obietnicę, którąś pani raczyła uczynić matce mojej.
— I gotowa jestem dotrzymać jej, skoro pan...
— Jakto, ja panią zamówiłem do kontredansa? ależ ja wcale nie tańczę.
— A zatem... panie.
— Mój Boże — rzekł Gerald, uśmiechając się pomimo swego smutku — będzie to nowość, która, przekonany jestem, wielkie miałaby powodzenie, gdyby ją wprowadzono.
— Jakaż to nowość, panie?
— Dla wielu osób, a przyznaję się pani, że i ja do tej liczby należę, kontredans jest tylko pozorem do zawiązania rozmowy w cztery oczy, rozmowy może na kwadrans czasu. Otóż, czemu nie powiedzieć poprostu: Pani, czy mogę prosić panią o zaszczyt spędzenia ze mną chwilki czasu na pogadance?
— Rzeczywiście, panie, byłaby to nieraz przyjemniejsze dla tych, którzy umieją rozmawiać — odpowiedziała Ernestyna z uśmiechem;
— Właśnie, pani, o takich tylko mówię, a ponieważ daleko wygodniej jest rozmawiać na sofie, jak stojąc, przeto do tego rozmawiającego kontredansa, możnaby nawet usiąść.
— Rzeczywiście, myśl pana jest bardzo szczęśliwa.
— I pani ją przyjmuje?
— Bezwątpienia! — odpowiedziała Ernestyna, przysuwając się nieco bliżej do pani de La Rochaigue dla przygotowania Geraldowi miejsca obok siebie.
Ponieważ tańczący stanęli już w tej chwili w pogotowiu, przeto wiele miejsc pozostało próżnych.
Gerald, nie mając przy sobie żadnego sąsiada, mógł wygodnie rozmawiać, z Ernestyną, bez obawy ażeby go podsłuchano, tem więcej, że i pani de La Rochaigue, celem pozostawienia swemu protegowanemu większej swobody, odsunęła się nieco od panny de Beaumesnil, zbliżając się do księżnej de Senneterre.
Obie damy zdawały się być zupełnie obojętnemi na rozmowę Geralda z Ernestyną, przez co ułatwiły zupełnie wzajemne ich zbliżenie się do siebie.
Aż dotąd pan de Senneterre, chociaż kosztowało go to wiele pracy, rozmawiał z pewną wesołością; lecz kiedy ujrzał się prawie sam na sam z panną de Beaumesnil, rysy jego i dźwięk głosu przybrały wyraz poważny i nadzwyczajnie zajmujący.
— Pani — rzekł Gerald do sieroty głosem tak tkliwym, że ją to z początku bardzo zdziwiło — pomimo że bardzo jestem cierpiący, postanowiłem sobie jednak przybyć na bal dzisiejszy, ażeby dopełnić względem pani obowiązku człowieka uczciwego.
Gdy usłyszała te słowa, uczucie niewypowiedzianej radości owładnęło serce panny de Beaumesnil. Gerald nie chciał zwodzić Herminji; zapewne pragnął on tylko objaśnić Ernestynę, dlaczego znajdował się jeszcze w liczbie ubiegających się o jej rękę.
— Pani, — rzekł Gerald dalej — czy pani wie, jak bogatą pannę wydają za mąż?
Gdy panna de Beaumesnil ze zdziwieniem na niego spojrzał, dodał:
— Ja to pani powiem, oby tylko słowa moje zdołały panią zasłonić od wielu zasadzek... Jakaś matka, naprzykład moja matka, zresztą najlepsza, najgodniejsza z kobiet, dowiaduje się, że najbogatsza dziedziczka we Francji jest na wydaniu. Moja matka zaślepiona korzyściami, jakie przynieść mi może podobny związek, nie troszczy się bynajmniej o charakter, ani o osobę panny... Nie widziała jej nigdy, gdyż bogata dziedziczka znajduje się jeszcze za granicą. Wszystko to nic nie znaczy, o to tylko idzie, ażeby mi jeśli można, zapewnić ogromny majątek, aby dojść do celu wszystkie środki są godziwe. Moja matka, uwiedziona macierzyńską miłością, spieszy do opiekunki tej sieroty; tam następuje układ, że dziedziczka, biedna szesnastoletnia dziewica, istota słaba, bezbronna, niedoświadczona w intrygach świata, za przybyciem swojem otoczona zostanie osobami, które nią owładną zupełnie i taki wpływ na nią wywrą, że wybór jej prawie nieomylnie na mnie paść musi. Ten bezecny frymark, nie umiem tego bowiem nazwać inaczej, zostaje zawarty, wszystko umówione, wszystko, pani, nawet sposób, w jaki... przypadkowo... zostanę pani przedstawiony! Wszystko, nawet mniej lub więcej korzystne ubranie, jakie tego dnia mam włożyć na siebie... Są to drobiazgi, ale smutne! Słowem, wszystko zostaje ułożone... a ja, ja o niczem jeszcze nie wiem. Dziedziczka zaś, która znajduje się jeszcze o sto mil od Paryża, nie zna mnie wcale, równie jak i ja jej nie znam! Nareszcie przybywa. Wtedy moja matka odkrywa mi swoje plany, gdyż nie wątpi bynajmniej, że z radością je przyjmę, i ubiegać się będę za niespodzianem szczęściem, które mi podaje! Z początku jednak waham się, utrzymując, co też rzeczywiście było, że nie mam żadnej skłonności do żenienia się, i że zapewne bardzo złym będę mężem. Cóż to szkodzi, mówi moja matka, Ożeń się tylko, ona przecież tak bogata!
Tu Ernestyna uczyniła poruszenie żywej niechęci, lecz Gerald rzekł dalej:
— A jednak moja matka jest tak zacna, tak czcigodna kobieta. Lecz gdyby pani znała ten fatalny wpływ pieniędzy.
— Kochana baronowo — rzekła księżna de Senneterre pocichu do pani de La Rochaigue, podczas rozmowy Geralda z Ernestyną, która go słuchała z coraz większą radością — kochana baronowo, czy pani co rozumie?
— Nic a nic — odpowiedziała pani de La Rochaigue, również cicho lecz zdaje mi się, że mała słucha Geralda z największem zajęciem; obserwowałam ją nieznacznie, twarz jej wydawała mi się być wzruszoną, a nawet malowała się pewna radość w niej.
— Nigdy nie wątpiłam o Geraldzie; skoro tylko zechce, nikt nie zdoła mu się oprzeć, dodała zachwycona księżna. — Nasza wygrana! i ja byłam tak niedorzeczną, żem się gniewała, iż ten nędzny Macreuse ośmielił się zaprosić ją do tańca!
— Mówiłem pani, że z początku wzbraniałem się myśleć o tem małżeństwie — rzekł dalej Gerald — i postąpiłem jak człowiek uczciwy. Atoli, na nieszczęście, usilne prośby mej matki, obawa sprawienia jej smutku, niechęć ku nienawistnemu mi współzawodnikowi, zresztą, sam nie wiem, może nawet mimo mej wiedzy, ponęta tego ogromnego majątku, skłoniły mnie do odstąpienia od pierwotnego mojego uczciwego wzbraniania się, i postanowiłem uczynić pewne kroki w celu dopięcia tego małżeństwa, narażając panią na niebezpieczeństwo uczynienia cię najnieszczęśliwszą istotą w świecie, gdyż związek zawarty z chciwości, zawsze jest nieszczęśliwy...
— Jakże, czy pan trwasz jeszcze w tem postanowieniu?
— Dwaj przyjaciele, ludzie z sercem, których się w tym względzie radziłem, otworzyli mi oczy; spostrzegłem, że byłem na złej drodze, niegodnej mnie i tych, którzy mnie kochają; na to zgodziliśmy się tylko, ażebym, ulegając poniekąd życzeniom mej matki zawiązał pierwsze stosunki z ową bogatą dziedziczką a jeżelibym wtedy, zobaczywszy i poznawszy ją, pokochał, równie jakbym każdą inną panienkę bez majątku i mienia mógł pokochać, wtedy dopiero miałem się starać z mej strony o pozyskanie jej wzajemności.
— I cóż, ta dziedziczka, czy ją pan widziałeś?
— Widziałem, pani; wtedy już było za późno.
— Za późno?
— Równie nagłe jak szlachetne i szczere uczucie dla panienki, która go była godną i pod każdym względem na nie zasługuje, nie pozwoliło mi już tak ocenić, owej dziedziczki, z którą mnie moja matka usilnie chciała połączyć, jak według mego najszczerszego przekonania, godną była tego.
Usłyszawszy tak szczere i delikatne wyznanie, oszczędzające jej własną miłość, Ernestyna nie była w stanie ukryć wzruszenia serdecznej radości.
Gerald kochał Herminję, na to zasługiwała! a nadto jakże jawny złożył dowód swego pięknego charakteru, w tym szlachetnym postępku względem panny de Beaumesnil.
Radosne wzruszenie sieroty nie uszło chciwej baczności pani de La Rochaigue, która rzekła pocichu do księżnej.
— Gerald coraz dalej postępuje; przypatrz się pani Ernestynie, jak twarz jej jest ożywiona! jak jej oczy jaśnieją! jak cała, twarz promienieje!...
— Rzeczywiście — dodała księżna, przechylając się nieco naprzód, dla przypatrzenia się Ernestynie — ta biedna mała staje się niemal ładną, słuchając Geralda.
— Jest to najpiękniejszy triumf miłości, kiedy przedmiot owładnięty tem uczuciem, nabiera piękniejszej barwy — odpowiedziała pani de La Rochaigue z uśmiechem; — jestem przekonana, kochana księżno, że syn pani nie będzie nieczułym na taki triumf.
— Panie de Senneterre — rzekła Ernestyna do Geralda — dziękuję panu za jego szczerość i przestrogę, która więcej może jest uzasadniona, aniżeli się pan tego może spodziewać; lecz chociaż jestem zbyt uradowana obecnością pana, ażeby mnie miała dziwić, czy nie mogłabym się jednak dowiedzieć?..
— Dlaczego, pomimo mego postanowienia znajduję się dzisiaj ma balu?... O, mój Boże! dlatego, że chciałem korzystać z tej sposobności, może jedynej, która mogła mnie zbliżyć do pani, ażeby pomówić z panią bez świadków. A nadto, pozostawiając mą matkę aż dotąd w błędzie, mogłem panią ostrzec przeciwko wielu podobnymże planom, których o mało nie zostałem wspólnikiem; lękam się zaś, że mało ludzi będzie równie sumiennych jak ja. Pani opiekun i rodzina jego podadzą chętnie rękę wszystkim intrygom, które dla nich będą korzystne... Co się tyczy pani szczęścia, ustalenia jej przyszłości, mało ich to obchodzi! Jest to bolesne, pani, bardzo bolesne, i tem większą sprawiłoby mi przykrość uczynienie serca pan; nieufnem i niespokojnem, gdybym pani nie mógł wskazać zarazem innego, szlachetnego, wzniosłego serca; to jest człowieka, którego źli i podli tak się lękają, jak prawi kochają i szacują! Połóż pani w człowieku tym swoje zaufanie, zupełne zaufanie... Zdaje mi się bowiem, że go w oczach pani niegodnie oczerniono.
— Zapewne pan mówi o panu de Maillefort?
— Tak jest, wierzaj mi pani, nie znajdziesz nigdy pewniejszego, wierniejszego przyjaciela! Jeżeli pani nasunie się jakaś wątpliwość, udaj się do niego. Niema nikogo, coby miał lepsze serce, większą przenikliwość od niego. Pod jego kierunkiem uniknie pani wszelkich zasadzek, jakimiby panią chciano otoczyć, albo jakie już może na panią zastawiono.
— Panie de Senneterre, nigdy nie zapomnę pańskiej rady, dziś nawet doznaję już zupełnie innego uczucia dla pana de Maillefort, po mojej pierwszej ku niemu niechęci, która mnie jeszcze zasmuca, a którą tylko niecne oszczerstwa we mnie obudziły.
— Nasz kontredans już się kończy pani — rzekł Gerald z przymuszonym nieco uśmiechem — korzystałem ze szczęśliwej sposobności, która mi się nadarzyła. Jakkolwiek wiele kosztować mnie będzie zasmucenie mej matki, pomimo tego jednak dowie się ona jutro o mojem postanowieniu.
Serce Ernestyny ścisnęło się na myśl, że nazajutrz Gerald wyzna zapewne matce swą miłość dla Herminji.
— Jakież to okropne będzie oburzenie pani de Senneterre! Jej syn przekłada nad najbogatszą dziedziczkę we Francji, biedną sierotę bez imienia, bez majątku!
I chociaż panna de Beaumesnil nie znała warunku, pod jakim Herminja chciała zezwolić na połączenie się z Geraldam, przeczuwała jednak trudności, stojące na przeszkodzie temu związkowi, i ze smutkiem odpowiedziała Geraldowi:
— Bądź pan przekonany, panie de Senneterre, że odpłacając panu to szlachetne współczucie, jakiego dla mnie doznajesz, zanoszę do nieba najszczersze, najgorętsze życzenia o pomyślność pana i osoby, którą kochasz. Żegnam pana, spodziewam się, że zczasem będę mogła dowieść panu, jak mnie ujął i wzruszył szlachetny jego ze mną postępek.
Ponieważ kontredans już się skończył, przeto kilka dam powróciło i zajęło swoje miejsca obok panny de Beaumesnil. Gerald ukłonił się sierocie, a będąc bardzo cierpiącym i znużonym, chciał zupełnie opuścić towarzystwo i zabawę.
Księżna de Senneterre, równie jak i pani La Rochaigue zachwycona malującem się na twarzy Ernestyny zadowoleniem, rzekła pocichu do baronowej:
— Postaraj się pani dowiedzieć, jakie też wrażenie uczynił mój Gerald.
Wskutek tego pani de La Rochaigue pochyliła się ku Ernestynie i powiedziała jej do ucha:
— Nieprawdaż? moje piękne dziecię, że on jest bardzo przyjemny!
— O! pani, niepodobna być przyjemniejszym, niepodobna znaleźć szlachetniejsze i delikatniejsze uczucia.
— Teraz moje dziecię, jesteś już prawie księżną de Senneterre. Od ciebie to tylko zależy.... powiedz... o! powiedz prędko... szczerze... serdeczne... przyjmuję.
— Pani, słowa pani mieszają mnie okropnie — odpowiedziała Ernestyną, spuszczając oczy.
— Dobrze, dobrze! rozumiem już — dodała zachwycona pani de La Rochaigue, była bowiem przekonana, że tylko lękliwa nieśmiałość wzbrania Ernestynie uczynić skwapliwie wyznanie, iż pragnie zaślubić Geralda.
— I cóż! kochana pani — rzekła księżna do baronowej, lekko trącając ją łokciem — nieprawdaż, że jej zawrócił główkę?
— Najzupełniej, kochana księżno! ale daj mi pani rękę, musimy natychmiast poszukać pana de Senneterre, ażeby mu powinszować jego szczęśliwego powodzenia.
— Ah! nakoniec! ileż to pracy kosztowało! Teraz już mamy w ręku to ukochane dziewczę! Teraz Gerald jest najbogatszym panem we Francji. Co się tyczy naszych drobnych układów, kochana baronowo — dodała pani de Senneterre cicho — nie potrzebuję pani powtarzać, jak ściśle i sumiennie zostaną one dopełnione. Memu synowi, ma się rozumieć, nic o nich nie wspomniałam, ale już ręczę za niego.
— O! nie mówmy o tem, kochana księżno; ponieważ jednak pani de Mirecourt w całej tej sprawie prawdziwie wzorowo postępowała, czy pani nie uważa, że przyzwoicie byłoby, ażeby jej...
— Nie inaczej, ma się rozumieć! — przerwała pani de Senneterre z pośpiechem — nic sprawiedliwszego, pomówimy jeszcze o tem. Teraz poszukajmy tylko prędko Geralda; czy go pani gdzie nie widzi?
— Nie, kochana księżno; ale zapewne on będzie w galerji, pójdźmy tam.
Poczem pani de La Rochaigue zwróciła się do Ernestyny mówiąc:
— Opuszczamy cię na chwilkę, moje piękne dziecię Idziemy bez ceremonji uczynić kogoś najszczęśliwszym w świecie.
I, nie czekając odpowiedzi Ernestyny, baronowa podała rękę pani de Senneterre, i obie udały się z pośpiechem do galerji.
Pan de Maillefort, który zdawał się tylko oczekiwać oddalenia obu kobiet, zbliżył się teraz do panny de Beaumesnil, ukłonił jej się, i korzystając z praw swojego wieku, zajął obok młodej sieroty miejsce, które dopiero co opuściła pani de La Rochaigue.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.